Deandra i jej więzień przybywają z lotu na EsfandięMieszkanie Deandry Shelley położone było z dala od zatłoczonego centrum miasta za to w bliskim położeniu lądowisk, dzięki czemu Lady miała z okna bezpośredni widok na swoją "Iskrę". To z pewnością można było poczytać za zaletę tego miejsca. To oraz fakt, że mieszkanie było tanie. A było tanie ponieważ średnio raz na godzinę przelatywał nad nim jakiś statek kosmiczny powodując przy tym sporo hałasu. To była wada. Coś kosztem czegoś. To prawo działało wszędzie. Hałas nie był jednak szczególnie nieprzyjemny zwłaszcza, że dało się do niego przyzwyczaić. Po dłuższej chwili.
Mieszkanie było przestronne i rozświetlone przez duże okna ulokowane w południowej ścianie. Przez nie Deandra miała widok na panoramę całego miasta choć i tak najbardziej rzucały się w oczy lądowiska portu kosmicznego i panujący nad nimi ruch statków. Deandra postarała się by w mieszkaniu były wszelkie możliwe udogodnienia cywilizowanego świata choć ich jakość i ilość ustępowały tym z Iskry. Z prostego powodu: konto i fundusze na nim nie były z gumy i nie dały się rozciągać.
W mieszkaniu była skazanacnacsamotność ponieważ Zet siedział aktualnie w szpitalu i wracał do zdrowia. Wiedziała, już że stracił nogę i że szykowana jest dla niego proteza. Szczęściem dla niej zmiennokształtny szpieg opłacał ten zabieg ze swojego konta, bo koszt leczenia był olbrzymi i kolejne wydatki mocno nadwyrężyłyby płynność finansową Lady. Dużo pieniędzy poszło też na kupowanie milczenia. Zet wolał nie odpowiadać na niewygodne pytania i nie chciał też by plotki o Zmiennokształtnym na Naboo zbyt szybko się rozeszły. Dodatkowo Zet otrzymał sporą dawkę leku poprawiającego jego układ immunologiczny, a kolejne porcje miały dotrzeć do szpitala niebawem.
Cały czas miała wrażenie, że jej nowy rowarzysz wywinie jej jakiś numer. Mógł ją przecież z łatwością zdradzić, a wachlarz bolesnych możliwości powiększał się wraz z jego powrotem do zdrowia.
Pomimo to Deandra nie dostrzegała w zachowaniu Zeta nic co mogłoby sugerować nadchodzącą zmianę frontu w ich niełatwych wzajemnych relacjach. To mogła być jednak przysłowiowa cisza przed burzą
Pobyt w mieszkaniu dobrze jej robił. Przynajmniej na początku, gdy sądziła, że rozwiązanie całej tej sprawy znajdzie się całkiem łatwo i wystarczy tylko trochę usiąść i pomyśleć. Miała do dyspozycji sporo wolnego czasu by ogarnąć dotychczasowe sprawy i dobre warunki do snucia planów, domysłów i szukania wątków. A jako, że musiała jakoś zabić nudę czekania na powrót Zeta oddawała się temu zajęciu z wielkim zacięciem. Co prawda nie potrafiła na razie ułożyć z tego co wiedziała sensownej całości, ale nie potrafiła też siedzieć i czekać nie wiadomo na co. Jej umysł w tej sprawie był wyjątkowo natrętny i co rusz podsuwał jakieś nowe rozwiązanie. Każde kolejne było coraz bardziej fantastyczne. W drugim dniu czekania Deandra była niemalże pewna, że sama do niczego nie dojdzie.
Przełom nadszedł znienacka trzeciego dnia.
Był wieczór. Deandra przed godziną wróciła ze szpitala; Zet nadal nie chciał wyjawić jej hasła. Padał rzęsisty deszcz który w strugach wody zmywał cały świat topiąc go w jednostajnym szumie i nadając wszystkim barwom szarych odcieni. Na tym tle rozświetlony port kosmiczny zyskiwał iście bajeczny urok. Hipnotyzował. Wyłączał myślenie. Deandra stała przy oknie wpatrując się niemrawo w stojąca na deszczu "Iskrę". Trzymała kubek z gorącą kawą i popijała z niego raz po raz. Trawiła w sobie niedawno dokonane odkrycie.
***
Naniesienie na mapie galaktyki wszystkich miejsc z listy fałszywego Coena przysporzyło Deandrze głównie samych frustrujących chwil i zajęło jej to cały poranek aż do popołudnia kiedy zrobiła sobie małą przerwę. Efekt jej pracy był mizerny, bowiem nie dopatrzyła się w tak naznaczonej mapie konkretnego wzoru, który - na co po cichu liczyła - wskazałby jej jednoznacznie o co w tym wszystkim chodzi. Praca nad tą listą dała jednak inny nieoczekiwany wynik.
Gdy czytając listę trafiła na pozycje zatytułowane: Barcaria i Ichthor odniosła wrażenie, że kiedyś była na tych planetach. Jednak dokładnie pamiętała swoje loty kurierskie i tych planet nigdy w swojej karierze nie odwiedziła. Nie przypominała też sobie by kiedykolwiek była na nich na którejkolwiek z licznych wycieczek odbytych razem z Coenem. Tym prawdziwym jak i tym fałszywym.
Przez pół dnia chodziła struta tymi dwiema nazwami i dopiero wracając ze szpitala zrozumiała skąd je zna.
Dziennik ojca.
Gdy tylko weszła do mieszkania uruchomiła go. Najszybciej jak się dało przejrzała jego zawartość starając się wyłowić z tekstu nazwy Barcardia i Ichtor. Chwilę to trwało, a gdy znalazła przeczytała cały wpis parę razy.
Kolejny wypad i kolejna próba. Trop Organizacji urwał się na Bespin. Bespin było moją najlepszą poszlaką i zawiodło... Została mi jeszcze Barcardia i Ithor ale nie mam po tych dwóch planetach najmniejszych oczekiwań. Zaczynam wątpić w sens tych poszukiwań. Gówniara na żadnej z dotychczasowych planet nie wpadła w trans. Dlaczego wtedy na Courscant nie zapamiętałem jej słów? To się działo tak szybko... Moja wina.Kawałek dalej trafiła na wpis podsumowujący ich pobyt na tych planetach.
I znowu porażka. To było do przewidzenia. Trzeba będzie pomyśleć całość jeszcze raz. I trzeba się pospieszyć póki młodej nie zatarły się wspomnienia. Ciekawe czy ze starszymi też miałbym szansę? Czy tylko Deandra była wadliwa.Deandra sprawdziła datę wpisu. Gdy to się działo miała niecałe 7 lat. Dlaczego kiedyś nie zwróciła na to uwagi? Może nie było to kiedyś istotne? Może potrzeba było odpowiedniego kontekstu by to wychwycić? Pamiętnik w gruncie rzeczy wypełniony był rozmaitymi rewelacjami ze świata polityki na tle których dawno zapomniana wycieczka z ojcem była nic nie znaczącym epizodem. Łatwo było ten wpis przeoczyć.