Ich nowy młody dowódca zamyślił się na chwilę po słowach Gveira.
- Tak, jest to do zrobienia. Dostaniecie kanonierkę z pilotami do dyspozycji. Nie liczcie jednak na o wiele więcej sprzętu i ludzi do wsparcia. Jak mówiłem, wysyłamy was, bo chcemy zaoszczędzić maksymalnie na środkach potrzebnych do zakończenia tego małego buntu. Główne siły są teraz potrzebne gdzie indziej.
Na chwilę przerwał, po czym kontynuował.
- Z tego, co wiemy, rebeliantom przewodzi dwójka braci, młodych twi'leków zwanych Oba'sek i Milo'sek. Buntownicy są raczej słabo uzbrojeni, ale jest już ich całkiem sporo. Maja na pewno kilka kryjówek, ale udało nam się zlokalizować tylko jedną, standardową godzinę drogi ścigaczem na południe od stolicy Ryloth. Ci bracia z pewnością się między tymi kryjówkami przemieszczają, dobrze będzie zacząć od miejsca, które już znamy. To jaskinie w skalistych pustkowiach, nie spenetrowaliśmy ich od środka. To tyle, co miałem wam do powiedzenia. Możecie odejść.
***
Dotarli na orbitę Ryloth i przydzieloną im jedną z kanonierek zostali przetransportowani na powierzchnię. Ich celem była równikowa baza łączności wybudowana jeszcze za czasów Palpatine'a, która teraz służyła za główny i jedyny posterunek. Ludzi Imperium było w niej mało, choć od czasu ostatniej przeprowadzonej na planecie akcji Inkwizycji, sam posterunek został wzmocniony. Dotarł nowy sprzęt i zapasy. Z tego, co zdążyli się dowiedzieć, lokalny dowódca, major Pakgrim robił, co mógł, by przywrócić ten posterunek do jako takiej sprawności, ale minęło jeszcze zbyt mało czasu, by było widać dobre efekty. Na domiar złego sama planeta też do przyjemnych nie należała.
Znaleźli się nad równikiem. Od reszty planety odróżniał się gęsta dżunglą, która porastała niemal wszystko w zasięgu wzroku, dzięki specyficznemu klimatowi odgradzając się od pustkowi i ich wiatrów. Pierwszym, co ujrzeli z budynków bazy, były dawne, ogromne talerze i anteny systemu łączności. Teraz trzy z czterech anten nie działały, nie miał kto ich naprawić i obsłużyć. Między nimi natomiast ulokowano kompleks budynków z lądowiskiem, w stronę którego teraz zmierzali. Budynki były zaniedbane, lądowiska zużyte, ale widać było na nich ciągły ruch. Gdy się zbliżyli, dostrzegli, że to przede wszystkim technicy, którzy właśnie wzięli się za ich generalny remont.
Wylądowali na jednej z wolnych jeszcze od robót platform. Razem z otwarciem włazu, uderzyło w nich też duszne i ciężkie powietrze. A ponoć w porównaniu z wiatrami na skalistych pustkowiach były to najprzyjaźniejsze warunki na tej planecie. Ich przybycie odbyło się bez większego szumu, przywitał ich tylko jeden oficer, o dziwo od razu ubrany w pancerz bojowy, jakby nawet on musiał pozostać w ciągłej gotowości przed niespodziewanym atakiem. Nie dało się ukryć, że pancerz nosił ślady licznego użytkowania. Oficer od razu wskazał im drogę do kwater w głównym budynku posterunku.
- Jestem kapitan Broon. Major Pakgrim jest chwilowo niedysponowany, zgłaszajcie do mnie wszystkie sprawy.