Devaronianin westchnął ciężko. Najwyraźniej ludzka kobieta wolała w tej chwili zaspokoić swoje podstawowe potrzeby niż rozwijać jego plan zostania obrzydliwie bogatym. Co za rozczarowanie. Zaahr jednak nie łamał się. W ramach czegoś co w swojej głowie nazwał „inwestycją na przyszłość” wstał i kiwnął głową, by za nim poszła. Kierowali się z powrotem do korytarza z kajutami.
-
Kiepska passa, co? – zagadał ją z wymuszonym uśmiechem, gdy kierowali się do pustej kabiny. Cały spacerek odbył jednak się w ciszy, właściwie Elena jedynie mruknęła twierdząco. Kiepska passa to mało powiedziane, a Dromrahk dobrze o tym wiedział. Za dobrze...
-
Mi też ostatnio nie idzie. Albo ktoś chce mnie zajebać, albo opierdolić. Ale ja wyjdę na swoje. Zawsze wychodzę – dodał z pewnością siebie, gdy drzwi się rozsunęły. Gdy dotarli do kajuty złodziejka oddychała, dość głośno, widocznie ta niewielka ilość alkoholu musiała na nią podziałać. Czyżby miała aż tak słabą głowę? Rozkład pokoju i umeblowanie były takie same jak te w tym należącym do jej niedoszłej ofiary: łóżko, stolik, szafa wbudowana w ścianę i drzwi do łazienki z prysznicem. No i oczywiście pomieszczenie było klimatyzowane.
-
Musisz być cholernie głodna… daj mi kilka minut to zostawię ci coś ciepłego pod drzwiami - spojrzał na nią, gdy wchodziła do pokoju. Sam jednak został w progu, jakby chciał zaznaczyć do kogo od tej pory należała kajuta. Stwierdzenie o jedzeniu sprawiło, że odwróciła się w progu. No właśnie, wchodząc pozwoliła by jej plecy były odsłonięte. Najemnik mógł wnioskować, że jakąś formę zaufania zyskał? Zdawałoby się, że strzygła uszami na propozycję posiłku. Przez chwilę jeszcze milczała, jego pytanie jednak nie przeszło bez echa.
-
Hej, jak się w ogóle nazywasz? - przez chwilę jeszcze milczała, jego pytanie jednak nie przeszło bez echa. Zielone oczy zamrugały jakby właśnie usłyszała coś, czego nie spodziewała się wcześniej.
– El Fox — Odpowiedziała krótko. Choć Zaahr mógł mieć wrażenie, że to jest pseudonim, który sama sobie nadała. Jej przeszłość... Nie była ważna. W żadnym wypadku, umiejętności już owszem. — Rozumiem, że "wujek Zaahr" także nosi inne miano, prawda? — Zapytała wreszcie, licząc na jakąkolwiek odpowiedź. Usiadła na łóżku patrząc na devaronianina. Ręce splecione razem. Zaahr również się przez chwilę zawahał jakby przypomniał sobie wszystkie wszystkie listy gończe na jego osobę. Koniecznie zależało mu więc, żeby po przedstawieniu się szybko zmienić temat.
-
Zaahr Dromrahk. Z TYCH Dromrahków... Nie wiem jak to zrobisz, ale radzę ci przestawić swój chujowy zegar biologiczny na devaroniański. Za cztery godziny pobudka - dodał oschle zmieniając temat. Ot, kolejna rzecz, która wkurwiała go w ludziach. Osiem godzin snu, żeby prawidłowo funkcjonować? Ludzie byli naprawdę nieprzystosowani do życia. Po wypowiedzianych słowach Zaahr zniknął w korytarzu.
***
W celu dostania się do kuchni Zaahr minął wspólny pokój, który wciąż rozświetlały plany imperialnego okrętu przy głównym stole. Besalisk wciąż leżał na kanapie i pochrapywał. W końcu devish dotarł na miejsce i otworzył lodówkę pełną mięsa należącego do różnego rodzaju istot. Oprócz klasycznych w kulinariach mięśni były też organy: najczęściej wątroby, serca i żołądki. Większość była pakowana próżniowo. Wyglądało na to, że Iskierka przyzwyczaiła się do diety swoich krewnych (mimo, że devaronianki były wszystkożerne), natomiast Goznel… cóż, Goznel jako roślinożerca ze szczególnym zamiłowaniem do tytoniu nie miał nic do gadania. Zaahr rozgrzał masło na patelni i po kilku chwilach wrzucił na nią polędwicę z banthy. Z obrzydzeniem na twarzy przysmażył mięso robiąc z niego czarną podeszwę w przekonaniu, że takie mięso właśnie lubią ludzie – pozbawione naturalnych soków i walorów smakowych w nich zawartych. Gdyby to byłaby porcja dla niego lub Luga lekko przypiekłby steka po trzydzieści sekund z obu stron. Ale oni nie bali się przyznać do swojego barbarzyństwa – po prostu nie byli pieprzonymi hipokrytami. Nie to co większość ludzi, którą Zaahr napotkał na swojej drodze. Wyjątkiem była Dayame – szefowa do spraw sprzedaży z którą miał nieszczęście pracować w Czerce. Czasem zdarzało mu się rozpamiętywać wieczór, gdy przed pierwszym wspólnym zbliżeniem na kolację przygotowywał jej właśnie półsurowego steka banthy. Moment gdy kroiła pełną czerwonych soków polędwicę i z nieukrywaną rozkoszą wkładała kęsy do ust był jednym z najbardziej seksownych momentów jego życiu. Zaahr nie miał do niej żalu, że go wrobiła. Postąpiła w końcu według swojej natury.
Gdy stek był już dobrze wysmażony Zaahr przerzucił go na talerz i dał na środek kawałek masła. Na koniec posypał go grubymi ziarenkami soli będąc w przekonaniu, że odpowiednie przygotowanie dania według jakichś tam standardów je ukulturalnia. Sam nie rozumiał tego zwyczaju. Dla niego mięso było po prostu mięsem. Już miał ruszać do Eleny, gdy nagle przypomniał sobie jej twarz, gdy wzięła łyka whisky. Nie był to najsmaczniejszy alkohol jaki piła w życiu, ale był znośny biorąc pod uwagę okoliczności i zapotrzebowanie. Można powiedzieć, że w tej kwestii Zaahr i El zgadzali się w stu procentach. Złapał za jedną z nieoznakowanych sposób butelek ze złocistym płynem i nie kwapiąc się o dodanie do zestawu szklanki podszedł do drzwi od kabiny należącej do Eleny, po czym zapukał. Cisza. Coś w nim drgnęło, jakby przeczucie. Po raz drugi dzisiaj złapał za pistolet w kaburze i nie czekając chwili dłużej najemnik otworzył drzwi. Wzrokiem omiótł pomieszczenie w poszukiwaniu drobnego kształtu posiadającego ludzką temperaturę ciała. W pierwszej kolejności dostrzegł buty, które stały tuż obok łóżka, a na pościeli... znoszona kurtka, pas z narzędziami oraz wibronóż w pochwie. Zastanawiającym jednak był brak właścicielki tych rzeczy, nie mogła uciec, przecież wiedziałby o tym pierwszy, czyż nie? Choć przy jej talencie do wchodzenia, to i wyjść też potrafiła. Nie mniej wkrótce udało się zlokalizować zgubę. Leżała skulona na podłodze, spodnie, buty i koszula. Ułożona niczym bezpański kundel. Oddychała dość nieregularnie i płytko. Ręce co rusz zaciskały się. W jego czerwonych oczach wyglądała po prostu żałośnie. Powoli by jej nie obudzić podniósł talerz z posiłkiem i butelkę i zostawił jej po drugiej stronie drzwi. Sam zamiast iść do swojej kajuty wrócił do salonu.
Wiedział, że już nie zaśnie. Chwilę wpatrywał się w karty do sabaka. Pamiętał, że nie rozegrali ostatniej partii, z resztą dobrze bo Zaahr dostawał tego dnia ostro po dupie od swoich devaroniańskich kompanów. Z ciekawością odwrócił wszystkie rozdane karty na drugą stronę. Ku jego zdziwieniu na stole znalazły się dwie karty "Idioty" mimo, że w talii do sabaka zawsze była tylko jedna. Ktoś musiał grać dodatkowymi kartami z rękawa, Zaahr miał nawet już swoich podejrzanych...
- Poodoo - zaklął po cichu i po złożeniu talii w stos rozsiadł się na krześle obok chrapiącego Goznela. Stopy oparł o stół i tastując leniwie karty zaczął po raz kolejny studiować plany od rebeliantów. W końcu teraz gdy miał po swojej stronie
Elfox, wiele zamkniętych dróg stało przed nim otworem. Ta skrzynka z materiałem biologicznym musi być gdzieś w jakimś suchym miejscu gdzie możnaby ją łatwo zabezpieczyć. Najlepiej, żeby pomieszczenie miało tylko jedno wejście. Nie musi być duże, w końcu z całego transportu na Tatooine została tylko jedna skrzynka.
Jego skrzynka...
***
Około cztery godziny później
Dzień zaczął się od awantury. Z resztą tak jak Zaahr się spodziewał. Wiedział, że Lugrulk jest zbyt dużym kretynem, żeby dostrzeć w dziewczynie potencjał.
- Chciała opierdolić MÓJ statek, a ty częstujesz ją MOIMI zapasami, dajesz jej MÓJ alkohol i nocujesz ją w jednej z MOICH kajut?! - krzyczał napakowany devaronianin w białym podkoszulku i w kamizelce z narzędzami. Tego dnia był wyjątkowo nadpobudliwy, najwyraźniej sam posiłkował się jakimiś wspomagaczami, które nastawiały jego zegar biologiczny. Za jego plecami stał zaspany jeszcze besalisk, który najchętniej wróciłby jeszcze do pozycji horyznalnej.
-
Czy ty naprawdę jesteś aż takim idiotą? - odpyskował mu Zaahr siedząc na kanapie -
ta dziewczyna to nasza szansa na skok. Nie ma opcji, żebyśmy wzięli ich abordażem. Nawet z flotą piratów od Goznela... - Przeprogramowała naszą sondę praktycznie na kolanie. Pewnie mogłaby sabotować zabezpieczenia od środka, opuścić tarczę, uszkodzić wieżyczki... - przerwała Iskierka siedząca w rogu pokoju. Na kolanach miała upolowanego przez Elenę drona, którego zdążyła już przebadać. Lug machnął tylko ręką i odwrócił się do nich plecami. Wyglądał jakby zastanawiał się czy nie lepiej wyrzucić dziewczyny ze statku czy po prostu jej nie zjeść. Z drugiej strony Zaahr wspominał mu już, że wygląda na kościstą...