przez Sskirt » 8 Lip 2018, o 01:09
A więc to była kryjówka tej grupki istot. Informacja została odnotowana, połączenia z innymi utworzone, a to wszystko skatalogowane. Fotoreceptory zlustrowały pomieszczenie i drzwi, którymi opuściły je kobiety. Maszyna zbierała informacje, ponieważ wykalkulowała sobie, że istnieje prawdopodobieństwo, że będzie tu czekać na nią pułapka, gdy wróci z kredytami, zresztą już samo kroczenie dostarczało jej użytecznych informacji o strukturze i zachowaniu podłogi, pod jej masą.
- Wrócę tu - rzucił w próżnie pomieszczenia.
Opuścił budynek, dokonał optycznej analizy kolejnych kondygnacji gmachu i ruszył przez tłum z powrotem do zaparkowanego ścigacza.
O ile już wcześniej mógłby przyciągać pewną uwagę niecodzienną piaskową peleryną ze strzałkami, to fakt, że niósł nieprzytomną Twi'lekankę, czyniło z niego obrazek cokolwiek dziwny. Na bardziej cywilizowanej planecie zapewne przyciągnąłby już czyjeś zainteresowanie np. patrolującego plutonu szturmowców, tu jednak Imperium już dawno nie było na powierzchni, a zwykłe dżentelistoty, po tym co się na Taris wydarzyło i działo dalej, martwiły się już tylko o własne przetrwanie, a zwrócić ich uwagę mogła właściwie tylko brązowa lub biała kupa mięsa z wystającymi szponami i pazurami. Jako nie będący taką MagnaGuard nie zwracał na siebie szczególnej uwagi i z optymalną prędkością powrócił do pojazdu. Sam zajął pozycję na fotelu kierowcy, a kobieta, uboższa o broń i komunikator, które wylądowały w schowku, siedziała bez świadomości przypięta pasami w fotelu pasażera.
Kilka minut, a kilkanaście klicków później znaleźli się na otwartej, niezabudowanej przestrzeni. Miejsce sprzyjało planowi ułożonemu przez system. Wektor i zwrot maszyny zostały zablokowane, a prędkość zmniejszona. Droid odpiął kobietę i bezceremonialnie wyrzucił z lecącego środka transportu. O resztę miała już się zatroszczyć siła grawitacyjna i pęd, coś w końcu, w momencie uderzenia, będzie się musiało stać z tymi 1657,1813419176550697591728354324 Julami energii potencjalnej przypadającymi na ciało po nagłym opuszczeniu strefy nad napędem repulsorowym.
I tak, po długiej i spokojnej podróży, bez jakichkolwiek wydarzeń godnych uwagi, zatrzymał się bezpośrednio przed zabudowaniami byłego "lokum". Odgłos nadlatującego ścigacza wywabił z kompleksu Mirialanina, który zapewne wyczekiwał ich, a zwłaszcza jej, powrotu. Tutaj miała go spotkać niespodzianka, dosyć nieprzyjemna. Gdy tylko znalazł się w zasięgu, zza burty ścigacza MagnaGuard ostrzelał go przy użyciu skonfiskowanego wcześniej pistoletu blasterowego. Celność salwy była jednak na poziomie strzelającej B1 i pierwsze bolty nieszkodliwie przeleciały obok Severusa, dając mu czas na ogarnięcie się w sytuacji i skrycie za pobliską osłoną. Precyzyjność obstrzału robota rosła wprost proporcjonalnie do ilości wystrzelonych przez niego boltów, więc już po chwili mężczyzna został zmuszony do nie wychylania się z kryjówki, dopóty, dopóki kanonada nie zakończy się przez wyczerpanie magazynka. Android miał jednak inną koncepcje na dalszy przebieg starcia, wyskoczył z pojazdu z elektropałką w manipulatorze i nieśpiesznie zaczął zbliżać się do współrzędnych Mirialanina, z których zaczęły już lecieć w jego kierunku blasterowe błyskawice. Odbijał je bez wysiłku, a kilkanaście strzałów później odbite wiązki zaczęły już przelatywać niebezpiecznie blisko ich nadawcy.
- Ośmielasz się sądzić, że można Mnie pokonać? - rozległ się głos z wokabulatora i trzeba było przyznać, że nadrabiał on swoim tonem w pełni braki w mimice automatu. Był przesycony prawdziwą pogardą dla oponenta i to właśnie on miał zasiać zwątpienie, które tak łatwo doprowadzało innych do porażek i zatracało w poczuciu beznadziei. Jak w końcu walczyć, gdy nie wierzy się w zwycięstwo? To nie walka, a odwlekanie nieuniknionego. A dla niego stało się już jasne, że nie zwycięży. Ostrzał na maszynie, która zatrzymała się zaledwie kilka metrów od niego, stał się bardziej niecelny i przewidywalny, tak, że mogła łatwo parować go jednym manipulatorem, drugi sięgnął po blaster. Ostatni strzał aby zakończyć szamotanie się ofiary.
Przechodząc obok, jeszcze niedawno będącego jego przeciwnikiem, ciała, zarejestrował jęk. W zasobniku było jednak zbyt mało gazu, żeby bolt, który go dosięgnął, był śmiertelny. Nie miało to teraz znaczenia, bo dobrze wyliczone uderzenie z mokrym chrupnięciem rozwaliło jego głowę na podłożu. Teraz już bez przeszkód mógł wziąć to, co było jego, a po co wrócił.
Naładowany, z kredytami na miejscu pasażera, opuścił zakres bazy i skierował się na wschód od mieściny do której wracał. O ile wcześniej wlecieli mniej więcej z kierunku południowo-zachodniego, w tym momencie zaplanowane miał podejście bardziej ze wschodu. Gwiazda Taris była już zdecydowanie w drodze ku linii widnokręgu planety, gdy przedzierał się przez wschodnie zabudowania, w pieszej wędrówce ku kryjówce istot. W lewym manipulatorze fundusze spoczywały bezpiecznie w siatce z jakiegoś sztucznego tworzywa, w prawej czekała pałka. Nadchodząc z tego kierunku zyskał dodatkową możliwość skanowania budynku w poszukiwaniu jakichkolwiek przydatnych informacji, z czego skrzętnie skorzystał. Ostatecznie szturchnął bronią frontowe drzwi, żeby wejść do środka.