przez Mistrz Ind'yk » 27 Kwi 2017, o 13:20
Brama.
Filozofowie mówią, że drogi nie mają końca. Każda droga prowadzi do następnej drogi, a ta do następnej. Podobno nigdy nie dojdzie się naprawdę celu, liczy się tylko droga i to, co na niej. Tymczasem w realnym życiu często pojawia się taka właśnie brama.
Z doświadczenia Ind'yk wiedział, że częściej niż następne drogi, w realnym życiu zdarzają się bramy. Kiedyś myślał nawet, że jeśli to on pisałby kiedyś filozofię, to życie określiłby czasem między bramami. Od przeszkody do przeszkody, tak leci żywot w tej Galaktyce. I stali przed kolejną.
Zgiełk goniących ich potworów był coraz głośniejszy. Krzyki Mirax nie zadziałały dobrze na strażników - od razu, gdy ich zauważyli, byli zaniepokojeni. Tak skończyły się ich opcje dyplomatyczne. Mistrz wiedział, że dziewczyna mogła jeszcze wpłynąć na nich Mocą, ale nie podobało mu się to wyjście. Przecież mieli wejść na ich terytorium. Jeśli zrobiliby to we wrogi sposób, nie mieliby łatwej przeprawy dalej. Kobieta powinna w końcu zrozumieć, że Moc to nie zabawka, która rozwiązuje wszystkiej jej problemy. Szczególnie wtedy, gdy po drugiej stronie stoi inna istota.
Morellianin podszedł do bramy i przyjrzał się strażnikom. Ci wycelowali w niego swoje stare karabiny. Broń nie sprawiała najlepszego wrażenia, Mistrz sądził, że niektóre karabiny w ogóle nie wystrzelą, gdyby strażnicy zdecydowali się otworzyć ogień. Podobnie wyglądały ich ubrania - stare, zniszczone, brudne. W tych okolicach był to pewnie stan normalny, ale Ind'yk widział w tym coś innego.
To byli niewyszkoleni wieśniacy, którzy pilnowali czegoś w amatorski sposób. Ich głównym motorem napędowym był strach, a ten niełatwo przełamać. Krzycząca kobieta z pewnością w tym nie pomagała. Gdy jednak już miał się odezwać, by porozmawiać ze strażnikami, Mistrz usłyszał szybkie kroki i jakiś głos.
- Śpieszcie się, otwierajcie szybko tę bramę! - To krzyczała kobieta, która właśnie pojawiła się za bramą. Była niska i silnie umięśniona, ale jednocześnie miała w sobie coś ładnego. Im dłużej się w nią wpatrywał, tym bardziej Indrangrad sądził, że były to jej wielkie, czarne oczy.
- Nie ma szans. Słyszysz tę hordę, która biegnie za nimi? Mogli nie ładować się w te dzikie tunele - odpowiedział jej jeden ze strażników, ten stojący dalej, który nie podniósł jeszcze broni.
- Uda im się, dajcie im tylko szansę! Nie ma wiele czasu, otwieraj!
- Ja... My... Nie możemy... - Mężczyzna wyraźnie nie chciał odmawiać dziewczynie, jednak zagrożenie było bardzo realne. - Rakghuole są zbyt blisko!
- Zabiją ich, jeśli nie otworzysz! - Kobieta powiedziała to naprawdę błagalnym tonem. Mistrz zaczął zastanawiać się, dlaczego tak bardzo jej zależy na ich życiu. W pewien sposób wyczuwał, albo po prostu miał nadzieję, że jest po prostu dobra i zbyt wiele już straciła. Wiedział, że nie powinien ufać w tym momencie temu uczuciu, ale tylko ono dawało nadzieję.
- Jeśli otworzę, zabiją nas wszystkich!
- Nie! Nie możesz! Nie! To niesprawiedliwe! - Kobieta spojrzała na nich wzrokiem pełnym bólu, po czym odwróciła się. Morellianin zaczął tracić nadzieję. - Ty! - powiedziała wysokim głosem do kogoś, kogo Mistrz nie widział. - Ty możesz ich przekonać. Proszę, spraw, by otworzyli bramę. Oni zginą, jeśli tego nie zrobi...
- Nie mogę, są zbyt blisko, górnoświatowcu! - rzucił strażnik, odwracając się w tym samym kierunku.
Mistrz czekał na odpowiedź od nowej osoby, a gdy ją usłyszał, aż wyprostował zmęczone plecy z wrażenia.
- Otwórzcie bramę, jeśli zrobi się niebezpiecznie, zajmę się tym. Trzeba uratować tych ludzi, równie dobrze to moglibyście być wy!
Głos był silny i niski, trochę zachrypnięty. Mistrz nadal nie widział, do kogo należał, ale zobaczył reakcję strażników, którzy odwrócili się do tego, który rozmawiał z nieznajomym. Ten patrzył zmieszany raz w stronę kobiety, raz w stronę właściciela głosu, raz w stronę zamkniętej bramy i uciekinierów.
Czas uciekał.