Content

Archiwum

[Wayland] Zagubieni

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 6 Paź 2019, o 21:15

Potężny ryk przeszył jaskinię odbijając się od ścian, zwielokrotniony echem znalazł ujście w wąskim przesmyku w którym pracowali szturmowcy. Jack ruszył do przodu wiedziony przeczuciem mocy. Wiedział, że jeśli tu zostaną to już na zawsze. Saine poczuła delikatny wstrząs ruszając za swoim obrońcą, nie miała za dużego wyboru. Huk strzałów z DeatHammera ocucił szturmowców, za późno. Dwóch zginęło jeszcze zanim zdążyli zrobić cokolwiek. Pozostali odpowiedzieli nieco chaotycznym ostrzałem. Najwyraźniej nie spodziewali się że cokolwiek wyjdzie ze środka będzie do nich strzelać. Salwa boltów zmusiła dwójkę uciekinierów do ukrycia się za załomem muru. Opuścili jaskinię ale nadal ich sytuacja nie wyglądała dobrze. Szturmowcy szybko się otrząsnęli i zaledwie dwójka wystarczyła by skutecznie unieruchomić szarżującego Jacka.

Jaskinia była dziwnie spokojna a "biali" oderwani od swoich czynności nie mogli dokończyć jej minowania dopóki nie uciszą Wellesa i jego mocarnej broni. Dowódca najwyraźniej podjął decyzję bo kolejne blastery przyłączyły się do kanonady. Dwójka awanturników wygrywała póki co trzy do zera lecz to mogło się szybko zmienić.
- On wyszedł.
- CO?
- Jest Wolny.

Saine struchlała w ukryciu, Jack również czuł przez moc przerażające pradawne zło które właśnie odzyskało wolność. Zbliżało się z wielką prędkością wprost do nieświadomych szturmowców. Ostrzec ich? Ale jak. Nie zdąrzyli, szara masa wypadła z jaskini w ułamku sekundy masakrując dwóch stojących tyłem szturmowców, odwinął się i ruszył w dwóch kolejnych niemal nie zważając na ich ostrzał. Jack wykorzystał tą okazję. Oficer i uciekający w kierunku Lambdy żołnierze padli ofiarą "Młota śmierci" Gdy uwolniona istota mordowała ostatnich szturmowców Saine i Jack szybkim sprintem
ruszyli w kierunku promu. Prawie im się udało. Dwumetrowa olbrzymia bestia okazała się być od nich zdecydowanie szybsza. Powaliła biegnącego przodem mężczyznę Saine wrzasnęła przerażona w starym języku "LOCUST NIE!" Potężna szara istota zamarła i powoli odwróciła płaską pooraną bliznami twarz z maleńkimi czerwonymi oczkami.
- Kim jesteście, - Mówienie wyraźnie sprawiało mu trudność, jakby przypominał sobie jak to jest. Nie zmieniało to smutnego faktu, że zabijać potrafił niesamowicie skutecznie.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 28 Paź 2019, o 11:58

Deszcz padał cały dzień, co było bardzo typowe dla tego miejsca, które pod tym względem prezentowało się niczym coś na kształt uparcie trzymająca się kupy grudki błota, umieszczonej pod nieprzerwanym strumieniem wody wypływającej z szerokiego talerza deszczownicy w kabinie prysznicowej. Jack wiedział, że jeśli istniały planety suche tak jak Tatooine, których powierzchnia w całości stanowiła spękane i wysuszone przez upał, gorący niczym skwar skrywający się w rozgrzanym piecu jego ulubionej piekarni na ojczystej dla Wellesa Korelii, gdzie w świetle Tatoo I i Tatoo II woda praktycznie nie występowała naturalnie i by ją wydobyć, było trzeba instalować specjalne skraplacze na farmach wilgoci, które stanowiły nawet niezłe źródło dochodu dla lokalnej ludności, która ten życiodajny płyn wykorzystywała nawet jako środek płatniczy, śmiertelnie niebezpieczne piaszczyste i skaliste pustynie, to całkiem możliwe iż istniały planety, gdzie woda występowała aż w nadmiarze i wcale nie musiałaby być w formie oceanu, a nie przerwanej ulewy. Dokładnie tak jak to było w przypadku miejsca, w którym Welles wylądował, w ramach swojej kary jeszcze za czasów służby dla Imperium. O ile dla niektórych piekło może wydawać się miejscem gorącym, tak kompania karna w której służył nasz przyszły użytkownik Mocy przekonała się na własnej skórze, że równie dobrze może być miejscem przenikliwie chłodnym i wilgotnym. To nie było jednak najgorsze, a jedynie można by rzec drobną niedogodnością w skali głównego problemu jaki istniał na tej zapomnianej przez bogów planecie, a mianowicie tego, że front na prowadzonej w tym miejscu beznadziejnej wojnie stanowiła jej cała błotnista powierzchnia, gdyż mieszkańcy z którymi walczyło imperialne dominium byli instektopodobnymi stworami mieszkającymi w ciągnących się pod tym całym błotem kilometrami tunelach. Orbitalne bombardowanie z góry było skazane na niepowodzenie, gdyż główne skupiska autochtonów znajdowały się na tyle głęboko, iż wszelki ostrzał powodował jedynie chwilowe wysuszenie błota, które chwile później ciągła ulewa przywracała do oryginalnego stanu, i jedynie bezpośrednia inwazja mogła zbliżyć imperialnych najeźdźców do zwycięstwa i przejęcia niewyobrażalnie bogatych złóż minerałów, których tubylcy tak zazdrośnie bronili. A tubylcy byli śmiertelnie niebezpieczni i ewolucyjnie znakomicie przygotowani do warunków swojej planety, o czym Jack przekonał się 3 sekundy potym jak wysiadł z promu lambda, gdy jedno z tych potwornych stworzeń powaliło go, próbując urwać mu głowę. Szczęśliwie zbłąkany strzał z blastera uratował życie Wellesa i spowodował, że spędził na tej planecie kolejne parę miesięcy, co nie uratowało go przed tymi paroma chwilami uczucia beznadziejności i bliskości nieuniknionej śmierci.
I tak właśnie, wraz ze wspomnieniem całej powyższej sytuacji, poczuł się Jack, gdy istota nazwana przez Saine Locustem, powaliła go na ziemię.

z pozdrowieniami od E. Orzeszkowej 8-)
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 2 Lis 2019, o 21:29

Sprawy potoczyły się bardzo szybko, Saine niewiele z tego zapamiętała. Jedynie, co kołatało jej się w głowie, to nagły hałas, potężny huk, setki strzałów, szum w uszach i swoje własne przerażenie. Jakimś sposobem razem z Jackiem oboje wybiegli z jaskini nietrafieni żadnym energetycznym boltem szturmowców. Ci zresztą mieli zupełnie inny problem, bo cokolwiek zostało uwięzione z jaskini, wydostało się i rozpoczęła się rzeź. Kobieta nie miała zbyt wiele czasu na myślenie, ale jej wiedza i doświadczenie zadziałały za nią - uruchomiła się odpowiednia szufladka w mózgu, zadziałała instynktownie i rozpoznała istotę, która wydostała się na zewnątrz. Rozpoznała to jednak za duże słowo - skojarzyła fakty i miała nadzieje, że się nie myli.
Nie pomyliła się i nagły akt odwagi, czy też raczej desperacji okazał się trafny. Zawołała, a istota zatrzymała się, prawdopodobnie z zaskoczenia. Adrenalina szumiała jej w uszach i jedna myśl przeszła jej przez głowę: "żyjemy", by zaraz dodać do tego: "na razie". Saine zebrała się w sobie, kontynuując, posługując się przy tym starorepublikańskim, którego nie używała już dawno.
- Jesteśmy podróżnikami i odkrywcami. Nie stanowimy zagrożenia!
Liczyła na kolejny cud? Chyba tak. Loctus z pewnością był więziony od dawna, z pewnością też od dawna nie miał kontaktu ze światem zewnętrznym, a Saine i Jack mogli być pierwszymi istotami, z którymi mógłby się dogadać. Bała się? Owszem i to bardzo. Loctus mógł ich zabić ot tak, ona o tym wiedziała, Jack o tym wiedział i sam Gen’Dai też o tym wiedział.
Rozłożyła ręce na boki, pokazując swoją bezbronność i jednocześnie zerknęła na Jacka, by nic nie robił. Chciała pokazać, że naprawdę są bezbronni i nie mogą być zagrożeniem dla istoty ani go w żaden sposób powstrzymać.
- Chcemy… chcemy tylko uciec. Jak ty. Oszczędź nas.
W jej głosie brzmiało błaganie i nieco desperacji pomieszanej ze strachem.


Nie miała zbyt wielu opcji i właściwie liczyła na cud. Loctus mógł ich zabić ot tak, ale mieli jedną pewną istotną cechę - mogli być przydatni. Istota tkwiła w uwięzieniu od tysiącleci ( być może z krótkimi przerwami, o czym świadczyły ślady masakry w ruinach), ale nie orientowała się we współczesnych świecie - mogli mu pomóc. Współpraca z jednym z najgroźniejszych gangsterów była ryzykowna, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa, a obecnie to była ich jedyna opcja na przeżycie.
Loctus musiał zdawać sobie sprawę z tego, że minęło bardzo wiele czasu. Żołnierze, których zabił, wyglądali inaczej, do tego, choć Saine rozmawiała z nim w języku, który znał, musiał też wyczuć, że nie jest to jej naturalny język. Czy byłby w stanie porozumieć się z kimkolwiek? Czy zrozumiałby współczesną technologię? Odnalazłby się w Galaktyce i tym wszystkim, z czym nie miał styczności przez tysiące lat?
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 2 Gru 2019, o 21:22

Obcy nie był głupi, doskonale zdawał sobie sprawę z tego że będzie potrzebny mu przewodnik. Wielki facet z paskudnie wyglądającym blasterem wyglądał na godnego zaufania. Kobieta była z pewnością bezpieczniejsza i łatwiejsza w obsłudze. Locust nie potrzebował dodatkowych problemów. Musiał się szybko zbierać. Wyciągnął łapę i złapał nią kobietę w pasie z łatwością unosząc zdobycz.
- Idziesz ze mną,
Saine nawet nie próbowała się bronić. Nie byłaby w stanie nic zdziałać przeciwko olbrzymiej masie żywych mięśni. Gen'dai odwrócił się i ignorując leżącego Jacka gwałtownie pobiegł w kierunku promu. szybko przemierzył korytarz siadając za sterami. Posadził kobietę na fotelu drugiego pilota. Kilka nerwowych ruchów na tablicy kontrolnej zakończyło się wściekłym walnięciem w kokpit. Najwyraźniej nie potrafił obsługiwać imperialnego promu.
- Leć
Warknął krótko w kierunku swojej branki. Ta spojrzała na przyrządy sterownicze.

Jack wstał odprowadzając wzrokiem biegnącą parę. Leżące wokół trupy szturmowców wykluczały konwencjonalne rozwiązania. Samotne pokonanie Gen'dai byłoby czymś o czym można by opowiadać legendy, o ile ktoś przeżyje żeby o tym opowiedzieć. Z drugiej strony stwór właśnie porwał jego współtowarzyszkę a co istotniejsze sprawny prom. Silniki maszyny nagle zaryczały na biegu jałowym a chwilę później zgasły. Ktoś nieudolnie bawił się w pilota. To mogła być szansa na miarę możliwości Wellesa.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 27 Gru 2019, o 10:37

Wszystko rozegrało się bardzo szybko i zanim Jack zdążył się spostrzec, Locust porwał jego towarzyszkę niczym potwór archetypową damę w opałach. Tyle dobrego, że nie wspiął się na najwyższy budynek w mieście, a jedynie uciekł z nią do promu.
- No to po zabawie - westchnął Jack podnosząc się do pozycji siedzącej. Stwierdził już, iż najprawdopodobniej utknie na tej planecie. Właściwie to nawet zaczął rozważać dalszą eksplorację jaskini, gdyż najwyraźniej całe czyhające w niej niebezpieczeństwo właśnie z niej ulotniło. A nuż może coś znajdzie w niej, co by pomogło mu w ucieczce. Poza tym są przecież jeszcze Norghi, więc nie było najgorzej... I wtedy prom zaczął wydawać odgłosy sugerujące, iż na jego pokładzie nie ma nikogo, kto by potrafił go obsłużyć.
Wywołało to na twarzy byłego imperialnego pilota szeroki i równie złośliwy uśmiech. Jednak szczęście nie odwróciło się od niego całkowicie. Nie spiesząc się, wstał i otrzepał z pyłu i kurzu swoje ubranie. Następnie dziarskim krokiem podszedł do miejsca, z którego na pewno powinien być widoczny z kokpitu.
- Ja... Umiem to pilotować... Tłumoku! - powoli zaczął mówić, gestami pokazując na siebie, a następnie machając rękoma jakby obsługiwał przyrządy sterownicze. Przez ciemne szkło kokpitu nie widział czy jego wiadomość dotarła, ale z pewnością powinny otworzyć się drzwi trapu, gdy kosmita zrozumie o co mu chodzi. Po cichu Jack liczył również, że i Saine spróbuje swojemu porywaczowi to wytłumaczyć.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 27 Gru 2019, o 23:06

Liczyła na to, że uda jej się uniknąć śmierci i jakoś z tego wywinąć, nie sądziła jednak, że zostanie porwana niemalże jak bohaterka najbardziej kasowych holofilmów. Przez głowę przemknęła jej myśl, że mógłby powstać z tego niezły scenariusz, jednak szybko została ona zepchnięta przez przerażenie. Gwałtowne oderwanie od ziemi i przetransportowanie na statek nie było przyjemne. Posadzona bezceremonialnie przed sterami, musiała szybko myśleć. Odlecieć? Zostawić Jacka? Co się z nią stanie? Czy w ogóle miała jakieś szanse z istotą? Odpowiedź była prosta: nie miała.
Sięgnęła do konsoli, naciskając losowe przyciski i ruszyła sterami. Statek drgnął, silnik pierdnął donośnie i zgasł. Saine zaklęła donośnie, ale liczyła na to, że jednak się uda. To był prom, a jego sterowanie mimo wszystko nieco różniło się od tego we frachtowcach. Próba startu, w dodatku pod presją okazała się więc nieudana bo pomyliła przyciski. Przed dziób wyskoczył jednak Jack. Saine odwróciła się w stronę Gen'Dai.
- Mój towarzysz jest pilotem i mechanikiem. Chyba potrzebna będzie jego pomoc, jeżeli chcemy się wydostać z tej planety.
Miała nadzieję, że się uda.W ten sposób oboje będą przydatni - ona zna język i tło kulturowe, Jack mógł pilotować. Chyba. Poza tym z racji na jego umiejętności władania Mocą, będzie się czuła pewniej. Być może wpadnie na pomysł jak się z tego wykaraskać.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2020, o 23:47

Wściekły ryk, przerwał wypowiedź Saine, Locust odepchnął ja i przez chwile przyglądał się konsoli. W końcu wybiegł przez maszynę niemal wbiegając na stojącego przed nią pilota. Bez zbędnych komentarzy pazurzasta łapa chwyciła mężczyznę i po chwili nieco oszołomoiny Jack siedział w fotelu pilota.
- Startuj.
- Chce żebyś startował - Na wszelki wypadek kobieta przetłumaczyła dość oczywiste warknięcie potwora.
Jack szybko przełączył kilka guzików, zrobił błyskawiczne rozgrzanie silników i już po chwili prom mknął w górę zbliżając się do granicy atmosfery. Komunikator maszyny nagle ożył wypluwając z siebie nawoływanie.
- Lambda 4325 zgłoście się, czemu nie wracacie do bazy? Lambda 4325 czy mnie słyszysz?
Gen'dai zdawał się nadal nie rozumieć basica, z drugiej strony nie mogli być tego pewni, nieokrzesana bestia stała cały czas w kokpicie zajmując większość wolnego miejsca.
- Lambda 4325 zgłoście się.
Mieli poważniejszy problem, jeżeli nie uzasadnią odlotu z planety to będą mieli spory problem z siłami kosmicznymi planety. W skrócie zestrzelą ich. Znowu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 15 Sty 2020, o 19:50

Udało się. Ryzykowała, ale Locust postanowił jednak wziąć Jacka na pokład, zamiast go od razu zabijać. W ten oto sposób, statek płynnie i już bez większych problemów mógł odbić się od ziemi i wznieść w niebo. Saine czuła strach, ale i ulgę, że wreszcie coś im wychodzi, choć oczywiście było to poczucie mocno chwiejne, zwłaszcza że na pokładzie mieli prastarą istotę, która może ich zabić w każdej chwili. Ale to szczegół. W przelocie tylko uścisnęła ramię Jacka, okazując swoją wdzięczność i poniekąd radość. Poza tym to nie był jeszcze koniec. Odezwał się system łączności, a kobieta zaklęła.
- Jack? Coś trzeba zrobić, bo nas zestrzelą. Odzywamy się czy ryzykujemy opuszczenie atmosfery?
Kolejna ryzykowna sytuacja, a przecież wraz z Jackiem właśnie chcieli opuścić planetę i do tego dążyli. Teraz była szansa, choć jak ich zestrzelą, to raczej już nigdzie nie polecą i drugi raz awaryjne lądowanie może nie być już tak udane. Miała nadzieje, że Jack jest dobrym pilotem, a jeszcze lepiej ma jakieś asy ukryte w rękawie, które im pomogą.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 22 Sty 2020, o 13:23

Jack wreszcie poczuł, że znajduje się na właściwym miejscu, gdzie miał realny wpływ na to co się z nimi dzieje. Promy typu Lambda znał całkiem dobrze. Miał wylatanych w nich wiele godzin, dzięki czemu bez problemu się odnalazł w kokpicie. Gdy odezwał się komunikator szybko przejrzał wzrokiem konsolę by zorientować się w wyposażeniu tej konkretnej jednostki. Otóż promy Lambda występowały w wielu wariantach: od jednostki zbliżonej przeznaczeniem do luksusowego jachtu, do okręciku którym śmiało można było brać udział w bitwie i abordażu wrogiej jednostki. I ze względu, że chwilę wcześniej ich obecny środek transportu należał do imperialnego oddziału zwiadowczego najprawdopodobniej należała raczej do tego bojowego końca spektrum... Decyzja więc była prosta - było trzeba uciekać i zyskać sobie przynajmniej kilka cennych chwil.
- Baza! Tu Lambda 4325 - rzekł do komunikatora rzeczowym i bez cienia zawahania głosem, nie zmieniając ani trochę kursu. - Oddział naziemny przeprowadził zwiad - kontynuował modląc się w duchu by operator po drugiej stronie jak najpóźniej zorientował się, że coś jest nie tak. Dobry przemytnik powinien mieć dobrą bajerę, choć najważniejsze zdaniem Jacka był umieszczanie jak najwięcej szczegółów w kłamstwach, a najlepiej takich, które same w sobie kłamstwami nie były.
- Napotkaliśmy mały oddział Norghi, którego atak bez większych problemów odparliśmy. Napastnicy zdołali niestety zbiec. Szczęśliwie klatka pozostała nienaruszona, więc przegrupowaliśmy się i wspinamy się na wyższy pułap by zwiększyć perymetr i namierzyć ich czujnikami pokładowymi, odbiór. - kontynuował kłamstwa Jack. Jeśli oddział przyleciał tu promem to baza najprawdopodobniej znajduje się w większej odległości. Z resztą przy okazji Welles faktycznie miał zamiar wykorzystać czujniki, ale by określić swoje miejsce względem ewentualnych sił Imperium. Wysokościomierz tymczasem wskazywał coraz większe wartości, więc o ile baza nie dysponowała jakimś subrbitalnym działem to raczej powinni dać radę uciec poza atmosferę... A potem byle dalej poza cień grawitacyjny planety* by wskoczyć w hiperprzestrzeń.

*zakładam, że nie do końca trzymam się tej wesołej twórczości jaką nam serwują w filmach?
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 30 Mar 2020, o 22:16

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry

Prom oddalał się szybko a głos w radiu tracił cenne sekundy na reakcję. Im wyżej była lambda tym mniej to wszystko było prawdopodobne. Głos polecił im natychmiast zawracać do bazy, a gdy Jack nie usłuchał wysłał w pościg parę myśliwców przechwytujących. Zycie miało zweryfikować, jak dobrym pilotem jest Jack.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 29 Maj 2020, o 08:50

- Nie jest źle - rzekł Jack spoglądając na ekran radaru - Co prawda wysłali za nami jednostki przechwytujące, ale oznacza to, że nic gorszego raczej nas nie powinno już czekać. W dodatku - kontynuował przełączając parę manetek i wciskając kilka przycisków - co by nie gadać na imperialców, to jednak trzymają się regulaminu i dzięki temu mamy w pełni przygotowany prom by wykonać parę porządnych skoków. Nie wiem na ile Saine potrafisz komunikować się z naszym nowym kolegą, ale fajnie byłoby jakbyś zakomunikowała mu, że z tyłu znajduje się wieżyczka strzelecka, którą mógłby obsadzić. Jej obsługa jest prosta jak obsługa cepa, a choć trochę zrównoważymy przewagę wroga. - dodał szykując prom do lotu w przestrzeni kosmicznej.
Ogółem promy Lambda bardzo dobrze sobie radziły w atmosferze i można by było spróbować walki kołowej z Tie, ale z drugiej strony najprawdopodobniej pojawiłyby się dodatkowe jednostki wroga, co by tylko skomplikowało całą sytuację. Najrozsądniejszym było więc uciekać. Zwłaszcza, że mimo topniejącej przewagi odległości, zanim zostaną dogonieni znajdą się już dosyć daleko od planety. No i można było wykorzystać te cenne sekundy by przygotować sekwencję skoków. Zwłaszcza, że według wyliczeń Jacka, będą mieli jeszcze dodatkowe parę sekund od momentu gdy zostaną omieceni przez radary systemów strzeleckich ścigających ich myśliwców, do chwili gdy faktycznie wejdą w zasięg ich broni. Ponadto na początek pewnie faktycznie będą chcieli ich zatrzymać, a dopiero później zniszczyć.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 29 Maj 2020, o 19:06

Odczuwała niepokój, ale z imperialcami na ogonie byłoby dziwne, gdyby go nie czuła. Mimo wszystko bardzo chciała zaufać umiejętnościom Jacka i temu, że będzie w stanie wydostać ich z tego w jednym nienaruszonym kawałku. Mieli niewiele czasu, a fakt, że kłamstwo mężczyzny nie przejdzie, było więcej niż pewne. Chodziło tylko o cenne sekundy, które pozwolą im na ucieczkę.
- Zrozumiałam - odwróciła się w stronę starożytnej istotny i dodała już w starorepublikańskim. - Z tyłu jest wieżyczka strzelnicza. Potrafisz strzelać?
To było niemal oczywiste zaproszenie do tego, by Locust mógł nieco rozprostować kości i przy okazji też nieco pozabijać wrogów. Istota ta była potężna, ale czy równie dobrze radził sobie za sterami turbolaserów? To może się dopiero okazać. Ona sama strzelcem wyborowym nie była, ale być może dlatego, że raczej jeszcze do niedawna nawet nie musiała przejmować się czymś takim jak zestrzeliwanie żołnierzy imperialnych. Jej życie naprawdę nabrało rumieńców. Nie czekając na odpowiedź, skierowała się do wyjścia z kokpitu, by zaprowadzić ich porywacza właśnie na miejsce. Sama w tym czasie i tak niewiele mogła, poza trzymaniem się czego popadnie, by się nie przewrócić, w czasie wykonywania gwałtownych manewrów.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 1 Cze 2020, o 09:47

W międzyczasie Jack szybko przejrzał terminal astronawigacyjny. W systemie było zaprogramowane kilkadziesiąt współrzędnych hiperprzestrzennych z opisanymi nazwami. Były to głównie, z tego co Jack się zorientował, istotne okoliczne porty kosmiczne oraz najprawdopodobniej bliskie bazy floty Imperium. Wellesowi niewiele to dawało, zwłaszcza iż wcale nie miał zamiaru wykonywać jakiegoś dalekiego skoku.
Chciał za to wykonać sekwencje mikroskoków, które umożliwią im zmylenie pościgu. Bez większego bowiem problemu można na podstawie wektora wejścia w skok, określić gdzie dana jednostka poleciała. Było trzeba więc wykonać sekwencję krótkich skoków o różnych wektorach od skoku pierwotnego. Dużym minusem tej metody jest oczywiście zazwyczaj brak czasu by zaprogramować wszystkie skoki - wszak zwykle stosuje się go w trakcie ucieczki. Ponadto istnieją urządzenia umożliwiające śledzenie statków w hiperprzestrzeni. Szczęśliwie dla naszych bohaterów mieli odpowiednio dużo czasu by zaplanować trzy szybkie skoki, a goniące ich myśliwce były za małymi jednostkami, by się w nich zmieściły urządzenia śledzące.
Z pewną wprawą Jack wykonał szybkie obliczenia i wyznaczył kolejne wektory skoków. Teraz tylko pozostało przetrwać najbliższe chwile i wszystko powinno się udać. Co prawda istniało kosmicznie małe prawdopodobieństwo, że wyskoczą w środku jakiegoś pasa asteroid, albo w środku jakiejś gwiazdy, ale nie było czasu by to obliczyć. Poza tym pierwszy wektor Jack wybrał z bazy danych z zamiarem przerwania wcześniejszego skoku, i na drodze do tego portu nie może znajdować się tak masywny obiekt jak gwiazda. A jak wpadną w pas asteroid to będzie coś kombinował. Przy kolejnych skokach ryzyko wypadku rosło, ale Jack miał zamiar wykonać o wiele krótsze skoki niż średnie odległości międzygwiezdne. A z resztą w tym momencie mieli troszkę inne zmartwienia na głowie.
- Wróciłaś w dobrym momencie - rzekł Jack do Saine, która właśnie wróciła do kokpitu. Niemalże w tym samym momencie odezwał się komputer z ostrzeżeniem o namierzaniu. - Siadaj i zapnij dobrze pasy bo będzie szarpało... No i postaraj się nie zwymiotować - dodał z uśmiechem, za którym maskował troskę.
Walka kołowa w przestrzeni kosmicznej jest o tyle wygodniejsza, iż kompresory grawitacyjne o wiele lepiej działają niż w atmosferze, głębiej w studni grawitacyjnej planety. Co nie zmienia faktu, iż dużo gwałtownych manewrów może przeładować chwilowo kompresory i przeciążenia wtedy dla pasażerów są wyraźnie odczuwalne. A dla nie wprawionych może to spowodować nudności jak i nawet chwilową utratę przytomności. Jack oczywiście nie miał zamiaru walczyć z jednostkami wroga, lecz będzie musiał wykonywać gwałtowne manewry by zmylić ewentualne wystrzelone w ich kierunku torpedy i rakiety.
- Do Lambdy 4325 - odezwał się w komunikatorze inny niż wcześniej głos - To ostatnie wezwanie: wyłącz napęd i osłony!
Odpowiedziała mu jedynie cisza. Jack był zbyt zajęty wyciszaniem się by wejść w strumień Mocy, by odpowiadać na jakiekolwiek komunikaty ze strony pościgu. A z resztą najbardziej wymowną odpowiedzią był maksymalny ciąg silników.
- Zaczyna się... - rzekł Jack pod nosem, gdy sygnał alertu zmienił swój ton. Oznaczało to, że w bliskiej przestrzeni wokół promu pojawiła się torpeda. Można ją było z resztą dostrzec na radarze, jako trochę wydłużony punkt, który z dużą prędkością zbliżał się do jego centralnej części. Lambdy oczywiście posiadały flary, którymi można było z powodzeniem zmylić naprowadzane pociski wroga, jednakże Jack miał zamiar wykorzystać je w sytuacji bardziej podbramkowej.
Gdy torpeda niemalże złączyła się z ich punktem radarowym, a alert piszczał już w sposób ciągły, Welles wykorzystując silniki manewrowe oraz dysze kierunkowe napędu głównego, gwałtownie odbił w lewo, a następnie wykonując zgrabną beczkę poleciał "w dół", by chwilę później wrócić na pierwotny kurs ponownym ciasnym skrętem. W tym czasie, gdyby tylko nie przeraźliwe piskliwe alerty zbliżeniowe, można byłoby usłyszeć skrzypienie poszycia promu, wywołane przez przeciążenia. Szczęśliwie dla pasażerów, system kompensujący nie przeciążył się, lecz mimo tego było można poczuć bardzo niemiłe wrażenie w błędniku. To co jednak najważniejsze, w rezultacie tego manewru torpeda znalazła się przed i "powyżej" ich.
Większość pocisków ma wbudowane zabezpieczenie, polegające na tym, iż w momencie utraty celu z pola widzenia czujników, lub po odpowiednio długim czasie, eksplodują. I tak też stało się w tym momencie, a filtry przedniego iluminatora dynamicznie przyciemniły się na krótką chwilę by ochronić wzrok załogi. Niecałą sekundę później odezwała się tylna wieżyczka promu. To Locust otworzył ogień do nadlatujących maszyn wroga, które najwyraźniej odpowiedziały, gdyż w przestrzeni wokół Lambdy pojawiły się bolty.
- W kosmosie ten bydlak też jest zabójczy - rzekł Jack - udało mu się już zestrzelić jednego z niemilców.
Na potwierdzenie jego słów jeden z trójkącików na radarze zgasł. To oraz uniknięcie torpedy niestety najwyraźniej tylko rozdrażniło ścigających ich pilotów. Rozdrażniło oraz spowodowało, że zaczęli być ostrożniejsi. Wystrzeliwali torpedy ze znacznie bliższej odległości i starali się podchodzić do ataku bardziej od burt promu by uniknąć ostrzału z wieżyczki. Parę boltów dotarło do swojego celu a jedna torpeda eksplodowała już niebezpiecznie blisko, szczęśliwie osłony Lambdy wytrzymywały to. Niestety tego samego nie można było powiedzieć o kompresorach antygrawitacyjnych, które przynajmniej dwa razy przeładowały się. Jednakże stopniowo, ale w sposób ciągły, punkt na radarze odpowiadający promowi zbliżał się do krawędzi błękitnej poświaty na radarze, odzwierciadlającej cień grawitacyjny planety.
Piloci myśliwców też to najwyraźniej widzieli, gdyż zacięcie ich ataków tylko wzrastało. Nic to jednak nie dało, gdyż po niecałych dwóch minutach zapaliła się przyjemnie błękitna dioda, oznaczająca iż mogą wykonać skok hiperprzestrzenny. Kompresory ostatni raz zawyły sygnalizując skraj swoich wytrzymałości, gdy Jack w ciasny sposób wykonał manewr by ustawić się zgodnie z zaprogramowanym wektorem skoku. W międzyczasie wystrzeliwał kolejne flary, gdyż piloci myśliwców zdecydowali się, co było zgodne z przewidywaniami, na niemalże ciągły ostrzał torpedowy. Pociski rozminęły się z promem o zaledwie tysięczną część sekundy. Gdyż zaledwie o tyle tylko wcześniej, Jack zdecydowanym ruchem ręki pociągnął dźwignię hipernapędu.
Gwiazdy rozciągnęły się w nieskończoność, a żołądki załogi promu zrobiły charakterystycznego "fikołka". Błękit hiperprzestrzeni zdołał jednak na krótką chwilę wypełnić iluminator, gdyż niemalże od razu ponownie pojawili się w zwykłej przestrzeni. Mimo tego znaleźli się daleko poza heliosferą gwiazdy systemu Wayland. Nie było jednak czasu na podziwianie widoków. Jack z precyzją automatu wykonał ciasny manewr skrętu i ponownie pociągnął za dźwignię hipernapędu. Teraz w nadprzestrzenii spędzili parę chwil dłużej, by ponownie wyskoczyć do normalnej przestrzeni. Ponownie również Jack ustawił prom zgodnie z trzecim wektorem skoku.
Piętnaście minut później od czasu wylotu z Wayland, Jack najwyraźniej z ulgą westchnął.
- Uciekliśmy im - rzekł krótko i puścił z ulgą trzymaną dźwignię hipernapędu. Otóż przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu i wpatrywał w ekran radaru. Miał on bowiem zamiar natychmiast skakać w hiperprzestrzeń, gdyby pojawiły się na nim jakieś niepokojące oznaki. W międzyczasie do kokpitu wrócił Locust. Jack jakby nie zwrócił na niego uwagi, a sięgnął do podręcznej apteczki z której wyjął jakieś tabletki, które następnie wraz z tubką wody podał Saine.
- Weź to, a poczujesz się lepiej - rzekł, a następnie kontynuował - Hipernapęd mamy już niemal całkowicie naładowany, więc możemy lecieć dalej. Jakieś życzenia?

godziny spędzone w Tie Fighterze, X-Wing Alliance oraz Ace Combat w końcu się do czegoś przydały 8-)
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 17 Cze 2020, o 18:16

Akcja była szybka. Saine poprowadziła istotę do działek, sama po krótkiej chwili wróciła do kokpitu, po drodze kilkukrotnie obijając się o ściany i omal nie przewracając. Cokolwiek robił Jack, miała nadzieje, że wie jak wydostać ich z tego gówna. Siadła od razu w fotelu drugiego pilota i zapięła się, niemal siłą wbijając się w fotel.
- Jaaack... mam nadzieje, że wiesz, co robisz!
Choć z ogromną ochotą zamknęłaby oczy czuła, że w ten sposób byłoby jeszcze gorzej, niż obecnie. Mężczyzna manewrował jak wariat, ale robił to skutecznie, choć Saine kilka razy serce podjechało do gardła, zresztą żołądek także. W tym momencie nie mogła zrobić nic i była całkowicie zdana na Jacka oraz Gen'Dai, który wcale nie był ich sojusznikiem. Jak uda im się wyrać od imperialnych, ich sytuacja nie będzie o wiele lepsza, tylko zamiast dwóch zagrożeń, będą mieli jedno i to bardzo bezpośrednie. Na razie starała się jednak o tym nie myśleć.
Wszystko przebiegło bardzo szybko, kontrolki zapalały się i gasły, alarmy wyły, podobnie jak silniki, które dawały z siebie wszystko. Do tego za iluminatorem widok zmieniał się tak szybko, że można było od tego dostać choroby lokomocyjnej.
- Jaaaack... - w jej głosie pobrzmiewała nuta paniki.
W końcu jednak udało się im wyrwać. Umiejętności pilotażu mężczyzny były zdecydowanie większe niż jej, choć raczej nie nazwałaby siebie kiepskim pilotem. Miała wrażenie, że to trwa wieczność i już nie dadzą rady. Odetchnęła, czując bulgotanie w żołądku i zawroty głowy, jakby ktoś jej porządnie przywalił. Odebrała od mężczyzny wodę i tabletki, połykając je natychmiast.
- Jesteś wielki. Jeden problem za nami... - spojrzała na Jacka z napięciem, a następnie przeniosła wzrok na Loctusa - Dokąd chcesz się udać? - dodała już w starorepublikańskim.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sie 2020, o 19:12

Saine najpierw pomyślała, że olbrzymi Gen'dai nie zrozumiał pytania. Zamiast bowiem odpowiedzieć, Locust usiadł na ziemi za ich fotelami i objął głowę rękoma. Jack wyczuł wtedy, że stwór był po prostu strasznie... zagubiony. Mężczyznę przeraziła pustka, jaką ujrzał w miejscu, które powinny zajmować jakieś myśli. Domyślił się, że nagła zmiana, cała ucieczka i emocje spadły teraz na Locusta ze zdwojoną siłą, a olbrzym, pomimo rozmiarów i masy, musiał ugiąć się pod takim ciężarem.
Jednocześnie Jack wyczuł w nim coś... ukrytego. Prawdopodobnie sam Locust nie zdawał sobie sprawy z tego czegoś, co mężczyzna uznał za... nienaturalne dla Gen'dai. I było to związane z agresją, którą emanował stwór tuż po opuszczeniu swojego więzienia.
W końcu Locust opanował się. Rozejrzał przytomnej po kabinie i jakby coś sobie przypomniał.
- Taris - rzucił krótko - Muszę dostać się na Taris.
Nagle Gen'dai wrócił do siebie. Widocznie kryzys trwał u niego krótko.
Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, Locust wstał i oparł się o ich fotele, niemal łamiąc oparcia.
- Widzę, człowieku - zwrócił się do Jacka w starorepublikańskim - Że martwisz się o tę pannę. Nie martw się - położył swoje ogromne łapsko na barku mężczyzny i uśmiechnął się rekinimi zębiskami - Na razie was nie zjem.
Uradowany własnym żartem, którym zrozumiała tylko Saine, Gen'dai cofnął się i rozsiadł ponownie.
- No, a teraz, kobieto znająca mój język, powiedz - kto zapłacił wam za uwolnienie mnie? Bo nie wierzę, że nasze spotkanie i wspólna ucieczka to przypadek.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 1 Wrz 2020, o 16:54

Obserwowała Loctusa z lekkim strachem, starając się instynktownie być jak najbliżej Jacka, a jak najdalej starożytnej istoty, co w niewielkim kokpicie statku właściwie było niemożliwe do zrealizowania. Mimo wszystko zmuszała się, by zachować spokój i nie dać po sobie poznać zbyt dużego przerażenia. Mimo to poczuła się nieswojo, widząc zachowanie istoty, która wydawała się... skołowana? Przez chwile nie wiedziała co robić i zerknęła nerwowo na Jacka. W końcu jednak Gen'dai się odezwał i tego wyrazu nie trzeba było pewnie nawet tłumaczyć. W starorepublikańskim nazwa tej planety nie różniła się tak bardzo jak współcześnie.
Otwarła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bowiem stwór wrócił już do siebie i postanowił nawet zażartować, co w obecnej sytuacji jakoś nie napawało jej optymizmem, choć zdobyła się na delikatny uśmiech. Przetłumaczyła Jackowi jego słowa, a potem odchrząknęła lekko zakłopotana.
- Nikt nam nie zapłacił - odparła - Nawet nie wiedzieliśmy, że tam jesteś. To był przypadek, chcieliśmy... chcieliśmy jakość opuścić planetę, poszukać środka transportu i no cóż... trafiliśmy na ciebie.
Właściwie nie wiedziała, kto bardziej odpowiadał za uwolnienie Loctusa, oni czy imperialni, sądziła raczej, że w całej tej sytuacji, jego wyzwolenie było prawdziwym przypadkiem.
- Co do Taris... to raczej będzie to trudne. Od dłuższego czasu szerzy się tam zaraza Rakghuli i system jest zablokowany przez władze Imperialne. Dostanie się tam, może być niemożliwe, prawdopodobnie nas po prostu zestrzelą.
Taris to było ostatnie miejsce, gdzie chciałaby się udać, choć tak po prawdzie obecnie, w jej sytuacji lista miejsc, bez zagrożenia imperialnego znacznie jej się skurczyła. Właściwie nie wiedziała, gdzie mogliby się udać, ale z pewnością jak najszybsze pozbycie się Gen-daia byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie była jednak pewna, jakie ma plany wobec nich i czy przypadkiem, gdy już stwierdzi, że nie potrzebuje ich pomocy, to po prostu ich zabije. Coś sądziła, że nawet Jack i jego Moc by im wtedy nie pomogła.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 4 Wrz 2020, o 08:43

Jack westchnął cicho gdy Locust zabrał swoją łapę z jego ramienia. Wiedział, że w tym momencie są z Saine zdani na łaskę nowego towarzysza, choć z drugiej strony on sam by sobie nie poradził z pilotowaniem wahadłowca. Mieli więc kartę przetargową i teraz należało z niej korzystać.
Idealny plan wedle Jacka zakładał polecenie teraz gdzieś na zewnętrzne rubieże, znalezienie jakiegoś niezadającego zbyt dużo pytań pasera i sprzedanie wahadłowca oraz sprzętu na nim znajdującego się - najlepiej osobno by uzyskać jak najwyższą kwotę, a za zarobione pieniądze załatwienie jakiegoś transportu w dalszą drogę... Oczywiście bez Locusta.
Niestety plan ten miał chyba niezbyt wielkie szanse na zrealizowanie, gdyż mimo iż Jack ogółem nie rozumiał co Gen'dai mówił i raczej wyczuwając echa jego uczuć, wiedział iż w tym momencie są bezpieczni, to wychwycił nazwę Taris.
Welles dawno nie odwiedzał tej planety, ale nie było żadną tajemnicą iż dostanie się na jej powierzchnię jest bardzo trudne, a na pokładzie takiej a nie innej jednostki praktycznie nie możliwe. Mimo tego wbił w komputer pokładowy koordynaty by wyświetlić informacje jakie były zgromadzone na jednostce centralnej promu. Czerwone ostrzeżenie o ograniczonym dostępie i blokadzie orbitalnej nie były żadnym zaskoczeniem, a Saine nawet nie czekała i już zdaje się próbowała to tłumaczyć Locustowi. Jack miał tylko nadzieję, że ich potworny towarzysz nie będzie się upierał przy swoim...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Mistrz Gry » 6 Wrz 2020, o 14:22

Locust wpatrywał się uważnie w czerwone, niezrozumiałe dla niego napisy, które wyświetlił mu Jack. Wysłuchał Saine z powagą, trąc podbródek palcem i kiwając głową w zamyśleniu. Wyglądał prawie tak, jakby miał podjąć zdroworozsądkową, przemyślaną i odpowiedzialną decyzję.
- Muszę dostać się na Taris - powiedział w końcu. Śmiertelnie poważnie.
Atmosfera zgęstniała. Saine spojrzała na Jacka, a Jack na Saine. Mężczyzna zrozumiał bez słów. Usłyszeli od Gen'dai słowa, których się obawiali i na które nie byli gotowi.
Po chwili zastanowienia, przyjrzawszy się potworowi, obydwoje stwierdzili, że przekonanie kogoś, kto wyglądał na tak zdesperowanego, jak Locust, mogłoby okazać się dość bolesne w skutkach.
- Widzę, ludzie, że nie podoba wam się ten pomysł - odezwał się Gen'dai - Ale ja nie jestem głupcem. Widzę i rozumiem to, co mi pokazaliście. I gdyby istniało jakieś miejsce, w którym mógłbym się podziać po tysiącach tych lat w więzieniu, gdybym miał kogoś, kto po tysiącach lat w ogóle żyje i mnie pamięta, gdybym miał inne wyjście, nie poleciałbym na Taris. Ale poza Taris nie mam nic.
Zrobił którą przerwę i przez chwilę wpatrywał się w Saine i Jacka.
- Jesteście jeszcze wy - kontynuował - I tak samo jak ja wiecie, że jesteście mi potrzebni. I że nie opłaca mi się was teraz zabijać. Boicie się o to, co będzie później. Zawrzyjmy zatem umowę. Pomożecie mi dostać się na powierzchnię Taris. Znam sposoby na ominięcie blokad, nie raz musiałem radzić sobie z przemytem towaru na planetę. W zamian za waszą pomoc pozwolę wam odlecieć i nie zrobię wam krzywdy - Locust wyciągnął olbrzymią prawicę w kierunku Saine - Umowa stoi?

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Jack Welles » 9 Wrz 2020, o 14:38

Saine spojrzała na Jacka pytającym wzrokiem, a ten zaledwie wzruszył ramionami i zaczął wprowadzać dane nawigacyjne. Nie było potrzebny wymiany słów - pani archeolog i były przemytnik rozumieli się właściwie bez słów. Welles wiedział, że Locust się upiera bo słyszał parokrotnie jak wymawiał Taris. Lot na tą planetę był samobójstwem, ale lot gdziekolwiek indziej również takowym był... Przy czym Welles stwierdził, że większe szanse mają będąc z Locustem po jednej stronie przeciw Imperium, niż ryzykując posiadania w postaci tego kosmity wroga.
Saine tymczasem uścisnęła dłoń nowego "towarzysza", a potwierdzeniem tego układu był skok w nadprzestrzeń, który wykonał prom chwilę później.
- Proponuję rozejrzeć się po pokładzie - rzekł Jack wstając z fotela pilota - Lot potrwa jakiś czas, a nuż znajdziemy coś co nam się przyda - dodał kierując się do wyjścia z kokpitu.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Wayland] Zagubieni

Postprzez Saine Kela » 9 Wrz 2020, o 15:11

Przekonanie Loctusa może być niemożliwe, co niestety stawiało dwójkę ludzi w sytuacji właściwie bez wyjścia. Każda możliwa opcja może okazać się śmiertelna w skutkach i najwidoczniej nic w tym momencie nie podziałają. Szkoda tylko, że wszystko stało się tak szybko i niespodziewanie. Nie takiej ucieczki z Wayland się spodziewali. Kobieta westchnęła i kiwnęła głową.
- Nie mamy wielkiego wyboru - odezwała się do Gen'daia - Zgoda, ale ostrzegam, że możemy mieć niełatwą przeprawę. Jak mówię, cały układ planetarny Taris jest na "kwarantannie".
Mimo wszystko uścisnęła jego dłoń, przy czym nie czuła się z tym komfortowo. Miała wrażenie, że potężny obcy po prostu ją zgniecie jak nic nieznaczącego robaka. Ledwo powstrzymywała się przed tym, by się nie trząść ze strachu.
- Umowa stoi. - spojrzała na Jacka - I jak mówi mój towarzysz, lot trochę potrwa, więc możesz się rozejrzeć po statku i odpocząć.
Odsunęła się zaraz od Loctusa i ruszyła zaraz za Jackiem. Nie podobało jej się to wszystko i to bardzo. Nawet jeżeli obcy dotrzyma umowy, to jak wydostaną się ponownie z układu? Blokada jest w dwie strony - nic nie wylatuje i nic nie wlatuje. I jeszcze jedna kwestia, czy pojawienia się Loctusa nie będzie wróżyło w przyszłości jeszcze większych problemów?
- Jack? Mam nadzieje, że twoja Moc nam pomoże, bo inaczej czarno to widzę. Podróż na Taris to błąd. Jak nas nie zestrzelą od razu po przybyciu, to w momencie, jak będziemy chcieli odlecieć. I jeszcze zaraza. - nagle coś jej się przypomniało i złapała mężczyznę za ramię - Zostawiliśmy Nigela na Wayland. - skrzywiła się.
Dobrze przynajmniej, że miała przy sobie swoją torbę i własne rzeczy, na szczęście jej bagaż był bardzo skromny, ale fakt pozostawienia rannego towarzysza i jak się zdawało przyjaciela Jacka... to było dość niefortunne.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron