Content

Archiwum

[Taris] Dolne Miasto

Re: [Taris] Dolne Miasto

Postprzez San Volturi » 30 Kwi 2016, o 13:18

Mężczyzna wmaszerował do pokoju pewnym krokiem, postawa jego była wyprostowana, broda wysoko uniesiona. Na twarzy malowało się zażenowanie i irytacja, które mogły zasiać niepewność w sercach i umysłach oficerów. Kiedy jeden z nich zadał to jakże niegrzeczne pytanie, Anzat skierował wzrok ku niemu, uniósł jedną brew i głęboko nabrał powietrza, wypuszczając je następnie ciężko. Tak - to był gest zawodu.

- Jestem pod wrażeniem. - San zaczął mówić, głębokim głosem, patetycznym i dotykającym wnętrza. - Faktem jest, iż to co dzieje się i działo na Taris figuruje w aktach jako dysfunkcja, patologia, jednak myślałem do niedawna, iż to subiektywne stwierdzenie zgorzkniałego urzędnika. - rzekł, a następnie począł kroczyć w kierunku dwóch oficerów. - A tak nie jest. Jednostka ta, w strategicznej całości, wymaga głębokiej rekonstrukcji i naturalnie zmian w kadrach dowódczych, tak, niewątpliwie.

Ton Volturiego był naprawdę poważny, a słowa sączył niczym jad, dając żołnierzom do zrozumienia, iż on jest panem tej sytuacji. Omiatał wzrokiem tak oficerów, jak i szeregowców, najchętniej zaś wzrok jego padał na leżących więźniach. W końcu zatrzymał się, splótł ręce za plecami i kontynuował.
- Doprawdy, organizacja kuleje. Czterokrotnie zostałem wylegitymowany, poświadczony, czterokrotnie musiałem oczekiwać i dopełniać formalności. I co najważniejsze - czterokrotnie zostałem zatrzymany, co spowodowało czterokrotne opóźnienie mojej, wydawałoby się rutynowej, misji. Nie omieszkam zaznaczyć w raporcie wszelkich szczegółów, włącznie z powodem mojego czterokrotnego opóźnienia. Chyba, że panowie zechcą się dołączyć do raportu, jako powód koronny pięciokrotnego opóźnienia powierzonego mi zadania. I proszę uwierzyć - nie ja odpowiem za wszelkie niedogodności, spowolnienia procesowe, oczekiwanie zwierzchników, odłożenie akcji eliminacyjnych, bynajmniej.
San zasypał mężczyzn słowami, wykorzystując ten magiczny ton głosu, wypracowany przez lata pracy w Klanie Bankowym. Ten mistyczny ton głosu, którego barwa kruszyła słuchaczy, podporządkowując ich mówcy i ta częstotliwość mówienia, która budziła niepokój. Dodając do tego anzacką potęgę umysłu... cóż.

- Aby nie przedłużać tego niepotrzebnego postępowania - proszę, ażeby wszyscy więźniowie powstali. Usłyszałem w jaki sposób przeprowadzacie dochodzenia i przesłuchania... - na twarzy Volturiego pojawił się znaczący, prześmiewczy i ironiczny uśmiech. - Nie jestem instruktorem. Przybyłem tutaj, gdyż bardziej sprawny organ, niż ta wasza pseudopolicja dochodzeniowa doszła do konkretów. Prawdopodobnie przetrzymujecie tutaj jednego z przywódców tej bandy. Lecz zanim do tego dojdziecie, miną lata. Niechaj powstaną. - rzekł, wskazując na więźniów. Jeżeli zdominowani oficerowie na to przystali, Volturi zaczął szukać wzrokiem osoby pasującej wizerunkowo do Barney'a. Posiłkował się oczywiście hologramem, który otrzymał od zleceniodawcy. Po zlokalizowaniu tegoż, wskazał na niego palcem, zwracając się do oficerów.

- Panowie. - spojrzał kapitanowi, wyższemu randze, w oczy, starając się zdominować myśli obydwu. - Proszę zakuć tego mężczyznę w kajdany i oddelegować go wraz ze mną, przydzielając mi eskortę dwóch szturmowców. Natychmiast. - następnie obrócił się w stronę Barney'a i rzekł. - W imieniu Imperium i Wymiaru Sprawiedliwości, zostajesz ubezwłasnowolniony, pod zarzutem nadzorowania i prowadzenia działalności przestępczej. Zostaniesz doprowadzony przed odpowiedni organ, który zajmie się postawieniem Ci zarzutów... - zrobił przerwę. - I wydobyciem informacji o pozostałych członkach gangu.
Image
Awatar użytkownika
San Volturi
Gracz
 
Posty: 9
Rejestracja: 15 Sty 2016, o 18:25

Re: [Taris] Dolne Miasto

Postprzez Mistrz Gry » 8 Maj 2016, o 07:58

Imperialni byli zaskoczeni sytuacją i praktycznie z marszu u wierzyli we wspartą mocą wersję Anzata. Kapitan skinął głową zgadzając się na propozycję. Więźniowie powoli wstawali a San szybko rozpoznał Barney'a w jednym z więźniów. Wyglądało na to, że operacja się powiedzie. Kapitan był pod wpływem Volturiego jednak zignorowany młodszy porucznik zaczął się zastanawiać nad sytuacją. Gość najwyraźniej wiedział po kogo przychodzi dodatkowo jego starszy kolega zachowywał się co najmniej dziwnie. Porucznik postanowił interweniować.
- Stać! Rozumiem że pańskie pełnomocnictwo upoważnia pana do wejścia ale, proszę o dokumenty. Zabranie więźnia to zupełnie inna sprawa. - Mężczyzna wstał zza stołu wyciągając w stronę przybysza rękę. Również szturmowcy się zatrzymali przyglądając się wyczekująco. Żaden z blasterów nie mierzył bezpośrednio w Sana, żołnierze byli raczej zaciekawieni niż zagrożeni. Dwójka z nich ponownie zwróciła się w stronę stojących teraz więźniów. Ich blastery celowały w więźniów ci ostatni raczej nie przejawiali żadnej ochoty do walki. Barney wyglądał na zmęczonego. Niepozorny niski mężczyzna stał ze spuszczoną głową. Vulturiemu nie udało się nawiązać z nim kontaktu.
- Poproszę pańskie pełnomocnictwa - młody oficer powtórzył pytanie. Tym razem znacznie bardziej stanowczym tonem.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] Dolne Miasto

Postprzez San Volturi » 10 Maj 2016, o 22:24

Anzat był rozpędzony, rzec można - "na fali". Uwielbiał znajdować się w tej pozycji, w pozycji atakującej, kiedy przebieg sytuacji zależny był od jego woli i upodobań. San jest typem dominanta, dominatora, dlatego pełna kontrola tak bardzo mu się podobało i dlatego tak do niej dążył. Nie inaczej było w tym przypadku - przemawiając z pozycji wyższej (mimo, iż był to miraż), mógł w pełni dyktować przebieg zdarzeń i mógł pociągać za sznurki, podporządkowując sobie wszelkich rezydentów niewielkiego pokoju przesłuchań. W pełni świadom prymatu swej woli, sączył słowa nie zważając na opinię zgromadzonych, tudzież ich własne plany czy ambicje. Popychał fabułę do przodu, będąc świadomym, iż każda zwłoka w czasie i każda sekunda opóźnienia działa na jego niekorzyść. Starał się wysterować wszystkich imperialnych i szybko pierzchnąć, pozostawiając po sobie jedynie niemiły posmak oszustwa. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyż więźniowie już poderwali się z miejsc, a tępi szturmowcy gotowi byli oddać Barney'a w jego ręce, na dodatek grzecznie i posłusznie odprowadzając parę do jachtu, jednak w końcu nastąpił dysonans - pomiędzy oczekiwaniami i planami, a realnymi wydarzeniami.

Ależ oczywiście! Wniknęło to już w habit, iż ten mniejszy i słabszy zawsze musi być zignorowany i, o ironio, zawsze on musi sprawiać najwięcej problemów. Tak też było w tym przypadku, kiedy to młodszy rangą oficer wyciągnął swoją nieporadną łapkę w stronę Volturiego, żądając od niego pełnomocnictw. Pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie Anzata była następująca:
A kim Ty do cholery jesteś, aby sprzeciwiać się mnie!
Iście paradoksalna sytuacja, gdyż pan Volturi w rzeczywistości nie figurował w żadnych aktach Imperium Galaktycznego, wykluczając te typowo cywilne, ewentualnie mógł być odnotowany w aktach związanych z Intergalaktycznym Klanem Bankowym, który de facto był "podczepiony" pod machinę biurokratyczną Imperium.

W każdym razie, sytuacja była bardzo trudna i wymagała odpowiedniej decyzji. Umysł i ciało, świat i myśli - dwa rozbieżne światy. Czas, w którym San podjął decyzję faktycznie trwał zaledwie sekundę, jednakże burza w jego głowie zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nie było to bez przyczyny - stanął przed wielkim zagrożeniem, gdyż jakiekolwiek poślizgnięcie na tym etapie skończyłoby się przynajmniej dramatycznie dla całej misji, jak i samego Volturiego. Nie było czasu na negocjacje, a niezdecydowane działania mogły przynieść tylko huk wystrzałów karabinów blasterowych, głuchy dźwięk upadku kilkudziesięciu kilo mięsa, mięśni i innych na metalowe poszycie podłogi, po którym nastąpiłaby gorączkowa akcja alarmowa, mająca na celu sprawdzenie bezpieczeństwa placówki, a także uprzątnięcie zarówno (już) ciała, jak i wszelkich efektów jego działań. Decyzja musiała być szybka, konsekwentna, racjonalna, musiała rozwiązać ten problem w jak najlepszy sposób, a do tego, musiała pasować do całej kreacji postaci, którą skomponował konspiracyjny agent San.

Anzat odkręcił się bardzo powoli, gdyż twarzą zwrócony był w stronę więźniów. Założył ręce za siebie i tam je splótł, podczas, gdy maszerował w stronę biurka oficerów. Stukot jego butów oficerskich przeszył niewielką izbę, będąc jedynym dźwiękiem. Budził grozę. I budował nastrój. Kiedy tylko San doszedł do biurka, zmrużył oczy i bacznie zmierzył sylwetkę mężczyzny proszącego o dokumenty. Następnie spiorunował wzrokiem jego oczy, wpijając w nie swoją uwagę optyczną. Oficer najpewniej podjął wyzwanie i wciąż tkwił spojrzeniem na linii wzroku Anzata. Istny test umiejętności. Volturi postanowił wpłynąć na niego bez pomocy Mocy, używając jedynie swoich anzackich umiejętności, które same w sobie były imponujące. Zaczął roztaczać swój czar, który niegdyś nawet Jedi potrafił zgubić. Cisza trwała, jednak w tejże ciszy zawarte było więcej słów, niżeli w jakiejkolwiek konwersacji. To była batalia. Miała ona zrodzić strach.

Kątem oka San spostrzegł dystynkcje, ordery i odznaczenia oficera, które bez problemu rozpoznał. Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek, który wyraził się poprzez jednostronne uniesienie kącika ust. Kiedy zmysły wzroku obu mężczyzn wciąż się przeszywały, a telepatyczne zdolności, połączone ze specyficzną grą feromonów kradły umysł oficera, Anzat w końcu przerwał ciszę, która jak się okazało trwała jedynie niespełna minutę.
- Porucznik... - delikatnie parsknął śmiechem. - Prosi mnie pan o pełnomocnictwa. - tutaj był moment na gambit. Volturi wyjął swoje dokumenty i pełnomocnictwa Klanu Bankowego, które były misternie ukryte w zapieczętowanym holodysku. Jego ręka już zmierzała w stronę otwartej ręki porucznika, jednak w drodze zatrzymała się i cofnęła. Etap drugi - nacisk emocjonalny. - Widzę, że bardzo lubi pan eksperymentować. Tańczyć z ogniem. Igrać. Jednak, muszę pana zasmucić - podjął pan grę tam, gdzie nie ma na nie miejsca. I wtedy, gdy nie ma na nie czasu. Kiedy pańscy koleżkowie z tej "Wesołej Kompanii" przeczesują całe Taris poniżej linii wieżowców, kiedy jeszcze, gdzieś tam pośród cieni, może i w piwnicy tego budynku, siedzą zakonspirowani mordercy, gwałciciele, zbrodniarze, złodzieje, przemytnicy i inne męty, pan zatrzymuje całą machinę Imperium, aby po raz, podkreślam, piąty, wylegitymować mnie. Właśnie powiedział pan stop całej, ogromnej machinie imperialnej, która ma jedno, proste zadanie - pożerać recydywistów i wypluwać ich zmięte szczątki. Oczywiście, ma pan do tego prawo. Jednak maszyna ma jedną, bardzo niemiłą przypadłość. - tutaj, na jego twarzy pojawia się po raz kolejny uśmiech, nieco szerszy i bardziej chorobliwy. - Ów maszyna bardzo lubi pożerać niepokornych. - rzucił wymowne spojrzenie w stronę oznaczeń oficerskich mężczyzny. - Mam nadzieję, iż nie jest pan przywiązany do swojego stanowiska.

Po cóż cała ta mowa? Aby wzbudzić w mężczyźnie stres. Aby odwrócić jego uwagę, aby rozproszyć go, a w efekcie skuteczniej wkraść się do jego umysłu i objąć władzę nad jego percepcją. Kiedy Anzat podawał mężczyźnie holodysk z pełnomocnictwami, prawdopodobnie było już za późno. Dorzucił na koniec:
- Dane zawarte na dysku są poufne, jest pan oficjalnie jedyną osobą upoważnioną do ich odczytania. Proszę mieć to obwarowanie na uwadze. I zadbać o jego poprawną egzekucję.

Kiedy tylko mężczyzna podjął dysk, Anzat rozpoczął kontrolowanie jego postrzegania. Niechaj zatem mężczyzna oczarowany magią Anzatów widzi to, co widzieć powinien. To, co w jego głowie mieści się pod zagadnieniem "pełnomocnictwa". Niechaj miast danych Klanu Bankowego ujrzy pełną kartę pozwoleń i upoważnień Imperium. I niech w to uwierzy. Niech jego umysł będzie tępy, a oczy niech go zwiodą. Oto ponownie dary anzackie mają przynieść Sanowi wiktorię. Cóż - selekcja naturalna, dominacja gatunkowa, niechaj rasy słabsze nazywają to wedle uznania. My po prostu jesteśmy predestynowani do trzymania władzy, czy to się im podoba, czy nie.
Image
Awatar użytkownika
San Volturi
Gracz
 
Posty: 9
Rejestracja: 15 Sty 2016, o 18:25

Re: [Taris] Dolne Miasto

Postprzez Mistrz Gry » 15 Maj 2016, o 10:02

Błyskotliwa tyrada przybysza skutecznie otumaniła umysł porucznika, San nie był jednak aż tak silny by kontrolować wiele umysłów równocześnie. Czuł, że kapitan wyślizguje mu się z macek. Być może popełnił życiowy błąd wchodząc do pomieszczenia. Nie miał jednak czasu na rozważania. Porucznik wrócił z dyskiem za biurko siadając ponownie obok kapitana.
- Wybaczy pan, ale prowadzimy tu operację wojskową i musimy przestrzegać regulaminu i zasad.
Nim zdołał otworzyć urządzenie w jego umyśle był już Anzat. Porucznik znacznie wolniej niż zwykle aktywował niewielkie urządzenie i wpatrywał się w nie. Na czoło Volturiego wystąpiły krople potu. Wysiłek włożony w kontrolowanie dwójki oficerów był ogromny. Nie mógł się skupić należycie na otoczeniu. Nie dostrzegł wiec że lufy blasterów stojących za nim szturmowców unoszą się mierząc dokładnie w jego plecy. Nie mógł też słyszeć wewnętrznej komunikacji szturmowców. Tępi szturmowcy być może i znajdowali się znacznie niżej w hierarchii od opływającego w dostatki Anzata, byli z pewnością świetnie przeszkoleni i zaprogramowani.

<skrr> Mamy mocowładnego <skrr>
<skrr> Gdzie? pokój przesłuchań pierwsze piętro byłej siedziby ghuli <skrr>
<skrr> Możecie potwierdzić? <skkr>
<skrr> oficerowie zaczęli się dziwnie zachowywać odkąd wszedł mężczyzna podający się za oficera wywiadu <skrr>
<skrr>nie podejmujcie działań,posiłki w drodze <skrr>


Dowódca spotkał już patrol wysłany w kierunku lądującego jachtu który mówił o dziwnym zachowaniu wchodzącego z niego oficera ISB z racji tego że cała operacja była kontrolowana przez ISB potwierdzenie tożsamości powinno zająć sekundy. Niestety jacht Baudo należał do Klanu bankowego a konkretnie do niejakiego Sana Volturi. Major szybko stwierdził, że mają do czynienia z czymś nienormalnym. Decyzje które musiał podjąć były bolesne a jednak konieczne.

***


Porucznik powoli skinął głową, potwierdzając tożsamość Volturiego a lufy blasterów szturmowców opadły. Atmosfera w pomieszczeniu wyraźnie rozluźniła się. Więźniowie bardzo dokładnie obserwowali wymianę zdań i nagłą zmianę zachowania oficerów. Niektórzy z nich już wiedzieli. Inni zaczęli się domyślać. Wszyscy oczekiwali rychłego i nieuchronnego rozwiązania. Porucznik wyszedł zza stołu i oddał holodysk Anzatowi nieco ogłupiałym tonem dodając.
- Zgadza się, w jaki sposób zatem możemy panu pomóc.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Poprzednia

Wróć do Archiwum