Content

Archiwum

[Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

[Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 28 Maj 2014, o 21:14

Pokład Zefira przestrzeń planetarna

Komunikator na pokładzie Zefira pikał już od dłuższego czasu informując o nieodebranej wiadomości. Upierdliwe dźwięki zmusiły w końcu Leonarda do wciśnięcia kilku klawiszy. Zapewne kolejne zlecenie, holoprojektor wystrzelił cienką strużkę błękitnego światła. Światło zamigotało i przyjęło postać czarnowłosego wąsatego mężczyzny z wyrazistymi rysami i sporym doświadczeniem, które odcisnęło na jego twarzy swoje piętno. Hologram ustabilizował się a mężczyzna przemówił.
- Ciężko się z panem skontaktować panie Phoenix, jednak pańskie hmm rekomendacje poleciły pana jako najlepszego dostępnego eksperta na rynku. Szykuje się spora seria wybuchów. - Przez twarz zleceniodawcy przemknął tajemniczy uśmiech - Zapewne jest pan ciekaw kto też pana polecił. - Hologram zamigotał i w miejsce mężczyzny pojawił się dobrze znany Leonardowi czarny jastrzębionietoperz, symbol jednego z członków czarnego płomienia. Gdy symbol się obracał głos zleceniodawcy kontynuował.
- Misja jest prosta, trzeba udać się na pewną planetę i wykraść zawartość sejfu, Nagrodą są znajdujące się we wspomnianym sejfie kosztowności i gotówka, nas interesuje tylko to żeby sejf z pełnego zmienił stan na pusty. Oczywiście w ramach zaliczki przelejemy 10 000 cr na wskazane konto. Jak tylko zdecyduje się pan przyjąć zlecenie podam panu dokładne kontakty do prowadzącego misję. Ma pan czas na decyzję do jutra do 23:00 po tym terminie zwrócimy się do kolejnego kandydata a pańskie dane zostaną wykasowane wraz z szansą na zawieranie kolejnych kontraktów.
Przez chwilę hologram migotał po czym ponownie pojawiła się twarz mężczyzny.
- zakładam profesjonalizm tym niemniej muszę uprzedzić, próby przyjęcia zlecenia i ucieczki z zaliczką odbiją się nie tylko na pańskiej reputacji ale i zdrowiu pańskiej towarzyszki. Proszę pozdrowić Jasmine... - Przez twarz mężczyzny przemknął złowrogi uśmiech a po chwili komunikator zgasł.

Leonard spojrzał na komunikator i na otrzymaną sekundę po zakończeniu przekazu zakodowaną wiadomość. Na ekranie wyświetlał się komunikat "czy chcesz przyjąć zlecenie" wraz z dwoma odpowiedziami. Stojąca za nim blondynka westchnęła cicho, od początku przysłuchiwała się rozmowie...

Tymczasem na innym statku w zupełnie innej części galaktyki.

Hologram zamigotał i oczom zebranych ukazał się potężnie zbudowany zabrak. Wielki mężczyzna przez chwilę patrzył na stojącego po drugiej stronie komunikatora pilota po czym powiedział niskim i głębokim głosem.
- Witam, jestem waszym zleceniodawcą. Zabierzecie mnie i moją towarzyszkę na turniej walki. Oczywiście nie chodzi mi o zwykłą podwózkę. Kira potrzebuje ochrony. Kiedy ja walczę ona jest bezbronna. Zatem będziecie ją chronić przez cały turniej. W zamian za to otrzymacie stosowne wynagrodzenie. 5000 cr plus procent z wygranej. A wierzcie mi wygram na pewno. - Złowrogi uśmiech przemknął przez twarz zabraka nadając jej jeszcze bardziej przerażającego wyrazu, zupełnie jak by sam ryj nie był dość paskudny i odpychający.
- Nagroda za wygranie turnieju to przeszło 100 000 wystarczy żeby was opłacić. Zwłaszcza że zadanie nie należy do specjalnie trudnych. Wystarczy że będziecie pilnować Kiry resztą zajmę się ja.
-Skąd mamy was zabrać? -
Ian nie tryskał optymizmem ale taka robota to zawsze coś zwłaszcza że i tak siedzieli na dupach i pierdzieli w stołki
- Koordynaty wyślę w wiadomości do zobaczenia za kilka godzin.
Przekaz urwał się wraz z dźwiękiem nadchodzącej wiadomości. Zaś średnio zadowolony Ian robiący za kapitana pod nieobecność kapitana rozejrzał się po załodze. Po czym udał się w kierunku mostka niewielkiego "krążownika" Gwiazdy zamieniły się w smugi a już po kilku godzinach na pokładzie jednostki znaleźli się dodatkowi pasażerowie. Dwójka stanowiła swoje dokładne przeciwieństwo. Potężny przeszło dwumetrowy poznaczony bliznami Zabrak i filigranowa nastolatka z promiennym uśmiechem i niemal niezamykającymi się ustami. Po dopełnieniu kilku formalności oraz oficjalnym podpisaniu kontraktu ruszyli w kierunku małej położonej na zadupiu galaktyki planety...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Zulrok » 30 Maj 2014, o 15:06

Pip… pip… pip… pip… pip… pi… Pikający sygnał komunikatora został przerwany przez Leo wyrwanego właśnie z drzemki. Nieco zaspany mężczyzna wsłuchiwał się treść otrzymanej wiadomości, nie mogąc zrozumieć jak można tak bezprecedensowo zakłócać komuś sen. Tak jak się trzydziestolatek domyślał, była to oferta zlecenia. Samo zadanie było dość typowe, brunet w podobnych akcjach uczestniczył już za czasów bycia najemnikiem. Ważniejsze były słowa nie związane kluczowo z misją. Rozmówca znał prawdziwe nazwisko Leonarda, wiedział o jego umiłowaniu do wybuchów, miał dane o pilotce frachtowca, a co najważniejsze znał „Jastrzębia” z „Czarnego płomienia”. Obracający się symbol, oznaczał tylko jedno: „Feniksa” do obrabowania sejfu, polecił znajomy z upadłej organizacji, do której wspólnie należeli. Wyjątkowe było to, że znowu pojawił się ten sam znak, który mężczyzna widział kilka miesięcy wcześniej podczas wykonywania jednego ze zleceń. Piromana z zamyśleń wyrwała Jasmine:

- Wiesz, co to oznacza: kiedy wykonamy robotę, będziemy mogli odnaleźć naszych dobrych znajomych. Przy okazji zdobędziemy trochę pieniędzy, które przeznaczymy na paliwo. Nie będę znów musiała uszczuplać swojej fortuny, a ty kupisz sobie nowe zabawki pokroju termodetonatora. Jeżeli cię to nie przekonuję, to sama już nie wiem, co mam powiedzieć.
Leo jej na to odpowiedział:
- Wiem doskonale i nie zamierzam stracić takiej szansy, szczególnie, że już widzę te odpadające, po kilku wybuchach drzwi sejfu. I nie mów mi o tym cacuszku, bo już więcej nie nakłonisz mnie do jakiejś głupoty, a i tak jakoś nie mam tego sprzętu na statku. Bardziej się martwię, że ten gość od zadania, zna nasze dane, wie o nas sporo i może to wykorzystać.
- Boisz się, że twój sprzęt nie zadziała, a ty w panice uciekniesz z zaliczką? Ja przejmuję się tobą, jesteś dla mnie jak brat i muszę się czasem tobą zająć.
- Wiesz, co – Leonard się oburzył – jak możesz tak mówić. Dostanie się do sejfu to pestka. A poza tym, uważasz, że jestem dziecinny?
- Może i masz trzeci krzyżyk za sobą, ale tak, czasem tak. Jesteś dzieckiem i za często.

Brunet zbył przyjaciółkę milczeniem odwracając się do komunikatora, a jego ręka skierowała się w miejsce na ekranie, gdzie na zielonym tle był wyświetlony napis „tak”. Po kilku chwilach na komunikatorze pojawiły się dodatkowe dane dotyczące misji. „Feniks” przekazał cel lotu blondynce, a po chwili Zefir mknął ku wyznaczonej planecie.

Lądowanie odbyło się bez większych problemów, inna opcja w sumie nie wchodziła w grę, wszystko było legalne i opłacane, a nikogo z dwóch osób przebywających na statku nie poszukiwała służba bezpieczeństwa. Po kilkunastu minutach frachtowiec zatrzymał się w kosmoporcie, w którym miał przebywać łącznik zleceniodawcy. Trzydziestolatek powiedział na pożegnanie do Jasmine:

- Zajmij się czymś, nasz pojazd może nie być mi potrzebny. Kup sobie coś, popytaj o kolejne zlecenia i trzymaj się z dala od kłopotów. W razie czego będziemy w kontakcie.
- Zawsze to powtarzasz.
- I zawsze to działa. – Leo zakończył rozmowę, przystrajając się w swój standardowy ekwipaż, który zakrył zarzuconym na siebie czarnym płaszczem. Mężczyzna rozglądając się po okolicy, szukał kantyny, do której chciał dojść.

Mam nadzieję, że tak to miałem pociągnąć. W razie czego GG macie w podpisie.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 3 Cze 2014, o 23:20

Oczekiwanie na powrót Quade'a i Lilith przeciągało się w nieskończoność. W zasadzie to byli spóźnieni już o dobrych kilka dni. Nic więc dziwnego, że Ian podjął taką a nie inna decyzję. W zasadzie powinni się cieszyć, że w tym trudnym okresie dla nich coś w ogóle się trafiło. Po stracie pani doktor, która okazał się być kimś zupełnie innym niż była i trochę mniej bolesnej stracie niejakiego Rayna załoga "Smoka" skurczyła się do zaledwie pięciu istot i jednego przeważnie wyłączonego droida. Teraz gdy zaginął też kapitan i pierwszy pilot wyglądało to wszystko mocno kiepsko. Cóż poradzić.
Gdy tajemniczy zabrak skontaktował się z Rockwellem oferując łatwy zarobek, tymczasowy dowódca nie widział innej opcji jak przystać na jego propozycję. Koniec końców jakoś musieli utrzymać siebie i statek. Bez zbędnych ceregieli wyprowadził Citadela z hangaru, obliczył koordynaty i wykonał skok w nadprzestrzeń.
Kilka godzin później po podjęciu pasażerów i wykonaniu kolejnego skoku, "Smok Krayt" zbliżał się do celu swej podróży.
- No cóż, zatrudniłeś nas do ochrony Kiry a nawet nie wiemy kim jesteś - mruknął Rockwell ku dwumetrowemu rogaczowi. Siedząc wygodnie na fotelu pilota obserwował kątem oka Zabraka. Potężnie zbudowany zdecydowanie sprawiał wrażenie gladiatora i Ian gorąco liczył, że jego słowa o wygranej nie okażą się czczą gadaniną. Na fotelu II pilota krzątał się Vaazan, pokładowy mechanik, który teraz miał na głowie również obowiązki operatora czujników i komunikację. Nim nadeszła odpowiedź, pilot kierując się danymi od kontrolera sprowadził maszynę na lądowisko. Nim minęło 5 minut, "Smok" spoczywał już na lądowisku.
- No, to jesteśmy... - powiedział i przeciągnął się. - Kiedy rozpoczynają się igrzyska?
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 10 Cze 2014, o 20:16

Hałas i latające we wszelkich możliwych kierunkach ścigacze, oto co charakteryzowało niewielki kosmoport pasażerski będący częścią gigantycznego kompleksu Cargo. Planeta nie była zbyt rozwinięta a mimo to olbrzymie ilości towaru przepływały przez nią każdego dnia. Głównie rudy metali i żywność. Już na pierwszy rzut oka można było ocenić, że służby porządkowe imperium mają delikatnie mówiąc w dupie co się dzieje na powierzchni. Tak długo jak nikt nie ruszał przewoźników i transportów rudy panował względny spokój. Ledwie Leonard opuścił Frachtowiec dokonawszy jakiejś śmiesznie łatwej odprawy celnej, a już przy zejściu z rampy zaczepił go jakiś tubylec proponując pomoc jako przewodnik. Niestety jego oferta została odrzucona. Wskazana przez kontakt kantyna była dosłownie o strzał z blastera od lądowiska. Chwilę później skrył się w cieniu olbrzymiego budynku. Namalowane na fasadzie strzałki prowadziły do przybytku o wątpliwej reputacji. Niepozornie wyglądające drzwi prowadziły do spowitego półmrokiem korytarza w którego zaułkach czaiły się „damy” których wygląd wskazywał na chęć obdarzenia wdziękami każdą odpowiednio sytuowaną materialnie istotę. Niektóre z nich zdołały się wpić w swoje ofiary i właśnie drenowały je z gotówki przy cichych jękach otumanionych rozkoszą istot. Unikając pokus pokonał korytarz by znaleźć się w zadymionej nieco acz chłodnej i lepiej oświetlonej sali głównej kantyny. Centrum zajmował doskonale oświetlony parkiet na którym podrygiwało w rytm ,czegoś co leciało z głośników, stado obcych i humanoidalnych kształtów. Uwagę gości na chwilę przykuł mackowaty meduzopodobny stwór który wywijał hołubce trzymając w jednej z macek szklankę z dziwnym napojem. Niezależnie od ruchów obcego szklanka pozostawała w stałej i niezmienionej pozycji. Zupełnie jak przyklejona do powietrza. Obserwację przerwała jedna z Twillekańskich kelnerek w skąpym odzieniu i z niewielkim cyfronotesem.
- Witam panie Phoenix, czekają już na pana, proszę z mną. – Kobieta odwróciła się i podążyła w kierunku jednej z przyklejonych do ścian loży. W jej ślady ruszył Leonard przy okazji delektując się kształtami przewodniczki. W loży czekał na niego rodianin. Insektoid siedział za małym stolikiem sącząc coś z szerokiego pucharu. Na widok wchodzącego najemnika istota wstała i gestem dłoni wskazała mu miejsce obok siebie. Kelnerka niemal natychmiast zniknęła.
- Witam, jestem Ziiva, i jak pracuje dla naszego wspólnego dobroczyńcy. – Dopiero teraz był w stanie rozpoznać płeć obcego, cóż Rodianka była płaska nawet jak na standardy jej rasy.
- Zaraz przybędzie reszta zespołu, dostałam informację że już wylądowali. W międzyczasie porozmawiajmy…

****

Na lądowisku P46 znajdowała się spora jednostka należąca do niejakiego Caleba Quade. Citadel wylądowała na strzeżonym lądowisku przeznaczonym dla uzbrojonych jednostek. W przypadku niewielkiego „krążownika” procedury były szybkie aczkolwiek lokalizacja lądowiska i otoczenie wskazywały na ograniczone zaufanie dla przybyszów. Wieżyczki z podwójnymi działkami laserowymi, bliskość koszar oraz powitalna demonstracja siły w postaci pięcioosobowego patrolu ubezpieczającego celnika jasno wskazywały, że przy najmniejszej próbie rozrabiania przybysze staną się osobami niepożądanymi i w najlepszym wypadku będą zmuszeni do bardzo szybkiego opuszczenia planety.
Zleceniodawca nie odpowiadał na zaczepki Iana kwitując je krótkim "dowiesz się w swoim czasie" nieco bardziej rozmowna była Kira. Gdy szła w otoczeniu swojej "eskorty" za olbrzymim zabrakiem zwróciła się do Iana przyjaznym tonem
- Vrath jest sławnym gladiatorem, pewnie wkurza go fakt, że go nie rozpoznałeś. Vrath Ravage? czaisz?
Najwyraźniej Ian nie czaił, może i kiedyś obiło mu się coś o uszy ale walki gladiatorów nie były jakoś specjalnie popularne na pokładzie "Smoka" Na szczęście znaleźli się już przy oznaczonym strzałkami wejściu do kantyny. Przemierzając korytarz niewielki orszak szybko dotarł do sali głównej. Tym razem damy nie były tak chętne do oferowania swych usług. Agresywne rasy, mają to do siebie że są agresywne. A jak wiadomo dziwka z niepowyrywanymi rękoma zarobi znacznie więcej od dziwki bez rąk. Nikt nie zaczepiał więc Zabraka czy ogromnego Togorianina idącego za niewielką dziewczynką. W środku niemal natychmiast zostali namierzeni przez kelnerkę która zamieniła dwa słowa z Vrathem i zaprowadziła ich do stolika przy którym siedział jakiś człowiek rozmawiając z Rodianką. Na widok przybyszy kobieta wyraźnie się ożywiła a towarzyszący jej mężczyzna przerwał w pół słowa.
- Witaj Vrath, cieszę się że udało ci się dotrzeć. Kira - Rodianka skinęła głową dziewczynce z dużą dawką dystansu i chłodu. - Jesteście zapewne eskortą wynajętą przez Vratha, Rodianka prześlizgnęła wzrokiem po Togorianinie i Ianie.
- To jest Leonard Phoenix a ja jestem Ziiva. Będziemy mieli przyjemność ze sobią współpracować. - Rodianka gestem zaprosiła wszystkich by usiedli zaś sama gestem przywołała kelnerkę.
- Proszę zamówcie coś, ja stawiam. - Kobieta usiadła starając się być jak najdalej od Kiry, po czym spokojnie czekała na powrót kelnerki z zamówieniami, zabawiając gości krótkimi historyjkami. Może i były zabawne ale jasno wskazywały na to, że gubernator planety rządzi twardą ręką. Baronowa Martha Werd, jako przedstawicielka imperium bez skrupułów korzystała z Imperialnego autorytetu świetnie przy tym zarabiając. Korupcja, podziemny handel, i cała masa brudnych interesów oto czym tak naprawdę zajmowała się pani Baronowa. Również i turniej w którym miał brać udział Vrath był przez nią organizowany. Ziiva wyjaśniła, że walki toczą się do końca. Znaczące milczenie pozwalało jedynie domyślać się o jaki koniec chodzi.
-Nic mi nie będzie, prawda Kira? - niski głos zabraka był przesiąknięty pewnością siebie. - Wejdę wygram wyjdę. Proste.
Kelnerka ponownie się pojawiła przynosząc zamówione drinki i pozostawiła ich samych. Przez moment zapadła niezręczna cisza którą przerwała Rodianka.
- Zatem panie Phoenix, jest pan naszym asem w rękawie, ma pan już jakiś plan?

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Zulrok » 20 Cze 2014, o 13:49

Odnalezienie poszukiwanego lokalu zajęło Leonardowi krótką chwilą i bardzo szybko znalazł się on w środku przybytku. Tam poznał swoją zleceniodawczynię – Ziive i otrzymał szczegóły na temat zadania. Phoenix nie był zadowolony, że będzie musiał z kimś współpracować przy okazji ukrywając jeszcze cel swojej misji. Najgorszą informacją była ta o właścicielce sejfu, którą okazywała się być jakaś Baronowa. Leo liczył na prywatny, mały skarbiec, a nie na skrytkę należącą do osoby, która w imię Imperium dzierżyła tu władzę. Teraz jednak nie było odwrotu, w dłoniach „Feniksa” znalazła się datakarta z kolejnymi szczegółami o misji, a pomieszczenie wzbogaciło się o kilku przybyszy.

Oczom trzydziestolatka najpierw ukazał się dobrze zbudowany, wytatuowany, wysoki Zabrak, za którym zmierzała niepozorna nastolatka. Pochód zamykał przeciętny ludzki mężczyzna nie przykuwający do siebie większej uwagi i Togorianin, który wpisywał się w standardy wyglądu jego rasy. Leonard miał wykorzystać tą zróżnicowaną grupę jako współpracowników w czasie misji. Mężczyźnie kompletnie to nie odpowiadało, ale w głowie układał plan, w którym jak najmniej musi polegać na poznanych właśnie osobach. Nie zamierzał on poświęcać własnego życia w ręce grupy nieznajomych.

Gdy wszyscy już usiedli wokół Rodianki, ta zaczęła opowiadać krótkie historie. I nie zwróciły by one większej uwagi Phoenixa, gdyby nie dotyczyły Baronowej. Leo z tych opowieści mógł wyciągnąć obraz kobiety twardej, która jest okropnie bogata. To bogactwo było najbardziej interesujące dla trzydziestolatka, to właśnie ono miało być dla niego nagrodą. „Feniks” wyobrażając sobie góry kredytów przez chwilę zapomniał, że aby je zdobyć będzie musiał pracować z nieznanymi mu osobami.

Opowieści Ziivy kończyły się i to właśnie pod ich koniec Leonard wpadł na pomysł jak przedstawić całą sytuację reszcie osób. Gdy kobieta poprosiła bruneta o zdanie, ten najpierw wziął głęboki oddech, by potem w rozmowie być spokojny i rzekł:

- Jestem Leonard, tak jak wspominała Ziiva. Nie powiedziała tego, że to właśnie dzięki mnie Vrathowi… pozwolę sobie na mówienie po imieniu... Vrathowi walka pójdzie dużo łatwiej. By kogoś pokonać należy poznać jego mocne i słabe strony, a ja oferuję takie informacje. I nie myślcie, że będę szpiegował każdego wojownika po kolei. Wiele informacji o każdym z nich jest zebrane w jednym miejscu. A ja wiem, gdzie to jest, Baronowa trzyma analizy walk gladiatorów. Nie wiem, gdzie dokładnie, bo mój informator się spóźnia. Gdy je zdobędę walka Vratha powinna przebiegnąć dużo łatwiej. Nie daję gotowego środka na wygraną, ale półśrodki, które mogą ją przybliżyć.

Serce Phoenixa podczas jego wypowiedzi prawie podeszło mu pod gardło, nie podejrzewał, że tak spokojnie przedstawi własną wersję zadania, które otrzymał.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 14 Gru 2014, o 00:00

- No, plan prosty jak w mordę strzelił - mruknął Ian sącząc piwo - Byle tylko noga Ci się nie powinęła Vrath - dodał lekko kpiącym tonem. Nie żeby nie wierzył w możliwości wytatuowanego rogacza, ale jak na jego oko, to Terradon rozszarpał by go w góra trzydzieści sekund. Zabawnie było by na to popatrzeć. Nie mniej jednak Ian miał inne zadanie. Odchrząknął i powiedział już bardziej profesjonalnym tonem:
- Podsumowując, ty się naparzasz na arenie, my mamy oko na młodą, a kolega dostarcza nam informacji. Wszystko pięknie. Tylko dalej nie wiem przed kim mamy Kirę chronić. Jakieś szczegóły? Teraz kiedy jesteśmy już wszyscy, możesz podzielić się z nami większą ilością informacji.
Pociągnął ponownie z kufla osuszając go prawie całkowicie. Uwadze mężczyzny nie umknął fakt chłodnej relacji na linii Rodianka - Kira. Sprawa miała na pewno głębsze podwaliny... Ale gdy tak się zastanowić. Co go to obchodziło? 5000 cr i procent od wygranej. To liczyło się dla tymczasowego kapitana "Smoka Krayt"
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 19 Gru 2014, o 19:40

Zabrak nie wyglądał na zaskoczonego, ofertą Leonarda czy też dopytywaniem Iana. Zdecydowanie musiał mieć przygotowaną zawczasu odpowiedź. A może zwyczajnie przerabiał to już tyle razy że przywykł do ciągłego wypytywania o Kirę.
- Macie pilnować żeby nikt się do niej nie zbliżał kiedy będę walczył i to wszystko. Kira będzie sobie siedziała w pokoju a wy będziecie go pilnować. To zadanie z którym nawet pirat powinien sobie poradzić. – W głosie zabraka wyczuć dało się lekki sarkazm. – W każdym razie liczę że zarówno wywiad jak i ochrona spełnią swoje zadanie. to jak...
- Nie wątpię że dadzą sobie radę -
Ziiva wcięła się w pół zdania. Nieco niegrzecznie przerywając Vrathowi zanim ten się zagalopuje i powie coś czego nie będzie można cofnąć. – Jutro jest pierwsza walka, przeciwnikiem będzie najprawdopodobniej gladiator Hutta Bongo, znając życie znowu wystawi Garmmoreanina. – Czułki rodianki nieco opadły. – Nie jest to większe zagrożenie dla naszego czempiona ale musimy brać poprawkę na następną walkę. Jeżeli awansujemy przeciwnikiem Vratha będzie Thrandoshanin Geckuss. To świetny wojownik i jest jednym z faworytów. Nie dlatego że jest niepokonany ale dlatego że walczy również poza areną.
Znacząco spojrzała na Iana i jego towarzyszy.
- Jeżeli to już wszystkie pytania możemy udać się do kwater. Obejrzycie pokoje i zorganizujecie jakąś ochronę Kirze. – ostatnie słowo było wypowiedziane z jakimś dziwnym naciskiem. Zupełnie jakby nie mogło jej przejść przez gardło.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 20 Gru 2014, o 00:11

Ian nie przejął się zbytnio tonem głosu Vratha. Dopił piwo i mruknął wstając od stolika:
- Dobra, to był długi lot. Odpoczniemy i będziemy mieć małą na oku - rzucił do zabraka - Ty zajmij się wygrywaniem. Kira będzie z nami bezpieczna - dodał i mrugnął znacząco do Ziivy. Jej niechęć do dziewczyny mogła być problem. Chociaż Rockwell nie zamierzał wnikać w powody tejże niechęci, zanotował sobie w pamięci ażeby uważać na Rodiankę. W dzisiejszych czasach można było spodziewać się ciosu z każdej strony. Nawet od potencjalnych sojuszników. Będąc już w kwaterze zwrócił się do Terradona:
- Dziś nie spodziewał bym się żadnych problemów, jednakże lepiej dmuchać na zimne. Skoro jesteśmy odpowiedzialni za ochronę, to będą musieli przystać na nasze warunki. Chciał bym żebyś spał w kwaterze dziewczyny. Twoje wyczulone zmysły togoriańskiego myśliwego - słuch, węch i wzrok, wyłapią wszystko w mgnieniu oka. Za kilka godzin cię zmienię - Ian dziwnie czuł się wydając rozkazy prawie trzymetrowemu gigantowi. Togorianin odkąd Quade i Lilith zaginęli stał się o wiele bardziej milczący niźli był zwykle. Słowo honoru u Togorian znaczyło bardzo dużo, a Caleb, którego przyrzekł chronić zaginął. Ujma na honorze bardzo musiała boleć. Myśliwy kiwnął tylko głową na znak zgody i opuścił kwaterę. Nim Ian udał się na zasłużony prysznic i odpoczynek połączył się jeszcze z będącym na pokładzie "Smoka" Vaazanem:
- Mamy przydzielone kwatery ale wolał bym żebyś został na pokładzie statku. Ochroną dziewczyny zajmiemy się my z Terradonem, ty będziesz trzymał się z boku i miał oko na wszystko, z dyskretnego dystansu. Nie do końca zawierzam w znajomości i umiejętności tego Phoenixa. Gdybyś usłyszał lub zobaczył coś podejrzanego, informuj mnie od razu - zrobił krótką pauzę i dodał jeszcze - Quade się nie odzywał, prawda? - nie spodziewał się usłyszeć pozytywnej odpowiedzi i nie został nią zaskoczony. Westchnął tylko zerwał połączenie. Kilka kolejnych godzin poświęcił na zasłużony odpoczynek i regenerację sił przed kolejnym dniem.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sty 2015, o 19:02

Poranek zastał ich wesołych i wypoczętych. Dziewczynka spokojnie spędziła noc podobnie jak i jej przeszło trzymetrowy ochroniarz. Nic się jednak nie wydarzyło. Totalny spokój i brak jakiegokolwiek problemu. Cóż, nawet śniadanie przywieźli na czas. Wszystko wyło idealnie aż do momentu pierwszej walki Vratha. Zabrak ucałował dziewczynkę w czoło po czym wyszedł z pokoju.
- Nikt, ma jej nie przeszkadzać, nie ważne co by się działo nie wolno wam dotykać Kiry. Każdy kto się do niej zbliży ma zginąć. Zrozumiano? - warknął w kierunku Iana i Terradona, - to nie powinno przerosnąć waszych możliwości. - Zabrak ruszył w kierunku Ziivy czekającej na niego w korytarzu po drodze zamieniając kilka słów z Phoenixem. Mężczyzna przytaknął i zniknął w jednym z korytarzy. Dwójka ochroniarzy została pozostawiona samym sobie.

Walka zaczęła się zgodnie z planem, przy pełnych trybunach i skandujących tłumach. Wysoko w loży dla vipów siedzieli oficjele, dwójka huttów i zarządzająca planetą Baronowa. Nieco niżej siedziała elita, bogaci kupcu, oficerowie czy przemysłowcy. Wszyscy z mniejszą lub większą ekscytacją oczekiwali na pierwszy pojedynek tego dnia. Dwójka gladiatorów miała zetrzeć się ze sobą inaugurując igrzyska.

-Gammorrrrrrrrrean Burrrrrrrrrg Urrrrrrrg!! czempion Hutta Bongo rozpocznie igrzyska pojedynkiem z niesławnym Vraaaatheeeem Raaaavaaaageee!!! - zapowiadający totalnie nie był stronniczy i zupełnie nie trzymał strony sławniejszego z dwójki przeciwników. - Gooootowi do walki?!
Na arenie pojawili się obaj wywołani wojownicy Uzbrojony w wibrotopór postawny Gammoreanin oraz Zabrak z wibromieczem. Stali naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Baronowa wstała i po chwili nad areną rozległ się jej donośny głos.
-Igrzyska uznaję za... OTWARTE!!!
z dłoni kobiety wysunęła się delikatna biała chusteczka. Powoli opadała w stronę piasków areny a gdy tylko dotknęła ziemi Burg zaatakował. Topór wbił się w ziemię w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stał Vrath. Wzniecając chmurę kurzu. Pięść Iridianina uderzyła w głowę wielkiego stwora. Łowca widocznie bawił się ze swoim przeciwnikiem.

Togorianin był w hotelowym pokoju, podczas gdy Kira zamknęła się w łazience. Ian zaś patrolował hotelowe korytarze. Szedł właśnie wzdłuż hotelowego holu gdy nagle zabrzęczał jego komunikator.
- Coś się dzieje z Kirą. Nie chce mnie wpuścić. - głos togorianina nie należał do łagodnych, ale tym razem słychać było w nim panikę. -Chodź tu szybko IAN!! - ostatnie słowa Terradon wyryczał.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 17 Sty 2015, o 19:32

Rockwell ziewnął przeciągle i podrapał się po głowie. Zdecydowanie preferował aktywny wypoczynek, a Twi'lek'anka, z którą spędził noc do aktywnych należała. Jak jej było na imię? Cóż, nie ważne. Warta była każdego wydanego kredyta, z topniejącej w szybkim tempie stosiku Iana. Rogaś jak w myślach nazywał aktualnego pracodawcę Ian, szykował się właśnie do walki, dziewczynka była z Togorianinem, a tymczasowy kapitan mógł w spokoju patrolować korytarze w poszukiwaniu kolejnej pięknej damy, którą zachwycić mógł by opowieściami ze swojej kariery pirata. Gdy mężczyzna znalazł się w holu, jego oczom ukazała się interesująca dziewczyna, zdecydowanie godna uwagi. Ni to celowo, ni przypadkiem z gracją(pijanego) tancerza Rockwell podszedł do intrygującej blondynki ze słusznych rozmiarów biustem. Na rozmieszczonych w holu ekranach obserwować można było rozpoczynające się właśnie igrzyska. Pilot rzucił okiem na jeden z nich dokładnie w momencie gdy Rogaś zdzielił w pysk świniopodobnego Gamorreanina. Walka była dopiero w fazie rozgrzewki. Ian stanął stosunkowo blisko blondynki, zapatrzonej w walkę i już miał się odezwać gdy znajomy dźwięk komunikatora pokrzyżował mu plany. Nie mógł powiedzieć, że zna Terradona dobrze, jednak napięcie w jego głosie szybko sprowadziło go na ziemię i natychmiast zapomniał o nawiązywaniu nowej znajomości.
- Zaraz tam będę! - rzucił tylko nie pytając o żadne szczegóły i pognał przed siebie, zostawiając blondynkę, której imienia nie zdążył poznać za plecami. Pędził ile sił w nogach wyszarpując z kabury blaster, by chwilę później wpaść do pokoju z dzikim okrzykiem:
-Nie ruszać się skuuurwysyyny bo powystrzelam jak psy! - ryknął spodziewając się zastać w pomieszczeniu napastników. Minęła dobra sekunda gdy zorientował się, że w pokoju jest tylko Kira z Terradonem. Przyczyne rozwalonych drzwi od łazienki, w której siedziała dziewczynka, mógł zrozumieć. Ale siniak i rozcięta warga były co najmniej dziwne. Rozejrzał się podejrzliwie, celem upewnienia, że nie ma niebezpieczeństwa i powiedział:
- Co tu na wszystkie demony Xendoru się wyrabia? - zażądał wyjaśnień. Rogaś nie będzie zadowolony, że już podczas jego pierwszej walki mała odniosła obrażenia.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sty 2015, o 23:11

- Nie mam pojęcia człowieku, - Togorianin był wyraźnie zszokowany. - ona poszła do łazienki zanim rozpoczęła się walka. Na pewno nikogo tam nie było. Nagle usłyszałem krzyk, potem jakiś zdławiony jęk. Rozwaliłem drzwi i wezwałem ciebie. A to efekt. Łowca był wyraźnie zdezorientowany, Ian jeszcze nie widział olbrzyma w takim stanie.

Kira odzyskiwała powoli przytomność, a na holoekranie Vrath unosił miecz w geście zwycięstwa. Z rozbitej głowy zabraka ściekała cienka stróżka krwi. Sądząc po transmisji raczej nie zdążą wszystkiego posprzątać zanim wróci gladiator.
Niestety hałasy na piętrze przyciągnęły też uwagę obsługi hotelu. W drzwiach stała młoda twillekanka w stroju pokojówki oraz droid sprzątający. O ile wygląd twarzy droida nie mówił absolutnie niczego, to z twarzy pokojówki można było czytać jak z otwartej księgi. A widniał na niej napis "macie przejebane" wyryty złotymi literami.
- Czy ktoś może wytłumaczyć mi co się tu stało? - dziewczyna zapytała pewnym siebie głosem. Zwracając się bardziej do Iana jako że trzymetrowe agresywne istoty zwykle źle znosiły tego typu pytania...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 18 Sty 2015, o 11:54

Ian od razu na słowa Togorianina wparował do łazienki. Jeśli ktoś, jakimś cudem dostał się tutaj niepostrzeżenie to może zostawił jakiś ślad. Mężczyzna zlustrował dokładnie całe pomieszczenie by chwilę później wrócić do odzyskującej powoli przytomność Kiry. Rozcięta warga i podbite oko nie prezentowały się zbyt korzystnie. Nie mówiąc nic udał się do kuchni w poszukiwaniu lodu, który mógł by chociaż w lekkim stopniu złagodzić obrażenia, a na pewno przynieść małej ulgę.
- Przestaje mi się to podobać. Ten pierdolony Fenix miał uruchomić swoje kontakty, a gówno robi - mruknął w kierunku Togorianina. Widok zwycięsko wychodzącego ze starcia Zabraka nie poprawił humoru pilotowi. Oznaczało to, że za góra kilkadziesiąt minut pojawi się tutaj aby sprawdzić jak się ma jego podopieczna. A miała się tak, jakby dopiero co prała się po buźkach z inną dziewczyną o względy chłopaka. I przegrała.
- Twój wyczulony węch niczego nie wyczuł? Tylko woń Kiry? - zapytał celem upewnienia się Ian. Jeśli Łowca rzeczywiści niczego nie wyczuł to oznaczać to mogło jedno - Kira miała całkiem nieźle zryty beret. Ian widział już nie jednego świra walącego łbem w beton z powodu "bo tak". Nie brał niczego za pewnik, nie wykluczał też żadnej możliwości. Z zamyślenia wyrwał go dźwięczny głos młodej kobiety. Ian odwrócił się w kierunku drzwi i zlustrował przybyszkę od stóp do głów. Pokojówka! Klasyczny strój pokojówki! Wyobraźnia mężczyzny na chwilę straciła kontakt z rzeczywistością podsuwając mu co najmniej kilka godnych rozważenia scenariuszy. Mina dziewczyny jednak przywołała go natychmiastowo do rzeczywistości. Trzeba było podratować trochę tę gównianą sytuację. Przywołał na usta jeden z uśmiechów typu "mi się nie odmawia maleńka" i wyszedł na przeciw pokojówce.
- Nic takiego maleńka - mruknął zawadiacko -Nasza podopieczna pośliznęła się w łazience i straciła przytomność. Gdyby nie Terradon, leżała by bidulka teraz nieprzytomna. Na domiar złego drzwi się zatrzasnęły! To zdecydowanie nie nasza wina, że trzeba było je rozwalić. Nie będziemy robić problemu, że pokój naszej małej jest w tak opłakanym stanie - dodał mrugając do ślicznotki okiem. Dla wzmocnienia efektu wyciągnął z kieszeni 50 kredytowy banknot i wsunął go w dłoń pokojówki. Nie żeby nie wierzył w swoje umiejętności podrywacza ale czasami nie wszystko da się załatwić urokiem osobistym.
- No to co maleńka? Szybkie sprzątanko i nowe drzwi w ekspresowym tempie? Tym razem niewybrakowane jeśli łaska. Wszystko dolicz do rachunku, Rogaś płaci - powiedział i wrócił do Terradona. Dziewczyna odzyskiwała przytomność. Ian miał nadzieję, że rzuci trochę światła na tę tajemniczą sprawę. Nim jeszcze doszła całkowicie do siebie, powiedział:
- Lepiej połóż ją na kanapie. Dobrze by było żebyś miał wolne ręce kiedy wróci nasz pracodawca - mruknął sugestywnie posyłając trzymetrowemu łowcy spojrzenie typu "if you know what i mean". Sam zaś usiadł obok ułożonej już na kanapie dziewczynki.
- No maleńka, powiesz nam co się takiego wydarzyło? Możemy cię chronić przed innymi, ale przed samą tobą może być już ciężej - zawiesił na chwilę wzrok na szmatce, w którą owinął lód. Jemu też przydał by się lód dla złagodzenia napięcia - pomyślał rzucając okiem na pokojówkę, której spódniczka była tak drastycznie krótka...
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 18 Sty 2015, o 14:10

Dziewczyna swoje już widziała, a fakt zgody na doliczenie do rachunku rozwiał jej wątpliwości. Wyszeptała do komunikatora parę słów a już po chwili pojawiła się ekipa remontowo - budowlana. Podczas gdy Togorianin i Ian opiekowali się dziewczyną Drzwi i łazienka zostały uprzątnięte. W międzyczasie Kira otworzyła oczy, a raczej oko na które jeszcze była w stanie widzieć.
- Nic mi nie jest dziękuję za opiekę. Poślizgnęłam się i upadłam - tłumaczyła się nieco nieudolnie.- Nie musieliście wyważać drzwi. - spojrzała na Iana i wyraźnie zmartwionego togorianina - Nie zrobiłam sobie sama krzywdy to był wypadek. Zdarza się. Vrath wygrał prawda?
- Tak mała wygrałem.
- Wielki zabrak pojawił się w drzwiach, zręcznie mijając pokojówkę. Wyszedł z walki bez żadnego zadrapania, ba. Promieniował wprost pewnością siebie. - widzę że twoi opiekunowie nieźle się postarali. Znęcaliście się nad nią czy co?
- Przestań, to nie ich wina.
- Dziewczyna podniosła opuchniętą twarz. - Po prostu się poślizgnęłam. To był wypadek.
Zabrak zaśmiał się jakoś dziwnie. A dziewczynka opuściła głowę i skuliła się podciągając kolana pod brodę. Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Togorianin przyglądał się temu zdziwiony.
- Dobrze, jutro zostaniesz w pokoju. A teraz koniec zbiegowiska pora odpocząć. Zabrak przeciągnął się potężnie. Rzucając się na kanapę obok holoekranu, i zaglądając ciekawie do przyniesionego niedawno obiadu.- I widział ktoś naszego wywiadowcę? Zapytał zajadając się krwistym stekiem z Nerfa.

Hej przystojniaku - Pokojówka zwróciła się do Iana - Z przyjemnością informuję, że naprawa została zakończona. Dziewczyna podeszła do pirata podając mu niewielki datapad z wpisaną kwotą. Czterocyfrową kwotą.
- pozostało tylko podpisać. o tutaj. - zgrabny paluszek wskazał właściwe miejsce.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 18 Sty 2015, o 14:41

Ian zanotował sobie w pamięci ażeby wrócić jeszcze do tego tematu, kiedy Vrath znów stanie w szranki. Zdecydował, że na razie nie będzie drążył tematu. Cóż, dobrze, że Rogaś przyjął to wszystko spokojnie. Spojrzał na datapad, nie okazując zdziwienia kwotą. Dobrze, że nie on płacił za hotel. Zanotował szybko w myślach numer komunikatora i złożył podpis we wskazanym przez dziewczynę miejscu. Trudno było by doszukać się w nim jego imienia i nazwiska. Wprawne oko odczytało by prędzej Vrath Ravage. Mrugnął okiem do pokojówki oddając jej niewielkie urządzonko i uśmiechnął się zawadiacko.
- Dzięki za tak szybkie załatwienie sprawy maleńka - mruknął -Mój pokój również będzie potrzebował uprzątnięcia... odrobinę później oczywiście - dodał posyłając dziewczynie przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu. Zawiesił nań wzrok odrobinę dłużej niźli wymagała by tego sytuacja i przeniósł uwagę na Vratha.
- Od wczorajszego spotkania, ani śladu po naszym przyjacielu - burknął szukając czegoś smakowitego dla siebie - Mam nadzieję, że zadanie go nie przerosło... albo nie zaszalał zbytnio z jakąś dupą. Tak czy siak nie uważam ażeby wywiązywał się należycie ze swojego kontraktu, ale to zostawiam już pod twój osąd.
Gdy odszukał już wzrokiem interesującą potrawę zgarną talerz i rozsiadł się wygodnie, dając jednocześnie znak Togorianinowi ażeby i on spuścił już z tonu i się rozluźnił. Cały czas kontem oka obserwował zachowanie dziewczyny. Lepiej dmuchać na zimne.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 20 Sty 2015, o 20:06

Vrath spojrzał na wyżerającego jego obiad pirata. Z typową sobie kulturą i urokiem osobistym poprosił go więc o opuszczenie pokoju.
- Wypierdalaj, miałeś pilnować młodej a i to zjebałeś. Twój futrzak pewnie zranił ją jak wywarzał drzwi. I zostaw moją zupę. - Vrath Ravage nie należał do łatwych w pożyciu obcych. - Jutro o szóstej rano przywleczecie swoje dupy pod drzwi i będziecie warować. Zrozumiano?
Nie czekając na odpowiedź rosły Ironidianin wypchnął na korytarz Togorianina i Iana zabierając talerz z obiadem temu ostatniemu. Solidne trzaśnięcie drzwiami posłużyło za pożegnanie. Teradon się wkurzył i pewnie sytuacja skończyłaby się remontem kolejnych drzwi gdyby nie Ziiva. Rodianka najwyraźniej zamierzała wejść a z drugiej strony pojawił się jej galaretomackowaty towarzysz.
- odpuśćcie zawsze tak ma po walce. To dupek ale trzeba go zrozumieć. No i nie powinieneś wyżerać mu zupy. - Obca wyglądała na zadowoloną.Szybko jednak jej nastrój uległ zmianie.
- Mamy problem panowie, Phoenix zniknął, podobnie jak jego towarzyszka. Coś jest na rzeczy. Zwłaszcza, że nie wywiązał się ze zlecenia. Znam ludzi takich jak on. Nie znikają bez powodu. Ale o tym może porozmawiamy w jakimś przytulniejszym miejscu. Dajcie Vrathowi odpocząć.

Cała czwórka znalazła się wkrótce w pokoju Iana i Togorianina. Mackowaty stwór zajął się wyglądaniem przez okno hotelu i podziwianiem widoków,zaś Ziiva W skrócie streściła sprawę.
Vrath jest chujem. Z rogami. Nienawidzę skurwysyna. tej jego małej dziwki też. Coś jest z nia bardzo nie tak. Ale ja nie o tym. Jest jednak najlepszym Gladiatorem po tej stronie galaktyki. Z łatwością wygra turniej. - Rodianka wyglądała na niezbyt szczęśliwą. - Waszym zadaniem było chronienie dziewczyny. Phoenix miał w tym czasie zawinąć pewien drobiazg. Niestety skrewił.
W związku z tym, Jeden z was musi się tym zająć.
- Ziiva spojrzała na Togorianina a potem jej wzrok skupił się na Ianie. - Po jutrzejszej walce, dziewczyna będzie względnie bezpieczna. Jeżeli Geckuss niczego nie odwali, albo mu się nie powiedzie, to nikt inny nie będzie nawet próbował. Wiecie reputacja czyni cuda. Zwłaszcza tutaj.

Rodianka położyła na dłoni Iana niewielki przedmiot, tu są wszystkie dane odnośnie Baronowej i jej sejfu. Jeżeli uda ci się do niego dostać, kasa i kosztowności są wasze. My potrzebujemy tylko dokumentów ze środka. To dobry układ. Jutro masz cały dzień na przemyślenia... Ziiva podniosła się i pośpiesznie opuściła pokój. Nie zamierzała odpowiadać na żadne pytania. Jej galaretowaty towarzysz pomachał togorianinowi macką i podążył w jej ślady.
Ian i terradon zostali sami.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 21 Sty 2015, o 00:55

Co za burak! Co za debil! Kto zaczyna obiad od steku a dopiero potem zabiera się za zupę! Wszystko to nie mieściło się w głowie pirata. Dobrze, że zdążył napluć rogaczowi do zupy nim ten wyrzucił ich z pokoju. Ian wyrażał głęboką nadzieję, że będzie smakowała osławionemu gladiatorowi. Głuche warczenie narastające z każdą chwilą w piersi rosłego Togorianina nie zwiastowało niczego dobrego. Myśliwy miał swój honor jeśli chodzi o chronienie innych, to też uwaga Zabraka, że mógł zranić dziewczynkę, dotknęła go do żywego. Vrath mógł być sobie sławnym na pół galaktyki gladiatorem, ale znieważając Togoriańskiego Myśliwego chyba pozamieniał się z dupą na rozumy. Sytuacja stawała się napięta i Ian nie miał by nic przeciwko gdyby Terradonowi puściły nerwy. Chętnie powertował by sobie stratę smacznej zupy, oglądając jak trzymetrowy kolos pierze Rogasia niczym nieposłuszną dziwkę. Nim jednak jego pragnienia się ziściły, na scenę wkroczyła Rodianka. Tak jak Ian podejrzewał, szanowny Leonard postanowił spierdolić. Przyczyn mogło być wiele. Albo robota go przerosła, albo była nie warta świeczki, albo po prostu. Spierdolił. Nim jednak zaczął rozwodzić się na tym problemem, wszyscy przenieśli się do kwater zajmowanych przez Rockwella i Terradona. Propozycja przedstawiona przez Ziivę była tak samo ciekawa, co i ryzykowna. Zarobek mógł być spory, ryzyko było jeszcze większe. Nie mniej godna rozważenia. Ian w zamyśleniu słuchał i przyglądał się galaretowato-mackowatemu obcemu, który paprał właśnie zasłony. Co to w ogóle była za rasa? Mężczyzna słuchał dalej i przyjął od obcej przedmiot, który okazał się być małym czipem z danymi. Gdy Rodianka wychodziła, rzucił jej na odchodne:
-Jeśli mamy to zrobić, musisz podwoić nasze wynagrodzenie. I zapłacić z góry. Wynajęto nas do czegoś innego, nie mam pewności, że w sejfie znajdę coś wartościowego, a ryzykować żeby potem zostać z ręką w nocniku, nie zamierzam - Nim zniknęła galaretek pomachał jeszcze Togorianinowi na pożegnanie. Rockwell miał już rzucić suchym żartem, jednak powstrzymał się. Terradon miał ciężki dzień, a igranie z jego wystawioną już dziś nie raz na próbę cierpliwością było by przejawem czystej głupoty. Mężczyzna zważył w dłoni niewielki przedmiot, podrzucił go kilka razy, łapiąc zręcznie w locie i powiedział:
-Myślisz, że warto ryzykować? - zwrócił się do myśliwego. Ten nie od razu odpowiedział. Rozważał ryzyko, jak i możliwe zyski. Wiedział, że dodatkowe środki, które mogli by uzyskać z tej akcji pomogły by im w dużym stopniu w poszukiwaniach Lilith i Caleba. Skoro nie odzywali się już tak długo, znaczyć to mogło, że albo potrzebują pomocy, albo są martwi. Rosły Togorianin nie dopuszczał jednak tej drugiej myśli do siebie. Mała była z Quade'm. Z nim nic jej nie groziło. Nie mogło. Terradon musiał przyznać, że zżył się strasznie z młodą pilotką. Wraz z pozostałymi członkami załogi "Smoka" była jego rodziną, jego stadem. Po kilku chwilach ciszy podjął wreszcie wątek:
- Zróbmy to.
Ian nie potrzebował niczego więcej.

***

Jakiś czas później trójka piratów siedziała w małej kajucie Vaazana, Verpińskiego mistrza mechaniki, techniki, informatyki i kilku innych dziedzin. Główny magik "Smoka" pracował właśnie nad odczytaniem danych z dysku dostarczonego przez Ziivę. Dane nie były jakoś spektakularnie zakodowane, toteż dostanie się do nich nie było dla Verpina wyzwaniem. Nie mniej Ian chciał się upewnić czy Vaazan da radę wyciągnąć coś ekstra z czipu. Piraci w milczeniu zapoznawali się z danymi, które okazać się mogły kluczowe dla spełnienia misji.

***

-Co chcesz żebym zrobił? - niedowierzanie było wyczuwalne nawet poprzez wokalbulator. Zszokowany Verpin nie dowierzał w to co usłyszał.
- Jeśli wszystko ma się udać, Trójka musi być sprawny i gotowy. Jeśli mamy zrobić to co planujemy, będzie naszym gwarantem powodzenia, a jeśli zrobi się gorąco - zrobi taki rozpierdol, że nie poskładają tego przez rok - odparł Ian szykując argument ostateczny:
-Do cholery, chcesz odnaleźć Quade'a i Lilith czy nie? - zapytał i odwrócił się na pięcie, po czym opuścił pokład Citadela. Wiedział, że jego słowa odniosą skutek. Verpin zaś pozostał sam w ładowni. Stał naprzeciw trzymetrowego kolosa zbudowanego w jednym celu. Do siania zniszczenia. Chociaż pancerz tu i tam dopadła rdza, oprogramowanie wymagało aktualizacji, a serwomotory skrzypiały głośniej niż ryczy Smok Krayt, Trójka był uśpionym tytanem. Tytanem, który nie długo zostanie obudzony ze snu. I dokona tego nikt inny, jak sam Vaazan. Z zapałem typowym dla swojej rasy, pasikonik zabrał się do pracy.

***

Terradon w tym samym czasie siedział w kantynie. Bez skrępowania zamówił srogą porcję najlepszego mięsa jakie tylko było dostępne. Oczywiście na koszt Vratha. Sława gladiatora rzeczywiście go wyprzedzała, a legitymowanie się jako ochroniarz dlań pracujący miało swoje plusy. Piraci dosłownie też potraktowali słowa Ziivy z pierwszego dnia - "Proszę zamówcie coś, ja stawiam", więc zamawiali. Ian coś knuł, gdyż dał łowcy do zrozumienia, że potrzebował będzie kilku godzin spokoju. Togorianin zdążył już poznać dosyć dobrze pilota, to też był prawie pewien, że chodzi o coś więcej niż zwykłe wypieprzenie tej Twi'lek'ańskiej pokojówki. Choć równie dobrze mógł się mylić.

***

Ian stał przy oknie. Czekał. Jego umysł powoli opracowywał plan dostania się do sejfu baronowej. Jeśli się powiedzie mogą być sporo do przodu jeśli chodzi o kasę. Jeśli nie, cóż, w najlepszym wypadku skoczy wysokość nagrody wyznaczonej za jego głowę. W najgorszym zaś... Nie, nie będzie najgorszego! Zadba o wszystko, tak żeby wszystko poszło zgodnie z planem. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Ian uśmiechnął się pod nosem i nie odwracając rzucił dostatecznie głośno:
- Proszę wejść! - drzwi otworzyły się, uchyliły by po chwili znów się zamknąć. Zamek kliknął.
- Wzywał mnie pan, panie Rockwell? - mężczyznę dobiegł słodki głos, który słyszał już wcześniej. Przez kilka sekund, Ian stał bez ruchu, by odwrócić się powoli i ponownie uraczyć powabną Twi'lek'ankę najbardziej czarującym uśmiechem ze swojego repertuaru. Niemal słyszał jak tętno dziewczyny przyspiesza. Pirat robił dobry użytek z genów odziedziczonych po ojcu. Spojrzenie błękitnych oczu zdawało się prześwietlać ją na wylot. Nie wytrzymała zresztą tego spojrzenia długo. Spuściła wzrok, a policzki jej pociemniały. W ludzkiej mimice, zarumieniła by się po prostu. Powoli podszedł do niej i uniósł jej twarz, na powrót sprawiając, że spojrzała mu w oczy. Pocałował ją delikatnie, a potem wszystko potoczyło się samo.

***

Kilka godzin później, gdy razy kilka mieli to już za sobą Ian i Kitani leżeli w wygodnym łóżku przytuleni. Dziewczyna opierała się głową o klatkę piersiową mężczyzny. Ten pieszczotliwie gładził ją wolną ręką po jednym z głowoogonów. Poruszał opuszkami palców w dół i w górę, sprawiając pieszczotą nie małą przyjemność pokojówce.
- Nie chciała byś opuścić tego parszywego świata? - zapytał cicho nie przerywając gładzenia. Wyczuł jednocześnie lekkie zdrętwienie ciała niebieskoskórej. Nie odzywała się to też Ian ciągnął dalej:
- Za kilka dni skończą się Igrzyska i wraz z załogą odlecę stąd. Na "Smoku" jest wystarczająco dużo miejsca... - celowo zrobił dłuższą pauzę.
- Zrobił byś to dla mnie...? - zapytała drżącym głosem.
- Oczywiście maleńka... - zapewnił ją spokojnym tonem - Potrzebował będę tylko małej pomocy w jednej sprawie... - dodał i powoli wytłumaczył o co mu chodzi.

***

Rankiem wciąż odczuwając skutki nocy poprzedniej, która owocna, choć męcząca Ian stanął przed drzwiami do apartamentu Vratha i ziewnął potężnie. Stojący obok niego Togorianin prychnął tylko, powstrzymując się od komentarza.
- Jeszcze mi podziękujesz... - burknął w odpowiedzi mężczyzna i stłumił kolejne ziewnięcie. W pokoju oczekiwał pojawienia się Vratha. Obiecał Kitani autograf przyszłego zwycięscy igrzysk i miał zamiar dotrzymać słowa. Gdy tylko drzwi pokoju uchylił się od razu wypalił:
- Dzień dobry mistrzu! - rzucił na powitanie i od razu kontynuował: - Słuchaj, przepraszam za wczoraj. To się więcej nie powtórzy. Dziś małej nie spadnie włos z głowy, słowo honoru - "pirackiego" dodał w myślach - Mam ogromną prośbę, poznałem wczoraj twoją wielką fankę, zrobi wszystko za autograf przyszłego zwycięscy Igrzysk. To co, pomożesz koledze? - tyrkotał jak katarynka - "Z dedykacją, Vrath Ravage", będzie super - dodał i wyciągnął z kieszeni kawałek fimsiplastu i coś do pisania.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 21 Sty 2015, o 18:32

Ian jeszcze raz przeanalizował dane od Ziivy. Nie było tego dużo. Jedynie lokalizacja sejfu i kody bezpieczeństwa do apartamentu. Owszem dokładna mapa mogła pomóc przebrnąć przez labirynt korytarzy, ale brak informacji o tym co będzie w środku, nie rokowała dobrze. Ziiva przesłała Ianowi krótką wiadomość. "Zleceniodawca się zgadza". Wyglądało na to, że wyprawa może okazać się nad wyraz lukratywnym przedsięwzięciem. Pozostało tylko dograć kilka szczegółów.

Apartament Vratha Ravage

Vrath niechętnie złożył autograf , nie wyglądał na szczęśliwego a jego nastrój najwyraźniej się udzielał. Kiry nigdzie nie było. Jednak poszukiwania zostały zakończone jeszcze zanim się zaczęły.
-Kira jest w swoim pokoju. Dostała leki przeciwbólowe i uspokajające i śpi. – Ravage podszedł i zamknął pokój dziewczyny na kartę. – Nie chcę żeby ktokolwiek się tam zbliżał, wyważał drzwi czy uskuteczniał dowolną inną aktywność. Jak wrócę ma wyglądać tak jak ją zostawiłem zrozumiano?
Gladiator przez chwile słuchał muzyki dochodzącej z pokoju dziewczyny, była to uspokajająca opera Alderlaańska. Opowiadająca o miłości Aqualisha i Calmarianki. Wstrząsnął w końcu głową i ruszył w stronę wyjścia. – Nie spieprzcie tego znowu, zrozumiano?

Kiedy zabrak zniknął. Terrodon i Ian zostali sami. Zamknięte drzwi kusiły, jednak nie dochodziło zza nich nic prócz muzyki. Do rozpoczęcia walki mieli jeszcze kilkadziesiąt minut. Wykorzystali je i przeszukali dokładnie apartament. Nie znajdując jednak niczego niepokojącego. No może pomijając barek pełen drogich jak nieszczęście alkoholi, które wydawały się niezwykle kuszącą opcją. Ani się obejrzeli a na holoekranie pojawiły się zapowiedzi walki. Tym razem gladiatorzy mieli walczyć bez broni. Rogi przeciw pazurom. Na arenie stał półnagi Zabrak, jego potężne muskularne ciało lśniło w słońcu od oleju którym był natarty. Przepaska biodrowa skrywała jedynie ochraniacz na klejnoty rodowe. Pozostawiając obserwującym walkę dżentelistotom niewielkie pole do domysłów. Jego przeciwnikiem był znacznie mniejszy Trandoshanin Gekkus. Mniejszy i fizycznie z pewnością nie dorównujący Vrathowi gad był z pewnością znacznie szybszy i wytrzymalszy. Zdolności regeneracyjne i wytrzymałość na ból były cechami charakterystycznymi jego rasy. Obaj gladiatorzy byli zawodowcami i obaj zdawali sobie sprawę ze stawki o którą grają. Baronowa dała sygnał i starcie się rozpoczęło. W tym samym momencie drzwi apartamentu się otworzyły i blaster Iana celował w twarz przerażonej Twi'lek'anki. Przerażenie szybko ustąpiło miejsca lekko lubieżnemu uśmiechowi.
Myślałam że się ucieszysz jak przyjdę? Mrrru, zdobyłeś dla mnie autograf? – Kitani palcem odsunęła blaster mierzący w swoją twarz. – jak chcesz mnie przeszukać to się nie krępuj, tylko wejdźmy do środka żeby kamery mnie nie widziały.
Któż oparłby się możliwości przeszukania pokojówki? Z drugiej strony, dziewczyna mogła być mordercą nasłanym żeby. Właśnie, cała sprawa śmierdziała. Nagle Ian dostrzegł za kobietą trójkę Trandoshan w pełnym rynsztunku próbującą rozpracować znaczenie tablicy informacyjnej hotelu. Najwyraźniej szukali jakiegoś pokoju.

Pokład Smoka Krayt.

Vaazan dokonał niemożliwego w ciągu jednej nocy, spawając, programując, klnąc i napieprzając potężnym hydrokluczem przywrócił do życia potwora. Maszyna nie była co prawda niezawodna i miała swoje drobne problemy, nie zmieniało to jednak podstawowego faktu. Potężny droid od dawna nie był w tak doskonałej formie, w przeciwieństwie do wykończonego Verpina, który pracował bez przerwy by trójka mógł pokazać pełną swoją potęgę. Insektoid dosłownie słaniał się na nogach, zameldowawszy tymczasowemu kapitanowi wykonanie zadania, padł i zasnął w swojej koi. Nad jego snem czuwała olbrzymia bestia stworzona do siania terroru.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 21 Sty 2015, o 21:33

Ian uśmiechnął się na widok Kitani. Nie spuszczając blastera poklepał się wolną dłonią po wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Mam go tutaj maleńka - rzucił zdawkowo obserwując gady, które zwiastować mogły kłopoty. Następnie wciągnął Twi'lek'ankę do pokoju i powoli, bezgłośnie zamknął drzwi. Zaczynał mieć złe przeczucia. Odpowiednim przyciskiem zablokował drzwi zamkiem. Wciąż trzymając swój DD6 w dłoni wprowadził pokojówkę wgłąb pomieszczenia.
-Wybacz słonko, jestem w pracy - mruknął i zaczął wodzić dłonią po jej ciele w poszukiwaniu ukrytej broni. Wolał by uniknąć scenariusza, w którym ta mała okazuje się być skrytobójczynią, ale w tej galaktyce wszystko było możliwe.
- Przygotuj broń, na korytarzu coś się może kroić. Trzech potencjalnych podejrzanych, Trando. Uzbrojeni. - rzucił do Terradona. Ten automatycznie zdwoił uwagę i przesunął kanapę w taki sposób ażeby dawała piratom osłonę podczas ewentualnego ataku od frontu. Ian odetchnął z ulgą nie znajdując przy dziewczynie niczego niebezpiecznego. Kitani wyglądała na trochę obrażoną, ale pieszczotliwe uszczypnięcie w tyłeczek i pocałunek zdawały się ją udobruchać.
- Słonko, zrób mi przysługę i sprawdź czy w kuchni wszystko w porządku...- powiedział dodając do tego spojrzenie, które mówiło więcej niż słowa. Pobladła odrobinę, ale zabrała wózek z którym przybyła do pokoju i czym prędzej udała się do pomieszczenia wskazanego przez Iana. Ten natomiast przyklęknął za dającą jako taką osłonę kanapą, odbezpieczył broń ustawiając ją na maksymalną moc i czekał. Trzymetrowy Togorianin również znalazł osłonę, wykonał czynność identyczną jak Ian i wysilił swój doskonały słuch. Pilot wiedział, że zmysły myśliwego dadzą im ułamek sekundy przewagi. Jeśli do walki oczywiście dojdzie...
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Mistrz Gry » 22 Sty 2015, o 19:13

Twi’llek’anka zawinęła swój wózeczek z klamotami i zniknęła w kuchni. Mężczyźni skupili się na drzwiach budując prowizoryczną barykadę. Togorianin za późno zauważył ruch. Potężny kotowaty zwinął się w kłębek z rykiem bólu. Ian był szybki ale nie aż tak szybki. Kątem oka zobaczył Kittani mierzącą do niego z niewielkiego holdouta. W drugim ręku seksowna kobieta trzymała blaster ogłuszający. Jedną z tych paskudnych zabawek paraliżujących system nerwowy. Strzeliła jeszcze raz w Togorianina patrząc prosto w błękitne oczy Iana.
- odłóż to, blaster nie będzie Ci już potrzebny. Możesz oczywiście próbować czegoś głupiego ale wtedy zza drzwi wpadną moi trzej znajomi i będę musiała sprzątać. Nienawidzę tego. – Szepnęła robiąc słodką minkę, blaster pirata wylądował na podłodze. – dobry chłopiec. Nie podzieliłeś losu swojego towarzysza tylko dlatego, że było mi wczoraj dobrze. – Puściła mu oko. – A teraz grzecznie otwórz pokój Kiry. – Głową wskazała na leżącą na stoliku multikartę. Ian podszedł do niej obserwowany przez błękitnoskórą. W kuchni stał wózek, to tam musiała ukryć blastery.
- szybciej skarbie. Nie mamy całego dnia. – Walka weszła w decydującą fazę a obaj przeciwnicy skąpani już byli we krwi. Wydawało się, że Gekkus ma lekką przewagę. Jednak wystarczyłby jeden celny cios Iridianina aby zmienić losy walki. Nie mając większego wyboru Ian otworzył zamknięte drzwi do pokoju Kiry. To co tam zobaczył zamroziło jego ruchy.
- wchodź do środka, zaraz… - Kittani popełniła błąd zbliżając się do pirata, kolejny zaś kiedy zajrzała do pokoju. Jej oczy otworzyły się szeroko z zaskoczenia a serce na chwilę zamarło. Zaskoczona wpatrywała się starając się zrozumieć sytuację.

Kira leżała na łóżku przypięta do niego pasami i podłączona do jakiejś zaawansowanej aparatury. W jej ustach znajdował się solidny knebel a dźwięki opery zagłuszały jęki dziewczyny. Ubrana była w biały kombinezon z mnóstwem elektrod i czujników zaś obok łóżka czuwał niewielki droid. Oglądał on transmisję na żywo z pojedynku Vratha. Kiedy Zabrak obrywał nastolatka zwijała się z bólu. W jej przerażonych oczach widać było łzy…

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Moll] Idący na śmierć pozdrawiają cię...

Postprzez Caleb Quade » 22 Sty 2015, o 21:52

Mama zawsze mówiła: "synu, te dupy kiedyś cię zgubią" i chyba wreszcie jej słowa się spełniły. Gdyby sytuacja nie była napięta jak guma na członku, Ian pewnie prychnął by ze śmiechu. Jednakże powalony na ziemię, trzymetrowy Terradon, ani widok blastera weź skierowanego nie sprzyjał żartowaniu.
- Szkoda, że postanowiłaś wbić mi nóż w plecy maleńka. Nie pokazałem ci jeszcze wszystkiego - burknął pilot podchodząc do Togorianina celem sprawdzenia czy wszystko z nim w porządku. Nie licząc oczywiście ogłuszenia. Chcąc nie chcąc musiał wykonywać polecenia dziewczyny. Powoli, odmierzając każdy krom podszedł do stolika i zabrał zeń kartę dostępu. Przeklął w duchu sam siebie i podreptał do drzwi, cały czas czując na kartu spojrzenie Kittani. Ian mimowolnie rzucił okiem na holoekran - Rogaś dostawał słuszny wpierdol. Pilot pogratulował sobie w duchu, że nie postawił na niego kasy. Westchnął jeszcze i przyłożył kartę do czytnika. Drzwi otworzyły się z cichym sykiem, muzyka zabrzmiała głośniej gdyż nic już nie tłumiło dźwięku. Pirat zrobił krok, a właściwie zamarł w pół kroku. Stanął jak wryty, a jego oczy i mózg starały się przyswoić. Co tu się kurwa wyrabia? - tylko tyle umysł pilota zdołał wymyślić w tym momencie. Zaraz za nim stanęła dziewczyna - pilot wyczuł jej bliskość. Dobitnie świadczyła też o tym lufa, którą wyczuł przy żebrach. Twi'lek'anka była jeszcze bardziej wstrząśnięta widokiem przykutej do łóżka i ubranej w dziwaczny strój Kiry. Tego momentu zawahanie nie mógł nie wykorzystać. To były ułamki sekund. Zginął by tak czy inaczej, a teraz miał przynajmniej możliwość zawalczenie o swoje życie. Naprężył wszystkie mięśnie i zawirował wokół własnej osi, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, unosząc przy tym lewą rękę, dłoń zwijając w pięść - mógł spróbować odebrać Kittani blaster, ale miała ich dwa. Dlatego też korzystając z rozpędu zdecydował zdzielić przeciwniczkę z całej siły pięścią w szczękę. Miał nadzieję, że i tym razem los się do niego uśmiechnie. Jednakże jak wiadomo - życie to dziwka.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Następna

Wróć do Archiwum