przez Nicciterra » 24 Lis 2016, o 02:21
...poczuła falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele. Nie chcą jej zabić? Na prawdę? Pierw Johny, teraz to... Oblizała namiętnie górną wargę, kierując wzrok w pustkę blatu po czym przymknęła na sekundę oczy. Czas zwolnił. Była ponownie, po raz kolejny w jej życiu gotowa zatańczyć mordercze Amziut Zudyti.
Ledwo powstrzymała odruch sięgania po miecz, którego nie było... a w najlepszej pozycji do walki bez niego to ona nie była.
Obróciła, jakby od niechcenia, głowę w ich kierunku, a gdy ujrzała cały stan uzbrojenia, zwróciła się do nich przodem i rozłożyła niedbale wolną rękę w geście pojednania. Szklanka z kolei przytuliła się do piersi, a Nicci skupiała powoli Moc by utworzyć barierę ochronną. Odpowiedziała rozleniwionym głosem, próbując udawać nieco wstawioną:
- panoooo-wie, żeby tak od razu do rzeeczy?? - rzuciła im rozbawione psotne spojrzenie, skupiając je jednak na Zabraku, taksując jego walory męskości. Ten jednak tylko poprawił ułożenie karabinu dociskając go do barku i zbliżył głowę by wycelować - i dlaczego tacyście powaażni, co? - zamiast komentarza czy uśmiechu na twarzy zobaczyła tylko jak jego palec wędruje nieuchronnie na spust... Nicci puściła szklankę.
Wsparła się Mocą by wyskoczyć natychmiast do tyłu za bar oraz otoczyła się barierą. Najemnicy otworzyli ogień. Pociski leciały i w większości trafiały, będącą w powietrzu zabójczynię. Szósty trafiony przebił się przez ochronę i zahaczył ją w bok w okolice wolnego żebra. Straciła kontrolę skoku i zahaczyła piętami o blat, wykonując w ten sposób niekontrolowanego fikołka w tył. Wylądowała płasko twarzą na podłodze obok Geonosianina. Jęk bólu zamienił się w krótki, acz wściekły wrzask. Panowie wstrzymali ogień, zadowoleni z efektu.
Minęło na prawdę dużo czasu, kiedy to ktoś ostatnio bezpośrednio wyrządził jej fizyczną krzywdę. Obrazy z przeszłości śmignęły jej przed oczami. Mechanizmy w pełni się uruchomiły. Pójdzie na całość. Zabójczyni potrafiła walczyć w sposób jaki zwykłym szarakom nie śnił się w najgorszych koszmarach. Znała zastęp sztuczek i mechanizmów kontroli tłumu. Wiedziała jak otępić i oszukać zmysły.
Wszystko to dzięki szkoleniu i latach praktyk w niewolniczej służbie okrutnego pana. Wszystko to zanim poznała Johnego...
Łapczywie sięgnęła po Moc i gniew. Stworzyła sferę ciszy w okół siebie i gdy pośpiesznie zbierała się na kolana, pozwoliła sobie na głośne warknięcie. Obrażenia nie były poważne, ale powodowały ból. W kolejnym ruchu zrzuciła z siebie plecak i pustynne szaty, obnażając strój łowcy i ekwipunek: dwa pasy na udach z trzema sztyletami na każdym, woreczek z trzema granatami dymnymi przy lewym boku, kabura z blasterem przy prawym oraz pas z dziesięcioma mini lotkami, w których znajdowała się paraliżująca trucizna.
- nie przesadziliśmy tym razem? - zagadał poirytowany, najwidoczniej niezadowolony Trandoshanin.
- na pewno żyje, gdyby nie ten nagły skok... - usprawiedliwiał się Zabrak. Jemu coś się nie zgadzało.
- wpakowałeś jej pięć strzałów! Ja przestałem już po pierwszym trafionym! - jaszczur był bardzo niezadowolony. Zabrak jednak nie dyskutował, tylko kazał mu milczeć sygnalizując to jednym zdecydowanym gestem dłoni.
Pośpiesznie z plecaka wyciągnęła i postawiła na ziemi pudełko z trucizną własnej roboty. Otworzyła je bez zastanowienia. Czarna matowa gęsta maź rzeczywiście wyglądała paskudnie i złowrogo. Rzuciła spojrzenie na Numba, który się gapił, najwyraźniej nie dowierzając co widzi. On też się znajdował w sferze ciszy, a zabójczyni wymyśliła już "zastosowanie" jego osoby. Nie mogła go wziąć za zakładnika, jego rasa charakteryzuje się dość sporą siłą fizyczną. Miał też skrzydła. I był niewygodnym świadkiem. A zbiry z Tatooine poza tym nie przejmują się zakładnikami w postaci losowych postaci.
Któryś z Gammorean zaczął powoli podchodzić w kierunku wejścia za ladę. Była to zwykła ruchoma zapora, która jednak równie skutecznie ograniczała wizję. Sama lada była wysoka, masywna i mogła przyjąć kilka strzałów, ale z pewnością nie była to twierdza.
Kontynuując szereg szybkich zdecydowanych czynności, wyjęła sztylet i zanurzyła go w śmiertelną substancję. Nagle doskoczyła do zdezorientowanego właściciela baru i ugodziła go dotkliwie w ramię, zanim biedak zdążył się domyśleć, co właściwie ma to wszystko znaczyć.
Łowcy w końcu ruszyli się, a pierwszy Gammoreanin już mijał jeden ze stolików.
Trucizna oprócz zadawania śmierci po czasie, zadawała też intensywny palący ból. Geonosianin tak też zaczął się wiercić i krzyczeć. Zaś sama sfera tłumiła wydobywające się z niej dźwięki, to też nikt go jednak nie słyszał. Nicci korzystając z bólu jaki przynosiła rana wykręciła mu ramię by przytrzymać go pod ladą zablokowanego. Wszystko by zaraz zadać mu kolejną ranę w drugie ramię i jednym ruchem wyszarpać go z pod blatu, w końcu przyblokować jego głowę kolanem, obezwładniając go ostatecznie. Ostrze na chwilę przerażająco blisko zawisło nad lewym ślepiem, wkrótce martwego robala. Zamilkł w akcie desperacji, licząc naiwnie na litość.
Zabójczyni sięgnęła drugą ręką po granat dymny i zwolniła blokadę, kładąc go obok głowy zakładnika. Wnet, wychylając się nagle zza lady, wyciągnęła szybko kolejny sztylet by rzucić nim w krtań Trandoshanina i schować się z powrotem za zasłonę. Zabrak zaskoczony szybkością, spróbował dokonać odwetu w skutku ostrzeliwując nieskutecznie blat baru. Gammoreanin, który był blisko, usłyszawszy strzały rzucił się za stół co dopiero minął.
Zrobiła spory wdech powietrza i przygotowała się na wspieranie mocą by utrzymać oddech "nie oddychając". Pierwszym odruchem na dym często jest kaszel, a zabójczyni nie chciała tracić niezbędnej koncentracji czy też zdradzać swojego położenia. Mając inicjatywę nie zamierzała jej teraz oddawać. Granat poleciał w kierunku wyjścia do góry by rozprężyć gaz w powietrzu i zasłonić wszystko co widzieli walczący.
Jak tylko granat wybuchnie w nadchodzącej sekundzie miała zamiar wbić zatruty sztylet w oko Numba, jednak nie za głęboko by go nie zabijać jeszcze, ale na tyle, by trucizna dotarła do głównego nerwu, po czym pozwoli mu w agonii wyskoczyć zza lady. Ból powinien natychmiast doprowadzić obcego w obłęd. Z rączek nie skorzysta, ale mógł wzlecieć i próbować uciec, wrzeszcząc przy tym okropnie i miotając się na lewo i prawo. Zwiększając od niego dystans opuściłby on sferę ciszy, a nagły głośny krzyk rozpaczy i udręki oraz dynamiczne ruchy ewentualnie widoczne w zasłonie dymnej spowodowałby odwrócenie uwagi, nie mówiąc już o efekcie druzgocącym morale. Gdyby przestraszony Zabrak mógł strzelać prawdopodobnie waliłby w źródło przeraźliwego krzyku na oślep. Nicci zaś i tak wyskoczyła by w chmurze zza lady z dala od Geonosianina, dotarła by do pozycji od boku i na słuch posłała by pozostały w ręce zatruty sztylet w najbardziej głośnego z bandziorów. Potem serię lotek w pozostałych, jeśli ci zaczęli by by biec lub panikować.
Liczyła na to, że Zabrak ponownie otworzy ogień, wtedy zbierze celny rzut. A trucizna dokończy robotę, nawet jakby zwiał.
Kolejną rzeczą było utrzymanie dystansu od świń. Jedno celne uderzenie pięścią Gammoreanina, mogło z łatwością znokautować kobietę o jej posturze, nie mówiąc już o uderzeniu pałką. Poza tym knur w bojowym szale mógł przyjąć sporą liczbę obrażeń i walczyć dalej do upadłego. Rozpędzone dwieście kilo mogło ją po prostu zmiażdżyć.
Gdyby coś poszło nie tak miała jeszcze dwa asy w rękawie jak nie więcej, ale wolała ich nie wyciągać. Przeciwnicy mieli uciekać z kantyny zaskoczeni terrorem i śmiercią jednego ze swoich. Wtedy łatwo by ich uziemiła paraliżującymi lotkami, a kto wie może i przesłuchała któregoś na szybko, zanim dym całkiem zrobi się rzadki. Na sam koniec wziąć karabin Zabraka i "załatać" dziury.
I pytanie, co z innymi gośćmi klubu. Strach przed wykryciem w połączeniu z najświeższymi wydarzeniami, mógł ją skłonić do zabicia wszelkich świadków zdarzenia oraz zdemolowania kantyny, wszystko by utworzyć pozorację ostrej strzelaniny, jednakże potwierdziło by to po części niechciane plotki. Pod tym względem sytuacja wydawała się tragiczna, bez wyjścia. Czekała by ją banicja i życie pustelniczki, łaska Rehala lub tylko gorzej. Chyba, że miało się coś zdarzyć o czym nie miała pojęcia.