Content

Archiwum

[Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 14 Lis 2019, o 20:39

Wychylił się zza osłony, by wypuścić krótką serię z blastera. Karabin zafurczał i zaterkotał wiązkę boltów, prosto w mocowładnego. Strzał droida była na tyle silny, by przebić się przez człowieka na wylot. Szedł dalej, co oznaczało kolejną sztuczkę.
Nawet akcje porucznika nie wiele pomogły.
Zmienił osłonę, tym razem nie strzelił, ostrożnie wyglądając zza miejsca ukrycia.

Sklepienie zaczęło się ruszać, a odgłosy kanonady artyleryjskiej docierały aż tutaj. Wsparcie zbliżało się, z każdą sekundą. Zarz potem pojawił się ten szmaciarz, przez którego zginął Codex. Urwane słowo w linku, zostało przerwane przez BOBa. Obserwując jak statek Inkwizytora jest ostrzeliwany przez Defendery, odebrał meldunek od BOBa.
Jego podziw dla umiejętności programu mieszał się z autentyczną złością oraz obawą. BOB ściągnął z orbity pieprzony ISD, dumę inżynierii imperialnej. Cały okręt leciał na łeb, by przyjąć na siebie ostrzał i uderzyć w planetę.
Ale to co usłyszał potem..

"Ludzie inkwizytora i wszyscy, którzy brali udział w operacji zostali aresztowani, albo straceni w podejrzeniu o zdradę. "

czy taki miał być jego koniec? Wiernej służby Imperium? Lata poświęceń, krwi i potu, wyrzeczeń, by zostać uznanym za zdrajcę przez wybryki tego śmiecia?!
- BOB, miejsce zbiórki przy wraku kanonierki która miała nas zabrać. Moja sekcja oznaczyła miejsce kolorem. - wyrzucił z siebie rozkaz. - Ittera, Bahgar, spierdalamy stąd! - wrzasnął, już nie przez link, a przez hełm. Interkom zniekształcił jego głos na tyle, że krótkie zdanie zabrzmiało złowieszczo.
Puścił wiązkę, potem kolejną. W losowe punkty.
- BOB, osłaniaj nasz odwrót droidem. Niech szuka sygnatur cieplnych i strzela do nich. - poparł to kolejną krótką serią, wstał i zaczął wycofywać się biegiem. - Hex, zakładaj ładunek na ciało Codexa. Biegnijcie do miejsca, gdzie rozbiła się nasza kanonierka, stamtąd uciekniemy Exteriorem.
Wycofując się, jedną ręką trzymał karabin, posyłając wiązka za wiązką, drugą złapał kobietę by nadać jej prędkość biegu.
- Jeśli cokolwiek z tego wszystkiego nagrałaś, wyślij to do Imperialnego Wywiadu Wojskowego. Mam znajomego, komandora. Dobiorą się do dupy ISB i Inkwizycji, aż zafurczy. Komandor Jor Taynar, stacjonuje na ISD "Executioner".
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez BZHYDACK » 18 Lis 2019, o 16:40

Udało się zwiększyć dystans, choć pozostałe działania nie przyniosły żadnego skutku. Bahgar jednak wcale na to nie liczył. Ściągnął uwagę mocowładnego na siebie, a to znaczyło, że reszta oddziału zdoła się przeorganizować. Ale czy na pewno?
Iluzja. To była kolejna iluzja. Co gorsza, w ferworze walki zapach się rozwiał i Bahgar nie mógł namierzyć celu ponownie. Jednak cała sytuacja wokół stała się nagle dużo groźniejsza.

Komunikator w lewym karwaszu na szczęście ocalał z ataku mocowładnego, cięcie minęło elektronikę, dzięki czemu gad odebrał transmisję od BOBa. Misja, od początku pełna komplikacji, teraz zaczęła być nie tylko skrajnie niebezpieczna, ale do tego nielegalna.

Sierżant Gveir błyskawicznie wydał rozkazy. Bahgar nie był w pełni przekonany co do ewakuacji, on swojej misji jeszcze nie wykonał... ale żeby ją ukończyć, trzeba było przeżyć. A będąc w centrum ostrzału artyleryjskiego, z walącym się na głowy niszczycielem, a do tego z mocowładnym w pobliżu, jego szanse niebezpiecznie zbliżały się do zera.

Bez słowa popędził w kierunku wskazanym przez Gveira, pilnując tyłów sierżanta osłaniał go. Nie tracił czujności. Mocowładny mógł wciąż być gdzieś w pobliżu.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 19 Lis 2019, o 22:08

Iluzja powoli się zdematerializowała po kolejnym strzale droida.

- najpierw musimy przeżyć! Martwi nawet nie wywołamy transmisji! - Iterra ruszyła już bardziej skoordynowanie, do ucieczki nie musiał jej nikt zachęcać. Bahgar do końca został w pełni uważny i dostrzegł coś interesującego. Nie licząc faktu, że obecność wroga zaczęła zupełnie zanikać, jeden myśliwiec z eskadry defenderów odbił od szyku zupełnie na bok i poleciał solo gdzieś dalej od nich wszystkich. Intuicja podpowiedziała mu, że tam spotkałby wroga, ale czy będzie w stanie go pokonać? Mógł jednak łatwo rozróżnić głupotę od odwagi. Jeśli tam ruszy, z pewnością umrze. Smutna prawda o tym że był za słaby do starcia z czymś takim mogła przygnębić, ale czy na pewno?
Jego misja nie została wykonana i stracił dłoń. Do tego nie wiadomo co u Caleba, czy stali się więźniami ISB? Czyżby przodkowie w ten sposób chcieli mu pokazać, że nie jest jeszcze godzien miejsca obok nich? Że jest coś co musi zrobić? Czyżby ten właśnie mocowładny miał być jego ostatecznym celem? Jeśli tak, z pewnością musiał się do tego przygotować.
Żeby naprawić szkody spowodowane zbezczeszczeniem świątyni wiedział już, że zwykła pomsta nie wystarczy. Los nawet odebrał mu taką możliwość, a podrzucił przed nos zupełnie nową. Prawdziwe wyzwanie.

Gveir czystą siłą woli utrzymywał świadomość, pomimo zawrotów głowy spowodowanych narkotykiem i rozchwianym zmyśle równowagi. Efekt uboczny środka zaczął coraz mocniej dawać się we znaki. Potykając się o wystające elementy wszechobecnych ruin, prowadził jednak trójkę do punktu zbornego, gdzie dymiła się zielona raca. Miał tam dotrzeć Exterior i zebrać się reszta jego oddziału.
- sierżancie! - głos Neyi miał w sobie dużo ulgi. Dostrzegli siebie nawzajem wśród ruin. A powietrze blisko nich zaczęło dziwnie drgać. Przed oczami zmaterializował się statek, pochylony nierówno na krzywym podłożu. Rampa była już opuszczona, ale pod kłopotliwym kątem, zmuszając wszystkich do drobnej wspinaczki. Pająkowate droidy i reszta z obecnych sond weszła na statek drugim wejściem od ładowni.
- ładunek d ciała został przypięty Gveir. Codex nie był sobą... - powiedział ponuro Hex. Nikt więcj nie rzucał komentarzami, wszyscy skupili się na wydostaniu się z tego miejsca. Wkrótce wszyscy znaleźli się w środku nim pole maskujące na nowo objęło statek. Wnet miękko wznieśli się i niezbyt szybkim tempem ruszyli ku szerokiej dziurze w kondygnacji sklepienia.
- Witam na pokładzie ISS Exterior! - wszechobecny basowy głos BOBa brzmiał zbyt radośnie jak na zaistniałe okoliczności, wydawało się to cyniczne, ale kto wiedział czy taki był zamiar SI.
- W przedsionku za śluzą przy ścianach są rozkładane krzesła oraz pasy bezpieczeństwa. Proszę o przystąpienie do procedury lotu w atmosferze i bliskim polu grawitacyjnym. Wkrótce będzie trzeba dokonać bardzo szybkiego przyśpieszenia - każdy usłuchał, jak w zegarku wciskając guzik, który wysuwał półkę, by posadzić zad i zaraz potem każdy zapiął pasy.
- Skończ uprzejmości! Wydostań nas stąd - rzuciła Iterra, widać zapinanie pasów trzęsącymi się rękami wyczerpało już wszelkie dostępne pokłady cierpliwości naukowiec.
- Zaraz nabierzemy odpowiedniego przyśpieszenia. Obliczyłem trasę, wyliczyłem również skok. Proszę o cierpliwość i nie rozpinać pasów, do momentu aż opuścimy układ. Wyłączyć też wszelkie osobiste systemy łączności - wnet statkiem szarpnęło, a wszystkich wcisnęło w bok
- chyba zwymiotuje... słabo mi... - marudziła pod nosem, kiedy to krzyknęła jak nagle statek ponownie szarpnął, robiąc gwałtowny manewr.

***

Exterior ze stałym przyśpieszeniem kierował się już z dala od ruin, zostawiając flotę Imperium coraz dalej. ISD Abyss już odzyskał pełną sprawność, zdołał wymanewrować z kolizji, a ostrzał miał już zasypywać obszar równomiernie, tylko niepełna eskadra myśliwców wylecieć miała z wyrwy. Nikt nie zauważył, że wcześniej jakiś inny statek przesmyknął się tamtędy. Za zakłócenia w łączności i ogólny chaos ustawiono przyczynę na sabotowany ISD którego niektóre systemy wciąż wariowały. Na mostku ISD Hellion, gdzie urzędował pułkownik Fegson, wszyscy pracowali jak mrówki. Przybył tu zaraz po tych wszystkich zamieszaniach, by wyjaśnić to wszystko. Coś wydostało się z Taris, a potem ktoś wysłał nielegalną ekspedycję. Wszyscy byli podejrzani, a on z samego dyktatu Imperatora miał zaprowadzić tutaj porządek raz i dobrze, o co z resztą się starał od długiego czasu.
Z własnego niepodważalnego źródła wiedział też, że Durhash to skryty zdrajca i teraz miał okazję go wyeliminować. Tak też się stało. Fegson nie lubił się rozdrabniać, wszystkich ludzi Durhasha stracił. Resztę w jakiś sposób skojarzonych ze sprawą wsadził od razu do więzienia i miał zamiar o nich zapomnieć na ten moment. Zdrajca ten, czy zdrajca nie tamten. Dociekanie tego było czasochłonne i kosztowało środki, a ostatnio Imperium nie ma takiego luksusu. Nie ma człowieka, nie ma problemu. A co do tego, sam fakt, że jakiś obcy obejmował tak ważne stanowisko jak inkwizytor i do tego miał rangę pułkownika, napawało starego zgorzknialca obrzydzeniem. Nic dziwnego, że Imperium ma takie a nie inne problemy i jest zepsute od środka. On zaś jako przykładny lojalista miał zamiar to naprawić. Zdrajców trzeba było wyplenić, co do jednego. Miał z resztą przyzwolenie Imperatora na szybkie rozwiązanie problemów na Taris.
- a co z ekspedycją Inkwizytora? Załoga Abyss potwierdza wysłanie uprzednio grupy komandosów na powierzchnię - zapytał nagle na mostku jeden z jego podkomendnych, widząc jakąś szczególną lukę w tym wszystkim
- jak to co, zaginęła podczas akcji. Jakieś masz jeszcze pytania, Felix? - odparł pułkownik, przeszywając wzrokiem młodszego podwładnego. Ten odpuścił. Wnet odezwał się drugi
- pułkowniku mamy odczyt skoku w nadprzestrzeń tuż obok blokady!
- Kto opuścił układ?! - bardzo nie spodobało się to pułkownikowi. Jego źródło jasno mówiło, że nikt nie może opuścić blokady, a Imperatorowi nie spodoba się od razu pierwszy meldunek świadczący o nieskuteczności jego działań. To by się źle skończyło.
- jakiś niewielki okręt, nie udało się nawet całkiem odczytać sygnatury, od razu uciekł. Miał na sobie zaawansowane pole maskujące. A teraz to już oczywiste, że obiekt był też źródłem zakłóceń, a ISD był tylko medium i maską dla sprzecznych sygnałów.
- Wysłać mały pościg. Namierzyć współrzędne! Musimy przechwycić ten okręt! Nadać transmisję priorytetową do admirała. Trzeba skoordynować działania. Otoczymy ich. Nie uciekną nam.
- Sir, obiekt skoczył w kierunku sąsiedniego układu. Niezbyt daleko.
- Konkretnie?
- Tam nic nie ma oprócz ogromnego i chaotycznego pasma asteroid zlokalizowanego przy gwieździe neutronowej w środku układu o nazwie systemowej TA-1870. To dość nietypowe i raczej nieznane miejsce jak na ucieczkę i bardzo niebezpieczne. Muszą czuć się bardzo pewnie w manewrowaniu skoro tam chcą nas zgubić i muszą mieć niezły sprzęt.
- Wysłać lotniskowiec z eskortą dwóch korwet w obwodzie. Defendery mają ich dorwać. Wysłać naszych asów. Kapitan Yrmi i jego eskadra załatwi sprawę. Nie w takich warunkach prowadzili akcję - pułkownik wydał rozkaz, po czym zastanawiając się ponownie się odezwał tym razem w kierunku oczekującego na rozkazy marynarza:
- mówiliście sierżancie, że pochwycono statek należący do niejakiego Bahgara. Weterana wojen mandaloriańskich. Zgodnie z rozkazem jego załoga została pojmana i czekają na przesłuchanie?
- tak jest Sir. Znajdują się aktualnie w osobnych celach, a okręt jest zabezpieczony.
- zaczniemy od nich przesłuchania. Udało się już złamać szyfrowanie specyfikacji misji Inkwizytora? - tym razem zwrócił się do pierwszego technika okrętu, co miał wlepione w oczy w ciągle przeskakujące odczyty na panelu.
- to trochę jeszcze zajmie pułkowniku... zastosowano na prawdę wymyślne szyfrowanie. Wybiega to poza wysoki standard sił specjalnych, Sir... nie wspomnę, że cały system sabotowano, poruszanie się w nim to istny koszmar... Nie wiem czy zwrócenie się o kody dostępu by pomogło.
- daję wam na to trzy dni, dobrze? - starszy specjalista tylko zbladł w odpowiedzi.

***

- Skok wykonano ze stu procentowym powodzeniem. Podróż zajmie dwadzieścia cztery godziny i trzydzieści siedem minut - siedzących w przedsionku przywitał elegancko ubrany droid protokolarny
- można rozpiąć pasy i rozgościć się na okręcie. Naszym docelowym miejscem jest układ TA-1870. Wolna kajuta znajduje się w środkowej części statku tuż obok łazienki, naprzeciwko messy. Jeśli sobie czegoś życzycie do jedzenia lub picia, albo medycznej pomocy możecie śmiało mówić na głos. Cały statek jest na podsłuchu i podglądzie. Wszystkie inne sprawy proszę kierować do władcy posiadłości. Wielmożnej księżniczki Arkanii lady doktor Zin Ittera.
- to nienajlepszy moment na powitalne żarty Bob - ponuro odparła wyczerpana arkanianka, która z chęcią zdjęła hełm, po to by jak najszybciej dobrać się do jakiegoś papierosa i lekko trzęsącymi się rękami go odpalić. Wnet ruszyła przed siebie chwiejnym krokiem w stronę kokpitu, kompletnie ignorując wszystkich i mijając droida.
- Nazywam się Steward N0-1, do usług. Życzę przyjemnej podróży - droid dokończył swoją introdukcję.


Dobra uwolniliśmy się z Taris ^.^" teraz jakoś to już będzie, w sensie bardziej w moim stylu prowadzenie.

Bahgar, ogrywasz siebie. Gveir ogrywasz siebie oraz oddział komandosów. Możecie nieco pospamić nim skok dobiegnie końca. Jak będą pytania do Boba, czy Iterry to będę wrzucać odpowiedzi. I dajcie znać kiedy będziecie gotowi na dalsze działania - popchnę akcję. Możecie tutaj zarysować wasze dalsze ambicje, plany i pragnienia odnośnie co dalej. Ogólnie na statku są na prawdę luksusowe warunki godne zepsutej arystokracji.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 20 Lis 2019, o 00:46

Kipiał chęcią zemsty. Wymierzenie sprawiedliwości wszystkim, którzy za tym stali, stało się jego kolejnym celem. Upór pchał do przodu, wprost do otwartej rampy statku.
Po meldunku Hexa odpalił ładunek. Mały wybuch ucichł w morzu innych hałasów, ale Gveir odwrócił się by spojrzeć w tamtym kierunku. Śmierć za śmierć.
- Rozstrzelamy tych, którzy przyczynili się do śmierci Codexa. - rzucił ponuro w link, na kanał skierowany tylko dla jego sekcji.
Wskoczył jako jeden z ostatnich. Polecenie zapięcia pasów wykonał mechanicznie, nie myśląc zbyt wiele. Zamknął oczy, gdy statek przebijał się przez atmosferę.

*

Przed oczami miał zakończenie kursu Storm Commando. Długie lata spędzone na szkoleniu i praktyce, by ostatecznie zostać przyjętym w poczet najlepszych. Rozkazy o sformowaniu drużyny Javelin 3. Im przypadł numer 3-2. Wpis do akt, przyznanie odznak.
A potem oblewanie w jakimś barze: dużo alkoholu, dobrej zabawy. Neya nokautując zbyt śmiałego Hrakianina, który chciał położyć łapy na kobiecie. Po szybkim lewym sierpowym już gryzł posadzkę, jego koledzy wystartowali, ale szybko zostali spacyfikowani.
Musieli uciekać przed lokalnymi siłami porzadkowymi, w salwie śmiechu.
Pierwsze misje. Jeszcze w pancerzach Szturmowców, choć te były lekko poszarzałe. Pierwsza zbroja Storm Commando, w której Codex udawał Dartha Vadera.
Codex nigdy nie zawodził. Strzelał celnie, jak natchniony. Bolty leciały jak po sznurku.
Codex zdejmujący wartowników z odległości 2 kilometrów, by po wszystkich dołączyć do sekcji lekkim truchcikiem, zabijając dwóch kolejnych. Samym wibronożem.
Codex. Myśl o tym, że będzie musiał napisać jego rodzinie list, zdławiła mu gardło

*

Gdy już skoczyli w sobie tylko znanym kierunku, odpiął pasy. Wykonał jeden gest, na który reszta sekcji zebrała się. Odeszli kawałek na bok, formując zamknięte koło. Czwórka bolała wszystkich.
- Nie będę pierdolił. Zostaliśmy zdradzeni. Wszyscy biorący udział w tej misji, zostali uznani za zdrajców, co oznacza, że albo są martwi, albo schwytani. Codexa pomścimy. Obiecuje wam, że rozstrzelamy każdego, kto za tym stoi. Dopóki materiały, które zarejestrowano nie prześlemy do Wywiadu Wojskowego, jesteśmy uciekinierami. Te popierdole z ISB też nam nie darują, a im należy się bolt w czaszkę tak samo, jak temu inwkwizycyjnemu smieciowi. Prześlę materiał dalej i mam nadzieje, że wojsko wreszcie przetrzepie dupę bandzie cywilnych cienkodupich politycznych hycli. Przydałoby się kilka egzekucji, a na Keseel wciąż mają wakaty w kopalniach. - wypowiedział te słowa spokojnie, po czym dał znak pozostałym, by się rozeszli.

Każdy z członków zajął się sobą. Zdjęli hełmy, oporządzenie. Zaczęli je sprawdzać. Guru zaczął ściągać zbroję.
- Muszę odpocząć. Te stymulanty mocno mną zamieszały. Hex, obudź mnie za pięć godzin.
Skorzystał z opcji wolnej kajuty, w której się zamknął. Hełm osunął się na podłogę, mechanicznymi ruchami zaczął zdejmować z siebie zbroję. Krok po kroku.
Gdy był w samej bieliźnie, walnął się na łóżko i zasnął.
Śnił mu się Ruan.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez BZHYDACK » 27 Lis 2019, o 04:18

Ewakuacja przebiegła pomyślnie, oddział wycofał się sprawnie i wszedł na pokład statku pani doktor. Bahgar instynktownie ustawił się w szyku komandosów, zajmując miejsce ich nieżyjącego kolegi. Na pokład statku wszedł ostatni. Wciąż chciał złapać zapach mocowładnego, na darmo jednak. Nie było ani śladu. Może jednak udało się go zranić lub chociaż przestraszyć? Na pewno tak jak oni, będzie chciał się wydostać z planety.

W powietrzu wizgnęły Defendery. Jeden z nich wyłamał się z szyku. Bahgar od razu przypomniał sobie, co on sam zrobił nie tak dawno, omamiony sztuczkami mocowładnego.
- BOB, wyszukaj w systemach kody tego myśliwca, co się odłączył od szyku. Zhakuj jego komputer i śledź jego położenie.

Mocowładny mógł wykorzystać ten myśliwiec, by wydostać się z zagrożonej strefy. Bahgar nie chciał stracić go z widoku. Mocowładny był najpotężniejszym przeciwnikiem, z jakim Bahgar do tej pory miał do czynienia, dysponującym olbrzymią ilością sztuczek. Pokonanie go mogło dać mu nieśmiertelną chwałę i zapewnić miejsce wśród przodków, a i odkupić zbezczeszczenie świątyni! Na pewno trofeum, jakie mógł zdobyć, było więcej warte niż pomsta.

Przyspieszenie statku wgniotło go w fotel, w którym siedział. Kikut po lewej dłoni rozbolał, gdy opadł poziom adrenaliny i gdy krew uderzyła w przypalone naczynia. Ból wyrwał go z rozmyślań. Jeśli mógł choć marzyć o pokonaniu takiej istoty, to musiał być w pełni sił i sprawny. I znacznie lepiej wyposażony.
Bahgar odpiął się, niezgrabnie jedną ręką, i podszedł do droida.
- Wskaż drogę do sekcji medycznej.
Sugestywnie podniósł rękę. Skoro statek był na podglądzie, to BOB wiedział, że porucznik wymaga protezy.
Następna sprawa.
- BOB, spróbuj dowiedzieć się, co stało się z moim towarzyszem i naszym statkiem.
Caleb mógł trafić do celi, skoro współpraca z Inkwizytorem była zdradą... ale Bahgar nie sądził, by został stracony od razu. Przesłuchanie świadka było najważniejsze.

Gad dotarł do ambulatorium i pozwolił, by zajęły się nim droidy pani doktor.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 27 Lis 2019, o 22:59

Bahgar
- BOB, wyszukaj w systemach kody tego myśliwca, co się odłączył od szyku. Zhakuj jego komputer i śledź jego położenie.
- bezpośrednie zhakowanie zajmie około trzydziestu minut, odmawiam wykonania polecenia, gdyż wystawi to nasz sygnał na sprzężoną interferencję. Mogę zarejestrować kilka prostych odczytów w tych warunkach. Proszę zauważyć, że prowadzę dysonans falowy, by ukryć naszą obecność. Nie wystawię naszego bezpieczeństwa na zagrożenie w pogoni za wrogiem. Protokół zz4o110: z całym szacunkiem, brak dostępu do nadpisania, poruczniku Bahgar - odpowiedział BOB tylko i wyłącznie do jego wiadomości.

*** *** ***

Steward od razu pośpieszył by pokierować na niższy poziom statku, gdzie był warsztat i ambulatorium.
- Może pan iść o własnych siłach? Mnie przyjdzie zaszczyt opatrywania ran. Proszę wybaczyć śmiałość, może być boleśnie. - Bahgar podążał za droidem, aż ten pierw pomógł go przebrać w białe szpitalne ciuchy i usytuował na łożu operacyjnym. Wziął się do roboty, uprzednio usztywniając operowaną rękę pasami. Samo pomieszczenie było bardzo uporządkowane. Każda rzecz wydawała się znać swoje miejsce. Dużo wszelakich części, mechanicznych i elektronicznych były ponumerowane i pochowane w szufladkach w ogromnej półce. Narzędzia precyzyjne oraz sam warsztat, a obok tego rozkładane łoże operacyjne, gdzie się właśnie znalazł. W tle uruchomiła się relaksująca muzyka, która widocznie miała odwrócić uwagę, czy uspokoić pacjenta.
- Kość bez większych uszkodzeń, panie Bahgar. Z radością informuję, że proteza jak najbardziej jest osiągalna dla pańskiego organizmu. Jest pan okazem siły i zdrowia! Mogę polecić producentów, jak i samych lekarzy! - nadawał Steward. Przy zabiegu był wyjątkowo delikatny, Bahgar nawet nie zorientował się jak czas szybko mijał. Środki znieczulające skutecznie odcięły go od wszelkich wrażeń przy sparzonym kikucie. Choć ból nie był jego zmartwieniem:
- BOB, spróbuj dowiedzieć się, co stało się z moim towarzyszem i naszym statkiem. - gruby basowy głos odpowiedział mu od razu, jakby otaczał go zewsząd:
- podczas gdy dostałem autoryzację do systemów namierzania ISD, udzieloną przez pułkownika Durhash, wedle protokołu Wiedz i Dziel dokonałem oportunistycznej analizy wszystkich danych i systemów okrętu. Soulless wybrał się na orbitę Taris a potem dokował bezkonfliktowo na ISD Helion podczas całego zdarzenia. Zaniechałem wymiany informacji między sprzymierzoną załogą, oceniając tę akcję za niebezpieczną dla obu stron - Steward jeszcze operował przez godzinę i odezwał się w końcu:
- Ramie może pobolewać, to naturalny obrót sytuacji. Zalecana ponowne kontrolne opatrzenie rany za czterdzieści cztery godziny i w międzyczasie nie obciążanie okaleczonej ręki. Proszę dla bezpieczeństwa poleżeć tutaj godzinkę i nie kręcić się zbytnio. To przyśpieszy regenerację. W międzyczasie przygotuję posiłek, jakieś życzenia?


Gveir
Gveir chwiejnym krokiem dotarł do wspomnianego pomieszczenia. Dwa łóżka piętrowe w białym szpitalnym pomieszczeniu, wyglądały bardzo atrakcyjnie, żeby się na którymś legnąć. Narkotyk sprawiał, że grawitacja była coraz bardziej przekonująca, by jej ulec. Choć samo pomieszczenie było minimalistycznie i sterylnie urządzone, sprostało wszelkim oczekiwaniom komandosa. Miękka pościel, kołdra i poduszka. To były warunki by zupełna cisza porwała wyczerpanego żołnierza w sen.

***

Zboże rosło w pełni piękna swej prostoty, ziarno zaczęło się zawiązywać, wkrótce miały wydać swój plon. Nadszedł jednak wiatr. Kłosy bujały się coraz mocniej i mocniej, słońce zachodziło rzucając coraz bardziej czerwoną poświatę, na wszechobecne zielone łany Ruan.
Pomarańcz powoli przeistoczył się w krwistą czerwień. Zboże coraz bardziej zaczęło się uginać pod wiatrem. Rośliny tańczyły jakby płonęły, sprawiając wrażenie rozprzestrzeniającej się pożogi. Kurz unosił się obficie tworząc swoistą zamieć i ograniczając widoczność, wciskając się w jego oczy.
I rzeczywiście na horyzoncie pojawiły się prawdziwe płomienie. Z daleka było słychać dziwne dźwięki, które poczęły się do niego zbliżać, wraz z pędzącym w jego kierunku ogniem. Z początku zdawało się to być daleko, ale było bardzo szybkie. Nawet się nie zorientował kiedy dostrzegł mroczną sylwetkę, dzierżącą czerwoną klingę miecza świetlnego, pędzącą w jego kierunku nieubłaganie ku jego zgubie. Postać miała przy pasie wiszące na łańcuchach głowy. Neyi, Guru, Hexa, Bahgara, Zin, jego i Codexa oraz wielu innych, których nie znał. To ta mroczna sylwetka wydawała te coraz głośniejsze odgłosy. W końcu już poznał co to za dźwięki. Palące się żywcem ofiary. Mrugnął okiem, gdy sylwetka przeskoczyła i była tuż przed nim, nie mógł w żaden sposób zareagować, bezsilność była przygniatająca, choć chciał ruszyć całe swoje ciało. Miecz świetlny przebił jego serce. Nie mógł złapać oddechu, czuł rozchodzący paraliż z rany, jakby umierał, ale najbardziej przerażające były wrzaski... jakby znów coś rozdzierało go od środka.

***

Komandos obudził się zlany potem. Bolała go głowa, jakby był na konkretnym kacu i miał wrażenie, że miał bardzo długi sen i spał kilka dni. Nie kręciło się mu już w głowie i błędnik nie szalał. Światło w pomieszczeniu powoli zaczęło nabierać intensywności, by w końcu dostatecznie oświetlić otoczenie, nie na tyle by obudzić innych, a jemu dać nieco widoku. Wszystko rzeczywiście monitorowała i kontrolowała SI.
Na pryczach leżeli Guru i Neya. Było słychać ich oddechy i widać ich równo poukładany ekwipunek przy łóżkach. Hexa nie było, pewnie był gdzieś na statku. Codexa też nie było.
Przypomniał sobie o poleceniu by Hex go obudził. Musiał obudzić się wcześniej. Sen skutecznie odebrał mu chęci do spania.



Hex znajduje się w kokpicie, przy hologramie mapy gwiezdnej, którą przegląda. Dostępne są tam informacja na wszelkie trasy podróży, w tym nietypowe i całkiem nieznane. Jest też tam dostęp do zebranych danych wielu systemów.
Zin aktualnie siedzi w messie, słucha muzyki, pije kawę, pali papierosy, próbując odnaleźć spokój.
Gveir przespałeś cztery godziny.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 28 Lis 2019, o 03:51

Mechanicznymi ruchami zdejmował z siebie pancerz. Element po elemencie, lądowały pod pryczą. Był wyczerpany, skołowany i przybity. Zdjął z siebie każdy element, by ostatecznie zalec na pryczy.
Śnił mu się Ruan.

*

Jednak nie był to dom jaki pamiętał. Nie był to nawet dom, który zmieniłby się przez 12 lat jego nieobecności. Na pewno trochę by się zmieniło, przecież to normalne. Nawet na Ruan.
Horyzont rosnącego zboża przybrał czerwonawy kolor zachodzącego słońca. Oznaczało to, że jutro będzie dobra pogoda. Stare przesądy ruańczyków. Nawet nie wiedział, że wciąż to pamięta. Wszedł w zboże, dotykając palcami plonów ziemi.
Ale dom był inny. Kolory zamieniły się w czerwień, w krwisty karmazynowy kolor. Rzeczywistość kołysała się pod siłą ogromnego wiatru, a horyzont.. płonął. W przenośni, ale nim zdążył policzyć do trzech, płonął żywym ogniem. A przed płomieniami kroczyła postać. Mroczna, pozbawiona tożsamości, wyniosła i krocząca do przodu. W ręku niosła oręż o karmazynowym ostrzu, pulsującym złem. Pierwotnym złem.
Gveir zrozumiał kim jest ta postać. Śmierć.
Jej pas zdobiły głowy tych których znał i nieznajomych. Przysiągłby, że głów jest tysiące, miliony, a mimo tego mieszczą się przy boku postaci. Była tam też jego głowa. To dziwne, bo przecież stał tutaj. Obserwował, jak Ruan ginie.
Śmierć skoczyła ku niemu, przebijając na wylot. Nie po to by zabić szybkim ruchem, o nie. Ugodziła prosto w serce, by ból trwał po wieczność, otoczony wrzaskami z głębi nieznanego. Jakby z głębi jego samego.

**

Podniósł się gwałtownie. Szybki sen wymazał działanie narkotyków i czegokolwiek, co wstrzyknęła mu Zin. Gdyby nie ta kobieta, byłby trupem już tam. Wierzył w Hexa, ale gdzieś w głębi potrafił przewidzieć wynik - sekcja Javelin 3-2 zostałaby rozbita, a jej członkowie zginęli. Krótka notka do akt, zawiadomienie rodziny. Bez ciała, bez pogrzebu. Los żołnierza Imperium. List.. Codex..
Zmienił pozycję na siedzącą. Światła zaczęły zapalać się, ukazując sylwetki Neyi i Guru. Spali, zdjęci zmęczeniem i przeżyciami. Ubrał czarny body glove i buty, po czym wyszedł z kajuty. Udał się do kokpitu, gdzie jak pamiętał, ostatnio szła Zin.
Zamiast niej, znalazł Hexa, który studiował mapę gwiezdną.
Usiadł ciężko na jednym z wolnych foteli. Tunel hiperprzestrzenny szalał za iluminatorem.
- Wymyśliłeś coś czy będziemy uciekać nadal i nadal? - wypowiedział pierwsze słowa. Przeczesał włosy i pogładził się po szczecinie. - Uznali nas albo za zdrajców, albo nadali status zaginieni w akcji. Nie wiem co lepsze. Wiesz co musimy zrobić z tym - wskazał na hełm Hexa. - Mamy dostatecznie dużo dowodów, by zrobić zamieszanie dekady. Musimy przesłać dowody do komandora Taynara. Jeśli ktoś ma nas wyciągnąć z tego syfu, przy okazji sprzątając kilku gnoi.. to tylko on.
Hex długo się nie odzywał, ale w końcu odkleił wzrok od mapy. Wyższy od Gveira mężczyzna, o włosach koloru brudnego blondu i piwnych oczach spojrzał w oczy swojego dowódcy. Był szczuplejszy na twarzy niż on, wyraźniejsze kości policzkowe, lekko trójkątny kształt twarzy i solidna broda. Cienkie brwi i proporcjonalny nos. Hex nadawał się na twarz propagandowych plakatów, wciśnięty w oficerski mundur. Przyciągał też multum kobiet, co czasami wykorzystywali na sporadycznych przepustkach.
- I myślisz, że pozwolą nam ujść z dupą? Nie rozstrzelają w zakamarkach garnizonu czy gwiezdnego niszczyciela? Gveir, wiesz jaki materiał zebraliśmy?! - kapral wyrzucił z siebie pierwsze pytania. Sierżant milczał. - Przez to, co się tam stało zginął Codex, przez tych skurwysynów, my tylko wykonywaliśmy rozkazy wplątani w to gówno.
- Dobra, mi też się to nie podoba. Niech wybuch supernowej pochłonie Borgisa za to, że wyciągnął nas z naszej rzeczywistości. Wolałem stare życie, stare metody i stare zabawki. Ta cała spiral została nakręcona właśnie wtedy. Ten doktorek też chyba miał coś wspólnego z Mocą.
- Musimy uciekać. Po wyjściu z hiperprzestrzeni skoczyć znowu.
Kiwnął głową.
- Może odwiedzimy Twoją planetę, co? Każdy tęskni za domem. - wstał i wyszedł z kokpitu.


Po rozmowie z Hexem, chcę porozmawiać z Zin.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez BZHYDACK » 28 Lis 2019, o 07:13

Nie było zaskoczeniem, że BOB odmówił śledzenia myśliwca. Ich priorytetem była teraz ucieczka, logicznym było, że nie wystawi statku na niebezpieczeństwo większe niż to konieczne. Sztuczna inteligencja nigdy nie działała bez celu.

Droid zaprowadził go na niższy poziom, do ambulatorium. Rozgadał się przy tym. Bahgarowi było wszystko jedno, jakiej firmy będzie proteza, byle tylko była dostosowana do jego fizjologii. Mianowicie, by miała dwa kciuki. Wybrał jedną, potem zaczął się rozbierać. Z jedną dłonią było to trudne, dlatego przyjął pomoc droida. Maszyna ułożyła jego zbroję i kombinezon tak, jak jej polecił, tak samo jak plecak i pelerynę. Jeszcze zanim rozpoczęli operację, Bahgar się wykąpał. Potem już droid przystąpił do osadzania protezy. Pracował szybko i sprawnie, porucznik mógł podziwiać tempo, w jakim proteza pojawiła się na jego ręce. Wypróbował ją. Działała bez zarzutu. Widząc to, i mogąc wreszcie odpocząć, zapadł w drzemkę. Nie śnił o niczym - był zbyt zmęczony.

Obudził się po jakichś dwóch godzinach. Może więcej. Droid wciąż tam był. Bahgar przypomniał sobie, że maszyna wspominała o posiłku.
- Zjem w mesie. Zanieś moje rzeczy do kajuty.
- Wedle polecenia, panie poruczniku. Podam posiłek do mesy. Jakie preferencje?
- Mandaloriański.
- Zrozumiano.

Bahgar wziął ze swoich rzeczy tylko jedną. Bes'bev. Resztę droid zabrał i zaniósł do jego kajuty. Porucznik zaś powoli skierował się do mesy. Była niewielka i raczej rzadko z niej korzystano, Bahgarowi to jednak odpowiadało. Usiadł przy stole i zdecydował się na prawdziwą próbę ręki.
Poniósł flet i zaczął grać. Przewrotnie, dla siebie i towarzyszy broni, grał utwór o zwycięstwie. Kątem oka zauważył, że w drzwiach do mesy stoi jeden z komandosów. Czy raczej jedna. Neya, to był jej pseudonim. Odpowiadało mu to. Zawsze lepiej, gdy ktoś słucha. Może... może muzyka choć trochę ukoi po stracie towarzysza. Brata.

Założenie jest takie, że Neya już nie śpi, więc akcja już po Gveirze.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 28 Lis 2019, o 12:12

Gveir
Idąc samotnie korytarzem statku, dostrzegł coś co było wyjątkowe. Byli przecież w nadprzestrzeni, zwykle każdy statek szumiał, czy też delikatnie mruczał. Tutaj panowała idealna cisza i miał wrażenie, że jego kroki odbijają się echem o metalowe kratki podłoża. Kierował się właśnie do messy, gdzie spodziewał się znaleźć naukowiec. Nagle ciszę, a raczej odgłos własnych kroków przerwał głos Boba:
- sierżancie Gveir. To z pewnością niecodzienność, że słyszy pan to z głośników SI, składam jednak moją niezmierną wdzięczność, za uratowanie mojego stwórcy. Organiczni porównaliby to do uratowania własnej matki. Jeśli jest coś co mogłoby zadowolić pańskie oblicze, chętnie usłucham i zrealizuję w zakresie swojej autonomiczności. Zapewniam, że moje możliwości mogą zaskoczyć oczekiwania organicznych, proszę więc sprecyzować życzenie.

- tymczasem, widzę, że kieruje się pan do pani Zin. Jakby mógł pan coś jeszcze dla mnie zrobić i skłonić ją do pójścia do swojej kajuty i by zażyła snu? Jest w jednym z tych swoich maniakalnych stanów i nie może przestać pracować. Choć produktywne, to bardzo niezdrowe.

Gveir w końcu przekroczył próg do messy. Nie było to duże pomieszczenie, acz urządzone na bogato. Wnętrze mesy było wystrojone w ciemnobrązowe materiały wiszące niczym kotary w miejscach gdzie widniałaby golizna metalu statku. Światło byłoby zainscenizowane za pomocą archaicznych świec w żelaznych czarnych świecznikach. Tym razem były zgaszone, a głównym źródłem surowego białego oświetlenia był panel na suficie. Kilka akcentów ozdób z czerwonych kwiatów komponowało się z szerokim asortymentem sprzętów kuchennych i półek oraz szafek, co znajdywały się na prawo oraz naprzeciwko. A z lewej przy kotarze, pojedynczy elegancki stół i dwa równie eleganckie krzesła obite czerwonym materiałem. Widać Zin nie była przyzwyczajona do posiadania wielu gości naraz.
Kobieta zajmowała jedno z krzeseł i siedziała z wbitym wzrokiem w jakieś przeskakujące dane na datapdzie. Przed nią na stole znajdywały się różne przedmioty. Dwa małe holoprojektory, z otwartymi na oścież projekcjami jakichś zapisów i wykresów, popielniczka papierosy i pusta filiżanka po kawie. Siedziała w luźno rozpiętym białym fartuchu laboratoryjnym z kompletnym bałaganie na głowie. Od razu odwróciła się ku niemu. Nie prezentowała się tak wytwornie jak sprawiała pierwsze wrażenie. Widać było zmęczenie i pierwsze zmarszczki na twarzy. Brak makijażu jasno określił, że kobieta nie jest już w latach swojej młodości. W oczach jednak miała błysk, przypominający nieco obłęd, acz zachowywała się zupełnie naturalnie, bez nerwów. Ręce już się jej nie trzęsły.
- sierżancie! Proszę usiąść. Zrobię kawę. Może coś pan zje? - wstała wskazując wolne krzesło, zostawiając swoje zajęcie i biorąc się za przyrządzenie napoju:
- z mlekiem, mocna? Może jakiś syrop? Jak kajuta? Przyznam się, nie miałam gości od lat, to też tak nędznie urządzony ten pokój. - zachęcała do wyrażenia swojego gustu. Gveir tymczasem zauważył, że dane w których siedziała naukowiec dotyczyć musiały walki z mocowładnym. Zauważył to po zapętlonym nagraniu wyświetlającym się w dolnym rogu jednego z hologramów.

Narazie ogrywamy rozmowę Gveira i Zin. Ze względu na rzutowanie Bżdyczku, odpis dla Ciebie po ograniu czasu i sceny, aż Neya znajdzie się w messie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 28 Lis 2019, o 20:40

Wysłuchał tego co ma do powiedzenia BOB. Jedyną jego odpowiedzią było kiwnięcie głową, jako znak zrozumienia słów, uznania oraz zaakceptowania prośby SI.

Kobieta siedziała w mesie, otoczona materiałami. Wyglądała jak jakiś śledczy lub oficer wywiadu zarywający noce przy pracy operacyjnej nad kolejnymi wrogami Imperium. Dopiero teraz był w stanie oszacować jej wiek, mogła być niewiele starsza od niego. Potrafiła ukryć to i owo, ale w ferworze pracy miał tylko i wyłącznie swoją maskę. Podniosła wzrok, gdy wszedł do mesy. Usiadł na wolnym krześle, gdy kobieta poderwała się by podać mu napój.
- Czarna, bez dodatków, dziękuje Zin. - wypalił, cały czas obserwując kobietę, teraz jej plecy. Trajkotanie o kajucie zbył. Jako żołnierz przywykł do gorszych warunków, co było chlebem powszednim w Siłach Zbrojnych Imperium. No, może te śmiecie z ISB mają lepiej, ale oni nigdy nie byli żołnierzami.
- Za jedzenie dziękuje, nie jestem głodny. Nie w takich okolicznościach. Zin - po raz kolejny zwrócił się do niej po imieniu. Nie pozwalał sobie na skracanie dystansu, ale okoliczności były całkowicie inne. W innym przypadku całą misję potraktowałby jako kolejny rozkaz. Nie raz zdarzało mu się odbijać ważnych dla Imperium naukowców czy też.. likwidować ich. Czasami było to porwanie, czasami w grę wchodziła dynamiczna ekstrakcja. Wachlarz zadań był ogromny. Jednak Inkwizycja połączyła jego sekcję wraz z nią i porucznikiem Bahgarem w dość osobliwy sposób, jako jedną drużynę. Takie przeżycie spaja.
- Uratowałaś mi życie w tej jamie zła, nigdy Ci tego nie zapomnę. Moi ludzie tym bardziej. - zamilkł na chwilę. Uszczupleni o jednego, poważny cios. Każdy z nich liczył się z tym, że kiedyś nadejdzie koniec. Nie sądził, że ten koniec będzie tak parszywy. Co innego zginąć w ogniu bitwy, pod blasterowym ogniem czy z ręki równych sobie, a co innego od podstępnych sztuczek i potworów rządnych krwi.
- Co udało się zarejestrować? Od jakiego momentu? Wszystkie transmisje i rozkazy się nagrały, podobnie jak wizja? - zadał serię pytań. Był ciekaw tego, co może przesłać komandorowi Taynarowi.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 1 Gru 2019, o 00:50

Ekspres do kawy cichutko pracował, kiedy to komandos wspomniał o akcji na Taris. Kobieta oparła się o blat, czekając zniecierpliwiona aż automat skończy wydawanie napoju. Wzmianka o horrorze, który ją spotkał ruszył ją. Cała się spięła, zaciskając pięści i usta. Nie wiedziała od czego zacząć rozmowę na ten temat, emocje wciąż się w niej kotłowały. Gvier na szczęście zadał pytanie odnośnie danych. Rozmowa o danych, tak, Zin lubiła nawijać o danych.
- osobiście ledwo pamiętam do czego tam doszło. W pewnym momencie wszystko działo się tak szybko... Na szczęście sondy, jak i moje osobiste czujniki zarejestrowały wszystko. Wszyyystko! - zaakcentowała ostatnie słowo, rozjaśniając swój zmarnowany wyraz twarzy szerokim radosnym uśmiechem. Podała napój i zasiadła obok, zakładając nogę na nogę i przyjmując nonszalancką niedbałą pozę. Na tym statku czuła się zupełnie swobodnie. To był jej dom.
- rozkazy co prawda mam tylko te, które dotyczyły mnie. Neya i Bahgar pewnie mają resztę logów. Odnośnie samych odczytów, to jest to ambrozja! Pełne filtry w wielu widmach i to najwyższa jakość! Pole elektromagnetyczne, wahania i skoki sygnałów! Przeskoki kwantowe obecne tutaj, aż rażą! - kobieta sięgnęła po jeden z holoprojektorów i wyświetliła jakiś czerwono-fioletowy obrazek z wieloma kulistymi kształtami przypominający... nic sensownego, acz jego pstrokate barwy rzeczywiście raziły. Zin jednak mówiła dalej z pełną pasją w głosie
- nic dziwnego, że droidy, ani żadne typowe czujniki nie potrafią rozróżnić się w we własnych odczytach, to wygląda jak anomalia fizyczna i dopiero po nałożeniu kilku szczególnych filtrów droid jest w stanie stworzyć jakiś sensowny obraz, który może zinterpretować. Inaczej odnotowują absurdalną sygnaturę, którą można uznać za byt. Kto by pomyślał, że da się za pomocą Mocy tworzyć obiekty falowe o własnym polu elektromagnetycznym! Dla droida to jest właśnie wycięty gotowy już schemat interpretacji odczytu pola walki Jeśli puścimy czas, czyli rzeczywiste złożenie wyszczególnionych odczytów... - Zin machnęła ręką by obraz ożył. Pulsujące punkty zachowywały się chaotycznie, znikały i pojawiały się. Jeśli obrazek miał być zrozumiały, to to teraz kompletnie straciło sens. Z pośród nich można było jednak dostrzec konkretne punkty, które się przemieszczały liniowo z jakąś logiką.
- i porównamy to z nagraniem w widmie widzialnym przez nas - gdy obraz przeskoczył, zastępując paradę kolorków i kropek klasycznym nagraniem z kamery, komandos zauważył, że jest to scena walki z iluzjami widziana z dystansu i z góry.
- moment w którym znikają iluzję to istne wygaszenie! Cały układ energetyczno-falowy staje w miejscu i po prostu gaśnie, jakby ktoś wyłączył przepływ prądu w kondensatorze i powiedział stop! Co ciekawe, iluzje i te konkretne punkty znikają niemalże od razu, ale cała otoczka i ten niewidzialny przez oko chaos gaśnie stopniowo. Uważam, że jest to struktura w której obiekty falowe, czyli widziane przez nas iluzje się materializują. Coś jak fundamenty. Myślę, że zaburzając tę strukturę, możemy natychmiast wszystkie iluzje unicestwić! - Zin była jak w transie, mogąc się pochwalić swoimi osiągnięciami, a Gveir zauważył, że dopiero się rozgrzewała.

Możesz klepnąć krótkiego posta, pozwalając jej się wygadać, albo ukierunkuj rozmowę, Gveir.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 1 Gru 2019, o 02:49

Już to w swoim życiu widział. Reakcja organizmu na stres, właściwie próba redukcji stresu pourazowego. Cichego mordercy wśród żołnierzy. Nawet treningi Szturmowców w zmiennych warunkach czy pod ogniem treningowych boltów, nie mogły w pełni przygotować na piekło prawdziwej walki. Widział w swojej karierze podobne przypadki, gdy koledzy z drużyn zaczynali zagłuszać obrazy z bitwy, zagłuszać w identyczny sposób - potokiem myśli na temat kompletnie inny, zastępczy. Tak radził sobie RV-5509, dopóki nie został niemal przepołowiony przez stacjonarne działko blasterowe jakiś piratów czy innego gówna, które wybijali w pień.
Wystarczyło jedno hasło, by doktor Iterra odpaliła się niczym ukryta mina z czasów Wojen Klonów. Bywały i takie cukiereczki, bywały. Oglądał dane, fantazyjne figury i wykresy, które kobieta pokazywała mu z szaleńczym zapałem. Jej skanery, umiejętności analizy i wiedza naukowa robiły wrażenie na tyle, iż przez chwilę zagapił się na moment znikania iluzji. Wiedział niewiele o Mocy, o mocowładnych tym bardziej. Dla niego, elitarnego żołnierza, ale nadal żołnierza, sztuczki jakimi posługiwał się ten zbrodniarz były niewytłumaczalne. A jednak, Zin obdarła to z zasłony mistyki.
- Zin. - zaczął, wchodząc w jej słowa, niczym bolt wystrzelony z blastera. - nie mówię o tym. Naukowe aspekty walki z tym osobnikiem nie bardzo mnie interesują, bo nie bardzo się na tym znam. Chodzi mi o to, czy zarejestrowaliśmy naszą misję. - patrzył jej w oczy. Jego tęczówki spotkały się z tęczówkami Iterry, nawiązując połączenie.
- Nie musisz mi odpowiadać, już to pośrednio zrobiłaś. Wiem jak to jest i wiem przez co przechodzisz. Pierwszy raz w swoim życiu przeżyłaś walkę, w dodatku bardzo niestandardową jak na zwyczajowe metody prowadzenia walki. Te stwory i ta istota to nie to samo, co blasterowy ogień, żywy przeciwnik naprzeciw Ciebie, huk i wybuchy. - zatrzymał się. Wykonał gest, którego nikt nie spodziewał się po starym żołnierzu, a już na pewno nie po komandosie. Położył swoją dłoń na jej i kontynuował.
- Neya jest moim specjalistą od komunikacji i walki elektronicznej, to, że ma całą komunikację oraz rozkazy to pewnik. Tak samo jak to, że nasze zbroje rejestrują obraz, dźwięk oraz podstawowe parametry życiowe. Nie robimy tego zawsze, jest to opcja, choć odkąd pułkownik Borgis wciągnął moją sekcję w to bagno i dostaliśmy te zbroje, podejrzewałem, że mamy tam masę szajsu do nagrywania. Niestety, Neya niczego nie znalazła. Potrzebuję skondensować dane z droidów i sond, szczególnie obraz oraz dźwięk, warunki pogodowe oraz odczyty czujników, podstawowe odczyty. Następnie wyślę ten materiał do mojego znajomego z Wywiadu. Jeśli ktoś ma nas z tego wyciągnąć, to tylko on. - przerwał i upił solidny łyk czarnej cieczy. Była gęsta od esencji, mocna, ale nie ordynarna. Nie miała kwaśnego posmaku, ani innych domieszek, co znaczyło o jakości. Kawa kopnęła go momentalnie, sprawiając, że źrenice powiększyły się na skutek kofeinowej dopałki. - gdy tylko Wywiad dostanie te dane, zacznie się coś, czego jeszcze nie widziałaś. Jak dobrze pójdzie, to osobiście rozstrzelam kilku ludzi z Inwkizycji i ISB. Pragnę tego, Zin. Za narażenie moich żołnierzy, za niepotrzebne wplątanie was do tego, za to jak ten człowiek zmącił mi głowę. Za Codexa. - wypowiadał te słowa patrząc w jakiś punkt mesy, jakby oderwany od rzeczywistości, w trybie autystycznym wyrzucając z siebie słowa. Bez akcentu, bez tonu i modulacji.
- Należy się mu. - podniósł wzrok, by ponownie skrzyżować go z spojrzeniem kobiety. - Powinnaś iść odpocząć, to Ci dobrze zrobi. Sen jest pierwszą potrzebą żołnierza po walce, zaufaj mi.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 3 Gru 2019, o 12:56

Zin wsłuchiwała się z pełną uwagą w słowa komandosa, jego serdeczność i ciepło wzruszyło ją i zaniemówiła. Wpatrywała się w oczy sierżanta i dostrzegła w nich zrozumienie i błysk inteligencji, świadomości oraz słuszną rządzę sprawiedliwości. W jej fachu często przekonywała się o tępocie żołnierzy, ich nieczułości i bezrefleksyjności, twardogłowym podejściu do rzeczywistości.
Obraz bezkrytycznych istot, które na rozkaz są w stanie skoczyć bezmyślnie w paszczę sarlacca, często widniał w jej wyobraźni, szczególnie jak tylko dochodziło do tarć między nią, a uzbrojoną częścią personelu. Stereotypy częściowo rozwiał Bahgar, a teraz Gveir dokończył dzieła. Nie wszyscy wojskowi trzymający broń, byli bez-mózgami, zdolnymi tylko do rozwalenia obranego celu. Po części była zdolna zrozumieć teraz postawę większości tych "tępych" żołnierzy. Stres jaki narzucała im służba, mógł przerastać.

W Imperium byli ludzie, z którymi można było współpracować. Z którymi można było odpędzić ten koszmar, który zalęgł się podczas mizernej straży pseudo-inkwizycji. To było pocieszające, dawało nadzieję.
- masz rację, powinnam była udać się odpocząć. Wyczerpana nic nie zrobię. A za kolejne kilka godzin jest przecież kolejny cykl. Zanim jednak pójdę, musimy ustalić plan na nadchodzący czas i zarys strategii - Zin złożyła dłonie w piramidkę, i przyjęła zupełnie poważny wyraz twarzy.
- Aktualnie nie ufam całej inkwizycji, ani ISB, ale wedle prawa nadal podlegam pod nich i mam obowiązek się do nich wstawić i zameldować. Obawiam się, że zatają informacje i postępy, które posiadam, a ISB wykorzysta brak kompetencji działań inkwizycji i przejmie mnie do przesłuchań w sprawie incydentu na Taris. Udowodnią mi zbrodnię, której nie popełniłam i skażą za zdradę - kobieta wzięła głęboki oddech, by móc mówić dalej i szybciej
- Powiedzmy wprost, to co się tam stało z pewnością było ukartowane. Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Durhash nie był aż takim kretynem. Dawno nie widziałam kogoś tak zdesperowanego w działaniach, pewnie Inkwizycja na arenie politycznej ma konkretne tarcia od długiego już czasu, możliwe że ISB chce rozwiązać dział Inkwizycji, który jest oficjalnie pod nimi w końcu... I dlaczego ISB zainterweniowało w takim momencie? Dlaczego w taki sposób rozwiązali sprawę?! Dogadali się z mocowładnym, dał im on sygnał? Ktoś kto jest zdolny do takich machinacji na polu bitwy oraz do tego, by manipulować ISB za kulisami jednocześnie, z pewnością nie pozwoli mi żyć, ani Tobie, ani komukolwiek. Za pewnie też sfabrykują dowody by dowieść sprawę tak jak im wygodnie. Możliwe, że już planują nas wyłapać, jako jedynych świadków jego potęgi i umiejętności. Jeśli zatrze wszelkie ślady, to z pewnością ISB uda się dowieść bezsensowności działań inkwizycji oraz usprawiedliwią działania na Taris. W ten sposób Inkwizycja jako narzędzie do zwalczania mocowładnych może stracić na wartości, zostaną zdyskredytowani, a działania wobec jedi stracą na nasileniu. Sukinsyn chce wyrobić sobie podwórko Imperatora wedle uznania. Rozumiesz z czym się mierzymy? Potężny jedi oraz ISB. Nie wiemy też na ile Służby Bezpieczeństwa są zinfiltrowane. Oni mają własną flotę, armię, agentów i do tego są dość samodzielni w swoich działaniach - kobieta wzięła kolejny głębszy oddech.
- rozumiem, że komandor jest godny zaufania, ale czy każdy jeden w okół niego również? Nie znam człowieka, ale wierzę Ci, że dzięki niemu uda nam się dosięgnąć sprawiedliwości. Pytanie jednak jak chcesz mu te dane przekazać? Jak do niego podejdziemy? Masz jakiś zamysł? Może złożymy mu nieplanowaną wizytę?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 3 Gru 2019, o 16:21

Wysłuchał tego, o czym mówiła Zin. Teraz było jasne, jak wiele dla niej znaczy ta sytuacja i jak wiele ryzykuje. Ktoś o takiej wiedzy, nie mógł pracować dla którejś imperialnej placówki badawczej czy instytutu. Iterra była częścią Inkwizycji, a wykresy i symulacje które mu pokazała tylko dopełniały obrazu całości. Nie wiedział tylko, czy instytucja o podłej reputacji wciągnęła ją tak jak jego, czy świadomie dołączyła w ich szeregi. Teraz nie miało to większego znaczenia.
- Wątpię, aby było to specjalnie ukartowane. - zaczął, ostrożnie dobierając słowa. - Ciebie i porucznika poznałem w momencie, gdy sprawę nagle przejęła Inkwizycja. Pierwotnie, miałem wyruszyć na zlecenie ISB. Moim dowódcą miał być ten przestraszony kapitan, którego widziałaś na wspólnej odprawie. ISB i Inkwizycja.. cóż, nie przepadają za sobą. Ich kompetencje i podwórka nachodzą na siebie, powodując ogromne zgrzyty. Durhash wszedł z podkutymi butami w pole ISB. Być może ISB chcę wycisnąć z nas informację, choć bardziej wierzę w to, że osoba z ISB, która nas ściga chcę pozyskać dowody oraz świadków, zatrzeć ślady. Jesteśmy zbyt cennym źródłem informacji, by nas odpalić od tak - pociągnął kolejny, duży łyk kawy. Była cholernie dobra, to musiał przyznać Zin. Osoba z jej koneksjami mogła sobie pozwolić na takie delikatesy. - Specyfika służb specjalnych Imperium jest dość zawiła. Inkwizycja to stosunkowo nowy twór, powstały do tropienia mocowładnych, przy okazji rozszerzając swoją działalność na pole kontrwywiadu. A kontrwywiad cywilny, to domena ISB. Od istnienia Imperium. W tym wszystkim jest jeszcze Wywiad Wojskowy Imperium, gdzie służą sprawdzeni żołnierze, a nie cywilni siepacze z kompleksem małego fiuta. ISB i Inkwizycja nie raz bruździły oraz wchodziły butami w nasze podwórko. - zatrzymał się, obserwując reakcje kobiety. Tak, mógł się spodziewać znaku zapytania wymalowanego na jej twarzy. - Jako żołnierz Korpusu Szturmowców, po pewnym czasie służby zostałem przeniesiony pod skrzyła Dowództwa Operacji Specjalnych Korpusu Szturmowców, gdzie służyłem w kompaniach specjalnych. Wiesz, że Korpus ściśle współpracuje i niemal żyje w symbiozie z Marynarką. Z Marynarki Imperialnej wywodzą się oficerowie Wywiadu, to całkowicie naturalna kolej rzeczy. Storm Commando polegają temu Dowództwu, czyli pośrednio-bezpośrednio Wywiadowi Wojskowemu. Komandora Taynara poznałem jakiś czas temu, przez czysty przypadek. Już wtedy służył w Wywiadzie, a fakt, że mój dawny dowódca FK-3396 został oficerem tylko pomógł w scementowaniu znajomości. Nieoficjalnie mówiło się, że to Taynar pomógł Fenk'owi.
Jeśli jest coś co Wywiad Imperialny chce zrobić, to utrzeć ryj Inkwizycji i ISB. Pokazać im miejsce w szeregu. Uwierz mi, czekają na taką okazję od wielu lat.

Na pytanie o kontakt z komandorem, uśmiechnął się szeroko.
- Powiedz mi Zin, czy słyszałaś o Zygerri? Piękna planeta, istne safari i raj dla łowców niewolników. Na Zygerri odbywają się wyścigi ścigaczy. Królowa Zygerri wygospodarowała ogromne połacie terenu, o zmiennych kształtach i warunkach pogodowych, by zrobić z niego najdłuższy oraz najbardziej niebezpieczny tor, jaki zna galaktyka. Na ścigacze, a raczej ekipy, można stawiać pieniądze. Można wiele stracić.. ale też wiele zyskać. Każdy ma jakieś hobby i możliwości radzenia sobie w życiu, prawda? - nie przestawał się uśmiechać, patrząc w jej oczy. - Dawno temu ustaliłem pewien znak z komandorem. Ustawienie zakładu na konkretną drużynę, na konkretnego pilota, konkretny tor i porę dnia, z konkretną sumą kredytów, określa prośbę o spotkanie. Jak się domyślasz, te zmienne są ważne, gdyż mówią o miejscu, rodzaju, porze oraz okoliczności spotkania. Moje pytanie brzmi: czy masz możliwość ustanowienia szyfrowanego połączenia z HoloNetem?
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 10 Gru 2019, o 11:14

- co za oryginalny sposób na umówienie spotkania Gveir - kobieta łatwo zaraziła się entuzjastycznym tonem i jej twarz złagodniała w pogodny uśmiech.
- kwestia ustanowienia transmisji szyfrowanej nie będzie problemem. Musimy pierw jednak zgubić ewentualny pościg i ustawić się w bezpiecznym miejscu do ustanowienia połączenia. Wolę nie lekceważyć zdolności kolegów po fachu, dlatego nie damy im szans. Loty i skoki zostały obliczone. Układ TA-1870 to nieprzypadkowy wybór. Gwiazda neutronowa zakłóca funkcjonowanie części czujników. Do tego istny labirynt asteroid zdaje się być pełen chaosu i niemożliwym się wydaje dokonanie skoku będąc gdzieś pomiędzy asteroidami. Sztuczka polega na tym, że na obrzeżu peryferyjnego pasma da się skoordynować skok z lotem po elipsie równolegle do toru ruchu asteroid wyliczając go na bieżąco. Ci co nas ścigają będą mieli trudności z obliczeniem kierunku naszego skoku. Punkt startowy jest ważny do znalezienia śladu po wykonaniu skoku i określenia wektora ruchu. Asteroidy i obecność gwiazdy neturonowej im to utrudni. Jeszcze dokonamy skoku przez niewielką mgławice, to ich czujniki podprzestrzenne nie znajdą nas w locie. Do tego mamy jeden z najszybszych hipernapędów i dokonamy jeszcze niestandardowego, zakrzywionego skoku, omijając proste hiperlinie. Wyliczenie tego w trakcie pochłonie do piętnastu minut, ale i tak mamy przewagę w czasie. Ostatecznie pojawimy się niepostrzeżenie w układzie Ithor i stamtąd możemy dokonać połączenia - kobieta odchyliła się na krześle i pstryknęła palcami w pewnym siebie uśmiechu.
- Jak widzisz, nie może się nie udać. A co do przycierania nosów ISB i Inkwizycji... może i należę do nich - oblicze Zin znowu spochmurniało
- ale przynależność do nazwy i grupy niewiele dla mnie znaczy w tym momencie, Gveir. Nie jeśli w ten sposób podchodzi się do walki z zagrożeniem i kiedy stawia się sprawy nad bezpieczeństwo. Czy sukces osiągnie Wywiad, ISB czy Inkwizycja, nie obchodzi mnie to. To Imperium jest ważne i ochrona cywilizacji. Na Vinsoth znaleźliśmy coś co przechodzi pojęcie. Studiowałam dniami wszystkie pozostawione ślady i odczyty. To co się tam wydarzyło nie było pokazem okrucieństwa, mającym zaspokoić pokręcone gusta jakiegoś zwyrodnialca, a było to jakimś rytuałem, jakąś... techniką mocy. Nie potrafię wyjaśnić co tak na prawdę się tam wydarzyło... przeraża mnie to.

- A teraz tam w ruinach, nawiedził mój umysł wizją, której pełen przekaz i zamysł dotarł do mnie dopiero później. To nie jest jakiś zwykły terrorysta, któremu głowa źle się układa na karku i trzeba mu w tym dopomóc. Gveir... obowiązkiem jest tego sukinsyna unicestwić! Pieprzyć animozje Wywiadu i ISB! Chrzanić i Wywiad i ISB, a już na pewno tą niewydarzoną Inkwizycję! Trzeba dorwać tego szaleńca za wszelką cenę! - Zin prezentowała właśnie kaskadę przepływających emocji. Nie miała hamulców i właściwie nakrzyczała na nic winnego mężczyznę. W jej oczach płonął gniew i pasja. Wcześniej smutna, teraz stała właśnie nad stołem z opartymi rękoma, pochylając się stanowczo nad sierżantem, jakby inna opcja nie wchodziła w grę. Po chwili zrobiła głupkowatą minę i wyprostowała się, nie stercząc już nad komandosem.
- trochę mnie poniosło... Rzeczywiście odpoczynek dobrze mi zrobi. - skomentowała po czym ruszyła ku wyjściu z messy, zatrzymała się jednak na progu
- dziękuję Gveir... do później. - i jak tylko Zin wyszła z pomieszczenia zostawiając wszystko na stole, tak jak było, do środka weszła Neya z nieco przymrużonymi oczyma.

- Gveir? Coś się stało? Wszystko w porządku z tą arkanianką? - kobieta rozglądała się po kuchni, po czym ruszyła w stronę ekspresu do kawy. Bez czarnej zbroi i uzbrojenia, w przylegających ciuchach prezentowała się co najmniej kusząco.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 10 Gru 2019, o 21:57

Słuchał. Należał do ludzi, którzy kierowali się maksymą "mówimy mało, ale konkretnie". Wolał działać, do zawsze. Odkąd pamiętał, odkąd zaczął być świadomy siebie i otaczającej go rzeczywistości. Wojsko tylko bardziej umocniło w nim tą cechę charakteru. Ostatecznym wyrazem jest dowodzenie sekcją komandosów.
Zin znowu wpadła w swój wir paplaniny i zachwytu. Kobieta zmieniała stany bardzo szybko, przechodząc z entuzjastycznego profesora na uniwersytecie, przez monolog myśliciela, po płomienną mowę demagoga tłumów. Kto by się spodziewał, że Zin ma w sobie dwie, skrajne osobowości. Miała plan, który obmyśliła w szczegółach i nie zamierzał w niego ingerować. Ufał jej, wiedział, że jeśli wyliczyła wszystko, to zrobiła to z niesamowitą precyzją. Sprawdzając obliczenia kilka razy. Tytan pracy.
Póki co, jej plan był spójny i zamierzał przedstawić go reszcie sekcji. Wtedy też Zin opowiedziała o swojej wizji. Nie miał zamiaru dzielić się swoją, o wiele potworniejszą i przerażającą, niż można sobie wyobrażać. Jedyne czego nie mógł sobie wybaczyć, to bezczynności. Ruan płonął, a on stał pośrodku wizji, bez jakiejkolwiek akcji. Nieuchronność śmierci. Otrząsnął się gdy wychodziła, ale na jej miejsce pojawiła się Neya. Również jak ona, ubrana była tylko w czarny blodyglove. Atletyczna sylwetka, dzięki której nie odstawała od któregokolwiek z nich, bez grama tłuszczu. Zawsze postrzegał ją jako żołnierza i nigdy się to nie zmieniło, choć zdecydowanie rzadko widywał swoich podwładnych bez hełmów. Paradoks służby, szczególnie ich służby.
Lekko śniada karnacja z wyraźnymi biegami i kruczoczane krótkie włosy, teraz związane w małą kitkę. Neya patrzyła na świat za pomocą jasnobrązowych tęczówek oczu.
- Doktor Iterra? Ciekawa osoba, tytan pracy i niesamowity naukowiec kierujący się chłodną kalkulacją oraz bardzo emocjonalna kobieta. Dziwne połączenie. - rzucił, patrząc na drzwi. Spojrzał prosto w oczy swojej podwładnej i kontynuował, tym razem na właściwy temat.
- Nagrałaś wszystko, jak zakładam. Masz również zapis głosowy rozkazów od Durhasha? - zapytał, licząc, że odpowiedź Neyi będzie zwykłą oczywistością. - Spotkamy się z naszym dawno niewidzianym przyjacielem, komandorem Taynarem.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 17 Gru 2019, o 14:22

- jest dziwna - wykrzywiła usta i podniosła brew na pozytywny komentarz wobec gospodarza statku. Po czym wzruszyła ramionami, sugerując, że w sumie co ją to obchodzi.
Ekspres do kawy kończył pracę, kiedy to Gveir przeszedł do meritum, usiadła naprzeciwko niego i tylko kiwnęła głową, by po chwili się odezwać.
- tak, jest wszystko. Bob dostarczył również wszystkie dane na temat misji. Pobierając je z komputera ISD, podczas manewru ucieczki na Taris. - zrobiła wymowną pauzę. Tak, Gveir rozumiał co jej spojrzenie znaczy. BOB mógł równie dobrze pozyskać wszystkie informacje, które posiadali oni przy sobie. Miał przecież pośredni dostęp do ich intranetu. Bez względu na szyfrowanie, maszyna posiadała czas i zasoby, by przez to przebrnąć. Maszyna należała do inkwizycji, a na temat sztucznej inteligencji sprawa w Imperium układała się jasno. Była zakazana, pod groźbą śmierci. ISB w swych dążeniach widać nie bała się łamać tabu. Testy lojalnościowe jakie przeszła Zin Iterra, jak i sama sztuczna inteligencja, musiały być najwyższego poziomu, by w ogóle wdrożyć coś takiego w fazę prototypu, a co dopiero funkcjonować jako osobna jednostka.
- dobrze będzie widzieć komandora po takim czasie - Neya uśmiechnęła się nieco sztucznie, chyba nie czuła się komfortowo na tym statku. Gveir rozpoznał to od razu.
- po ostatnich kontaktach z innymi formacjami, na prawdę szczerze tęsknię za nim

***

Neya słuchała przez dłuższą chwilę, było w tym coś przyjemnego, co pozwoliło jej się zrelaksować. Wszędzie otaczała ją zimna stal i te ciągłe uczucie bycia obserwowanym też nie chciało zaniknąć. Smutek po śmierci Codexa trwał w jej sercu, ale Neya zdawała się nie dopuszczać za bardzo takich uczuć. Profesja wymagała od niej by być twardą i niewzruszoną. Kaleesh swoją grą zaś zupełnie zwrócił uwagę kobiety na inne sprawy.
- gdzie się nauczyłeś takich melodii? Na polu bitwy? - kobietę ruszyła zwyczajna ciekawość i dosiadła się do grajka, cierpliwie czekając, aż skończy. Wnet przybycie droida zepsuło występ.
- bardzo ładna melodia panie poruczniku. Jeśli jest pan wojownikiem tak wielkim jak artystą, jedi nie mają najmniejszych szans - odezwał się Steward, po czym zajął się przyrządzaniem posiłku, swoją aktywnością psując nieco wydźwięk muzyki i zmuszając Bahgara, by przystopował. Cóż brzęczenie noży, mikserów i innych takich ni to nie pasowało ani trochę.
- za dwadzieścia minut, danie będzie gotowe. Jakiś trunek polać? Na przystawkę proponuję suszoną kiełbaskę z grovgulca pospolitego, z suszonymi śliwkami, z plasterkiem cytrusa i z kapką słonego karmelu.


Gveir ograj rozmowę do końca i... opuść messę z Neyą :D choćby na chwilę. Dwójka czy coś? xP

Grovgulc to zwierzę łowne, coś jak zając tyle że z podrasowaną szybkością, ostrożnością i zwinnością, mogącą sprawić problem nawet lepszym strzelcom. Gdy ten ucieka, złapanie go w ręce żywego dla przeciętnego białkowca graniczy z cudem. Zwierze pochodzi oryginalnie z Mandalore, ale zaadoptowało się też na innych planetach o podobnym klimacie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Gveir » 21 Gru 2019, o 13:49

- Myślisz, że nam pomoże? - zapytała z głosem pełnym niepewności. Podobnie jak wszyscy, zdawała sobie sprawę z bycia ściganą. Uznani za zaginionych, ścigani przez siepaczy z ISB. Instytucja truła i odbierała smak życia każdemu, z kim się zetknęła. Szczerze ich nie trawił, a Inkwizycję wręcz nienawidził.
- Nigdy nam nie odmówił pomocy, zawsze współpracowaliśmy bez najmniejszych problemów. Przypomnę Ci, że to z jego pomocą Fenk dostał się na kurs oficerski. - miał nadzieje, że chociaż rozwiał trochę z tych wątpliwości. - Obudź Guru, spotkanie w kokpicie.
Wstał i wyszedł z mesy.

Nim minęły dwie minuty, cały oddział był w kajucie. Ustawili się w okół mapy gwiezdnej, czekając na słowa sierżanta.
- Skontaktujemy się z komandorem Taynarem. Ustawię spotkanie na bezpiecznym miejscu, gdzie przekażemy dowody i poprosimy o pomoc. To jedyna opcja na wybrnięcie z tego bagna. ISB nam nie daruje, choćby wszystkie dowody wskazywały, że byliśmy tylko narzędziami w rękach Inkwizycji. Nie muszę wam mówić, jaki los nas czeka. Póki co, mamy status zaginionych. Jak wiemy, ISB nie przepada za Wywiadem Imperialnym. Te cywilne psy gończe próbują być ważnymi figurami, pusząc się i dokonując rzeczy daleko poza ich jurysdykcją czy rozkazami. To co zarejestrowaliśmy, jest wystarczającym dowodem na ich samowolę. W najlepszym wypadku postawią kilku ludzi ISB przed plutonem egzekucyjnym, w najgorszym dla nich, będziemy świadkiem sporej czystki w szeregach tej organizacji. Dawno nie wymieniali kadr.
Guru uśmiechnął się nieznacznie.
- Doktor Iterra zgodziła się na nasz plan? - zapytał Hex, ciągle poważny i studiujący mapę.
- Jeszcze jak. Ta ciekawa osoba dość entuzjastycznie zareagowała na nasz sposób kontaktu z komandorem. Jedziemy na jednym wózku, mamy tyle samo do stracenia, a być może porucznik Bahgar i doktor Iterra mają więcej.
- Zawsze możemy zaszyć się na Ruan. Najciemniej pod latarnią. - zażartowała Neya. Nie było to takie głupie. Uciekinierzy zaszywają się daleko na obrzeżach galaktyki, co jest zrozumiałe. Nie przyszłoby do głowy, że osoba ścigana przez Imperium może zaszyć się pod ich nosem. Ruan. Jasna cholera.
- Wylądujemy w układzie TA-1870. Według doktor Iterry, gwiazda neutronowa zakłóci czujniki pościgu i będziemy mogli wysłać transmisję. Potem będziemy działać dalej. Odpocznijcie, wszyscy. Rozejść się. - to był koniec odprawy. Opadł na jeden z foteli i zaczął patrzeć na korytarz hipernapędu za iluminatorem. Żołnierze wyszli bez słowa.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie był tak bardzo zagrożony jak teraz. Bitwa rządzi się własnymi prawami, jest nagła, często nieprzewidywalna. Pełna sprzeczności, hałasu i ogromu informacji bombardujących mózg, ale da się z nią oswoić. Można popłynąć wraz z tym chaosem, stając się jego częścią. Stając się weteranem, którego blasterowe bolty mijają. Który jest nieśmiertelny.
Nieśmiertelność pola bitwy nie obowiązuje, gdy jest się ściganym. Przez własnych. Przez Imperialnych. Nigdy nie wątpił w Imperium, nie kwestionował, wykonywał rozkazy. Był dobrym żołnierzem. Imperium zrobiło z niego człowieka, dało zawód i umiejętności. Gdyby nagle został zwolniony, musiałby zostać najemnym cynglem albo łowcą głów, babrać się w gównie. Musi to naprawić, wrócić na łono Imperium.
Awatar użytkownika
Gveir
Gracz
 
Posty: 121
Rejestracja: 7 Kwi 2018, o 14:10

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez BZHYDACK » 27 Gru 2019, o 00:00

Neya stała zasłuchana. Pewnie nigdy wcześniej nie słyszała jak może brzmieć prawdziwy bes'bev. Kto wie, może w ogóle nie miała do czynienia z taką sztuką. Sztuką nieużytkową, istniejącą tylko dla piękna. Bahgar rozbudził w niej wyraźne zainteresowanie, nie tylko melodią, ale chyba też swoją osobą.

- Gdzie się nauczyłeś takich melodii? Na polu bitwy?
- Grać nauczyłem się jeszcze na Kalee. Ale tak jak teraz... Właśnie na wojnie.

Wspomnienia opadły go znowu. Klan w ciągłym ruchu, cały czas ryzykujący atak, płonące trawy Vinsoth, ogień rakiet i blasterowe bolty. I Selran. Zawsze spokojny, zawsze rozważny. Planujący kolejne uderzenie lub szybką ewakuację. Silny, czujny. Najlepszy z nich wszystkich. Bahgar nie sądził, by zdołał naprawdę zająć jego miejsce. Zrobił to... najlepiej jak umiał. Możliwe, że nie dość dobrze. Ale widział, że Selran nie miałby do niego żalu. Czas ukoił ból.
- Mando, który miał ten flet... zabił mi brata. Grając, upamiętniam go.

Niestety, sytuację zakłócił droid, który zaczął bezceremonialnie przygotowywać posiłek Pochwalił wprawdzie umiejętności Bahgara, ale pochwały nieczułej maszyny nie zrobiły na Kaleeshaninie wrażenia. Tym bardziej, że były przesadzone. Bahgar widział w akcji ich przeciwnika i wiedział, że bark mu umiejętności, by walczyć z czymś takim. To jednak była pieśń dalekiej przyszłości, choć z pomocą Zin Iterry miał nadzieję wzmocnić się tak, by móc walczyć z mocowładnym jak z równym. Wiedział dobrze, że jest to możliwe. Ale nie był to dobry moment, by o tym myśleć.
- Droidzie, zdaję się na ciebie.
Po odprawieniu droida, spróbował podtrzymać rozmowę z kobietą-komandosem. Kontakty z innymi nie były jego mocną stroną. Wiedział jednak, że mają przynajmniej platformę porozumienia. Choć bolesną.
- Muzyka pomagała mi znieść stres na wojnie. Pomagała... uporać się z poczuciem winy. Bo to moja nieostrożność doprowadziła do jego śmierci.
Awatar użytkownika
BZHYDACK
Gracz
 
Posty: 320
Rejestracja: 18 Sty 2016, o 12:29

Re: [Taris] - Zaginiona ekspedycja?

Postprzez Mistrz Gry » 3 Sty 2020, o 18:33

Bahgar
Wspomnienie o śmierci brata zakłopotało Neyę. Jeszcze niedawno na jej oczach Codex oszalał i zginął. Krzyczał ku niebu: "Zemsta jest moja!". A potem rzucił się w szaleńczą szarżę wyłamując się z szyku i atakując stwory wręcz. Tragiczny absurd. Widziała jak go szarpały, walcząc uparcie ze zbroją, znajdując słabe jej punkty przy zgięciach płyt i w końcu uśmiercając go licznymi ranami. Jakby było mało, krótka wizja wdarła się do jej umysłu. Wspomnienie z dzieciństwa i okresu już dorosłości, jej ojca, z którym się tak pokłóciła i którego się wyrzekła za krzywdy jej wyrządzone, ożyło w wizji narzuconej przez tajemnicze okoliczności pola bitwy. Przeszłość wtedy ożyła, a poczucie bezsilności spotęgowała śmierć bliskiego kompana. Życie znów wymykało się spod kontroli, znów nie miała wpływu, chociaż się tak bardzo starała. Przecież była najlepsza, najsilniejsza. Walczyła wraz ze swoją drużyną za tych co nie mogą.
Paskudny nastrój nie miał jednak jej pochłonąć. Radziła sobie z tym na swój sposób. Jak zwykle potrzebowała jedynie czasu. Tak myślała, że i tym razem będzie.
- Współczuję straty - powiedziała, ukrywając niepewność. Nie znała się na obcych i wolała kontakty z ludźmi, a już na pewno nie znała się na rasie wojowników pochodzących z Kalee. Nie wiedziała jak się zachować, otrzymując takie zwierzenie odnośnie śmierci bliskiego. Dodatkowo wzmianka o poczuciu winy odebrała jej ochotę do rozmowy.
- Zostawię Cię samego, wojowniku. Porozmawiamy, jak nasz żal opadnie. - co mogła bardziej taktownego powiedzieć? Sama potrzebowała właśnie samotności, by poukładać nieco myśli. Może Bahgar właśnie też jej potrzebował? A ona i droid bezczelnie mu przeszkodzili?


***

Statek w podróży niemalże milczał. Dopiero jak się było wsłuchać, czy przyłożyć ucho do metalu konstrukcji, dało się usłyszeć delikatne drżenie konstrukcji, mówiące o rytmicznej pracy hipernapędu. Sekcja Javelin i Bahgar, choć chwilę mogli doznać błogiej ciszy, kiedy to wszyscy ze zniecierpliwieniem wyczekiwali końca skoku. Nie mieli też za bardzo co robić, wszystkie obowiązki wykonywał droid. Sprzątanie, przygotowywanie posiłku, zawracanie głowy. To ostatnie każdemu zaserwował choć raz, ale po pojedynczym stwierdzeniu, że się nie ma ochoty, Steward grzecznie nie prowokował rozmowy już więcej. Tylko Zin zdawała się nawiązywać z nim jakiś szerszy dialog, jakby to byli starzy przyjaciele.
Statek Iterry nie miał żadnych stanowisk strzeleckich, nie było pozycji do obstawienia. Komputerów do obsługiwania, kontrolerów do nadzorowania. Pasażerowie mogli się zaledwie przyglądać jak cała akcja postępuje. Jedynie Gveir miał przygotować komunikat. Tak też uczynił. Siedział w kokpicie na głównym stanowisku pilota, by wydać rozkaz nadania szyfrowanej informacji. Samotnie wpatrywał się teraz w rozmyte linie gwiazd, widoczne za iluminatorem.
- Wychodzimy - oznajmił Bob, zwiastując koniec skoku i szybkie skrócenie linii w pojedyncze punkty w widocznym obrazie otaczającego ich kosmosu. Przed nimi byłby pusty układ gdyby nie oślepiające światło gwiazdy, przebijające się przez gęste i obszerne pasmo asteroid i pyłu, krążącego wokół środka. Z daleka nie wyglądało to bezpiecznie. Wewnętrzny pas wyglądał jak podziurawiona kula szalejącego piasku, ciągle zmieniająca kształt na życzenie wewnętrznych burzliwych procesów gwiazdy. Rozbłyski w piaskowej kosmicznej burzy były widoczne, a wyładowania rozprzestrzeniały się losowo ze środka, nawet na zewnątrz, smagając zewnętrzny pierścień asteroid raz po raz.
- Kalibruję nadajnik. Stabilizuję siłę sygnału. Wybieram zdefiniowane parametry przekazu. Wybieram zdefiniowany punkt przeznaczenia. Ładuję komunikat. Sierżancie jesteśmy gotowi - Gveir kiwnął głową na potwierdzenie. Chwilę później basowy głos oznajmił zakończenie nadania:
- Wiadomość nadana
- O! Jak ładnie. Ten układ ma szczególny urok - Zin wyrosła za plecami sierżanta wbijając spojrzenie w iluminator, w chaotyczną kompozycję żywiołów galaktyki - czyż to nie jest piękne... Widzisz te wyładowania? Tam kawałki skał krążą na bliskiej orbicie gwiazdy z zawrotną prędkością i gromadzą na sobie ogromne ilości promieniowania, topiąc się do postaci ciekłej w końcu stając się plazmą i wyrzucając nadmiar energii dalej w układ. Niektóre z tych, nazwijmy to piorunów, potrafią roztrzaskać nawet dużą asteroidę. Zdarza się to jednak niezwykle rzadko, ale jest to całkiem widowiskowe. Udało mi się to zobaczyć, jak pierwszy raz tu wlecieliśmy. Heh, Bob już chciał zawracać. Nie wszystko zdążyliśmy policzyć i bał się, że zasięg rażenia sięga poza pas. - pochwaliła się naukowiec, nie do końca wiadomo czy Gveirowi, czy po prostu wspominała przeszłość na głos, po czym zmieniła temat:
- Bob, jak odczyty?
- W podprzestrzeni da się wychwycić zakłócenia. Ktoś za nami podąża. Mamy jednak przewagę czasu. Dziewięc godzin, czterdzieści trzy minuty, nim wyskoczy coś nieopodal naszych współrzędnych.
- W takim razie do dzieła. Aktywuj tarcze, jak będziemy blisko. Zaciemnij iluminator. - Gveir dosłyszał ukrywane do tej pory zmartwienie w drżącym głosie kobiety. Statek ruszył ku centrum układu.

***

Sztuczna inteligencja i pani naukowiec pracowali wyciskając siódme poty. Załoga nie mogła nic wypatrzeć, gdyż wszelkie widoki zostały zasłonięte, by nie wystawiać się na szkodliwe promieniowanie. Taki był argument. Komandosi wiedzieli jednak, że iluminatory można otoczyć ochronnym polem filtrującym promieniowanie. Tłumienie ciekawości uargumentowała krótkim "Uwierzcie mi, wolicie tego nie widzieć!" albo tyć krótszym "Ja nie chcę tego widzieć!"
Kobieta chodziła po statku, kręcąc się i gadając na głos. Trzymała datapad i wyświetlała wszelkie niezrozumiałe innym odczyty, zatrzymując się, raz tu, raz tam i dyskutując wciąż z Bobem na głos. Rozmowa była pełna emocji ze strony doktor, słuchający mogli nabrać wrażenia, że coś się może złego stać. W akcie szybko artykułowana mowa AI, przestała przypominać sympatycznego mężczyzny, a rzeczywiście typową bezwzględną maszynę. Skomplikowane terminy i wspominane liczby mogły znaczyć cokolwiek. To bardziej przysłuchujący, dowiedzieć się mogli, że wysłano dwie sondy do pomocy w przewidywaniu zachowania agresywnego środowiska. Białowłosa podczas pracy ścierała liczny pot z czoła wiele razy i ignorowała wszelki odzew od reszty załogi, jakby nie istnieli. W końcu padła pierwsza sensowna komenda do nich na głównym głośniku, nieważne gdzie się znajdowali usłyszeli to:
- ustawcie się na siedzeniach pasażerskich i zapnijcie pasy. Mooooże zatrząść - niepewność w głosie Iterry nie była przyjemna, już dawno zgubiła formalny ton, którego próbowała się zwykle uparcie trzymać.
Tymczasem po ostrzeżeniu trwało przedłużające się długie nic, kiedy w końcu nagle szarpnęło, a ogłuszające grzmienie rozniosło się po statku. Żaden alarm przeciwpożarowy się nie włączył.
- Tarcze. To tylko tarcze, tylko tarcze... prawda Bob?
- Raport. Połowa przednich tarczy zniszczona. Poszło bokiem, rozproszyło się inaczej niż przewidywaliśmy. Brak jakichkolwiek dodatkowych uszkodzeń - głos Boba, znów był przyjemny - kobieta spojrzała na odczyty i podskoczyła na siedzeniu z zachwytu
- O ja Cię... ale fart. Żyjemy! Żyjemy!

Dalsza podróż była już opatrzona większym entuzjazmem przysłowiowej gospodyni. Omawiała warunki wykonania skoku. Przedłużające się godziny niepewności zwieńczyły się w końcu znanym już komentarzem Stewarda, co w milczeniu im towarzyszył:
- Skok wykonano ze stu procentowym powodzeniem. Podróż zajmie sześćdziesiąt dziewięć godzin i trzynaście minut. Można rozpiąć pasy i rozgościć się. Naszym docelowym miejscem jest układ Ithor.
- Kto jest głodny? Może polędwiczka po Naboonańsku z lampką wina. Panowie i panie? - dodał.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron