Content

Archiwum

[Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 23 Sty 2015, o 21:29

…Ból w boku promieniował w głąb całego ciała. Ian rozejrzał się, oceniając swoją sytuację, siedział na ziemi, żył, cierpiał. Patrzył na droida medycznego, który spoglądał na spalony sprzęt monitorujący. Z korytarza nie dobiegały żadne dźwięki, najwyraźniej najemnicy nie usłyszeli stłumionego wystrzału. Kittani siedziała tuż obok z zakrwawioną twarzą i rozbitym pięknym noskiem. Jej ręce zwisały bezładnie wzdłuż tułowia, upuszczony blaster leżał na podłodze w pobliżu łóżka. Ian zaczął powoli tracić przytomność. Przeciągły i zduszony jęk bólu przypomniał mu, że nie jest sam i nie pora się rozklejać… Droid aktywował się ponownie zwracając swoje fotoreceptory w kierunku siedzącego na ziemi mężczyzny. W manipulatorze trzymał injektor z jakimś płynem…

Kilka długich sekund wcześniej…

Pięść mężczyzny świsnęła w powietrzu trafiając zaskoczoną kobietę centralnie w nos i usta. Kittani zdąrzyła pociągnąć za spust ale blaster ledwie osmalił bok Iana, rozwalił za to całą skomplikowaną i raczej drogą aparaturę do której była podłączona Kira. Ian poczuł jak jego pięść miażdży twarz twillekanki a ona sama z dużym impetem uderza w ścianę. Mężczyzna dyszał ciężko. Bok piekł go jak diabli. W naturalnym odruchu przycisnął ręką bolące miejsce z jękiem bólu upadł na kolana…życie to dziwka…
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 27 Sty 2015, o 19:47

Hu hu dobrze, że nie trafiła w dupę - przemknęło przez myśl piratowi, po czym parsknął cicho ni to ze śmiechu, ni to z bólu. Akcja obezwładnienia powiodła się, nie obyło się bez strat własnych co prawda, ale Ian był na to przygotowany. Postawił wszystko na jedną kartę i znów się udało. Mniej więcej. Rzucił okiem na leżącą iedaleko Kittani. Rozbity noc na pewno zabrał jej kilka punktów z tabelki "urok osobisty". W innych okolicznościach, Rockwell nigdy nie poważył by się na uderzenie kobiety. Jednakże gdy chodzi o własne życie, wyznaje zasadę "wszystkie chwyty dozwolone". Poza tym ból w boku dodatkowo uciszył błąkające się, minimalne wyrzuty sumienia. Jęki Kiry przywoływały go na powrót do rzeczywistości. Dziewczyna cierpiała, całkiem możliwe, że o wiele bardziej niż pilot, który walczył na dodatek z ciemnymi plamami raz po raz przemykającym przed oczami. Weź się w garść! - nakazał sobie i odetchnął głęboko, raz i drugi. Na chwilę się poprawiło, zdołał ocenić sytuację. Fotoreceptory droida nie zwiastował nic dobrego, to że zwrócił na niego uwagę obudziło alarmowy dzwonek w głowie mężczyzny. Na dodatek automat miał strzykawkę! Pierdoloną strzykawkę! O nie, co to to nie! Ian nie miał ochoty przyjmować zastrzyków, choć to co mogło się okazać środkiem uspokajającym, mogło być też czymś przeciwbólowym. Tak czy inaczej nie mógł ryzykować. Ian znów miał tylko kilka chwil na podjęcie decyzji. Blaster leżał nieopodal - istniała szansa na jego zdobycie i usmażenie droida - jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie ociągając się, pilot postanowił zdobyć broń i stawić czoła kolejnemu zagrożeniu. Starając się zignorować ból ruszył po broń. Nie wiedział czy zdoła ją sięgnąć nim ból obezwładni go całkowicie. W ostateczności miał jeszcze do dyspozycji jedną wolną rękę i całkiem sprawne nogi. Spotkanie z metalową obudową robota miłym na pewno nie będzie, jednakże Ian zdecydowany był bronić się czym popadnie.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 28 Sty 2015, o 18:26

Droid w którego Ian wymierzył blaster zatrzymał się w pół kroku. Ignorując całkowicie wijącą się w bólu Kirę i okładającą się w na holoekranie z tyłu dwójkę gladiatorów skupił swoją uwagę na stojącym przed nim uzbrojonym piracie.
- Jestem jednostką medyczną drugiej kategorii, zaprojektowaną do udzielania pomocy w nagłych wypadkach. Pański stan wskazuje na silny szok pourazowy. Proszę opuścić broń i pozwolić sobie pomóc.
Droid czekał na decyzję mężczyzny. Ból po poparzeniu potrafił być całkiem przekonującym doradcą.
- zgoda, ale spróbuj tylko jakiejś sztuczki… - głosie Rockwella ból przeplatał się z groźbą. – I zajmij się potem moim towarzyszem. To Togorianin leży w pokoju obok.
Droid ostrożnie zaaplikował uzbrojonemu mężczyźnie środek znieczulający oraz warstwę ochronnego żelu zapobiegającego podrażnianiu rany. Niewielka metalowa istota ruszyła w kierunku sąsiedniego pokoju podczas gdy Ian ….
<skrr> - Wssszysssstko w porządku? <skrr>

Komunikator należący do Kittani zaskrzeczał. Przeklinając swojego pecha mężczyzna odwrócił się w stronę drzwi wejściowych. W samą porę by dostrzec jak się otwierają i do środka wpada trójka Trandoshan z bronią w łapach. Pirat zadziałał instynktownie wypalając w najbliższym przeciwniku całkiem przyzwoitą dziurę. Dwóch pozostałych najemników z łatwością rozstrzelałoby rannego mężczyznę. Rozstrzelałoby gdyby nie oberwali jednostką medyczna drugiej kategorii zaprojektowaną do udzielania pomocy w nagłych wypadkach, która to jednostka przeleciała z gracją ciśniętego droida, dwa metry dzielące kanapę od drzwi i z hukiem wylądowała na dwójce zaskoczonych gadów. Obrażenia zadane droidem zapewne nie zrobiły by na nich większego wrażenia, jednak trzymetrowy wkurwiony do granic możliwości togorianin już tak. Ian zdążył zrobić unik dzięki któremu nisko przelatujący najeżony zębami łeb trandoshanina nie trafił go w twarz. Walka w sąsiednim pokoju trwała krótko… Podobnie jak i starcie gladiatorów. Na ekranie triumfujący Vrath Ravage stał na ciele pokonanego wroga. Zakrwawiony zabrak nie wyglądał najlepiej. Jednak trzymał się prosto i zdecydowanie dobrze jak na kogoś kto oberwał tyle razy. Sytuacja uspokoiła się nieco. Terradon otworzył drzwi do pokoju Kiry spoglądając pytająco na Iana. Zarówno tors jak i łapy olbrzyma były skąpane w gadziej krwi.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 28 Sty 2015, o 19:30

Ian pogratulował sobie w duchu dobrej decyzji. Ból został złagodzony, rana opatrzona. Siłom wyższym pilot podziękował, że na czas udało wybudzić się Terradona. Ian zdążył by może ustrzelić jeszcze drugiego gada - dziursko w torsie pierwszego prezentowało się zdecydowanie zjawiskowo. Dobry strzał kowboju! Z dwoma jednak nie miał by szans. Na szczęście z dwoma pozostałymi poradził sobie ogarnięty szałem Togoriański łowca, któremu w takim stanie lepiej nie było wchodzić w drogę - jeśli chciało się dożyć dnia następnego. Wielkolud sprawnie rozprawił się z najemnikami, którzy przyszli dokończyć to co zaczęła Kittani. Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi zdążył uchylić się przed nadlatującym gadzim łbem. Chwilę potem było już po wszystkim. Ażeby nie psuć wystroju pomieszczenia, które i tak już zostało zbezczeszczone, czy to przez wystrzały z blasterów, czy też nieprzytomną Twi'lek'ankę. Przez chwilę Ianowi szkoda zrobiło się dziewczyny. I to nie przez ten rozbity nos. Po prostu dawno nie miał fajnej dupy w łóżku. No ale cóż, tego kwiatu to pół galaktyki. W pomieszczeniu pojawił się skąpany w gadziej susze Terradon. Żądza mordu nadal malowała się w jego kocich oczach, chociaż zdawała się lekko przygasać. Na widok wijącej się na łóżku Kiry, trzymającego się za bok, postrzelonego Iana i leżącej nieopodal Kittani zdziwił się nie na żarty, by chwilę później znów się wkurwić. Nim zdążył się rzucić na dziewczynę Ian uniósł rękę i powiedział:
-Nim i ją skrócisz o głowę, musi nam odpowiedzieć na kilka pytań - powiedział władczym tonem, którego używał jeszcze w czasach dowodzenia imperialną eskadrą - Złóż trupy w jednym miejscu i przynieś mój blaster, ja ją skrępuję i spróbuję ocucić. A i nie zapomnij przeszukać zwłok.
Terradon zdawał się walczyć sam ze sobą. Z jednej strony chęć zemsty była ciężka do opanowania, z drugiej teraz to Rockwell był szefem. Trzymetrowy gigant odetchnął kilka razy głęboko i prychnął gniewnie. Po czym zrobił w tył zwrot i wrócił do zrujnowanej kuchni. Zamknął drzwi apartamentu i tak samo szybko jak rozprawił się z Trando, sprawnie zebrał truchła jedno po drugim i rzucił na mały stos, broń ułożył osobno, przetrząsnął kieszenie, a na ciała narzucił zerwaną chwilę wcześniej zasłonę. Chcąc znów uspokoić myśli zajął się czyszczeniem futra i pazurów z gadziej krwi. Smakowała okropnie.
Rockwell w tym samym czasie skrępował ręce i nogi Kittani, bynajmniej nie w perwersyjnych celach. Multikartę, którą wcześniej wykorzystał do otwarcia pokoju dziewczyny schował do wewnętrznej kieszeni. Szczególną uwagę zwrócił też na mały datapad, który dzień wcześniej podpisał. Jego też postanowił zabrać, tak samo jak drugą broń dziewczyny - blaster ogłuszający. Zabezpieczył broń i wsunął ją za pasek. Teraz czas przyszedł ażeby sprawdzić jak miewa się Kira. Ian już wcześniej zauważył zależność - gdy Vrath obrywał, Kira wiła się z bólu. Coś tu było serio popierdolone i to zdrowo. Szczęście w nieszczęściu walka dobiegła końca - znów zwycięsko wyszedł z niej Rogaś. Oznaczało to, że pan domu pojawi się tu w niedługim czasie, jednakże ilość obrażeń, którą przyjął zdecydowanie dawała kilkanaście dodatkowych minut nim opatrzą gladiatora. Ze smutkiem pogładził nastolatkę po spoconym czole i szepnął:
-Nie martw się maleńka, już po wszystkim, Vrath wygrał... - miał nadzieję, że dziewczyna teraz powoli zacznie dochodzić do siebie. Skoro walka dobiegła końca, mógł wyłączyć a przynajmniej spróbować wyłączyć urządzenia, albo to co z nich jeszcze działało po uprzednim oberwaniu blasterowym boltem. Był pewien jednej rzeczy. Jeśli Vrath przegrał by walkę, to przeżył by tylko kosztem życia Kiry. I to ma być wielki gladiator? W młodym piracie zagotowało się nie na żarty. Po uprzednim upewnieniu się, że stan młodej jest stabilny podszedł do nieprzytomnej Kittani.
-Hej maleńka, budzimy się...- szepnął uwodzicielskim tonem gładząc ją po policzku. Odpowiedź nie nadeszła to też zastosować trzeba było mniej delikatne metody. Między kciuk a palec wskazujący złapał kiedyś drobny nosek pokojówki-zabójczyni, teraz przypominajacy kształtem dorodną bulwę kartofla i poruszył nim w prawo i lewo.
- Budź się kurwa i mów kto cię nasłał! I lepiej mów prawdę, bo Terradon weźmie cię w obroty! - powiedział ostrym tonem. Skończył się czas cackania się.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sty 2015, o 19:26

MFFFMH – oczy twi’lek’anki otworzyły się pod wpływem bólu a chwilę później w kierunku Iana poleciała ślina z krwią i przednimi zębami dziewczyny. Trafił ją lepiej niż przypuszczał, ale cóż sama się prosiła.
- Mów kto cię nasłał!! - Pirat przypomniał dziewczynie w jakim celu ją obudził. A jego dłoń ponownie ruszyła w kierunku rozbitego nosa pokojówki. Źrenice tej ostatniej rozszerzyły się a ona sama próbowała uniknąć kontaktu wrażliwego organu z ręką mężczyzny. Więzy i ograniczona swoboda ruchów uniemożliwiły jej ucieczkę. Postanowiła więc z godnością zmierzyć się z przesłuchującym ją prześladowcą.
- Fybiłeś mi sęby..- bardziej stwierdziła niż rzuciła z wyrzutem pokojówka, równocześnie sprawdzając szanse na uwolnienie się. Test najwyraźniej nie wypadł pomyślnie. Kiedy tylko Ian dotknął jej nosa rozpłakała się z bólu – pędziesz mnie torturował tak jak tą dziefczynkę! Mosze lepiej od rasu mnie sapij. - Widać było że mówienie sprawiało jej trudność, mężczyzna nie był bez serca, cofnął rękę i powtórzył pytanie.
Gekkus, sadofolony? – wysepleniła a łzy rozmazały krew na twarzy jeszcze nie dawno ślicznej dziewczyny…

Tymczasem Terradon posprzątał zwłoki trójki jaszczurów i droida medycznego. Nie mógł przecież przewidzieć że jednostce odpadnie głowa. Na pecha się nie poradzi. Wielki kotowaty początkowo zamierzał rozszarpać na strzępy Kittani, ale teraz kiedy była bezbronna i przesłuchiwana przez człowieka jego gniew opadł. Nie należał do bezmózgich morderców bez sumienia, a honor nie pozwalał mu zabić bezbronnego przeciwnika. Jęki bólu z sąsiedniego pokoju nie umknęły delikatnemu słuchowi Terradona. Wszedł do środka i starając się nie przeszkadzać Ianowi skupił się na przywiązanej do łóżka Kirze. Pirat już wcześniej odłączył to co zostało z urządzeń diagnostycznych i jedynie pasy krępowały biedną nastolatkę. Nie był to jednak problem dla Togorianina. Po chwili dziewczyna była wolna a olbrzym ostrożnie manipulował przy kneblu.
- Co wy narobiliście, - wyzwolona z krępujących ją taśm Kira była autentycznie przerażona, - on tu zaraz wróci. Nastolatka rozglądała się w panice po zniszczonym pokoju. Dopiero teraz docierało do niej co się tu działo. Ian odwrócił się od siedzącej na ziemi Kittani koncentrując się na zszokowanej dziewczynie.
- Nie rozumiecie, Vrath i ja jesteśmy połączeni, to - dziewczyna opuściła głowę – to moja wina, a teraz on się wścieknie. To wszystko jest… - rozejrzała się po pokoju. –było po to żeby nic mi się nie stało. Z wyrzutem spojrzała na górującego nad nią togorianina. - Gdybyś nie podbił mi oka wywarzając drzwi w tej cholernej łazience nic by się nie stało. Nie było by tego wszystkiego. – Togorianin rzucił dziewczynie knebel na kolana, nie musiał nic mówić, cała jego trzymetrowa postać wyrażała pogardę dla Zabraka.
- śmieć nie wojownik.
- A co mieliśmy zrobić, pozwolić się zabić.
– Dziewczyna mówiła przez łzy - ból jest częścią życia, tak mówi Vrath, i ja… ja się muszę poświęcić żeby żyć. I...i on się mną opiekuje, jest dla mnie dobry, tylko nie mogę go denerwować. Łzy ciekły dziewczynie po policzkach. Po czym zupełnie się rozkleiła i nie była w stanie powiedzieć niczego sensownego. Holoekran zgasł zakryty reklamami a Ian mógł ponownie skupić się na przesłuchiwaniu niebieskoskórej piękności.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 31 Sty 2015, o 23:35

-Gakkus... - mruknął Rockwell w zamyśleniu. No tak, trzy truchła gadów stygnące w salonie nie mogły należeń do nikogo innego niźli jego braci, sióstr, ciotek, wujów, koleżanek, kolegów albo innego Trandoshańskego ścierwa. Cóż, biedaczysko się przeliczył. Pytanie tylko czy tylko jemu zależało na śmierci dziewczyny. A jeśli tak to czy wiedział o małym, paskudnym sekreciku Vratha i Kiry. Pirat z politowaniem popatrzył na zapłakaną twarzyczkę byłej kochanki na jedną noc. Pogładził ją po policzku.
-Cóż, mam nadzieję, że zawczasu zapłacił Ci za zlecenie na Kirę. Będziesz mogła wstawić sobie nowe ząbki. Bo nie wiem czy wiesz, ale piracka kasa chorych nie refunduje takich zabiegów - powiedział na co dziewczyna, pomimo łez posłała mu mordercze spojrzenie. Ian wybuchnął tylko śmiechem, chociaż wcale do śmiechu mu nie było, po czym błyskawicznym ruchem, z bliskiej odległości wystrzelił do sprępowanej z blastera. Przestawionego na ogłuszanie oczywiście. Zabicie kogoś w walce, a zabicie z zimną krwią to co innego. Jednakże pirat miał wątpliwości czy w przypadku Vratha będzie miał podobne rozterki moralne. Tak czy inaczej na przepytanie Twi'lek'anki jeszcze będzie miał czas później.
Gdy ciało Kittani osunęło się na powrót po ścianie, Rockwell odetchnął głęboko próbując zebrać myśli. Przemowa roztrzęsionej Kiry wcale nie poprawiła mu humoru. "Vrath i ja jesteśmy połączeni...[/i] Ian miał nadzieję, że tylko dzięki maszynie. A jeśli nie? Jak to możliwe, że Rogaś zbierał baty a ta niewinna zdawało by się dziewczyna odczuwała to z całą mocą? Czy ta piekielna maszyneria wysysała z niej życie tylko po to żeby Zabrak, pomimo ran mógł przeżyć? Jeśli tak, to dobrze, że większa część sprzętu medycznego została już usmażona. Cierpienie Kiry się zakończy, chociaż sądząc po jej reakcji bardziej ją to unieszczęśliwiło... a raczej przeraziło. Definitywnie była zastraszona. "Tylko nie mogę go denerwować" - na te słowa w piracie się zagotowało. To wyglądało jak pierdolona patologiczna miłość. Koleś pierze cię po ryju ile wlezie, a ty nadal go kochasz i bronisz, biorąc winę na siebie. Pełno tego wszędzie, ale czy i w tym przypadku tak było? Czy Kira kochała tego skurwiela? Tego, który za każdym razem gdy wychodzi na arenę naraża ją na przejmujące cierpienie? Tak, to możliwe. Ale co kierowało zabrakiem? Na pewno nie miłość. Chęć zysku? Możliwe. Żądza chwały i sławy? Bankowo. Popierdolona to wszystko. Szczególnie miłość. Najpotężniejsza siła w galaktyce. Ta, jasne. I dlatego właśnie Rockwell preferował tylko fizyczną jej odmianę, na jedną noc maksymalnie.
Przez kilka chwil mężczyzna rozważał poczęstowanie Kiry ogłuszaczem. Może obudziła by się spokojniejsza. Po sekundzie czy dwóch odrzucił jednak tę możliwość. Wycierpiała się już za swoje. A raczej nie za swoje. Za nic nie dołoży już do tego ani grama bólu. Zamiast tego obszedł łóżko, usiadł obok targanej konwulsjami nastolatki i objął ją delikatnie, po przyjacielsku.
-No już, już w porządku. Możesz się uspokoić. Ból jest częścią życia, ale każdy ma swój. I nie może brać czyjegoś na swoje barki bo może go to zabić. Zależy Ci na nim prawda? Myślisz, że jemu na tobie też? Jeśli tak to jesteś w błędzie. Gdyby tak było nie narażał by cię na takie cierpienie. - powiedział spokojnym, niemal kojącym głosem, chociaż słowa mogły ją zranić. Nie był kimś komu wolno decydować co jest dobre a co złe dla Kiry, ale w tym przypadku akurat mógł wtrącić swoje trzy grosze. I miał zamiar to zrobić czy się to komuś podobało czy nie.
- Nie wnikam w wasz układ, ale na razie musi się on zakończyć. Vrath wynajął nas żebyśmy cię chronili. I to właśnie zrobimy. Skoro Gekkus padł to jedyną osobą przed, którą należy cię Kiro ochronić jest sam Vrath. - dodał i przytulił ją jeszcze raz, delikatnie, po czym dźwignął się. Nim zdążył dotrzeć do niej sens słów, nim źrenice rozszerzył się ze strachu, Rockwell rzucił jeszcze:
-Nie martw się, nie zabijemy go - rzucił chłodno. Sam to zrobi - przemknęło przez myśl pirata -Nie długo igrzyska się zakończą, każdy rozejdzie się w swoją stronę. Dodał jeszcze i kiwnął na Terradona ażeby ten zgarnął z podłogi ciało Kittani. Myśliwy wciąż targany silnymi emocjami bez słowa podniósł bezwładne ciało i wyszedł z pokoju. Rockwell natomiast wziął na ręce filigranową nastolatkę, wciąż targaną łkaniem. Udał się do salonu i posadził ją na kanapie. Ciało Kittani Togorianin ułożył w salonie, nie daleko zwłok Trandoshan. Wszyscy byli na widoku. Ian nie spodziewał się, że Kira wykręci jakiś numer, ale mimo wszystko wolał mieć ją na oku. Podszedł do Torogianina i szepnął na tyle cicho, że dzięki wyostrzonemu słuchowi na pewno usłyszał go wyraźnie:
- Gdy pojawi się tu ten rogaty skurwysyn zagramy według naszych zasad. Jak się będzie stawiał możesz mu dojebać jeśli chcesz, ale wolał bym go nie uszkadzać zbytnio. Musi podczas finału odwrócić uwagę baronowej i to skutecznie. Gdyby się stawiał - poczęstuję go tym małym ustrojstwem, którego i ty miałeś okazję niestety dostać - wyszeptał i pogładził pieszczotliwie blaster należący jeszcze kilka chwil temu do Kittani. Terradon uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, ukazując repertuar ostrych kłów. Rockwell odpowiedział nie mniej drapieżnym uśmiechem i odwrócił się do drzwi. Transmisja z areny skończyła się kilka minut temu, toteż Rogaś mógł wrócić dosłownie w każdej chwili. Schował DD6 do kabury, zastępując go w dłoni blasterem ogłuszającym. Terradon zajął pozycję po jego lewej, ażeby w razie potrzeby zainterweniować i nie wejść przed lufę Ianowi. Kira natomiast była w zasięgu wzroku, łkając jeszcze cichutko.
Mężczyzna pozwolił sobie na jeszcze jeden głębszy oddech. Bok dawał o sobie jeszcze znać, czemu nie należało się dziwić. Ból nie był jednak na tyle poważny ażeby przeszkadzał w tym co zaplanował na tę chwilę. Jeśli Rogaś wróci i zacznie stwarzać problemu, Ian potraktuje go ogłuszaczem. Albo nawet dwoma. Jeśli jednak przez Rogaty mózg przebije się choć cząstka rozsądku, może uda im się porozumować.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 1 Lut 2015, o 19:05

Kira siedziała na kanapie z podkulonymi pod brodę kolanami. Jej twarz zdradzała kotłujące się emocje. Widać było że ze z sobą walczy, w końcu jednak dała spokój. Spojrzała na nieprzytomną Kittani i zajęła się wpatrywaniem przed siebie. Jakie myśli kłębiły się w jej głowie. Może zdolny jedi byłby w stanie wyczytać co się dzieje w umyśle dziewczyny. Pirat niestety nim nie był. Ian wraz z towarzyszem nie musieli długo czekać. Wystarczyło kilka minut a drzwi otworzyły się i do środka wszedł Vrath w towarzystwie Ziivy i Mackowatego Stwora. Zabrak nie wydawał się być w żaden sposób zaskoczony tym co zastał. Był wręcz wyluzowany. Na poobijanej twarzy widać było ten spokój i radość towarzyszące zwycięskiej walce. Bez większych problemów rozsiadł się na kanapie przed Ianem. Widząc dyskretnie wymierzony w siebie blaster prychnął lekko. Ziiva zajęła miejsce przy drzwiach. Nie trzymała żadnej broni. Natomiast jej mackowaty towarzysz stanął przed Togorianinem. W razie zadymy Ian przynajmniej przez jakiś czas nie mógł liczyć na pomoc przyjaciela.

Zabrak odezwał się pierwszy, z tą nutą w głosie która nie dawała Ianowi, spokoju. Miał dziwne wrażenie, że mimo obecnej sytuacji Ravage wciąż wyprzedza go o krok.
- Widzę, że tradycyjnie nie posłuchałeś polecenia. Niezły pierdolnik -rozejrzał się po pomieszczeniu – rozumiem gady, ale pokojówki to chyba nie musiałeś bić. - Zabrak spostrzegł opatrunek na boku Iana a chwilę później rozwalonego droida. Wyglądało, że właśnie się wkurzył.
-Prosta misja, proste zadania. Pilnować drzwi. A wy i tak potrafiliście to spieprzyć. I naraziliście Kirę. - Albo zabrak grał albo nie wiedział wszstkiego – Finał będzie za dwa dni a ja nie mogę wam ufać. Ale dam ci ostatnią szansę, proszę, przekonaj mnie...
Vrath proszę... -
Kira najwyraźniej wiedziała do czego zmierza jej towarzysz.
Ian uśmiechnął się w odpowiedzi. Znów nie było mu do śmiechu ale nie dal zbić się z tropu.
- Jedynym, który naraża Kire jesteś Ty rogaty skurwielu, wiec nie mów mi takich rzeczy. Doskonale wiem co jej robisz i jak wychodzisz cało z pojedynków. I uważasz się za najlepszego gladiatora w galaktyce? - splunął przy tych słowach na poplamiony gadzią posoką dywan - To jakaś słaba komedia. Rockwell nie patyczkował się w słowach. Miał już plan jak rozegra te ostatnie dwa dni. I nie miał zamiaru pozwolić narzucić sobie woli kogokolwiek. Szybko zlustrował sytuacje w hotelowym pokoju i mocniej chwycił blaster.
Śmiech Zabraka był zły, naprawdę zły
- Mierzysz nie w tą osobę w którą powinieneś rycerzyku, myślisz, że jesteś w stanie mi coś zrobić? Jak zapewne zauważyłeś ja i Kira jesteśmy połączeni, więź w mocy czy jak to tam zwą. Ona czuje to co ja i odwrotnie. Szkoda tylko że ludzie nie są tak odporni na ból jak Iridonianie. Więc powiem ci co się zaraz stanie. Kira oberwie rykoszetem po tym jak do mnie strzelisz i zacznie wyć z bólu. Twój włochaty kumpel zginie załatwiony przez moich ochroniarzy a ja urwę twój łeb. Więc może przestaniesz udawać kogoś kim nie jesteś panie pirat. I zaczniesz wykonywać rozkazy. Leżeć – Warknął Vrath widząc że Kira zamierza coś powiedzieć – Jesteś moja i nic tego nie zmieni więc bądź tak dobra i zamknij się jak mężczyźni rozmawiają.

Ravage był całkowicie pewien swego, najwidoczniej nie doceniał Iana, a może zwyczajnie przerabiał ten scenariusz nie pierwszy raz. Ian trawił w ciszy, która zapadła po zuchwalych słowach zabrackiego gladiatora, słowa które wypowiedział. Doceniał pewność siebie Rogacza, ale i piratowi jej nie brakowało. Nie dał się zwieść groźbom obcego. Był zbyt cenny dla Ziivy - szczególnie teraz, gdy Feniks zniknął i to na Iana spadł ciężar wykonania zadania obrabowania sejfu baronowej. Jeśli słowa Rodianki były prawdziwe w tym starciu powinna stanąć po stronie Rockwella. Jeśli nie... Cóż, życie to dziwka. Ian raz jeszcze uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób. Podniósł blaster i otworzył ogień. Jednakże celował w Kirę. Skoro Vrath i Kira byli połączeni, Zabrak był bardziej odporny na ból, a Kira odczuwała go w normalny sposób prostym było, że ból dziewczyny odczuje na sobie z pełną mocą. Przynajmniej na to pirat liczył. Zabrak nie zdążył powstrzymać Iana, podobnie jak i Kira. Dziewczyna zatrząsła się i upadła na dywan w drgawkach a Zabrak zawył z bólu. Za kanapą Togorianin starł się z mackowatym stworem idącym z odsieczą Vrathowi. Może i mackowte coś było niezłym tancerzem ale nie nadawałosię do walki wręcz z trzymetrowymi terradonami. Chwilę później Ian stał nad leżącym i wijącym się z bólu zabrakiem a Togorianin podnosił za szyję Ziivę przyciskającą mu blaster do piersi, można by rzec patowa sytuacja. Gdyby nie jeden mały detal, pirat stojący z dwoma blasterami pośrodku pokoju.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 4 Lut 2015, o 21:46

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rockwellowi nie do śmiechu było, że bogu winna dziewczyna znów obrywa, ale w tej sytuacji nie było innego rozwiązania. Strzał z ogłuszacza wstrząsnął jej drobnym ciałem odbierając błyskawicznie przytomność. Nawet nie miała czasu na reakcję. Tak samo Vrath. Oberwał rykoszetem wyjąc z bólu. Ian poczuł niejaką satysfakcję. Po drugiej stronie pokoju Terradon zaliczył kolejne błyskawiczne KO na mackowatym pupilu Ziivy. Nie mogło to skończyć się inaczej. Nim jednak zdążył rozbroić drobną Rodiankę, ta wyłuskała nie wiadomo skąd blaster. Chwilę później tkwiła już w żelaznym uścisku togorianina, przyciskając mu blaster do włochatej piersi. Kotowaty myśliwy był twardy, ale trafienia z bliskiej odległości nie przeżył by nikt. Ian zarejestrował wszystko i błyskawicznie przetworzył. Mógł unieść blaster i ponownie go użyć, jednakże nie to było jego celem. Tymczasowo Vrath nie stanowił większego zagrożenia, jednak doświadczony gladiator na pewno wiedział jak poradzić sobie ze zwalczeniem bólu. Ian przezornie zrobił krok w tył i na powrót wycelował w Zabraka. Drugim blaster wymierzył w Rodiankę i powiedział:
-Ziiva, doskonale wiesz, że nie jesteśmy wrogami. Mamy zadanie do wykonania i wiesz, że nikt inny go nie wykona. Dlatego też proponuję ażebyś opuściła ten blaster, a mój partner odstawi cię bezpiecznie na podłogę. Kira pójdzie z nami i będzie pod naszą opieką do końca igrzysk. Zdobędziemy to na czym ci zależy a potem się rozejdziemy. Uczciwy układ? - raz po raz rzucał okiem to na Vratha, to na Rodiankę. Celował w oboje obcych, jednak wolał by nie ciągnąć już dziś za spust.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 6 Lut 2015, o 18:30

Ziiva nie bardzo była w stanie mówić, w potężnym uścisku Togorianina, ten jednak zorientował się w sytuacji i puścił rodiankę dając równocześnie szansę na czysty strzał Ianowi. Kobieta ostrożnie podeszła do nieprzytomnego mackowatego stwora, wciąż trzymając blaster wymierzony w teradona. Krótka obdukcja najwyraźniej wykazała że stworzenie żyje. Ziiva opuściła blaster.
- Jesteś idiotą i nie masz pojęcia z kim zadzierasz. Jeżeli to spieprzysz… - dłoń rodianki wykonała znany w całej galaktyce gest – Rób co chcesz, misja ma być wykonana. Kobieta pochyliła się nad nieprzytomnym mackowatym stworem starając się przywrócić go do jako takiego stanu używalności.
Vrath nie podzielał entuzjazmu Zivy, gladiator zbierał się powoli z ziemi i wkrótce stanął przed wymierzonym w niego blasterem Iana.
- Zapomniałem już jak to kurewsko boli. - Zabrak zaśmiał się złowrogo wyszczerzając zęby – co teraz cwaniaczku, strzelisz do mnie a ona zesra się z bólu. A może masz jakiś lepszy pomysł? Na przykład możesz stąd wypierdalać. Czuj się zwolniony. Kira zostaje ze mną. I nie myśl że pozwolę ci ją zabrać.
Ravage stanął między Ianem a nieprzytomną dziewczyną, z założonymi na piersi rękoma.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 25 Lut 2015, o 23:32

No, więc to by było na tyle. Ian musiał przyznać, że przegrał tę rozgrywkę. Przewagę, którą udało mu się zbudować nad zabrackim gladiatorem bezpowrotnie utracił. Na dodatek zdaje się, że przyjmując propozycję Ziivy wpakował siebie i załogę Smoka w nie lada gówno. Teraz najważniejszym było aby się z niego wygrzebać, nie brudząc przy tym od stóp do głów. Jednakże może być ciężko. Skoro Vrath dał im 'wypowiedzenie', mieli drogę wolną do wykonania zadania rodianki. Tak czy siak czas najwyższy był ażeby zbierać się z tego przeklętego hotelu. Ostatnią - miał nadzieję noc - planował spędzić na pokładzie Citadela, dopracować plan i wypocząć. Albo w ostateczności spierdolić stąd w podskokach z niczym, zachowując przynajmniej na razie życie. Na takie rozważania przyjdzie jeszcze jednak czas. Nie spuszczając z muszki Vratha pirat mruknął:
- I tak chujowy był z Ciebie pracodawca. Taki bystrzak a piratów zatrudnia za ochroniarzy - bąknął z przekąsem i zwrócił się do Ziivy - Mam nadzieję, że nasza gaża jest już na koncie zgodnie z umową. Zanim wyruszę zdobyć wasze cenne informacje nie omieszkam sprawdzić naszego rachunku - powiedział lodowatym tonem, bez cienia uśmiechu. Szlag, niezły z niego był aktor. Takiej kwestii nie powstydził by się sam Kamuro Rushi, gwiazda holofilmów. Skinął na Terradona i wydał krótkie polecenie:
- Zabieramy ją - mruknął wskazując brodą na nieprzytomną wciąż pokojówkę. Mogła się jeszcze przydać. Gdy Togorianin był już gotów do opuszczenia pokoju, nadal celując do zabraka Ian wycofał się tyłem z pokoju. Miał zamiar dostać się na pokład Smoka. Miał cichą nadzieję, że po drodze na statek nie wydarzy się już nic popierdolonego. Trochę spokoju i duża szklanka koreliańskiej brandy, tego potrzebował. Królestwo za koreliańską brandy.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 28 Lut 2015, o 22:16

Dwójki piratów nikt nie zatrzymywał. Togorianin zgrabnie zrzucił sobie na plecy wciąż nieprzytomną dziewczynę, i chwilę później wraz z ianem wycofywali się już na z góry upatrzone pozycje. Terradon nie wyglądał na szczęśliwego z takiego obrotu sprawy. Zabawa w nianię miała być banalnie prosta tymczasem zamieniła się w jakąś chorą grę o życie. Może i fizycznie nie oberwał za bardzo ale jego godność…

Coś było nie tak, i nie chodziło tu nawet o fakt przedefilowania przez kosmoport ze związaną Twillekanką na ramieniu, to akurat było w tych okolicach normalne. Lądowisko na którym stał Smok Krayt było podejrzanie spokojne a sam Krążownik był otwarty. Verpin z pewnością nie zostawił by opuszczonej rampy. Obaj piraci wyciągnęli blastery, zblżając się ostrożnie do rampy krążownika. Z wnętrza Citadela doszedł dźwięk rytmicznego stukotu i uderzania czymś ciężkim o podłogę bądź poszycie okrętu. Togorianin warknął zaniepokojony, zwracając uwagę Iana na lądowisko. Brak było na nim jakiegokolwiek ruchu, nawet krzątających się zawsze Pit droidów czy innych maszyn. Ian wytężył wzrok zaglądając do środka pojazdu. Równocześnie starał się znaleźć sobie jakieś względnie osłonięte miejsce, Podobnie poczynił Terradon upuszczając Twi’llek’ankę tuż przy rampie i zbliżając się powoli do wejścia. Hałas zaczął narastać a w mroku zamigotał jakiś wielki kształt…
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 3 Mar 2015, o 21:47

W drodze na lądowisko Ian zdawał się być nieobecny duchem. Ciało kierowało się samo ku jedynej bezpiecznej przystani, którą zdawał się być teraz "Smok Krayt". Z nietęgą miną pirat rozmyślał jak wydostać się z tej sytuacji. Moc, jakieś chore połączenia, Kira odczuwająca ból Vratha i na odwrót... Dużo za dużo tego wszystkiego. Mężczyzna pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Służył we flocie Imperium to też wiedział jaki stosunek do tematu Mocy i wszystkich, którzy mieli z nią związek miała niegdyś Inkwizycja. Nie mądrze było by kręcić się w pobliżu gdy ktoś uczynny doniesie Imperialnym śmieciom o małym sekrecie Rogasia i Kiry. Ba, nawet sam by to zrobił, gdyż Zabrak w indywidualnym rankingu rzeczy i istot lubianych przez Iana, znajdował się aktualnie gdzieś pomiędzy grzybicą stóp a chorobami wenerycznymi. Jednak Kira nie była niczemu winna. A pewnym było, że i ona ucierpiała by gdyby wpadli tu Imperialni.
Co dziwne para piratów dotarła na lądowiska nie niepokojona przez nikogo. Lądowisko samo w sobie również było jakieś nienaturalnie ciche. Nie licząc metalicznego stukotu dobiegającego z pokładu Citadela, na domiar złego otwartego na oścież. To nie był dobry dzień, zdecydowanie nie. Był chujowy, rozmiarami chujowości przypominający wielkość pały Banthy.
Z blasterem w jednej ręce i komunikatorem w drugiej Ian spróbował połączyć się z Vaazanem. Już wcześniej otrzymał informację, że insektoid naprawił ich tajną broń, którą miał być Trójka. Mężczyzna miał nadzieję, że ta broń nie wypali teraz w ich pirackie mordy. Wielki kształt ukryty w cieniu nie mógł być niczym innym niż trzymetrowym tytanem.
-Trójka, dezaktywacja! - rzucił Ian stanowczym tonem. Na tyle stanowczym na ile było go stać.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 8 Mar 2015, o 10:14

Hałas ucichł wraz z odgłosem przechodzących w stan spoczynku serwomotorów, potężny droid zdezaktywował się upuszczając na podłogę niesiony wcześniej przedmiot, Togorianin rozejrzał się dookoła,nadal nic. Z pokładu "smoka" również nie dobiegały żadne hałasy. Dziewczyna nadal leżała nieprzytomna zaś cień trzymetrowego droida majaczył w środku okrętu. Ian wszedł do wnętrza maszyny ubezpieczany przez swojego towarzysza, to co zwróciło jego uwagę jako pierwsze to zakrwawiony korpus trójki, drugą rzeczą był leżący u jej stóp verpin. Insektoid nie ruszał się i nie wyglądał najlepiej, na jego boku widać było wyraźny ślad po trafieniu z Balastera. Przyglądając się dokładniej Ian spostrzegł kilka niekoniecznie kompletnych ciał leżących w środku krążownika. To zlecenie zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Togorianin stojący przed maszyną,zawołał ostrzegawczo. Jakiś pojazd zbliżał się do lądowiska.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 10 Mar 2015, o 16:41

Jeden kryzys zażegnany - ich własny droid bojowy szczęśliwie dezaktywował się i przeszedł w stan spoczynku. Ian gorąco wierzył, że burdel, który Trójka narobił na pokładzie jest niewielką ceną za ich bezpieczeństwo - niekompletne ciała, których fragmenty walały się tu i tam dobitnie świadczyły, że na pokład statku piratów chciał dostać się ktoś kogo zdecydowanie nie powinno tu być. Cóż, nieproszeni goście dostali chyba więcej niż na to zasłużyli.
Niepokojący był jednak fakt, że Vaazan, mechanik-magik, który ożywił trzymetrowego kolosa, leżał wyciągnięty jak długi na płytach pokładu. Czym prędzej Ian podbiegł doń - omijając przy tym rozbryzgany na podłodze mózg - i sprawdził jego stan. Widoczna rana postrzałowa po blasterze nie wróżyła dobrze. Mężczyzna bezwiednie potarł się po boku. Co dziś wszyscy mieli z tymi blasterami? Najpierw oberwał Ian, teraz Verpin. Co jeszcze dziś się wydarzy? - zastanowił się w duchu podminowany Rockwell.
Odpowiedź niestety nadeszła niż by sobie tego życzył. Zbliżający się do lądowiska pojazd pewnie nie zwiastował nic dobrego.
-Zbieraj dziewczynę na pokład i zabierz ją do ambulatorium! Zgarnij po drodze Vaazana, tylko uważaj bo oberwał! - odkrzyknął Ian i pobiegł do kokpitu. Czyżby nadszedł czas ewakuacji z tej przeklętej planety? A może to Ziiva postanowiła się ich pozbyć. Opcji mogło być wiele - nie miał zamiaru ryzykować. Teraz należało jak najszybciej zabezpieczyć statek i siebie. Pancerz powinien zatrzymać ewentualny ostrzał przynajmniej przez jakiś czas - ale podniesienie tarcz do czasu poznania - zapewne niezbyt szlachetnych zamiarów obcych - wydawało się słusznym rozwiązaniem. Ian wpadł do kokpitu chwilę później i ekspresowo rozpoczął wykonywanie procedur przedstartowych, skracając je do absolutnego minimum, chcąc jak najszybciej podnieść tarcze. Co raz zerkał przez iluminator starając się rozpoznać zbliżający się pojazd. Gdyby oponenci mieli złe zamiary, mógł w każdej chwili aktywować autoblastery "Smoka". Chciał aby sytuacja wyjaśniła się jak najszybciej - rana postrzałowa Vaazana to nie coś co można zignorować.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 1 Kwi 2015, o 18:36

Zbliżający się pojazd okazał się repulsorową platformą transportową wyładowaną po brzegi najróżniejszymi humanoidami. Na widok znikającego za włazem Togorianina przybysze wysypali się z pojazdu odstrzeliwując Smoka Krayt z broni ręcznej. Ostrzał ustał równie szybko jak się rozpoczął. Najwyraźniej któryś z napastników miał mózg i potrafił go używać. Pancerz jednostki był zdecydowanie zbyt wymagającym przeciwnikiem dla ręcznych blasterów, a nie wyglądało na to żeby przybysze mieli pod ręką coś cięższego. Piraci byli bezpieczni tak długo jak długo nie wpadną na pomysł opuszczenia jednostki, chyba że wykorzystają Trójkę, to z pewnością dałoby napastnikom nieco zajęcia.
Dla Iana w tej chwili najważniejszy był stan towarzysza. Verpini są z natury odporni na obrażenia, jednak rana nie wyglądała dobrze. W momencie gdy skończył procedurę przedstartową i kokpit rozjarzył się zielonymi lampkami odezwał się pokładowy interkom.
- Vaazan wygląda nieźle ma konkretnie osmalony bok i pewnie to odchoruje, ale jest stabilny. Babka się ocknęła i się na mnie patrzy, uśpić ją ponownie? – w glosie togorianina słychać było niedopowiedzianą groźbę. Zupełnie jakby o coś żywił urazę względem Twillekanki. Ian zdążył otworzyć usta gdy kamera przy rampie zarejestrowała jakiś ruch. Jeden z napastników stał przy niej i energicznie machał ręką. Wyglądało na to że chce negocjować.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 26 Wrz 2015, o 09:58

Ian rozejrzał się po kokpicie, procedura przedstartowa dobiegła końca. Pierdolić ich pomyślał aktywując silniki Citadela. Jednostka z wyciem wzniosła się do góry zdmuchując przy okazji zbirów na lądowisku. Na ekranie pojawiło się ostrzeżenie o namierzaniu.
<skrr> Nieautoryzowany start! Lądujcie natychmiast albo zostaniecie zniszczeni <skrr>
Pilot zignorował komunikat, Sprawnym ruchem wychodząc z zasięgu wieżyczek kosmoportu. Nie wystarczyło to jednak do uniknięcia wstrząsowych pocisków kierowanych. Dwie eksplozje później pozbawiony napędu krążownik bezwładnie runął na powierzchnię planety...

Skuty pirat wraz z Togorianinem wysłuchiwali wyroku sądu. 20 lat ciężkich robót za porwanie pokojówki oraz 10 za próbę ucieczki, stawianie oporu i zniszczenia dokonane przy lądowaniu. Oczywiście mienie które posiadali zostanie zatrzymane "w celu zaspokojenia roszczeń pokrzywdzonych" Nie to było jednak najgorsze. W katastrofie zginął Vaazan a o Vrathu i jego towarzyszce słuch zaginął. Nic nie poszło tak jak zaplanowali, nic.

Siedząc w kajdanach w transportowcu wiozącym go do kopalni Ian po raz ostatni podziwiał zachód słońca, potężna śluza kopalni zamknęła się odcinając ostatnie promienie, wraz z nadzieją na uwolnienie.

Ian Rockwell idzie do paki na 30 lat w kopalni o zaostrzonym rygorze, w dodatku z wyrokiem porwania na tle seksualnym.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Poprzednia

Wróć do Archiwum