Matka przyjęła objęcia córki, czekając aż emocje opuszczą jej podopieczną. Uśmiechała się szeroko, lecz stała spokojnie. Jak też nie mogła się cieszyć szczęściem córki? Jej aura była harmonijna, szczęśliwa. Od długiego czasu czuła w Mocy nadchodzący dotyk przeznaczenia. Była gotów zaakceptować to co nadchodzi.
- moja ścieżka już została obrana dawno temu. Przyszła pora byś i Ty wybrała swoją. O mnie się już nie martw - jej spokój w oczach był nieprzenikniony. Niczym ocean, w końcu wyciszył podekscytowanie młodej jedi. Matka nie dawała jej prezentu, a brzemię odpowiedzialności.
- czuję, że najbliższe zdarzenia wywrócą nasze spokojne życie. Ja jestem gotowa. A Ty?
- Nie ukryjemy się przed Nimi już dłużej. Gdy nadejdzie czas nie wahaj się wyruszyć w podróż. Jesteś gotowa by podjąć misję samodzielnie, niech moja osoba Cię nie trzyma. Ja ucieknę jeśli przyjdzie na to pora - matka położyła dłoń na ramię dziewczyny. Pewien okres się właśnie kończył.
- Nie wiem kto nas ściga, ale są bardzo blisko. Tatooine nie jest już bezpiecznym miejscem dla nas. Żadne miejsce już takie nie będzie.
Wiatr jakby wtrącił się, wypełniając ciszę miedzy kobietami. Zapowiedź zagrożenia była realna. Nyxi mogła wyczuć w Mocy zakłócenia, nieład, chaos nawet już teraz. Nadciągał i coraz bardziej nabierał realnych kształtów.
- Byłam gotowa na tę chwilę długo przed tym nim nadeszła. Być może czeka nas rozłąka, ale niech ona Cię nie zaślepi. Teraz jesteś już jedi. Wierzę w Ciebię, moja wiara od teraz zawsze będzie przy Tobie - spojrzała na kryształ zaciśnięty w dłoni Nyxi.
- o mój miecz nie martw się. Jestem jedi znacznie dłużej od Ciebie - powiedziała nieco rozbawionym tonem, rozładowując troskę córki.
***
- pasuje. Pozwolę się przypomnieć, gdy nadejdzie okazja - tym stwierdzeniem skwitował wymianę zdań między ich dwójką. Nyxi odeszła już i zamykała za sobą drzwi. Rehal zaś z lekkim niedowierzaniem spojrzał na Trebora. Kobieta z naturalnym wdziękiem opuściła pomieszczenie zostawiając za sobą jedynie wyobrażenie jej kształtu przed oczyma siedzących.
- Trebor? Widzę, że się polubiliście.
- Powiedzmy - odpowiedział zamyślony
- Co tak skromnie?! Przecież to ta jedna z tych skazanych na wyginięcie cnotek. Co żeś tym razem zrobił? Stare dobre metody?
- Nie tym razem Tym...
- Coś kręcisz - spasiony Rodianin zarechotał. Równie parszywy, acz z pewnością nieotyły facet zawtórował śmiechem.
- No na pewno nie Ciebie.
***
- Ludzie zbierają się z obu statków i wychodzą naprzeciwko siebie - skomentowała krótko relację z góry. Ich obecność nie została jeszcze zauważona. Całe zdarzenie wyglądało, jakby obie grupy umówiły się na spotkanie. Z pewnością sobie nie ufały. Po jednej stronie i drugiej stali uzbrojeni, czekając na rozwój sytuacji. Nyxi zaś czuła w mocy nadchodzącą rewelację. Niczym wizja z tego kamienia. Krew i śmierć. Czuła, że może zmienić bieg tego wydarzenia. Co mogła jednak zrobić?
- Zaraz się zacznie... - powiedział Vakkuf.
***
- nie no jasne. Przypilnuję by nikt stamtąd nie wyszedł. - odpowiedział odruchowo olbrzym, po czym ruszył do przodu w stronę zamkniętych drzwi. Trouble mogła kontynuować swój marsz na oślep po nieznanym okręcie.
Przyśpieszyła nieco kroku, aby upewnić się by oddalić się od monstrum Zabraka możliwie szybko. Po przebytej drodze szacowała, że okręt musiał mieć okrągły kształt. Minęła drzwi od czyjeś kajuty. Odchodziły z niej dziwne dźwięki. W końcu dotarła do skrzyżowania. Na lewo jak nic widziała rampę która była rozłożona a za nią grupę istot z wszelaką bronią kierującą się naprzeciwko innej grupie... imperialnych. Na prawo widziała zaś gibającego się do rytmu muzyki Bitha. Za nim zaś znajdowało się pomieszczenie wspólne załogi. Osobnik posiadał słuchawki na uszach. Musiał słuchać coś na prawdę głośno, gdyż odgłosy można było dosłyszeć z miejsca Trouble. Obok niego dwóch ludzkich niewolników na klęczkach szorowało podłogę. Bith był ubrany w kamizelkę i proste dziurawe spodnie. Miał przy sobie pas z dwoma blasterami. Nie miał jednego oka. Wyglądał i zachowywał się jak stary szalony pirat.
Zaś jeden ze zniewolonych mężczyzn z obrożą obrócił się w stronę Trouble...