Content

Archiwum

[Tatooine] Bestia

[Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 12 Cze 2018, o 22:15

Spokój cisza, delikatny szum klimatyzatora, gibiąca się na holoekranie Twillekanka, obserwowana spod wpółprzymkniętych powiek. Pełny żołądek, chłodne wino pod ręką i spokój, oto czym charakteryzowały się ostanie dwa miesiące pracy dla Korporacji. Odkąd poukładał sobie stosunki z lokalnym półświatkiem nie miał żadnych problemów z utrzymaniem ładu i porządku w strzeżonych przez siebie obiektach. Oczywiście czasem jacyś desperaci próbowali okraść Veinada, lecz Zaahr szybko sprawiał, że towar się znajdował a złodzieje znikali. Idylla. Gdyby nie hazard i wyścigi mogłoby być nudno, nuda była czymś z czym najczęściej musiał sobie radzić. Gwałtowne pikanie komunikatora wypłoszyło tańczącą holotwillekankę. Obraz nadchodzącego połączenia wskazywał na wewnątrzkorporacyjne zlecenie. Niestety tych połączeń nie mógł ignorować.
- Łączyć.
Z niechęcią ściągnął nogi ze stołu i wyprostował się przed urządzeniem, zapewne to jakaś pierdoła, ale równie dobrze mogła dzwonić jakaś szycha z samej góry. Obraz zafalował i po chwili pojawiła się na nim znana mu już dobrze twarz pani dyrektor do spraw sprzedaży. Dobry nastrój prysł niczym borleiańskie szkło. Suka go nie lubiła i traktowała na równi z przestępcami. Gdyby nie solidne "plecy" pewnie już dawno by się postarała o jego "dymisję". Devaronianin nie pozostawał jej dłużny, traktując piękną kobietę jak mobilne mięso. Wzajemna animozja trwała już jakiś czas, lecz była ignorowana przez korporację, skoro kasa się zgadza, nie ma potrzeby ingerować.
- Witaj szefie ochrony. - Odezwała się melodyjnym i oficjalnym do bólu głosem, nie zawsze traktowała go jak funkcję. Pamiętał dobrze jak słodki głosik potrafił mieć ten zimny kawał suki.
- Witaj, - Nie wysilił się specjalnie, w końcu to ona dzwoniła.
- Przejdę od razu do rzeczy, jeden z naszych handlowców nadał sygnał wezwania pomocy, chwilę później straciliśmy kontakt z nim i z jego maszyną. Miało to miejsce w okolicach Mos Ila. Dokładne informacje są w załączniku.
Holoekran zamigotał i miejsce gadającej głowy, zajęła mapa wskazująca na trasę przelotu z Mos Espa do Mos Ila, gdzieś w dwóch trzecich migotała czerwona kropka. Obok widział twarz mężczyzny, która była mu znajoma. Był to Graham Martin, skurwiel jakich mało. Kawał byka, zarozumiały wredny i z pewnością świetnie przygotowany do swojej pracy. Mało kto był w stanie ustać po lewym sierpowym Martina. Przełączył ponownie na widok ogólny.
- Zatem mam odnaleźć pani zagubionego pracownika? - złośliwie oblizał się długim jęzorem. Twarz kobiety nie zmieniła koloru, lecz mimo zakłóceń widział, że to zasługa tapety a nie opanowania.
- Dokładnie to odnaleźć pracownika i jego ładunek. Nieuszkodzony w miarę możliwości.
- Kiedy miało miejsce zdarzenie?
- Cztery godziny temu, potrzebujesz jeszcze jakichś informacji Szefie ochrony?
- Wystarczy, znam do pani numer Dyrektor.
Wymiana inwektyw na poziomie nie była najmocniejszą stroną Zaahra, wolał unikać konfrontacji tego typu, jednak była kochanka działała na niego jak sulfur - pobudzała do agresji. Zerwał połączenie, dopił resztę wina i zaczął myśleć.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 14 Cze 2018, o 20:51

Ostatni łyk wina trzymał w ustach trochę dłużej, jakby razem z końcem alkoholu miał się skończyć błogi spokój, na który w końcu ciężko zapracował.
- Szefie ochrony… – powiedział do siebie, całkiem sprawnie przedrzeźniając dyrektorkę i prychnął wzruszając ramionami. Najgorsze było to, że głupia suka miała jeszcze czelność mu się podobać. Na dodatek, chyba rozsmakowała się w notorycznemu przypominaniu mu, że nie jest tutaj dla swojej przyjemności, lecz w zasadzie za karę. Z drugiej strony codziennie wypijany alkohol (w asyście prawdziwych lub tych wirtualnych twillekanek) kreował zupełnie odwrotny obraz sytuacji, lecz jego dwie devaroniańskie wątroby najwyraźniej grając w tej samej drużynie co dyrektorka, skutecznie chroniły go przed samorealizacją jako alkoholika. Gdyby Zaahr wiedział, że Veinad wcale nie wyświadcza mu „przyjacielskiej przysługi, za którą mu wkrótce podziękuje”, to obecny szef ochrony z wielką ochotą odchyliłby szyję ułatwiając wygłodniałym Quarrom zabicie go. Gorzej jednak gdyby rzucono go na pożarcie własnej matce. Przez ostatnie tygodnie jego pobytu na Devaronie, kobieta nie mogła na niego patrzeć i zrobiła wszystkiego co w jej mocy, żeby nie musieć tego robić. Podobno nawet sprawiła, żeby jego trzej współpracownicy odpowiedzialni za fiasko z tamtego, pamiętnego dnia, nie wpadli na kretyński pomysł, żeby iść na współpracę. Nie żeby utrata trzech dobrych (acz pechowych) najemników jej nie zabolała. Podobno miała nawet coś co nazwała „uzasadnionymi wątpliwościami”. Przez ostatnie lata służby u Dromrahków, jego ludzie wykazywali się pełną lojalnością wobec rodziny. Ale jak to trafnie skwitowała babka Zaahra: „Kochana, po co ryzykować?” Przynajmniej Quarry były syte. Devaronianin wstał poprawiając swój stylowy płaszcz, sięgnął po swój pistolet blasterowy leżący na stoliku i wycelował go w holoekran. Wyobraził sobie, że zamiast tańczącej twillekanki znajduje się tam wielce szanowna pani dyrektor od spraw sprzedaży, po czym strzelił w nią – wyobrażony laser trafił ją prosto w ten zgrabny i przypudrowany nosek. Gdy kobieta leżała już na podłodze, Zaahr schował pistolet do kabury i skierował się do krętych schodów prowadzących na parter budynku należącego do Korporacji Czerka.

Po zejściu ze schodów zaczął kierować się w stronę pokoju, z którego dochodził dobrze przez niego rozpoznawalny hałas – kilka jego ludzi zamknęło się w małym magazynie i grało w Sabaka. Zaahr zawsze trzymał pod ręką kilku najemników, tak na wszelki wypadek. Wszyscy ochroniarze rotowali się po między kilkoma placówkami, żeby nie popaść w rutynę. Wszyscy, oprócz Anzala Trooda. Duros był jego prawą ręką i Zaahr starał się by ten zawsze był w pobliżu. Anzal chyba nigdy się nie uśmiechał, był zdawkowy, nie mając nic przeciwko brutalności, której od czasu do czasu wymagał od niego szef. Najważniejsze było jednak to, że nigdy, ale to nigdy nie zadawał pytań, nie starał się kwestionować decyzji, po prostu wykonywał rozkaz.

Drzwi od magazynu otworzyły się i oczom stojącego w progu Zaahra ukazała się grupka czterech humanoidów grających w karty na prowizorycznym stole i krzesłach zbudowanych z metalowych skrzynek. Kredyty leżące na stole hałasowały, gdy ktoś dorzucał do puli albo uderzał pięścią w stół przy akompaniamencie obelg skierowanych do innych graczy. Szef ochrony od razu rozpoznał Anzala, trzymającego blisko siebie obiema rękami karty i mruczącego coś do siebie po durosjańsku. Jak zawsze nie wyglądał na zadowolonego. Towarzysze broni nigdy nie dowiedzieli się co było przyczyną jego codziennego braku humoru, więc albo było to coś z jego przeszłości o czym lepiej było nie wiedzieć, albo po prostu taki się już urodził. Po lewej od Anzala siedział Jednooki Lancer i to że był corelliańczykiem był tak oczywiste jak fakt, że miał jedno oko. Miał on bujną blond czuprynę zasłaniającą paskudną bliznę w miejscu oka – pamiątkę po jego służbie w Imperium. Czterdziestolatek odbijał sobie lata bezwzględnej dyscypliny alkoholem, kobietami i jak wszyscy w otoczeniu Zaahra – hazardem. Obok „Jednookiego” siedział wysoki wyglądający na opanowanego Weequay – Cheal Vlux. Ten też był udany – siedział od dwudziestu lat w najemniczym fachu i chyba nie było sytuacji, w której by się nie znalazł. Doświadczeniem przerastał wszystkich obecnych w pokoju, a już na pewno Jontoma „Młodego” Willbilisa, siedzącego tyłem do devaronianina. „Młody” był synem jednego z farmerów wilgoci i najwyraźniej nie chciał skończyć jak swój ojciec. Chłopak nie widział jeszcze porządnej akcji. Jak to młodzi – był porywczy i nieuważny. I wyglądało, że był wyjątkowym kretynem (nawet jak na człowieka). Zaahr rozegrał ze swoimi ludźmi wystarczającą ilość partii, żeby wiedzieć, że coś się nie zgadzało. Młody radośnie nucił jakąś melodię, ciesząc się z dobrej passy, ale devaronianin wiedział, że to się nie miało prawa zdarzyć. Jontom był jednym z tych graczy, którzy mimo ciągłego zwracania uwagi, nigdy nie obstawiał w swojej kolejności. Nawet jak na człowieka Jontom był marny w maskowaniu emocji przy patrzeniu na własne karty, choć patrzenie na jego gładką jak pośladki twillekanki twarz nie było potrzebne, bo Jontom nie potrafił nawet trzymać kart blisko siebie. Teraz natomiast trzymał obie ręce pod stołem jakby grzebał sobie w gaciach.
- Szefie, dołączaj. Młody odgrywa się za wszystkie czasy – Cheal rzucił pogodnie na widok devaronianina, ten natomiast ignorując zaproszenie zwrócił się do Młodego:
- Pokaż ręce – Chłopak omal nie podskoczył jak oparzony
- Ale ja… - nie zdążył się wytłumaczyć, gdy reszta ekipy zrozumiała o co chodzi i stanowczym głosem zażądali pokazania rąk. Młody ze zrezygnowaną miną odłożył karty na bok i położył obie ręce na stole. Anzal, który dotychczas siedział cicho, z niespodziewanym wigorem wstał i podwinął rękaw w mundurze chłopaka. Oczom wszystkich ukazało się małe urządzenie, służące do magazynowania „dodatkowych” kart. Nie minęła sekunda, a rozległ się charakterystyczny dźwięk – to duros uderzył chłopaka z otwartej. Wszyscy aż podskoczyli. Zaahr widział wcześniej jak Anzal zadaje ciosy, mógłby się założyć, że gdyby schował palce w pięść mógłby chłopaka pozbawić przytomności. Po zadaniu ciosu, Anzal w złości rozrzucił część kredytów i ruszył do wyjścia.
- Jest robota – rzucił tylko przez plecy. Rzeczywiście znał dobrze Zaahra, może nawet lepiej niż ten tego oczekiwał.

Nie minęło piętnaście minut i cała piątka najemników stała na małym zabudowanym placu, gdzie stało kilka starych landspeederów i swoopów w zielono-żółtych barwach. Zaahr zasiadł za sterami swojego landspeedera biorąc Młodego pod swoje skrzydła. Drugi pojazd kierował Lancer, obok niego usiadł wciąż obrażony Anzal. Weequay siadł za sterami swoopa – dostał wyraźny rozkaz lecenia około kilometr z przodu – na szpicy. Wszyscy wiedzieli już na czym polegała robota, systemy nawigacyjne w pojazdach wskazywały miejsce sygnału ratunkowego. Brama prowadząca na zatłoczone uliczki Mos Espy ze zgrzytem otworzyła się. Zaahr założył swoje gogle, których zadaniem było ochrona przed piaskiem i oślepieniem przez jedną z dwóch gwiazd widniejących na niebie.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 17 Cze 2018, o 22:04

Z nieba lał się upał, lecieli przez gorące powietrze na gorącą pustynią. Piekło z pewnością bardziej niż ostre roladki z kantyny. Zaprawionym do klimatu planety starym wyjadaczom nie przeszkadzało to zbytnio. Mieli zadanie, i mało czasu. Doświadczenie mówiło, że w takich przypadkach kluczowe jest pierwsze kilka godzin, potem mieszkańcy pustyni zabiorą wszystko. Do celu było jeszcze pół godziny, wkurwiony Anzal dalej się nie odzywał, za to radio rozbrzmiewało od czasu do czasu komunikatami.
<skrr> Tuskeni tu byli, mała grupa, góra piętnaście osób, przecinają szlak, nie sądzę żeby to ich sprawka. <skrr> Cheal był nie tylko doświadczonym najemnikiem, był też świetnym tropicielem. Piaski pustyni nie miały dla niego tajemnic powiadali, że wytropiłby każdego nawet na skałach. Zaahr nie miał powodu by nie ufać lecącemu w szpicy zwiadowcy.
<Skrr> Lećmy dalej.<skrr>
Lecieli, płaska jak stół równina otaczająca miasto przeszła w skałki, a później w wysokie góry poorane kanionami i powstałymi wskutek erozji osypiskami. Sterczące tu i ówdzie totemy, wskazywały na terytoria ludzi pustyni. Nie było to nic niezwykłego, dopóki nie natrafią na jakieś szczególnie duże i agresywne plemię nic im nie grozi. Tuskeni bardzo rzadko atakowali najemników, zwłaszcza w barwach korporacji. Mimo to wszyscy mieli broń pod ręką. Do celu zostało niespełna piętnaście minut, przed wlotem do labiryntu kanionów stał Swoop Weequay’a a on sam czekał na speedery z towarzyszami. Zatrzymali się i opuścili pojazdy.
-Co się dzieje?
- Przejebane, transport zniknął w Labiryncie.
- Kurwa.

Labiryntem nazywano plątaninę kanionów, skał i łuków. W środku bardzo łatwo było się zgubić o ile nie korzystało się z nawigacji, która też potrafiła spłatać wędrowcom figla. Miejsce to cieszyło się bardzo złą sławą. Było idealne do zastawiania zasadzek jak i pułapek, a położenie między dwoma sporymi osadami wymuszało ruch zarówno handlowy jak i pasażerski. Kiedyś opracowano trasę przez środek Labiryntu i oznakowano ją odpowiedno radiolatarniami. Wszelkiej maści transporty korzystały z niej bez większych przeszkód, do czasu aż ktoś wpadł na pomysł przesunięcia radiolatarni. Zanim służby ochrony się połapały zniknęło kilka transportów. Kosztowało to stanowisko poprzednika Zaahra. Nic dziwnego więc, że entuzjazm grupy poszukiwawczej przygasł.
- Lokalizator wskazuje na sam koniec labiryntu, w zasadzie samo wyjście z głównej trasy.
- Może wymontowali transponder.
- Dziwne, coś tu nie gra.
Jednooki miał powody do obaw, zawsze miał powody do obaw, jego pesymizm był wręcz legendarny. Tym razem mógł mieć jednak nieco racji.
- Zwykle atakują transporty w środku, nikt nie uderza na granicach.
- Nie przesadzaj, zdarzały się pościgi. - Cheal pamiętał stare czasy kiedy niekoniecznie był stróżem prawa.
- Tak czy inaczej czemu tu stoimy?
Jontom postanowił wrzucić swoje trzy grosze do rozmowy. Nie zdjął gogli ale i tak wyraźnie było widać podbite oko. Gdyby nie gogle prawdopodobnie dostałby drugi raz.
- Bo kurwa trzeba tam jakoś wlecieć i wylecieć nie ginąc po drodze.
Szefie?
Bandyci czekali na decyzję swojego przywódcy, w Labiryncie mogło być różnie. Wiele zależało od tego w jaki sposób pokonają niebezpieczny teren. Devaronianin miał liczne opcje. Weequay znał Labirynt i nie musieli lecieć oznaczoną radiolatarniami trasą, Mogli też oblecieć go dookoła nadrabiając nieco drogi ale nie ryzykując wkroczenia między niebezpieczne skały. Opcji przelotu było multum. Tym niemniej decyzja należała do rogatego gościa. On tu był szefem. Spojrzał na podręczny datapad. Od zdarzenia minęło już sześć godzin, jeszcze dwie i czas operacyjny zostanie przekroczony. Korpodupki zaczną zadawać niewygodne pytania, zaś on, on będzie musiał odpowiadać. Powiódł wzrokiem po swoich podwładnych cóż, radzili sobie w trudniejszej sytuacji, w sumie chyba tylko “młody” nie ogarniał co się tu dzieje.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 18 Cze 2018, o 20:45

Zaahr stał i patrzył się na złowrogo wyglądające wejście do Labiryntu, trzymając ręce za plecami i kompletnie nie wyglądał na zmartwionego sytuacją – bardziej na głęboko zamyślonego. Nawet Anzal nie był pewnie w stanie powiedzieć czy Zaahr w ogóle myślał o problemie, który spotkał całą ekipę „ratunkową”. „Pieprzony Veinad” – devaronianin powiedział do siebie w głowie. Kiedy on nadstawia rogi dla jakiegoś ładunku, jego szwagier pije sobie oryginalne Merenzańskie Złoto ciesząc się, jak pięknie sobie to wszystko ugrał. Zaahr zawsze powtarzał, że gdyby chciało mu się latać na te wszystkie delegacje i bawić w papierkową robotę, byłby już nad Trukessem Veinadem o dwa stanowiska (choć sam do końca nie wiedział, jaki był na nich zakres obowiązków i czy w ogóle jakieś istniały). Suka od spraw zawracania dupy dzwoniłaby do niego punkt siódma i pytałaby się, jakiego koloru ma założyć bieliznę. Choć to byłoby wyjątkowo głupie pytanie, bo Zaahr odpowiadałby jej za każdym rasem to samo (brak bielizny), ale chodziło raczej o to, żeby nie nastawiał budzika. Najemnik postanowił, że po powrocie do domu utnie sobie małą pogawędkę ze swoim szwagrem, czy na jego stanowisku szefa ochrony w ogóle przewidziany jest jakiś awans. Szkoda, że Yarlo się wykoleił. Przed jego zniknięciem Zaahr w jednej z kantyn usłyszał, że Hutt szuka „ekspertów” od wyścigów. Nie zdążył jednak zweryfikować tej informacji, kiedy dowiedział się, że lord kryminalnego półświatka zapadł się pod ziemię. Zaahr wybrałby sobie jakąś wpadającą w ucho nazwę zawodu jak „konsultant od zakładów” czy coś w tym stylu i żyłby jak pączek w maśle. Może od czasu do czasu dostawałby jakąś zeltronkę po starym Rehalu – oczywiście po to żeby oddać jej wolność. Może "Klątwa Dromrahków" by mu trochę odpuściła i co pięć uwolnionych zeltronek mógłby wykonać jakiś lot kosmiczny. Może w końcu zobaczyłby wyścigi na Malastare?
- No tak… wyścigi – powiedział do siebie.
- Tak czy inaczej czemu tu stoimy?
- Bo kurwa trzeba tam jakoś wlecieć i wylecieć nie ginąc po drodze. Szefie? – z zadumy „szefa” wybudziło ostatnie słowo. Uśmiechnął się chytrze i zwrócił się do grupy:
- Pamiętacie ostatni wyścig przed zniknięciem Hutta? – jakże by mogli zapomnieć. Devaronianin przypominał im o nim średnio co drugi dzień.
- I pamiętacie kto jako jedyny wytypował zwycięzcę?
- Ty… - wszyscy jednocześnie odpowiedzieli. Z pewnością byli już zmęczeni jego gierkami, kiedy to szef ochrony niespodziewanie odwrócił się na pięcie i wskoczył do swojego speedera.
- Już wiem, co zrobimy. Cheal, znasz najlepiej to miejsce, więc będziesz nas prowadził. Zmniejsz odstęp do takiej odległości, żebyśmy w razie czego mogli wszyscy sprawnie odpowiedzieć ogniem. Nie lecimy trasą naznaczoną radiolatarniami. Polecimy Labiryntem, ale w miarę możliwości będziemy trzymać się równolegle do niej. W razie twoich wątpliwości Cheal masz zielone światło, żeby poprowadzić nas na główną trasę.

W takich sytuacjach najlepiej było założyć najgorsze. Na przykład, że napastnicy wymontowali transponder i być może będzie trzeba z tamtego miejsca zacząć tropić ładunek. Zaahr chciał dać tropicielowi na to jak najwięcej czasu, więc omijanie labiryntu odpadało. Droga oznaczana radiolatarniami była najszybsza, ale trzeba było założyć, że napastnicy mają wystarczająco oleju w głowie, żeby zorganizować na nich zasadzkę po to, żeby kupić sobie trochę czasu na ich śmierci. Bezpieczniej było też założyć, że mają wystarczającą siłę ognia, aby przy wykorzystaniu elementu zaskoczenia rzeczywiście mogli to zrobić. Oni też musieli się opierać na założeniach – przecież nie obstawią całego Labiryntu, więc wielce prawdopodobne było, że obstawią najszybszą trasę. Główna droga odpadała. Polecenie boczną uliczką, może nie jest najbezpieczniejsze i być nie pozwoli im uniknąć strzelania, ale nie wlecą prosto w pułapkę. Przy odrobinie szczęścia może nawet nikt ich nie zauważy. To byłby dopiero układ idioty.

A wyścig? Wygrał go Chazzy „Spadająca Gwiazda”. Nosaurianin był kiedyś „Wschodzącą Gwiazdą”, lecz gdy Yarlo znalazł lepszych pilotów z lepszymi maszynami, jedyne co zostało Chazzy’emu to mordercza walka o czwarte miejsce ze „średniakami”. Gdyby Zaahrowi ktoś powiedziałby, że w przyszłości postawi on całkiem okrągłą sumkę, na to, że Spadająca Gwiazda przyleci pierwszy, zapewne ten wybuchłby śmiechem i postawiłby delikwentowi drinka. Ale gdy usłyszał, że ktoś widział Chazzy’ego pewnego wieczoru, gdy ten wymknął się w stronę kanionu (będącego mniejszym, lecz podobnym geologicznie tworem do Labiryntu) przez który prowadził tor wyścigowy, ten nie mógł puścić tego mimo uszu. Dodatkowo miał lecieć swoim ścigaczem. Zaahr po przespaniu się z tą informacją sam poleciał w stronę kanionu szukając alternatywnych dróg pokonania go. Skoro ten skurczybyk rzeczywiście poleciał ścigaczem, mógł sprawdzać, czy jedna z tras, którą znalazł, go zmieści podczas zawodów. Rzeczywiście była jedna jaskinia, która biegła niemal równolegle fragmentu trasy wyścigu biegnącego przez kanion. Zaahr policzył sobie czas przelotu przez obie trasy – wyszło mniej więcej to samo z tym wyjątkiem, że lecący przez jaskinię Chazzy nie miałby nikogo przed sobą (a dla kogoś z takim ścigaczem to rzeczywiście problem). Zgodnie z założeniami Zaahra, nosaurianin poleciał przez jaskinię i gdy z niej wyleciał był pierwszy i mógł swobodnie wycisnąć wszystko ze swoich dwóch wielkich silników – co z resztą zrobił. Po tym kontrowersyjnym wyścigu, zawodnicy zaczęli uczęszczać „Jaskinią Chazzy’ego”, co jednak straciło jej największy sens, jakim było zyskanie czasu na samotnym locie.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 20 Cze 2018, o 21:39

Maszyny dudniąc zniknęły wśród wysokich skał. Echo niosło dźwięk silników zwielokrotniając go i odbijając w głąb plątaniny kanionów. Dla weteranów nie było to nic niezwykłego, młody cały się skulił a widząc kpiące spojrzenie szefa wyprostował się z trudem mierząc z blastera w skalne ściany. Lecieli szybko prowadzeni przez prawdziwego wyjadacza. Lecieli kilka minut a jedyne co wypłoszyli to stadko womp ratów, Labirynt wyglądał na wymarły. Wprawne oko wiedziało, że to pozory, tu i ówdzie widać było lśniące jeszcze kawałki metalu, ślady po ścigaczach których pilotom nie było dane przedrzeć się przez labirynt. Czasami można było spostrzec szkielet, czy większe kości obgryzione przez szczury. W jaskini do której wlecieli było zdecydowanie chłodniej, ale hałas wzrósł jeszcze bardziej. Na wpół ogłuszeni wypadli wreszcie na ostatnią prostą. Ostre promienie słońca na chwilę oślepiły wylatujących z półmroku mężczyzn. Nikt ich nie zaatakował. Lecieli dalej a plan Zaahra póki co działał. Byli już prawie na miejscu.

Wrak leżał na boku, rozpruta burta i szczątki części znaczyły drogę upadku maszyny. Wokół nie było żywego ducha. Trzy maszyny zatrzymały się półkolem obstawiając miejsce katastrofy. Lancer obrócił repeater osłaniając towarzyszy przed ewentualnym atakiem z zewnątrz. To samo zrobił Młody mierząc w przeciwnym kierunku. Dopiero wtedy pozostała trójka wysiadła ze speederów obserwując uważnie zniszczoną maszynę. Broń trzymali w pogotowiu. Życie nauczyło ich, że nadmiar ostrożności nikomu jeszcze nie zaszkodził. Szef tradycyjnie trzymał się z tyłu podczas gdy Duros i Weequay zaglądali do środka. Transport był pusty, w środku znaleźli tylko zmasakrowane zwłoki jakiegoś gościa i dwóch droidów ochroniarzy. Nie było ani śladu ładunku wyczyszczono go też ze wszystkich drobnych przedmiotów, ktoś był tu przed nimi.
- Nie ma towaru.
- Martina też ani śladu, wygląda jakby spierdolił z towarem.
- Kurwa, nie możliwe ten przydupas? Był chciwy to fakt ale żeby zadrzeć z Korpo, musiałby zajebać towaru za kilka baniek…
Mężczyźni porozumieli się bez słów, i weszli do rozbitego kokpitu szukając listu przewozowego. Duros walczył z konsolą podczas gdy tropiciel skupił się na szukaniu śladów. Devaronianin w tym czasie udawał że jest użyteczny opierdalając się z tyłu. Nagle usłyszał komunikator wywołujący go na prywatnym kanale. Schronił się w cieniu rozbitej maszyny i odebrał połączenie.
- Wiem co się stało, znalazłeś towar?
- Też się cieszę, że cię słyszę chuju.
- Szwagier nie odpierdalaj tylko słuchaj. Mam pewne info.
Głos Trukessa Veinadema jak zwykle brzmiał złowrogo i mrocznie. Interesy z nim nie były dobrym pomysłem ale skoro dzwonił do niego to musiał mieć w tym jakiś interes. Tyle, że robiąc interesy ze szwagrem zwykle kończył w gównie.
- Ta suka pchnęła transport Aurodium z chujową ochroną i nisko uczęszczanym szlakiem, nie wiem ile tego było ale na górze się gotuje. Uprzedzam Cię nie odpierdol niczego głupiego jak nie znajdą towaru twoja dupa będzie wyglądać gorzej niż dupa tej panienki po tym jak ją zerżnąłeś…
Połączenie urwało się nagle, a Dromrahk został sam na sam ze swoimi myślami.
- O Kurwa.


Cheal spoglądał w kierunku jednej z odnóg kanionu. Trop który znalazł wskazywał na dwójkę pieszych, nie byli to ludzie pustkowi. Ślady były inne, mimo że ktoś bardzo się starał żeby je zatrzeć. Może się pomylił, a wszelki wypadek obszedł całe miejsce dwukrotnie. Ślady wyraźnie wskazywały gdzie transportowiec oberwał z wyrzutni rakiet i jak spadał. Otarcia na ścianie kanionu były wyraźne, był pewien skąd padł strzał niemal czuł zmagania pilota z maszyną i wiedział jak wbija się w piasek. Ale skoro maszyna walnęła w ziemię to gdzie podział się pilot. Przyjrzał się jeszcze raz śladom. Ktoś je zacierał i znał się na rzeczy, mniej doświadczony tropiciel pewnie dałby się zwieść, ale nie on. Wstał z kolan powoli zbliżając się do stojącego w cieniu Zaahra. Z dziury w kadłubie wyszedł Anzal również zmierzając w stronę Szefa Ochrony. Między mężczyznami doszło do wymiany zdań, w której nie mogła uczestniczyć dwójka pozostałych na speederach mężczyzn.
- Co znaleźliście.
- W manifeście były wpisane blastery, cztery skrzynie i peggaty. Dokładnie sześćdziesiąt.
Zaahr spojrzał na Durosa, który ze złym uśmieszkiem odwzajemnił spojrzenie. Peggaty w manifeście wpisywano w transportach gotówki służącej do tajnych transakcji. Podana wartość zawsze była fałszywa a liczba oznaczała kod przewożonej gotówki. Legendy mówiły o prostej zależności, im niższa liczba tym większa wartość transportu. Wzrok Szefa przeniósł się na Cheal’a
- Dwójka humanoidów, mężczyzna i kobieta albo jakiś wyrostek. Maszyna została uszkodzona z wyrzutni rakiet. Precyzyjne trafienie rozpruło ładownie. Kiedy się rozbił, strzelec podszedł do maszyny a potem odszedł wraz z drugą osobą. Zacierali za sobą ślady, poszli w stronę pustyni.
- Pieszo?
- z tego co ustaliłem pieszo. Pewnie gdzieś w okolicy mieli ukryty transport.
- Wytropisz ich?
Gdyby wzrok mógł dać w mordę, Zaahr dostałby solidny wpierdol. Pytanie faktycznie obraziło świetnego tropiciela. Popatrzył po swoich kompanach, od kilku minut byli na miejscu katastrofy, lada moment powinien złożyć raport swoim przełożonym. W tym przypadku była to zlecająca zadanie pani Dyrektor.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 22 Cze 2018, o 23:26

Nastąpiła chwila ciszy między współpracownikami. Anzal i Cheal spoglądali na Zaahra pytającym wzrokiem. „Co dalej?” – mówiły ich twarze. Szef ochrony najwyraźniej czując presje podniósł ręce w obronnym geście i powiedział podniesionym tonem:
- Moment, spokojnie! Muszę to przetrawić… - następnie schował się do wraku grzebiąc w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Luzacko rozsiadł się na jednej ze zniszczonych konsol i wyciągnął z kieszeni komunikator, który położył obok siebie. Następnie sięgnął do kolejnej kieszeni po jego talię kart do Sabaka. Była schowana w specjalnym pojemniku, który miał za zadanie ochronić karty przed nagrzaniem się, zwłaszcza w tym klimacie. Nagrzane karty oznaczałyby zatarcie się wartości kart zaznaczonych podczerwienią na rewersie – małej pomocy do gry z istotami o zerowej adaptacji do życia. W końcu Zaahr był drapieżnikiem, zarówno w życiu jak i w hazardzie – a przynajmniej tak o sobie myślał. Wyjął karty z pudełeczka i zaczął je tasować. Od kiedy pamiętał pomagało mu to myśleć. Jego szwagier był naprawdę okrutnym skurwysynem. Z pewnością znał pazerność Dromrahków, a teraz postanowił dobić Zaahra kolejnym „interesem”. Z drugiej strony jego pozycja jako szefa ochrony dawała mu szansę manipulacji całą sytuacją. Po kilkukrotnym przetasowaniu talii, Zaahr wyciągnął pierwszą kartę i spojrzał na jej oblicze. Była to ujemna piętnastka, zwana potocznie „Złym”.

Soundtrack

Image

Bestia z karty patrzyła na niego z szerokim uśmiechem kusząc swoim obliczem do realizacji najśmielszych pragnień. Zaahr odwzajemnił uśmiech rogatemu potworowi i szybko obejrzał się za siebie przez okno wraku, jakby ktoś zaraz miał przeczytać jego myśli i wydać jego chytry plan, który devaronianin budował, cegiełka po cegiełce. Za oknem dostrzegł Lancera i Młodego, którzy w ciągłym skupieniu przeczesywali wzrokiem teren. „Kiepski dzień na bycie wszystkożercą” – pomyślał. No cóż, zysk dzisiaj był zbyt duży, żeby trzymać przy życiu niepotrzebne jednostki. Devaronianin schował kartę do talii, która następnie wylądowała w pudełeczku. Sięgnął po komunikator i patrząc na konsolę wyświetlającą manifest zadzwonił do dyrektorki. „Kurwa, 60 peggatów” myślał, najwyraźniej będąc w świecie obrzydliwego bogactwa, zdrady i intryg. Z zadumy wyrwał go zimny głos, który przecież znał doskonale. Sam go przecież potrafił sprawnie papugować.
- Rozumiem, że jest pan gotowy do złożenia raportu. Szefie ochrony?
- Tak… nie mam dobrych wieści. Transportowiec został zaatakowany, po pracowniku i po ładunku ani śladu, nie widzimy żadnych tropów… – lepiej było zgrywać idiotę, niech myśli, że wygrała.
- Pan chyba nie rozumie w jakiej sytuacji się pan znajduje. Jest to ostatnia szansa, żeby udowodnić, że ma pan jakiekolwiek kompetencje na to stanowisko. Korporacja nie toleruje nepotyzmu…
„Ciekawe komu ty dałaś, żeby dostać to stanowisko” – pomyślał, nie słuchając dalszego wywodu. Dotarło do niego tylko kilka haseł z rodzaju: „Góra się dowie” i „ładunek ma się znaleźć”.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ładunek się odnalazł – Zaahr zerwał połączenie, po czym stanął naprzeciwko konsoli z manifestem.
- Jaki ładunek? – powiedział na głos, po czym finezyjnie sięgnął po swój pistolet blasterowy i strzelił w ekran. Hałas przywołał Cheala i Anzala do środka. Najpierw spojrzeli na szefa, potem na zniszczoną konsolę, z której wydobywał się dym i iskry. Zaahr wskazał im wyjście sugerując, żeby wyszli na zewnątrz.

- Mój stary odwiedził mnie z wizją. Wiecie… moc, Jedi i tak dalej – współpracownicy patrzyli ze zdziwieniem to na siebie, to na Zaahra. Wyglądało na to, że znowu się zgrywał.
- Podyktował mi raport z dzisiejszej akcji. Pewne fakty mogą ulec zmianie, ale szło to mniej więcej tak: po zbadaniu wraku służba ochrony znalazła ślady Grahama Martina i prawdopodobnie jego współpracownika, z którym zaaranżowali napad na transport. Szereg zbiegów okoliczności takich jak niska ochrona ładunku, puszczenie go rzadko uczęszczanym szlakiem i późne poinformowanie służb ochrony sugerują, że zamieszana w to jest Dayame Seylhic, dyrektorka odpowiedzialna za ładunek – w gruncie rzeczy to była prawda. Dyrektorka albo była idiotką, albo od początku była w zmowie. Zaahr znał już ją na tyle długo, żeby skłaniać się ku drugiej opcji.
- Służba ochrony znajduje Grahama Martina w towarzystwie kilku uzbrojonych osobników, zapewne lokalnych przestępców. Jednak nie mają oni ładunku. Dochodzi do wymiany ognia, której konsekwencją jest śmierć dwóch pracowników ochrony Korporacji Czerka – po tych słowach cała trójka najemników spojrzała na Jednookiego Lancera i Jontoma. Młody, zadowolony z siebie pokiwał im i pokazał kciuka, sygnalizując, że u nich wszystko gra. Cheal z uśmiechem odpowiedział mu tym samym, nawet Anzal odważył się na serdeczne uniesienie kącików ust. Gdy Młody odwrócił głowę, mężczyźni automatycznie, bez żadnych emocji spojrzeli z powrotem na Zaahra.
- Graham Martin zostaje śmiertelnie ranny i przed śmiercią wydaje dyrektorkę i hutta Ksorbę, z którym się dogadała. Właśnie rozmawiam z dwoma świadkami tego zeznania. Dalej, tego dnia służby aresztują Dayame Seylhic i umieszczają ją w areszcie. Po przetrzepaniu jej apartamentu znajdują w jej mieszkaniu dowody na kolaborację z Kartelem Huttów. Tego jeszcze nie wymyśliłem... Następnie dyrektorka po krótkiej rozmowie z szefem ochrony wskazuje miejsce ukrycia swojej części ładunku, natomiast w domyśle druga część ląduje u hutta Ksorby. Jeżeli nie macie pytań, to myślę, że powinniśmy być właśnie na etapie wytropienia i dojebania Martina…

Plan był prosty. Nawet korpodupki bały się Ksorby. Zaahr nie znał dokładnej wartości ładunku, ale to musiało być naprawdę sporo, żeby zaryzykować wojnę z huttami. W tej sytuacji nawet Veinad wiedział, że Zaahr ma związane ręce. No bo co mógłby zrobić? Spytać się Ksorby czy ma drugą połowę z tajnego transportu Aurodium? Tak czy siak, hutt kazałby im spierdalać. Z resztą nie był to moment na wprowadzanie tego planu w życie.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 25 Cze 2018, o 21:38

Dwaj bandyci nie zastanawiali się długo, zimne oczy spoglądały na rogate oblicze swojego przełożonego. Po zaskakującym początku wszystko wróciło do normy. Ociekająca kropla potu powoli spłynęła po twarzy Durosa. Weequay stał niczym posąg a nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy. Zmrużonymi oczami oceniał Devaronianina. Oczy powoli prześlizgnęły się po blasterze wciąż będącym w ręku szefa i wróciły na górę. W tym czasie umysły obydwu zbirów ostro pracowały. Stary był chujem ale wiedzieli, że odwaga nie jest jego mocną strona. Jeżeli pogrywa tak ostro to albo blefuje albo... W transporcie musiała być góra kasy. Anzal jako pierwszy przerwał milczenie.
- Sześćdziesiąt peggatów to kod na sześć sztabek Aurodium. Czekra będzie kurewsko dociekliwa. Jesteś pewien, że plan wypali?
Kropla potu spadła na podłogę zestrzelonego speedera, czas zwolnił sekundy wlekły się jak godziny a słowa docierały powoli do chciwych mózgów. Sztabka Aurodium była emeryturą w otoczeniu dziwek bogactwa i przepychu, trzeba było je jednak wywieźć z planety a to stanowiło problem. Duży problem. Bandyci popatrzyli o sobie nawiązując nić porozumienia,
- Jestem pewien.
- Poszli na południe, chcą się przemknąć przez góry. Pełno tam Tuskenów i innego niebezpiecznego gówna. Jak ruszymy dupy dopadniemy ich za kilka godzin.
- Ruszmy wiec dupy.
Pakt został zawarty, bez wiedzy dwóch towarzyszy przesądzili o zbrodni i zdradzie. Przyszło im to łatwo, zupełnie jakby byli oswojeni z tego typu postępowaniem. W końcu byli ochroną Czekry. Korporacja zawsze dbała o to by przyciągać istoty o silnym kręgosłupie moralnym. W biznesie nie ma sentymentów. Zaahr już mógł się cieszyć, jeżeli jego plan wypali, dupa dyrektorki będzie należeć do niego. Wychodząc uśmiechał się pod nosem.

Sprzedał jakąś tanią wymówkę o przypadkowym strzale zaniepokojonym strażnikom a potem ruszyli powoli prowadzeni przez tropiciela. Nie mogli posuwać się za szybko ponieważ ślady były zatarte i ledwie widoczne nawet dla doświadczonego oka. Po około pół godzinie powolnego lotu dotarli do prymitywnego obozowiska. Ostrożnie i z bronią w ręku obeszli ukryty wśród skał namiot i niewielkie ognisko. W środku nie było nikogo. Weequay przeszukał sam całe obozowisko. Przyglądali się przez piętnaście minut jak dokładnie przetrząsa teren. Sprawdził palenisko, pobliską jaskinie i wnętrze prymitywnego namiotu tak charakterystycznego dla Tuskenów. W końcu podjął decyzję i wrócił do ekipy pościgowej.
- Dwa humanoidy, najpewniej Tusken, i ten który strzelał do ścigacza, obozowali tu kilka dni. Czekali. Wyruszyli stąd zaraz po ataku, mają nad nami sześć do siedmiu godzin przewagi.
- Mieli speedery, nie dogonimy ich jeśli..
- Nie mieli, przyjechali na Eopie, cztery zwierzęta, w tym jedno juczne.
- Zaraz przecież mówiłeś, że było ich dwoje. - Młodemu nie zgadzały się cyferki.
- Dołączył do nich Martin młotku.
- Ach...
Pojazdy mogły ławo dogonić zbiegów, lecieli by znacznie szybciej niż Eopie może biec, generowali by też znacznie więcej hałasu. Ktokolwiek zaplanował ucieczkę wiedział co robi. Idąc na piechotę nie mieli najmniejszej szansy na doścignięcie zbiegów, z powietrza czwórka jeźdźców niczym nie różniła by się od innych wędrowców, oczywiście przy założeniu, że udało by się ich wytropić. Zaahr stanął przed dylematem. Udanie się w pięć blasterów na terytorium Ludzi Pustyni nie było najlepszym pomysłem. Ale ci, którzy uciekali doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
- Chcecie ich ścigać dla paru skrzynek broni? - Lancer splunął pogardliwie na piasek. - Jebać to, powiedzmy że nie znaleźliśmy śladów i chuj. Niech ich szukają z powietrza.
- Stul ryj. Musimy się wykazać bo nas wyjebią.
- Sam stul ryj, marudo. Wiecznie kurwa coś nie pasuje a teraz co taki gorliwy.

Sytuacja nieco się zaogniła, a czasu na decyzję było coraz mniej. Wystarczy, jedna nawet mała burza piaskowa a już nigdy nie odnajdą śladów uciekinierów. Nie mieli czasu na spory. Zbliżała się najgorętsza pora dnia, w zacienionych i głębokich kanionach upał był w miarę znośny, zatem jeśli uciekinierzy zamierzali podróżować cały czas, musieli się trzymać jednej z dwóch tras wiodących zacienionymi kanionami.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 27 Cze 2018, o 18:30

Na czas lotu devaronianin zamienił się miejscami z synem farmera wilgoci. Wszyscy byli z tego powodu zadowoleni: młody czuł się ważny i mógł robić chyba jedyną rzecz, która jako tako mu wychodziła, a devaronianin mógł rozsiąść się wygodnie bawiąc się korporacyjnym datapadem. Oczywiście nie próżnował – jego mózg napędzany mamoną chodził na najwyższych obrotach. Z dyrektorką nie powinno być problemu, będąc w areszcie powinna szybko zdać sobie sprawę, że jej kariera w Korporacji dobiegła końca. Kiedy usłyszy, że może gnić i czekać, aż Zaahr wpadnie na pomysł jak pogorszyć jej sytuację albo zarobić sztabkę Aurodium na złożeniu fałszywych zeznań, to powinna być gotowa do podpisania wszystkiego co jej podsunie pod nos. Oczywiście sprawienie, żeby mu zaufała nie będzie za łatwe, ale nie niemożliwe. Z pewnością Anzal znajdzie na to jakąś metodę. "Rozmawianie" z więźniami i podejrzanymi to jedna z rzeczy, którą bardzo lubił w swojej pracy. Potem będzie trzeba zaaranżować transport więźnia z planety, na przykład uzasadniając to ochroną ważnego świadka przed Huttami. Ten sam transport można użyć do wywiezienia Aurodium. Mistyfikacja powinna się udać – Zaahr miał dostęp do zbrojowni ochrony więc pożyczenie transportowca do kosmoportu i kilku mundurów dla „świeżego mięcha” nikogo nie powinno zaniepokoić. W razie, gdy sytuacja się zmieni na jego niekorzyść, zawsze może zniknąć z Tatooine na pokładzie statku. Problemem było to, że potrzebował pilota ze statkiem. Jedyna osoba, która przychodziła Zaahrowi do głowy to jego brat Lugrulc i jego banda przemytników. Oczywiście jak na Dromrahka przystało, będzie chciał za to swój udział. I na pewno nie zadowoli się byle kredytami. Obliczenia nie kłamały – gdy Cheal i Anzal przestaną być potrzebni, będą musieli być martwi, bo ich sztabki będą potrzebne. Oddanie drugiej połowy ładunku niestety będzie konieczne, aby do końca być wiarygodnym. Być może będzie trzeba też trochę nasmarować tu i ówdzie, aby cała ta historyjka z Huttami była wiarygodna. Podrzucanie tropów, świadkowie z kapelusza, zastraszenia – nic w czym Zaahr nie brał udziału na Devaronie. W dodatku teraz sam będzie prowadził śledztwo! Z resztą wyglądało na to, że sytuacja się komplikowała i z pewnością będzie gorzej. Zaahr obiecał sobie, że zanim zrobi coś głupiego, zobaczy najpierw czy Czerka łyka całą tą historię z Ksorbą. W końcu klamka jeszcze nie zapadła. Do tej pory korpodupki byli dla niego hojni – jeżeli ładunek by się odnalazł zostałby bohaterem, a dobranie się do dupy dyrektorce można by potraktować jako deser. Zaahr poprawił się w siedzeniu i spojrzał przed siebie. Jego oczom ukazał się obozowisko.

***


Zaahr powoli tracił cierpliwość. Kłótnie w ekipie to była ostatnia rzecz, której potrzebował.
- Sam stul ryj, marudo. Wiecznie kurwa coś nie pasuje a teraz co taki gorliwy.
- Dość – Zaahr uciął stanowczo i po chwili dodał wskazując pistoletem blasterowym w stronę kanionu:
- Robimy swoje. Cheal prowadzisz. Lancer i Anzal za nim. Miejcie broń w gotowości – po tych słowach obmacał lewą dłonią swój płaszcz w poszukiwaniu schowanego w wewnętrznej kieszeni drugiego pistoletu blasterowego. Model nosił nazwę „Zemsta Vilmarha” i prawdopodobnie powstał w fabryce DevTech Sidearms na jego rodzinnej planecie. Zaahr nigdy nie słyszał o żadnym Vilmarhu, ale stawiał, że gość był jakimiś bohaterem jakiejś starej wojny czy coś w ten deseń. Przecież nie nazywaliby czegokolwiek na cześć jakiegoś łajdaka czy oszusta. Devaronianie przecież tacy nie byli…

Martin wiedział co robi i to właśnie niepokoiło szefa ochrony. Ale tak czy siak musiał chociaż spróbować się puścić za ładunkiem. Byli szybsi, a maszyny mogły lecieć zarówno do przodu jak i do tyłu – co bardzo go cieszyło. W razie czego Zaahr będzie pierwszy w odwrocie. A tuskeni? Dobrze by było dzisiaj kilku ustrzelić, ale z naciskiem na „kilku”. I może lepiej po znalezieniu ładunku. Nic tak jednak bardziej nie cieszyło Zaahra jak śmierć tego pustynnego ścierwa. Tuskeni byli bezużyteczni, nie dawało się na nich zarobić. Ot, zwykła banda Murglaków.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 1 Lip 2018, o 13:35

Trzy maszyny leciały stosunkowo wolno. Ambitne plany musiały poczekać, centrala milczała a Zaahr miał ważniejsze rzeczy na głowie. Takie jak obserwacja skał w nadziei spostrzeżenia zagrożenia zanim stanie się ono realnym. Podobnie zachowywali się jego towarzysze. Wkurwiony Lancer siedział obok pilotującego speeder Anzala. kolumnę zamykał Młody z Zaahrem. Z przodu zwiadowca trzymał się tropu niczym posokowiec. Temperatura nawet w zacienionym kanionie dawała się we znaki. Zapas wody wydawał się być niepokojąco mały, w końcu pocili się obficie. Pocieszającą była myśl, że uciekinierzy zmagają się z takimi samymi problemami. Silniki dudniły cicho i rytmicznie, skały przesuwały się powoli. Czas zdawał się stać w miejscu, wraz z gorącem oplatając umysł Devaronianina, zanim się zorientował minęła godzina. Skały nieco zmieniły kolor zaś ich oczom coraz częściej ukazywało się falujące od gorąca powietrze. Miejsca nie osłonięte skałami były prawdziwym piecem. Do zmęczonego umysłu przebił się znany dźwięk, skrzek komunikatora.
<skrr> Przed nami otwarta przestrzeń, wylatujemy z labiryntu. <skrr>
<skrr> I co z tego <skrr>
<skrr> podejdź sam zobaczysz <skrr>

Maszyny zatrzymały się pod skalnym nawisem, Młody natychmiast odkręcił manierkę i łapczywie zaczął pić wodę. Lancer był znacznie oszczędniejszy, ale i po nim widać było solidne zmęczenie. Podróż w upale nie oszczędzała ani amatorów ani weteranów. Ociekając potem Zaahr podszedł do skulonego za skałą Cheal’a, mężczyzna dał mu ręką znak do przycupnięcia. Słońce liznęło plecy Zaahra dając mu do zrozumienia o swojej potędze.
- co tam?
Tropiciel pokazał palcem kierunek podając szefowi makrolornekę. Chwilę trwało zanim udało mu się zogniskować przybliżenie na wskazanym miejscu. Nie widział nic. Przyznanie się byłoby dość wstydliwe, wytężył więc wzrok i podkręcił urządzenie. Błysk, tak tam byli. Daleko po przeciwnej stronie porytej jarami i spękanej ziemi ktoś się poruszał. Malutkie postacie ukryte w cieniu były ledwie rozpoznawalne. Widział za to wyraźnie czwórkę wierzchowców, stały w cieniu i najwyraźniej czymś się pożywiały. Ktoś dotknął jego ramienia, był to duros.
- Wracajmy do cienia.
- Wystarczy, nie ma co ryzykować, że nas wypatrzą.
Skinął głową, nie zamierzał opalać się dłużej niż to było absolutnie konieczne. Szybko wrócili pod skałę zapewniającą cień i ochronę przed słońcem.

- Będą musieli tam przeczekać jeszcze przynajmniej dwie godziny. Dopiero jak przestanie piec mogą wyruszyć.
- Damy radę ich dopaść?
- Bez problemu, dla nas to pół godziny lotu.
- Na co więc czekamy.
- Zobaczą nas jak tylko wyruszymy spod tej skały. Nie są amatorami, na pewno się przygotowali.
- Chcesz powiedzieć…
- Obserwują przełęcz, nie zdziwiłbym się gdyby po drodze czekały na nas jakieś pułapki. Przejście przez wąwozy wiele ich kosztowało. Zakładam, że wszystko dobrze zaplanowali.
Sytuacja faktycznie nie była różowa, pościg z pewnością miał przewagę ognia i szybkości, lecz uciekinierzy musieli być przygotowani na taką ewentualność. Piątka mężczyzn mogła być pewna, że zostaną gorąco przywitani. Do zmroku brakowało jeszcze dobrych ośmiu godzin, mieli zatem czas by wypocząć lub zaatakować.

- Kurwa, zanim zaczniecie pierdolić, że marudzę zerknijcie na zapasy. - Lancer wrócił od maszyn, pozostawiając na warcie samego młodego. - Powinniśmy mieć żarcia i wody dla ośmiu osób na dwa dni. Ktoś się jednak przyjebał do zapasów w dwójce i jest ich tylko połowa. Mieliśmy zapasów na góra dwa dni, dla sześciu osób.
- Ja pierdolę…
- Nie pierdol, trzeba było się zastanawiać wcześniej.
- Jeżeli będziemy oszczędzać starczy na dłużej. - Anzal spojrzał na twarze kompanów, - z resztą nie będziemy się tu bawić, jutro rano będzie po wszystkim.
- O ile nie rozjebią nam speedera z żarciem.
Lancer trafił w punkt, utrata którejkolwiek z maszyn byłaby poważnym ciosem dla pościgu. Byli zaprawieni w bojach, lecz jedynie Weequay miał pojęcie o przetrwaniu na pustyni, reszta, cóż szanse znalezienia sklepu lub autochefa na pustkowiach były raczej niewielkie. Zapadło dość niezręczne milczenie.

***


W klimatyzowanym pomieszczeniu słychać było cichy szum wiatraków. Siedząca za stołem kobieta była szykownie ubrana, delikatne stukanie nienagannie wypielęgnowanymi paznokciami o drogie biurko z prawdziwego drewna wskazywało na jej zniecierpliwienie. Ciszę przerwał sygnał nadejścia połączenia. Priorytet pierwszy, sama góra.
- Panie prezesie…
- Nie prezesuj mi tu, właśnie się dowiedziałem o problemach.
- Nie ma problemów, są przejściowe niedogodności.
- To bardzo dobrze, nie chciałbym mówić naszemu kontrahentowi że nie mamy pieniędzy ponieważ nastąpiły “przejściowe niedogodności” - W momencie kiedy wypowiadał te słowa nie pozostawił wiele do domysłu. Groźba w jego głosie była aż nadto słyszalna.
- Rozumiem pana doskonale. - dłonie kobiety leżały płasko na blacie, spostrzegawczy obserwator z łatwością by spostrzegł, że dociska je by ukryć drżenie. Z głosem szło jej znacznie lepiej.
- Jeżeli to zawalisz, oddam im cie w ramach przeprosin, jestem pewien że będzie to bardzo ciekawe doświadczenie.
- Nie potrzebuję dodatkowej motywacji, nasza ochrona już nad tym pracuje.
- zostało siedemnaście godzin…
Hologram zniknął a kobieta podniosła głowę, jej krwistoczerwone usta delikatnie drżały. Pieprzone ciało, nie ważne ile ćwiczyła na niektóre zachowania nie miała najmniejszego wpływu. Spojrzała na swoje dłonie. Drżały. Ograniczenia ludzkiego organizmu coraz bardziej ją drażniły, lubiła swoje ciało ale czasami miała wrażenie jakby ją zdradzało. Podniosła się z mięciutkiego fotela i podeszła do okna. Wielki ekran wyświetlał właśnie niebo nad jakąś cywilizowana planetą. Drzwi z tyłu zasyczały cicho i w ekranie pojawiło się odbicie twarzy spodziewanego gościa. Nie odwróciła się, dalej kontemplując widok za oknem.
- Wszystko idzie zgodnie z planem.
- Możesz odejść.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 4 Lip 2018, o 21:41

- Wszystko idzie zgodnie z planem – powiedział Zaahr oddając Anzalowi lornetkę. Soczyście splunął chowając się w cień kanionu i wskazał szponiastym palcem na racje żywnościowe – Schowajmy część gdzieś, Cheal. Znajdź mi jakąś dziurę – Weequay podrapał się po głowie w zakłopotaniu i powiedział:
- Szefie… jakby to dyplomatycznie ująć… pojebany pomysł. Może niech każdy będzie pilnował swoich racji – devaronianin uśmiechnął się i powiedział poklepując Cheala po ramieniu:
- Mam świetny pomysł. Niech każdy popilnuje swoich racji. Podzielcie całe to żarcie między wszystkich i zastrzelcie każdego człowieka, który będzie marnotrawił swoją część racji żywnościowych. Ja muszę pomedytować – powiedział po czym schował się jeszcze głębiej w cień i zaczął się kłaść na ziemię.
- Kurwa, szefie a co z pościgiem? – Zaahr już leżał z zamkniętymi oczyma. Tylko się skrzywił i odpowiedział na pytaniem:
- A co ma być? Czekamy aż będzie zimniej. Wtedy ruszą. Sprawdzaj co jakiś czas czy się nie ruszają. Tylko ostrożnie. Wtedy sobie postrzelamy.
- A co z trasą? Od frontu może być nieprzyjemnie.
- To weź makrolornetkę, i przeczytaj odległość. Potem wbij współrzędne do speederów. Znając ciebie pewnie znasz już średnią prędkość Martina. Oblicz, gdzie byśmy na nich wpadli przy obecnym kierunku ich ruchu. Polecimy dużym łukiem w lewo i złapiemy ich od flanki. Ja muszę zebrać myśli. Przyjdźcie po mnie jak ruszą - powiedział po czym włożył sobie ręce pod głowę i spojrzał ostatni raz na weequay’a. Tropiciel skinął głową i odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę stojącego nieopodal Anzala. Wzrok szefa przeszedł na Lancera. Były szturmowiec opierając się o speedera robił przegląd swojej broni. Jak zwykle stary imperialny zwyczaj wziął górę. Nieopodal Młody przykucnął i zaczął dzielić racje żywnościowe. Wyglądało na to, że każdy miał co robić. Szef ochrony zamknął oczy i skupił się na tym co potrafił najlepiej – na knuciu.

***


Spokój, cisza, delikatny szum klimatyzatora, gibiąca się na holoekranie Twillekanka, obserwowana spod wpółprzymkniętych powiek. Nagle jakiś hałas zerwał Zaahra z kanapy. Do jego biura z hukiem wbiegł Cheal i Anzal.
- Szefie! Jesteś naszym zbawicielem!
-Co my bez ciebie zrobimy!
- Prosimy, pokaż wszystkim swoją potęgę – rzucali na zmianę i padli się do jego rąk zaczynając je całować.
- Hej, trzymajcie się z daleka! – zabrał im ręce i ruszył do wyjścia z pokoju. Oni skuleni szli za nim. Zaahr przechodząc przez hol skierował się w stronę głównego wyjścia z „Czerki”. Zatrzymał się przy recepcji i spojrzał z uśmiechem obok niziutkiej zeltronki – recepcjonistki. Słodka dziewczyna spojrzała na niego i wykrzyczała:
- Zaahr, mój bohater! – rzuciła się mu się w ramiona i pocałowała w usta. Zaahr przetrzymał pocałunek po czym odsunął jej głowę.
- Muszę iść, widzisz… jestem stworzony do wielkich czynów.
- Rozumiem, uważaj na siebie! – powiedziała tylko i pomachała mu, gdy ten wychodził z budynku. Gdy główne drzwi otworzyły został oślepiony światłem. Gdy jego czerwone oczy przyzwyczajały się do światła panującego na zewnątrz powoli zaczynał poznawać świat zewnętrzny. Jego oczom ukazała się arena w Mos Espie – miejsce, z którego startowały ścigacze podczas Boonta Eve Classic. Tłum na ogromnej trybunie zawył z radości na widok devaronianina.
- I jest w końcu ten na którego wszyscy czekali! – powiedział podekscytowany spiker.
- To nikt inny, tylko nasz jedyny i niezastąpiony Zaahr „Pogromca Murglaków”!
Zaahr zauważył, że już wszyscy byli w swoich ścigaczach. Byli tu najlepsi – zarówno żywi i martwi: Mars Guo, Chazzy „Spadająca Gwiazda”, Jope Endel, „Zezowaty” Rellius, Sebulba i wielu innych. Zaahr ruszył do pustego ścigacza stojącego naprzeciwko jego. Kilku najemników w mundurach Czerki podbiegło i otworzyli mu drzwi.
- Uważaj na siebie! – rzucił jeden z najemników. Zaahr tylko odpalił ścigacz. Zamiast hałasu silnika usłyszał muzykę. To byli „Modal Nodes” i nic innego jak "Dune Sea Special"! Tłum na trybunach szalał w rytm muzyki, kiedy to nastąpiło odliczanie do startu. Po trzecim sygnale wszyscy ruszyli przed siebie, natomiast Zaahr machał ręką do swoich fanów.
- Co on robi? Pogromca Murglaków nie startuje! Wygląda na to, że chce upokorzyć swoich przeciwników! Po kilkunastu sekundach gwiazdorzenia Zaahr w końcu ruszył. Z łatwością pokonywał tor i wyprzedzał swoich przeciwników. Gdy ich mijał, puszczali tylko bluzgi w jego kierunku co podkreślało tylko ich bezsilność. Zaahr wlatując do kanionu skręcił naglę w lewo i ruszył „Jaskinią Chazy’yego”. Nagle znikąd z tyłu zanim pojawiły się dwa speedery. Na pierwszym, bliżej Zaahra była Dyrektorka, a z tyłu za nią leciał brodaty, bogato ubrany devaronianin – Trukess Veinad.
- Aurodium jest nasze! Nigdy go nie zdobędziesz! – krzyczeli. Zaahr puścił stery i wyjął z kieszeni detonator termalny i marker. Jego speeder dalej leciał sam i omijał wszystkie przeszkody w postaci stalaktytów i stalagmitów. Zaahr narysował na zabójczej broni uśmiechniętą buźkę z rogami – nastawił detonator na sekundę i rzucił go za siebie. Wielki wybuch pochłonął jego przeciwników, a język ognia wyłaniający się z eksplozji ruszył z impetem w stronę Zaahra trawiąc wszystko po drodze. Devaronianin ruszył w stronę wyjścia. Wyleciał jaskini uciekając przed ogniem i wleciał prosto na metę. Gdy wychodził ze stojącego ścigacza witały go tłumy kibiców. Z motłochu wyłoniła się skąpo ubrana Twillekanka zaczęła po kolei dawać mu sztabki Aurodium.
- Przyjmij te sześć sztabek Aurodium! To twoja nagroda! Tylko ty wiesz najlepiej jak się nią zaopiekować…
- Oj nie trzeba było, ale skoro już nalegacie…
- Nagle z tłumu wyskoczył jeden z kibiców i zaczął opróżniać kieszenie z pegattów, drugattów, tugrutów i kredytów. Pieniądze spadały prosto na stopę Zaahra.
- I weź też nasze pieniądze! My ich nie potrzebujemy! – wszyscy zaczęli iść za przykładem fana numer jeden. Ciężar rzucanych w chaosie monet powoli zaczął być odczuwalny na jego stopie. Muzyka ustała chwilę zanim Zaahr się przebudził. Pierwsze co poczuł, to zmiana temperatury. Już tak nie piekło. Gdy otworzył oczy stał nad nim Cheal i kopał go delikatnie w stopę.
- Ruszyli – powiedział tylko. Zaahr wstał i otrzepał się z piachu. Obydwoje ruszyli do swoich pojazdów. Gdy Zaahr siadał na siedzeniu pilota w swoim speederze, Cheal zapytał:
- kto to Pogromca Murglaków? – Zaahr zignorował jego pytanie po czym sam spytał z poważną miną:
- Masz te współrzędne?
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 12 Lip 2018, o 21:39

Rozdzielenie racji nie było dużym problemem, wszyscy myśleli tylko o sobie zatem możliwość nie podzielenia się z towarzyszami była doskonałym sposobem na podbudowanie morale. Krótki odpoczynek również pozytywnie wpłynął na zdolność bojową niewielkiego oddziału. Znali życie na pustyni od lat. Na rozkaz przywódcy błyskawicznie znaleźli się w swoich maszynach, zadudniły silniki i w kilka sekund oddział był gotowy do drogi. Ostatnie promienie oświetlały skały nadając im krwawy wygląd. Cienie grające na leżącym przed nimi płaskowyżu igrały w załamaniach terenu dając pole do popisu wyobraźni. Maszyny ruszyły, prowadził swoop, za nim speeder z Zaahrem a kolumnę zamykała maszyna Anzala. Obsługujący repeatery zamontowane na pojazdach strażnicy rozglądali się uważnie. Maszyny przeskoczyły przez wrota kanionu i ruszyły z rykiem silników w kierunku otwartej pustyni. Gnali szybko, z początku pokonując spory kawałek skalistego terenu, potem musieli skręcić omijając jar i zbliżyć się do piaszczystej pustyni. Mrok zaczął zapadać na dobre gdy nagle wokół rozpętało się piekło.

Blasterowe bolty sypały się jak grad zza niewielkich głazów znajdujących się na granicy pustyni, oraz z wydmy której szczyt wznosił się na kilkadziesiąt metrów z lewej strony. Strzelcy natychmiast rozpoczęli ostrzał, początkowo znajdujących się bliżej głazów. Lancer niemal od razu przeniósł ogień na grzbiet wydmy pozwalając młodemu naparzać do kamieni. Swoop Cheala już po pierwszym wystrzelonym bolcie wszedł na obroty i właśnie znikał im z oczu gdzieś z przodu. Zaahr nie miał wyboru wcisnął gaz do dechy, bolty uderzyły w poszycie wypalając w nim kilka dziur, odgłos trafień nie pozostawiał wątpliwości.
Silnik zawył a maszyna skoczyła do przodu, Duros lecący z tyłu wpadł na ten sam pomysł, ale nieco wcześniej, maszyna wyprzedziła Speeder dowódcy i gnała już na złamanie karku wznosząc za sobą kurz. Szef ochrony miał okazję wypróbować w realu niektóre z wyśnionych manewrów, z pewnością nie były one tak udane jak poprzednio. Wystarczyły. Przeciwnicy byli świetnie uzbrojeni, ale nie posiadali pojazdów. Bolty ścigały ich tylko przez chwilę, a potem towarzyszył im tylko ryk silników repulorowych. Dudnienie było coraz bardziej nierówne, a w końcu przeszło w rzężenie. Potyczka trwała nie więcej niż kilkanaście sekund ale dała się we znaki. Zaahr czuł, że jego maszyna ledwie leci, a ci chuje go zostawili. Z tyłu strzeliły iskry i młody zakomunikował smutno.
- Palimy się szefie.
- Chujowo.
Maszyna szarpnęła i po kilkunastu metrach zaryła nosem w piach. Pasy boleśnie wbiły się w ramiona pilota a na miejscu obok wylądował Młody, coś chrupnęło i chłopak zaczął krzyczeć z bólu.
- Zajebiście…
Zaahr rozejrzał się po okolicy, było już prawie ciemno, a cienie wyglądały jak skradający się przeciwnicy. Wyciągnięty z kabury blaster na niewiele by się zdał. Nagle przez krzyk usłyszał znajome dudnienie silnika repulsorowego. Nadlatywała maszyna prowadzona przez Anzala, jednak go nie zostawili.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 16 Lip 2018, o 19:49

Zaahr energicznie odpiął pasy i szarpiąc Młodego za mundur pomógł mu usiąść w przednim siedzeniu. Było to konieczne, ponieważ chłopak poleciał twarzą na deskę rozdzielczą. W ostatniej chwili zdążył wyciągnąć obie ręce w celu amortyzacji upadku. Przy takiej prędkości nic to nie dało - najwyraźniej owe wyraźne chrupnięcie było jedną lub obiema kośćmi jego prawego przedramienia. I właśnie takie sytuacje prowokują Zaahra do jego przemyśleń nad rasą ludźmi. Jak takie istoty mogły przeciwstawić się surowym prawom doboru naturalnego, skoro nawet ich odruchy warunkowe stwarzają dla nich zagrożenie? No dobra, może tutaj devaronianin przesadził - jednak lepiej złamać rękę niż czaszkę. Z drugiej strony to co z tego - totalny brak intuicji jakim charakteryzują się ludzie wychodził w wielu innych sytuacjach. Ni dziwnego, że Imperium składało się głównie z nich. Z pewnością to ich rozpychanie się łokciami było związane z wielką potrzebą bycia zauważonymi i leczenia kompleksów związanych z ich brakiem instynktu przetrwania. Coś w stylu: „hej, zobaczcie! Mimo tego, że nie jestem przystosowany do najprostszych zadań to nadal oddycham!” Ale Zaahr nie narzekał. Imperium stwarzało możliwości. A możliwość to już jeden krok bliżej do profitu.
- A chciałem się założyć, że dzisiaj zdechniesz. Dobrze, że tego nie zrobiłem! – powiedział z uśmiechem i poklepał chłopaka po ramieniu. Młodemu nie udzielił się humor szefa. Trzymał się tylko za nadgarstek w grymasie bólu starając się zachować świadomość. Gdy Anzal z Lancerem przylecieli, Zaahr sprawnie wyskoczył ze swojej maszyny i przywołał nowo przybyłych szybkim gestem do siebie. Gdy do niego podchodzili, Zaahr siedział w swoim komunikatorze.
- Cheal, ten pomarszczony skurwysyn, wyłączył komunikator. Chciałem mu powiedzieć co o nim tak naprawdę myślę, ale najwyraźniej to musi poczekać. Jednooki opatrz Młodego, znasz tutaj najlepiej anatomię ludzi. Zastrzel go, jeżeli nie przestanie jęczeć – nie żeby złamane przedramię było jakimś niesamowicie skomplikowanym przypadkiem medycznym. Raczej chodziło o to, żeby zostać z Anzalem w cztery oczy. Gdyby Zaahr wtajemniczał ludzi w swoje plany już dawno byłby albo martwy, albo gorzej - spłukany. Lancer poleciał do rannego najemnika po drodze biorąc apteczkę. Devaronianin i duros zostali sami.
- Wkurwili mnie, Anzal. Zabawa się skończyła. Wzywamy posiłki. Zrobią im to, co lojaliści Imperium zrobili rebeliantom na Devaronie.
- A co z nami? Mamy jeden ścigacz i jednego rannego…
- A co ty taki ciekawski? Wyjmij wszystkie potrzebne rzeczy z wraku. Muszę wykonać dwa ważne połączenia, jak skończę macie być gotowi na wszystko co przez ten czas wymyślę – wychodziło na to, że szef jeszcze nie miał planu. Gdy Anzal odchodził, Zaahr usiadł wygodnie w drugim landspeederze i zaczął kombinować. Spojrzał na małą pikającą kropkę na nawigacji. Wskazywała ona ich obecne położenie. Cheal miał określić trasę, a ich wystawił. Przez moment byli jak na tacy. Najwyraźniej był czas, skończyć z poleganiem na tej bandzie partaczy i wziąć sprawy w swoje ręce. Zaahr zaznaczył na nawigacji miejsce potyczki, połączył je z miejscem ich poprzedniego postoju. Potem wyznaczył orientacyjnie kierunek ruchu Eopie na podstawie ich pierwotnego ruchu przed zasadzką. Zanim wykonał połączenie spojrzał jeszcze kilka razy na datapad drapiąc po łysym skalpie.

***


Łysy mężczyzna z dużym, czarnym tatuażem na skroni w zielono-żółtym mundurze zerwał się z krzesła na dźwięk pikania komunikatora. Miał tylko nadzieję, że to nie był Zaahr Dromrahk. Nie żeby go nie lubił, ale gdyby to by on to by oznaczało koniec drzemania. Od kiedy ten rogaty łajdak został szefem ochrony w Czerce zrobiło się jakby spokojniej. Socjalizując się z gangsterami czy to przy Sabaku, czy podczas nielegalnych interesów, Zaahr poprawił lekko wizerunek Korporacji w oczach Mos Espy. W efekcie Ludzie Pustyni wrócili na pierwsze miejsce w konkursie (nie)popularności na Tatooine. Gdy najemnik przysunął komunikator do ust usłyszał znajomy głos z devaroniańskim akcentem:
- Nie ma czasu do stracenia. Dawać mi tu prom ekipą szybkiego reagowania. Mamy tutaj czwórkę dobrze przygotowanych złodziei. Mamy tylko jeden ścigacz i straciliśmy element zaskoczenia. Wysyłam wam współrzędne potyczki i dotychczasową trasę pościgu. Weście dodatkowy sprzęt dla trójki ludzi. Zajmiemy się dla was zwiadem, dopóki nie przylecicie.

***


Dźwięk komunikatora przerwał czerwonoskóremu zabrakowi dokańczanie pierwszego ale. Najemnik rozejrzał się po kantynie sięgając po komunikator. Muvake, podobnie jak jego dwaj towarzysze miał dzisiaj wolne, jednak ostatnia awantura o nieodbieranie połączeń nauczyły go tym co tak naprawdę wielce szlachetna Korporacja Czerka myślała o jego urlopie.
- Halo?
- Świetnie się składa, że macie wolne, nie będziecie musieli lecieć do domu i przebierać się w cywilne ciuchy – to był Zaahr Dromrahk, jak zawsze coś chciał.
- O szef…
- Oj tam od razu szef. Tak prywatnie dzwonię. Myślę, że należą się waszej trójce małe premie wypłacone po najbliższym wyścigu, bo tak się składa, że mogę wiedzieć kto wygra. A nawet jeśli bym się mylił to obiecuję, że jakoś się dogadamy…
- Co trzeba zrobić?
- O jaki konkretny! Rzadka cecha u zabraka… no więc pobawimy się w agentów i szpiegów. Poobserwujcie dla mnie panią dyrektor Dayame Seylhic. Co i gdzie robi, z kim się widzi. Informujcie mnie na bieżąco. Weście blastery, tak na wszelki wypadek. Może kogoś dzisiaj zaaresztujecie – no to koniec wolnego. Co ten dupek sobie myśli? Z drugiej strony, to nie było wielką tajemnicą, że wchodzenie w kolaborację z Zaahrem było często opłacalne. Podobno gość wiedział, jak zadbać o swoich ludzi.

***


- Nie wiem kochana, nie zajrzał do mnie przed wylotem. To z pewnością było coś ważnego. Ale wiesz, jak to będzie. Na pewno do mnie zadzwoni – niziutka zeltronka zachichotała rozmawiając przez komunikator. Jej rozmówczyni korzystając z chwilowej ciszy zaczęła:
- A nie myślałaś, żeby no wiesz…
- A daj spokój! Może na handlarzy i gangsterów działają te jego sztuczki, ale nie na mnie. Poza tym wiesz jacy oni są, najpierw się starają, a potem prawie nie ma ich w domu. I chyba nie mogłabym się przyzwyczaić do ich diety… O! Czekaj! Dzwoni! – zeltronka wyprostowała się w swoim krześle i przełączyła rozmówcę w komunikatorze.
- Biuro Korporacji Czerka, Mos Espa. W czym mogę służyć? – mimo, że wiedziała kto dzwoni to zaczęła oficjalnym tonem.
- Nie mam za dużo czasu. Jestem na poważnej misji. Chciałem tylko zajrzeć co tam u ciebie. – zeltronka roześmiała się słodko. Nie był to najszczerszy śmiech, ale wystarczający dla kogoś kto nie chciał znać o nim prawdy.
- Sam wiesz, Zaahr. Zrób to, zrób tamto, umów spotkanie, odwołaj spotkanie. A jak tam u was? – w końcu spytała. Prawdopodobnie z grzeczności.
- Są twardzi i dobrze uzbrojeni. Weterani, tak jak z resztą i my. Ale to nic dla naszych ludzi, potrzebują tylko dobrego przywódcy.
- Mam nadzieję, że wszyscy wrócicie bezpiecznie do domu….
- Wiesz, w tym zawodzie nie można obiecać takich rzeczy, ale to ryzyko, z którym każdy z nas musi nauczyć się żyć… - nagle coś przerwało. Młoda recepcjonistka wyłapała tylko kilka słów w tle rzucanych do kogoś poza zasięgiem komunikatora:
- Nie wpierdalaj teraz tu tych zapasów tylko poczekaj aż skończę gadać… - Zaahr wymienił jeszcze kilka zdań z towarzyszem i zwrócił się do zeltronki:
- Dobra, muszę kończyć.

***


Ręka Jontoma była ulokowana blisko ciała, za pomocą chusty trójkątnej. Chłopak był cały blady nie licząc licznych przecięć i stłuczeń. Na jego szczęście już nie jęczał.
- Dałem mu trochę analgetyków, powinien siedzieć cicho przez jakiś czas. Ale na puchnącą łapę nic nie zrobię – powiedział Lancer, podchodząc z rannym najemnikiem do jedynej maszyny, która im została. No cóż, i tak trzeba było czekać na transport. Siedzący na miejscu pilota Zaahr przywołał wszystkich ruchem głowy i wskazał na nawigację w speederze.
- Spójrzcie na mapę, polecimy delikatnym łukiem w stronę ich wcześniejszego kursu. Poszukamy jakiegoś punktu obserwacyjnego i poczekamy na posiłki. Zobaczymy co dalej z tego wyjdzie. Może uda nam się założyć zasadzkę albo chociaż wlepić im ogon. Lancer bierzesz repeater, Jontom siada obok mnie, Anzal siadaj nad nami na masce, bierzesz makrolornetkę i będziesz naszymi oczami. Wypatruj rabusiów, Cheala i jakiegoś punktu obserwacyjnego czyli wszystkiego co istotne.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 28 Lip 2018, o 21:12



Świst powietrza wokół lecących kanonierek zagłuszał nawet dudnienie silników. Olbrzymie Loga na bokach maszyn, nie pozostawiały wątpliwości do jakiej korporacji należy. Zaprojektowany dla kilkudziesięciu ludzi pojazd lata świetności miał już dawno za sobą. Mimo to w pełni zaspokajał potrzeby oddziału szybkiego reagowania korporacji. Jak trzeba komuś przywalić szybko i boleśnie to nie ma nic lepszego niż wysłużona kanonierka. Na pokładzie było tylko dwunastu ludzi, z czego połowę stanowiła załoga maszyny. Nadprogramowy udźwig wykorzystano do zabrania na pokład zapasów i ścigacza. Bojowa i lekko opancerzona maszyna szczerzyła lufy autoblasterów czekając z tyłu. Za kokpitem zebrała się szóstka najemników. Uzbrojeni po zęby, i solidnie opancerzeni szykowali się na solidną rozpierduchę. Skoro sam szef ochrony ich wezwał, to sytuacja musiała być naprawdę gówniana. Nikt nie wzywał szybkiego reagowania bez potrzeby. Dowódca operacji poderwał tylko trzy maszyny, z Anhorhead, Mos Espa i jedną z Mos Ila. Pełny pluton zawodowych zabijaków.
- Jedynka i dwójka uderzają z powietrza, desant zrzucamy tu i tu. Wywiad w podczerwieni wykazał kilkadziesiąt celów, zbliżają się do wraku. Drugi pojazd nie został zlokalizowany, ale nie może być daleko. Trójka czeka na rozkaz, jeżeli gnojki nie są zwykłymi bandziorami może się przydać. Pytania?
- Na pewno potrzebujemy tylu sił? - Jeden z hologramów przedstawiał łysego który był przyczyną całego zamieszania, to on odebrał rozkaz od Zaahra - Szef ochrony prosił o jeden prom.
- Możliwe, ale jego operacja uzyskała pierwszy priorytet, lecą wszyscy.
Łysy poczuł ściekające po karku krople potu, nie żeby to było coś niezwykłego, pierwszy priorytet zdarzał się średnio raz na miesiąc - na ćwiczeniach.
- Rozumiem.

Dron zwiadowczy wisiał nad okolicą niewidzialny dla niepowołanych oczu, z dużej wysokości namierzył oddalający się speeder, oraz kilkanaście innych źródeł ciepła, jego głównym celem były niewielkie skupiska czerwonych kropek do których zbliżały się z dwóch stron, trzy duże źródła ciepła. Bezlitosne skanery zarejestrowały podwyższoną wymianę ciepła pomiędzy dużymi kropkami a małymi. Ciepłota niektórych obiektów zmniejszyła się zaś dużych wysypały się mniejsze sygnatury. Wymiana ciepła trwała jeszcze chwilę aż w końcu obiekty skupiły się w jednym miejscu. Maszyna otrzymała polecenie przeskanowania okolicy i rozpoczęła czynności.

- Dwudziestu zbirów, to jeden z lokalnych gangów.
- Nie podoba mi się to. - Mężczyzna kopnął butem zwłoki, przekręcając je na plecy i sięgając po trzymaną w martwych palcach broń.
- nasza robota, automat, zoom optyczny, kompensator, drogi sprzęt. TO te co były przewożone w transporcie?
- Tak.
- Gówniana, sprawa.
Wycelował w głowę jednego z bandytów i nacisnął spust, seria boltów przeszyła powietrze. Mężczyzna przez chwilę spoglądał zaskoczony na broń oraz na cel. Po czym podszedł do kolejnego trupa.
- Błagam!! Nie, błagam!
Kolejna salwa przeszyła powietrze.
- Skontaktuj mnie z bazą.

***


Dyrektor wyszła z gabinetu Trukessa Veinadema, poprawiła sukienkę upewniając się, że jest w idealnym porządku. Głupiec opętany żądzą władzy. Niesmak w ustach należało jak najszybciej zabić. Szybkim krokiem stukając obcasami szła korytarzem do swojego biura. W środku zrobiła sobie drinka, i usiadła na fotelu. Mięśnie odpoczywały a jej zgrabne nogi znalazły się na stole.
Uruchomiony holoekran, wyświetlił tylko jedno zdanie "Wszystko zgodnie z planem"
Uśmiechnęła się delikatnie i czekała na wezwanie do prezesa. Gra była warta świeczki.

- Naprawdę chcesz ją śledzić?
Niski mężczyzna szedł za zabrakiem idącym szybkim krokiem w kierunku biur.
- Jasne, przecież powiedział wyraźnie. Obserwować, informować, aresztować.
- Powiedział też Dyrektor Seylhic, to ta suka.
- Właśnie każdy chce ją dorwać.
Dotarli już do budynku centrali i znaleźli się w szerokim, jak na warunki Tatooine holu. Siedząca na wysepce na środku sekretarka Zeltronka, obdarzyła ich szerokim uśmiechem.
- Dokąd to panowie?
- Do dyrektor Dayame Seylhic.
Dziewczyna skupiła się przez chwilę na holoekranie po czym z szerokim usmichem powiedziała
- Pani dyrektor jest teraz zajeta, ma zarezerwowany czas na spotkanie z Prezesem, jeżeli chcecie się z nią spotkać możecie zostawić wiadomość. Odpowiemy w najbliższym możliwym terminie.
- Mogę zobaczyć jej grafik.
- Nie możesz.
- Nie bądź zołzą tylko zerknę.
- No dobrze, ale będziesz mi winien przysługę.
- Ech... - Wiedział jak to się skończy, ale nie miał wyboru, zajrzał przez ramię seksretartki. Faktycznie, spotkanie z prezesem, praca nad projektem oferty handlowej, salon masażu i spa. TO wszystko co dało się wyczytać z grafiku. Spa oraz masaż miały zająć około czterech godzin, takiej to dobrze oni mieli racjonowaną wodę, a i tak kosztowała fortunę.
- Dziękuję.
- Zobaczymy się wieczorem, prawda.
Skinął głową wychodząc z budynku. Jego towarzysz szedł obok patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Muvake zaimponował mu, w takim tempie niedługo będzie szefem w miejsce szefa.
- Teraz czekamy aż wyjdzie tak?
- Dokładnie, chodźmy do tego baru, tu niedaleko, mamy jeszcze...

***


Speeder pracował równo, kiedy spokojnie lecieli przez labirynt niewielkich skałek, zbliżając się nieubłaganie do miejsca przechwycenia. Z tyłu dobiegały ich przez chwilę pojedyncze strzały. Szybko zastąpiło je ciche pojękiwanie rannego, chłopak co jakiś czas tracił przytomność. Siedzący na masce speedera duros nie tylko utrudniał sterowania, ale i spowalniał maszynę. Z takim obciążeniem nie posuwali się znacząco szybciej niż Eopi. Odkąd się przebili nie napotkali żadnych przeszkód. Speeder spokojnie pracował połykając kolejne kilometry pustyni. Milczący dotąd komunikator odezwał się głosem Cheala.
- Namierzyłem ich, jedźcie na moje współrzędne.
- Ty chuju czemu...
- Żebyś nie zdradził mojej pozycji, jedźcie na moje koordynaty.
Maszyna skręciła lekko zagłębiając się w coraz wyższe skały, za to komunikator nie mógł przestać dzwonić. Zaahr próbował go ignorować, ale się nie dało. Odebrał natarczywie piszczące połączenie.
- Siema szefie, Dyrka jest na spa i masażu, będzie tam siedzieć kilka godzin, warujemy pod drzwiami.
- Dobra, czekajcie i dajcie mi znać jak coś się zmieni.

Odłączył komunikator. A jego oczom po kilkunastu minutach ukazał się swoop Weequay'a oraz sam zwiadowca, za nim znajdowała się para Eopi. Wyskoczyli ze Speedera, pozostawiając z tyłu Lancera i młodego. Anzal i Zaahr zbliżyli się do stojącego spokojnie mężczyzny.
- Zanim zaczniesz drzeć ryja, zajrzyj tam,
Cheal przywitał się w swoim stylu, a zaciekawiony Devaoranin ruszył wzrokiem za dłonią mężczyzny, w zapadającym zmroku dostrzegł parę butów. Miał złe przeczucia. I słusznie.
Z tyłu w cieniu skały leżało skatowane i zmasakrowane ciało Martina. Mężczyzna miał skute ręce na plecach oraz nie wyglądał najlepiej. Wszędzie wokół była krew. Obok leżały jakieś pakunki i nietoperz. Spojrzał na Durosa, którego oczy nie zdradzały żadnych emocji.
Gdzieś w oddali rozległy się odgłosy gwałtownej kanonady, pewnie chłopaki ze spec ops wbiły się w łachudrów którzy ich napadli. Nie miał powodu ich żałować. Miał za to mało czasu.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 1 Sie 2018, o 16:00

Zaahr dzisiejszego dnia dostawał paranoi. Wszędzie węszył zdradę, czuł o co toczy się gra. "Zemsta Vilmarha" ciążyła w wewnętrznej kieszeni jego płaszcza. Przez moment naprawdę chciał zabić Cheala. Honorowo i ze stylem - strzałem w tył głowy. Na szczęście póki co śmierć kompana nie sprzyjała interesom. Póki co.
Szef ochrony przykucnął nad lezącym ciałem i przyłożył palce do tętnicy szyjnej Martina. Brak tętna.
- Martin nam już nic ciekawego nie powie. Lancer, osłaniaj nas ze ścigacza. Anzal, przeszukaj pakunki na Eopie. Cheal, chcę wiedzieć co tu się wydarzyło, kto i w jaki sposób to zrobił. Sprawdź tropy - Anzal odwrócił się tyłem do Zaahra i podszedł do Eopie. Cheal natomiast zaczął obchodzić powoli całe miejsce. Zaahr zaczął przeszukiwać Martina. Trochę kredytów, chusteczka. Obejrzał chusteczkę, powąchał ją i odłożył na bok. Następnie znalazł coś ciężkiego. Powoli wyjął prostokątną sztabkę z wewnętrznej kieszeni bandyty. Aurodium - Zaahr widział w sztabce odbicie swoich czerwonych oczu. Był to dla niego najbardziej podniecający widok w dniu dzisiejszym. Powstrzymał szeroki uśmiech i schował sztabkę do kieszeni. Wrócił do przeszukiwania ciała. Komunikator Martina. Dobrze. Zaahr wyprostował się i grzebiąc w komunikatorze nieboszczyka wyjął swoje narzędzie komunikacyjne. Miał zamiar skontaktować się z kanonierkami. Nawet jeżeli Martin to nie ich robota to warto było zwrócić im uwagę, żeby nie dobijali rannych. W końcu trzeba się dowiedzieć kto odpowiadał za ten pierdolnik. Poza tym Zaahr jeszcze dzisiaj nie dokonał egzekucji. Po dzisiejszym dniu najzwyczajniej w świecie należała mu się chwilka zapomnienia. Wykonując połączenie, Zaahr jednocześnie sprawdzał ostatnie połączenia w znalezionym komunikatorze. Czekając na sygnał, podszedł do nietoperza i przyglądając mu się dotknął go delikatnie czubkiem buta.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 3 Sie 2018, o 21:00

Nietoperz nie żył. Im bardziej Zaahr go tykał tym bardziej stworzenie wydawało się martwe. Przeszukał ciało i znalazł aurodium, kupa kasy, jego kumple chyba nie widzieli co znalazł. Weequay był zajęty przeszukiwaniem, Lancer pilnowaniem a Junior był zwyczajnie nieprzytomny. Pozostawał Duros, który wpatrywał się uważnie w swojego przełożonego zza pleców Eopie. Wszystko było na miejscu. Zgadzała się liczba zwierząt, ładunki, i ogólnie wszystko grało a mimo to instynkt podpowiadał rogaczowi, że przeoczył coś istotnego. Mrok otulił planetę szczelną zasłoną, w końcu było już późno.
Cheal wyrósł przy szefie ochrony jak spod ziemi. Jego głos rozległ się tuż przy uchu mężczyzny.
- Jest za ciemno, nic teraz nie znajdę.
- Cholera! - zaklął starając się zamaskować drgnięcie ze strachu - Niedobrze, znalazłeś cokolwiek?
- Nic, ktokolwiek go załatwił zatarł ślady bardzo skutecznie. - Zwiadowca pokręcił głową. Żeby cokolwiek znaleźć musiałby mieć światło, z resztą nawet z oświetleniem szukanie na oślep na niewiele by się zdało. - A ty szefie znalazłeś coś?

Zaahr zdążył odpowiedzieć, kiedy zaskrzeczał komunikator wybawiając go z niezręcznej sytuacji.
<skrr> Dromrahk zgłoś się, napastnicy wyeliminowani, podaj swoją pozycję przylecimy ze wsparciem odbiór. Jak wygląda sytuacja? <skrr>

***

Siedziała w swojej kwaterze, zabiegi upiększające i regenerujące skórę, były tu na Tatooine przykrą koniecznością. Suche pustynne powietrze zabijało urodę. Dayame musiała dbać o swoją urodę, był to jeden z jej głównych atutów. Chronometr wskazywał niemal północ, powinna spać lecz ekscytacja nie pozwalała jej zmrużyć oka. Pół roku przygotowań nie poszło na marne. Jej człowiek nie dawał co prawda znaku życia, ale była pewna, że wszystko poszło zgodnie z planem. Lada moment powinien zapikać komunikator.
BEEP BEEP.
<skrr> Tak? - Odebrała dopiero po trzecim sygnale, starając się przybrać zaspany ton. - Co się stało panie prezesie? <skrr>
<skrr>....
<skrr>Rozumiem, ubiorę się i zaraz będę.<skrr>
<skrr>..
Tak jak myślała, za kilka godzin wszystko się wyjaśni a ona będzie miała swoją zemstę. Uśmiechnęła się sama do siebie, zakładając koronkowe majteczki. Prezes z pewnością będzie zadowolony. Spojrzała na zegarek, było piętnaście minut po północy.

***

Jedna z kanonierek leciała w stronę z której dobiegał sygnał lokalizacyjny speedera należącego do korporacji. Siedzący w środku najemnicy zastanawiali się nad otrzymanymi rozkazami. Pot ściekał po opancerzonych ciałach mimo że na zewnątrz robiło się już całkiem chłodno. Rozgrzana planeta szybko oddawała całe ciepło. Do celu była minuta.
- Pamiętajcie o rozkazach, i uważać na siebie nie potrzebujemy żadnych niepotrzebnych strzelanin, zrozumiano?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 23 Sie 2018, o 21:26

Gdy pokryta mrokiem planeta gwałtownie oddawała ciepło, jego źrenice powoli adaptowały się do warunków. Budowa jego gałki ocznej pozwalała również na szybkie rozpoznawanie ciał emitujących promieniowanie cieplne. Mógł teraz dobrze przyjrzeć się swoim kompanom – któryś z nich roztaczał wokół siebie wstrętny szczurzy odór, który nie pozwalał mu trzeźwo myśleć. Przecież dzisiejsza katastrofa nie była przypadkiem i chyba tylko ten kretyn, Jontom tego nie wiedział. Jego instynkt drapieżnika cały czas dawał mu do zrozumienia o sytuacji w jakiej się znalazł, utrzymując w ciągłym napięciu jego mięśnie. Kropelka potu uformowała się na jego skroni, po czym spłynęła powolutku w kierunku żuchwy. „Mały szczurku, znajdę cię i zgniotę obcasem” – myślał. Kto miał czelność wykiwać starego Dromrahka? Czyżby Anzal? Stał tam i gapił się nie dając nic po sobie poznać, choć Zaahr wiedział, że nawet twarz wypłukana z emocji może zdradzać największe sekrety. Rogacz rozegrał z nimi zbyt dużo partii w Sabaka, żeby teraz jak jakiś żółtodziób dać się zadowolić jedną sztabką Aurodium. W końcu apetyt rósł w miarę jedzenia, zwłaszcza u Devaronian. Cheal też był cwaniakiem, w końcu Zaahr przeglądał jego profil. Swoop gangi, interesy z Huttami – weequay naprawdę miał się czym pochwalić. Z resztą, nawet Lancerowi mogło odbić z rządzy bogactwa. Dromrahk nie mógł dłużej znieść tego stanu rzeczy i postanowił rozegrać tą partię prostą, acz skuteczną taktyką – „na ostatniego gnoja i szumowinę”.
- Mam tu komunikator Martina. Trzeba będzie znaleźć na tym zadupiu kogoś kto będzie potrafił się do tego włamać. Wtedy będziemy mieć dowody na dyrektorkę – Zaahr bez emocji odpowiedział Chealowi. Od kiedy ten dupek był od zadawania mu pytań? Od rozmowy, której kompletnie nie miał zamiaru dalej prowadzić uratował go dźwięk komunikatora.
<skrr> Dromrahk zgłoś się, napastnicy wyeliminowani, podaj swoją pozycję przylecimy ze wsparciem odbiór. Jak wygląda sytuacja? <skrr>
- Martin nie żyje. Wracamy do domu. Czekam na was – powiedział z nutką rezygnacji, choć wiedział że ta noc będzie długa, a znalezienie szczura i przyciśnięcie go dałoby przewagę w nadchodzącej partii z Dyrektorką. Szef ochrony odszedł na bok ściskając w lewej dłoni komunikator, a prawą poprawiał płaszcz. Nie chciał przecież o niego zahaczyć przy wyciąganiu swojej wiernej „Siedemnastki”. Blaster był tam gdzie był – gdy przyleci kanonierka wystarczy tylko jednym sprawnym ruchem sięgnąć po broń. Był to ruch, który znał na pamięć.

***


Oficer ochrony dowodzący grupą najemników na wysokobiałkowej diecie i z średnio podwyższonym testosteronem dopiero co wspomniał o „niepotrzebnych strzelaninach” kiedy to jego komunikator poinformował go o wiadomości tekstowej. Od Dromrahka. „Mam szczura w ekipie. Ogłuszyć wszystkich.” – wyglądało na to, że szef stracił cierpliwość, choć dalej starał się grać bezpiecznie. Strzelanie do swoich – jak ostatni gnój i szumowina. Przy elemencie zaskoczenia dla gości uzbrojonych w noktowizory to była bułka z masłem.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 1 Paź 2018, o 22:46

Nie mieli szansy wyciągnąć blasterów, grupa szturmowa była naprawdę dobrze wyszkolona, gdy tylko wysiedli z kanonierki otworzyli ogień, Zaahr zdążył jeszcze zanotować, że jego nieludzie nie stawiali żadnego oporu, zaskoczenie było całkiem prawdziwe. Sam wiedział, że do niego strzelą na ułamek sekundy przed tym jak broń została w niego wycelowana. Miał dość czasu na reakcję. Błękitny bolt trafił go w klatkę piersiową i odłączył mu wizję. Padł na ziemię razem z towarzyszami. Najemnicy szybko zabezpieczyli miejsce przejęcia, i obezwładnionych obcych. Zabrali wszystko co było na miejscu zdarzenia i odlecieli w kierunku centrali. Niestety Devaronianin nie miał większej szansy na zarejestrowanie tego co się działo, a działo się wiele.

Powrót do Anchorhead był wielkim wydarzeniem, cała planetarna centrala korporacji wrzała niczym rój Geonosian. Plotki o “skoku stulecia”, “pierwszym priorytecie” i “wewnętrznej robocie” przechodziły z ust do ust. Z każdą kolejną wersją stając się coraz mniej prawdopodobne i bardziej przerażające. Sam Prezes był osobiście zaangażowany w sprawę a to nie mogło znaczyć nic dobrego. W ciągu kilku dni mieli przylecieć inspektorzy z centrali. W tym czasie Zaahr siedział w wygodnej, bo klimatyzowanej, celi. Sam. Reszta jego zespołu siedziała w podobnych celach. Byli od siebie oddzieleni i praktycznie odizolowani od świata zewnętrznego. Zaahr kilkakrotnie był przesłuchiwany przez parę złożoną z człowieka - ciemnoskórego wysokiego mężczyzny o kręconych włosach i kwadratowej szczęce, oraz Rodiańskiej kobiety - niewysokiej i błękitnoskórej o wrednym usposobieniu i kąśliwych uwagach. Jako szef ochrony kojarzył oboje jako przedstawicieli centralnego oddziału korporacji, nie miał z nimi dobrego kontaktu. Musiał to rozegrać bez żadnych błędów, w przeciwnym wypadku. Do mężczyzny zaczęło docierać, że sytuacja jest znacznie poważniejsza niż przypuszczał.

Dwójka agentów mających śledzić Seylhic, nadal wykonywała swoje obowiązki, może nie nazbyt gorliwie, ale wiedzieli gdzie była i co porabiała. Nie było tego dużo, głównie spotkania biznesowe, dbanie o kondycję i urodę, nic co wzbudziłoby podejrzenia w dwójce niezbyt bystrych agentów. Plotki które docierały wyraźnie wskazywały, że ich szef jest w niezłym gównie, po same rogi. Paradoksalnie problemy Devaronianina tylko podniosły jego prestiż w oczach zbirów, trzeba być kimś żeby próbować skroić korporacji Aurodium. Większość podwładnych Szefa ochrony, nie podzielała jednak tych uczuć. Przerażeni kombinowali co zrobić aby udowodnić swoją niepodważalną lojalność i wartość dla korporacji. Obawiano się, że wraz z przybyciem Inspekcji z centrali, posypią się nie tylko wypowiedzenia ale i głowy.

***

Minęły trzy dni i do celi w której Zaahr spokojnie sobie siedział przyszedł strażnik Bob, Był on przeszło dwumetrowym Gammoreaninem, olbrzym nawet jak na standardy swej rasy nie był zbyt bystry, ale była to jego wielka zaleta. Wykonywał rozkazy i przekonanie go do wypuszczenia więźnia czy negocjacje kończyły się zwykle bólem, czasem lżejszymi urazami. Olbrzym nie był sam. Towarzyszył mu mężczyzna w korporacyjnym uniformie. Niewysoki młody człowiek, wydawał się być obeznany z najnowszymi trendami modowymi. Przeczucie mówiło iż jest to ktoś dość istotny.
- Cześć, jestem twoim obrońcą z urzędu.
- ….
- A tak, jesteś oskarżony o zorganizowanie ataku na transport, zabicie naszego agenta i kilka pomniejszych defraudacji. Zasadniczo jeżeli udowodnią, że to twoja robota to kurewsko smutno będzie być tobą.
- Jestem niewinny.
- jak wszyscy, a teraz powiedz mi jaką przyjmujemy linię obrony. Rozprawa będzie Jutro rano.
- Co?
- Prezesowi zależy na tym żeby szybko zamknąć tą sprawę.
Mężczyzna wszedł do celi, a Bob ponownie zamknął staroświecką kratę. Prawnik miał sporo do omówienia ze swoim klientem. Opuszczając późnym wieczorem celę miał już pewną wizję linii obrony. Młodzik nie był totalnym nowicjuszem, ambitny, bez skrupułów i kręgosłupa. Idealny prawnik korporacyjny. Gdyby Zaahr miał brakującą sztabkę Aurodium z pewnością nie zawahałby się jej zwinąć. Zabrak zaś zachodził w głowę nad informacjami przekazanymi mu przez prawnika.
Banda która ich ostrzelała była jednym z podmiejskich gangów zwykłe szumowiny jakich pełno w pobliżu każdego z miast, to co ich wyróżniało to świeże blastery prosto z magazynu korporacji Czerka. Ktoś zdalnie rozlegulował ich celowniki, tak by strzelały wyżej, to wyjaśniało dlaczego tak łatwo udało im się przeżyć zasadzkę. Prawnik powiedział, że nie ma dostępu do zeznań zespołu który wyruszył na pustynię, ale podobno wszyscy oskarżają się wzajemnie, nie oszczędzając przy tym Szefa ochrony. I w dodatku ta zaginiona sztabka. Jedna znaleziono przy nim, oczywiście były na niej jego odciski palców. Druga była ukryta w obozowisku, konkretnie pod ogniskiem. Dopiero dużej mocy skanery wskazały miejsce jej ukrycia. Trzecia sztabka zaginęła. To ona była powodem tej afery z procesem i ważniakami z centrali. Gdyby się znalazła, prawdopodobnie skończyłoby się na zwykłym wywaleniu z roboty, jednak teraz Prezes musiał działać stanowczo. Sprawy nie dało się zatuszować. Jedyną pociechą był fakt, że ta suka Seylhic również była umoczona, to ona organizowała transport. Martwiący był brak jakichkolwiek wieści z zewnątrz, w tym i od Trukessa Veinadema Mógł się jedynie domyślać, że jego szwagier robi w tej chwili wszystko żeby nie zostać ubabrany w gównie, z drugiej strony, może mógłby on jakoś pomóc swojemu krewniakowi. Devaronianin nie miał spokojnej nocy, następny dzień miał się okazać kluczowy.

***

- W siedzibie Czerka w Anchorhead nie było sali sądowej, na potrzeby doraźne wykorzystano więc jedną z sal konferencyjnych. Za przyozdobionym w barwy korporacji blatem siedziała trójka osób. W środku był Prezes. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, kanciarz łatwo wyczuwał niechęć, Prezes jednak nie miał do niego nic osobiście zwyczajnie chciał dorwać kogokolwiek, oskarżyć i pozbyć się dupków z centrali. Wspomniane dupki siedziały po bokach Prezesa. Para składała się z kobiety nieznanej mu rasy, wyglądała na jakąś odmianę człowieka. Była całkiem atrakcyjna a zważywszy na okoliczności w zupełności zaspokoiłaby potrzeby Zaahra. Jej partnerem był najpewniej mężczyzna zdecydowanie nie będący człowiekiem. Gad odziany w marynarkę wyglądał co najmniej dziwnie. Był olbrzymi niebieski i patrzył na Devaroniania oczami drapieżnika. Wprowadzony w eskorcie dwóch strażników z długą bronią Zaahr dołączył do swoich towarzyszy wyprawy. Wyglądali całkiem nieźle, siedząc na ławce. Przy nich był już gotowy młody prawnik. Skurwysyn nie powiedział, że reprezentuje wszystkich. Nie był to czas na awanturowanie się z prawnikiem. Na sali znajdowało się jeszcze kilkanaście osób które rozpoznał, oraz sporo ochroniarzy korporacji. Z łatwością wypatrzył czerwoną i kurewską sukienkę Seylhic. Kobieta ubrana była w wyzywający sposób, olbrzymi dekolt niemal odsłaniający kolczyk w pępku, oraz dwie krągłości, był kontrowany przez minispódniczkę z ogonem z czarnego materiału. Całości dopełniała wymyślna fryzura i mocny makijaż. Prócz Dyrektor, Zaahr wypatrzył swojego szwagra, i kilka innych osób. Z ulgą rozpoznał wśród nich swoich dawnych ludzi. Wyglądali na zaciekawionych i zaniepokojonych. Najwyraźniej wydarzenie zgromadziło wszystkich pracowników korporacji.
- Skoro wszyscy już są możemy zaczynać, Pani Meyers, proszę przedstawić akt oskarżenia.
Kobieta w szarej i stonowanej garsonce, była całkowitym zaprzeczeniem Seylhic, najwyraźniej to ona przygotowywała dowody i miała pełnić rolę oskarżyciela. Z pewnym niepokojem Zaahr zauważył, że kobieta mogłaby być matką ich obrońcy.
- Dzisiejsza rozprawa ma na celu przedstawienie ustalonego stanu faktycznego i skonfrontowanie świadków. W wyniku rozprawy zostaną wskazane osoby winne utraty przez korporację mienia wielkiej wartości. - Głos kobiety był spokojny acz lekko monotonny. - Następnie zostaną wdrożone procedury korekcyjne względem sprawców jak i procesów w samym oddziale korporacji.
Skinęła lekko ręką i na holoekranie pojawiła się mapa Tatooine z naniesioną na nią feralną trasą frachtowca.
- Na podstawie zeznań członków ekipy ratunkowej otworzyliśmy przebieg zdarzenia oraz jego konsekwencje. Ponad wszelką wątpliwość ustalono, że atak nie był przypadkowy. Z pewnością też był dobrze przygotowany i zaplanowany przez kogoś z wewnątrz korporacji. Głównymi podejrzanymi są obecny tu Zaahr Dromrahk, oraz dowodzeni przez niego członkowie ochrony.
- Przepraszam, ale nic im nie udowodniono, wnoszę o wygłoszenie odrębnego stanowiska.
- Pozwalam, - zmęczonym głosem powiedział Prezes.
Młody prawnik wystąpił przed ławę i wygłosił przygotowane wcześniej oświadczenie zgodne z linią obrony ustaloną z Zaahrem. Przynajmniej tyle.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 13 Paź 2018, o 13:14

Zaahr odliczał w głowie sekundy do przylotu kanonierki. Gdy jego kompani zostaną ogłuszeni wystarczy ich przesłuchać w drodze powrotnej, oczywiście przy otwartym wejściu do kanonierki, a ich głowami poza pojazdem. Taka metoda rozmowy z pewnością zadziała motywująco. Potem wystarczy tylko aresztować dyrektorkę, w końcu ma ku temu podstawy. Potem będzie improwizować. Plan był prosty, ale jego wykonanie już niekoniecznie. W wyniku podekscytowania całą sytuacją kropelka potu uformowała się w dolnym odcinku jego pleców i po nabraniu odpowiedniej wagi zaczęła spływać w dół niebezpiecznie zbliżając się do tego tajemniczego i newralgicznego miejsca w anatomii istot humanoidalnych. Przy użyciu lewej dłoni (gdy prawa spoczywała na blasterze), Zaahr postanowił uniknąć nieprzyjemnego szczypania kiedy to pojawiła się kanonierka. Zanim pojazd dotknął ziemii żołnierze Czerki wyskoczyli z niego i otworzyli ogień do towarzystwa. Gdy jeden z blasterów został wycelowany w devaronianina, ten nie mogąc uporać się z dwoma problemami naraz przegapił moment idealny do rzucenia jednego z wielu wymyślnych przekleństw w jego ojczystym języku. Następnie nastała ciemność.

***


- No więc od czego mam zacząć? - devaronianin rzucił obojętnie, rozsiadając się wygodnie na krześle. Cóż, interakcja z innymi istotami była dla niego miłym urozmaiceniem. Od ostatnich kilku dni jego umiejętność zbijania bąków w celi była wystawiona na próbę. Śledczy nie zrobili na nim wielkiego wrażenia. Przed nim siedział człowiek (więc pewnie debil) i kobieta, która swoimi perfumami nieudolnie starała się zamaskować fakt, że jest rodianką.
- Od początku - kobieta rzuciła stanowczo. Nie spuszczała z niego wzroku
- No więc wstałem rano, wykąpałem się i... u nas jest taki zwyczaj polerowania rogów...
- Nie od TEGO początku. Dostał pan zgłoszenie Panie Dromrahk...
- Tak, dostałem. Pani Dayame postanowiła poinformować mnie o zagubionym transporcie cztery godziny od zdarzenia, nie podając wartości ładunku. Cholera, gdybym wiedział, że to transport Aurodium to sam bym zrobił z tego pierwszy priorytet. Polecieliśmy i zastaliśmy tam wrak, pewnie wiecie to z raportów, albo sami widzieliście... oberwał z wyrzutni rakiet. Znaleźliśmy trop Martina i dwóch humanoidów, którzy w między czasie przerzucili się z nóg na eopie. Pół dnia siedzieliśmy im na ogonie żeby w końcu wpaść w ich zasadzkę. Ostrzelali nas, straciliśmy maszynę. Wtedy wezwałem wsparcie. Tak, ja wezwałem wsparcie. Nie dlatego, żeby dopaść tych rabusiów tylko po to, żeby moi ludzie ogłuszyli mnie i przeszkodzili w kradzieży Aurodium!
- Spokojnie, jeszcze nie usłyszał pan zarzutów - odpowiedział ciemnoskóry mężczyzna łagodnym tonem. Wyraźnie to on był tu "dobrym gliną".
- Ale nie jestem idiotą...
- To akurat nie jest tematem tego przesłuchania, proszę mówić co było później - rodianka natychmiastowo wtrąciła.
- Jeden z naszych znalazł ciało Martina. Cheal Vlux. W tamtej chwili myślałem, że to była jego sprawka, długo się nie meldował. Z resztą nie ma co gadać, podejrzewałem cały oddział oprócz Willbilisa, który był cały czas ze mną. Rozumiecie, ta cała zasadzka... byliśmy jak na tacy, musieli mieć informacje o trasie przelotu, z resztą tylko mój speeder oberwał. A warto dodać, że nie wierzę w przypadki. Co do Martina... miał aurodium. Tyle kasy po prostu zostawione na środku pustyni. Jeśliby ktoś mnie spytał to one po prostu czekało tam aż je znajdziemy.
- Czekało, aż je znajdziecie? Proszę to rozwinąć... - Zaahr w zniecierpliwieniu potarł palcami skroń. Jeżeli oni jeszcze nie rozumieli co się wydarzyło to devaronianin był w gorszej sytuacji niż mu się z początku wydawało. A jednak cholernie mu zależało, żeby śledczy wykonywali swoją robotę. A raczej jego robotę...
- Na Devaronie nazwalibyśmy to "ceną za święty spokój". Bez sztabki Aurodium nie byłoby wiarygodnego kozła ofiarnego, czyli mnie.
- A więc twierdzi Pan, że Martina zabili jego współpracownicy i celowo zostawili część ładunku?

***


- Tak mi się wydaje - odpowiedział spokojnie i spojrzał badawczo na swojego obrońcę po czym zaczął mówić dalej dalej:
- Wszystko było pięknie ukartowane, ale ta sztabka przy Martinie daje mi pewność, że to Dyrektorka.
- Dayame Seylhic? - chodzący nerwowo po celi prawnik spojrzał na leżącego na pryczy devaronianina.
- Pomyśl, kto by oddał sztabkę za uwiarygodnienie tej całej historyjki? I do tego te rozregulowane celowniki? Po co ktoś miałby to robić? Musiał być to ktoś z wewnątrz komu zależy na posadzie. Ktoś kto wie, że będzie miał przerąbane jeżeli szybko nie znajdą się winni.
- I to wszystko powiedziałeś na przesłuchaniu? Jak zareagowała ta rodianka?
- "Przypominam Panu, że jest pan tutaj podejrzanym, a nie śledczym" - powiedział starając sie najbardziej wiernie odwzorować jej głos. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego zeznania choć troszkę przybliżą ich do prawdy. Z resztą to był zabawny zbieg okoliczności - po raz pierwszy w życiu tak bardzo zależało mu na prawdzie. Jego obrońca stanął w miejscu i zapytał:
- Czy to już wszystko? Jest coś jeszcze co chciałbyś dodać?
- Wiesz już wszystko, chyba już najwyższa pora żebyś uciekał - powiedział z udawaną obojętnością. Oczywiście kompletnie nie wiedział jaka jest pora. Jedyne co wiedział to, że zostało mniej niż 24 godziny do rozprawy. Być może były to jego ostanie chwile w swoim ulubionym płaszczu (lub też z głową na karku), i chciał je spędzić w pozornym spokoju. Nie było sensu się okłamywać: miał realne szanse zostać pierwszym Dromrahkiem, który nie umrze w przestrzeni kosmicznej. Ciężko było stwierdzić czy spotkał się z wyróżnieniem czy też upokorzeniem.

***


Prawnik odchrząknął, rozejrzał się po sali i zaczął mówić:
- Wiem, że wszyscy tutaj jesteśmy w pośpiechu, ale pozwólcie, że zacznę od kilku banałów. Chciałem przypomnieć, że zebrani tutaj w świetle prawa są niewinni, dopóki tej winy im się nie udowodni. Można zapytać, dlaczego o tym wspominam? - prawnik spauzował. Devaronianin spojrzał na prezesa, a prawy kącik jego ust delikatnie poszedł w górę. Następny fragment osobiście kazał wpleść w oświadczenie. Ludzie nie byli skomplikowani, zwłaszcza prezes, który zainteresowany był tylko poszerzeniem władzy, wpływów i zwiększeniu zysków. Doskonale wiedziała to Dayame, wiedział to również i Zaahr. Wbicie szpilki w odpowiednie miejsce może zaskutkować zmianą nastawienia prezesa do jego i całej tej sytuacji.
- Osądzenie niewinnych ludzi zaskutkowałoby zatrzymaniem w firmie osoby, która nie dość, że miała odwagę zorganizować napad na ładunek i dobre imię Korporacji to jeszcze sprawieniem żeby uszło jej to na sucho. Zbytnim pośpiechem, nie tylko stracimy lojalnych pracowników, ale przede wszystkim narazimy firmę na kolejne straty, a wszyscy chyba zgadzamy się, że to niedopuszczalne. Są fakty przemawiające za niewinnością zebranych tutaj pracowników ochrony, bo jak się okazało, nawet najbardziej dopracowany plan ma słabe punkty, a diabeł właśnie tkwi w szczegółach. Skupmy się przez chwilę na nich - Zaahr obserwował prezesa. Wiedział, że to tego gościa będzie trzeba przekonać. Wspomnienie o kolejnych stratach powinno wystarczająco podziałać na jego wyobraźnię, żeby zaangażować go w sprawę. Kiedy już prezes zaczął słuchać obrońcy nadeszła pora na etap ofensywny - niewygodne fakty.
- Chciałem przypomnieć, że mój klient od początku nie ukrywał faktów o zaaranżowaniu ataku na transport co może świadczyć o tym, że nie jest zamieszany w tą konspirację. Gdy wezwał posiłki, które unicestwiły bandytów działał w imieniu Korporacji chcąc odzyskać ładunek z rąk Grahama Martina. Te rzeczy, które mu się zarzucane... jego czyny z tamtego dnia wyraźnie im zaprzeczają i świadczą o tym, że jest jedynie kozłem ofiarnym. Na koniec pozwole sobie rzucić w przestrzeń kilka zasadniczych pytań. Po pierwsze, czemu szef ochrony został poinformowany o incydencie cztery godziny po fakcie i kto odpowiadał za chaos informacyjny z tamtego dnia? Dlaczego szef ochrony nie został poinformowany o wartości ładunku? Kto był odpowiedzialny za transport ładunku? Czemu ktoś miałby ryzykować i przekalibrowywać celowniki skoro, jeśli wierzyć aktowi oskarżenia mój klient miał być w zmowie ze strzelającymi do nich bandytami? Może jednak nie był, a komuś zależało na utrzymaniu go przy życiu? Kto mógł tego chcieć i co w ten sposób zyskał? I kogo człowiekiem byl Graham Martin, który został znaleziony daleko od miejsca wypadku w towarzystwie sztabek Aurodium? Te i inne pytania chętnie odpowie mój klient, tylko miejmy dziś odwagę je zadać. - prawnik na koniec deliaktnie uniósł ton starając się zrobić jak największe wrażenie na zebranych. Zdecydowanie lepiej było trzymać się tych wygodnych faktów, niż mniej wygodnych...
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Mistrz Gry » 4 Lis 2018, o 20:25

- z pewnością pan Zaahr będzie miał jeszcze szansę się wypowiedzieć. Dziękujemy za przemowę.
Przewodniczący podziękował prawnikowi, a głos ponownie zabrała oskarżycielka przedstawiając dokładnie kolejne wydarzenia. Sam transport był tak dużą tajemnicą, że wiedziało o niej jedynie kilka osób, kiedy Martin nie zameldował się w miejscu docelowym wówczas pojawiła się panika. Dyrektor potwierdziła informację o nieprzybyciu kuriera a następnie po nieskutecznych próbach połączenia się z komunikatorem Martina poinformowała Szefa ochrony. Od planowanego przybycia do inicjacji akcji ratunkowej minęły cztery długie godziny co nie stawiało Dayame w dobrym świetle, jak słusznie zauważył doradca zabraka. Nadal wykonała ona wszystkie procedury, choć niezgodnie z protokołem. Problemy Rogacza zaczęły się gdy na stole pojawiły się dokumenty. Podpisał zgodę na przeprogramowanie celowników w jednej partii broni. Nie pamiętał tego konkretnego dokumentu, był pewien, że podłożono mu go do podpisu razem ze stertami innych kwitów. Co innego wiedzieć co się stało, a co innego móc to udowodnić.

W trakcie postępowania dowodowego wyszły też na jaw niejasne kontakty jego Szwagra z przemytnikami. Prezes wydawał się być oazą spokoju lecz wewnątrz notował sobie listę istot do skrzywdzenia. Zaahr i Dayame byli na niej bardzo bardzo wysoko. Prezes nie był jedyną istotą której odkrycia z sali sądowej nie były na rękę. Podziemie również ceniło sobie dyskrecję, jego informatorzy nie nadążali donosić. Wyciąganie kolejnych brudów z pewnością nie było tym na czym komukolwiek z korporacji zależało. Linia obrony Zaahra była nikła jak woda na planecie. Nikt nie wierzył, że nie był w jakiś sposób amieszany w zniknięcie Aurodium. Z kolei wszelkie przesłanki wskazywały na to, że może być on mózgiem operacji. Po wstępnym rozpoznaniu dowodów przyszła kolej na przesłuchanie świadków. Pierwszym świadkiem była Dyrektor Dayame Seylhic.

- Czy przysięga pani mówić prawdę i tylko prawdę, pod rygorem spędzenia dwóch tygodni w sali korekcyjnej w przypadku przyłapania na kłamstwie?
- Tak
- Zatem zacznijmy. Jest pani Dyrektorem w Korporacji Czerka od kilku lat.
- Tak, pracuję już dziewięc lat, od dwóch jestem Dyrektorem Departamentu.
- Czy zna pani prywatnie oskarżonego?
- Tak, byliśmy kochankami.

Przez aulę przeszedł szmer, ludzie spodziewali się złośliwości czy nienawiści ale nie tego. Oskarżycielka nie wyglądała na szczególnie zaskoczoną, w przeciwieństwie do Prezesa. Kobieta spokojnie kontynuowała przesłuchanie.
- Czas przeszły wskazuje na rozstanie, kiedy miało ono miejsce?
- Pół roku temu, z przyczyn niekompatybilnośći rasowej.
- Rozumiem, przejdźmy zatem do transportu. Kim był dla pani Martin?
- Był najlepszym Kurierem, bezwzględny i lojalny, wiedział na co się pisze kiedy zgodził się na przewóz Aurodium. Prywatnie nie znaliśmy się za dobrze, był moim podwładnym i porfesjonalistą. Nie uprawiam seksu z podwładnymi.
Twarz Prezesa zrobiła się czerwona, pod przelotnym spojrzeniem oskarżycielki. Zastanawiał się jak bardzo jest w to umoczony. Najgorszy był fakt, że biedak o niczym nie wiedział, a jeżdżenie na Dayame traktował jako miły bonus swojej pozycji.
- Dlaczego poinformowała pani z takim opóźnieniem o zaginięciu transportu?
- Chciałam mieć absolutną pewność, że coś się stało. Fałszywy alarm mógł spowodować dodatkowe ryzyko prestiżowe dla Korporacji. Byłam świadoma tego jak wysoka jest stawka. Zaahr był jedyną osobą która znajdowała się w pobliżu, w dodatku nie sądziłam że będzie dość inteligentny by opracować plan przejęcia transportu.
- Czy on wiedział o tym transporcie?
- Nie wiem, mógł się dowiedzieć kiedy uprawialiśmy seks. Raz robiliśmy to kiedy na biurku były dokumenty z datą i trasą transportu.
- Nie uznała pani za stosowne zmienić tych danych?
- Nie przypuszczałam że mógł to zapamiętać i wykorzystać. Poza tym byłam nieco rozkojarzona.
Makijaż spełnił swoje zadanie, na twarzy Dayame nie było ani śladu czerwieni, za to Męskie Ego Zaahra czuło te zazdrosne spojrzenia samców z całej sali. Wśród nich niejedno niosło ładunek mordu. Miał przejebane.
- Czy ma pani coś jeszcze do dodania?
- W trakcie akcji moja aktywność była minimalna, nie byłam w stanie nic zrobić, starałam się więc zrelaksować czekając na informacje. Niestety nic więcej nie mogę w tej sprawie powiedzieć.
- Dziękuję, świadek jest wolny czy obrona chce zadać jakieś pytania?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Bestia

Postprzez Zaahr Dromrahk » 2 Gru 2018, o 12:31

"Z powodu niekompatybilności rasowej? Co za tupet!" - pomyślał, a nawet wykrzyczał w myślach Zaahr. Według jego prostej matematyki kompatybilność rasowa zachodziła i to nawet bardzo. Spojrzał ukradkiem na swojego obrońcę mając nadzieję, że ten poruszy tą kwestię i zaraz potem wyłoży na stół kartę dyskryminacji wobec devaronian. Natomiast goguś, który miał zaszczyt być obrońcą Zaahra w reakcji na nowe fakty (których oszczędził mu szef ochrony) podniósł prawą powiekę i uśmiechnął się do siebie. Oby wypalił z czymś dobrym, bo Zaahr zaczynał liczyć po ilu dawkach sulfuru byłby w stanie w morderczym szale odgryźć głowy obecnym w sali istotom.
- Zaczynam powoli rozumieć całą sytuację - obrońca powiedział z przekąsem, jakby do siebie po czym przeniósł wzrok na kobietę.
- Tak, obrona chcę zadać kilka pytań. Przedstawia pani Grahama Martina jako "bezwględnego i lojalnego" pracownika. Chciałbym dobrze zrozumieć co to znaczy... biorąc pod uwagę, jak daleko od zestrzelonego pojazdu znaleziono jego ciało i to w towarzystwie Eopie, które na ten moment są uważane na jedyny transport porywaczy Aurodium, to ma pani na myśli lojalność Martina wobec Korporacji czy wobec pani?
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Następna

Wróć do Archiwum

cron