Content

Archiwum

[Konkiv] Chrzest bojowy

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Mistrz Gry » 12 Paź 2019, o 23:05

Zulrok podjął decyzję by ruszyć pod osłoną dżungli w kierunku Gnosta. Choć pluton dowodzony przez Nikto miał swoje problemy, to Kel Dor również nie był w idealnej sytuacji. Po pierwszej został przepędzony ze swojej reduty, po drugie wraz ze swoimi towarzyszami miał ewidentny problem. Stracili jeden śmigacz, natomiast pozostałe dwa sprowadzali bardzo powoli. W gruncie rzeczy niecałe sto metrów jakie dzieliło obie grupy nie stanowiło żadnego problemu dla komandosów Władcy.
Ka-Doon w końcu zrezygnował ze sprowadzenia ich na płaski grunt, stracił jednak wystarczająco dużo czasu by Mugrut mógł przymierzyć ze swojego karabinu blasterowego, posyłając ku nim serię. Zrobił to mimowolnie nie czekając na rozkaz Zulroka. Okoliczności przyspieszyły w mgnieniu oka, Kel Dor ułamek sekundy szybciej wyczuł zagrożenie chowając się za głazem, razem z jednym podwładnym. Ostrzał Shistavanina był skuteczny gdyż ściął z nóg przeciwnika. Na tym jednak pozytywne skutki akcji komandosa skończyły się. Zza osłony posłano ku nim kilka boltów, co gorsza pluton Nikto nie miał możliwości wykorzystania ukształtowania terenu jako osłony.
Dowódca widział wszystko jak zwolnionym tempie. Miał świadomość iż riposta Ka-Doona będzie skuteczna, miał jednak na tyle czasu by zdecydować kogo uchronić dzięki pchnięciu Mocy. Na stosunkowo bezpiecznej pozycji stała Noela, zabezpieczająca tyły, niestety nie można było tego powiedzieć ani o Phoebe, ani o impulsywnym Mugrucie Bonie. Sam też nie mógł czuć się bezpieczny, w końcu przewodził swoim ludziom. Mimo to dzięki swym zdolnościom wiedział, że żadna z wiązek nie leci w jego kierunku. Moc swobodnie przepływała przez ciało i umysł byłego łowcy nagród, a złość i gniew tylko ją podsycała. Nikto miał ułamek sekundy by uratować jednego z towarzyszy, poświęcając drugiego.

1. Zulrok - dowódca/spec od walki wręcz - Nikto
2. Phoebe - prawa ręka dowódcy/skrytobójczyni/przewodnik - Twi'lekanka - powierzchowne rany, nieistotne w kontekście misji
3. Noela Titwo - medyczka - ludzka kobieta
4. Pesa - regularny żołnierz - Zabrak - EXITUS
5. Mugrut Bon - komandos - Shistavanen
6. Krar Oscu - złota rączka - Mon Calamari - EXITUS
7. John Titor - żołnierz - człowiek - EXITUS


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Zulrok » 14 Paź 2019, o 20:52

Działania Kel-Dora zaskoczyły dowódcę oddziału. Próba sprowadzenia ścigaczy na płaski teren wydawała się z pozoru bezsensowna, ale dopiero po dłuższym zastanowieniu te działania wskazywały, że za redutą nie ma żadnego lądowiska i frachtowca, którym Gnost mógł odlecieć z Konkiv. Wrogowie zajęli się pojazdami, co dawało świetną okazję dla ekipy dowodzonej przez Zulroka. Niestety, nic nie może być tak piękne, jak się z pozoru wydaje. Mugrut zaatakował pierwszy, wydawało się za wcześnie, zbyt daleko od nieprzyjaciela. Komandos zdążył już wcześniej w dżungli pokazać swoją impulsywność i teraz dawał na to kolejne dowody. Nikto mógł się wkurzać na swojego podkomendnego, czy krytykować jego zbyt szybkie działania. To jednak nic by nie zmieniło, sytuacja, która po nagłym ataku się wydarzyła, była już faktem, a łowca nagród był w jej środku.

Ka-Don i jeden jego podwładny mieli stabilną osłonę, tylko jeden wróg został potraktowany energetycznym boltem. Gdyby udało się wcześniej podejść bliżej do wroga, może wszystko wyglądałoby inaczej. Wrogowie nie pozostawali dłużni i posłali wiązki w kierunku najemnika i jego podkomendnych. Jednocześnie świat wokół zielonoskórego się zatrzymał. Moc swobodnie przepływała przez niego i zapewniała czas na reakcje względem ataku, a jednocześnie wyczulała zmysły i pozwalała ocenić, że jest teraz bezpieczny. Tajemnicza siła spajająca galaktykę kontrolowała byłego gladiatora, a nie on ją. Dwudziestopięciolatek czuł się inaczej, niż to kiedy to on swoją wolą i gniewem kierował Mocą. Ten przepływ tajemniczej energii i takie zespolenie się z nią było niesamowitym stanem i można było podejrzewać, że osiągnięcie czegoś takiego było celem dla wielu podobnych jemu. Gniew i złość była dodatkowym pokarmem dla tego stanu i dawała swoistą przewagę Zulrokowi. Niestety ten stan nie mógł być poświęcony, by zaatakować Kel-Dora. Phoebe i Mugrut byli w niebezpieczeństwie, Noela na szczęście ubezpieczała tyły i była względnie bezpieczna. Układ terenu nie sprzyjał, by można było znaleźć jakąś bardziej sensowną osłonę niż drzewa. Nie zrobienie niczego, by uratować towarzyszy, a poświęcenie uwagi na celu nie wchodziło w grę. Nauki Władcy wprawdzie mówiły o pozbyciu się wszystkiego, co przywiązuje ucznia do czegoś w świecie i porzucenie tego, na czym mu zależy. Cel i Moc miało być ważniejsze niż wszystko inne, ale czy uratowanie swojego oddziału musiało od razu wiązać się z nieudaną misją?

Nikto musiał podjąć ryzyko próby ratunku. Niestety musiał wybierać między członkami zespołu. Mógł przy pomocy pchnięcia Mocy odsunąć lub powalić tylko jednego członka zespołu. Potężniejsi od niego mocowładni na pewno, daliby radę zmusić tę mistyczną energię do działania w kilku kierunkach, ale łowca nagród nie czuł, by był w stanie tak zrobić. Z jednej strony był impulsywny Mugrut, świetny komandos uzbrojony w karabin, granaty czy maczetę. Z drugiej Phoebe, kobieta, z którą zdążył spędzić przyjemne chwile, świetna skrytobójczyni, dobra wojowniczka na bliski dystans a przy okazji przewodniczka z mapą. W kwestii czysto bojowej wybór był prosty, bo żeby mieć większe szanse na zwycięstwo należało przy życiu zostawić Shistavanina. Jego przydatność w kwestii walki, która z całą pewnością jeszcze trochę potrwa, była nieoceniona. Podkradanie się do wroga w środku strzelaniny było albo niemożliwe, albo niesamowicie trudne, więc Phoebe nie miałaby okazji się wykazać. Oczywiście idealną sytuacją byłoby uratowanie wszystkich, wtedy wciąż byłaby przewaga liczebna, a najemnik nie musiałby wyprawiać kolejnego polowego pogrzebu. Aktualna sytuacja nie dawała forów i zmuszała do błyskawicznego działania.

Dwudziestopięciolatek skupił się, by przypomnieć sobie słowa Władcy, który mówił o tym, że nie może być ograniczony przez błahostki, że jakiekolwiek przywiązanie musi nieść ze sobą korzyść. Skupił się w tych słowach, w całym swoim gniewie i złości i choć wydawało się, że w milczeniu i oczekiwaniu na decyzję minęło wiele czasu, to tak naprawdę wszystko działo się błyskawicznie. Skupiony umysł i Moc wędrująca przez ciało zielonoskórego podsycana wszystkimi negatywnymi emocjami zapanowały nad byłym gladiatorem, a ten czując z tym wszystkim zespolenie, starał się przekierować tajemniczą energię do pchnięcia, które miało albo odepchnąć Mugruta, albo powalić go na ziemię, w ogólnym rozrachunku uratować mu życie. Umysł nie był jednak skupiony tylko na pchnięciu, część myśli wędrowała ku Twi’lekance i prośbie by ta padła na ziemię. Zulrok nawet nie wiedział, czy mogło to przynieść jakikolwiek efekt. Jeżeli jednak to lub sama Moc, nad którą Phoebe przecież też potrafiła zapanować, miała uratować życie kolejnego członka oddziału, to trzeba było spróbować. Po całej sytuacji Nikto chciał schować się za drzewem, zamknąć oczy i skupić swój gniew i złość w jednym punkcie i celu. Miał misję, którą trzeba było wykonać i to ta wizja miała kontrolować jego działania, a nie bezmyślność berserkera, która mogła go dopaść.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Mistrz Gry » 20 Paź 2019, o 23:04

Czas na chwilę zwolnił, by po podjęciu decyzji przez Zulroka powrócić do normalnego toku. Choć Nikto stosunkowo dobrze panował nad Mocą, to nie był jeszcze w niej na tyle biegły by uchronić wszystkich swoich towarzyszy. Silne, telekinetyczne pchnięcie zwaliło Shistavanina z nóg, jednocześnie ratując go przed śmiercionośna wiązką. Niestety tego samego nie można było powiedzieć o Phoebe, która co prawda wyczuła ostrzeżenie od swojego dowódcy, jedna uchyliła się za późno. Czerwony bolt przeszył jej ciało, pozbawiając tchu i przytomności, a zarazem ciężko zwalając na kamienistą ziemię.
Mugrut nie zmarnował danej mu szansy i szybko wykorzystał swój upadek, turlając się do najbliższej osłony, zza której rzucił w kierunku Ka-Doona granat odłamkowy. Suma szczęścia wyszła jednak na zero, gdyż podczas rzutu, Bon został ranny w dłoń, a ból chwilowo wyłączył go z dalszej walki. Kel Dol zdążył wznieść wokół siebie barierę ochronną, na dodatek wybuch wziął na siebie ostatni z sojuszników obcego.
W międzyczasie Zulrok nie próżnował, a widok leżącej Twi'lekanki obudził w nim niewyobrażalne pokłady gniewu. Powietrze wokół niego zaczęło wibrować, a niewielkie kamyczki samowolnie lewitowały kilka centymetrów nad glebą. Nikto powoli przestał panować nad darem, a zarazem przekleństwem jaki otrzymał. Drzewo, za którym się schował zaczęło pękać na pół, a stojąca z tyłu Noela zasłoniła dłonią usta, jakby przerażona tym co widzi. Gdy wydawało się, że już nic ani nikt nie powstrzyma ich przywódcy, niebywały huk zagłuszył nawet wybuch Mocy Zulroka. Parę sekund później potężna fala i wstrząs zwalił wszystkich z nóg, łącznie z Kel Dorem. Reduta zaczęła się rozpadać choć nie to zdziwiło walczących, gdyż ze środka fortecy w kierunku nieba poleciała ogromna wiązka o zielonym odcieniu. Prawdopodobnie system obrony planetarnej uległ przeciążeniu wyzwalając niebywałe pokłady energii.
Nikt nie wiedział jakim sposobem wystrzał trafił w kadłub gwiezdnego niszczyciela klasy Victory - "Marooned", który obrócił się w pył. Każda istota czuła na Moc, odebrała czytelny sygnał, świadczący o śmierci tajemniczego Władcy. Zulrok dopiero po kilku sekundach uniósł głowę, a jego szaleństwo osłabło. Wzrok płatał mu figle, a wszystko widział jak za mgłą. Po czole ściekało mu coś ciepłego, prawdopodobnie jego krew. Nigdzie nie widział Shistavanina, natomiast za sobą widział żywą Noelę, ściskającą dłońmi uszy. On sam nie słyszał nic, poza przeciągłym piskiem, co świadczyło o uszkodzeniu błony bębenkowej. Nieopodal niego bez życia leżała Phoebe. Nikto starał zachować świadomość i zmusił się do podniesienia na kolana, co zaowocowało silnym bólem i torsjami.
Gdy podniósł wzrok, jakieś dziesięć metrów przed nim stał on - Ka-Doon. Choć okoliczności obeszły się z nim łagodniej, to Nikto dostrzegł rozbity łuk brwiowy Kel Dora oraz bezwładnie zwisającą lewą rękę, z nienaturalnie wygiętym stawem łokciowym. Niestety w prawej dłoni, obcy dzierżył szkarłatny miecz świetlny. Wróg nie skrócił dystansu do Zulroka, choć najwyraźniej coś do niego mówił. Niestety dowódca plutonu na razie nic nie słyszał i jego jedyną szansą zrozumienia oponenta było wysondowanie jego zamiarów w Mocy.
- Wojowniku chcesz to kontynuować? - dopiero któraś próba komunikacji odniosła skutek, gdyż Ka-Doon również skorzystał z mocy w celu ułatwienia rozmowy - Twoi towarzysze polegli, ba nawet twój władca nie żyje. Jesteś jednak silny, możesz zostać moim poddanym, a uczynię cię potężniejszym...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry

1. Zulrok - dowódca/spec od walki wręcz - Nikto - uszkodzona błona bębenkowa, zaburzona równowaga, głęboka rana na czole nie zagrażająca życiu, liczne powierzchowne rany na twarzy oraz rękach i nogach
2. Phoebe - prawa ręka dowódcy/skrytobójczyni/przewodnik - Twi'lekanka - stan nieznany, prawdopodobnie EXITUS
3. Noela Titwo - medyczka - ludzka kobieta - ogłuszona i skonfudowana, niezdolna do dalszej walki
4. Pesa - regularny żołnierz - Zabrak - EXITUS
5. Mugrut Bon - komandos - Shistavanen - stan nieznany, został odrzucony w pobliskie krzaki
6. Krar Oscu - złota rączka - Mon Calamari - EXITUS
7. John Titor - żołnierz - człowiek - EXITUS
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Zulrok » 26 Paź 2019, o 15:06

Moc współpracowała z nim, a on współpracował z nią, jednak Zulroka czekało jeszcze długie szkolenie. Mugrut nie oberwał blasterową wiązką, jednak nie można było tego samego powiedzieć o Phoebe. Ciało kobiety przeszyte pociskiem upadło na ziemię. Uratowany komandos przystąpił do ataku, lecz po pierwsze sam został ranny, a z grupy wrogów padł sprzymierzeniec Gnosta, a nie on sam. Kel-Dor dodatkowo zabezpieczył się za pomocą osłony.
Widok Twi’lekanki, niepowodzenia bojowe i cała sytuacja mocno wpłynęły na Nikto. Czuł jak gniew, złość i adrenalina przejmują nad nim kontrolę, jak ostrzegawcza lampka w mózgu wypaliła się z przegrzania. Czuć było dosłownie szybciej pulsującą krew, słychać było przyśpieszony oddech, impulsy nerwowe spinały mięśnie, twarz wykrzywiał grymas wściekłości. Dowódca przestał panować nad sobą i nad mocą. Wzrok zaszedł czerwienią krwi, jakby małe tętnice w białkach oczu pękły i zalały świat posoką. To jednak nie była krew, a gniew berserkera i ciemna strona Mocy, która niczym niekontrolowana zaczęła szaleńczo działać. Świat wokół wirował i drgał, powietrze zgęstniało, a kamyki zaczęły lewitować. Cała ta złość i potęga nie została przelana w stronę Gnosta, a w teren wokół. Drzewo zaczęło pękać, medyczka była przerażona, najemnik nie był do końca sobą. Wszystko przerwał ogromny huk a zaraz po nim wstrząs i potężna fala, która rzuciła wszystkich na ziemię.
Wpierw zielonoskóry nawet nie zdawał sobie sprawy, że to jakiś wybuch w reducie to wszystko sprawił. Nie musiał jednak otwierać oczu, bo poczuł w Mocy, co się stało. Gdzieś z tyłu głowy cały czas słyszał i czuł wszechogarniającą obecność tajemniczego Władcy, teraz te zakamarki zastąpiła pustka. Dla dwudziestopięciolatka było to pierwsze takie przeżycie, ale wiedział, że mistyczna energia w tym wypadku się nie myli. Władca i zdecydowana większość organizacji, której przewodził przestała istnieć. Niekontrolowana wiązka posłana z obrony planetarnej w twierdzy na Konkiv niesamowitym wręcz przypadkiem trafiła prosto w „Marooned”.

W jednym momencie wszystko, co towarzyszyło byłemu gladiatorowi przez ostatnie tygodnie, przestało istnieć. Oczywiście gdzieś daleko za plecami zbliżały się inne oddziały wysłane na tę planetę. Nikt jednak nie miał takiej potęgi, władzy i zasobów, by w jakikolwiek sposób odbudować wszystkie struktury organizacji. Jedna chwila sprawiła, że świat dla wielu istot dosłownie przestał istnieć. Zulrok z trudem podniósł głowę do góry i otworzył oczy. Wokół wszystko wirowało, by dopiero po chwili już tylko falować, a swoista mgła przysłaniała widziany teren. Pisk przelewał się przez małżowiny uszne sygnalizując ewidentne problemy z ciągłością błony bębenkowej. Krew ściekała z czoła, a poczucie równowagi było mocno zaburzone. Jego oddział również był rozbity, z jednej strony Phoebe leżąca niczym martwa, z tyłu panna Titwo zatykającą uszy, będąca w ogromnym szoku i całkowicie niezdatna do walki, oraz nie było widać śladu Mugruta.
Nikto był po raz pierwszy, od dawna przerażony. Najpierw nie poświęcił się w pełni misji, którą otrzymał i nie zaatakował Ka-Doona, kiedy miał okazję. Ratował oddział, bo wydawało mu się to moralne, właściwe i zależało mu na Twi’lekance. Rzeczywistość pokazała mu jednak, że nie powinien się zmieniać. Jego przywiązanie do tej kobiety nie dało mu korzyści. Zawsze wypełniał zadane mu cele i przekazane polecenia, nie dlatego że lubił służyć. On lubił ten komfort, tę nagrodę, która otrzymywał, ten brak kary za źle wypełnione zadania. Wszechświat potwierdzał, że takie działania zawsze przynosiły to samo. Teraz zadanie nie było wykonane, priorytety dla łowcy nagród się zmieniły i co dostał? Cała organizacja, Władca, Phoebe, oddział było stracone, a zwyciężył wróg. To była jego kara.

Gnost stał dziesięć metrów od najemnika, był ranny, ale żył i stał niczym zwycięzca, gdy zielonoskóry ledwo przyjął pozycję klęczącą. Nieprzyjaciel trzymał w ręku tajemniczą broń, która wpierw kojarzyła się z blasterem typu hold-out. Bronie tego rodzaju miały grubszą cylindryczną lufę, a spust był dość mały w porównaniu do reszty broni. To nie mógł być jednak blaster, żaden pistolet nie utrzymywał cały czas przy lufie wiązki. Tutaj była dziwna cylindryczna rękojeść, z której wydobywała się krwistoczerwona długa i stabilna wiązka. Cokolwiek to nie było, z całą pewnością mogło skrócić życie byłego gladiatora. Obcy próbował coś mówić, lecz przez pisk w uchu dowódca nic nie słyszał, analizując swoje położenie.
Oczyma wyobraźni widział, jak z trudem podnosi się i wykorzystując niewładność lewej ręki Kel-Dora oraz swoją masę, powala wroga na ziemię, samemu stojąc nad nim z tym świetlnym czymś w ręce. Szanse powodzenia takiego ataku nie były za wielkie, ale mogły się udać. Tylko po co? Zulrok miał dowodzić resztkami organizacji, zorganizować rozpierzchniętych sojuszników i prowadzić ocalałych do boju? Co by to mu dało? Miał czekać, aż istoty same się zorganizują i znów będzie miał misję do wykonania czy może będzie patrzył, jak wszystko jeszcze bardziej trafia szlag? Jakikolwiek z tych scenariuszy nie dawał Nikto, tego, czego pragnął. On chciał dobrze dla siebie, chciał panować nad Mocą, nie chciał, aby taki niekontrolowany wybuch tej energii, miał się kiedykolwiek, jeszcze przytrafić. W odpowiedzi jakby na te przemyślenia komunikat Gnosta w końcu dotarł i został zarejestrowany przez dowódcę rozbitego oddziału.
Była to propozycja poddania mu się i służby u niego w zamian za większą potęgę. Najemnik widział niedawno swoją wielką moc i to, że nic dobrego z tego nie wynikło. Musiał nauczyć się nad nią panować. Z Ka-Doonem jako mistrzem miał taką szansę. Oczywiście być może któryś z wyżej postawionych strażników Władcy też mógłby go uczyć, ale czy po tej tragedii, wszyscy nie rozejdą się w cztery strony świata? Teraz nie było istotne, że cały dzień, łowca nagród próbował dotrzeć właśnie do osoby, która proponuje mu współpracę. Liczyło się znów to, co zawsze powinno się liczyć dla zielonoskórego — on sam. Niezależnie od tego, czy trzeba będzie uciekać przed innymi, zabić Noelę, Mugruta czy nawet Phoebe należało zrobić coś dla siebie. Żadna z tych rzeczy nie przyjdzie mu z lekkim sercem, ale dawało to szansę na lepsze życie dla dwudziestopięcioletniego mocowładnego. Klęczący mężczyznę popatrzył na Gnosta i jedyne co chciał mu przekazać, czy to słownie, czy z pomocą Mocy to słowa:
— Prowadź mistrzu.

Primo: Mam nieodparte wrażenie, że to coś co przeciązyło obrone planetarną, to ja :oops:
Duo: Miałem ochotę próbować walczyć i to dużą. Zaanalizowałem charakter, sytuacje i to jak, takie coś mogłoby wpłynąć na postrzeganie Zulroka i koniec, końców po 3 dniach rozmyślania zapadła decyzja podana wyżej wraz z ciągiem przemyśleń, które na tę decyzję by nakierowały.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Mistrz Gry » 3 Lis 2019, o 12:37

Kel Dor spoglądał na pokonanego Zulroka, którego z łatwością mógł uśmiercić. Mimo to podobała mu się jego postawa i waleczność, a także determinacja. Właśnie takich istot potrzebowała "ona". Koniec końców choć Gnost utracił swoją redutę, to wykonał zadanie, jakim było zgładzenie samozwańczego "Władcy". Ten wraz ze swoim gwiezdnym niszczycielem "Marooned" przeszli do historii.
Pozostała jeszcze jedna kwestia, lojalność Zulroka. By ostatecznie zweryfikować jego podległość, musiał przejść ostatni test na Konkiv. Ka-Doon sondował umysł byłego najemnika i musiał przyznać, że ten miał zadatki na prawdziwego lidera, ponadto dysponował olbrzymim potencjałem Mocy, choć jego talent był zdecydowanie nieoszlifowany i stanowił zagrożenie zarówno dla otoczenia jak i dla samego Nikto.
- Dobrze zdecydowałeś. Nim jednak opuścimy tą zapyziałą dziurę musisz trochę posprzątać. Czuję, że twój przyjaciel Shistavanin jest nieprzytomny ale ma się całkiem nieźle, natomiast ta Twi'lekanka... Hmm musisz zgasić w niej resztkę życia. - Kel Dol wskazał na leżących nieopodal członków oddziału - Zabij ich!
Łowca musiał podjąć ostateczną decyzję, od której dosłownie zależało jego życie. Nie miał praktycznie większych szans na pokonanie Gnosta, nie mniej by przypieczętować sojusz, musiał zgładzić swoich przyjaciół. Jakby tego było mało z pobliskich krzaków wyszła ku niemu Noela, z licznymi ranami, które wydawały się powierzchowne i niewiele znaczące w porównaniu do małej apokalipsy jaka miała miejsce przed paroma minutami.
- Zulrok... Co... co teraz? - zapytała medyczka, wpatrując się w Nikto.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Zulrok » 13 Lis 2019, o 14:03

Słowa, które wypowiedział Ka-Doon, były do przewidzenia. Test na lojalność to coś, czego w tym momencie należało się spodziewać, a sytuacja sprawiała, że dało się coś takiego zaaranżować. Wcześniej na „Marooned” tajemniczy Władca kazał zniszczyć droida R5, a teraz należało zabić pozostałych członków własnej drużyny. Drużyna, która uformowała się na niszczycielu, z którą były wykonywane serie ćwiczeń, treningów i zżyło się ze sobą. Istoty, na których podczas misji się polegało i liczyło, że nikt nie zawiedzie. Teraz należało wszystkich pozostałych przy życiu zabić. Decyzja o tym, czy to zrobić, tak naprawdę zapadła w momencie, kiedy Zulrok zdecydował się przystać do Kel-Dora, ale nie oznaczało to, żeby było to w jakimkolwiek stopniu łatwiejsze. Zawsze był egoistą, ale ostatnie tygodnie zmieniły go trochę, choć ta zmiana została odebrana jako błędna i doprowadziła go do tego miejsca i działań, które musiał podjąć, jeśli chciał ocalić swoją skórę. Zabójstwo nieprzytomnego Mugruta można było usprawiedliwiać jego pochopnością działań, wybuchowością i nieprzewidywalnością oraz lekką niesubordynacją. Szukanie wymówek było konieczne, by zachować jakiś psychiczny spokój, by nie zrzucić na siebie jakichś koszmarów, by nie winić siebie za zdradę. Usprawiedliwianie było po prostu wygodne. Phoebe była najprawdopodobniej ciężko ranna, więc choć paradoksalnie najbardziej z nią Nikto był związany, to zwyczajne skrócenie męki zdawało się najprostsze w wykonaniu.

Niestety pierwszą ofiarą zdrady dowódcy oddziału miała być Noela. Blondynka wyszła z krzaków lekko ranna, jakby nic wielkiego się nie stało. Kobieta, która nie zrobiła nic złego, była wierna grupie i wykonywała każde polecenie. Działała dla dobra drużyny podając stymulanty, czy bandażując rannych. Przejmowała się każdą śmiercią i choć bywała tym zbyt bardzo rozbita, to nie miała na sobie żadnej winy. Była niczym przezroczysta, pojedyncza kropla wody, która unosi się jakimś niesamowitym cudem na powierzchni bagna. W tym momencie łowca nagród miał zakończyć życie tej niewinnej i dobrej istoty, która wręcz nie pasowała do tego wszystkiego, co się wokół działo. Oczywiście jako cele ze zleceń zdarzały się kobiety, a nawet jako świadków należało wyeliminować dzieci. To było jednak zadaniem, każdą z tych istot widziało się tylko raz, kiedy wykonywało się na niej odpowiedni wyrok. Tutaj panna Titwo, była kimś, kogo się zdążyło poznać i w jakiś sposób z nią zżyć. W oczach najemnika można było dostrzec coś na kształt wyrzutów sumienia. Nie było jednak teraz na to miejsca. Była misja, była kwestia udowodnienia lojalności, był jakiś blaster leżący niedaleko zielonoskórego, którego wystarczyło tylko podnieść i z niego strzelić.

Dwudziestopięcioletniego mocowładnego ogarnęła złość i wściekłość. Chciał zmusić swój umysł, swoją pamięć, swój wzrok do tego, by wmówić sobie i swojej psychice, że nie stoi tam blondwłosa medyczka, a jakiś najgorszy wróg, przeciwnik z areny, ktokolwiek, kogo z lekkim sercem można było zabić. Ręka zacisnęła się na blasterze, po ustach Noeli było widać, że mówi ona jakieś słowa, lecz umysł Zulroka starał się to wygłuszyć. Palec wylądował na spuście, lufa skierowała się w stronę kobiety, a w końcu padły strzały. Kilka strzałów, tak jakby jeszcze bardziej zwiększyć złość i wyprzeć, to, że tak naprawdę zabija się członka oddziału. Przy Mugrucie mózg miał skupiać się na wadach Shistavanina i tym usprawiedliwić zdradę, a dla Phoebe to miało być skrócenie jej męki.

Jeżeli jest to możliwe i Noela zginie, Mugrut nie będzie się jakoś bronił, a Phoebe nagle nie wstanie czyli ogólnie obędzie się bez trudności innych niż psychiczne, to prosiłbym o załatwienie tego tym jednym postem. Starałem się przedstawić nastawienie Zulroka, jeog sposób na usprawiedliwienie i ogólnie psychologiczne rozkminy, z którymi się boryka, a które powtórzą się przy każdym zabójstwie. Oczywiście to tylko prośba, bo jako MG masz plan co i jak, a ja się dostosuje.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Mistrz Gry » 26 Lis 2019, o 19:52

Gnost Ka-Doon przyglądał się poczynaniom Zulroka. Ten przystąpił do wykonania postawionego przed nim zadania. Mimo to Kel Dor wyczuł, że jego nowy uczeń nie robi tego z pełną satysfakcją, istnieje w nim pewna blokada. Tą blokadą było przywiązanie, jakie musiał łączyć Nikto z istotami, które właśnie traciły życie. W niedalekiej przyszłości na pewno należało ukrócić to współczucie oraz przesadna empatię. Nie minęła minuta, gdy na placu pozostał tylko nowy mistrz i uczeń.
- Dobrze wybrałeś, każda inna decyzja zakończyłaby się twoją śmiercią. Nie jestem jednak do końca zadowolony. Wyczuwałem w tobie opór, przez co straciłeś ułamki sekund. Teraz okoliczności były banalne, ale gdyby przyszło Ci zabić przyjaciela, który się broni? Rozmyślałbyś nad przeszłością? To niedopuszczalne! Jeżeli masz zostać kiedyś mistrzem, takie błahe sytuacje tylko blokują rozwój. Wiem że coś łączyło ciebie z tą Twi'lekanką, ale co z tego?! Możesz mieć takich sto albo tysiąc. - mówił stanowczo Gnost, a jego ton był lodowaty niczym atmosfera na Hoth - Dość tego, musimy wspiąć się na ten pagórek za twierdzą. Mam tam hangar z ukrytym ZH-25 Questorem. Choć twój były pan przeszedł do historii wraz z gwiezdnym niszczycielem, to na Konkiv wciąż są żołnierze wroga.
Kel Dor na chwilę zamilkł by dać czas Zulrokowi na dojście do siebie, a także po to by wsłuchać się w dżunglę. Po ciszy jaka nastała wraz z eliminacją "Marooned" oraz upadkiem okrętu na planetę, od strony dżungli zaczęły napływać pierwsze odgłosy uciekających przed pożogą zwierząt, a także ludzi którzy przeżyli katastrofę.
- Musimy się spieszyć. Zabierz temu zdechłemu Shistavaninowi karabin a od tej blondyneczki medpakiety. Hmm może szkoda że tak szybko ją załatwiłeś, mogła dać mi trochę rozrywki, ale trudno. - warknął Kel Dor, odwracając się plecami do Nikto i ruszył wzdłuż dzikiej ścieżki, prowadzącej w górę, ku ukrytemu hangarowi.

Taka banalna sytuacja, niby niewiele masz decyzji, a jednak są. Enjoy. Sorry za zwłokę.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Zulrok » 22 Gru 2019, o 13:56

Gnost ubrał w słowa to, co Zulrok myślał. Sam najemnik był na siebie zły za to przywiązanie, za to współczucie i empatię. Wcześniej nie był taki i należało do tego wrócić. Powodów powrotu do twardości charakteru i egoizmu nie trzeba było długo szukać. Była to kwestia popadnięcia w mrok Mocy, chęć jej kontroli, oraz niepozwolenie by coś zaprzątało głowę łowcy nagród przed wykonaniem misji. Najważniejszy był cel, a celem było, to by zielonoskóremu było jak najlepiej. Nikto nie zamierzał przepraszać swojego nowego mistrza, wiedział, że jakiekolwiek tłumaczenia, nie będą interesować Kel-Dora. Zresztą nie było na to czasu. Tak jak mówił Ka-Doon wojska władcy wciąż są na Konkiv i mimo utraty praktycznie wszystkiego, wciąż będą chciały dotrzeć do reduty, by ukoić pragnienie zemsty. Informacja o ukrytym transportowcu zaskoczyła łowcę nagród, dziwne było to, że niedawny wróg nie skierował się tam od razu. Ważniejsze od zdziwienia było jednak to, że taki statek dawał mężczyznom szansę ucieczki.

Trzeba było mieć nadzieję, że Gnost umie pilotować. Wraz z tą myślą dwudziestopięciolatek przypomniał sobie o R5. Droid był na „Marooned” i został wraz z nim zniszczony. Przywiązanie do blaszaka różniło się od tego, do innych humanoidów. Astromech był bezinteresowny, na niczym mu nie zależało, a w ostateczności jego dane mogły zostać przekopiowane dalej. Teraz zostały po nim tylko metalowe kawałki dryfujące w pustce kosmosu. Wspomnienie droida znów na chwilę zatrzymało Zulroka, co nie uszło uwadze jego mistrza, który ponownie go skarcił. Najemnik nie zamierzał się ociągać i nie chcąc przyglądać się martwym ciałom swoich byłych towarzyszy, starał się jak najszybciej zebrać potrzebny ekwipunek. Niestety wzrok Nikto spotkał się z martwym wzrokiem Noeli, z którego dało wyczytać się szok i żal, za to, że dowódca zdradził swój oddział. Mężczyzna musiał odrzucić te myśli, hałasy z dżungli nieubłaganie się zbliżały. Łowca nagród cięższy o karabin i medpakiety ruszył za Kel-Dorem starając się zapomnieć o przywiązaniu, współczuciu czy empatii.

Pisanie pracy inżynierskiej, ogólnie studia, rodzina, całe moje życie i tak nie tłumaczy, tego, że ten post jest miesiąc od Twojego. Nie siedzę zbyt dużo przy komputerze, a kiedy siedziałem byłem zajęty tymi wszystkimi sprawami i ciężko mi powiedzieć, czy mogłem, czy nie mogłem wcześniej napisać posta. Także zwyczajnie, po ludzku PRZEPRASZAM.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2020, o 17:13

Gnost Ka-Doon wraz ze swoim nowym uczniem Zulrokiem, w pośpiechu dotarli na szczyt, gdzie czekał na nich ZH-25 Questor. Kel Dor okazał się nie tylko sprawnym użytkownikiem Mocy, ale także wyśmienitym pilotem, gdyż w kilka chwil przygotował statek do startu i ruszył ku przestrzeni, zostawiając za sobą Konkiv.
Nikto musiał przyznać, że ostatnie tygodnie w jego życiu były niezwykle dynamiczne. Od ciężkich nauk na gwiezdnym niszczycielu "Marooned", przez misję na Konkiv i zżycie się z pozostałymi adeptami, po dramatyczny zwrot i przejście pod skrzydła heretyka. Choć tak naprawdę kto był owym heretykiem? Kel Dor wspominał iż ukaże Zulrokowi prawdziwą potęgę Sithów, a nie namiastkę proponowaną przez bezimiennego "Władcę" dysponującego okrętem "Marooned". Ostatecznie dla byłego łowcy było to nieistotne, najważniejsze że żył i mógł kontynuować zgłębianie potęgi Moc.
Najemnik musiał przyznać, że sam posiadł już pewne podstawowe umiejętności, a co więcej pierwszy raz potrafił współpracować z większą grupą towarzyszących mu istot. Kontakt z innymi na pewno będzie ważny dla przyszłości Nikto, choć musiał pamiętać, by zbytnio nie przywiązywać się do nikogo. Wojownik ciemnej strony mocy musi przede wszystkim patrzeć na siebie i w razie konieczności, bez mrugnięcia okiem pozbawi życia nawet najbliższego przyjaciela.
- Coś się kończy, coś się zaczyna. - zagaił Ka-Doon, parę chwil wcześniej skacząc w nadprzestrzeń - Dobrze wybrałeś, stając po stronie tych miernot na Konkiv, zostałbyś tam na wieczność. Zasłużyłeś na spoczynek, w ładowni jest kilka prycz.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Konkiv] Chrzest bojowy

Postprzez Zulrok » 8 Sty 2020, o 21:53

Moc sprzyjało dwóm ich użytkownikom i droga na wzgórze okazała się bezpieczna i została szybko zakończona na pokładzie frachtowca wzbijającego się nad dżunglę Konkiv, a potem wszystko rozpłynęło się wraz ze skokiem w nadprzestrzeń. Zulrok nie zamierzał rozmawiać aktualnie ze swoim mistrzem, więc propozycja odpoczynku była mu bardzo na rękę. Inne rasy zawsze powtarzały, że mózg przywołuje najwięcej rozważań tuż przed snem i podczas prysznicu. Mężczyzna siadając na łóżku, uświadomił sobie, że sporo w tym prawdy. Miał czas na złapanie oddechu, ale musiał sobie wszystko, co go spotkało poukładać w głowie.

W Nikto zaszła gwałtowna zmiana, znów powrócił do swojego egoizmu, porzucił swój oddział. Coraz lepiej szło mu uświadomienie tego, że ta współpraca i współczucie zgubiło go na powierzchni planety. Gnost nie był jednak upragnionym ratunkiem. Nieświadomie stał się narzędziem, z którego pomocą najemnik chciał osiągnąć swój cel. Tym celem było zgłębienie tajnik Mocy i opanowanie ich stosowania. Wszystko po to by samemu budzić strach i zdobywać to, czego się pragnie. Mogły być to kredyty, kobiety, ale i pozycja wraz z własnymi służącymi. Ta konkretna myśl była jeszcze odległa dla łowcy nagród, ale drobne ziarenko zostało zasiane. Ziarno myśli, że zielonoskóry nie musi mieć celu narzuconego przez pana i po jego spełnieniu, wykonawcy zadania będzie dobrze. Celem było samo czucie się jak najlepiej, a dopiero teraz dwudziestopięciolatek uświadomił, że są alternatywne drogi osiągnięcia tego. Ka-Doon prędzej czy później miał zostać trupem, oczywiście, nie mógł za bardzo o tym myśleć, bo chcąc czy nie chcąc, nowy mistrz mógłby odczytać zamiary swego ucznia. Na razie należało skorzystać z okazji poznania prawdziwej potęgi, o której wspominał Kel-Dor, potęgi, która posłuży do większych celów.

Zulrok znalazł się w miejscu swego życia, gdzie po rozpoczęciu go jako niewolnik i wierny sługa swego pana, szukał wpierw nowych celów i panów, by za dobrze wykonane zasługi wieść udany żywot. Potem po pierwszym nieudanym całkowicie zleceniu odnalazł coś nowego, czyli Moc oraz kogoś, kto wydawał się idealnym zarządcą jego życia. Jednocześnie nauczył się współpracy i dowodzenia, choć koniec końców doprowadziło go do żalu, złości i utraty wszystkiego, z czym się związał. Należało znów wrócić do dbania tylko o własny interes, teraz jednak był wzbogacony o nowe umiejętności i doświadczenia, nowe myśli zaczeły w nim kiełkować, na razie jednak organizm musiał odpocząć. Plany mogły zostać zrealizowane w dłuższej perspektywie czasu, a do jakichkolwiek działań Nikto musiał być wyspany, więc położył się na pryczy po swych rozmyślaniach, czekając, co przyniesie kolejny dzień, oraz jak wtedy najlepiej zadbać o siebie.

Zulrok przenosi się via Dromund Kaas do: [Lothal] - Duchy przeszłości
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Poprzednia

Wróć do Archiwum

cron