Jon trafił tam, gdzie chciał i do tej osoby, której szukał, choć sposób w jakim się tu pojawił był na tyle intrygujący, że wzbudził w buntownikach sporo wątpliwości i z tego powodu wylądował w niewielkim składziku, gdzie przetrzymywali go przez kilka godzin. To był czas na przemyślenia zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Jon mógł nie być zadowolony z tego jak go potraktowano, ale koniec końców był tam gdzie chciał, natomiast Probos miał uzasadnione wątpliwości co do tego, kim był przybysz i czego chciał. Szybko też doszedł do wniosku, że Jon nie jest zwykłym człowiekiem, a dość dziwne zachowanie Kel Dora potwierdziło jego przypuszczenia. Nadal jednak było mnóstwo pytań bez odpowiedzi, a pokazowa mowa i wizje, które roztoczył trudny do rozpoznania mężczyzna mogły tylko jeszcze bardziej namącić w głowie.
Póki co ich dość dziwaczna wymiana zdań do niczego nie prowadziła, a rodziła tylko jeszcze większe zamieszanie. Wychodziło na to, że Jon ich szukał i chciał pomóc, możliwe że nawet poprowadzić we właściwym kierunku, ale czy powinno mu się ufać? Obaj byli zdesperowani, obaj chcieli działać, ale w przeciwieństwie do Antillesa, Probos nie wiedział co powinien dalej zrobić.
Ich konwersacja pewnie trwałaby nadal, gdyby nie nagłe pojawienie się jednego z ludzi Probosa. Był zdyszany, widać było, że biegł na złamanie karku.
- Lecą tu! - wydyszał ledwo łapiąc oddech i zaraz dodał. - Lecą tu imperialni!
Jakby na potwierdzenie tych słów, już po chwili w całej bazie rozległ się przejmujący alarm oznaczający niebezpieczeństwo. Probos zerwał się jak oparzony.
- Znaleźli nas?
- Nie wiem, może to piratów namierzali, a nie nas, ale to nie ma znaczenia, są jeszcze daleko, ale mamy najwyżej godzinę!
Probos mógł zacząć pluć sobie w brodę. W miarę bezpieczna przystań właśnie przestała być bezpieczna, a zaplanowany odlot, który miał się odbyć za trzy dni, teraz trzeba było załatwić w godzinę, a jak sądził, mieli nawet mniej czasu. Nikt jednak nie był na to przygotowany, wszystkie statki i maszyny były w przeglądzie, dopiero co wyrwali się z jednej bitwy i chcieli się pozbierać, a teraz znów musieli działać. Albo uciekać. Zarówno Probos, jak i Jon zostali teraz postawieni w trudnej sytuacji, w dodatku Antilles pozostawił swój statek w hangarze wyżej, do którego teraz będzie trudno się dostać w tym całym zamieszaniu.
Na całej stacji zawrzało jak w ulu. Wszyscy szykowali się do ewakuacji, nie mając zamiaru mierzyć się z Imperialnym okrętem ISD. Starcie z nim byłoby istnym samobójstwem.