przez Saine Kela » 10 Maj 2017, o 18:36
No cóż, nie mogli liczyć na luksusy, ale też nie mogli narzekać. Mieli podstawy, które mogą im pomóc w przetrwaniu, ale o resztę będzie trzeba zadbać samemu, innego wyboru nie było. Chyba że trafią do jakiejś przyjaznej obcym cywilizacji, na co jednak były marne szanse. Obecność imperium sporo komplikowała. Wszyscy przejrzeli zawartość swoich plecaków i trzeba było się tym zadowolić. Saine miała dodatkowo jeszcze swoje zdobycze z Manaan, których nie zdążyła w całości przejrzeć, ale mówi się trudno.
- Musimy dysponować tym co mamy, a jak dało się zauważyć las jest dosyć bujny i bogaty, z głodu nie umrzemy.
Gdyby się postarać mogliby długi czas biwakować i jakoś ciągnąć kryjówkę w lesie, ale co by to im dało? Zresztą nie to było ich celem, a żadne z nich raczej nie wyobrażało sobie spędzania reszty życia pośród drzew i zwierząt ukrywając się przez Imperium. Saine przeżuła kawałek batona, już przygotowując się na to, że będzie trzeba uważać z jedzeniem i póki nie wymyślą bezpiecznego sposobu, pewnych czynności trzeba będzie unikać. Jedzenia może i mają pod dostatkiem, mogą nawet zapolować, ale nie na wiele im się to zda bez ognia czy innych przydatnych rzeczy. Aż tak zdesperowana nie była, żeby jeść na surowo.
Robiło się coraz ciemniej, ale póki nie zapadnie zmrok, mogą jeszcze ogarnąć kilka spraw. Przygotować obozowisko, rozstawić się rozsądnie i zabezpieczyć. Bez światła niewiele zrobią, mają więc ograniczone możliwości i czas. Nie spodziewała się jednak jednego - szczerych wynurzeń Jacka. Nie ukrywała więc zdziwienia, które pojawiło się na jej twarzy.
- Kolejny mocowładny... - mruknęła cicho niemal niesłyszalnie i dodała głośniej. - Tego się nie spodziewałam i szczerze mówiąc poniekąd zwiększa to nasze szanse, jednocześnie podkopując z drugiej strony. Jak cie dorwą to zabiją, a my pewnie pójdziemy w twoje ślady. Ale może na coś mi się przydasz...
Oczywiście rozmyślała o swoim znalezisku, przy którym nie wszystko było dla niej jasne, choć szczerze wątpiła, by Jack był w stanie nawet w połowie odpowiedzieć na jej pytania.
- Nie mówiłam wam, co właściwie robiłam na Manaan. Jak wiecie, współpracowałam z Davisem... - jej głos lekko drgnął, gdy wymówiła jego imię, ale kontynuowała dalej. - A on był był częścią rebelii. Sama miałam zlecenie dla dość wpływowego człowieka, który umyka Imperium i jest ich drzazgą w tyłku, za samo to pewnie czeka mnie stryczek, choć z samą rebelią nie mam nic wspólnego. To nie moja bajka. A na Manaan... no cóż, szukałam informacji związanych z artefaktem skradzionym ze świątyni Jedi w czasach jej upadku. I coś znalazłam, przy okazji dorabiając się kolejnego wroga. - westchnęła i odgarnęła włosy.
Spojrzała na obu towarzyszy. Jak widać mieli sobie sporo do powiedzenia, ale to może im pomóc przetrwać. Oczywiście Saine nie zamierzała mówić absolutnie wszystkiego, ale dobrze jednak coś wiedzieć. Z drugiej strony może gdyby nic nie mówili, to potem mieli by mniej do zdradzenia? Tu już wychodzi kwestia wzajemnego zaufania, a na to trzeba zapracować. Będą mieli czas.
- Jak mówiłam jestem archeologiem, doktorem archeologii, byłam raczej dość szanowana na uniwersytecie, ale te czasy minęły, raczej żadnej pracy pod swoim nazwiskiem już nie wydam. Oficjalnie też nie żyje, "zginęłam" na Kashyyku, będąc na Manaan miałam fałszywe dokumenty. Ale to problem na inny czas. Robi się ciemno, będzie trzeba szybko się porozstawiać, skoro nic nie palimy, następnym razem trzeba będzie znaleźć bardziej dogodne i osłonięte miejsce.
Wywlekła śpiwór, do którego zaraz weszła. Będzie ich czekała ciężka przeprawa. Póki co siedziała jeszcze, spoglądając na dwóch towarzyszy niedoli. Wrąbali się i to porządnie, choć moze wyniknie z tego coś dobrego? Chciała być dobrej myśli.
GG: 6687478