Content

Archiwum

[Zewnętrzne Rubieże] Droga do wolności

[Zewnętrzne Rubieże] Droga do wolności

Postprzez Mistrz Gry » 26 Mar 2016, o 21:47

Podróż Azada i jego towarzyszy przebiegła spokojnie, bez problemów i komplikacji. Wszystkie myśliwce i całość pozostałej przy życie załogi bezpiecznie dotarła do celu swojej podróży, jakbym było Terrarium, czyli stacja będąca we władaniu piratów i będąca miejscem najgorszych szumowin galaktyki. I ich obecnie najbezpieczniejsze miejsce schronienia. Nie mieli wielkiego wyboru, a przed nimi czekała cała masa trudnych decyzji i jeszcze trudniejszych zadań do wykonania. Duros musiał utrzymać swoją załogę w jednym kawałku, a zważywszy na to, co jeszcze musiał zrobić, wiedział, że nie będzie to łatwe. Mieli plany do zrealizowania, ale zanim do tego przystąpią zapewne minie jeszcze sporo czasu. Założenie przedstawiona na Cestusie wydawało się być oczywiste i proste, ale tak naprawdę wcale takie nie było.
Wszystkie myśliwce osiadły w hangarach Terrarium zaraz po tym, jak Azad i jego załoga się zameldowali. Mieli fałszywe tożsamości i właśnie pod tymi przybranymi danymi mieli spędzić tu trochę czasu, by później ruszyć dalej. Gdzie? To pytanie wciąż pozostawało otwarte.

Statek, którego odwrót osłaniali i na którym znajdowali się ranni oraz ocalali stał w hangarze znajdującym się kilka poziomów niżej niż tam, gdzie wylądował Azad i jego eskadry. Duros obserwował swoich ludzi, którzy wysiadali z myśliwców, krzątali się przy nich. Wszyscy napięci i milczący. Zym podszedł do niego wyraźnie spięty.
- Co teraz? Będziesz do nich szedł od razu, czy jednak masz inne plany? Reszta pewnie czeka na jakieś konkrety... my i oni. - Azad doskonale wiedział kogo młodzieniec miał na myśli. Tamten statek... Resha. - Nie możemy tutaj zostać długo, najlepiej załatwić wszystko jak najszybciej i podjąć kolejne kroki.
Duros spojrzał na swoją załogę. Podążyli za nim, zdecydowali się na opuszczenie Cestusa i podjęcie niezwykle trudnego zadania, nie mógł mieć jednak pewności, co będzie dalej, a nastroje w drużynie często się zmieniają. Postawił ich wszystkich w nowej sytuacji i nie mógł wiedzieć jak się zachowają. Chciał ich utrzymać razem i chciał coś zdziałać, coś zmienić, wiedział, że nie jest w stanie zrobić tego sam. Do tego znajdowali się w kryjówce piratów, a ci nie ukrywali swojego zaskoczenia pojawieniem się takiej ilości osób w tym miejscu. Będą musieli uważać, żeby przypadkiem nie nadepnąć im na odcisk. Ostatnie czego chcieli, to zatarg z piratami.


Witaj Probos :) Teraz ja cie przejmuje i mam nadzieje, że będzie się nam dobrze grało. Saine.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 1 Kwi 2016, o 23:25

- Cóż, najpierw znajdźmy Bena a potem trzeba będzie się przywitać z gospodarzem.- Probos skrzywił się na myśl o spotkaniu z Kadokiem, miał złe doświadczenia. Zanim Feeorin został hersztem pirackiej bandy, jeszcze w czasach wojny z mandalorianami, zajmował się wszelkiego rodzaju szemranymi interesami. Pewnego razu zatrudnił Probosa, Hesmit i Aarba do przewiezienia kradzionych części i sprzętu na Telos. Ładunek próbował przejąć miejscowy gang, jak się okazało, zainteresowany nie złomem, który Probos i jego towarzysze przewozili, ukrytymi w nim igiełkami śmierci. Jedną z niewielu zasad jakimi załoga Quoii kierowała się w doborze zleceń było unikanie narkotyków jak ognia. Przez oszustwo Kadoka nie tylko złamali tę zasadę, ale na dodatek zostali wplątani w wojnę między rywalizującymi kartelami. Feeorin co prawda zapłacił ustaloną sumę z nawiązką, ale Probos poprzysiągł, że nigdy więcej nie weźmie od niego zlecenia... A teraz został jego gościem. Co więcej sprowadził do jego kryjówki swoich towarzyszy broni i powierzył mu ich bezpieczeństwo. Miał nadzieję, że nie będzie żałował tej decyzji. Im szybciej odlecą z Terrarium, tym lepiej.

- Przekaż pozostałym, żeby na razie zaczekali w hangarze. Trzymajcie się razem i nie wchodźcie w drogę "gospodarzom". Gdy ustalę szczegóły naszego pobytu z Benem i Kadokiem przyjdzie czas na naradę. Miej komunikator w zasięgu ręki, a z blasterem się nie rozstawaj, Hetch. - Duros posłał Kel Dorowi uspokajający uśmiech i mrugnął posługując się jego fałszywym imieniem. Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę windy, by zjechać na niższy poziom hangaru.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Mistrz Gry » 3 Kwi 2016, o 17:12

Młody Kel Dor kiwnął głową przyjmując do wiadomości polecenie Probosa. Nie uśmiechało mu się, podobnie jak pozostałym, przebywanie w tym miejscu.
- Mam nadzieje, że załatwimy wszystko jak trzeba i to jak najszybciej... Jednonogi. Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że nikt z nas nie chce tu spędzić czasu dłużej niż to konieczne.
Zadawanie się z piratami było ryzykowne, ale obecnie była to ich jedyna możliwość. Zym, obecnie zwany Hetchem, był wyraźnie zaniepokojony i niezadowolony z obecnej sytuacji, ale ufał Azadowi i podążał za nim bez względu na wszystko. Ponownie kiwnął mu głową i zawrócił do pozostałej załogi, żeby przekazać im słowa Probosa. Sam Duros w tym czasu skierował swoje kroki do dolnego hangaru, gdzie znajdowała się pozostała część jego przetrzebionej drużyny. Już teraz musiał szykować się na konfrontację i nie wiedział co będzie gorsze - spotkanie z kompanami, czy późniejsza wizyta starego znajomego pirata.
Frachtowiec stał w hangarze, a wokół niego krzątali się ludzie i obcy, ocaleli z rzezi jaka miała miejsce na Ord Cestus. Pojawienie się Probosa wywołało niemałe zamieszanie. Zaraz został okrążony i zalewała go fala pytań, na które nie bardzo chciał i nie mógł odpowiedzieć. W końcu przepchnął w stronę frachtowca, na trapie którego stał Ben.
- Wreszcie dotarliście. Czekaliśmy. - powiedział mężczyzna. - Będziesz musiał wszystko opowiedzieć, niestety nie doszły nas żadne informacje o tym, co działo się po tym, jak opuściliśmy system. - wyglądał na umęczonego i lekko rozdrażnionego. Widać było, że musiał zmagać się ze sporymi problemami i żył w ciągłym napięciu. Przybycie Azada oznaczało, że wreszcie coś ruchy, no i wieści, tego chciał najbardziej - wieści o tym, co się stało i co ich czeka.

Nieopodal stacji pojawił się niewielki statek. Za jego sterami siedział nikt inny jak Jon Antilles. Opuszczając stocznie orbitalną skierował się na Ord Cestus, bardzo szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, że nie znajdzie tam tego, czego szukał. Sprawa została zamknięta, a obecna sytuacja na planecie nie wyglądała różowo. No i nie chciał zadzierać z władzami, które stały się o wiele bardziej czujne, wszędzie doglądając zagrożenia. Po nitce do kłębka trafił w okoli Terrarium, stacji piratów, zbieraniny najgorszych szumowin, będącej obecnie jego jedną z nielicznych opcji do wyboru. Musiał się tylko tam jakoś dostać i znaleźć odpowiednie osoby. Wchodzenie do gniazda piratów mogło okazać się trudniejsze niż przejście przez kontrolę imperialną.

Dołącza Tau - on doskonale zna warunki :) Miłej zabawy
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 3 Kwi 2016, o 20:37

Probos ruszył za Benem w głąb wejściowego korytarza frachtowca YT-2000. Był ciekaw kogo zobaczy na Złotej Gwieździe. Spodziewał się spotkać przynajmniej jej załogę, Dianę i Lodisha. Poza togrutańskim rodzeństwem, mogli na niego jeszcze czekać Resha i Kersh. Twi’lekkanka i Cathar byli ostatnimi członkami załóg Dumy Dac i Rodiańskiego Gambitu, Duros obawiał się spotkania z nimi. Spodziewał się pretensji o los ich towarzyszy, co gorsza uzasadnionych.

- Ruch oporu dostał to co chciał, legalne związki zawodowe i wypuszczenie więźniów politycznych. Wycofali okręty z nad planety. Poleciała też głowa gubernatora, ale o tym już pewnie słyszałeś. Wygląda na to, że imperialni wciągną ich teraz w polityczną rozgrywkę i spróbują sobie albo podporządkować związki, albo je skompromitować, ale to już nie na moją głowę, jestem pilotem, a nie politykiem. – Probos westchnął głęboko. Nie wiedział czy ruch oporu odnajdzie się w nowej rzeczywistości i obróci wywalczone ustępstwa na swoją korzyść. Miał taką nadzieję, ale zdawał sobie sprawę, że stanie się to jasne dopiero po kilku miesiącach od wprowadzonych zmian.
Raczej nie będą was ścigać, ale na twoim miejscu nie zbliżałbym się Złotą Gwiazdą do systemu w najbliższym czasie. Pozostali jeńcy nie powinni mieć problemów z powrotem. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby dziewczynom z burdelu panny Min uniemożliwiono powrót do pracy. - Duros się uśmiechnął. Przynajmniej te życia wrócą do normy.
Udało ci się coś ustalić w związku z moją prośbą? Są jakieś nowe plotki o rebelii? Doniesienia o atakach? Aktach sabotażu? Muszę chociaż wiedzieć w jakim rejonie galaktyki operują.- czoło Durosa się zmarszczyło, od odnalezienia rebelii wiele zależało. Nie mieli bazy, nie mieli zaplecza. Zapasy, które ze sobą zabrali, starczą im w najlepszym wypadku na miesiąc. Znajdzie nowych sojuszników i siedzibę lub rozwiąże eskadrę. Nie było innego wyjścia.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 9 Kwi 2016, o 15:03

Jon Antilles przenosi się z Mon Calamari Stocznia Orbitalna


- Spisek na Cestusie!
Jon Antilles nie dał się wciągnąć w prowokację. Zakończył raport dla imperialnego Departamentu Wielkich Odkryć Astrofizycznych i Gwiezdnych Map, sprawdził, czy wszystkie porty macierzyste oraz przeznaczenia wyglądają wiarygodnie, a ciąg między nimi układa się w oblot logiczny dla kogoś, kto podjął się akcji kartograficznej na Zewnętrznej Rubieży i zmierza do Dzikiej Przestrzeni. Wyglądało w porządku.
Jon był zły, ponieważ misja na Mon Calamari okazała się fiaskiem. A porażka bolała tym bardziej, że jedyną osobą za nią odpowiedzialną był on sam. Nie wszystko mogło iść równie gładko jak na Korelii, równie szczęśliwie jak na Tatooine albo spektakularnie jak na Kessel, ale Mon Calamari nie przyniosło nic. Zupełnie nic.
- Który z was to powiedział?- zaciekawił się Jon.
- Ja, Badacz. Spisek na Cestusie!
- Ty wszędzie widzisz spiski - parsknął Autopilot.
- Spisek na Cestusie. Znam skądś - wtrącił się Nawigator - to chyba tytuł jakiegoś Holothrillera. Sprawdzę w Holonecie...
- Żadnego Holołącza - zabronił Jon, na wszelki wypadek odcinając wszystkim trzem sztucznym inteligencjom dostęp do łączności i zewnętrznych funkcji pokładowych. - W przeciwieństwie do Mon Calamari, tutaj jesteśmy nieoficjalnie. A swoją drogą, jak wypadły prace konserwacyjne?
- Próbowali dostać się do historii pokładowej - zameldował rzeczowo Nawigator. - Grzecznie odmówiłem.
- Dostałem aktualizację tabeli pierwiastków - pochwalił się z kolei Badacz.
- A mnie cholerne ryby próbowały wyczyścić pamięć podręczną! - denerwował się Autopilot.
- Zdaje się, że to rutynowa procedura.
- Łatwo powiedzieć. To tak, jakby ktoś chciał tobie zrobić lewatywę.
Jon zachował kamienny wyraz twarzy.
Tie-podobny Lone Scout model A-2 rozpędził się w podświetlnej do zadziwiająco dużej prędkości. Jon oparł głowę w fotelu pilota, odchylił się o tyłu.
W systemie Ord Cestus znajdywał się ktoś, komu warto było się przyjrzeć.
- Spisek na Cestusie - powtórzył Jon pod nosem. - Możesz być bliżej prawdy, niż sądzisz, mój cyfrowy przyjacielu. Ale my nie lecimy na samą planetę. Udajemy się na stację. Nawiasem, to nie jest tytuł Holowidu. To książka. W dodatku dosyć kiepska.

***


Jon pozwolił, by autopilot zajął się dokowaniem T4U do stacji, a sam poszedł do jedynej kajuty na statku, by przygotować się we własnym, skromnym zakresie.
- Wiesz, jak rozmawiać z piratami?
- Oczywiście - odpowiedziała sztuczna inteligencja. - Obawiam się tylko, że mamy za małą siłę ognia na porządną wymianę poglądów.
- Autopilot!
- Tylko żartowałem.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Mistrz Gry » 10 Kwi 2016, o 18:09

Ben poprowadził go bez słowa do wnętrza statku. Starszy mężczyzna wydawał się być zmęczony, ale po tym przez co przeszli było to całkowicie naturalne, tym bardziej, że znajdowali się teraz daleko od domu i nie zanosiło się na prędki powrót. Póki co Probos nie widział znajomych mu osób, z którymi prędzej czy później będzie musiał się rozmówić. Z jednej strony mógł czuć ulgę, bo nie będzie to przyjemna rozmowa, z drugiej zaś było to tylko przeciąganie nieuniknionego i im prędzej załatwi tą sprawę, tym szybciej będzie można wrócić do właściwego zadania.
- To było do przewidzenia. Jakoś trzeba będzie się z tym pogodzić. - mężczyzna westchnął ciężko, wydawał się być teraz jeszcze starszy niż wcześniej. - Tak, tak, pamiętałem o twojej prośbie. Niełatwo szukać informacji na ten temat, tym bardziej, że wszelkie ataki ze strony rebelianckiej mogą być starannie tuszowane, poza tym niebezpiecznie jest wypytywać na ten temat. Nie wiem czy słyszałeś, może i tak, ale mogę ci powiedzieć, że prawie na pewno był to atak przeprowadzony przez nich. Dopiero zaczynają rosnąć w siłę, jeszcze wiele przed nimi. Niestety więcej nie wiem. Ale mogę jeszcze spróbować nawiązać kontakt z paroma znajomymi, którzy może wiedzą coś więcej, a to może potrwać.
Spojrzał na Probosa z wyraźnym żalem, nie do niego oczywiście, ale do sytuacji w jakiej się znaleźli. Póki co nie wyglądało to różowo i jeszcze nie mieli konkretnych planów, nikt niczego nie wiedział i tkwili w dziupli piratów, z której woleliby się szybko zmyć. Nim jednak Ben ponownie się odezwał, do pomieszczenia wparowała kobieta rasy Togruta, Probos od razu rozpoznał Dianę. Zaraz za nią wpadł jej brat.
- Probos! - nie wyglądała najlepiej, ale widać, że udzielona jej pomoc medyczna zdziałała cuda. Dopadła do niego. - Wreszcie się pokazałeś, chyba masz nam sporo do powiedzenia i nie tylko nam, poczekaj aż zjawi się reszta.
Najpewniej miała na myśli właśnie Reshę i Kersha, których nie spotkał po przybyciu do hangaru. Najprawdopodobniej byli w innym miejscu, ale plotki szybko się rozchodziły i nie mógł mieć wątpliwości, że zaraz będzie musiał zmierzyć się z towarzyszami. Do tego Ben niewiele się dowiedział, choć miał cichą nadzieje, na więcej wieści.

***

W przestrzeni kosmicznej, nieopodal pirackiej bazy znalazł się Jon. Właśnie rozmyślał nad tym, jak mógłby się dostać do środka, a właściwie to rozważał to na głos wykłócając się z trzema AI swoje statku. Takie rozmowy bywały pomocne, ale jeszcze częściej irytujące. Baza piratów majaczyła się w oddali. Jon własnie rozmyślał, jak się dostać do środka, gdy nagle coś go tknęło. Było to jak delikatne muśnięcie, ale nie miał wątpliwości czym tak naprawdę to było. Było impulsem, a konkretnie wezwaniem, wezwaniem mówiącym "Jestem tutaj". Wiedział, co to oznacza i wiedział, gdzie powinien się udać, bo ten impuls był jak nawigacja prowadząca do konkretnej osoby, osoby, która była nadawcą tej wiadomości. Nie sądził, że poczuje coś podobnego.
Nie zdążył jednak zastanowić się nad tym, ponieważ po chwili jego AI się rozwrzeszczały.
- Mamy gości! Mamy gości! - wrzeszczał Autopilot.
I miał rację, ponieważ statek został otoczony przez kordon piratów, którzy ewidentnie mierzyli w niego swoją bronią. Pierwszy kontakt został nawiązany, choć niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzył.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 10 Kwi 2016, o 19:10

Sława Terrarium nie podobała się Antillesowi, ale też nie odczuwał w związku z bazą wielkiego podniecenia czy choćby adrenaliny. Tułał się po podobnych, zapomnianych przez Wszystkie Słońca spelunach, wylęgarniach plugastwa i nikczemności odkąd sięgał pamięcią.
Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że trochę ciągnie go do tych groteskowych kolebek wolności, dzikich postaci, szalonych odkrywców oraz brawurowych rebeliantów grających na nosie Imperium.
Według ImPeRe - imperialnego systemu klasyfikacji wykroczeń międzygwiezdnych - większość obecnych na kosmicznej stacji sięgała pewnie poziomu czwartego i trzeciego, a znaleźliby się i tacy, którzy zostaliby sklasyfikowani na poziomie pierwszym, tym samym z miejsca skazani zostaliby na śmierć. Jon również miał wyrok śmierci. Powolnej, męczeńskiej, bardzo, bardzo bolesnej. Zabawna myśl mu zaświtała do głowy. W jakiś sposób tu pasował. Przynajmniej według systemu sprawiedliwości Imperium.
Przemytnicy to jedno. Mieli zasady (często pokręcone i wynikające z podwójnej moralności, ale jednak zasady), Łowcy Nagród - z tymi dogadać się było ciężej, acz było to możliwe, obowiązywało ich przecieżcredo. Piraci zaś w większości przypadków zasad nie mieli, nie chcieli mieć, a nawet jeśli na jakieś się decydowali, były one zrozumiałe i skuteczne wyłącznie względem nich samych oraz ich kolektywu.
Piraci. Tak nisko upadliśmy, pomyślał Jon.

***


Jon zdjął osłonę ze ściany i wysunął ukrytą półkę, za którą trzymał swoją niewielką, acz dosyć unikatową garderobę. Odsunął na bok mundur imperialnego oficera, za nim obdarte łachmany pozwalające z powodzeniem wcielać w żebraka na Nar Shaddaa. Przebrał się w koreliański komplet; buty z syntskóry, koszula, kamizelka, całość klasycznie okrył płaszczem w ciemnym brązie Jawów. U luźno zwisającego na biodrze pasa umieścił hydroklucz, serwodriver, przecinak i atrapę komunikatora, na przedramieniu zamontował bransoletę z datapadem, na biodrze zapiął kaburę z ciężkim blasterem produkcji nie innej aniżeli konsorcjum słynnego Hutta Zordo. Wyglądał jak mechanik. Poprawka - wyglądał jak przemytnik, który chce wyglądać jak mechanik.
Finta w fincie.
Jon był już zmęczony tymi wielopoziomowymi przedstawieniami, tym kosmicznym teatrem, wieczną maskaradą.
Wyglądał więc jak zmęczony, koreliański przemytnik udający mechanika.
A prawda w tym wszystkim była taka, że był tylko zmęczony.

***


- Nie wrzeszcz - powiedział po powrocie do kokpitu. - Przecież widzę.
- Jeśli mogę - wtrącił jak zawsze rzeczowo i spokojnie Nawigator - to fascynujące, bo szanse zniszczenia naszej jednostki międzygwiezdnej właśnie wzrosły do około sześćdziesięciu procent, wziąwszy pod uwagę nie tylko konfigurację kordonu, ale także nasz sygnał transpondera.
Jon rozumiał, co Nawigator miał na myśli w cyfrowym potoku słów. T4U był legalną jednostką imperialną. O ile wszędzie indziej w Galaktyce stanowiło to atut, w tejże chwili sprawiało wyłącznie kłopoty.
- Gdybyśmy ostrzelali tego czterdzieści stopni na lewo od rufy... - zaczął Autopilot.
- To pozostali by nas zmietli - dokończył Jon. - Nie. Nie mamy szans. I nie po to tu przylecieliśmy. Nadajcie komunikat:

Tu statek odkrywczy T4U. Liczba pasażerów... zero. Jeden pilot. Żadnych droidów. Jedna butelka whiskey. Mam wiadomość dla dowódcy eskadry, która przybyła z Cestusa. I cholernie mi się śpieszy.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 11 Kwi 2016, o 22:03

- Tyle zdążyliśmy już ustalić wcześniej… – odpowiedział Benowi. Nie wyglądało to dobrze, gdyby był sam po prostu ruszyłby dalej, w przestrzeni Huttów na pewno znaleźliby się informatorzy, którzy za odpowiednią stawkę wyjawiliby więcej szczegółów, ale nie mógł ciągnąć za sobą całej eskadry. Hipernapędy, które zainstalowali na myśliwcach nie miały takiego zasięgu, poza tym zabrakłoby im zaopatrzenia. No i Huttowie nie byliby szczególnie zadowoleni z nieznanej eskadry naruszającej ich przestrzeń. Probos nie był pewien, czy jego skromne oszczędności wystarczyłyby na zapłacenie myta jakiego by z pewnością zażądali. – Dzięki, że to sprawdziłeś, ale to wciąż za mało. Jeśli mógłbyś się dowiedzieć czegoś więcej, chociażby w którym rejonie galaktyki mogą operować, byłbym wdzięczny. Nie chcę tu zostawać dłużej niż potrzeba, ale myślę, że zniesiemy przynajmniej kilka dni towarzystwa piratów. – Duros uśmiechnął się niewyraźnie, myśl o przebywaniu dłużej w bazie Kadoka nie napawała go entuzjazmem.
Na widok Diany i Lodisha jego uśmiech nabrał szczerego wyrazu. Togrutanka może nie wyglądała najlepiej, ale była żywa, jej przetrwanie, tak jak i innych nadawał sens całej akcji i poniesionym ofiarom. Lodish wydawał się podzielać to przekonanie, bo na jego twarzy malowała się radość. Każdy kto znał nożownika, wiedział, że niełatwo było zasłużyć na jego wdzięczność, ale wyglądało na to, że Probosowi się udało.
- Witajcie. Dobrze wyglądasz Diana. – kłamstewko przyszło mu z łatwością. Uściskał obydwoje Togrutan. - Mam nadzieję, że chłopaki dają ci odpocząć?
- Tych dwóch drani? – śmiech Diany wypełnił pomieszczenie – Skąd! Wciąż tylko pytają, czy czegoś mi nie trzeba. Dodatkowa poduszka? A może filiżankę cafy? Czy ta wilgotność powietrza w kabinie ci odpowiada? – Togrutanka przedrzeźniała Bena, którego twarz zrobiła się cała czerwona. Przemytnik burknął tylko pod nosem – Chciałem być miły…
- Dość już o mnie i o nich. Co na planecie?- Diana skinęła na Probosa. Duros powtórzył rodzeństwu, to co wcześniej powiedział Benowi, wzbogacając relację o szczegóły układu z Imperium i ostatnie gierki obliczone na podporządkowanie sobie związków. Dopiero pod koniec opowieści zdał sobie sprawę, że do całej grupy dołączyli Kersh i Resha. Cathar słuchał w skupieniu, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Twi’lekkanka wydawała się nieobecna, jej oczy były puste. Probos dostrzegł bandaże regeneracyjne owinięte wokół jej korpusu. Resha miała mniej szczęścia niż Diana, to był cud, że przeżyła postrzał z blastera i na dodatek już była na nogach.
- To o to chodziło? Po to wciągnąłeś w to Veeatę? – Cathar wbił wzrok w Probosa – Dla swojej pierdolonej walki o wolność? Większego dobra?
Duros milczał, ale odwzajemnił spojrzenie Kersha.
-[i] Co? Zabrakło ci odwagi? Gadaj gnido!.-
kły Cathara zabłyszczały niebezpiecznie, z palców wysunęły się pazury. Zrobił krok naprzód. Probos stanął mu naprzeciw. Nim doszło do zwarcia, drogę Kershowi zastąpiła Resha.
- Myślisz, że Lodish zginąłby na rozkaz Probosa? Albo Veeata? Zig i Rib pewnie też stawili się na zarządzoną zbiórkę i poszli prosto na śmierć? A nas imperialni zgarnęli tylko dlatego, żeby Azad mógł zwerbować naszych przyjaciół?- pustkę jej oczu zastąpił ogień. Kersh nie zniósł jej spojrzenia i spuścił wzrok. – Wiedzieli co ryzykują, kiedy nadlecieli nad plac w ChikatLik. Kiedy strącali nad miastem impów. I zrobili to dla nas. Jeśli wierzysz, że to nie było ich poświęcenie… że nie zrobili tego wszystkiego dla nas… że byli jakimiś bezrozumnymi dronami, nieświadomymi tego co robią i dlaczego… że Lodishem i Veeatą można było ot tak zmanipulować… to nie wiem, czy jesteś wart ich ofiary! – łzy pociekły po twarzy Twi’lekkanki. Wybiegła z kajuty nim Cathar zdążył odpowiedzieć. Poszła za nią Diana.
Stali w ciszy. Kersh z pochyloną głową, Probos wyprostowany i sztywny. W końcu Cathar przerwał milczenie.

- Przepraszam.
- Nie masz za co. – Duros rozluźnił się i wzruszył ramionami – Rozumiem cię. Oni nie powinni byli zginąć… To nie był żaden fortel, nie wiedziałem, że Imperium pójdzie na ustępstwa. Od początku chodziło tylko o to, żeby uwolnić was i innych więźniów. Ben mi świadkiem.
Człowiek przytaknął. Cathar przez chwilę milczał, w końcu pokiwał głową.
- Wierzę wam…- przez chwilę Probos dostrzegł w Kershu dawnego druha, słuchacza jego opowieści i towarzysza w degustacji korelliańskiej whisky. Jednak wraz z kolejnymi słowy, to wrażenie prysło. – Ale lepiej, żebyśmy się już nie spotkali. Przynosisz pecha, Probos. Powodzenia z czymkolwiek masz w zanadrzu.- Cathar odwrócił się na pięcie i odszedł. Duros spodziewał się, że jeszcze natkną się na siebie w korytarzach bazy, nie była tak wielka, by dwójka istot mogła siebie unikać, ale to pewnie były ostatnie słowa jakie miał usłyszeć od Kersha. Probos właśnie stracił przyjaciela.

- Ben, zaprowadź mnie do Kadoka. Pewnie chce wiedzieć jakie mamy plany. – Azad uznał, że najlepiej będzie załatwić wszystkie nieprzyjemności od razu. W końcu spotkanie z Feeorinem, nie mogło przyprawić go o gorszy humor, niż to co właśnie się stało.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Mistrz Gry » 13 Kwi 2016, o 21:29

Probos niestety musiał pogodzić się z faktami, a te były następujące - niczego się nie dowiedział i wyglądało na to, że się nie dowie, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Sytuacja była nieciekawa, a jeżeli pozostaną tu dłużej niż to koniecznie, mógł liczyć się z tym, że jego towarzysze zaczną się mocno niepokoić, a nawet buntować. Sprowadził ich tu i był za nich odpowiedzialny. Do tego jeszcze kłótnia ze starym przyjacielem i jego odejście. To musiało zaboleć i była to poważna strata. Życie jednak idzie dalej, a on nie mógł tkwić w miejscu. Ben skinął mu głową.
- Już z nim rozmawiałem wcześniej, czeka na ciebie. - spojrzał na Azada nie pewnie. - Przykro mi, że tak się to skończyło. Naprawdę. - oczywiście chodziło tu o Kersha.
Probos był zdeterminowany, a drogę, którą musieli pokonać, mógł poświęcić na przemyślenia. Mimo wszystko stacja nie była duża i już po chwili znaleźli na miejscu. Kadok znajdował się w kantynie będącej nieodłączną częścią stacji i jednocześnie miejscem wiecznie obleganym przez liczną, często mocno wstawioną klientelę, która akurat nie miała nic innego do roboty, to piła na umór. Siedział przy jednym ze stolików, wraz kilkoma innymi piratami. Było dość głośno i co chwile było słychać wybuchy śmiechu. Po chwili jednak ujrzał przybyłych i wstał od stołu.
- Dotarłeś wreszcie stary przyjacielu! - Kadok machnął rękami, zaraz odganiając swoich dotychczasowych towarzyszy. - Siadajcie i gadajcie. Mamy sporo do omówienia. - mężczyzna usiadł ponownie, a jego wyraz twarzy zmienił i nie był już taki radosny. - Dobrze cię widzieć i równie miło jest gościć twoich ludzi, jestem tylko ciekaw, co ja będę miał z tego w zamian. Fajnie jest dawać Imperialcom po nosie, ale mi nie po drodze z waszymi ideologiami, poza tym nie mogę też gwarantować wam pełnego bezpieczeństwa w czasie pobytu na mojej stacji.


Jon został otoczony przez kilka pirackich statków. Choćby bardzo chciał, nie pokonałby ich w pojedynkę, ale przecież nie to było jego obecnym celem. Nie chciał ich pokonywać, chciał się dostać do ich bazy. Miał nową misję do wykonania, a to prowadziło go właśnie tam. Wysłał wiadomość do piratów, nie mając pewności, czy ci jej po prostu nie zignorują, a z jego statku nie zrobią sita. Po chwili, która wydawała się być wiecznością, jego komunikator się odezwał.
- Jesteś niezwykle zuchwały i głupi. Nie dość, że pojawiłeś się na naszym terenie, to jeszcze chcesz się spotkać z dowódcą. Podaj choć jeden powód, dla którego mielibyśmy cię nie rozpylić na atomy. - chrapliwy głos, niewątpliwie należący do mężczyzny nie żartował i Jon o tym doskonale wiedział. Ale fakt, że nadal żył sprawiał, że mógł mieć jakieś szanse. A może po prostu pirat chciał się zabawić jego kosztem zanim go zabije.
Jon pewnie chciałby się podroczyć z piratami, choć przeczyłoby to zdrowemu rozsądkowi, jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, komunikator ponownie się odezwał.
- Mniejsza o szczegóły, będziesz się tłumaczył potem. I pewnie jeszcze pożałujesz, że twoja dupa w ogóle zawitała do tego systemu.
Szyk statków się zmienił - Jon był właśnie eskortowany w stronę stacji. Jego plan, jakikolwiek on był, albo jak się kształtował, nie szedł najgorzej. Pierwszą sprawę miał za sobą, właśnie dostał się do bazy piratów. Żywy, choć rzecz jasna otoczony zgrają najgorszych szumowin znanej galaktyki.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 16 Kwi 2016, o 17:27

Probos pochylił się nad swoją protezą, po drodze do Kadoka znowu zaczęła mu doskwierać. A może tylko mu się zdawało, że szwankowała. Przykręcił poluzowaną część i uniósł głowę spotykając spojrzenie Feeorina.

- O ile dobrze pamiętam, to po tym całym zamieszaniu na Telos, zapewniałeś mnie, Hesmit i Aarba o swojej dozgonnej wdzięczności. Coś się w tej kwestii zmieniło, czy może kilka dni gościny nie kwalifikuje się do „dozgonnej wdzięczności”? – odpowiedział szorstko. Sam widok Kadoka wzbudzał w Durosie irytację, a co dopiero konieczność korzystania z jego pomocy. Gdyby nie to, chętnie odstrzeliłby Feeorinowi jedną z jego głowomacek. Kłopot w tym, że Duros mógłby potem potrzebować więcej niż jednej protezy...

Skoro niczego nie mogli się dowiedzieć na Terrarium, to nie było sensu tu pozostać na dłużej niż dwa, trzy dni. Jedyny problem polegał na tym, dokąd mieli się udać w następnej kolejności? W sektorze D’Astan było wiele planet i systemów, ale żaden nie wydawał się odpowiedni. Isen z jego licznymi pasami asteroid byłby w sam raz dla ukrycia się przed Imperium na jakiś czas, kłopot w tym, że tylko dla jego frachtowca, a nie dla eskadry. Poza tym, nie dowiedzieliby się w tym systemie niczego nowego, a kto wie czy nie zwróciliby uwagi Demonów Otchłani, zdaje się, że ta grupa piratów o wyjątkowo pretensjonalnej nazwie wciąż operowała w tym rejonie. Lorardia z kolei miała odpowiednią infrastrukturę, żeby mogli się tam zatrzymać, ale Mistrylska Gwardia Cienia nie okazywała wiele gościnności uzbrojonym grupom od czasów najazdu cavrilhskich piratów. Clysm, jako dawny świat separatystów, był zbyt uważnie obserwowany przez Imperium. Podobnie miała się sprawa z Celanon in Serenno, ale te miały na tyle duży ruch, że żmije miałyby chociaż niewielką szansę uniknięcia uwagi imperialnych. Ostatnią sensowną opcją było Nez Peron, umowna stolica sektora D’Astan, ten rolniczy świat od zawsze był silnie eksploatowany przez Imperium. Jego mieszkańcy darzyli imperialnych głęboką niechęcią, od czasów nieudanej próby stawienia oporu imperialnemu wyzyskowi, ale w przeciwieństwie do mieszkańców dawnych twierdz separatystów, nie byli uważani przez władzę za godnych uwagi. Być może to będzie ich najlepsza opcja, pomyślał Probos, nie byli wystarczająco zaopatrzeni, żeby opuścić sektor. Jeżeli nie uda im się trafić na ślad Rebelii, być może będą mogli kontynuować swoją walkę właśnie na Nez Peron? Postanowił, że jeśli Kadok zechce się ich pozbyć, a było to tylko kwestią czasu, to właśnie tam się udadzą.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 17 Kwi 2016, o 13:13

- Już żałuję, że tu jestem - mruknął Jon w fatycznej odpowiedzi, wygaszając systemy pokładowe. Delikatnie wprowadził maszynę do wskazanego doku.
- Zostawiasz nas w w dzikim kosmoporcie piratów?! - rozwrzeszczał się Badacz. - Przecież mogą nas ukraść.
- Niech spróbują - odparł groźnie Autopilot.
- Halo, komputer pokładowy do Jona - marudził dalej Badacz. - Statek bez dozoru, piraci, cyfrowe supermózgi na czarnym rynku. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?
- Zostawiam wam dostęp do zarządzania systemem podtrzymywania życia i włazem. Jeśli ktoś ukradnie T4U, wierzę w waszą inteligencję.
- Teraz to jest rozmowa! - uradował się Autopilot. - Wyrzucimy ich przez śluzę i będziemy ćwiczyć systemy celownicze na kosmobrazie.
- Jesteś chory - stwierdził Badacz.
- Wyjątkowo wezmę stronę Autopilota - zadeklarował się Nawigator. - Piraci to najgorsze możliwe szumowiny. Przecież międzygwiezdne podróże to najważniejszy dorobek myślących cywilizacji. Piraci to dobro deprawują, zatykają szlaki nadprzestrzenne, są przejawem bezmyślnej chciw...
- Tak, rozumiemy. Piraci to gnidy - przerwał Badacz. - Co nie znaczy, że można ich bezrefleksyjnie mordować. Kara śmierci za kradzież statku? Który sektor w starych, dobrych czasach miał równie surowy system penitencjarny?
Antilles zastanowił się nad tymi słowami, podczas gdy roztrojona sztuczna inteligencja kłóciła się między sobą.
- Niby czym różni się kosmiczny pirat od zwykłego oprycha? Niczym - wysnuł hipotezę Autopilot.
- Nie gadam z wami - obraził się Nawigator.
- Możecie dalej dyskutować w komputerze, bez fonii. Wiecie, gdzie mamy punkt zborny. Będziemy się kontaktować - na koniec Jon wskazał swoją bransoletę. Bezsensowny gest, ponieważ cyfrowe mózgi nie miały fotoreceptorów.
Właściwie Jon był dla nich tylko właścicielem głosu, który zresztą przetwarzały na ciąg cyfr opisujący długości fal mechanicznych. To zabawne, ale w tej grupie: Badacz, Nawigator, Autopilot i Jon Antilles, to właśnie Jon był dla pozostałych najmniej realistyczny, najmniej konkretny, obcy. Oczywiście maszyny potrafiły rozpoznać jego profil biometryczny, ale jakkolwiek dobrze by go nie znały, nadal był "tym na zewnątrz". Trójka traktowała go jak młodszego, mało zaradnego brata, upośledzoną sztuczną inteligencję. Jon zapytał kiedyś te dziwaczne twory binarne, czy nie chciałyby posiadać mobilnej chassis. Został kolegialnie wyśmiany, przy czym jedynie Autopilot wyraził minimalne zainteresowanie, a i tylko dlatego, że "chciałby wiedzieć, jak to jest kogoś zastrzelić twarzą w twarz".
-Nawigator, wprowadź do banku pamięci koordynaty. Kiedy mnie nie będzie, ustal bezpieczną trasę z obecnego systemu. Piętnaście punktów szerokości galaktycznej północnej. Wektor...
- Nie mam tam nic podpiętego - stwierdził Nawigator, gdy Jon skończył recytować. - Jak nazwać tę lokację?
- Powinowata.
- Chodziło ci o "powinność"?
- Wiem, o co mi chodziło. Zapisz.

***


Jon Antilles zszedł po rampie i wolno, bardzo wolno podniósł obie ręce do góry w geście oznaczającym dobre intencje... i w grzecznej prośbie, by nie strzelano z wycelowanych w niego blasterów. A blasterów było wiele, zbyt wiele, Jon rozpoznawał również rozbijacz cząstek, pistolet soniczny, klasyczne weby i sportowe hold-outy, a także coś, co mogło być jakąś odmianą rotacyjnego dysruptora fuzyjnego. Paskudna broń. Nic dziwnego, że została zakazana.
Piraci, pomyślał.
Dezintegratory, pomyślał dalej.
Co mnie podkusiło? Trzeba było wezwać flotę i poczekać dwa skoki dalej.
- Jettoz. Demeezz bo treeza Jon. Przybywam w pokoju - powiedział głosem bez intonacji, ukazując całą sylwetkę i uśmiechając się. Sylwetce nie dało się określić masy, a usta nie miały wyrazu. Mówił w Bocce, bo sądził, że wzbudzi to chociaż cień zaufania.
Piraci spojrzeli po sobie. Szaleniec, czy tylko głupi?
- Wiem, jak to wygląda. Ale gdy się nad tym zastanowicie, wcale nie będzie to takie dziwne zajście. Właściwie... jutro wszyscy będziemy się z tego śmiać.
- Zdejmij kaptur - zażądał ktoś w komitecie, mrużąc oczy.
- Jest zdjęty - odpowiedział Antilles.
Jon uniósł ukryte w rękawicach ze skóry Banthy dłonie wyżej i szerzej, by niedowiarkowie mogli mu się jeszcze lepiej przyjrzeć.
- Naprawdę, nie ma potrzeby używać broni. Wiecie, jak to mówią: nie strzelać do posłańca, nie strzelać do pianisty.
Nim zdarzyło się coś, czego wszyscy by żałowali (Jon na pewno, o ile by przeżył), mężczyzna - podający się za gwiezdnego odkrywcę przebranego za korelianina udającego przemytnika chcącego uchodzić za mechanika - rozłożył ręce jeszcze szerzej, na kształt krzyża, spokojnym, choć nieco drżącym i nieprzekonanym ruchem, zupełnie jakby pragnął przyjacielsko ogarnąć wszystkich zebranych, ale miał z tym jakąś trudność. Wreszcie się przełamał i opuścił dłonie, zatoczywszy nimi półkola niczym dyplomata.
- Szukam... - Jon zamyślił się, wyraźnie próbował przypomnieć sobie nazwisko.
- Szukam... - powiódł wzrokiem kolejno po każdym z komitetu powitalnego, wreszcie się rozchmurzył inteligentną myślą, która wpadła mu do głowy - szukam Jednonogiego Dezantiego.
Tak, to było to.
Jon wskazał palcem na jednego z oprychów.
- Proszę, zaprowadź mnie do jego ludzi.
Piraci znów po sobie spojrzeli.

***


- Widziałeś tę jego gębę? - zapytał później jeden z piratów.
- Nie.
- Ja też nie - dodał drugi.
- A ja tak - pochwalił się trzeci. - Coś mi przypominała. Kogoś.
- Kogo?
- Nie wiem. Kuzyna. Albo szwagra.
- Masz szwagra?
- Miałem. Nie żyje. A ten typ wyglądał dokładnie jak on. Bruzda w bruzdę. Dołek w dołek.
- ...
- Czyli siostra jest do wzięcia?
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Mistrz Gry » 18 Kwi 2016, o 20:31

Obcy uśmiechał się, jednak wcale nie był to przyjemny uśmiech, a w połączeniu z jego dość specyficzną aparycją dawało wręcz upiorny efekt. Na słowa Probosa prychnął, na co kilka gęb znajdujących się w kantynie spojrzało w ich stronę z zaciekawieniem, jednak wystarczyło jedno spojrzenie Kadoka, by wszyscy zajęli się własnymi sprawami.
- Nie, nic się nie zmieniło w tej kwestii, ale zrozum, zgodziłem się was przechować, choć jak mogę przypuszczać zaleźliście komuś, a tym kimś pewnie jest imperium mocno za skórę. Tak więc sporo ryzykuję. To raz. - podkreślił ostatnie słowa, żeby dać do zrozumienia Azadowi, że nie żartuje. - A po drugie, nie dość, że was przyjąłem, całą waszą bandę, to jeszcze okłamuję własnych ludzi odnośnie was samych i tego kim jesteście. To jednak sporo nawet jak na mnie. - macki obcego niespokojnie zafalowały.
Mężczyzna machnął ręką i po chwili do stołu podszedł inny obcy stawiając przed piratem kufel pieniącego się trunku.
- Jestem ci dozgonnie wdzięczny i będę do końca moich dni, ale moje możliwości mają swoje granice. Kazałem moim ludziom wam nie wadzić i nie wchodzić w drogę, nie wiedzą kim jesteście, wiedzą jedynie, że jesteście tu za moją zgodą. W końcu jednak się pokapują, że coś jest nie tak, na piratów przecież nie wyglądacie. Nie mogę zagwarantować wam pełnego bezpieczeństwa. Jeżeli więc nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to rozmowę mogę uznać za zakończoną. Nie wyganiam cie, ale... - niewypowiedziane przez Kadoka słowa zawisły w powietrzu. Probos doskonale wiedział co to oznacza. Więcej nie ugra.


Z każdą chwilą Jonowi nie podobał się pomysł, który pierwotnie postanowił zrealizować. Wejście do jaskini piratów, to jak wejście do jaskini dzikiego zwierza. Można było skończyć rozszarpanym na kawałki. Zostawił swój statek pod opieką trzech nieco szalonych AI i wyszedł na przeciw bandzie opryszków, którzy co do jednego mierzyli w niego swoją bronią. Każdy normalny człowiek miałby już pełne gacie ze strachu, ale Jon nie był normalny. Nawet jeżeli miał obawy, to dobrze je maskował, aktorem był w końcu niezłym.
Piraci byli pewni swego, ale z każdą chwilą, słowem i gestem ze strony intruza tracili rezon. Byli zdezorientowani i choć początkowo uznali Jona za niespełna rozumu szaleńca, potem stało się coś niezrozumiałego, czego później nie byli w stanie wytłumaczyć. Jon użył swoich umiejętności, choć nie miał pewności co do tego, czy to zadziała. Jeden z piratów wpatrywał się w niego tępo.
- Jednonogiego Dezantiego... - mężczyzna zamrugał oczami. - Nie wiem o kim mówisz.
Jon już klął w myślach, że jego błyskotliwy i jednocześnie tak bardzo szalony plan miał właśnie zawieść, gdy odezwał się inny pirat.
- Chyba ma na myśli tego kolesia, którego szef przygarnął. Ponoć to jego stary znajomy, przyleciał kilka godzin temu, a wcześniej ta jego banda dziwaków.
Tak, to było to, o co właśnie chodziło Jonowi. Momentalnie swoje zainteresowanie przekierował na mówiącego pirata.

Nie minęło kilka minut, a Jon znalazł się pod drzwiami hangaru, za którymi znajdowali się ludzie Probosa. Pirat, który go tu przyprowadził odszedł przepędzony przez Antillesa. Miał niewyobrażające szczęście, wiedział jednak, że to ulotna chwila. W końcu piraci pokapują się, że coś jest nie tak, a wtedy będzie miał przerąbane i nawet Moc mu nie pomoże ocalić tyłka. Miał więc niewiele czasu, który musiał szybko i skutecznie pożytkować. Dotarł do celu, przekroczył wrota hangaru, a tam ujrzał krzątających się ludzi i obcych.
Po chwili znów znalazł się na muszce...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 19 Kwi 2016, o 00:09

Jon Antilles szedł bez słowa za zbirem. Sunął po stacji jak duch, starając się nie niepokoić jej gości i nie narzucać bardziej, niż to konieczne podczas mijania spacerem dowolnej, uczciwej dżentelistoty w pogodny dzień na bulwarze sielankowego świata miary Naboo.
Życzył obcym dobrego dnia, komuś podał upuszczony datapad, komuś innemu zszedł z drogi, by nie zostać potrąconym przez nieuwagę. Zatrzymywał się co jakiś czas, poruszał bezdźwięcznie ustami, jak gdyby sam siebie o coś pytał. Wreszcie znalazł to, czego szukał - dok, w którym parkowały maszyny z Ord Cestus.
Położył przewodnikowi rękę na ramieniu.
- Dalej poradzę sobie sam. Dziękuję, dobry człowieku.
- Polecam się.
- Twój pracodawca będzie zadowolony - zapewnił Jon.
Skinął głową z uznaniem, naciągnął na czoło kaptur, założył ręce na piersi i już miał przejść przez wrota, gdy dostrzegł coś świecącego pod butami.
- Naprawdę, subtelniej się nie dało, co? - powiedział na głos z rutynową pretensją i niedowierzaniem. Podniósł monetę, obejrzał ją dokładniej. Był to koreliański kredyt. Najwyraźniej któryś z piratów go zgubił. Data wybicia wskazywała rok dwudziesty drugi przed bitwą o Yavin. - Dobra. Rozumiem, co chciałaś mi powiedzieć. Będę uważał.
Istotnie, nieco ostrożniejszym krokiem niż wcześniej zamierzał, przekroczył próg. I spojrzał prosto w wycelowaną mu w twarz lufę.

***


- Proszę, wyceluj to gdzieś indziej - powiedział Jon spokojnie do osoby dzierżącej broń, a słychać było w jego głosie szczerą intencję. - Zaniechajmy przemocy oraz podobnych gróźb. Najlepiej w ogóle to odłóż.
Tak, intencja była szczera. Bardzo szczera.
Tak szczera, że równie dobrze mogłaby taż prośba w rzeczywistości być autorstwa drugiej strony, a nie Jona. A może właśnie tak było? Może to nie Jon prosił, by opuścić broń? Może był jedynie zwierciadłem myśli tego, kto broń trzymał?
A skoro ktoś wypowiada twoje własne myśli, czemuż go nie posłuchać?
Po co w ogóle się nad tym zastanawiać? Po co dyskutować z samym sobą?
Głupota.
Jak można kłócić się ze sobą?
Nie da się.
Spokój.
Wielki spokój.
Cóż to tak drży? Ach tak. Przecież jesteśmy na stacji.
Jon nagle stracił zainteresowanie blasterem, coś gwałtownie przyciągnęło jego uwagę. Poszukał wzrokiem powodu wśród barwnej zgrai przemytników i zatrzymał się na młodym Kel Dorze.
- Ty musisz być Jednonogi Dezanti - Jon zmierzył obcego od głowy do stóp i właśnie na stopach dłużej zawiesił spojrzenie. - Uśmiejesz się, ale byłem pewny, że będziesz miał... No wiesz. Jedną nogę.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 2 Maj 2016, o 14:46

Duros pokiwał głową. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Dał już upust swojej irytacji związanej z sytuacją w jakiej się znalazł, czas było ją rozwiązać.
- Nie martw się, nie nadużyjemy twojej gościnności. – powiedział cierpko – Za trzy dni wylatujemy. Dzięki za rozmowę… – Duros się zawahał – I za gościnę.
Probos wstał od stołu, skinął głową Kadokowi i Benowi. Przemytnik pewnie zamierzał wychylić parę kolejek z piratem, czy to z chęci rozładowania napięcia, czy zwykłego pragnienia. O Benie można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie, że jest abstynentem.
Duros nie uszedł kilku kroków, nim usłyszał sygnał komunikatora.
- Szefie, jest problem. – w komunikatorze odezwał się nerwowy głos Zidii, byłej barmanki z Clandes, a obecnie dziesiątej żmiji w eskadrze.
- Co jest Majaji? – nie opuściwszy jeszcze kantyny, Duros wolał użyć pseudonimu.
- Lepiej, żebyś wrócił do hangaru Pro… Dezanti. – Azad mimowolnie się uśmiechnął na dźwięk poprawionej w ostatnim momencie pomyłki Zidii. – Mamy tutaj jakiegoś przybłędę, który się o ciebie dopytywał.
- Zaraz tam będę. – tego jeszcze brakowało, imperialnego agenta albo zwykłego donosiciela. Zdecydowanym krokiem udał się do hangaru, nie zwracając uwagi na skrzypienie protezy.

***


Kel Dor pracował nad kalibracją stabilizatorów lotu swojej Brzytwy, podczas ostatniego lądowania odniósł wrażenie, że maszyna zbytnio się trzęsie. Właściwie to nie tyle sam kalibrował, co pomagał w kalibracji C’ttaki. Znał tylko podstawy mechaniki i wolał się zdać na Chadra-Fankę, niż nieumyślnie uszkodzić swój myśliwiec. Skoro nie mieli zabawić tu długo, to musiał być w gotowości.
- Podaj-podaj zwrotkę obejścia. – zapiszczała C’ttaki.
Zym sięgnął do skrzynki z narzędziami i wyszukał metalowy pręt z końcówką w kształcie litery V.
- Dobrze-dobrze. – – Chadra-Fanka niecierpliwie chwyciła narzędzie i ponownie pochyliła się nad plątaniną kabli. Kel Dor miał już do niej dołączyć, kiedy poczuł coś dziwnego. Odwrócił się w stronę drzwi hangaru. Uczucie zniknęło. Nie był w stanie określić co dokładnie poczuł. Zmarszczka na strumieniu Mocy płynącym pośród żywych istot na stacji. Zym nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej zetknął się z czymś takim.
- Hetch-Zym-Kel Dor skup-skup się! Soniczny-soniczny śrubokręt! – pisk C’ttaki wyrwał go z zamyślenia. Chadra-Fanka, podobnie jak jej brat T’ttak, niezbyt dobrze rozumiała ideę pseudonimów i po prostu uznała, że członkowie eskadry przyjęli dodatkowe imiona. Próby wytłumaczenia spełzły na niczym, w związku z czym Resta i Shigar zadecydowali o tym, że Chadra-Fanie mają na czas pobytu na stacji pozostać w hangarze i unikać kontaktów z piratami. Kel Dor odnalazł śrubokręt i podał go zniecierpliwionej mechanik. Nim jednak zdołał do niej dołączyć, ponownie wyczuł zakłócenie w Mocy. Tym razem innej natury. Rozpoznał je od razu, nie musiał nawet słyszeć słów wypowiedzianych przez obcego, który wszedł do hangaru. Kel Dor ponownie odwrócił się w stronę wejścia. Już wcześniej miał do czynienia z czymś takim. Muun na Cestusie próbował zmusić Probosa do uległości. Jednak w tamtej jaskini, rebeliantów zalewała fala dominacji, tutaj wola celującego w obcego Tripa, była subtelnie podmywana przez Moc. Co dziwniejsze nie miała źródła, które mógłby wyczuć Zym. Gdyby Kel Dor nie miał na twarzy maski, a zebrani potrafiliby rozpoznawać emocje wyrażane przez mieszkańców planety Dorin, udzieliłoby im się jego zdziwienie.
Dla Jona Kel Dor był jak otwarta księga. Strumienie Mocy przepływały przez niego swobodnie, łącząc Zyma z jego otoczeniem. Metoda percepcji, którą stosował była dość prymitywna, a fakt, że nie tylko odbierał niesione przez Moc emocje i obrazy, ale i pozwalał by jego własne uczucia odpływały wraz z nią, wskazywał, że nie opanował w pełni nawet tej umiejętności. To nieświadome zespolenie z otoczeniem miało swoje negatywne skutki, Kel Dor był nie tylko pod wpływem swoich emocji, ale także jego towarzyszy, nadziei i frustracji istot różnych gatunków, ścieżek życiowych i wieku. To był cud, że młodzieniec był w stanie używać Mocy w ten sposób i funkcjonować, ale Antilles dostrzegał, że zaczął już ponosić tego cenę. Było tylko kwestią czasu aż niewyszkolony Kel Dor, którego miał za Jednonogiego Dezantiego załamie się pod ciężarem własnych nieujarzmionych talentów.

Nim Zym zdążył odpowiedzieć obcemu, znikąd pojawiła się Resta w towarzystwie Caizy i Tastano. Dwójka X’Tingów i Xexto wycelowali swoje ręczne blastery w obcego.
- Ja już się śmieję, ale nie wiem czy na koniec tobie będzie do śmiechu. – wysyczała Resta i popchnęła Jona w stronę frachtowca. Z każdym dniem bliżej końca jej cyklu płci, stawała się agresywniejsza. Skinęła na Caizę i Tastano. Poprowadzili Antillesa na statek i po odebraniu blastera zamknęli go w małym schowku.
Minęły długie godziny, nim metalowe drzwi schowka ponownie się otworzyły, a Jona przeprowadzono do kajuty. W środku czekali na niego Kel Dor, Duros, Kiffar i kobieta X’Ting.

***


Probos odczekał kilka godzin nim przystąpił do przesłuchania więźnia. Starali się dowiedzieć czegoś więcej, ale piraci okazali się niezbyt pomocni. Nie potrafili wyjaśnić właściwie czemu wpuścili go na stację, a oględziny jego statku niewiele ujawniły. Kadok był wściekły zachowaniem swoich podwładnych, ale dzięki temu popisowi niekompetencji Duros miał na jakiś czas z głowy Feeorina. Liczył na to, że spędzony w schowku czas trochę skruszył więźnia i ten będzie bardziej skłonny do mówienia. Mieli mu towarzyszyć tylko Shigar i Resta, ale po niespodziewanych naleganiach Zyma, dołączył i on. Duros nie rozumiał zainteresowania swojego podopiecznego intruzem, a Kel Dor na jego pytania odpowiedział tylko wzruszeniem ramion. Probos czuł, że Zym coś przed nim ukrywa. To było do niego niepodobne. Duros przyjrzał się więźniowi. Wyglądał wyjątkowo przeciętnie, wręcz ponadprzeciętnie przeciętnie. Idealny szpieg, pomyślał Probos.
-[i] Pewnie będę musiał to pytanie powtarzać dziś wiele razy, ale konwencjom trzeba uczynić zadość: kim jesteś i kto cię przysłał?
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 3 Maj 2016, o 21:54

Jon Antilles nie protestował, kiedy odbierano mu broń, ani też wcześniej, kiedy zachowano się wobec niego prowokacyjnie, ani nawet później, kiedy to zaproponowano mu wizytę w poczekalni, która przypominała wymiarami i wygodą karcer na Kessel. Nie można powiedzieć, by wyglądał na zadowolonego, kiedy zmuszono go do wejścia do schowka; kiedy zaś pozwolono mu wyjść, uśmiechnął się zadziornie, kącikiem ust. Był to jednak uśmiech skrywanej ulgi, uśmiech głupkowaty, którym każdy kosmiczny cwaniak maskował stracony rezon.
Choć w przypadku Jona Antillesa nawet pozory bywały udawanymi, a kryły się z nimi kolejne pozory. I tak warstwami, miękkie pozory za twardymi kłamstwami, za nimi zaś miękka prawda, twarde pozory i miękkie kłamstwa. Jon wykuł tym sposobem stop niezniszczalny, nie do złamania.
Pozory były nazbyt pozorne, bowiem Jon w rzeczywistości nie martwił się izolatką, a faktem, że dał się zwieść przypadkowi, zaufał intuicji, lecz nie skonfrontował jej z własnymi uczuciami. I też trochę dał się ponieść optymizmowi, za co odpowiedzialny był melancholijny, głęboki i tęskny żal. Do kogo? Do nikogo. Do Galaktyki jako takiej.
I wtedy, odgoniwszy wyrzut sumienia, Jon złapał kolejny promień nadziei. Ponieważ w oczach Durosa dostrzegł ten sam żal.

***


- Jestem Huttem w ludzkiej skórze i chcę obalić Imperium - powiedział Jon bez szyderstwa, bez uśmiechu i bez akcentu. - Kto mnie przysłał? Jabba. Z Zaświatów.
Antilles spojrzał przeciągle na Durosa, na Kel-Dora, na pozostałych.
- Chociaż nie... Ty mnie tu przysłałeś. Ty albo on - Jon wskazał brodą na Kel-Dora. - Czy taka odpowiedź jest zadowalająca? Czy jeśli się przyznam, że kierowała mną wyłącznie niezdrowa ciekawość, by poznać osobiście bohatera durosjańskich legend, opuścicie broń? Bo jesteś tym Dezantim nieprawdaż? Proszę, powiedz, że tak. Kiedy usłyszałem, że stary Dezanti wstał z grobu i wywędrował z folkloru Światów Jądra aż na Zewnętrzną Rubież, ruszyłem bez zwłoki. Przebyłem kawał drogi, aby ci się przyjrzeć. Przypuszczam, że to sentyment z dzieciństwa.
Jon zmrużył oczy, zamknął je, odchylił głowę. Mocno wciągnął powietrze nosem. Był ciekaw, czy członkowie eskadry Durosa uciekną się do przemocy. Naprężył mięśnie brzucha w oczekiwaniu na cios, ale nie dawał żadnego znaku, że miałby zamiar się bronić. Właściwie, prawdopodobnie wcale nie miał.
- Nazywam się Jon Antilles. Nikt mnie nie przysłał. Idę zawsze tam, gdzie jestem potrzebny.
Co teraz? Ciekawość została pobudzona? Czy też Jon zapewnił sobie brutalne przesłuchanie? Z jakiej gliny był pan Dezanti i jego kompani? Jon nie szukał kolejnych łotrów. Szukał pereł w gnoju Banthy.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 4 Maj 2016, o 00:22

Probos powstrzymał się od uśmiechu. Hutt w ludzkiej skórze? To ładne, musiał to wykorzystać w jednej z swych opowieści. Nie, ma lepszy pomysł – człowiek w skórze Hutta! Tragikomedia o Hutcie, który z moralnością odstającą od norm klanu zostaje zepchnięty na jego margines. Na opowieść w kantynie się nie nada, chyba, że w bardzo prostej wersji, ale może jako opowiadanie w kolejnej holoksiążce… Cóż, jeszcze wróci do tego pomysłu, teraz należało się zająć więźniem.

Posłał nieodwzajemnione spojrzenie Zymowi, a więc dlatego chciał być przy przesłuchaniu. Nieznajomy był wrażliwy na Moc? Czy tak ich odnalazł? Mógł być kolejnym agentem Imperium, tak jak ten na Cestusie. Duros zmarszczył czoło. Nie, posyłanie posługującego się Mocą agenta, który ujawnia się przy pierwszej okazji nie było w stylu Imperium. Gdyby zależało im na wybiciu eskadry i znali jej lokalizację w systemie byłby już Interdyktor, kilka eskadr TIE i VSD, jeśliby zaś chcieli ich zinfiltrować i śledzić szpieg z całą pewnością zastosowałby inną metodę. A może Probos nie doceniał przemyślności imperialnego wywiadu, czy tak agent miał zdobyć ich zaufanie? Ujawnieniem się? Duros zaczynał popadać w paranoję. Na dodatek absurdalną. Westchnął. Nie był agentem wywiadu, nie znał się też na przesłuchaniach. Był pilotem.

- Tym Dezantim? Było ich paru. Łowca nagród, podróżnik, wojownik, filozof. Żaden nie miał tylko jednej nogi. – postukał się w protezę – A czy ty jesteś tym Jonem Antillesem? Nie wiem ile wy ludzie żyjecie, ale miałbyś chyba teraz ponad 120 lat? Wyglądasz trochę młodo.
Odchylił się do tyłu, oparł plecy o ścianę i założył ręce na klatce piersiowej.
- Zmieńmy pytanie, a może dostanę odpowiedź na to pierwsze. Kim twoim zdaniem jesteśmy my i czego właściwie od nas oczekujesz?
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 4 Maj 2016, o 11:20

Jon był zadowolony. Dezanti nie tylko go nie rozczarował, ale wręcz mu zaimponował.
- To jest bardzo dobre pytanie! Najlepsze! - Jon kiwnął głową. - Nie określa nas przecież to, kim jesteśmy, kim nazywamy sami siebie, ani jak postrzegają nas inni. Określa nas to, co robimy, czego chcemy i dokąd zmierzamy.
Antilles przestawał być sylwetką, konturem i rysem. Im dłużej przebywał z obcymi, tym bardziej ludzkich cech nabierał. Widać było teraz jego kości policzkowe i szczękę.
- Kim jesteś? Tego chcę się dowiedzieć. Usłyszałem o brawurowym ataku dowodzonym przez odważnego Durosa na Ord Cestus. Eskadra przypadkowych szumowin dokonała czegoś po prostu niemożliwego - wywiodła w pole gwiezdny niszczyciel i odbiła więźniów.
Jon ściągnął brwi.
- Lecz to był tylko pierwszy obraz i jak zwykle... przekłamany. Gdy wytężyłem słuch, okazało się, że buntownicy nie mieli na celu niczego specjalnego, żadnej wzniosłej idei, chodziło o odbicie z rąk Imperium towarzyszy - również buntowników. Typowy rajd piracki, więzienny zryw, bezmyślny akt desperacji. A jakby tego było mało, zginęło wówczas wielu cywilów.
Jon spojrzał na protezę Durosa, na jego blizny, na towarzyszących mu obcych.
- Za kogo cię mam? Najpierw miałem cię za bojownika o wolność. Później za mordercę. A teraz, gdy ci się przyjrzałem, mam cię za kalekę. Podstarzałego kalekę, przemytnika rozpamiętującego lepsze czasy. Chciwca gotowego za garść kredytów przewozić kontrabandę. Chłodno kalkulującego żołnierza, który gotów był zapłacić cenę życia niewinnych, aby tylko osiągnąć cel. Jesteś jednym z tych, którzy nie potrafią żyć w pokoju. Za to, co zrobiłeś na Ord Cestus, Republika skazałaby cię na dożywocie. Ale Republiki już nie ma. I zostali mi tylko tacy jak ty.
Jon uniósł na wysokość twarzy dwa palce.
- Twoje drugie pytanie. Czego od ciebie oczekuję? Oczekuję, że wyleczysz swoje kalectwo.
Jon odczekał chwilę i zwrócił się tym razem do wszystkich.
- Moja kolej. Dlaczego walczycie z Imperium? I co zamierzacie dalej?
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 4 Maj 2016, o 13:27

Duros z trudem utrzymał kamienny wyraz twarzy. Przybysz z całą pewnością nie był przypadkową osobą. Skąd mógł wiedzieć, że to oni dokonali rajdu na Cestusa i że znaleźli schronienie właśnie na Terrarium? Zidentyfikował ich po statku Probosa, po nim samym? W galaktyce pełno było lekkich frachtowców Suwantek typu TL-1800, niejeden miał w załodze Durosa. Jednak tylko ktoś z dostępem do baz danych wywiadu Imperium miałby szczegółowe informacje o Probosie i Quoii. Tylko czemu Antilles używał pseudonimu Azada? I czemu wpierw myślał, że to Zym go nosi? Chciał pokazać wszechwiedzę Imperium? To wszystko nie trzymało się kupy.

Tyrada jaką wygłosił następnie Jon uspokoiła Probosa. Żaden szpieg nie zachowywałby się w ten sposób. Antilles brzmiał raczej jak polityczny aktywista lub jeden z tych „trenerów personalnych” reklamujących swoje usługi w holonecie. Obcy miał sporo racji co do akcji na Cestusie, ale Probos nie miał ochoty tego słuchać, wystarczył mu głos sumienia, który męczył go od wielu dni. Co do jednego Jon się mylił, Azad nie rozpamiętywał przeszłości, on od niej uciekał. Uciekał w przyszłość i działanie. Teraz miał zrobić podobnie. Uprzedziła go Resta.

Nim Probos zdołał otworzyć usta, by odpowiedzieć. X’Ting uderzyła Antillesa.
- Gnojek. Zwykły gnojek. – wysyczała. – Jak śmiesz, ty skur…
- Dosyć! – wykrzyknął rozgniewany i zaskoczony Azad. Skinął głową na Shigara. – Zabierz ją stąd!

Kiffar chwycił Restę za jedną z jej czterech rąk i wyprowadził z kajuty. W pomieszczeniu pozostał Probos, Zym i Antilles. Duros postanowił wykorzystać to, żeby potwierdzić swoje podejrzenia.
- Odpowiadając na twoje pytanie. Zamierzam utrzymać moją grupę razem, czemu twoja obecność i uwagi najwyraźniej nie służą. Bez tego nie będziemy mogli kontynuować tej walki, którą tak barwnie opisałeś jako bezmyślny akt desperacji. Nie odnajdziemy też innych, którzy są równie bezmyślni i zdesperowani jak my. – Probos wbił swoje złotoczerwone oczy w Jona – Coś mi mówi, że możesz być bardziej zdesperowany i bezmyślny niż my. Może też bym taki był… gdybym był wrażliwy na Moc.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: Droga do wolności

Postprzez Tzim A'Utapau » 4 Maj 2016, o 21:17

- Wrażliwy na Moc?
Jon Antilles skulił się, opuścił głowę. W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że to cios insektoida nim targnął po czasie, odezwał się jak zazdrość, jadem wsączonym gwałtownie, a działającym z opóźnieniem. Po chwili ramiona mężczyzny zaczęły spazmatycznie drżeć, aż wreszcie do uszu Durosa doszedł cichy, łagodny i w jakiś sposób złowrogi śmiech.
- Wrażliwy na Moc? - powtórzył Jon, prostując się, ukazując twarz i tym razem chichocząc młodzieńczo, energicznie i cynicznie, jak śmiać się można przy trzeciej lub czwartej mocnej kolejce w kantynie. - Uważasz to za powód do strachu? Zatem muszę cię zmartwić, Jednonogi Dezanti, ponieważ ty również jesteś wrażliwy na Moc.
Jon ze złośliwą satysfakcją obserwował reakcję rozmówcy. Nie wyjaśnił, co dokładnie miał na myśli w kwestii wrażliwości Durosa. I nie miał zamiaru. Mógł mu to jednak pokazać.
Pomieszczenie wypełniły...

***


... tysiące bladoniebieskich gwiazd wirujących spiralą o pięciorgu ramion, wśród nich jarzące się oczy, krwawe i złote; gwiazdy gasną i rozkwitają na nowo barwami; palą się złotem, toną w czerwieni, błyskają błękitem, tonują zielenią; Probos stoi na ramieniu, a od jego stóp rozchodzi się niespokojna fala, stawia krok i wir nabiera impetu, a wzburzona tafla niczym w dziecięcej hologierce, w której należy zdobyć jak najwięcej punktów, zalewa dynamiczną czerwienią spokojny błękit. Błękitne punkty ciemnieją, odgrażają się i dzielą.
... i Zym; Zym odważnie wkracza na środek galaktyki, upada, wpada w czarną dziurę, oblepiony gwiazdami niczym szkodliwymi insektami; zapada się, błyszczy raz jeszcze i ginie pod czerwoną falą.
... i Jon; Jon tylko się przygląda.

***


Gwiazdy okazały się tylko grą świateł, a twarz Jona Antillesa, przez moment całkowicie wyraźna, przyjemna i dobrotliwa, utonęła w cieniu, zakryta maską nieprzyjemnego włóczęgi. Sam cały pochłonął wszystek energii w pomieszczeniu, jak gdyby był Defelem. I gasł, gasł, aż wreszcie Zym nie mógł go dostrzec także i w nienazwanych zmysłach, w Mocy, w intuicji, we wrażeniu obecności. Jak gdyby człowiek skurczył się do rozmiarów ziarna piasku, z tego ziarna do molekuły, z molekuły do atomu, a z atomu do czegoś, co mogłoby być ziarnkiem piasku dla najmniejszej znanej fizyce cząstki.
Teraz Zym mógł zrozumieć. Jon istniał w Mocy, lecz zmniejszał się w niej tak, że niepojętym byłoby go odnaleźć.
- Dla ścisłości - powiedział Jon Antilles cicho, konspiracyjnie, w ciszy, która zapadła - wszystkie żyjące istoty są na Nią wrażliwe.
Od momentu swojego wybuchu Jon dziwnie się przyglądał Kel Dorowi. Smutno, ze współczuciem. Jak przygląda się straconej sprawie.
- Tak. Wszyscy. Ta agresywna X'ting - Jon pomasował bok - twój Kel Dorski przyjaciel, Hutt Zordo, tancerka na Nar Shadda, Korelianin oszukujący w karty, nawet Hazel Draco, który swoją drogą właśnie w tej chwili przeczesuje w poszukiwaniu waszej eskadry sąsiednie sektory cztery skoki stąd. Sam imperator Daala, który tak usilnie próbuje Moc wytrzebić z naszej galaktyki... jest na nią wrażliwy. Czuję go.
Jon dał Durosowi czas na przyswojenie słów oraz wizji.
- Przyleciałeś tu, bo chciałeś zebrać myśli. Ja przyleciałem, bo mnie wezwano. Nie mogłem się zdecydować, który z was dwóch to zrobił. Teraz wiem, że to byłeś ty, Probosie. Wezwałeś mnie przez Zyma. Nie patrz tak na mnie, chłopcze. Sam mi zdradziłeś wasze imiona.
Jon wskazał palcem Kel Dora. W wyjaśnieniu, ale też w ostrzeżeniu. Zym był niebezpieczny. Bardziej niebezpieczny niż cała niezdyscyplinowana eskadra Probosa.
- Ty jesteś moim celem, Probosie, a Zym był jedynie latarnią, która oświetliła drogę. Wasze role są inne. Co do jednego masz rację. Jestem równie zdesperowany i bezmyślny, co i wy. Ryzykuję nie mniej, lecz w przeciwieństwie do was nie mam nic do zyskania. Wy zaś możecie wiele zyskać. Szukają mnie na Zewnętrznej Rubieży. Szuka mnie Hazel Draco. A kiedy trafi na wasz trop, znajdzie i mnie.
Jon urwał. Hazel Draco był najokrutniejszym Protektorem Zewnętrznej Rubieży w historii Imperium. I chyba jedynym człowiekiem, który roztaczaną grozą mógł konkurować z Darthem Vaderem.
- Wiem, czego szukacie. I ja wam to wskażę. Pokażę wam waszą drogę do wolności. A przynajmniej miejsce, z którego się zaczyna. Bo wolność, jak wszystko, co dobre, trzeba wywalczyć sobie samemu.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Droga do wolności

Postprzez Probos Azad » 6 Maj 2016, o 00:13

- Co u… – Probos zatopił się w wizji. Nic nie miało sensu. Czy tak działała Moc? Tak widział galaktykę Zym? A może byli pod wpływem przyprawy lub innego narkotyku? Śnił? Jego podświadomość płatała mu figle? Co się właściwie stało? Rozejrzał się po pomieszczeniu. Kel Dor siedział w kącie z pochyloną głową, jego ciało poruszało się w rytmie długich oddechów. Probos nie widział jego twarzy, ale rezygnacja wprost od niego emanowała.

Co miał zrobić? Maski zostały zdjęte, ale wciąż nie wiedział kim jest Jon. Jedno było pewne, rozmawiał z szaleńcem, na dodatek potężnym szaleńcem. Czy był na tyle zdesperowany żeby za nim podążyć? To byłby materiał na dobrą opowieść. Szalony nieznajomy i dwanaście żmij, to tytuł baśni z szczęśliwym zakończeniem czy tragedii? Był jeden sposób, żeby się o tym przekonać, ale Probos nie był skory do tego, żeby poświęcić swoich podkomendnych dla dobrej opowieści. Potrzebował więcej informacji.
Duros wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze.

- Nie będę ukrywał, że rozumiem niewiele z tego co nam powiedziałeś i… pokazałeś. Nadal nie wiem, co o tobie myśleć… Muszę wiedzieć więcej. – w głosie Azada zabrzmiała nuta zdecydowania – Co to za droga, którą oferujesz? Znasz lokalizację rebeliantów? Potrafisz odnaleźć Jainę Solo, tak jak odnalazłeś Zyma? A może zamarzyła ci się własna eskadra? – powiedział z przekąsem – Kim jest ten Hazel Draco o którym mówisz i czemu cię ściga?

Nie wiedział czy ufa Antillesowi, ale podróże po Zewnętrznych Rubieżach, pełnych zdziwaczałych przemytników, którzy stracili ukochane statki i załogi w o jednym locie do imperialnych systemów za dużo, obłąkanych weteranów, którzy zmysły zostawili w ostatniej bitwie, gwiezdnych nawigatorów pomyleńców, zatraconych w bezmiarze kosmosu oraz zwykłych psycholi sadystów, poszukujących tylko nowych metod zadawania cierpienia nauczyły go istotnej rzeczy dotyczącej szaleńców. Żyli prawdą. Nieważne jak niesamowitą czy pokręconą, ale prawdą. Tylko ona im pozostała w ich ograniczonej egzystencji. Antilles odsłonił przed nim swoje szaleństwo i swoją prawdę, głęboko skrywaną pod pozorami normalności. Pod tym względem był wyjątkowy, jego prawda i szaleństwo wymagały, żeby kłamał. Teraz oferował swoją prawdę Probosowi. Co do jej autentyczności Duros nie miał wątpliwości. Nie wiedział jednak, czy będzie ona dla niego do przyjęcia.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Następna

Wróć do Archiwum