- Oh, daj spokój Aayla! - Powiedziała do drugiego pilota. - Czy kiedykolwiek żałowałaś dnia, w którym się poznałyśmy?
- Tak. - Odpowiedziała jej krótko. - Wielokrotnie.
- Ranisz me serce... - Odpowiedziała z wyrzutem. - Ale powaga, no! Nie powiesz, że nie jest ci ze mną dobrze...! Własne wyrko i własne cztery kąty. Ciasne, ale własne, jak się to mawia, nie? Do tego nieustanne zajęcie i emocje! Poza tym... Czy kiedykolwiek, ale to kiedykolwiek, nie dałam sobie rady z problemami, w które nas wpakowałam? Nie licząc tamtej żenującej sytuacji, w której musiałaś robić striptiz w celu odwrócenia uwagi pira... Oh, no weź! Nie masz się czego wstydzić! Nawet ja byłam zahipnotyzowana twoimi ruchami, wiesz? - Mrugnęła do niej.
- Zamknij się.
- Dobra, dobra... Tak tylko mówię. Poza tym nie zrobiłam teraz tego celowo! Sama byłaś ze mną kiedy do nas podeszli! I nie słyszałam niczego z serii: "Trouble to zły pomysł", "Trouble to mi się nie podoba", "Trouble mam co do tego złe przeczucia". Co prawda pewnie bym cię nie posłuchała, jak to mam w swoim zwyczaju, ale wizja czterech tysięcy kredytów przemówiła do ciebie równie mocno co do mnie i siedzisz teraz w tym tak samo jak ja... A poza tym wdzianka mają czadowe.
Lądowanie w terenie okazała się znacznie łagodniejsze, niż Trouble początkowo zakładała i nawet szarpnięcie, o którym ostrzegała komandosów, nie było zbyt odczuwalne. Wyglądało na to, że połowa roboty, ta prostsza część, jest już za nią. Pewnie imperialni zrobią co mają zrobić, a potem trzeba będzie w podskokach się wynosić... lub coś pójdzie nie tak, zawsze działo się coś nie tak jeżeli maczała w tym palce. A przynajmniej często... W każdym razie mogła sobie tak gdybać, bowiem co innego miała do roboty? Tavos kazał jej zostać na statku, nic w końcu dziwnego.
- Tak, jasne, jasne... - Powiedziała wtedy odrobinę rozczarowana i zawiedziona. Czego się w końcu spodziewała? Że wezmą ją ze sobą? No bez takich! Co prawda kusiło ją przez krótką chwilę by wymknąć się ze statku i pójść za nimi, ale podejrzewała, że nie skończyłby się to dla niej dobrze. Raz, że byli to wyszkoleni zabijacy, a dwa, że nie umiała się zbyt dobrze poruszać niepostrzeżenie. Zwłaszcza, że to były pustkowia...
Nie pozostało jej więc nic innego jak pozostać na statku i czekać. Jak to w takim przypadku było, Trouble, ostoja cierpliwości, wytrzymała w stanie nieróbstwa całe pięć minut, w czasie którego jadła orzeszki i odbijała małą piłkę w kabinie od powierzchni szyby kokpitu. W końcu jednak musiała coś zrobić - Racjonalne bądź nie. Wzięła więc słowa swojej towarzyszki do serca i uznała, że może faktycznie nie warto do końca ufać ich pasażerom. Nie żeby wcześniej im ufała, tym bardziej, że należeli do prominentnej instytucji Imperium, ale uznała, że lepiej bardziej im nie ufać. Dlatego zerwała się ze swojego fotela i wsunęła głowę do kajuty A.
- Heja! Co robisz? Nie ważne. Słuchaj. Taka sprawa... W sumie, to może i masz trochę racji w tym wszystkim. Tylko żebyś się nie przyzwyczajała, nie? Ale może, skoro mamy chwilkę tylko we dwoje, bez zbędnych oczu... To może prześwietlimy na szybko statek? Wiadomo co robili w czasie naszej podróży? Jeśli mam być szczera, to może rzeczywiście, kiedy już odwalimy całą robotę, będzie dobrze gdzieś prysnąć... A tak sobie myślę, że tacy cwaniacy jak oni mogli zamontować lokalizator do naszego statku, nie? Wiesz, gdybyśmy chcieli od nich prysnąć, to zawsze mogliby potem nas znaleźć i wbić do głowy czemu się tak nie robi... Weź znajdź Śmiga i niech nam pomoże w poszukiwaniach. Zacznę od ich "centrum dowodzenia", nie? Tylko uważajmy... Będą tu za caaaałe.... - Spojrzała się na chronometr. - Godzinę, pięćdziesiąt trzy minuty i dwadzieścia osiem sekund standardowych... Teraz pięć. Trzy.