przez Caleb Quade » 31 Sty 2015, o 23:35
-Gakkus... - mruknął Rockwell w zamyśleniu. No tak, trzy truchła gadów stygnące w salonie nie mogły należeń do nikogo innego niźli jego braci, sióstr, ciotek, wujów, koleżanek, kolegów albo innego Trandoshańskego ścierwa. Cóż, biedaczysko się przeliczył. Pytanie tylko czy tylko jemu zależało na śmierci dziewczyny. A jeśli tak to czy wiedział o małym, paskudnym sekreciku Vratha i Kiry. Pirat z politowaniem popatrzył na zapłakaną twarzyczkę byłej kochanki na jedną noc. Pogładził ją po policzku.
-Cóż, mam nadzieję, że zawczasu zapłacił Ci za zlecenie na Kirę. Będziesz mogła wstawić sobie nowe ząbki. Bo nie wiem czy wiesz, ale piracka kasa chorych nie refunduje takich zabiegów - powiedział na co dziewczyna, pomimo łez posłała mu mordercze spojrzenie. Ian wybuchnął tylko śmiechem, chociaż wcale do śmiechu mu nie było, po czym błyskawicznym ruchem, z bliskiej odległości wystrzelił do sprępowanej z blastera. Przestawionego na ogłuszanie oczywiście. Zabicie kogoś w walce, a zabicie z zimną krwią to co innego. Jednakże pirat miał wątpliwości czy w przypadku Vratha będzie miał podobne rozterki moralne. Tak czy inaczej na przepytanie Twi'lek'anki jeszcze będzie miał czas później.
Gdy ciało Kittani osunęło się na powrót po ścianie, Rockwell odetchnął głęboko próbując zebrać myśli. Przemowa roztrzęsionej Kiry wcale nie poprawiła mu humoru. "Vrath i ja jesteśmy połączeni...[/i] Ian miał nadzieję, że tylko dzięki maszynie. A jeśli nie? Jak to możliwe, że Rogaś zbierał baty a ta niewinna zdawało by się dziewczyna odczuwała to z całą mocą? Czy ta piekielna maszyneria wysysała z niej życie tylko po to żeby Zabrak, pomimo ran mógł przeżyć? Jeśli tak, to dobrze, że większa część sprzętu medycznego została już usmażona. Cierpienie Kiry się zakończy, chociaż sądząc po jej reakcji bardziej ją to unieszczęśliwiło... a raczej przeraziło. Definitywnie była zastraszona. "Tylko nie mogę go denerwować" - na te słowa w piracie się zagotowało. To wyglądało jak pierdolona patologiczna miłość. Koleś pierze cię po ryju ile wlezie, a ty nadal go kochasz i bronisz, biorąc winę na siebie. Pełno tego wszędzie, ale czy i w tym przypadku tak było? Czy Kira kochała tego skurwiela? Tego, który za każdym razem gdy wychodzi na arenę naraża ją na przejmujące cierpienie? Tak, to możliwe. Ale co kierowało zabrakiem? Na pewno nie miłość. Chęć zysku? Możliwe. Żądza chwały i sławy? Bankowo. Popierdolona to wszystko. Szczególnie miłość. Najpotężniejsza siła w galaktyce. Ta, jasne. I dlatego właśnie Rockwell preferował tylko fizyczną jej odmianę, na jedną noc maksymalnie.
Przez kilka chwil mężczyzna rozważał poczęstowanie Kiry ogłuszaczem. Może obudziła by się spokojniejsza. Po sekundzie czy dwóch odrzucił jednak tę możliwość. Wycierpiała się już za swoje. A raczej nie za swoje. Za nic nie dołoży już do tego ani grama bólu. Zamiast tego obszedł łóżko, usiadł obok targanej konwulsjami nastolatki i objął ją delikatnie, po przyjacielsku.
-No już, już w porządku. Możesz się uspokoić. Ból jest częścią życia, ale każdy ma swój. I nie może brać czyjegoś na swoje barki bo może go to zabić. Zależy Ci na nim prawda? Myślisz, że jemu na tobie też? Jeśli tak to jesteś w błędzie. Gdyby tak było nie narażał by cię na takie cierpienie. - powiedział spokojnym, niemal kojącym głosem, chociaż słowa mogły ją zranić. Nie był kimś komu wolno decydować co jest dobre a co złe dla Kiry, ale w tym przypadku akurat mógł wtrącić swoje trzy grosze. I miał zamiar to zrobić czy się to komuś podobało czy nie.
- Nie wnikam w wasz układ, ale na razie musi się on zakończyć. Vrath wynajął nas żebyśmy cię chronili. I to właśnie zrobimy. Skoro Gekkus padł to jedyną osobą przed, którą należy cię Kiro ochronić jest sam Vrath. - dodał i przytulił ją jeszcze raz, delikatnie, po czym dźwignął się. Nim zdążył dotrzeć do niej sens słów, nim źrenice rozszerzył się ze strachu, Rockwell rzucił jeszcze:
-Nie martw się, nie zabijemy go - rzucił chłodno. Sam to zrobi - przemknęło przez myśl pirata -Nie długo igrzyska się zakończą, każdy rozejdzie się w swoją stronę. Dodał jeszcze i kiwnął na Terradona ażeby ten zgarnął z podłogi ciało Kittani. Myśliwy wciąż targany silnymi emocjami bez słowa podniósł bezwładne ciało i wyszedł z pokoju. Rockwell natomiast wziął na ręce filigranową nastolatkę, wciąż targaną łkaniem. Udał się do salonu i posadził ją na kanapie. Ciało Kittani Togorianin ułożył w salonie, nie daleko zwłok Trandoshan. Wszyscy byli na widoku. Ian nie spodziewał się, że Kira wykręci jakiś numer, ale mimo wszystko wolał mieć ją na oku. Podszedł do Torogianina i szepnął na tyle cicho, że dzięki wyostrzonemu słuchowi na pewno usłyszał go wyraźnie:
- Gdy pojawi się tu ten rogaty skurwysyn zagramy według naszych zasad. Jak się będzie stawiał możesz mu dojebać jeśli chcesz, ale wolał bym go nie uszkadzać zbytnio. Musi podczas finału odwrócić uwagę baronowej i to skutecznie. Gdyby się stawiał - poczęstuję go tym małym ustrojstwem, którego i ty miałeś okazję niestety dostać - wyszeptał i pogładził pieszczotliwie blaster należący jeszcze kilka chwil temu do Kittani. Terradon uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, ukazując repertuar ostrych kłów. Rockwell odpowiedział nie mniej drapieżnym uśmiechem i odwrócił się do drzwi. Transmisja z areny skończyła się kilka minut temu, toteż Rogaś mógł wrócić dosłownie w każdej chwili. Schował DD6 do kabury, zastępując go w dłoni blasterem ogłuszającym. Terradon zajął pozycję po jego lewej, ażeby w razie potrzeby zainterweniować i nie wejść przed lufę Ianowi. Kira natomiast była w zasięgu wzroku, łkając jeszcze cichutko.
Mężczyzna pozwolił sobie na jeszcze jeden głębszy oddech. Bok dawał o sobie jeszcze znać, czemu nie należało się dziwić. Ból nie był jednak na tyle poważny ażeby przeszkadzał w tym co zaplanował na tę chwilę. Jeśli Rogaś wróci i zacznie stwarzać problemu, Ian potraktuje go ogłuszaczem. Albo nawet dwoma. Jeśli jednak przez Rogaty mózg przebije się choć cząstka rozsądku, może uda im się porozumować.