Kruger wyłączył hologram dając tym samym znać, że krótka odprawa dobiegła końca. Cywile już zaczynali szykować się do wymarszu.
- Zabracy zostają. Przy okazji sprawdzą resztę sprzętu w bunkrze. Droid idzie przy mnie na przedzie. Reszta ochrania cywilów. Na razie idą w czwórkę - dowódca wskazał przy tym na profesora i trzech tragarzy. Najwyraźniej pomocnicy Rasta potrzebowali więcej czasu na odreagowanoe lub dostali od swojego szefa inne zadanie.
Według wskazań mapy czekało ich teraz przynajmniej kilka godzin wędrówki i kluczenia po zniszczonym Taris w obie strony. Pewne było to, że po ataku rakghuli i ogólnej panice cześć ulic może być nieprzejezdna a budynki naruszone lub zawalone. To właśnie znalezienie przejścia dla ciężkiego sprzętu będzie teraz ich głównym zadaniem. Z pewnością profesor będzie też chciał ocenić możliwe szkody dla tajnego kompleksu i czy to, po co idą jest całe. A musiało być bardzo ważne, skoro Imperium dołożyło starań, by to odzyskać.
***
Wyruszyli grupą o siódmej lokalnego czasu. Czterech cywili i ich ochroniarze. Grupa najemników osłaniała ich przejście, zaglądając w każdą uliczkę. Na przodzie szedł Kruger z droidem, który pewnie skanował też najbliższą okolicę w poszukiwaniu wszelkich śladów ruchu. Sam Brial szedł tuż obok profesora.
Taris było wymarłe. Przynajmniej z pozoru, bo rakghule gdzieś tam się kręciły. Poza nimi, ukrytymi gdzieś w cieniach, w Podmieście nie było widać ani śladu życia, nawet najmniejszego. Żaden gryzoń, robak czy tym bardziej małe zwierze nie przetrwało plagi, jaka spadła na planetę. Nigdzie nie widzieli też nawet kości czy pozostałości po nich. Bestie zjadły wszystko. Samo miasto również było w ruinie. Zniszczenia były spore, wywołane przez walki i panikę dżentelistot już na samym początku. Część budynków było zawalonych, niektóre miejsca spalone, na ścianach widać było ślady po postrzałach. Na niektórych wąskich uliczkach ustawiono prowizoryczne barykady, z których część nawet się ostała. Gdy odeszli też mniej więcej kilometr od swojego schronienia, dotarli do uliczki, gdzie pierwszy raz ujrzeli liczne zaschnięte plamy krwi. Ciał nie było, ale cała uliczka nabrała rdzawoczerwonego koloru. Wszystko urywało się nagle, jakby ofiary wpadły w śmiertelną pułapkę, z której nikt nie uszedł nawet o krok. Minęli ją i przeszli kolejne kilkanaście metrów w stronę kolejnego placu.
Był znacznie mniejszy niż ten, gdzie stał budynek ich bunkra. Z trzech stron ograniczały go budynki, z czwartej parking ze zniszczonymi ścigaczami. Z każdej z czterech stron docierała do placu jedna ulica. Po rozwalonych straganach widać było, że kiedyś gromadzili się tu handlarze. Teraz jednak pozostały tu tylko złom i rupiecie. Wtedy Kruger wskazał jedno z miejsc pośród byłych straganów. Wyróżniały się tam resztki białego pancerza. Pierwszy ślad imperialnych żołnierzy, jaki tu poza schronem znaleźli.