- To szaleństwo! - Goznel patrzył na niego jak na jakiegoś wariata
- Prosisz nas o porzucenie całego majątku... bo... masz nadprzyrodzone zdolności?! - Zanee mimo że szanowała Grisarlo jako wojownika, nie mogła tego pojąć. To wszystko było aż za bardzo podejrzane. Thurthil i Dezzmo też zachowywali się jakby nieco im odbiło. Lakado właśnie zniknął, statek stracił funkcjonalność...
- Coś tu nie gra... Zatrzymaj się!!! - Zanee była stanowcza. Wymierzyła dwa blastery w jego plecy. Grisarlo mógł usłyszeć specyficzny klik odbezpieczanej broni.
"Nie ma czasssssu. Tylko Cię sssspowalniają. Nawet sssą gotowi ssstrzelić. Nie powinieneśśś tak po prostu dać się zastrzelić"Momentalnie zrozumiał swój błąd. Bez żadnego ostrzeżenia zaczął kierować swoje kroki ku wyjściu i zakichanego lasu, z którego dopiero co wrócił.
-
Bo kapitan nas zdradził, samemu ulatniając się gdzieś na planecie i nie Zanee. Idziecie ze mną z możliwością przeżycia większą o jakieś 20%...albo zostajecie na pożarcie zwiadowców, a potem kto wie...być może nawet i gorszych oprychów. - stwierdził krótko, starając się zbyt nie emocjonować. Nie podobał mu się ton kobiety, a tym bardziej sama zawartość wypowiedzi. Był zły nie tylko na jej diabelny rozsądek, ale również własną sympatię do wojowniczki. Przez idiotyczny sentyment zamiast przestraszyć się jej gróźb stanął jak wryty, przy każdym słowie zbliżając się do kobiety. Finalnie odsunął jej broń w innym kierunku, by spojrzeć jej prosto w oczy.
-
Dobrze wiesz, że cokolwiek by się stało, nigdy bym Cię nie okłamał. Siedzimy w tym gównie razem. - stwierdził dość obcesowo, nawet nie siląc się na nic więcej. - Jeśli zamierzacie zostać...lepiej usuńcie mnie z pamięci, a tym bardziej to co wam powiedziałem. W przypadku decyzji, spotkamy się w głębinach, skąd wróciliśmy z chłopakami.
Czekając na reakcję ze strony Zanee martwił się o jej los. Od początku współpracy starał się ochłodzić relację z całą kompanią, co nie zmieniało faktu, iż jako wojownik miał świadomość ich porozumienia w boju. Była świetnym dopełnieniem jego nie tylko jego stylu walki, ale również bliźniaczą duszą o zimnej, realistycznej krwi, którą utrzymywali w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Wiedział, że stała się w tym momencie liderką zgrai przemytników, która od czasu felernego polowania zaczęła powolutku się rozpadać. Chciał wierzyć, że odwracając się do niej tyłem, nie spotka się z uczuciem nagłego ciepła pocisku blasterowego. Cały czas czujnie wysłuchiwał otoczenia, głównie starając się wychwycić pracujący język spustowy jakiejkolwiek broni z obecnych w pobliżu. Bez zbędnych ceregieli zaczął wędrować w stronę lasu. Musiał ich zostawić, a patrząc na dość niekorzystną sytuację, musiał zrobić coś, czego nikt nie spodziewałby się po wyzwolonym przedstawicielu rasy Cathar, zaczął biec na czterech łapach.
Metalowe dłonie Zanee zatrzęsły się, palce zbliżyły się do spustu, ale nie strzeliła. Wokabulator zaskrzeczał nieprzyjemnie i głośno. Machnęła rękami zrezygnowana.
- Uparty sierściuch! - zawołała za nim, ale nic to nie dało, wnet zwróciła się do czterorękiego
- Goznel, patrząc na to, że Thurtil i Dezzmo mają wyprane mózgi, można założyć, że Grisarlo też tego doświadczył. W każdym bądź razie, musimy się upewnić, czy mówi prawdę. Zachowuje się całkiem jak to on ma zwyczaj
- W sensie, że? Rozumiem, że czekamy na impy?
- Tak. Żadnej litości. - odpowiedziała krótko, ruszając w stronę ładowni. Goznel dobrał cztery blastery migiem i zakręcił każdym w dłoniach, niczym cyrkowiec, wykrzywił usta w obrzydliwy uśmiech
- trzeba rozruszać stare kości...
Tymczasem cathar korzystając w pełni ze swojej szybkości bardzo szybko wyrobił sobie dystans od statku w pierwszym lepszym kierunku. Ponura pogoda malowała na szaro niebo, a światło z pobliskiej gwiazdy poczęło słabnąć. Powoli nadchodził wieczór, a cisza lasu zdawała się niepokoić zmysły kotowatego. Nagle poczuł impuls świadomości, ostrzeżenie. Szybko schował się za najbliższym drzewem, jakby wiedział skąd nadejdą.
"Tak... widzę, że szybko łapiesz. Są na prawdę blisko. Z daleka dostrzegli statek. Otaczają go"Wojownik wychylił się lekko i dostrzegł sondę zwiadowczą, która spokojnie się unosiła i leciała w kierunku statku. Dalej w tle dostrzegł jakiś ruch, od razu skrył się z powrotem za drzewo.
"Niemalże Cię dostrzegli. Widzisz, nie jesteś blastero odporny i jak wyjdziemy im naprzeciw, prawdopodobnie będę musiała interweniować. Wtedy jednak Imperium dostanie jasny znak, że jest tu mocowładny i zrobi się krwawo, bardzo krwawo. Tymczasem możemy spokojnie się stąd wynieść. Twoi przyjaciele kupią nam czas. Ewentualnie uwierzą Twojej historii i porzucą statek, ale nie lekceważ imperialnych. Zwiad nie zaangażuje pełnych sił. Ktoś zostanie w odwodzie i nawet jeśli większość zginie, będą śledzić sytuację z daleka. W skrócie Twoi przyjaciele już nie uciekną. Chyba, że wyrżniemy zwiadowców wszystkich co do jednego. Muahahaha!!!"