- Twilek płaci, ma kredyty przy sobie. Myślę, że z cztery patyki dostaniecie na głowę. Dostaniesz poza tym normę pracy na statku, choć tym bym się nie ekscytował - wyszczerzył zęby przepraszająco
- Będziecie legalnie zatrudnieni, Twilek jednak nie będzie mile widziany. Inaczej nie trzeba by go szmuglować. Kuguo i Kiria pracują na tym statku już trochę czasu, wprowadzą Ciebie do pracy jako dobrego znajomego, nie powinno być problemu z tym. Mają wśród zarządu firmy duże zaufanie, to dobroduszni obcy. A co do papierów? Hmmm rozumiem, że nie chcesz na swojej tożsamości działać co? Masz jakieś problemy? Nie no pewnie masz czystą kartę na swoim identyfikatorze skoro Cię Kromel przysłał. Nie powinieneś się jednak stresować, robiliśmy to już wiele razy - poruszanie kwestii stresu w ustach Bruno wydawało się być komiczne. Z kontekstu i zachowania rozmówcy Ray mógł wywnioskować, że robi to na własne konto.
***
Vherras było jednym z nielicznych miejsc na Dantooine gdzie można było zakosztować obecności licznych patroli szturmowców. Powodem był oczywiście kosmoport i strategiczne znaczenie miejsca. Samo w sobie miasto nie wyróżniało się, aż tak bardzo, jakby można było się spodziewać. Liczne małe domki wyglądały nieco nienaturalnie w pobliżu ogromnego kompleksu kosmoportu, skąd docierały liczne światła do przybywających podróżnych. Widać było jednak daleko za miastem kompleks budynków, który na mapie był opisany jako powierzchnie magazynowe firmy Cargoaid.
Jeden z patroli kazał się zatrzymać podróżnym pośród uliczki między domkami. Ray przebudził się szybko lecz nie dał tego po sobie poznać, Diego jednak nie prezentował zaskoczenia
- spokojnie, tutaj to norma
- proszę o identyfikatory - odezwał się przefiltrowany głos z pod plastoidowego kasku szturmowca. Diego zachęcił Raya by wyciągnął swoje cyfrowe dokumenty. Metalowa karta z chipem w środku i z emblematem Imperium wskoczyła człowiekowi do ręki. Jeden z imperialnych sprawdzał go, ale drugi kiedy zorientował się, że towarzyszem Raya jest Diego powitał go radośnie
- Diego chłopie, kope lat! To ja Collins z czwartej kompani generała Ruthorda!
- Marcus? Kurna, co Ty tu robisz?
- Mnie przenieśli? Wiesz docenili moje zasługi w końcu, czy może raczej wujka - zaśmiał się podkreślając ironię.
- Taa... nadal byś marzł na Hoth.
- A Ty?
- A udało mi się znaleźć ciepłą posadkę na Dantooine, po degradacji na Hoth, postanowiłem popracować w logistyce. Kromel też jest tutaj, jakbyś chciał go odwiedzić na przepustce to stacjonuje ze swoją starą w Cetoos
- heh prędzej się udam do swojej, ale kto wie - znajomi rozmawiali ze sobą jeszcze chwilę, a reszta patrolu przyjęła luźniejsze postawy gdy okazało się, że to jeden z byłych kompanów sierżanta. Rayowi oddano identyfikator. Był przecież jawnym obywatelem, nie to co jego zaginiona miłość.
Po kontrolnej rozmowie z sierżantem Diego wraz z Rayem ponownie wsiedli na ścigacz i dotarli w końcu do części parkingowej. Wnętrze parkingu straszyło pustką. Byli właściwie sami, nie licząc okolicznych pojazdów
- Dobra Ray. Sprawa wygląda tak. Zaprowadzę Cię do Vid'sabaru. Poczekasz z nim aż Kuguo da Ci znać by przyjść na rozmowę z kapitanem statku transportowego. Pokaż tylko, że Ci zależy na pracy, głównie ze względu na transport. Sknera zaproponuje Ci śmieszne pieniądze za paro tygodniowy okres pracy. Zamyśl się, udawaj, że wątpisz, ale pod wpływem niewidzialnej presją zgadzasz się na to i powinno wszystko styknąć. - tłumaczył, w razie czego jeśli trafili tym razem na nowicjusza. - Potem wrócisz po Vida w ramach oczekiwania na wylot. Kuguo się odezwie kiedy będzie można go przeprowadzić na statek. Uważaj wtedy na patrole. W sumie to tyle, resztę się dowiesz od Vida i pary Catharów.
***
Były żołnierz zaprowadził Raya krętymi uliczkami w dużym osiedlu do pewnego domku. Elektryczna furtka poprosiła żeńskim głosem droida o klucz wejścia i zapytała, czy zadzwonić do lokatorów. Wkrótce panel kontrolny wbudowany w kamienny blok przy furtce wypluł z siebie niebieskie strugi hologramu. Piegowata twarz młodej kobiety o jasnych włosach i oczach z uśmiechem na twarzy przywitała Diego.
- ooo! mój ulubiony buntownik!
- kobieto litości... - dziewczyna przekierowała wzrok na Raya. Szacował, że musi być dość młoda. Dwadzieścia lat?
- no co? To przecież Ty rzuciłeś służbę nie ja. I przyprowadziłeś kolejnego przystojniaka! Wejdźcie, zapraszam - furtka z lekkim skrzypnięciem otworzyła się do wewnątrz małej posesji. Było dość ciemno, ale Ray mógł dostrzec nowoczesną architekturę rodem z Courscant, ale w wersji mini. Kontrastu dodawał równo przycięty trawnik i rośliny ogrodowe, które były w przewadze. Czarne matowe kafelki prowadziły do durastalowego domku. Drzwi wejściowe rozsunęły się a przed mężczyzną objawiła się kobieta w szlafroku. Była wysoka i bardzo urodziwa, zachęciła gestem by weszli do środka
- Jestem Lilith - wyciągnęła rękę w stronę nieznajomego i nie szczędziła uśmiechu.
- Kromel Ciebie przysłał, choć poznasz Vida
- Kobieto nie na głos - syknął Diego łapiąc się ręką za czoło i wbijając mordercze spojrzenie w rozradowane lazurowe oczy piękności.
***
Wspomniany Twilek siedział w salonie. Naprzeciwko drzwi wejściowych do wspomnianego pomieszczenia, wielkie szklane okna były zasłonięte granatowymi roletami. Na środku był czarny obszerny stolik, a podłoga była zrobiona z jasnego drewna. Ściany były stalowe, ale barwione na przyjemny metaliczny brąz. Po środku stolika stał holoprojektor oraz dwie puste szklanki i parę pustych butelek po piwie. Dookoła na ścianach były obrazy i półki z wszelkimi urządzeniami użytku typowego galaktycznego obywatela imperium. Płaskie płytki z danymi były poukładane niczym książki w antycznej bibliotece, w których to mogły zawierać się przeróżne rzeczy. Od holofilmów, po elektroniczne książki czy hologry, encyklopedie. Całość pomieszczenia oświetlały trzy diody w kształcie kwiatu lotosu na suficie. Można było regulować kolor światła i ich intensywność. Tymczasem światło było ustawione na niską intensywność i obdarowywało pomieszczenie stonowanymi pomarańczowymi refleksami.
Czerwonoskóry facet wyglądał na czterdziestolatka, jeśli Ray miałby się odwoływać do wyglądu tej rasy. Był ubrany w kamizelkę i czarne spodnie taktyczne z wieloma kieszeniami. Nie miał przy sobie broni, ale agresywną postawą sprawiał wrażenie najemnika, albo jakiegoś wywrotowca, czy przestępcę.
- Diego. Kogo mi tu Kromel przyprowadził?
- Słuchaj, Kromel nie przysyła nietrafionych ludzi. Pomoże Cię stąd wyprowadzić i spokojnie dolecisz na miejsce. Lilith zostawmy ich. Niech się zaprzyjaźnią - kiwnął głową do Raya w znaczeniu by lepiej się postarał z nim skumplować.