Stardust nie chciał być wyśledzony, więc pierwsza część podróży była krótka. Wyszli z nadprzestrzeni ledwie po kilku minutach, unosząc się w próżni z dala od jakichkolwiek planet i gwiazd. Obejrzał się po pokładzie. Za sobą widział przerażone twarze naukowców i przestraszone dzieci. Jednak wolne, przynajmniej te przytomne, chyba rozumiały, że ktoś je uratował. Stardust cały czas czuł poprzez Moc, jak trzeba pilnować ich leku i niepewności. Były już jednak wolne od tej niezbadanej jeszcze siły istoty, która tkwiła teraz w czarnym krysztale. Ją też Stardust czuł przez materiał swojego ubrania. Jednocześnie po raz pierwszy dotarło do niego, że od tego momentu, w którym tak mocno złączył się z Mocą, odczuwa ją jakby inaczej. Będzie się musiał później nad tym zastanowić.
- Możesz lecieć dalej. Ten prom nie ma lokalizatora, więc bez obaw. Służył do tajnego przewozu kriokapsuł - odezwał się siedzący obok niego szef naukowców.
Jego tłumaczenie było jak najbardziej logiczne, a wyczerpany Stardust musiał zachować wszystkie siły na dokończenie podróży. Pozostawało więc mu uwierzyć w słowa naukowca i lecieć dalej.
Przez resztę podróży cały czas pozostawał skupiony, siedząc za sterami. Pozostali obecni w którymś momencie posnęli, znużeni stresem i długim lotem. Kilka dzieciaków ocknęło się też z letargu, którymi rozkazał się od razu zająć. Przez cały lot obok niego, na miejscu drugiego pilota, siedział kierownik naukowców. W końcu, po kilkunastu godzinach lotu w nadprzestrzeni, wyszli z niej w miejscu, gdzie znajdował się Lucrhulk i siły rebeliantów. Niemal natychmiast odezwał się komunikator promu.
- Tu Lucrehulk. Pozostań na swoich współrzędnych i zidentyfikuj się.
Był w "domu".
***
Zaraz po słowach Opliko przyszedł meldunek, że prom, którym prawdopodobnie leciał Stardust, wszedł w nadprzestrzeń i uciekł. Ryk wściekłości Inkwizytora zagłuszył, a wręcz przerwał wszelkie inne rozmowy. Hełm, który togrutanin trzymał, skończył roztrzaskany o burtę czołgu. Minęło kilka chwil, aż inkwizytor uspokoił się na tyle, by przemówić. Podszedł do chissa, świdrując go nienawistnym spojrzeniem. Inni, korzystając z okazji, ulotnili się z zasięgu jego gniewu.
- Zanim polecisz do swojego dowództwa, zdasz mi szczegółowy raport - powiedział lodowatym głosem. - Bardzo szczegółowy... A teraz idziesz ze mną. Poruczniku! Daj mi sześciu ludzi i idziemy do kompleksu. Musze dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co tu zaszło.
Opliko nie miał wyboru i stał się częścią oddziału nieszczęśników, którzy musieli udać się z inkwizytorem w takim stanie gniewu na oględziny pola walki. Weszli przed główne wejście i od razu skierowali się w prawo, prowadzeni przez żołnierzy. Po drodze Opliko zauważył pierwsze oznaki oporu ze strony rebeliantów. Dwóch z ludzi Jeersa leżało spalonych w wielu miejscach od trafień blasterów. Po drugiej stronie ich barykady leżało naprawdę dużo ciał szturmowców, chociaż żaden komandos. Musieli na długo powstrzymać atak sił Imperium. Togrutanin nie zadawał zbyt wielu pytań w tym miejscu i poszli dalej. W końcu dotarli do pierwszych wypalonych drzwi, a właściwie do wypalonego w nich przejścia. Okrągły otwór we wzmocnionych durastalowych wrotach budził pewien respekt. Kiedy przechodzili przez otwór, twarz inkwizytora nawet nie drgnęła, ale chiss mógł w ciemno zgadywać, że wie, co tu się stało. Za pierwszymi wrotami znaleźli się w dużej sali ze szklaną kopułą. Tej samej, którą Opliko mijał w swojej wizji w drodze do cel dzieciaków. W sali pełno było trupów kolejnych ze szturmowców, tym razem nawet jeden z komandosów padł w ataku na pozycję rebelianta. Przy suficie było jedno zniszczone działko, a w drzwiach po drugiej stronie kolejna wypalona dziura. Pod nią leżało jeszcze jedno ciało.
Podeszli bliżej i Opliko zobaczył, do kogo należało ciało. Jeers. Ostatni z rebeliantów, którzy pomogli Stardustowi w ucieczce. Zrozpaczony ojciec, któremu zabrano dziecko, do ostatniej chwili walczył o to, by je odzyskać. To się mu nie udało, ale zginął, by Michael razem z nim mógł stąd uciec. Jego ciało leżało poorane odłamkami z granatu, pod nim rozlewała się wielka kałuża krwi. Do ostatniej chwili, jeszcze jak umierał, myślał o tym, by ratować syna. Już w momencie gdy czołgał się umierając, odwrócił się dalej w stronę korytarza i umarł z wyciągniętą w tamtym kierunku ręką. Jakby chciał powiedzieć synowi: "Zrobiłem, co mogłem, ktoś już idzie po ciebie. Żegnaj."
Inkwizytor ominął jego ciało i poszedł dalej. W korytarzu znaleźli kolejne trzy ciała żołnierzy, tym razem tych z bazy i pootwierane drzwi. Tu togrutanin się w końcu zatrzymał i spojrzał na chissa.
- A teraz mów. Kto i co tu zrobił. Wszystko, co wiesz.