Azad obudził się kilka godzin przed świtem w swojej ciasnej kajucie na
Quoii. Po wczorajszym dniu, potrzebował tego krótkiego snu jak powietrza. Na szczęście odkrył, że z wiekiem wymaga go co raz mniej, zaoszczędzony czas mógł poświęcić na ponowny przegląd szczegółów planu. Probos usiadł na łóżku i założył protezę. Wprowadził ustawienia i mechaniczna noga ożyła. Ta codzienna rutyna pozwalała mu ostatecznie wybudzić umysł ze snu. Duros schował twarz w dłoniach i powolnym ruchem przesunął je po nagiej głowie aż do szyi. Poczuł swoje blizny. Te z czasów wojny Imperium i Nowej Republiki oraz te z czasów swojej długiej kariery przemytnika. Nie miał żadnej z okresu swojej służby na frachtowcach Azadów. To były błogie czasy… Probos uśmiechnął się do siebie. Szybko przyszła myśl – dobrze, że minęły.
Kapitan
Quoii i dowódca eskadry Żmij sięgnął po leżące na szafce obok łóżka holodyski. Miał chwilę, żeby wreszcie ocenić swoich oponentów. Niebieskie poświata padła na ściany kajuty i po chwili wielkim złotoczerwonym oczom Durosa ukazały się myśliwce Imperium. Klasyczne TIE i będące znakiem większego doświadczenia pilotów Interceptory. Zwroty i przyśpieszenia. Salwy zielonej energii rozpylające boje ćwiczebne i wraki starych jednostek używane na kosmicznym poligonie. Manewry trójkami i całą eskadrą. Pętly, beczki, renwersy i korkociągi poszczególnych pilotów. Azad obserwował to wszystko z uwagą, każdy szczegół taki jak kąt nachylenia skrzydeł w formacji, szybkość i sprawność wykonywanych zwrotów, czy częstotliwość i celność prowadzonego ognia był kolejnym klockiem w jego analitycznej konstrukcji.
Seans trwał prawie pół godziny. Wreszcie Duros był gotowy wydać werdykt. Był zawiedziony. Z początku, przy całej powadze sytuacji, ledwie skrywał dumę z tego, że jego eskadra zdołała ściągnąć tutaj zgrupowanie floty z ISD na czele. Teraz czuł się niemalże obrażony. Większość pilotów z którymi miał się zmierzyć nie zasługiwała nawet na określenie przeciętniaka. Ot i dzieciaki, którym jakimś cudem udało się przeżyć służbę na zwykłych TIE. Owszem dwójka dowódców mogła robić wrażenie, ale wciąż nie wybijali się na poziom przy którym mogliby się równać z Azadem lub Silessem. No cóż, lepiej dla nas pomyślał.
Duros przeszedł do kabiny pilota. Hesmit już na niego czekała.
-
Chyba jednak nici z zaskoczenia atakiem z powietrza. Wokół ChikatLik latają patrole impów.-
Tobie też dzień dobry, Hesmit.Grymas Kalamarianki, jak nauczył się tego w ciągu wielu lat ich wspólnego latania, oznaczał, że ma go za idiotę. Azad się uśmiechnął.
-
Trochę entuzjazmu. Strącimy dziś kilku impów. -
Albo oni nas.-
Zastanawia mnie czego oni właściwie oczekują? Rajdu eskadry? Mielibyśmy się przebijać przez planetarną blokadę i te TIE włączyłyby się do walki dopiero kiedy dolecielibyśmy do ChikatLik? Zakładając, że eskadra myśliwców mogłaby w ogóle przelecieć przez tę blokadę w jednym kawałku.-
Interceptory.-
Słucham?-
Nad ChikatLik patrolują Interceptory, a nie zwykłe TIE.Duros zmarszczył czoło, zawsze kiedy to robił blizna nad lewym okiem wyginała się groteskowo.
-
Tak czy siak, to dziwne. Może sądzili, że operujemy z planety i jakoś udawało nam się unikać wykrycia?-
Kto wie… – Hesmit wydawała się nieobecna.
Probos milczał dłuższą chwilę.
-
Masz już tego dosyć, prawda?-
Tak.-
Myślałem, że ci to odpowiada, zaangażowałaś się w szkolenie i bazę…Kalamarianka westchnęła.
-
Na początku tak było. Potrzebowałam zajęcia po jego śmierci…-
Ale teraz już masz dosyć.-
To przez takie akcje, jak ta Aarb zginął… Nie obwiniam cię o jego śmierć. Tamten kontrakt był w takim samym stopniu jego decyzją, co twoją. Cieszę się też, że pomogliśmy Zymowi. Ale tego jest za dużo. Nie jesteśmy już tacy młodzi… Kiedyś przynajmniej wierzyliśmy, że cały ten przemyt podczas wojen mandaloriańskich, te wszystkie ryzykowne akcje na skraju głupoty są po to, żeby zarobić. Żeby mieć własny kąt w tej galaktyce.-
Rozumiem…-
Nie, nie rozumiesz. – Hesmit pokręciła głową –
Ty od zawsze uciekasz od czegoś takiego. To co mi opowiadałeś o wojnie, potem o frachcie i to co razem przeżyliśmy. Zawsze uciekasz od tej stabilności, byleby do kolejnej przygody. Nie jestem pewna co tobą powoduje, bo to chyba nie jest strach, co?Duros zmrużył oczy i popatrzył na Hesmit. Nie spodziewał się tej rozmowy, przynajmniej nie teraz. Nie wiedział co ma jej na to odpowiedzieć. Sam się często zastanawiał nad tym, czego właściwie chce. To się wciąż zmieniało, ale Kalamarianka miała rację, punktem wspólnym jego decyzji była niechęć do stabilizacji.
-
Nie musisz odpowiadać. – twarz Hesmit wyrażała pewien smutek, ale również ciepło i życzliwość. W końcu byli przyjaciółmi, może ona rozumiała to co go napędza lepiej od niego?
-
Więc po tej akcji to koniec?-
Tak. Chyba czas wrócić na Mon Calamari.-
Do twojej rodziny?-
Tak. Siostra ma sporą gromadkę dzieciaków, które widziałam tylko na holopocztówkach z domu. Brat pracuje w stoczniach. Może przyda im się ktoś kto się zna na systemach nawigacyjnych w praktyce.-
Życzę ci powodzenia. – Probos położył dłoń na ramieniu Hesmit i chwilę potem otoczył rękoma w przyjacielskim uścisku.
-
Dzięki. – nieco zaskoczona Kalamarianka odwzajemniła gest.
-
No dobra, a teraz upewnijmy się, że odlecimy z tego kawałka skały. Połącz mnie z Silessem, Benem i Veeatą.***
Varr przebijał się przez kolejne zabezpieczenia bazy komunikacyjnej kontrolującej pasma nadawcze i odbiorcze Ord Cestus. Jego wirus opanowywał kolejne systemy. Gran siedział w jednej z ciemnych jaskiń, jednej z kryjówek rebeliantów, głęboko w trzewiach planety, ale jego umysł unosił się pomiędzy powierzchnią planety a satelitami komunikacyjnymi na orbicie. Dostrzegał urządzenia zagłuszające rozstawione przy większych miastach, oficjalne pasma holonetu, ale też gdzieniegdzie zaszyfrowane w oficjalnych pasmach wiadomości ruchu oporu. Sam opracował większość z tych kodów. Teraz jednak zamiast subtelnie wplatać własne wiadomości w istniejący system, musiał przejąć nad nim kontrolę. Zabezpieczenia nie były imponujące, ale wiedział, że jeden fałszywy ruch uaktywni garnizonowych techników i rozpoczną reset systemu, tym samym krzyżując jego plany. Ustalili z Probosem, że wyłączenie samej komunikacji to było za mało. Odcięcie planety zwróciłoby uwagę okrętów na orbicie i pociągnęłoby za sobą ich reakcję. Jeśli mieli ominąć blokadę bez większych strat, to musieli oszukać imperialnych. Varr miał już przygotowany komunikat dla floty: „Sabotaż na ogromną skalę! Rebelianci wywołali awarię reaktorów w ChikatLik i Clandes. Potrzebna natychmiastowa pomoc. Prześlijcie personel medyczny i techniczny. Powtarzam, potrzebna natychmiastowa pomoc!” Zajęło to Granowi trochę czasu, ale z próbek głosu Urura, doradcy gubernatora, zdołał zsyntetyzować cały przekaz. Był gotowy, mógł nadać komunikat i jednocześnie rozpocząć zagłuszanie imperialnych myśliwców na planecie. W chaosie jaki powinna wywołać wiadomość, załogi okrętów powinny uznać usterkę w komunikacji z pilotami za najmniejszy problem. Varr czekał. Nagle rozległo się pikanie. Gran uruchomił program.
***
Na jednej z ulic dzielnicy rezydencji miejscowej wierchuszki ChikatLik rozległ się gwizd. Mirhan odpowiedziała rytmicznym bzyczeniem X’tingów. Kilkoro ludzi przebranych za techników wyszło tylnymi drzwiami najwyższego apartamentowca, słynnej Dwusetki. Ochroniarze z uśmiechem skinęli im głową, nowi technicy nie wzbudzili ich niepokoju. W końcu centrala dała im rano znać, że Bob jest chory i w przeglądzie zastąpią go nowi. Niepokój wzbudziły dopiero zgrzyty za ich plecami kilka minut po tym jak technicy opuścili budynek. Ochroniarze z niedowierzaniem patrzyli jak po całym budynku aż po jego szczyt z luksusowym apartamentem gubernatora pną się wyładowania elektryczne. Po chwili apartamentowiec stanął w ogniu. Starszy z ochroniarzy, któremu brakowało ledwie tygodnia do emerytury, z szeroko otwartymi oczami sięgnął po komunikator.
-
Centrala? Mamy problem.***
Ćwierkanie i skrzeczenie X’Tingów na głównym placu ChikatLik nagle ustało. Na twarzy gubernatora pojawił się uśmiech. Wreszcie jego poddani zrozumieją gdzie ich miejsce. Nerwowe szturchnięcie Urura wyrwało go z co raz barwniejszych wizji jego absolutnej władzy nad Cestusem. Gubernator uniósł brwi w irytacji odwracają głowę w stronę swojego doradcy, jego odwłok błyskawicznie zmieniał kolory, wskazując na zdenerwowanie X’Tinga. Wzrok gubernatora powędrował w kierunku wskazanym przez Urura. Płonęła Dwusetka. Płonął główny sąd ChikatLik. Płonęła fabryka części AT-ASów, duma gubernatora. Ten poderwał się z miejsca i zaczął wydawać rozkazy. Na placu zapanował chaos.
***
Szóstka TIE-Interceptorów właśnie dokonywała nawrotu, gdy jeden z nich rozbłysnął złotym i czerwienią. Za raz potem odłamki poleciały na jego towarzyszy. Czerwone błyskawice przeszyły niebo nad ChikatLik strącając kolejny myśliwiec, nim pozostałe zdołały wykonać unik. Potężna sylwetka frachtowca typu Space Master pluła ognistymi językami płosząc Interceptory jak reek rozpędzający drapieżne nexu. Ale to nie ten frachtowiec był największym zagrożeniem. Suwantek TL-1800 i A-Z-Z-3 starały się nawzajem prześcignąć w strącaniu imperialnych. Zaskoczyli pilotów Interceptorów, którzy nie mogli uwierzyć, że frachtowce mogą wykonywać takie manewry. Myśliwce mogły być zwrotniejsze, ale frachtowce miały za sterami znacznie bardziej doświadczonych pilotów. Dwa kolejne Interceptory z hukiem zaczęły spadać na miasto, rozpadając się w powietrzu na części. Trzeci został osaczony przez dwa frachtowce. W końcu padł pod zieloną nawałą kalamariańskiej konstrukcji. Twarzomacki Quarrena zafalowały z radości, podczas gdy jego rywal rodem z Duros przeklął pod nosem. W tym samym czasie YT-2000 próbował mierzyć się z dowódcą szóstki. Nie był to równy pojedynek, as był dobrym, na tyle, że zepchnął korelliański frachtowiec do defensywy. Kolejne salwy z Space Mastera i uwaga z strony TL-1800 i A-Z-Z-3 uświadomiły imperialnemu, że został sam. Przekierował całą rezerwę energetyczną do silników i pomknął w kierunku drugiej szóstki.
W tym czasie frachtowce dotarły nad pogrążający się w chaosie plac. Solidna salwa z podwójnych dział laserowych Space Mastera pomknęła w kierunku Lambdy. Zaraz potem wieżyczki frachtowca obróciły swoją zabójczą moc na zdezorientowanych szturmowców. Trandoshańscy działonowi pruli bez litości po oddziałach gubernatora, rozpędzając straż pilnującą więźniów. Gdzieniegdzie w tłumie rozległy się wiwaty, szybko jednak zginęły w jazgocie innych okrzyków i tysięcy kończyn uderzających o chodniki zrywających się do biegu. Pozostałe frachtowce dołączyły do oczyszczania placu. Jeden z szturmowców postrzelił więźniarkę, Twi’lekkanka padła na posadzkę, nim zaczęła się czołgać, dając tym samym znak życia, szturmowiec wyparował poddany „obróbce termicznej” dwóch działek laserowych A-Z-Z-3. Suwantek i YT-2000 obniżyły lot i zawisły nad więźniami, wyskoczyli z nich X’Ting, kobieta i Torgutanin. Zaczęli uwalniać więźniów i pomagać im wejść po wiszących metr nad ziemią rampach na frachtowce. Żołnierz gubernatora podbiegł posyłając niecelną salwę w kierunku uciekającego Cathara. Powietrze przeciął wibronóż rzucony przez Togrutanina, wbijając się głęboko w rękę napastnika, wytrącił mu z ręki blaster. Catharowi to wystarczyło, rzucił się na żołnierza i ostrymi zębami rozerwał jego tętnicę. Kobieta odciągnęła Cathara, a w tym czasie X’Ting i Togrutanin wnieśli ranną Twi’lekkankę na YT-2000. Ostatni więźniowie znaleźli się na pokładzie. Frachtowce poderwały się do lotu.
***
-
Dobra dzieciaki, to teraz zaczyna się prawdziwa zabawa. – Duros siedział za sterami skupiony na kontrolkach. Rzucił okiem na skaner. Pojawiły się kolejne Interceptory. Siless zdołał strącić jednego impa, niż wdał się w desperacką walkę z dwoma innymi. Probos uznał, że to muszą być asy. Właściwie wybrali cel, pozwalając pozostałym impom zająć uwagę Space Mastera. Gdyby zdążyli wyeliminować
Dumę Dac pozbyliby się jednego z zagrożeń i zyskaliby trochę czasu nim nadejdą spodziewane przez nich posiłki z orbity. Sprytnie, tyle, że zawirusowane centrum komunikacji nie przepuściło ich wezwań o pomoc na górę. Poza tym, Azad nie zamierzał im na to pozwolić. Wykonał zwrot i znalazł się tuż za jednym z Interceptorów, zaskoczony imp próbował poderwać swoją maszynę do góry, ale nie mógł tego zrobić po tym jak złotoczerwone błyskawice oderwały lewy panel słoneczny Interceptora.
Quoia przeleciała nad opadającym Interceptorem, podążając prosto na starającego się zgubić impów korkociągiem Silessa. Suwantek posłał serię, o włos chybiając jednego z Interceptorów, ale to wystarczyło, żeby odciągnąć go od kalamariańskiego frachtowca. Walka stała się bardziej wyrównana.
Rodiański Gambit szył z wszystkich czterech wieżyczek, nawet
Złota Gwiazda dołączyła do walki cudem strącając jednego z Inteceptorów.
-
Jak tam dzieciaki? Zgarnęliście wszystkich?- krzyknął Probos w stronę ładowni.
Zziajana Ply wpadła do kabiny pilota.
-
Jasne. Diana, Lodish i Keresh wzięli Reshę na Złotą Gwiazdę mają tam lepszy sprzęt medyczny od naszego. Większość miejscowych jest z nimi. My zgarnęliśmy naszych z ruchu oporu.-
Sprawdźcie czy nikt nie ma nadajników. – szepnęła Hesmit.
-
Już sprawdziliśmy. Jesson mówi, że są czyści…-
To sprawdźcie jeszcze raz. A potem ponownie. – Hesmit nie oderwała się od paneli nawigacyjnych, ale w jej głosie zabrzmiała stalowa wola. Ply bez słowa pobiegła z powrotem na tył frachtowca.
Przemytnicy poderwali swoje frachtowce w górę, stawiając zasłonę ogniową Interceptorom. Kolejne myśliwce impów były rozpylane na atomy, niedoświadczeni piloci w panice skupili się na Space Masterze, którego pancerza nie mieli szans przebić, ignorując rozkazy swoich dowódców chcących wpierw zdjąć Suwanteka lub A-Z-Z-3. Nie spodziewali się tego starcia, mieli walczyć z rebelianckimi myśliwcami, a nie z czterema frachtowcami. Nie mieli wystarczającej siły ognia, a przede wszystkim umiejętności.
Duma Dac odniosła pewne obrażenia, podobnie jak
Quoia, ale pojedyncze Interceptory nie były w stanie im zagrozić. W końcu asy zostały same.
-
Siless, musimy się ich pozbyć zanim wejdziemy na orbitę. Nawet impy zorientują się, że coś jest nie tak, jeśli wylecimy ścigani przez dwa TIE Interceptory.-
Pewnie. Jakieś pomysły stary pryku?-
Podwójny wywrót. Ty i ja?-
A dasz radę to zrobić zielony grzybie?-
Zobaczymy.Suwantek i A-Z-Z-3 zrównały loty, asy znalazły się za nimi ostrzeliwując z działek SFS.
Quoia i
Duma Dac weszły w półbeczkę odwracając się na „plecy”, zaraz potem Duros i Quarren wprowadzili je w półpętlę. Frachtowce obróciły się w locie o 180° poniżej poziomu lotu zbliżających się Interceptorów. W tym samym momencie otworzyły ogień.
[/ukryj]