Serith
Warty przebiegły im spokojnie i zanim się spostrzegli, nadszedł kolejny dzień a wraz z nim rutynowe przygotowanie miejsca pracy do profesora. Ochraniana przez nich osoba miała najpierw dać wykład, ponownie z fizyki hipernapędu w tej samej auli co poprzednio, a potem kontynuować prace w hangarze badawczym. Serith wysłał więc Nayę i Luciusa do sprawdzenia zamontowanych dwa dni wcześniej zabezpieczeń. Oni zaś czekali, aż profesor wstanie i przygotuje się do dzisiejszego dnia. Podczas porannych zajęć ci, którzy pełnili wartę, mieli jeszcze czas na krótką przerwę. W tym czasie wróciła Naya, meldując, ze wszystko sprawne i gotowe. Lucius został na miejscu, by przypilnować sali.
- W porządku, ruszamy. Panie Shito, trzyma się pan blisko nas - rozkazał dowódca.
Zjechali windę na niższy poziom, po czym skierowali się korytarzami na miejsce. Jak zawsze, na niższych pietrach pełno było już studentów i naukowców śpieszących załatwić swoje sprawy. Przed salą zgromadził się taki sam tłumek, jak ostatnio i Tallav już wiedział, ze przed każdym wykładem czeka ich wyzwanie w zapewnieniu profesorowi bezpieczeństwa. Dzisiaj zajęcia odbywały sie chyba dla tego samego roku, co ostatnio. Tallav rozpoznał grupę chissów, chociaż bez Opliko, który nie dał znaku życia od wczoraj. Nie miał czasu się jednak tym teraz przejmować, bo tłum był naprawdę gęsty. niektórzy z bogatszych studentów przyprowadzili nawet ze sobą droidy. Serith rozpoznał też inne grupki, w tym i pilnych kujonów, którzy wyróżniali się w szczególności na ostatnim wykładzie, notując niemal każde słowo. Jeden z tych studentów na widok zbliżającego się profesora odłączył się od kolegów i skierował w ich stronę. W ślad za nim podążył jego droid protokolarny.
- Panie profesorze! Mogę mieć pytanie? - student starał się przekrzyczeć zgromadzony wokół tłum i podejść jak najbliżej, żeby mieć w ogóle jakiekolwiek szanse na rozmowę.
Opliko
Na pierwszy wybór padł warsztat niejakiego Bin Bina. Opliko zgadywał, że był to raczej jakiś pseudonim lub ksywa, bo właściciel był człowiekiem. Mieścił się na jednym z pięter "średniego" poziomu wielkiego miasta. Po krótkim kluczeniu wśród alejek dotarł w końcu do poszukiwanego miejsca. Warsztat, a raczej zapyziała dziura, jak na gust chissa, miał nad wejściem w połowie wyblakły neon ogłaszający "Bin Bin. Złota rączka". Sądząc po wyglądzie tego miejsca, był to raczej pusty slogan i przechwałka.
Wszedł do środka. Wnętrze rozświetlały dwie duże jarzeniowe lampy pod sufitem. Za drzwiami było trochę przestrzeni, jednak większość podłogi i półek wokół była zagracona różnym złomem. Przed nim był kontuar, za którym stał droid protokolarny. Był brudny i wyraźnie nienasmarowany, by skrzypiał niemiłosiernie. Pokrywę torsu miał zdjętą i widać było pod nią plątaninę szarych kabli. Gdy Opliko wszedł do środka, czujniki wzrokowe droida zaświeciły się i zwrócił na przybysza swoją uwagę.
- Dzień dobry. Droid B-678-C3. Proszę podać nazwę części, a ustalimy jego cenę.
- Szukam właściciela, Bin Bina - zaczął chiss.
- Brak podanej części w zbiorze - odezwał się beznamiętnie droid - Proszę podać nazwę części, a ustalimy jego cenę.
- Nie chcę twoich części, szukam właściciela...
- Brak podanej części w zbiorze. Proszę podać nazwę części, a ustalimy jego cenę.
- Dobra, na tym dysku masz część, której szukam - Opliko spróbował obejść logikę B-678-C3 sposobem i podął mu dysk.
- Nie skupujemy sprzętu. Brak podanej części w zbiorze. Proszę podać nazwę części, a ustalimy jego cenę.
I to by było na tyle. Z droida za kontuarem nic więcej nie dało się uzyskać. Opliko rozejrzał się za to po warsztacie. Wyglądał na opuszczony, przynajmniej od jakiegoś czasu. W jednym kącie zauważył jednak jeszcze jednego droida. Tym razem przerobionego B-1, który chyba robił za ochroniarza. Najwyraźniej właściciel zostawił blaszaki do pilnowania interesu i sie ulotnił.
Po pierwszej porażce w poszukiwaniach Opliko postanowił sprawdzić następny sklep z listy. Tym razem nie było nazwy, jakby właściciel zdecydował się nawet nie nazywać swojego interesu albo po prostu był to jedynie zwykły stragan gdzieś przy jednej z dróg albo na jakimś targu starociami. Był za to adres i za nim chiss podążył. Na miejscu natrafił jednak na pustkę. Nie było ani sklepu, ani straganu, ani niczego, co by wskazywało na to, że ktoś kiedykolwiek przy tej ulicy sprzedawał części. postanowił popytać ludzi wokół. Ci jednak nie potrafili go nakierować. Temat nie dawał mu spokoju i zawzięcie próbował dalej. Zeszło mu na poszukiwaniach i wypytywaniu miejscowych, czy to na ulicy, czy w okolicznych kantynach i barach, kilka najbliższych standardowych godzin. Nieliczne promienie gwiazdy Hosnian Prime przestały już docierać na ten poziom. I jedyne, czego dowiedział się podczas całego dnia, to że był w tym miejscu kiedyś zakład niejakiego Thody Hazza, ale mechanik zamknął go niecałe dwa standardowe lata temu.
Dzień zbliżał się ku końcowi i potrzebował odpoczynku. Poszukiwania wznowił więc następnego dnia. Tym razem udał się do warsztatu Prato Vraskijandisa, trzeciego na otrzymanej liście. Prowadził go człowiek, który akurat stał na ulicy, gdy Opliko podszedł do witryny.
- Ach klient! Zapraszam do środka! - odezwał się podstarzały mężczyzna, otwierając drzwi i prosząc chissa do warsztatu.
Na oko właściciel miał coś koło pięćdziesiątki. Brakowało mu trzech przednich zębów i miał spory kawałek łysiny w miejscu dawno zagojonej blizny na głowie. Ubrany był w zwykłe robocze ciuchy, z których wystawała paczka fajek, które palił przed przybyciem klienta. Wnętrze jego sklepu było bardziej uporządkowane. Za ladą widać było trochę gratów i warsztat, jednak magazyn musiał być na tyłach, bo w sporym kawałku sklepu było luźno, a najlepsze części ułożono za sklepową witryną.
- W czym mogę służyć?
Gveir
Hex dołączył do nich już wczoraj wieczorem. Na szczęście cały i zdrowy. Już na spokojnie, po misji, oceniał nowe pancerze w samych superlatywach. Byli więc znowu w komplecie. Następny dzień zaczął się wcześnie. Odprawa u pułkownika Borgisa była krótka i treściwa. Dowódca jak to miewał w zwyczaju, wyrzucał z siebie potok słów.
- Wasze następne zadanie. Na jednym ze środkowych poziomów miasta jest kilka warsztatów, do których zapuszczał się profesor Shito. Dwójka z właścicieli zniknęła i porzuciła swoje warsztaty. Grupa Kuat donosi, że jeden z nich, niejaki Bin Bin, był widziany na terytorium kolejnego z gangów na niższych poziomach. W ścisłym, pilnie strzeżonym centrum tego gangu. Gang nazwał się ambitnie Furią. To nie są już amatorzy. To oni rządzą większością tego sektora. Miałem ich zostawić na potem, ale sytuacja wymaga nagłej interwencji. Informacje nie są potwierdzone, a teren jest szczególnie niebezpieczny. Wasze zadanie to odnaleźć Bin Bina. Żywego odstawić na okręt do celi na spotkanie ze mną. Martwego przywieźć. Macie pozostać niezauważeni. Akcja po cichu i bez rozwalania. W razie konieczności walki, nie dać przeżyć nikomu, kto mógłby poświadczyć o obecności wojska na tym obszarze. Współrzędne obszaru i miejsca lądowania macie juz przekazane. Możecie odejść.
Wychodząc, Gveir zauważył jeszcze, że pułkownik zdaje się być trochę... zniecierpliwiony? A może rozkojarzony? Na pewno coś musiało zaprzątać mu głowę, co oznaczało, że ogół sytuacji musiał się mocno komplikować. Po odprawie mieli chwilę na przygotowania. Potem zbiórka w hangarze i wylot. Tam czekała już na nich ich kanonierka, dana im na prośbę jako wsparcie. Jej załogę stanowiło dwóch pilotów i trzeci człowiek do obsługi działka. Na widok Gveira zasalutowali.
- Sir, gotowi do lotu. Współrzędne zostały nam przekazane, ale czekamy na pana rozkazy.