Jakiś czas później...
***
Yarlo przełknął ślinę. Ze strachu.
Dobrze, że nikt mnie teraz nie ogląda pomyślał.
Z miejsca straciłbym cały autorytet. Faktycznie, tylko dzięki odrobinie prywatności jaką zapewniały mu jego osobiste komnaty mógł przetrwać rozmowę, która właśnie się odbywała. A była ona dla niego wymagająca; hutt, który trząsł połową Tatooine i był jednym z groźniejszych bandytów gangsterskiego półświatka zwyczajnie się bał.
- Jak to nic nie możesz zrobić? - hologram imperialnego oficera zadrgał. Błękite pole naturalnych rozmiarów rozmyło się na moment, dając huttowi nadzieję na to, że transmisja została zakłócona i zerwana. Pole jednak po chwili na nowo ukształtowało się w postać imperialnego oficera.
- Nie zrozumieliśmy się tłusty ślimaku. To jest najwyższy czas by ruszyć swoje dupsko do działania. Sprawy zaczynają się sypać i trzeba zacząć wszystko naprawiać.
- Ale...
- Zamknij ryj gdy ja mówię. Masz rozwiązać problem z tym młodym Ksorbą. Za dużo węszy...
- Ale...
- Żadnych ALE gdy ja mówię! Urpa Loss nie żyje. Maczała w tym paluchy ta Kittani i Ci popaprańcy od tego kupca. Wszystko zaczęło się jebać tutaj więc zacznij w końcu wykazywać inicjatywę. I nie! Nawet nie zaczynaj o Zordzie. On jest daleko stąd Ty jesteś tutaj. Masz kurwa zacząć działać bo za moment będzie za późno i wtedy naprawdę grube sprawy zaczną wypływać na powierzchnię. A wtedy Zordo i tak dobierze Ci się do dupska i skończy się wygodne życie w pałacu za pieniądze Imperium, jasne?
- Ale....
- JASNE?!
- Tak... Jasne. Zacznę działać.
- Oby. Ten Ksorba ma przestać węszyć. Druga sprawa. Skarbiec Urpy. Ma zostać wyczyszczony i posprzątany. Gdybym tylko mógł nadzorował bym to osobiście, muszę jednak zawierzyć Twoim marnym kompetencjom. Niepokoi mnie to przyznam, ale głęboko wierzę, że pod tą warstwą tłuszczu na twarzy znajduje się jeszcze jakiś mózg. Działaj, następnym razem jak się zgłoszę chcę usłyszeć jakieś dobre wieści. Zwłaszcza teraz gdy wzrok Imperatora skierowany jest na Tatooine... Ta sprawa ze zniszczonym ISD...
***
"Gwiezdny Niszczyciel rozbił się na Tatooine!" Nie przeczytał nikt nigdzie w całym holonecie. Katastrofa jednostki została całkowicie przemilczana przez oficjalne media i tylko nieoficjalnymi kanałami wieści stopniowo rozprzestrzeniały się po galaktyce. Wersji wydarzeń było wiele. Jedni mówili o krytycznej awarii generatora, inni o sabotażu, ktoś inny o bratobójczej walce między dwiema flotyllami, nie brakowało też głosów o pirackim ataku. Spekulacjom podlegało też to gdzie spadł okręt i jak wiele szkód wyrządził. I znowu wyobraźnia ludu mutowała plotki do najbardziej abstrakcyjnych form.
Spadł na Mos Espę. Na Anchorhead. Na terytoria ludzi pustyni. Wogóle nie spadł tylko szedł pod takim kątem, że udało mu się odbić od atmosfery i dryfuje teraz w kosmos. Prawd było tyle ilu ludzi.
A wystarczyło tylko polecieć w stronę wielkiego słupa dymu na horyzoncie by się tej prawdy dowiedzieć. Ksroba tak zrobił.
***
- O ja Cie pierdole szefie. - Powiedział Holistar, który pierwszy wspiął się na szczyt wzgórza i tym samym pierwszy zobaczył co kryło się zza nim. Ksorba dzielnie - choć sunięcie po kamienno piaszczystym podłożu nie należało do przyjemnych - podążał za swoim współpracownikiem. W końcu i on dotarł na szczyt wzniesienia i ukazał się - cokolwiek - piękny widok. Pod ich stopami rozpoczynał się długi i łagodny stok ostatniego wzgórza w okolicy. Za swoimi plecami mieli ich całe mnóstwo, ale przed sobą rozpościerała się bezkresna i przepastnie wielka równina, która zaczynała tonąć w czerwieni zachodzących słońc. Przed nimi w odległości jakichś kilku kilometrów widać było wrak ISD. Rufa była uniesiona do góry, trzy potężne dysze sterczały w niebo i wypuszczały z siebie nieprzerwanie snopy dymu i pary. Dziób jednostki był wbity w powierzchnię planety i przez to był straszliwie zdeformowany i powyginany niczym fałdy na szacie Oresa. Wieża z mostkiem kapitańskim była dziwnie przekrzywiona i sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się oderwać od reszty kadłuba. Nieopodal wraku Imperium rozłożyło się ze swoim obozem i polowym szpitalem. Z tej odległości nie było widać, żadnych ludzi Ksorba był jednak pewny, że był tam nie mały zastęp techników, ofiar katastrofy, urzędników i oficerów śledczych badający sprawę. Tatooine dawno nie gościło tak dużej liczby Imperialnych oficjeli.
- Jak myślisz, Holistar? Co to wszystko dla nas oznacza?
- Chyba nic, co szef? My tylko kręcimy wodę.
- Tak, chciałbym, żeby tak było... - Ksorba cały czas miał w głowie słowa Reesa.
- Idą zmiany Holistar. Nie wiem tylko czy na dobre czy na złe.
- Szefie. - Głos Oresa z komunikatora był ledwie słyszalny. - Kiedy szef będzie? Yarlo przysłał posłańca i czeka on na Ciebie.