Siedział na swoim miejscu pochylony i patrzył w podłogę pokładu kanonierki. Mężczyzna nie mógł się otrząsnąć z tego co właśnie widział. Prawdopodobnie żaden z członków drużyny nigdy nie wiedział takich emocji u dowódcy jakie miał teraz, był przerażony, było to widać po jego twarzy, a jednocześnie był zdziwiony i skonfundowany tym co się stało na samym końcu... Nagłe zatrzymanie się całej hordy krwiożerczych lyleków, to nie było normalne... Serith siedział tak, widać było, że intensywnie analizuję sytuację sprzed paru chwil... Powoli dochodził do wniosku co mogło spowodować to zachowanie u bestii - rurki.
Po kilku, a może kilkudziesięciu minutach wreszcie ktoś z załogi postanowił przerwać ciszę, Lucius. Sierżant słuchał dialogu, który wywiązał się między członkami jego oddziału. Niezmiennie patrzył przed siebie, nieco w dół w poszycie pojazdu, przysłuchiwał się rozmowie, ale nie reagował, do czasu. Po drugiej wypowiedzi Rexa nagle dołączył do dyskusji.
-
Te wydrążone rurki na skraju wioski. To one. - powiedział do załogi będąc nadal wpatrzony w punkt przed sobą. Wiedział że nie wyjaśnił o co mu chodzi, więc kontynuował. -
To były instrumenty, my ich nie słyszeliśmy, ale lyleki musiały. Wydawały przez siebie jakiś dźwięk, który nakazał im nie przekraczać granicy wioski, a gdy wiatr się wzmógł rurki wydobyły jakieś brzmienie, które ich całkowicie odstraszyło. - kończąc zdanie obrócił głowę ku reszcie ludzi. Było widać, że są nieco zdziwieni wyjaśnieniem dowódcy, ale na pewno części z nich wydawało się to prawdopodobne, zwłaszcza dziewczynom, które były wtedy koło Tallava.
Oczy Seritha zwróciły się ku pilotowi. -
Powiadom go. - odezwał się do niego już spokojnym głosem. Po mimo tego, że teraz już nieco uspokoił się na zewnątrz wewnątrz niego trwała burza. Nie był przygotowany na takie coś, na bandę rozwścieczonych potworów, nie chciał tracić nikogo z drużyny, zwłaszcza jego zastępcy - Elayne. Przez resztę drogi nikt już się nie odezwał. Po pięciu, dziesięciu minutach poczuł jak żołądek nieco podniósł się góry, a potem gwałtowanie opadł, kanonierka osiadła na lądowisku. Otworzyły się drzwi od pojazdu cała załoga zaczęła powoli wychodzić z maszyny. Robili to naprawdę wolno, byli zmęczeni i widać to było w ich ruchach. Na samym końcu wyszedł Serith, stanął na krawędzi podłogi rozglądając się po bazie. Wrócił wzrokiem na swoją drużynę, która teraz stała w prowizorycznym szeregu, każdy z nich miał dość dzisiejszego dnia i chciał po prostu odpocząć przed kolejnym dniem, przemyśleć sobie to co się właśnie zdarzyło. Tallav wziął głęboki oddech i zeskoczył na ziemie stawając przed oddziałem. Miał już zacząć do nich mówić, ale spostrzegł jak z jednego z budynków biegnie dwóch szturmowców, obrócił się w ich stronę. Podbiegli do niego stając około metra od niego. Zasalutowali mu, a on odpowiedział im tym samym.
- Kapitan Broon kazał nam zabrać ciało Twi'leka i odtransportować go do badań.[/b] - mężczyzna wskazał im głową w kierunku otwartej kanonierki. -
Bierzcie - odpowiedział. Kiwnęli mu hełmami wchodząc do pojazdu, po chwili trzymając obcego za ręce i nogi zaczęli go nieść. Tallav odprowadził ich wzrokiem, aż zniknęli za drzwiami drugiego co do wielkości budynku w bazie. Serith obrócił się ponownie w stronę towarzyszy, którzy przez cały czas obserwowali go z nieco zmartwionymi minami.
-
Wiem, jesteście zmęczeni i pełni emocji. Nie zatrzymuję was, odpocznijcie. - patrzył jak w ciszy jego kompani, przyjaciele ruszają ku barakom. Sierżant złapał za rękę blondynkę, która szła jako ostatnia. Ta obróciła się do niego z pytającą miną. -
Elayne mogę do ciebie potem przyjść? - zapytał ją z proszącym wzrokiem, widać było po nim, że coś go trapi, był zdezorientowany i wydawał się zaniepokojony. Kobieta kiwnęła do niego głową na znak, że się zgadza i ponownie ruszyła w stronę kompleksu mieszkalnego. Odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na centrum dowodzenia...
***
Stukot jego białych butów odbijał się echem po pustych korytarzach budynku. W czasach świetności na pewno tętniło tu życie, żołnierze przenosili raporty, oficerowie i podoficerowi wychodzili z odpraw dowództwo przekazywało kolejne polecenia do swoich podwładnych. Teraz świeciło pustkami, od czasu do czasu Serith minął jakiś szturmowców salutując im. Widać było, że budynek był już nieco wiekowy i zaniedbany, mało kto mógł zajmować się konserwacją tego kompleksu, było za mało ludzi, za mało sprzętu, za mało wszystkiego. Mężczyzna mijał kolejne zamknięte drzwi, aż dotarł do ostatnich na samym końcu korytarza. Miał już do nich zapukać, ale zanim to zrobił usłyszał nieco przytłumiony głos kapitana.
- Proszę wejść sierżancie. - niedługo myśląc podoficer wszedł do pokoju. Biuro było średnich rozmiarów. Znajdowały się w nim dwie szafki na dokumenty, na końcu stało biurko, na którym stała mała lampka oraz chaotycznie rozłożonych kilka datapadów. Na samym środku kwatery znajdował się mały podest, a koło niego stał Kapitan Broon przeglądając właśnie coś w nośniku danych. Serith podszedł do niego i zasalutował, przełożony niedbale mu odpowiedział tym samym, widać było, że skupiał się na czytaniu czegoś w tym małym urządzeniu. Sierżant spokojnie czekał, aż Broon skończy swoje obowiązki. W między czasie rozglądnął się dostrzegając małą biblioteczkę, na których pułkach znajdowało się kilkanaście holoksiążek, a w pustym miejscu koło nich leżał kolejny datapad. Najwyraźniej kapitan czegoś intensywnie szukał w swojej dokumentacji. Po paru chwilach dowódca garnizonu odstawił nośnik pamięci na biurko i obrócił się w stronę Seritha.
- Więc sierżancie, słyszałem że znaleźliście w wiosce trupa Twi'leka. - rozpoczął spokojnie kapitan. - W pierwszej chwili pomyślałem, że po co targacie tutaj jakieś ciało, ale po chwili zrozumiałem, że musiał być jakiś powód, coś musiało pana sierżancie zainteresować skoro zdecydowałeś go tutaj zabrać, mylę się? - zapytał ze stoickim spokojem Broon obserwując zachowanie towarzyszącego mu mężczyzny.
-
Nie myli się pan. Ten Twi... - rozpoczął Tallav, ale przełożony gestem ręki kazał mu przerwać. Kapitan stanął przed nim, splótł ręce za sobą i skierował wzrok na swojego podwładnego. - Proszę mówić od początku, do tego trupa przejdzie pan w odpowiedniej chwili. - w między czasie jedną ręką dowódca garnizonu wklepał coś na pulpicie znajdującym się koło podestu, przy którym właśnie stali. Gdy skończył sekwencje ruchów przy ekranie obok nich pojawił się obraz terenu, którego Serith wraz z drużyną patrolowali. Można było zauważyć, że część stref jest zaciemniona, łatwo można się było domyślić, że te miejsca zostały oznaczone jako sprawdzone. Kapitan wrócił wzrokiem na sierżanta.
- Proszę zaczynać - stwierdził dowódca. Serith głęboko wzdychnął i otworzył usta by zacząć mówić. -
Starszy Szeregowy Rex przekazał nam, że poprzedni oddział nie zdążył sprawdzić opuszczonej wioski tubylców, ale co pan kapitan chyba już wie. - Broon słysząc słowa swojego podwładnego kiwnął głową na potwierdzenie. -
Ta osada znajduje się, o tutaj. - Talav obrócił się do holomapy, nieco przybliżył jedną z niesprawdzonych stref i palcem wskazał na mały skrawek wolnego terenu, na którym znajdowały się zabudowania. Zaraz w tym miejscu zaczęła pulsować czerwona kropka. Sierżant ponownie skierował się w stronę przełożonego.
-
Rozkazałem Rexowi wylądować na placu w wiosce, bez przeszkód osadził kanonierkę na wolnej przestrzeni. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się ku totemowi na środku wioski. Przedstawiała jakiegoś Twi'leka, nie mam pojęcia kim on mógł być. Zgodnie z moim wcześniejszym rozkazem rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Trzech moich ludzi udało się na lewą stronę wioski, ja z jednym na prawą. - mężczyzna na chwilę przerwał starając się przypomnieć jak najwięcej szczegółów, lekko podniósł oczy ku górze i nabrał powietrza, kontynuował. -
Wioska była całkowicie opuszczona, chaty puste jakby tubylcy zabrali wszystko co mogli i opuścili to miejsce. Ja wraz z moim człowiekiem doszliśmy na skraj wioski, gdzie zauważyliśmy dziwne wydrążone rurki, nie zdążyliśmy się im dokładnie przyglądnąć, bo zostałem powiadomiony przez komunikator, że znaleźli właśnie tego trupa Twi'leka. Czym prędzej udałem się w miejsce wskazane mi przez moich ludzi i go zobaczyłem... - zrobił na chwilkę przerwę, kapitan wydawał się, jakby z zaciekawieniem słuchał każdego słowa Seritha. Sierżant nabrał trochę powietrza i opowiadał dalej. -
To ciało było... Dziwne. Jego głowonogi były poskręcane i leżały przy jego ciele, ręce rozłożone na wznak. To nie była naturalna pozycja, ktoś go musiał tak ułożyć, albo... Sam nie wiem... Poza tym ułożeniem ciała i brakiem oddechu wydawał się jakby spał. Nie zauważyliśmy też, żadnej widocznej przyczyny śmierci. - przerwał mu na chwilę kapitana machnięciem ręki. Broon lekko przekrzywił głowę i można było zauważyć w jego mimice lekką nutkę konsternacji.
- Rzeczywiście dziwne, nie było nic widać na jego ciele? - zapytał dowódca. -
Nic, nic nie było, sir. - szybko mu odpowiedział Tallav. Przełożony dał mu delikatnie znak ręką, że może kontynuować. Serith koniuszkiem języka zwilżył wargi i przełknął głośniej ślinę, mówił dalej. -
Kazałem dwóm moim ludziom przetransportować trupa do centrum wioski, a sam zabierając pozostałych do tej dziwnej konstrukcji na skraju wioski. Jeden z moich ludzi zna się na takich rzeczach, więc dałem mu parę chwil na zbadanie tych rurek. A w międzyczasie wezwałem kanonierkę, aby nas stąd zabrała. Mój człowiek szybko wyjaśnił mi, że to są jakieś instrumenty, tylko nie słyszymy tych dźwięków. W tym samym czasie nad naszymi głowami przeleciał starszy szeregowy Rex i wylądował na placu... Jeszcze w czasie lotu ostrzegł nas, że... Lyleki biegną w naszą stronę... - Serith na chwilę przerwał i mógł zobaczyć jak oczy kapitana się rozszerzają. Tallav szybko zrozumiał, że Broon wie co to znaczy atak lyleków, widać było, że dowódca chce, aby jego podwładny kontynuował składanie raportu. -
Zaczęliśmy wycofywać się w stronę pojazdu, ale usłyszeliśmy, a po chwili zobaczyliśmy... Horda tych bestii biegła przez dżunglę przewracając drzewa na swojej drodze. Biegliśmy ile sił w nogach, aby od nich uciec... W pewnej chwili spojrzałem za siebie i nie dowierzałem co widzę. Stado potworów zatrzymało się na granicy osady, koło tych rurek. W pierwszej chwili nie rozumiałem co się stało, po prostu wróciłem na kanonierkę. - kapitan lekko się cofnął ze zdziwieniem na twarzy, widać było, że chce wyjaśnienia tej sytuacji od swojego sierżanta. Tallav obrócił się nieco w stronę holomapy i obserwował ten pulsujący punkt, przed oczami widział obraz lyleków stojących na skraju wioski. -
Te rurki wydawały jakieś dźwięki na ich częstotliwości, najwyraźniej wydawał jakieś brzmienie, które kazało im się zatrzymać, nie podchodzić dalej, a gdy wiatr się mocniej poderwał to te instrumenty wydały jakiś mocniejszy, dalej niesłyszalny dźwięk i te bestie uciekły stąd w popłochu. - widział reakcje kapitana, oparł się o swoje biurko i stał tak z lekkim uśmieszkiem.
- To dlatego te dzikusy tak długo przetrwały w środku dżungli. Sprytne sukinsyny. - powiedział to delikatnie się uśmiechając. - I potem wróciliście do bazy tak? - przełożony zapytał Seritha, który skwitował to kiwnięciem głowy. Kapitan przeszedł za biurko i rozsiadł się na czerwonym fotelu. Przez chwilę widać, że był zamyślony, ale za moment obejrzał się na sierżanta. - Czyli, póki co to ten Twi'lek to nasza jedyna poszlaka w związku z tym statkiem. - powiedział dowódca garnizonu. -
Tak sir, nic więcej nie znaleźliśmy. - odpowiedział zgodnie z prawdę Tallav. Oficer imperialny wziął głęboki oddech drapiąc się w między czasie po brodzie.
- Tak czy owak zdobyłeś dzisiaj kilka ciekawych informacji, które postaramy się jak najszybciej sprawdzić sierżancie Tallav. Nie będę pana już zatrzymywał, na pewno chcesz odpocząć po tym wszystkim. Możecie odmaszerować. - oznajmił Serithowi kapitan, który w tym czasie złączył palce w piramidkę i obrócił swój fotel bokiem do sierżanta. Spoglądał w skrawek pustej ściany, widać było, że nad czymś intensywnie myśli. Jego podwładny podszedł do niego.
-
Chciałbym być poinformowany o postępie badań nad tym Twi'lekiem, sir. - powiedział do niego Serith, chciał wiedzieć dokładnie co się dzieje i czy przywiezienie tego trupa dało jakiś postęp w sprawie tego tajemniczego statku.
- To się rozumie samo przez się - odpowiedział z uśmieszkiem Kapitan. - Proszę iść odpocząć sierżancie. - dodał po chwili. Tallav stanął na baczność, regulaminowo stukając przy tym butami, zasalutował swojemu dowódcy po czym skierował się ku wyjściu z biura.
***
Na jego ciało zaczęły spływać ciepłe strumienie wody, stał w odświeżaczu biorąc prysznic po całym wymagającym dniu. Czuł, że teraz tego mu trzeba. Oparł się rękoma o ściankę, pochylając głowę. Rozmyślał właśnie teraz o całym dniu. Miał przed oczami tą hordę lyleków. Te ich syczące głowy, które ruszały się to w lewo to w prawo. Lekko pokiwał głową na boki, nie mógł uwierzyć, że taki przypadek uratował życie jemu i oddziałowi. Wyłączył na chwilę wodę sięgając w tym czasie po żel, który natarł dokładnie w całe ciało. Zaczął spłukiwać wcześniej nałożony płyn. Po kilkudziesięciu minutach ożywczego prysznica wyszedł z odświeżacza wycierając się przy tym ręcznikiem. Założył na siebie wcześniej przygotowany ubrania, czarne spodnie oraz białą koszulkę.Spojrzał w lustro, widząc swoje odbicie, nabrał powietrza i wypuścił je przez nos. Wyszedł ze swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Kierował się w stronę kwatery Elayne. Po krótkiej podróży dotarł wreszcie do celu. Delikatnie dwa razy stuknął, a za moment otworzyły się drzwi. A jego oczom ukazała się jego zastępczyni ubrana w codzienne ciuchy.
-
Cześć, mogę? - spytał ją sierżant z dosyć poważną miną. - Cześć, jasne. - odpowiedziała mu kobieta. Serith wszedł i rozejrzał się, pokój wyglądał tak samo jak jego tylko z tym szczegółem, że był bardziej uporządkowany od jego kwatery. Usiadł na prostym drewnianym krześle, a Elayne usadowiła się na skraju jej łóżka będąc na przeciwko mężczyzny. Tallav był delikatnie pochylony, przez chwilę panowała cisza. Dziewczyna mogła widzieć, że jej kolega się do czegoś zbiera i nie chciała mu w tym przerywać. Mężczyźnie ponownie w głowie ukazały się obrazy z opuszczonej, twi'leckiej wioski. Spojrzał on na blondynkę, z zmartwionym wzrokiem.
-
To co się dzisiaj stało, to co widzieliśmy było straszne... - powoli zaczął. Kobieta lekko się przebudziła i zaczęła patrzeć na sierżanta. -
Bałem się jak cholera... Bałem się, że kogoś stracę, rozumiem że to co robimy niesie ze sobą o wiele większe ryzyko, niż praca mechanika, ale jakoś... Po prostu... Bałem się, że stracę jakiegoś przyjaciela, bałem się, że stracę ciebie... - Powiedziawszy to podniósł głowę z nieco zaszklonymi oczami. -
Od pewnego czasu jakoś czuję, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, ale nie miałem odwagi o tym mówić, a po dzisiejszym dniu... - wstał z krzesła, po czym usiadł koło niej patrząc na nią. Chciał ja objąć i przytulić do siebie, nie wiedział jak ona zareaguje na to, ale nie mógł już dalej ukrywać tego w sobie. Delikatnie, powoli przybliżał się do niej z zamiarem pocałowania.