Świat się zmienił i tu nie ma żadnych wątpliwości. Wszechobecne malkontenctwo i przeniewierstwo rządzą obecnie wielkim jak sama galaktyka państwem, czyniąc z niego żałosny cień tego, czym był kiedyś. Aparatura urzędnicza i tworzone przez nią realia są jak dokładnie uformowana, okrągła i kulista kupa odchodów, toczona przez gnojarza, uzurpacyjnie mianującego się "Imperatorem". Dokładnie takie wrażenie odniósł Isaac, kiedy tylko jego wysłużony już nieco prom zameldował się pierwszemu posterunkowi, podając kody rejestrowe.
Już wcześniej napływały do niego wieści o tym, czym dzisiaj jest Imperium. Jak wiele się zmieniło i jak wiele jeszcze się zmieni. Przebywając w Nieznanych Regionach, oficer z bólem serca obserwował poczynania kolejnych władczyków niegdyś niezwyciężonego supermocarstwa i analizował. Nowe Imperium, czy jakkolwiek samo ono się tytułuje, to jedna wielka heterodoksja, którą w obecnym kształcie utrzymuje już chyba tylko pamięć o dawnej potędze Palpatine'a i jego reżimu.
Wciąż jednak była nadzieja. Gdzieś tam, głęboko ponad tumanami sprzedawczyków i szmalcowników, nepotycznych władyków, za armiami skorumpowanych urzędników, znajdowali się Ci, którzy pamiętają to, co było kiedyś. I każdego dnia toczą swoją własną, cichą, partyzancką wojnę.
I właśnie to postanowił wykorzystać Isaac. W Imperium na pewno istnieli jeszcze ludzie, którzy nie zostali kupieni zdradzieckimi pocałunkami i lichwą moralną, a którzy wierzyli w powrót normalności. Wierzyli, że kiedyś będą mogli raz jeszcze stanąć z wydętą piersią i zakrzyknąć: "Chwała Imperatorowi", a następnie oddać hołd fladze i hymnowi. Ale najpierw, trzeba było do nich dotrzeć.
Restauracja "Złote Pożądanie" była jednym z ulubionych miejsc tego typu starego oficera. Istniała już od dawien dawna i choć tron potrójnego zera zmieniał właściciela, przewracał się i podnosił, ona wciąż trwała. Poniekąd była to kwestia sentymentalna, wybór tegoż miejsca na spotkanie.
Spotkanie z kim? Z kimś, do którego lojalny sługa państwa i władcy czuł prawdziwe obrzydzenie.
Kito Brins.
Obślizgły sprzedawczyk, użyteczne narzędzie, aczkolwiek wciąż obrzydliwe. Kiedy jeszcze Caine miał dość sporo wpływów i władzy w Wywiadzie, Brins posiadał bardzo dużo ciekawych informacji, które zwykle okazywały się rzetelne. I bardzo lubił kredyty. Zwykła prostytutka, zdolna dokonać najbardziej odrażającej rzeczy za czterozerowy przelew na konto.
Dziś jest jednak urzędnikiem. Isaac znał pobieżnie jego personalia i obecne zajęcie, i potrafił określić go tylko jednym słowem - zaprzaniec. Służba pod auspicjami wszechpotężnego reżimu nie zmieniła tego grubasa w ani jednym procencie, a jedynie napasła jego obwisłe podgardle nowymi informacjami do wybulgotania.
Oczekując swego partnera, jakkolwiek słowo to odrzucało samego oficera, Isaac rozkazał przynieść sobie butelkę wina prosto z Glova. Polecił kelnerowi, aby ten otworzył je, nalał niewielką próbkę do lampki i pozostawił je otwarte. Mężczyzna lubił zawsze przed piciem wina pozostawić je, aby pooddychało - nabierało wówczas ono nieco "tępego" smaku, lepiej działając na kubki smakowe.
Tak też siedział i obserwował ruch ponaduliczny na Coruscant, co jakiś czas zerkając na klientów restauracji. Zazwyczaj zbierały się tu przeróżne wpływowe persony rozmawiać w neutralnych kuluarach o legalnych lub nieco mniej interesach. Kiedyś wybuchła niewielka afera podsłuchowa, jednak Imperialne Biuro Bezpieczeństwo sprawnie wymazało uwikłanych weń oficjeli, czyniąc zajście niebyłym.
Kiedy tylko Kito wytoczył się z turbowindy, Caine delikatnie wydął powietrze z płuc. Choć gardził tym karakanem, musiał znosić go i grać znajomego. Potrzebował go.
Kiedy spaślak zasiadł na krześle przed nim, ocierając z czoła krople potu i łoju, Isaac mimowolnie wykrzywił twarz. Po chwili jednak wrócił do zimnego wyrazu, odchrząknął i odpowiedział.
- Jak się okazuje, wszystko jest możliwe.
Jego wzrok powędrował do stojącej lampki z gloviańskim winem. Zmrużył oczy i podniósł szkło, lekko obracając trunkiem, aby dojrzeć konsystencji i poczuć aromat. Odłożył następnie szklanicę z powrotem na stół i delikatnie poprawił jej ustawienie koniuszkami palców, O, teraz jest idealnie.
- Jakoś tak będzie. Dwadzieścia... może trzydzieści. Ten czas tak szybko leci. Nieprawdaż?