- Heh, różnie to bywa! Chodź kolego, napijemy się - człowiek z irokezem raczej nie przejął się chłodnym tonem Opliko i nadal żywił nadzieję na coś więcej.
Grupa chissów razem z Opliko i jego nowym "towarzyszem" przepchnęła się w końcu do baru by usiąść i zamówić coś do picia. Adorator poprosił o dwa drinki o dźwięcznie brzmiącej nazwie "Motyli śpiew". Po chwili dwie szklanki z zielonkawa cieczą znalazły się przed nimi. Niestety nie podał ich barman a jedna z pomagających mu kelnerek i Opliko na razie jedynie mógł lepiej przyjrzeć się właścicielowi przybytku. Kalamarianin według standardowych norm trzymał się dość dziarsko. Sprawnie i szybko obsługiwał większość klientów, część zamówień pozostawiając swojej pomocnicy. Jego duże, osadzone po bokach głowy oczy nieustannie się poruszały, jakby chciał obserwować wszystko, co dzieje się w klubie. Na jego szarej skórze odbijały się światełka migotających lamp dyskotekowych. Starał się zamienić chociaż kilka zdań z każdym, kto do niego zagadał.
- Tak w ogóle, to jestem Ag'athor - jego zalotnik przypomniał o sobie.
Opliko odwrócił się w prawo, w jego stronę. Nadal zachowywał się chłodnie i z dystansem, co nieco zdeprymowało już człowieka z irokezem. Najwyraźniej nie tego się spodziewał. Być może nawet nie był doświadczony w klubowym podrywie i chiss był jego pierwszym nietrafionym celem. Opliko skinął mu głową i wypił swój drink. Płyn smakował jakimiś cytrusowymi owocami i miał przyjemny, kwiatowy zapach. Nie był mocny, za co chiss dziękował losowi, bo przecież miał tu robotę do wykonania. Jego towarzysz dopił swój napój i już miał coś powiedzieć, ale ledwo otworzył usta a zostało mu przerwane.
- Dzięki za drinka - Opliko pozostał nieubłagany - Jesteś w porządku, ale naprawdę, idź poszukać szczęścia gdzie indziej.
I tak oto skończyła się teoria wielkiego podrywu. Zasmucony niedoszły adorator zrozumiał w końcu, że nic nie wskóra. Wymamrotał coś na pożegnanie i zniknął w tłumie na sali. Być może poszedł zapijać smutki albo za chwilę znajdzie swoją nową wielką miłość. W każdym razie Opliko udało się całkiem sprawnie wyrwać z niezręcznej sytuacji i nie wzbudzić sensacji w miejscu, w którym każdy oczekiwał tolerancyjnego zachowania.
- No no, nieźle jak na pierwszy raz - jego niebieskoskórzy koledzy mimo, że poradził sobie całkiem sprawnie i tak mieli niezły ubaw - Czasem się tu tacy trafiają, ale to miejsce przynajmniej pozwala każdemu na chwilę spokoju.
- Ta... Dobra, idę zamówić coś innego do picia.
Był to dobry pretekst do tego, by podejść w końcu do kalamarianina. Właściciel lokalu akurat miał wolną chwilę, która wykorzystywał na ustawienie kolejnych szklanek za konturem prosto z myjki. Nadarzyła się idealna okazja, by z nim porozmawiać.
- Cześć! Macie tu coś dobrego?
- Ho ho! Pierwszoroczniak, co? Pewnie koledzy cie tu przyciągnęli. Myślę, ze będę coś dla ciebie miał - wydawało się, że mrugnął do niego jednym ze swoich wielkich oczu.
Zaraz potem postawił przed chissem tym razem niebieski płyn z unoszącą się z niego lekka mgiełką. Płyn był bardzo zimny w dotyku, w chwilę zdążył wychłodzić cała szklankę.
- Pij ostrożnie. Moja specjalność z suchym lodem w środku. I jak, smakuje?
- Mhm - Opliko wziął delikatny łyk i poczuł przyjemne zimno rozlewające się w przałyku. Płyn lekko szczypał w język.
- Super! - kalamarianin roześmiał się przyjaźnie - To jak się podoba moja nowa buda?
- Całkiem niezła. Nie myślałem, że znajdę tego typu miejsce na wyższych poziomach. Imperium raczej nie patrzy zbyt przychylnym okiem na takie kluby.
- Ano - stwierdził z grymasem - Przeklęte głupki zamknęły mi poprzedni lokal. A był w znacznie lepszym miejscu, bliżej środka kampusu.
- Ale widzę, że klienci i tak wrócili. Jakość swoje robi. Każdy szuka swojego miejsca. A za co w ogóle cie zamknęli?
- Za czystość i jakość żarcia. Wyobrażasz sobie! Przeklęty bufon. Jeden urzędas co to chyba ma we łbie tylko tą czystość rasową chyba obrał sobie za cel powrót do czasów z przed lat! Głupek.
- Ale to taki jeden, czy więcej takich na uczelni?
- Jeden. I gdzie tam na uczelni. Zwykły śmieć z administracji niższego szczebla. Przylazł z kontroli sanitarnej. Uczelnia na szczęście nie ma nic do tego. O, zagadałem się z tobą, a tam już następni czekają.
To był definitywnie koniec rozmowy. Barman ponownie wpadł w wir zamówień, a kolejka nowych gości i stałych bywalców przy kontuarze mówiła raczej, ze Opliko już nie będzie miał okazji, by dalej pociągnąć za język. Mógł za to wykorzystać czas, by poobserwować lokalną społeczność. Ku swojemu lekkiemu zaskoczeniu musiał przyznać, że nie wszyscy wyglądali tu na "żyjących inaczej". Poza wszelką gamą odmienności było tu tez sporo zwykłych studentów, którzy po prostu chcieli się bawić. Część z nich tańczyła na parkiecie, część piła przy barze albo stolikach, część stało pod ścianami i rozmawiało, przy okazji paląc mniej lub bardziej legalne używki. Jego grupa znajomych siedziała tam, gdzie ich zostawił. Sam nie pił już więcej ponad drink, który zamówił, ale wraz z ilością wypitego alkoholu przez jego kolegów, ich rozmowy coraz bardziej schodziły na tematy wokół Dominium albo polityki. Przynajmniej mógł posłuchać czegoś o rodzinnych stronach. Kiedy wybiła pierwsza standardowego czasu, zaczęli się zbierać. Opliko pożegnał się z resztą i wrócił do swojego przydzielonego lokum w budynku uczelni.
Nad ranem obudził go dźwięk przychodzącej wiadomości. Dotarł do niego kolejny raport.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryMasz (twoja postać) dzień na przeanalizowanie otrzymanych treści. Możesz w odpisie napisać, czy coś z tym robisz.
- Rozkaz, rozkaz - rzuciła Elayne, chociaż niezbyt entuzjastycznym tonem. Najwyraźniej liczyła na chwilę odpoczynku, pilnując pracowni naukowca.
W hangarze zabawili już niedługo. Z resztą dzień zbliżał się ku końcowi i większość z pracowników kończyła na dzisiaj swoje zadania. Razem z profesorem udali się z powrotem do jego pokoi, po czym Lucius poszedł pomóc Elayne w sali A69. Serithowi starczyło chwili, by trochę się odświeżyć i coś zjeść, po całym dniu pilnowania naukowca, gdy w końcu odezwała się Naya.
- Sir, mam informacje o rektorze. Posłuchałam plotek, sprawdziłam dane i wygląda na to, że może mieć romans z jedną z pracownic uczelni. Ithorianka o imieniu Gaawala pracuje na posadzie profesora w katedrze generatorów pola. Jest bardzo młoda, choć szybko awansowała i rozwijała swoja karierę naukową. Sprawdziłam też studentów, bo Opliko poszedł wypadać właściciela tego zamkniętego klubu. Wydaje się być to naprawdę duża grupa, która była bardzo zadowolona z poprzedniego lokalu. W mediach społecznościowych narzekali na decyzję kontroli higienicznej, ale bez wyraźnych oznak podjęcia lub zamiaru podjęcia jakichś działań w tej sprawie. Z tego, co wyczytałam, była to też decyzja tej inspekcji tak naprawdę, a nie władz uczelni. Pewnie wina spadła na nich tez przez biurokratyczną machinę papierkową. Nawet nie zauważyli, który klub zamykają. W każdym razie właściciel szybko otworzył nowe miejsce i sprawa się uspokoiła.
***
Następny dzień zaczął się wcześnie. Nocne warty przebiegły spokojnie i nawet udało im się wyspać, pilnując na zmianę profesora. ten jednak wstał z samego rana. Z początku sprawiał wrażenie, że komisja do spraw indywidualnego toku nauczania nie jest jego ulubionym obowiązkiem, teraz jednak jakby się aż na nią spieszył. Może po prostu chciał mieć już ja za sobą...
Jeśli rzeczywiście tak było, to plan ten się nie udał. Kiedy tylko przybyli pod salę A69 ich oczom ukazał się obraz, który wcześniej sugerowały im kamery. Ogromna liczba kandydatów ustawionych w kolejkę. Od razu było widać, że komisja zajmie im cały dzień. W tłumie oczekujących można było zobaczyć dzieciaki w różnym wieku. Niektóre mogły chodzić do czegoś na kształt szkół średnich, niektóre były młodsze i przyszły jeszcze z rodzicami. Zdecydowaną większość stanowili ludzie. istoty innych ras stanowiły pojedyncze przypadki i bardzo podejrzliwie spoglądały na pozostałych zebranych. Ciekawym było to, że kandydaci należeli do naprawdę różnych grup społecznych. Od spodziewanej arystokracji, która upchnęła się bezczelnie na początku kolejki, przez klasę średnią pracującą na niższych poziomach, po naprawdę biednie wyglądających ludzi, którzy niemal kurczyli się w tym tłumie ze wstydu.
Przed wejściem ludzie Tallava jeszcze raz sprawdzili salę. Poza ich sprzętem, rozstawionym gdzie było trzeba, salę przygotowano jak na przesłuchania naukowe przystało. Za długim stołem były miejsca dla trzech osób: profesora i dwóch jego asystentów, których Serith sprawdził już wczoraj. Po przeciwnej stronie był stół i krzesła dla kandydata oraz poustawiany obok cały zestaw przyrządów i urządzeń naukowych, które mógł wykorzystać do prezentacji. Z sufitu wyświetlał się interaktywny projektor, który łatwo pozwalał opisać większe prace. Serith i jego ludzie zajęli miejsca pod ścianami i przy drzwiach.
- No dobra, zaczynamy - profesor usiadł za stołem - wpuszczajcie ich pojedynczo.
Zaczęli wpuszczać kandydatów. Musiał z żalem przyznać, że klasa arystokratów go rozczarowała. Większość zgłaszających się należała do tego typu ludzi, co jego "ulubiony" kuzynek. Aroganccy, zadufani w sobie, którzy sadzili, że im się należy "bo tak". Z całej grupy profesor zaakceptował tylko dwóch chłopaków, na oko czternastoletnich, którzy przedstawili naprawdę skomplikowane wyliczenia matematyczne jakiejś teorii, o której Tallav nie miał zbyt wielkiego pojęcia. profesor z uznaniem kiwal głową, choć nie było widać na jego twarzy zbytniego entuzjazmu. natomiast pozostałych lepiej urodzonych, odprawił przy głośnym wykrzykiwaniu przez nich wyzwisk i gróźb, że każdy z nich użyje odpowiednich kontaktów.
- Nie przejmujcie się. Zawsze to tak z nimi wygląda - uspokajał ich jeden z asystentów.
Za to grupa zwyczajnych obywateli niemal od razu okazała się obiecująca. Pierwszy wszedł nastoletni chłopak, który może za rok mógłby już nawet zacząć studia. Zwykły tok nauczania najwyraźniej mu nie odpowiadał i postanowił zdobyć się na coś więcej.
- Siadaj. Co nam chcesz dzisiaj pokazać?
- Nic, panie profesorze - wywołało to mała konsternację na twarzach zebranych.
- Jak to nic?
- Nic nie będę pokazywał, bo profesor widzi to już odkąd minął mnie w kolejce. Już tłumaczę.
Po tych słowach chłopak przeszedł przez ustawiony na środku stół. Serith mrugnął oczami, ale tak. Chłopak przeszedł przez stół! Po wszystkim uśmiechnął się w stronę zebranych, po czym jego obraz zniknął a w jego miejsce pojawiła się mała lewitująca kulka. Lucius już ruszył się z miejsca, gotowy na zagrożenie, ale okazało się to niepotrzebnie.
- To skonstruowana przeze mnie sonda. Ma pole maskujące, które pozwala ukryć ją przed wzrokiem i jednocześnie wyświetlać bardzo dokładną projekcję. Widzę, że pana ochrona zdołała się nabrać. Sam siedzę teraz w mieszkaniu. W swojej konstrukcji wykorzystałem rzadki kryształ z rodzimej planety, pozwolił na mocne skupienie obrazu. Uważam, że da się technologie zastosować także w większej skali.
- Niesamowite! Naprawdę! - profesor zdawał się rozpromienić - Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko cię przyjąć. Zgłoś się osobiście dzisiaj wieczorem do sekretariatu studiów indywidualnych. Informacje zaraz wyślemy ci na twój kontakt. Tylko tym razem przyjdź osobiście - mrugnął do nowego studenta porozumiewawczo.
Podobnych talentów było jeszcze sporo, choć już nie przedstawiali tak ekstremalnych dla nerwów ochrony wynalazków i pomysłów. Wszyscy przyjęci mieli zgłosić się później do sekretariatu, co oszczędzało im trochę biurokratycznej roboty i przyspieszało cała komisje. Zbliżali się już do końca.
- I kolejny kandydat. Jak się nazywasz dziewczynko?
- Anna - odpowiedziała popielatowłosa dziewczyna w wieku może dziesięciu lat, z aktóra stała ściskająca kciuki mama.
- No to Anno, do dzieła.
Dziewczynka ustawiła na stole dziwne ustrojstwo, którego przeznaczenia Serith nie mógł odgadnąć. Kiedy jednak zostało uruchomione,w pomieszczeniu rozległ się śpiew ptaków chyba z najróżniejszych stron Galaktyki. jednocześnie zapachniało świeżą trawą i kwiatami. Dźwięki i obrazy co chwila zmieniały się. Po minach zebranych wydawało się, ze urządzenie po kolei przystosowuje się do każdego z zebranych w sali, jakby każdemu chciało sprawić przyjemność. W pewnym momencie coś jednak zgrzytnęło i urządzenie przestało działać.
- Ojej, proszę poczekać! ja zaraz naprawię!
Nie czekając na zgodę dziewczynka rzuciła się do szukania źródła awarii. Jej mama wyraźnie zdenerwowała się niepowodzeniem córki, ale pozwoliła jej samemu poradzić sobie z problemem. Dziewczynka pracowała niesamowicie szybko. Serith był pod wrażeniem, jak zręcznie i sprawnie pracują jej małe rączki. W pewnym momencie miał wrażenie, że dla jego oczu jej ręce się niemal rozmazały, taka była szybka.
- Insteresujące - szepnął profesor do siebie.
- Znowu działa!
I rzeczywiście. Do pomieszczenia wrócił śpiew ptaków i przyjemne zapachy. Anna z niepewną miną czekała obok na werdykt Shito. Niepotrzebnie, bo profesor był urzeczony tym, co zrobiła. Polecił jej mamie bezwzględnie przyprowadzić córkę wieczorem do sekretariatu i zapewnił, że na pewno zostanie przyjęta. Obie z uśmiechami na twarzach opuściły salę, zabierając ze sobą niestety śpiew ptaków. Po nich było jeszcze kilka osób i wreszcie nadszedł koniec.
- No, to był już chyba ostatni kandydat. Ech, jak zwykle zeszło mi na tą komisję zbyt dużo czasu. No trudno. Skoro jest tyle zdolnych dzieciaków, trzeba ich przygarnąć, prawda? Chodźmy już do mojej pracowni. Zjemy coś, a potem ja może posiedzę nad papierami.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryMożesz opisać od razu wszystko, co robiłeś przez cały dzień, łacznie z czasem po komisji.
- Przyjąłem - rozległa się w jego hełmie krótka odpowiedź od pilota.
Tak, jak przewidywał, transport beczek musiał przebiegać ostrożnie i to trochę ich opóźniło. Na szczęście nie musieli przenosić ich wszystkich, wystarczyło tylko kilka. Kiedy tylko zapakowali je do windy, ruszyli do szybu, zostawiając Codexa i Hexa z materiałami wybuchowymi.
Już kiedy wchodził po drabince na górę, zaczął odczuwać skutki działania gorącej cieczy lejącej się z węzła. Wyglądało na to, że nadal nikt nie zajął się przerwaną rurą i na budynek wylały się już niepoliczalne ilości gorącej cieczy. Ściany wytrzymały, ale wszystko w środku było jak w piekarniku. Ich filtry mocno pracowały oczyszczając wilgotne i gorące powietrze do znośnych dla organizmu parametrów. Ciała gangsterów zaczynały się już przypiekać i pewnie poza gorącem, wszędzie unosił się już zapach palonych ciał. Wszystko, co leżało w magazynie albo rozgrzało się do czerwoności albo zbliżało do temperatury samozapłonu. Musieli bardzo uważać. Na szczęście mechanizm windy jeszcze zadziałał. Elektronika wytrzymała jakoś panujące warunki i dwóch jego ludzi zabrało się już za ostrożne wyjmowanie beczek. Musieli przetaszczyć trzy z nich, dwie w głąb magazynu, trzecią do pomieszczenia z warsztatem, by załatwić jednym wybuchem cały budynek. Na odchodnym zostawili też jeden ładunek piętro niżej, tym samym doprowadzając za chwilę do potężnego wybuchu składowiska cordylleum. Jego ludzie rozstawili ładunki. Dwójkami, druga osoba na wszelki wypadek osłaniała pierwszą. Po czterech minutach od wydania rozkazów byli już na zewnątrz, wychodząc tą samą drogą, którą tu przyszli.
Dopiero teraz dostrzegli skalę zniszczenia poczynioną przez uszkodzone rury. Cały plac zalany był gorącym płynem, który gotował ciała tych, którzy wcześniej padli pod strzałami Codexa na zewnątrz. Ale ciecz spływała dalej, zalewając tereny, na których według rozeznania mieszkali już jacyś cywile. Z daleka słychać było krzyki ratujących się istot. Ruszyli dalej, oddalając się od kompleksu, który zamierzali wysadzić. Pod naporem gorąca, okoliczne źródła światła wysiadły, więc ponownie musieli przejść na noktowizję, by cokolwiek widzieć. W odpowiedniej odległości od siedziby gangu dotarli do czekającego już na nich transportowca. Nie czekając wpadli na jego pokład i Gveir dał sygnał do odlotu. Gdy unosili się nad warstwą budynków tego poziomu, odpalił ładunki.
Ognista kula wybuchu wystrzeliła wysoko ponad zabudowania tego piętra, a odgłos wybuchu potoczył się na wiele kilometrów.. Gdyby stali na metalowej konstrukcji podłoża, prawdopodobnie odczuliby silne drgania od siły wybuchu. Analiza przybliżenia z kamer wykazała niemal całkowite zniszczenie kompleksu, łącznie z zapadnięciem się konstrukcji w dół. Stopieniu i zawaleniu uległy też wszystkie sąsiadujące z siedziba gangu budynki. Rozgrzana ciecz, zalewające wcześniej plac, wyparowała w jednej chwili. Siła wybuchu wygięła tez rury doprowadzając do zatrzymania wycieku. Siła wybuchu była na tyle duża, że jeśli szef szajki choć chwilę zwlekał i nie uciekł wystarczająco daleko podziemnym tunelem, mógł skończyć przywalony gruzami. Tym razem zdarzenie było już tak poważne, że na miejsce zaczęły w końcu zlatywać stare, zdezelowane droidy ratownicze.
Lot z misji do bazy zawsze trwał jakby krócej. Cała adrenalina, która powoli schodziła z wytężonych w wysiłku mięśni i z umysłu skupionego na walce, powodowała teraz przyjemne odprężenie. Misja, w której nikt z nich nie odniósł poważniejszych ran, zawsze była sukcesem. Mogli więc pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Wkrótce dotarli na orbitę planety, gdzie pilot od razu skierował statek do hangarów czekającego już na nich ISD "Nova". Po dotarciu na miejsce, zebrał swoich ludzi na płycie hangaru.
- Idę zdać raport pułkownikowi. Hex do skrzydła medycznego. Jesteście wolni na tą chwilę.
Gveir udał się do biura Borgisa. Jego praca związana z otrzymanym zadaniem jeszcze się nie skończyła. Normalnie raport po udanym zadaniu nie był dla niego czymś niezwykłym czy stresującym, ale w pracy dla wydziału wewnętrznego ISB było trochę inaczej. Tutejszy dowódca był... inny. Za pierwszym razem zdając raport musiał być gotowy na udziwnienia dowódcy. Wkroczył do gabinetu. Pułkownik siedział za biurkiem, utrzymanym jak ostatnio w ascetycznym porzadku, z dłońmi splecionymi w piramidkę. Nawet, kiedy pozwolił mu wejść, nie przerwał najwyraźniej swoich rozmyślań. Po chwili się odezwał, wpatrując się wprost w oczy Gveira, który stał z hełmem pod pachą i tym razem mówił tym spokojnym, wolniejszym tempem.
- Twój człowiek - Hex - będzie sprawny na jutro. Za dzień dostaniecie tez kolejne zadanie. Teraz mów, raport proszę. Chcę widzieć, co widziały twoje zmysły, a nie co pokazywały mi kamery w twoim hełmie. Proszę wyrazić też swoje zdanie, jaki związek gang miał z zamachem i związki z przetrzymywanym jeńcem.
Raport był... nietypowy, a przynajmniej miał być uzupełniony o nietypowe elementy. No ale w końcu czego innego można było spodziewać się od inkwizytora...
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryZdajesz raport i wychodzisz, Borgis cię nie będzie męczył. Potem opisz coś więcej, co robisz przez dzień. Twój człowiek pojutrze będzie sprawny.