Nantel ocknął się chwilę po tym, jak zemdlał z wysiłku, który próbował podjąć. Skierował swoje zamglone spojrzenie na dziewczynę leżącą przed nim. Żyła. Odetchnął z ulgą, mając świadomość, że się udało. Kiedy jednak zaczął rozglądać się wokół, cała ulga i radość natychmiast zniknęły a zastąpił je strach i rozpacz. Nantel widząc martwe ciało Vimy, leżące pod ścianą niemal rzucił się na ziemię z rozpaczy. Dopiero teraz zrozumiał. A właściwie nic nie rozumiał. Próbował zrobić coś, czego nie pojmuje, to nie on uratował dziewczynę, a Vima poświęciała się, by go wyręczyć. oddała swoje życie, by ich chronić, bo on w swej pysze próbował coś zrobić. Właściwie co próbował? nic już nie rozumiał. jeszcze przed chwilą był niemal pewny, że uchwycił choć trochę niuansów tej całej Mocy, a teraz okazywało się, że nie, że to wszystko złudzenie, którym się karmił. Walczył dalej sam ze sobą, a to, co wydawało mu się, ze dobrze robi, przyniosło tylko śmierć i smutek, bo on zbyt uwierzył w siebie. Vima zginęła, bo on jak skończony idiota w swojej pysze myślał, że coś potrafi. Energia i chęć walki uleciały z niego w jednej chwili. Pełna fala zmęczenia uderzyła po raz kolejny, a uczucie rezygnacji coraz mocniej pukało do drzwi.
Chyba tylko podświadomym instynktem przetrwania stwierdził, że nie ma co leżeć na podłodze i trzeba iść dalej. Tylko dokąd? Przygnębienie i zmęczenie odbierały już ochotę na jeszcze jedną walkę o życie. Czuł żal i smutek, ale nie wiedział, jak z nimi teraz walczyć. Resztką sił, która pochodziła z myśli, że Nadia przeżyła i chociaż to im się udało, podniósł się z kolan i podszedł do jednego z ciał szturmowców żeby wziąć jego karabin. Zwrócił się zbolałym wzrokiem w stronę droida.
- Bzhydack, pomóż wstać Nadii i wydostań nas stąd. Proszę.