Potężny kosmita został w kokpicie, co było dosyć dogodne dla ich dwójki. Ponadto pierwszy raz od bardzo długa mogli zamienić parę słów na spokojnie.
- W stanie jaki był Nigel, pozostanie na Wayland jest dla niego najbezpieczniejszym rozwiązaniem - rzekł Jack uspokajającym tonem głosu. - Nie zrozum mnie źle: żałuję, że został tam sam, ale na ile poznałem Noghri to nie pozwolą by mu włos z głowy spadł. Poza tym Nigel to twardy gość i myślę, że poradzi sobie z opuszczeniem planety, gdy już dojdzie do siebie - a że dojdzie to nie mam żadnych wątpliwości - dodał z szczerym przekonaniem.
- Bardziej martwi mnie Taris - podjął po chwili, grzebiąc w jakiejś szafce na sprzęt. - Z jednej strony nasz transport rzuca się w oczy, ale z drugiej może udałoby się jakoś przeblefować sobie drogę na drugą stronę blokady ze względu na to, iż jest to przecież jednostka Imperium. Może mamy szczęście i jeszcze transponder tej jednostki nie wylądował na czarnej liście - rzekł bez cienia wesołości w swoim głosie.
- Tak czy inaczej wyskoczymy, wedle moich wyliczeń, poza zasięgiem czujników jednostek na orbicie Taris - kontynuował, po czym zamknął szafkę z wyraźnym zawodem, spowodowanym tym iż nie znalazł niczego przydatnego. - Na pewno nie polecę ani trochę bliżej, nim Locust wprowadzi nas w swój plan.