Content

Archiwum

[Syngia] It's a trap!!!

[Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Mistrz Gry » 26 Sty 2020, o 16:29

Akcja przenosi się z Fregata "Czarna Fortuna" i [Frachtowiec Świt Zmierzchu] Prawda was wyzwoli.

Siedział w kantynie razem z Liz i Danem kiedy rozpętało się piekło. Najpierw rozległ się alarm i wieżyczki przeciwlotnicze rozpoczęły ostrzał. Już wtedy biegli w kierunku koszar porzucając niedojedzone rzeczy. Zaczeli ubierać się w zbroje gdy coś głucho huknęło i odcięło prąd w kompleksie. Na bank zostali zaatakowani. Chwile później całą trójką biegli na miejsce zbiórki. Potężny wstrząs rzucił nim o ścianę, Niemal stracił przytomność zbierając się szukał wzrokiem Liz. Chyba nic jej nie było Dan właśnie pomagał jej wstać, skubaniec pewnie nawet się nie potknął. Zebrali się do kupy i ruszyli w kierunku punktu zbiórki, po drodze dołączali do nich kolejni żołnierze, sądząc po odgłosach bitwa na zewnątrz trwała w najlepsze. Kapitan już tam był. Wyglądało na to, że nie ponieśli póki co za dużych strat.
- Drugi i trzeci pluton na zewnątrz, musimy przebić się do lądowiska. I wezwać pomoc. Coś uszkodziło nam łączność.
-Tak jest Sir.
-Pierwszy i czwarty zostają w bazie będą was osłaniać.
-A co z białymi?
-Skupiają się na obronie świątyni. Dalej do roboty!
Żołnierze zebrali się w sobie, kilka okrzyków na zachętę i z ocalałych wieżyczek posypał się huraganowy ostrzał. Wypadli na zewnątrz.

Z kapsuł wysypywali się jacyś dziwni obcy, Słyszał o rebelii i tak dalej ale przypuszczał że to wyszkoleni zawodowcy a nie banda amatorów z ręcznymi blasterami. Ze swoją sekcją błyskawicznie wyeliminował zagrożenie.
-Ale amatorzy, patrzcie. Jakaś dziwka?
-Hehe
Śmiech zamarł w ustach gdy tuż za ich plecami w rozgrzewający się AT-AT przywalił jeden z płonących myśliwców. Pilot katapultował się a w jego stronę momentalnie poleciały serie boltów z dachu bazy. AT-AT nie zniósł tego najlepiej. Maszyna aż jęknęła od uderzenia i powoli przechyliła się opadając na bazę. Ze zgrzytem miażdżonej blachy niezgrabnie położyła się niszcząc jedno stanowisko ogniowe i zwracając uwagę na na nowy cel.
- Mają czołg?
- Kurwa, uderzamy z tyłu zanim wykosi chłopaków z trzeciego.
- chyba za późno!
Faktycznie, durastalowy kształt przesuwał się powoli ale dysponował siłą ognia porównywalną z E-webem. Ostrzał dosłownie skosił jedna z drużyn. Pancerze piechoty nie dawały takiej osłony jak zbroje szturmowców ale w starciu z tym przeciwnikiem nie miało to znaczenia. W dodatku nie był sam. Drugiego boku pilnował kolejny autoblaster. Musieli coś zrobić. W kierunku powalonego AT-AT Biegła jakaś malutka istota, Bolty z góry nie były w stanie jej trafić, głównie z racji błyskawicznych i chaotycznych ruchów. Czołg przeniósł ostrzał osłaniając atakującą istotę, teraz mieli chwilę na podbiegnięcie i zniszczenie go z zaskoczenia. Obcy z nienaturalna zręcznością wspiął się po wraku a chwilę później ostrzał z góry ustał.

Byli tuż tuż, w luce pomiędzy czołgiem a kapsułą. Liz zobaczyła ruch i błyskawicznie otworzyła ogień do wypadającej z kapsuły czterorękiej istoty, bolty odbiły się od jakiegoś rodzaju pola siłowego. Obca już ją dopadła a przeraźliwy krzyk bólu koleżanki uderzył w bębenki. Dwaj koledzy rzucili się na pomoc, ustawiając blastery na ogłuszanie by nie zranić Liz, nie mieli szans. Dan ze swoją dwójką postawił na wyjście z kapsuły zaporowy ogień, z zewnątrz padły tylko trzy strzały. Sekcja została zniszczona.
Biegł z pękiem granatów nie oglądając się za siebie. Słyszał krzyk Liz, i przekleństwa konającego Dana. W oczach pojawiły się łzy. Tak głupio. Załatwi skurwysyna za chwilkę. Na jego drodze pojawiła się para cycków. Zaskoczony dopiero w drugiej kolejności spostrzegł ostrza. Nie strzelił. Wbiły mu się w krtań rozszarpując tętnice. Krew bluzgnęła na oprawczynię. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa a granaty upadły na ziemię.

Eksplozja za plecami niezbyt zaszkodziła Vasto. nieco bardziej mógł go wkurzyć fakt że jego zbroja jest cała we flakach jednej z bliźniaczek. Właśnie stracił Ochroniarza. Na szczęście szturmowców nie było a Xexto wyczyścił dach bazy. Pilot który uszkodził AT-AT znacząco ułatwił mu zdobycie bazy, ciekawe czy przeżył katapultowanie się. Zbroja zaczęła odbierać raporty. Wreszcie.
- Straciłem połowę plutonu, większość w kapsułach. Reszta przedziera się do bazy. póki co wygrywamy. Obsada to zwykli żołnierze, nie mam pojęcia gdzie podziali się szturmowcy. Lordzie czy mamy zdobyć bazę?
- Melduję, że po lasach jest sporo naszych, trzeba ich będzie pozbierać, zła wiadomość to taka że Impy z posterunków systematycznie ich mordują. Unieszkodliwiliśmy jedną z wieżyczek i kierujemy się w stronę bazy.

Vasto dotarł do wrót bazy, normalnie przebicie się przez nie trochę by potrwało, teraz jednak były uchylone a pełne zamknięcie uniemożliwiało kilka zmiażdżonych trupów. W środku pewnie czaili się Imperialni żołnierze a może nawet szturmowcy. Musiał podjąć decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu szturmu. Spływająca mu po plecach krew jednej ze swoich obrończyń dość obrazowo przypominała mu o cenie. Jak silne były ramiona jego pancerza? Może warto się o tym przekonać.

Przedzierali się przez las idąc w kierunku bitwy toczącej się o imperialną bazę. Marklon szedł pierwszy, za nim Alicja a na końcu Elena. Ta ostatnia była wściekła. Upadek zakończył się poważnymi konsekwencjami. Złamała sobie sondę. Tak tą najważniejszą. @$%@#% Jedyna nadzieja że Mrkt coś skopiował, i zdołał to ze sobą zabrać. Wkurzona wpadła na Alicję. Dopiero wtedy zauważyła a raczej usłyszała głosy. Ktoś rozmawiał wzburzonym głosem.
- Rozkazy! jakie są rozkazy, wyeliminowaliśmy obcych z kapsuły, prosimy o rozkazy, nie możemy utrzymać pozycji. Czy ktoś mnie Kurwa słyszy!!
Marklon wziął blaster i ruszył do przodu, nakazując Alicji pozostanie z tyłu. El zobaczyła że kobieta kurczowo ściska blaster. Zdecydowanie nie będzie wiedziała co z nim zrobić. Ale jeżeli rozwalą Marklona. Czy będzie wolna? Komunikator w jej dłoni odezwał się.
- Marklon słyszysz mnie? Jesteśmy na ziemi. Spadliśmy w okolicach świątyni. Mrkt oberwał, nie wiem jak długo pociągnie możecie przysłać pomoc?
Głos należał chyba do Ucho, ciężko było go rozpoznać z tej odległości, a Marklona nie było. Z przodu dobiegły ją odgłosy strzelaniny, Stonmal najwyraźniej zaatakował patrol. Co ma zrobić, nie jest wojowniczką tylko…
Alice nie wytrzymała ruszyła przed siebie trzymając blaster w wyciągniętych dłoniach.

Gniew, strach upokorzenie. Teraz miał okazję, może zemścić się na tych którzy wcześniej znęcali się nad nim. Nie rozumiał co się dzieje, przecież to byli jego koledzy. Zabij ich, coś kazało mu strzelać do towarzyszy. Na taką okazję był przecież szkolony.
Uwaga! Atakują nas Mocowładni!
Komunikat rozbrzmiał w hełmach tego co pozostało z plutonu. Spóźnił się o ułamki sekund. Ból trzask i piekielne gorąco zlały się w jedno. Któryś nie wytrzymał. Oberwał w plecy od swojego towarzysza. Umierając czuł tylko jedno, nienawiść. Idris patrzył jak szturmowcy zbierają się a po chwili zatrzymują, tak to był moment na użycie mocy. Sięgnął po nią instynktownie, niech wrócą i wyeliminują załogę bunkra, a potem siebie. On w tym czasie przedrze się do kompleksu i pomoże Akko. Prawie mu się udało. Jeden ze szturmowców otworzył ogień strzelając kolegom w plecy a chwilę później bunkrem wstrząsnął wybuch granatu. Idris ruszył ku budynkowi, widząc w ciemnościach jak uwolniony przez moc umysł człowieka załamuje się a on sam pada na kolana.
Zabił ich wszystkich, Teda, Heiriego, Marka i Anne. Zabił Annę.
- NIEEEE!!! Anna!

Idris czuł ból szturmowca mordercy, na szczęście nie trwał on długo. Urwał się wraz z dźwiękiem strzału. Droga była czysta. Mógł spokojnie dobiec do bazy. Po drodze dostrzegł kilkanaście nieuzbrojonych postaci biegnących w stronę świątyni. Rozpoznał na ubiorach imperialne znaki. Nie stanowili teraz zagrożenia, jednak jeżeli obsadzą bunkier odetną wejście do świątyni. Nie widzieli go, ludzkie oczy nie działały tak dobrze jak wspomagany przez Moc wzrok Morelianina. Wystarczy jedna seria by wyeliminować zagrożenie.
Z wnętrza wyczuwał coraz silniej ciemną stronę moc Akko rosła w miarę jak narastały szarpiące nim uczucia. Nie niepokojony przez nikogo mógł spokojnie dobiec do budynku. Drzwi stały otworem. Uciekinierzy zapomnieli ich zamknąć. Zajrzał do środka, w awaryjnym oświetleniu nie zauważył nikogo, słyszał wyraźnie krzyki i odgłosy walki. Moc wskazywała drogę do towarzysza, musiał się spieszyć.

Jak wielkie było zdziwienie Akko gdy miecz zatrzymał się w połowie ruchu. Zdziwieniu towarzyszył ból i wściekłość. Pięść oficera wyrżnęła go centralnie w usta rozbijając wargi. W migotliwym świetle miecza świetlnego Akko ujrzał swoją śmierć. Oficer trzymał noże w dziwnej pozycji. Na jego obliczu malował się szaleńczy uśmiech. Cokolwiek było w broni właśnie szeptało teraz do pełnego nienawiści Impa. Zaatakował błyskawicznie tnąc z prawej dolnej ćwiartki Akko uskoczył a zębate ostrze przecięło powietrze. Kontra mieczem skrzesała tylko snop iskier z konsoli za którą ukrył się oficer. Rozbłysły światła awaryjne. I obaj przeciwnicy mieli szansę spojrzeć sobie w oczy.
- Wypruję twoje flaki i wytarzam się we krwi.
- Mało finezyjne
- Giń.
Miecz świetlny sparował atak sztyletem lecz jego dźwięk stał się dziwnie niski. Coś złego działo się z bronią Akko. Przeciwnik rzucił się na niego zbijając ostrze a drugim celując prosto w twarz chłopaka. Sztylet rozorał policzek Akko a on sam wrzasnął z bólu i przerażenia. Chciał żeby to się skończyło już za dużo. Mężczyzna odleciał do tyłu pchnięty niewidzialną siłą. z brzękiem tłuczonego szkła wylądował plecami na jednej z konsolet. Poderwał się cały zakrwawiony.
- Gnoju! zarżnę cię!!
Akko Wstał z ziemi napełniony nową nieznaną mu dotąd siłą. Krew ściekała mu po szyi, lecz ból i gniew dodawały mu tylko sił. Oficer stał na drodze do jego datapada i skrzynki z ekwipunkiem. Pewnie były tam też pozostałe rzeczy Idrisa. Nie było innego wyjścia. Jego przeciwnik również krwawił z licznych drobnych ran. Czy czuł to samo? Być może. Miecz po raz kolejny zwarł się z zębatymi ostrzami. Akko wyczekał moment i wyłączył broń. Napierający z całej siły oficer nie miał szans na uniknięcie zastawionej pułapki. Przeleciał obok chłopaka, na chwilę ukazując swoje plecy.

Rozbłysk i późniejsza bitwa były całkiem dobrze widziane z pobliskiego miasteczka. Widzieli je również pakujący się na ciężarówki repulsorowe żołnierze. Oficerowie pokrzykiwali wydając rozkazy zaś z jednego z przeszklonych budynków należących do imperium spoglądały zimne oczy siedzącego na wózku człowieka.
- Posiłki już wyruszają, wysyłamy cały batalion.
- Nie ma znaczenia, z orbity niebawem dostaniemy wsparcie szturmowców. Okręty są już w drodze.
- Tak jest sir.
- Sekcja specjalna wie czego ma szukać?
- Tak, wiedzą. To naprawdę szczęśliwe zrządzenie losu sir.
- Zamknij się.

W pojeździe siedziało dwunastu zakapiorów którzy zdecydowanie nie wyglądali na Imperialnych żołnierzy. Mieli tylko jeden cel. Wydobycie klucza. Vixur zbierał ich ładne parę lat licząc że w końcu nadarzy się sprzyjająca okazja. Wszyscy wiedzieli że nie opuszczą planety bez jego zgody i mieli cholerna pewność śmierci w męczarniach jeśli zawiodą. Dlatego siedzieli ramie w ramię w imperialnych mundurach piechoty, stanowiąc odwód głównego uderzenia. Ich przywódcą był wysoki potężnie zbudowany Corelianin o czarnej skórze i kręconych włosach.
- Wchodzimy zgarniamy klucz i spierdalamy. Takie są rozkazy, nie wdawać się w niepotrzebną strzelaninę. Pamiętajcie ten klucz to nasz bilet do raju.
- @$#$@# wiemy, ciągle nam to powtarzano.
- Morda bo skończysz na reedukacji.
- ...
Pojazd zatrząsł się od ostrego zwrotu. Lecieli teraz jedyna bezpieczną drogą do bazy. Czas dotarcia trzydzieści minut, zanim piechota ogarnie burdel ich już nie będzie. Potężny huk rozległ się gdzieś daleko z przodu, chwilę później maszyna zatrzymała się.
- Atakują nas, to chyba Rebelianci.
- Rozwinąć linie z maszyn!!
- $#$^%! daleko?
- Jakieś pięć kilometrów. Damy radę.
Imperialna armia powoli zaczęła zanurzać się w gęsty las tu u ówdzie wybuchały intensywne strzelaniny. Ciemność nie pomagała żołnierzom którzy strzelali do wszystkiego co się rusza w tym do siebie nawzajem. Mimo to parli naprzód w kierunku łuny i odgłosów świadczących o tym że baza wciąż walczy.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Elena Fox » 26 Sty 2020, o 23:30

Wszystko nie tak, zdecydowanie. Nie wyobrażała sobie takiego obrotu sprawy. Co jeśli patrol rozgromi Marklona, będą wolne? Nie, z pewnością nie. Imperium je złapie, będzie torturować i... Odgłos z komunikatora przerwał ten ciąg myśli, strzelanina tam za drzewami wcale nie pomagała. Elena miała mętlik w głowie. Nie wiedząc jak powinna postąpić.
Z tego otępienia wyrwały ją ruchy służącej, Alicja ruszyła przed siebie ściskając blaster w dłoniach, przecież ona nawet nie wie jak należy go używać. Ręce jej się trzęsły, ale parła do przodu.
– Zaczekaj... — rzuciła złodziejka łapiąc starszą kobietę za ramię, pistolet szybko znalazł się w jej rękach. Jedno spojrzenie powiedziało Ellie więcej niżby chciała.
– Powinnam mu pomóc! Sam nie poradzi sobie z całym oddziałem. — Jęknęła w akcie desperacji Alice. To wystarczyło żeby zielonooka coś zrozumiała. Tak bardzo jak życzyła śmierci temu człowiekowi, tak bardzo jak chciała odegrać się na nim, właśnie teraz do niej dotarło. To spojrzenie, determinacja pomimo strachu jaki obie czuły. Całość chyba działa się w krzywym zwierciadle. Dla niej było to nie do pomyślenia.
"Chyba żartujesz..." — pomyślała dziewczyna odbezpieczając blaster. Tak, zdecydowanie służka nie wiedziała jak to obsługiwać. Całe szczęście DL-22 to jeden z lżejszych i łatwiejszych w użyciu modeli. — "Mój ulubiony..." — Strzelanie z niego do puszek zawsze było fajne, tudzież straszenie dzieciaków, które próbowały ją okraść, nigdy jednak nie trzymała takowego przy sobie. Zawsze to był "pożyczony" od kogoś, na wieczne nieoddanie. Cóż, takie życie. Gestem jednak nakazała Alice trzymać się z tyłu. — Nie chcę, żebyś i ty ucierpiała... Proszę zaufaj mi. Tu będziesz bezpieczna. — Ręką wskazała miejsce, które widziała na mapie, a które miało posłużyć za punkt strategiczny i kryjówkę dla Mrkt. Kallidahin nie miał się za dobrze sądząc po komunikacie, który usłyszała.
– Chłopaki, szef jest zajęty, ale pomoc jest w drodze. Wytrzymajcie. — Odpowiedziała na wołania przez komunikator.
– El? Ty żyjesz? Gdzie Marklon.
– W tej chwili, to nie ważne. Postarajcie się schować. Gdzie jesteś i co widzisz?
– Jesteśmy u podnóża śwątyni, całkiem niedaleko jest lądowisko i jakiś statek, wygląda na sprawny, jednak bez Mrkt albo ciebie go nie uruchomię... — Rzucił jej rozmówca. Teraz już była pewna, studiując mapę na datapadzie wiedziała, dokąd ich pokierować.
– Jesteś bardzo blisko stróżówki, w której przeważnie siedzi jeden strażnik. Poradzisz sobie z nim? Zaciągnij tam Mrkt'a. Zaraz będziemy... — Powiedziała dość szybko Elena ufając iż Shi'ido ją zrozumie od razu, rozłączyła się ruszyła przed siebie. Alice miała trzymać się z tyłu i nie wychylać.
Przedzierając się przez gęstwiny odłosy blasterów były coraz bliższe, uczucie strachu wymieszane z pewnego rodzaju ekscytacją zaczynało narastać w dziewczynie, która teraz miała okazję do tego by...
Tam jest! Kto by przypuszczał, że ten pijaczyna potrafi się tak dobrze poruszać, w lesie leżały już trupy żołnierzy, najwidoczniej nie bez powodu Pan Vasto trzymał tego alkoholika przy sobie. Chociażby nie chciała przyznać tego otwarcie, to właśnie w tej chwili podziwiała grację ruchów i kunszt Marklona, zawodowiec w akcji. W otwartym starciu mogła nie mieć z nim szans, jeszcze w dodatku celność tego człowieka była na prawdę wysoka. Tylko przeszkody w postaci drzew i ciągły ostrzał ze strony oddziału ratowały żołnierzy przed przedwczesną śmiercią z jego ręki.
Elena podniosła blaster i wycelowała w chowającego się za drzewami Marklona, teraz powinna pociągnąć za spust, dzięki czemu uwolni się od niego. Nie miał dokąd uciec, nie zauważył jej i z pewnością nie będzie w stanie jej zaszkodzić, nie, gdy będzie martwy. Palec wylądował w odpowiednim miejscu. Ręka zadrżała, każda sekunda była wiecznością.
Spojrzenie Alice do niej wróciło, w głowie odtwarzała ostatnie chwile razem ze służką, której oczy powiedziały jej dużo więcej na temat tej skomplikowanej relacji z tym człowiekiem. "To było bardzo nieodpowiedzialne, ale urocze." — słowa szefa bezpieczeństwa wróciły do niej. Docenił ten fakt? Czy pogrywał wtedy? Jeśli zebrać ze sobą kilka spójnych elementów. Alicja, Marklon, pierwsze co, to martwił się o nią. Wprawdzie zostawił je obie tutaj teraz ruszając naprzeciw oddziałowi patrolującemu okolicę...
Łzy same pociekły po policzkach złodziejki, jak uzmysłowiła sobie, co zamierzała zrobić. Przez nią starsza kobieta znów by cierpiała. W końcu, z jakiegoś powodu trzymała się blisko Stonmala. Nie mogła ponownie zadać jej bólu, nie po tym wszystkim, nie powinna decydować o tym, czy ktoś z jej otoczenia będzie umierał czy też nie. Chciała, bardzo chciała zemścić się na swoim oprawcy, targała nią złość, ale teraz? Co jeśli śmierć nic nie wniesie? Co jeśli będzie to kolejna pusta próba dokonania... czego? No właściwie czego. "Nie... to zdecydowanie nie jestem ja..." — pomyślała patrząc jeszcze raz na okolicę. Blaster od razu znalazł sobie inny cel. Był nim jeden z żołnierzy, który celował do jej obecnego szefa. Nacisnęła na spust. Pocisk uderzył spod nieoczekiwanego kąta dokładnie w oko. Mężczyzna padł na ziemię. Cała uwaga oddziału właśnie przeniosła się na nią.
Złodziejka błyskawicznie schowała blaster do sakwy na biodrze i zabezpieczyła go przed wypadnięciem. Pierwsze bolty nie musnęły nawet jej skóry, choć ciepło już poczuła. Teraz była w swoim żywiole. Przewrót przez ramię, zanurzyła się w gęstwinie krzewów tylko po to, by zaraz w iście popisowym stylu wybić się wykonując salto w powietrzu. Uniknęła kolejnych wystrzałów. Do pierwszego z żołnierzy dopadła bardzo szybko i wykorzystując impet własnego lądowania wykonała piruet, którym znalazła się tuż za napastnikiem. Wibronóż świsnął, rękojeść uderzyła w tył głowy ogłuszając impa, który stał na jej drodze. Następny bolt zwrócił jej uwagę na kolejną osobę. Ta gałąź uśmiechała się do niej od samego początku, kolejny raz uniknęła pocisku w ewolucji, której nie byłby wstanie wykonać ktoś, większy i cięższy od niej. Odgięła się w tył rękami dotykając i ponownie lądując na nogach. Rzuciła się przed siebie mając na celu drzewo, które wypatrzyła przed chwilą. Wślizgiem przemknęła tuż pod kolejnym imperialistą uderzając go w słabiznę, tego nie mógł się spodziewać, zanim jednak zdążyła go ogłuszyć dopadł go wystrzał z blastera Marklona, kolejny napastnik upadł, tym razem martwy. Stonmal miał jednak ręce pełne roboty, więc nie bardzo mógł jej teraz pomóc...
Elena jednak nie zatrzymała się tutaj. Jej prędkość zmalała nieznacznie, gdy ostatni z żołnierzy ruszył, chowając blaster, który jak się przekonał przed chwilą był nieskuteczny. Dziewczyna błyskawicznie dopadła do gałęzi z której wybiła się właśnie w kierunku nadchodzącego człowieka. Mężczyzna z łatwością uniknął jej natarcia, nóż świsnął jednak nie zranił jej. Ucierpiały tylko milimetry grzywki. Choć ostrze tak blisko twarzy zrobiło swoje. Oczy złodziejki rozszerzyły się, niemalże w amoku, gdy przypomniała sobie scenę sprzed lat. Gdy w jej umyśle zagościł ból, i to wrażenie krojonego mięsa, ciepła stal, którą niegdyś poprawiono jej twarz. Te blizny choć zaleczone nadal były widoczne, nadal paliły jej umysł. Ta szpetota, strach, gniew. Coś w niej pękło.
Kolejne uderzenie spotkało się z bardzo szybką reakcją. Unik w postaci przewrotu w tył, rękami wspierając się o mszystą ziemię Ellie wybiła broń swojemu oprawcy wkładając w kopnięcie całą siłę. Dźwięk pękających kości towarzyszył krzykowi bólu. Oręż poszybował gdzieś, nie wiadomo gdzie. Teraz nie zastanawiała się nad tym, w jej oczach ten człowiek był po prostu celem. Zadziałał instynkt. Przewróciła żołnierza, który na moment stracił własny impet. Ból sparaliżował go na kilka sekund, które okazały się zgubne. Wibronóż zatopił się w krtani po samą rękojeść, ciepła krew spłynęła po dłoni dziewczyny, która jeszcze teraz nie do końca wiedziała, co się z nią dzieje, gdzie jest. W głowie nadal odtwarzały się sceny z jej przeszłości. Spłycony oddech, pot na skroni.
– Nie przedkładaj brawury nad skuteczność... Poza tym, całkiem nieźle. — Z transu wyrawł ją czyiś głos, Stonmal poradził sobie z niedobitkami, ostatni wystrzał blastera już całkiem sporwadził ją na ziemię. Teraz dopiero dotarło do niej, gdzie jest, co robi i czyją krew ma na rękach. Nóż nadal był zatopiony w ciele tego impa. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby Elena rzuciła się przed siebie omijając Alice, która właśnie podbiegła do Marklona.
Okoliczne krzewy ucierpiały dość mocno, a las wypełnił się przez chwilę stęknięciami bólu, gdy Elena wymiotowała. W ustach miała smak krwi, której nie zakosztowała tym razem, jednak przeszłość ją dopadła, los ponownie z niej zakpił. Kilkanaście następnych sekund jeszcze nie była w stanie zrobić nic, dygotała z zimna i z trudem łapała oddech.
– Skoro to robi na tobie wrażenie, to w jaki sposób planowałaś zabić mnie? — zapytał dobitnie szef bezpieczeństwa. Ocierając mundur z liści. Alicja była u jego boku.
– Zamknij się... — warknęła w odpowiedzi złodziejka przygotowana na błyskawiczną ripostę ze strony Stonmala. Ta jednak nie nastąpiła nigdy. Zielone oczy patrzyły pytająco na człowieka przed nią.
– Ogarnij się, w tej chwili najważniejsze jest bezpieczeństwo naszych ludzi i Pana Vasto, "Fortuna" spadła tam. Masz plan okolicy, więc musisz nas wyprowadzić, tak?
– Roz... Rozumiem. — Odpowiedziała po chwili wahania dziewczyna. Datapad zaraz znalazł się w jej dłoniach, mapa na ekranie. Choć oddech nadal bardzo ciężko łapała. Smak krwi wraz własnymi wymiocinami wcale nie poprawiał jej samopoczucia. Jej letarg został przerwany manierką, którą dostała właśnie od Marklona. Mężczyzna nie powiedział nic, ona jednak od razu upiła kilka głębszych łyków, następnie wytarła twarz. Nie podziękowała, dobrze wiedział, że tego nie zrobi. Jednak była mu potrzebna, sprawna zwłaszcza teraz. — Ucho i Mrkt są właściwie pod świątynią, niedaleko jest też statek, sprawny.
– Posłuży nam do zabezpieczenia odwrotu, ale nie odlecimy stąd przez tę pierdoloną imperialną blokadę. Tylko Hornen ma kody... Ale jemu z kolei zależy na Kluczu, który jest w garnizonie...
Dalsza wymiana zdań odbyła się już w podróży, Alicja, Marklon i Elena przemierzali las zgodnie z trasą obraną przez zielonooką złodziejkę. W końcu, tyle czasu przygotowywała się do tej misji, a tuż przed wyruszeniem jej tę szansę odebrano, teraz trzeba to nadrobić... Tak, zdecydowanie musiała udowodnić temu człowiekowi, że jest przydatna, że nie jest byle śmieciem, dziwką, czy też lalką za jaką brał ją z początku. To jest jej akcja, to jest jej chwila, w której nie może tego spierdolić. Zdecydowanie nie!
Świątynia była już całkiem blisko. Aura jaka emanowała od tego miejsca zdawała się teraz silniejsza niźli na zdjęciach i planach, które złodziejka miała okazję obejrzeć i pobrać na własny datapad. Kto by przypuszczał. Majestat wymieszany z tą nutą grozy, to miejsce oddziaływało na nią potężnie, gdzieś tam w głowie ponownie zamajaczyła myśl, by pociągnąć za spust i pozbyć się Marklona, właśnie teraz, właśnie w tej chwili.
"On mnie skrzywdził. Musi zapłacić." — Odezwało się jej wewnętrzne ja. Po policzku pociekła jedna łza, która przypomniała jej, o tym, że Alicja ucierpi przez jej decyzję. Ręka odsunęła się od blastera, wibronóż wrócił do pochewki. Zielonooka szła dalej w milczeniu.
Jest i stróżówka! To tam, dookoła żadnych patroli? Wszyscy chyba ruszyli na miejsce katastrofy, zresztą Ucho zdążył poradzić sobie ze strażnikami, sądząc po trupach, którymi usłana była dalsza ścieżka. Cała trójka od razu trafiła na posterunek trzymany przez "mima", jak to pieszczotliwie nazwała go raz panna Fox.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę, że was widzę. — Rzuciła Ellie patrząc na Shi'ido i Kallidahina. Teraz do niej dotarło w jak ciężkim stanie jest haker. Był mistrzem w swoim fachu, jednak najdelikatniejszy z całej załogi. Trzeba coś zrobić, ona przecież nie zna się na pierwszej pomocy, ale zaraz tam jest frachtowiec. Właśnie o nim mówili przez komunikator. Musi mieć na pokładzie jakieś pomieszczenie medyczne. — Cholera, to nie wygląda za dobrze... Szefie... — ciężko było, ale przeszło jej przez gardło. Dziewczyna spojrzała na Marklona, słuchał jej. — Proszę przenieście go na pokład jak tylko otworzę drzwi. Dam radę to zrobić stąd. — Powiedziała po chwili El szperając w rzeczach, które telepata mógł mieć przy sobie. Tak, jeden z jego przekaźników nadal był sprawny, świetnie. Po chwili podłączyła go do swojego datapada i uruchomiła interfejs skanujący.
– To nie marnuj czasu, tylko działaj. — Rzucił Stonmal, który razem ze zmiennokształtnym kosmitą próbowali zabezpieczyć i opatrzyć prowizorycznie Mrkt.
Elena rozpoczęła skanowanie okolicy, niemalże wszystkie urządzenia w promieniu narzędzia były nieczynne, widocznie, któryś generator... Chyba główny został zniszczony, no dobrze, ale co z zapasowym? Jednak wada, którą planowała wykorzystać objawiła się sama? Nie odpalił. Zabawne. Datapad wychwycił statek, emiter zdawał się odpowiadać na tej samej częstotliwości. Świetnie! Teraz tylko. Kody startowe można obejść. Sekwencja zabezpieczająca nie działała, ktoś już musiał wcześniej uruchamiać zdalne sterowanie na pokładzie? Najwidoczniej, ta furtka posłużyła jej do wejścia na pokład okrętu. Statek odpowiedział niemalże automatycznie zagrzewając wszystkie systemy. Rampa zaczęła opadać.
– Dobra! Idziemy! Dalej! — Rzuciła rozentuzjazmowana dziewczyna, wszyscy uwinęli się bardzo sprawnie. Marklon wraz z Ucho pędzili, po blasterze w dłoni, a Kallidahin na prowizorycznych, skręconych z odpadków noszach. Za płótno posłużył płaszcz oficera, był gruby i sztywny, sam Mrkt dość drobny. Kilka wystrzałów musiało jednak paść, z naprzeciwka wybiegli żołnierze, zdaje się, że ktoś, kto nie zdążył dołączyć oddziału. Celne strzały Szefa Bezpieczeństwa i Szpiega posłały na ziemię ludzi przed nimi. Cóż, można się było tego spodziewać, Ellie natomiast nie oddała ani jednego strzału, w końcu musiała utrzymać łączność z okrętem i włączyć kolejne jego sekcje.
Wszystko szło gładko, niemalże zbyt ładnie. Plan choć sklecony naprędce zdawał się działać. W głowie złodziejki jednak zrodziła się niepewność, którą potwierdziły okrzyki i wystrzały z blasterów, tym razem za nimi pojawił się oddział złożony z kilkunastu żołnierzy. To był ten moment, gdzie szczęście się kończyło. Serce stanęło jej w gardle, byli zbyt blisko, żeby teraz umrzeć!
– Zajmij się nim... — Rzucił Stonmal po chwili "oddając" Kallidahina w ręce dziewczyny, wraz z towarzyszącym jej kosmitą oraz Alicją zatargali go na statek. Oficer natomiast rzucił się za najbliższą przeszkodę w przelocie łapiąc ciężki karabin. Teraz zaczął dopiero ostrzał. Służka niemalże zaniosła się łzami, gdy rampa została podniesiona, zostawiając Marklona tam na dole.
"Myśl... Myśl..." — przeszło jej przez głowę. W umyśle dziewczyny trwała prawdziwa burza, mogli odlecieć, schować się, mogli uciec stąd i może jakoś wykraść kody startowe Vixurowi, ale gdzie on był? Nikt nie wiedział. Zresztą jej przyjaciółka przecież bardzo by cierpiała, jeśli ten człowiek zginie.
Mrkt wylądował w pomieszczeniu medycznym, tutaj Alicja dobrze wiedziała co ma zrobić, aparatura działała, na pokładzie na szczęście była też i bacta. Jedno spojrzenie wymienione z Eleną sprawiło, że uspokoiła się nieco, tak, zamierzali uratować go.
– Zajmij stery, spróbuję uruchomić systemy obronne, ale musisz mi pomóc. — Rzuciła Fox w ferworze, teraz podpięła się pod główny komputer pokładowy i rozpoczęła sekwencję startową. Cała nadzieja w sprawnych laserach tego frachtowca. Kilkanaście następnych sekund zadecydowało o tym, że złodziejka uśmiechnęła się do siebie. "Cholera, ktokolwiek robił zabezpieczenia w tym okręcie jest mistrzem, tylko ta jedna dziura pozwoliła mi na przejęcie kontroli. Ten statek nie wygląda na imperialny, więc jest tutaj ktoś jeszcze? Właściciel? Nieważne!" — w jej duszy rozgrywała się walka z samą sobą, zważywszy na fakt, że maszyna właśnie podniosła się w powietrze, miała teraz okazję by zestrzelić i żołnierzy, i swojego oprawcę, nie mogła, obiecała Alice, że go uratuje, nie mogła po prostu nie mogła.
– Jestem! Dobra, teraz zacznie się zabawa! — Rzuciła śpiewnie do Shi'ido gdy komputer wykazał PEŁEN DOSTĘP, a panel sterowania załadował interfejs systemu obronnego okrętu. Ostatnie, co należało sprawdzić, to czy wspomaganie celowania działa. W końcu Ucho właśnie siadł za sterami frachtowca, nie mógł jednocześnie ich unieść i strzelać. To mogło być jedynie jej zadanie... Ale czy będzie w stanie...
Pierwszy wystrzał i trup. Dziewczyna poczuła to znajome wrażenie, jakby adrenalina uderzyła jej do głowy ponownie, jakby podszepty tego miejsca nią kierowały. Niemalże automatycznie zaczęła wymierzać kolejne pociski zdejmowały następne cele. To uczucie, panowanie nad życiem i śmiercią, coś było w tym tak bardzo uzależniającego. Coś takiego, co mogło przesądzić o jej poczynaniach. Fox strzelała już nawet nie patrząc właściwie na ludzi, to były obiekty, cele, coś co mogło zniknąć wraz z kolejnym boltem...
Awatar użytkownika
Elena Fox
Gracz
 
Posty: 44
Rejestracja: 27 Gru 2019, o 02:55

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Akko Urden » 27 Sty 2020, o 00:07

Imperialny oficer popadł w znajomy obłęd gdy dobył bliźniaczych ostrzy. Akko pierwszy raz jednak widział ich paskudny wpływ na tego kto ich używał z tej perspektywy. Strach przed zatraceniem się mrocznej, ciemnej strony mocy tłumił w nim narastający gniew i złość. Wszystkie te emocje buzowały w nim teraz niesamowicie intensywnie przez co ciężko mu było się skupić. Złodziej miał jednak instynkt..., instynkt przetrwania, który zrodził się w nim jeszcze gdy zmagał się z trudnościami życia na Dolnym Corscant. Przetrwanie było najważniejsze.
Wpadli w wir walki. Bliźniacze ostrza wirowały przed nim kąsając raz po raz. Gdy tylko mógł parował ich ostrza świetlistą klingą. Mógłby niemal przysiąc, że czuł ból miecza świetlnego po każdym jego kontakcie z plugawym orężem Sithów. Oficer nacierał jednak bez litości krzycząc i obrażając przy tym młodego hakera. Mistrz Adenuu zapewne wnosiłby o zachowanie spokoju i opanowanie emocji. Chłopak niemal słyszał jego stanowczy głos. Z rozmyśleń wyrwała go szrama na policzku po cięciu paskudnego noża. Piekący ból przeszył mu całą twarz a samo ostrze jakby przelało pewną dozę tak niechcianego szaleństwa. Akko wrzasnął a wraz z jego okrzykiem wzburzyła się wokół dziwna, niewidoczna dla oka siła którą pchnęła oficera gwałtownie w tył. Złodziej nie do końca był świadomy tego co się stało. Choć na myśl przyszło mu, że niegdyś Idris wyjaśnił mu tego typu zjawiska mianem "anomalii". Dziś już wiedział, że ich prawdziwą nazwą była Moc.
Walczyli bez chwili wytchnienia. Miecz świetlny okazał się orężem wymagającym ogromnej wprawy i praktyki, jednak Urden nadrabiał zmysłem i swego rodzaju artyzmem. Jakby ów broń była mu przeznaczona. W końcu oficer wystawił się na cios...

Akko mógł go zabić. Kilkoma szaleńczymi, paskudnymi cięciami skończyć jego parszywy żywot. Jednak nie było w nim emocji, które pchnęły by go do takiego czynu. Już nie...

Zadał cios.
Jeden, czysty.

Jego intencje były zrozumiałe, szczere i prawdziwe. Chciał przeżyć, jednak chciał też wyswobodzić oficera z demonicznych objęć przeklętych bliźniaczych ostrzy. Nikomu bowiem nie życzył zatracenia jakie niosło ze sobą ich dzierżenie. Nie po tym czego sam doświadczył trzymając je w dłoniach...

Oficer padł na ziemie, a Urden podbiegł od razu po swój ekwipunek. Uruchomił nerwowo datapad i włączył skanowanie tak aby uzyskać jakiekolwiek informacje o miejscu w którym przebywał, lokalizacji, sprawnych mimo awarii systemach oraz o potencjalnych kolejnych Imperialnych żołnierzach. Wznowił też wyszukanie i synchronizacje z Świtem Zmierzchu licząc, że statek będzie w jego zasięgu.
Awatar użytkownika
Akko Urden
Gracz
 
Posty: 52
Rejestracja: 7 Wrz 2019, o 21:06

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Idris Adenuu » 27 Sty 2020, o 10:50

Idris sterował nimi, ich losem który mimo, że był tragiczny to nie mógł być inny. Bitwa toczyła się tutaj o życie jednych albo drugich, a Idris nie likwidował ich z rządzy zemsty czy nienawiści. Byli stronami po dwóch końcach konfliktu. Idris go nie wywołał, nie miał za złe, że wymordowali zakon. To było dawno. Zamierzał jednak odlecieć z tej planety i dać galaktyce nowej tchnienie. Mijał ich w ciemnościach gdy kończyła się scena wyreżyserowana przez Idrisa. Czuł ból i cierpienie żołnierzy i było mu przykro, ale też było to konieczne. Każdy kto próbował ich tu zatrzymać był imperialnym sługą, którego nie dało się resocjalizować w kilka chwil by pokojowo się rozejść. Odgłosy walki nie cichły nawet na moment, działo się coś więcej i Idris to czuł. Nie walczyli już Akko sami, na zewnątrz trwała potężna bitwa, być może walczyła część planety. Idris wziął głębszy oddech i sięgnął mocą i znalazł w niej Akko, chłopakiem targały emocje, ale nie były chaotyczne. Były to emocje konieczności i zrozumienia. Idris wiedział, że to dobrze. Wiedział, że chłopak rozumie i nie żywi urazy. Cokolwiek tam się dzieje, Akko jest świadom co robi i robi to bez udziału ciemnej strony. W pewnym momencie Idris zauważył grupe żołnierzy biegnących jeszcze bez wyposażenia, byli łatwym celem. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że ci ludzie mogą być potężnym problemem podczad odwrotu, nie chciał pozbawiać ich życia, ale mógł pozbawić ich aktualnego celu i dać im nowy i przy tym namieszać nieco na polu bitwy. Odszukał w grupie tego z najwyższymi oznaczeniami i sięgnął mocą.

*Poinformujesz oddział o zmianie rozkazów i udacie się w wir walki przed świątynią. Wyposażenie otrzymacie na miejscu. Rozkaz z góry.*

Zaczekał aż wyreżyserowana scena się odbędzie i obserwował czy wszyscy pójdą za rozkazem. Ci, którzy się nie zdecydują, zostaną ogłuszeni mocą i pozostawieni sami sobie. Idris pognał dalej, czuł Akko coraz mocniej i mijając kolejne skalne wypusty wiedział, że jest blisko. Bardzo ciekawiło go kto rozpętał cały ten syf na zewnątrz bo na pewno nie byli to oni, jakkolwiek sytuacja bardzo im sprzyjała.

-Moc jest ze mną, a ja jestem mocą. – pomyślał i wspomagając się jej energią przyspieszył skacząc zwinnie po zaciemnionych miejscach by zniwelować do zera możliwość wykrycia. Drzwi stały otworem, Idris słyszał odgłosy walki. Jedi wpadł do środka, ale nim dobiegł czuł że było już po wszystkim. Gdy dopadł do pomieszczenia, Akko grzebał już przy datapadzie. Pomieszczenie wyglądało na co najmniej naruszone, a na ziemi leżało ciało oficera, w jego dłoniach wciąż spoczywały znajome już Idrisowi ostrza.

-Hm, czyli mniej więcej widziałeś co się dzieje z człowiekiem używającym tych ostrzy? Świetnie, to teraz pomnóż razy 5 i to byłeś ty gdy je trzymałeś. – rzucił na rozładowanie atmosfery. Czasu było bardzo mało, musieli działać nim ktokolwiek się połapie.
-Skoro trzymasz datapada, połącz się z czym się da, przede wszystkim zlokalizuj Świt i odpal skan pokładu i wizjery. Musimy wiedzieć czy nie ma tam drugiej niespodzianki. Sprawdź czy systemy nadają się do użytku. Uruchom systemy obronne, nie podrywaj statku najpierw trzeba zobaczyć co tam się w ogóle dzieje. Ten statek Akko to cała przeszłość i przyszłość, jak już stąd odlecimy pokaże ci czemu. No i dobra robota, witaj w większym świecie. -rzucił po czym rozejrzał się po pomieszczeniu szukając wszystkiego co mogą zabrać, karty identyfikacyjne, kody, być może inne przydatne rzeczy.
-A i jeszcze jedno, oddawaj jeden miecz. Drugi możesz sobie w nagrodę zostawić, do czasu aż nie zbudujesz swojego. – rzucił i czekał na wynik działań Akko. Gdy już będą znali sytuację, ruszają prze bramę by dostać się na lądowisko najkrótszą drogą.
Awatar użytkownika
Idris Adenuu
Gracz
 
Posty: 34
Rejestracja: 7 Wrz 2019, o 10:24

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Vasto the Hutt » 29 Sty 2020, o 23:35

Sylwetka imperialnego żołnierza wyskoczyła zza rogu jednego z budynków rozświetlona kolejnym wybuchem. Ewidentnie próbował przebiec wąską ścieżkę i ukryć się w mroku kolejnej budowli by niezauważenie ostrzelać durastalowego kolosa albo zbiec. Jego plan zapewne by się powiódł gdyby nie zdradziecka eksplozja, która rozświetliła niebo blaskiem i okryła światłem czmychającego żołnierza. Zatrzymał się w połowie ścieżki. Wiedział, że został zauważony przez wroga. Porwany impulsem, ostatnią nadzieją postanowił oddać strzał. Nacisnął na spust... żadnej reakcji. Adrenalina sprawiła, że nawet nie poczuł, że jego dłoń już nie istniała. Zamiast prawej ręki trzymającej jeszcze przed chwilą pewnie broń wisiał teraz przysmażony, krwawy kikut. Przerażony nie zdążył już nic zrobić. Popuścił a drugi strzał wypalił w jego brzuchu ogromną dziurę. Jelita i reszta wnętrzności swobodnie rozlała się po ścieżce. Upadł na kolana, i klęcząc w smrodzie próbował zebrać leżące flaki zdrową ręką, jednak głowa zawisła i umarł z martwym krzykiem na ustach klęcząc przed nieprzyjacielem i dłonią ściskając własną śledzionę.
Kolos nawet nie zwrócił na niego uwagi. Droga, którą się poruszał razem z devourianinem wydawała się już lepić od juchy. Krew była praktycznie wszędzie a rdzawy zapach przechodził nawet przez filtry pancerzy wspomaganych drażniąc powonienie hutta.

Vasto czuł się brudny. Spowity we wnętrzności jednego ze swoich ochroniarzy obserwował rzeź, która odbywała się wkoło niego miarowo poruszając się do przodu w rytm kroków ochroniarza. Wyglądało na to, że chwilowo wygrywają. Do pancerza spływały coraz to nowe raporty a do bazy wbiegali jego podkomendni wspierając atak.
Xexto wybił przeciwników na dachu a stalowe wrota były uchylone. W tym momencie Vasto odczuwał brak Marklona i jego ekipy. Wszystko wyglądało na pułapkę a oni zapewne mogli otworzyć je zdalnie. Teraz nie miało to znaczenia bo jedyne co pozostało to brutalna siła pancerzy wspomaganych. Zanim jednak przystąpił do ataku postanowił wydać kilka rozkazów.
Doskonale wiedział, że Imperium wyśle posiłki, dlatego nakazał pilotom myśliwców rozkaz wyszukiwania i niszczenia jednostek wroga idących w stronę bazy. Potrzebował czasu. Drugi rozkaz był kierowany do Marklona i El i wydając go Vasto zdecydowanie nie był oazą spokoju.

- Gdzie wy kurwa jesteście?! Realizujcie pierwotny plan lisich ogni! Marklon musimy przejąć łączność!-

Więcej czasu nie było. Rzucił kilka komend. Pierwszy do stalowych wrót doskoczył Vasto i pozostała przy życiu bliźniaczka. Z całych sił pociągnęli do siebie ciężkie skrzydła bramy. Z początku nie było reakcji, jednak już po chwili skrzypnęły, sapnęły i przesunęły się o dwa metry.
Dopa chwilę przed otwarciem wrzucił niewielki, tubalny kształt przez bramę i gęsty dym zasłonił wchodzących. Przez przejście wszedł Grzmot a za nim wbiegło kilkoro załogantów Czarnej Fortuny. Padło kilka strzałów i wsunął również olbrzymi szef.

Baza była niewielka a jeżeli przy bramie zaplanowana była pułapka to właśnie się nie udała, ponieważ żołnierze z przerażeniem obserwowali unoszący się okręt. Vasto znał ten okręt i jego właściciela. Nie dziwiło go, że taki sknerus i poszukiwacz jak Idris połasił się nawet na artefakty chronione przez Imperium. Za kredyty był w stanie zrobić prawie wszystko. Pamiętał kilka spraw, które załatwiał dla hutta.
Teraz jego okręt unosił się i niezgrabnie ostrzeliwał pozycje imperialnych. Gdy tylko próbowali coś zrobić ostrzał padał z dachu, bądź od strony gdzie znajdowali się ochroniarze z Czarnej Fortuny.
Impas nie trwał długo. Thirr zmniejszał dystans poprawiając swoją celność a ostrzał okrętu i pozostałych był coraz skuteczniejszy. Wkoło lądowały kolejne kapsuły i sprzymierzeńców Vasto przybywało. Większość kierowała się do świątyni mijając grupę imperialnych, którzy poddali się jako pierwsi i leżeli właśnie twarzami do ziemi. Część obstawiała właśnie pozycje i krępowała jeńców.

Smród był nie do zniesienia. Zapach krwi mieszał się z zapachem fekaliów i spalenizny. Część studentów nie wytrzymała. Wymiotując obserwowali rozgrywający się spektakl.
Reszta obrony straciła nadzieję, gdy wystrzelony przez Devouranina granat wpadł pomiędzy grupę szturmowców w swoich śnieżnobiałych zbrojach. Na ich nieszczęście nie zginęli od razu a ich krzyki niosły się echem po całej bazie zagłuszając nawet wystrzały automatycznych blasterów. Stało ich trzech. Pierwszego, który dostał granat pod nogi eksplozja wyrzuciła w powietrze. Spod resztek zbroi wystawały resztki mięśni i kości a krew tętnicza zalewała okolicę niczym karmazynowa fontanna. Po chwili był martwy. Pozostali mieli mniej szczęścia. Stojący po lewej wbił się wystającym piszczelem w ziemię pod sobą i po chwili runął w spazmach i krzyku a ręka stojącego po prawej wpadła między grupę poddających się studentów powodując drobny zamęt.
Może tylko się wydawało ale baza była podejrzanie słabo chroniona. W tym momencie hutt musiał zdobyć łączność i nadać komunikat do Vixura oraz ukryć się w świątyni. Komunikat miał być prosty i zrozumiały dla niego a niejasny dla pozostałych słuchających. Jedno słowo, które sprawi, że będzie wiedział, że zdobyli klucz: “Dwudziesta.”
El musiała jak najszybciej zrealizować plan a niedobitki załogi obstawić bazę i zająć świątynię. W razie ataku Imperium tylko w głębi świątyni będą mogli utrzymać się dłużej.
Image
Awatar użytkownika
Vasto the Hutt
Gracz
 
Posty: 29
Rejestracja: 29 Wrz 2019, o 22:52

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Mistrz Gry » 9 Lut 2020, o 10:30


Bitwa o Świątynię, była później opisywana jako jedno z najbardziej chaotycznych starć w historii Syngii. Z zapisów historyków można się dowiedzieć, że zwycięstwo w niej zostało osiągnięte tylko dzięki przewadze technologicznej. Zeznania świadków wskazywały jednak, że było to dzieło przypadku a nie zamierzone działanie. W obliczu zagrożenia życia, cywilizowane istoty są w stanie zrzucić swoje ograniczenia i powrócić do pierwotnych instynktów. W przypadku wielu ras, jest to zabójcze połączenie. Potworności tamtego okresu nie przynosiły sławy ani rozbitkom, ani też pacyfikującym ich siłom Imperium.

Powierzchnia 10 minut po eksplozji "Czarnej Fortuny".


Twi’lek ciężko harczał, jego pogruchotane kości sprawiały mu ból przy każdym wdechu. Więc tak się to skończy. Aefon'Rovil był niestety przytomny. Ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy, oddałby wszystko za narkotyki. Świadomość umierania była jeszcze bardziej przerażająca. Taki pech. Trafienie z baterii nie zniszczyło kapsuły, gdyby tak się stało już by nie cierpiał, zamiast tego spadł na Syngię i pogruchotał sobie kości. Oni zapłacą.
Naręczny kontroler był we krwi obcego, mimo to działał. Z jękiem wcisnął na nim ukryty dobrze przycisk. Nic się nie stało. Z wysiłkiem opuścił rękę.
Niewielkie pudełko znajdujące się w kapsule Rovila dosłownie eksplodowało rozrzucając plastik. W jego miejscu stał niespełna dwumetrowy droid bojowy z czasów wojen klonów.
Maszyna ostrożnie podeszła do swojego właściciela.
- Znajdź… mi… lekarza…
- Roger, Roger!
Droid przyjął ciche polecenie i wyruszył z mrok opuszczając kapsułę. Po raz pierwszy od kilkunastu lat ponownie był aktywny. Skanery omiotły najbliższe otoczenie. Szybka diagnostyka wskazała na pełną sprawność. Maszyna była gotowa. I samotna. Ruszył powoli w kierunku z którego dochodziły odgłosy walki. Szansa znalezienia lekarza była minimalna, lecz jeżeli gdzieś walczą białkowcy powinien być paramedyk.

***

Potężny pancerny Hutt, zalany krwią i strzępami ciała całkowicie wyłączył wolę walki w obrońcach bazy. Bitwa była wygrana. Vasto mógł być zadowolony, mimo straty okrętu, ewakuacja przebiegła podejrzanie skutecznie a deszcz kapsuł zapewnił przewagę na lądzie. Straty były ogromne, nie miał kontaktu z pięcioma z siedmiu kluczowych oficerów. Był Pewien że Anda zginęła wraz z ojcem, za nic nie opuściłaby okrętu. Mechanicy pewnie też walczyli do końca. Może chociaż Rovil się uratował. Ten tchórz byłby teraz nieocenionym wsparciem, potrafił ogarniać chaos jak mało kto.
Komunikator przekazywał meldunki. Sytuacja się stabilizowała.
- Przez las przedziera się do nas Imperialna piechota, nasi rozbitkowie ścierają się z nimi. Mamy duże straty. Na wszelki wypadek przygotowuję obronę bazy. Impy lada moment mogą tu ściągnąć posiłki
- Proponuję zabrać co się da i wycofać się do świątyni. - Głos Stonmala był spokojny i stanowczy - baza jest już mocno uszkodzona, jej zdolności obronne są mocno ograniczone.
- Powinniśmy odeprzeć ich jeszcze przed bazą. Jeżeli mamy przeżyć musimy kupić sobie czas.
Wasza Lordowska Mość, czekamy na rozkazy.

Hutt pełzł powoli korytarzem bazy. Nowe raporty nie poprawiały jego samopoczucia. Gdy nagle z przeciwka zobaczył znajomą postać, Dawno nie widział Jedi. Miecz świetlny nie był czymś co się łatwo zapomina. No i stanowił zagrożenie. Autoblaster był już gotowy. Podobnie jak i ochrona. Smert zbryzgana we krwi straciła dużo ze swojego uroku, stanęła teraz przed swoim panem gotowa rzucić się do gardła przeciwnikowi.

***

Akko zabił człowieka. Z premedytacją uderzając w plecy. Radość którą czuł z pokonania wroga była olbrzymia. Gdy chwile później dostrzegł swojego towarzysza jego oblicze rozpromieniało. Od Idrisa bił spokój i pewność siebie, jego towarzysz zmienił się, Akko czuł wyraźnie jak bardzo Morelianin jest odmieniony. Sztuczka z mocą nie zadziałała na spanikowanych imperialnych i musiał sobie poradzić w bardziej konwencjonalny sposób. Był teraz zmęczony, lecz odnalazł swojego towarzysza. Ciemna strona w Akko wciąż była bardzo silna, lecz on miał nadzieję. Chłopak rozpoznał towarzysza.
Mężczyźni po krótkiej wymianie zdań rozejrzeli się po okolicy. Akko skupił się na elektronice, odkrywając że na pokładzie Świtu zmierzchu są jacyś obcy a sama jednostka walczy. Idris zaś otworzył śluzę za którą znajdował się imperialny magazyn. Był pełen najróżniejszych przedmiotów zapewne wyniesionych ze świątyni jak i … z jego statku. Były Jedi rozpoznał kolekcjonowane przez lata przedmioty. Oni ograbili jego sanktuarium. Wpadł do magazynu rozglądając się uważnie. Nie nie znaleźli najcenniejszych ukrytych dobrze w skrytkach jednostki. Ale.
- No dobra mamy kogoś na pokładzie, znowu.
- Zbieramy się i lecimy do Świtu zmierzchu, potem będziemy wyjaśniać co się stało
- A co z artefaktami?

Akko spojrzał w datapad. Instalacja frachtowca przegrzewała się, coś było nie tak, trzeba… Sygnał urwał się nagle. Stracili kontakt ze Świtem Zmierzchu. I był pewien że coś było bardzo nie tak. Nie mieli czasu ruszyli korytarzami w kierunku lądowiska, lecz już po chwili ich drogę zagrodził potężny pancerny kształt. Obok stał wielki najemnik z blasterem a towarzysząca mu kobieta zdawała się być krwawym koszmarem. Szykowało się kolejne trudne starcie.

Las Syngii - rzeź


Białkowcy mordowali się nawzajem, używając wszelkich możliwych sposobów. Maszyna minęła kolejne ciała należące głównie do bezbronnej służby Hutta, był na dobrej drodze. Wkrótce wykrył dziewięć celów. Dziesięć jeżeli liczyć leżącą na ziemi istotę która także wykazywała oznaki życia. Pozostałe ciała należały do martwych.
- Jesteście chorymi zjebami
- Prawo wojny, nie becz tylko opatruj Toma, zobacz co mu dziwka zrobiła.
- Chciał ją zgwałcić!!
- Martha, odpuść, dostała za swoje, A Tom też będzie miał nauczkę.
Starszy mężczyzna w zbroi spoglądał na młodego wojaka z rozciętą paskudnie szyją. Sanitariuszka właśnie kończyła nakładać mu porcję żelu gojącego. Gówniarz miał farta że dziwka nie trafiła w tętnicę.
- Gotowe, teraz ona
- Zostaw, to rozkaz!

Sanitariuszka zamarła w pół kroku, leżacą na ziemi skatowana dziewczyna jeszcze kilka minut temu była piękna, teraz zaś… Musiała jej pomóc, ale rozkaz. Z dylematu wybawiła ją eksplozja twarzy dowódcy. Z lasu otwarto do nich ogień. Padła na ziemię zakrywając głowę dłońmi. Równie szybko jak się rozpętało wszystko ucichło. Zobaczyła jak z lasu wychodzi droid B1 z dwoma potężnymi blasterami w manipulatorach. Rozejrzała się i zobaczyła że wszyscy jej towarzysze leżą martwi. Nie mieli najmniejszych szans, jej blaster był obok Toma, mężczyzna niezgrabnie próbował po niego sięgnąć. Maszyna szła w jej stronę, zatrzymując się tylko na chwile by zmiażdżyć stopą krtań rannego.
- Nie proszę nie.
- jesteś medykiem, pójdziesz ze mną.
- Sanitariuszką, proszę… nie zabijaj mnie.
- Idziesz ze mną.

Podniósł ją jedną ręką, i z łatwością zmusił do marszu w głąb lasu. Za maszyną pozostało jedynie osiem trupów i dogorywająca skatowana dziwka.
Nie była potrzebna.

Imperialna Baza - 30 minut od eksplozji "Czarnej Fortuny"


El bawiła się w najlepsze gdy nagle gdzieś w głębi statku coś łupnęło a cała jednostka spadła z wysokości kilku metrów na ziemię. Konsola z marszu zrobiła się czerwona.
- Nic nam nie jest miło że pytasz!
Z głębi dobiegł krzyk z pewnością należący do Ucha. Frachtowiec całkowicie się wyłączył a złodziejka zastanawiała się przez chwilę gdzie popełniła błąd. Z rozmyślań wyrwał ją głos Stonmala. Stał w śluzie prowadzącej na mostek, cały brudny i chyba ranny, o ziemię opierał karabin szturmowy. W niczym nie przypominał nienagannie ubranego mężczyzny jakiego znała z pokładu “Fortuny” Jego głos niewiele się zmienił. Podobnie jak i zachowanie.
- Zostaw to i zbieraj się do bazy, Ucho będzie cię osłaniał. Masz wynieśc klucz rozkaz Vasto. Zrozumiałaś?
- Ta...tak.
Dobra robota.
Odwróciła się zaskoczona, ale już go nie było. Teraz kiedy Mrkt nie mógł jej zapewnić wsparcia, a cała baza była w rozsypce jej misja stawała się czystym chaosem, mimo to rozkaz był rozkazem, nie chciała zawieść pana Vasto. Niemal wybiegła z frachtowca, stał i dymił na lądowisku, nie wyglądał na ciężko uszkodzony. Ucho jakby czytał jej w myślach.
- Się wyklepie. Olej to Mrkt jest stabilny, Alice opatruje teraz Marklona.
Obcy wyglądał jak najemnik. Głowę okrywał hełm, zaś w rękach trzymał krótki blaster szturmowy, niesławną Firelance. Jeżeli dodać do tego profesjonalny lekki pancerz i złowrogi uśmiech ukazujący szpiczaste i ostre jak brzytwa zęby. Był przerażający.
Ruszyli biegiem w kierunku wejścia otwartego przez Hutta, musiała uważać gdzie stawia stopy, po tym jak wdepnęła w czyjeś szczątki czuła się zdecydowanie źle, jeszcze gorzej było jak zrozumiała że to jej robota. Zabijanie z dystansu było łatwiejsze niż zmierzenie się z efektami swej działalności. Zrobiło jej się słabo, ale Ucho zadbał o to by biegła dalej. Dopadli do środka. Wszystko wewnątrz śmierdziało rzezią. Krew znaczyła szlak wędrówki Hutta i ciała, często zmasakrowane.
Szybko zboczyli w sąsiedni korytarz, przemknęli się bokiem i dotarli do interesującego ich miejsca. Magazyn był otwarty a w środku….

***

Twi'lek umierał, nic nie mogła zrobić, miał potężne obrażenia wewnętrzne, upadek kapsuły zdruzgotał jego wątłe ciało. Musiała wymyślić jakiś sposób by maszyna jej nie zabiła. Zerknęła na droida. Był cały niebieski, z wymalowanym niewielkim symbolem Huttów. Przy plecaku z ogniwem energetycznym zamocowane były dwa bliźniacze blastery. Maszyna stała w zupełnym bezruchu pozwalając jej działać, dyskretnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ziemi leżała DL22 należąca do konającego mężczyzny. Wystarczyło po nią sięgnąć.
Wystrzał zlał się z aktywacją droida. Była w stanie przysiąc że go trafiła, bolt zwyczajnie odbił się od pancerza. Jak to przecież parszywa B1. Nie miała czasu na rozmyślanie bo trafił ją manipulator i odpłynęła w ciemność.

Aefon'Rovil umarł, nie cierpiał gdyż środek znieczulający złagodził ból, to wszystko co mogła dla niego zrobić. Spojrzała na droida. Ten stał dalej wyprostowany po czym wziął ją za rękę i wyprowadził z kapsuły. Kilka kliknięć w panel i na ekranie pojawiła się sekwencja odliczania autodestrukcji.
- wypuść mnie zrobiłam co chciałeś,
- Nie uratowałaś go, zawiodłaś.
- To ty nie wykonałeś misji swojego pana i teraz on nie żyje.
- Stwierdzenie prawdziwe.
- Jestem teraz twoim panem, masz mnie uwolnić i zniszczyć się razem z tą kapsułą.
- Stwierdzenie nieprawdziwe, nie jesteś w hierarchii “Czarnej Fortuny”, protokół nakazuje dokonać zemsty.
- Co? Nieeeeee!!!
Chrupnęła miażdżona kość przedramienia, a dziewczyna zawyła z bólu, maszyna puściła ją więc rzuciła się biegiem do ucieczki. Strach i ból dodawały jej sił. Wybiegła na niewielką polanę. W jej kierunku było wycelowane kilkanaście blasterów.
- Nie strzelać to nasza, skąd jesteś?
- Auuu, Z trzeciego plutonu, ponieśliśmy ciężkie straty ściga mnie droid.
- Droid?

Imperialny pluton skupiony wokół rannej sanitariuszki szybko zajął pozycję obronnego kręgu. Po chwili ujrzeli na skraju lasu wyłaniającą się ciemnoniebieską jednostkę.
- Hahahaha, B1 serio!
Nawet po tylu latach droidy serii B1 były rozpoznawalne, ich reputacja jako mięsa armatniego przetrwa zapewne wieki.
- Gdzie masz kolegów blaszaku.
- Za tobą.

Eksplozja ukrytego w plecaku sanitariuszki termodetonatora rozrzuciła wojaków po całej polanie. Ci którzy mieli niefart przeżyć wybuch zginęli chwilę później zmasakrowani przez Clankera. Maszyna beznamiętnie eliminowała kolejne cele aż do momentu zetknięcia się z pierwszą linią obrony organizowaną przez Doopę. Ortolanin wiedział czym jest droid, zdobycie tego sojusznika wzmocniło przerzedzony pluton. Ryzyko było warte swojej ceny.

- Lordzie Wrócił do nas BE4R, to znaczy, że Rovil nie żyje. Zebrałem już tych którzy przeżyli z mojego plutonu. Jesteśmy gotowi.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Vasto the Hutt » 19 Lut 2020, o 23:14

Bitewny kurz opadał na zalegających na ziemi trupach a krwawe błoto lepiło się nieznośnie do spodu durastalowej zbroi oraz nóg pozostałych przy życiu oficerów. Przy życiu pozostało jedynie dwóch, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Na szczęście nie ma stworzeń niezastąpionych poza huttami i Vasto doskonale wiedział, że wśród szczurów, którzy przeżyli bitwę znajdą się nowi kandydaci a straty były i tak o wiele niższe niż spodziewał się ostatni właściciel Czarnej Fortuny. Do bazy przybywali ocaleni. Z raportów wynikało, że przez las nadchodzą nie tylko załoga ale również oddziały wroga. Vasto musiał działać jak najszybciej i chciał już wydawać polecenia gdy przed nim stanął człowiek z mieczem świetlnym.
W ciemności i w delikatnej poświacie białego miecza Vasto nie rozpoznał dawnego zleceniobiorcy, jednak nikt nie rozpoczął ostrzału. Wszyscy czekali na rozkaz a hutt doskonale pamiętał czasy, gdy takich jak ten naprzeciw było w galaktyce wielu i choć wtedy stali po przeciwnych stronach barykady to dziś nie mogli być wrogami. Skoro trzymał w dłoni tą charakterystyczną broń to musiał dysponować mocą, co stawiało go w pozycji wroga imperium a wróg wroga Vasto jest jego przyjacielem a teraz potrzebował silnych przyjaciół.
Pierwszy odezwał się Idris, który praktycznie od razu rozpoznał symbole Czarnej Fortuny i szare mundury załogi Vasto. Nie było czasu na wymianę uprzejmości i wspominanie starych, lepszych czasów. Krótka wymiana zdań, przekazanie skróconej historii dotychczasowych zdarzeń. Obecnie najważniejsze było zabezpieczenie bazy i ucieczka. El najprawdopodobniej już realizowała swój plan zdobycia kodów. Oby zrobiła to jak najszybciej bo w głowie hutta wykiełkował plan.
Ocalonych było zbyt dużo aby zmieścić ich w tym momencie w dostępne w bazie okręty a nie chciał opuszczać jej samemu i budować wszystkiego od podstaw. Jeżeli by odleciał to pozostawionych na powierzchni Syngii członków załogi czekała śmierć. Potrzebował wystarczająco dużego okrętu by pomieścić podkomendnych a takie pojazdy znajdowały się obecnie na orbicie. Pozostało tylko po nie sięgnąć. Ogłaszając zwycięstwo naraziłby się na ostrzał z orbity. Mógłby schować się w świątyni i być może przetrwać jakiś czas jednak nacierające wojska Imperium mogłyby okazać się zdecydowanie lepiej przygotowane do walki niż obrońcy bazy. Prawdopodobnie nie utrzymałby pozycji do nadejścia huttyjskiego wsparcia. Plan postanowił przedstawić Dopie, Marklonowi i Idrisowi. Byli tak naprawdę kluczowi w jego realizacji.
Nadszedł moment na przebranie. Nie mieli wiele czasu a dużo rzeczy do załatwienia. Jeńcy wzięci do niewoli mieli otrzymać mundury Czarnej Fortuny a część załogi Fortuny, głównie Ci zdolni do boju mieli zdobyć wyposażenie imperialne. Vasto musiał się ukryć w świątyni do momentu przybycia transportu. Pierwszy punkt planu zakładał wysłanie kodów Vixurowi a zaraz potem wiadomość na orbitę, że kody dostępu Vixura zostały przejęte przez nieprzyjaciół, na szczęście bitwa została wygrana i pojmano 400 jeńców. Ta informacja miała paść z ust łącznościowca, którego miałby przekonać do współpracy Marklon albo Idris. Po realizacji tego punktu Imperium musiałoby działać szybko i odkrytoby niemal natychmiast, że kody zostały przekazane a baza właśnie jest atakowana przez podległe Vixurowi oddziały. Vasto i pozostali czekaliby na transportowce albo krążownik, który wyniósłby jeńców na orbitę. Planeta byłaby kontrolowana przez zdrajcę wobec czego nie należałoby ufać imperialnym jednostkom spoza bazy a rebeliantów należało jak najszybciej przesłuchać. Do transportu więźniów Imperium musiało wykorzystać bardzo dużego transportowca albo krążownik, który zostałby przejęty przez oddziały Vasto a jako okręt imperialny mógłby opuścić orbitę.

Była druga możliwość, którą również przedstawił zebranym: przejęcie świątyni i utrzymanie jej do przybycia huttów z wymuszoną pomocą Vixura. Plan zdecydowanie prostszy jednak stawiający przed walczącymi więcej niewiadomych niż pewników.
Image
Awatar użytkownika
Vasto the Hutt
Gracz
 
Posty: 29
Rejestracja: 29 Wrz 2019, o 22:52

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Akko Urden » 26 Lut 2020, o 22:14

Walka z gniewem narastającym w Akko trwała o wiele dłużej niż faktyczny pojedynek z imperialnym agentem. Jednak potrafił już go dość dobrze w sobie tłumić. A przynajmniej był do tego mocno zmotywowany po tym co przytrafiło mu się niedawno. Nie chciał już nigdy do tego stopnia zatracić się w gniewie i odciąć od zdrowych zmysłów.
Nagle do pomieszczenia wbiegł Adenuu. Przeszył Urdena przenikliwym spojrzeniem, gdy ten stał jeszcze rozemocjonowany nad zwłokami swej ofiary jednak nie odezwał się ani słowem. Mimo tego Akko czuł w jakiś dziwny sposób zrozumienie u swego mistrza. Jakby ten przekazywał swe emocje w dziwnym, magicznym dialekcie bez słów.

- Ale bałagan... - odezwał się po krótkich chwili milczenia. - na dodatek ktoś położył ręce na Świcie, czy dobrze rozumiem to co widzę na tablecie? - Adenuu zapytał poirytowany zerkając na to co wyświetlało się na urządzeniu w rękach hakera.
- Niestety tak Mistrzu, zarejestrowałem kolejne wtargnięcie na pokład naszego frachtowca, w dodatku ktoś ingerował jego obwody i podpiął się pod główny system... - przerwał, zmieniając szybko jakieś ustawienia na datapadzie. - Uruchomiłem własnie procedury zabezpieczające, specjalny szyfr odcinający dostęp do sieci..., jednak coś mnie rozłączyło. Straciłem połączenie ze Świtem...
Ostatnie zdanie Akko sprawiło, że aura Idrisa stała się chłodna niczym samo Illum. Zamilkł na chwilę i spojrzał na Urdena, a ten znał to spojrzenie.
- Aha...straciłeś łączność... - powiedział powoli, cichym niemal anielskim głosem. - Wiesz, nigdy Ci nie mówiłem, ale jest jedna okoliczność która bezwarunkowo wyzwala we mnie chęć... mordu. - uśmiechnął się niepokojąco otwierając jedną ze śluz, za którą ujrzał coś, co tylko przypieczętowało sytuację. Dokończył myśl - Gdy ktoś dotyka moich rzeczy. - zapadła cisz.
Akko był złodziejem i nie raz przyszło mu widzieć czyiś gniewny wzrok gdy ten dowiadywał się, że właśnie go okradziono. W spojrzeniu Idrisa było jednak coś więcej...
- A więc odbijamy Świt Zmierzchu? - Zapytał choć odpowiedź była oczywista.
Mistrz Adenuu patrzył na rzeczy skradzione w schowku, powoli zaczął wypychać kieszenie i schowki czym się dało. Holoccrony, kryształy, części, zapiski.
- Odbijamy, a ten kto położył na nim łapę zostanie ukarany. - powiedział spokojnie i wskazał na stos tysięcy lat historii Jedi. - Pakuj ile się da i gdzie, to materiały do twojego szkolenia i odbudowy zakonu.

Odbudowa Zakonu..., Te słowa mocno zapadły w głowie młodemu hakerowi. Była to wizja, którą od niedawna bardzo motywowała go do zmiany swojego życia. Niedawne słowa Idrisa, o tym że może dokonać wielkich rzeczy jeśli tylko przyjmie ogromną moc jaką ma na wyciągnięcie ręki sprawiały, że co raz bardziej był skłonny na wiążące się z tym wyrzeczenia i trudności. Całe życie gonił za złudnymi marzeniami o lepszym życiu. Całe życie uciekał od tego do czego uparcie zmuszał go świat. Tym razem dostał wybór i to nim mocno wstrząsało.

Tylko czy będzie potrafił być kimś innym?

Chwycił kilka przedmiotów, które wskazał mu Mistrz jako najbardziej wartościowe, odnalazł wszystkie swoje rzeczy, a nawet kilka innych, ciekawych jak sądził elektronicznych gratów. W tym klucz kodowy, który w jakiś sposób uznał za taki, który może im się przydać jeśli będą musieli nieco dłużej kręcić się po imperialnej bazie.
Awatar użytkownika
Akko Urden
Gracz
 
Posty: 52
Rejestracja: 7 Wrz 2019, o 21:06

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Elena Fox » 29 Lut 2020, o 05:38

Magazyn — jakiś czas po wizycie nieznanych członków załogi "Świtu Zmierzchu"

Dziewczyna jeszcze przez chwilę drżała, ten widok na zawsze wypali się w jej wspomnieniach. Każde z tych ciał, które mieli okazję minąć, każda z tych postaci, która tam leżała. To... wszystko to była jej sprawka. To było takie obrzydliwe, to uczucie, ta chęć zabijania, to coś, co nią zawładnęło w tamtym momencie.
– Skup się. — Mruknął Shi'ido. Elena otrząsnęła się jednakże nie bez trudu, może dlatego, że ta pożoga jaka miała miejsce wywarła na niej taki wpływ, czyj był to przemarsz, brutalnego wojownika? Droidów? W dodatku trupy, które ona dołączyła do tej kolekcji jeszcze kilka bloków wcześniej wcale nie pomagały się uspokoić.
Oboje właśnie zmierzając do interesującego ich magazynu, gdzie zastali niezliczoną ilość artefaktów, przedmiotów, które migotały, wręcz wołały ją do siebie. Każdy z nich taki piękny, i taki inny. Każde z nich tak odmienne od tego co kiedykolwiek widziała. Nie były to skarby Imperium, zdecydowanie nie. Od tamtych biła złowroga aura, nuta szaleństwa była tym co dało się wyczuć. Tarisianka powiodła palcami po okolicznych regałach, jeszcze przez moment napawając się tym. Jakby właśnie trafiła do raju, jakby za to mogła wykupić siebie. Może jednak Lord Vasto doceni fakt, że zechciała...
– Nie. — Rzucił krótko Ucho powstrzymując dziewczynę od "pożyczenia sobie" części z tych kosztowności. — Pamiętaj, po co tu jesteśmy.
Złodziejka tylko burknęła na te słowa skupiając się na właściwym zadaniu, a tym miało być odnalezienie Klucza Vixura, który... Przepadł? Nie było go? Dlaczego? Co tu się dzieje?
Początkowo spokojnie przetrząsając regały oraz schowki zielonooka wertowała każdy zakamarek, każde miejsce, gdzie można było schować coś tak małego. Wreszcie zdesperowana ruszyła do pobliskiego komputera i uruchomiła konsolę. No właśnie! uruchomiła, przecież Baza powinna być odcięta, a tutaj nic, jedynie problemy w części sektorów? Co jest grane? Błyskawicznie usiadła przy pulpicie sterującym łapiąc sondę telepaty, którą zostawiła na wypadek, no właśnie takich działań. Komputer dał sygnał zachęcający ją do dalszej pracy, dziewczyna zbadała działające systemy.
– Co robisz? — Zapytał zmiennokształtny kosmita przyglądając się jej, w jego oczach zdecydowanie nie pracowała dla Vasto obecnie, nie realizowała zadania, ale czy można mówić o zadaniu, gdy plan wziął w łeb.
– A na co to wygląda? — mruknęła w odpowiedzi złodziejka, była poddenerwowana, dało się do zauważyć, zwłaszcza po jej tendencji do przygryzania wargi, nadgarstki chrupnęły lekko gdy poprawiała dłonie na konsoli, jednakże teraz zaczęły pracować ze zdwojoną siłą. — Próbuję znaleźć naszego złodzieja. — Rzuciła po chwili. "O ironio..." — pomyślała zastanawiając się nad własnymi słowami i absurdem tej sytuacji. Jej oczom ukazał się jednak spis zrobiony jeszcze kilka dni temu, z natury, inwentaryzacja zakładała niezliczoną ilość artefaktów, których części brakowało tutaj oraz klucz kodowy. Ten sam, który jest im potrzebny! Według adresacji powinien być właśnie tutaj! O tam, w tym schowku, tylko jest pusty!
– To nie to... Nie tu... Kto go zabrał... Moment, dlaczego systemy monitoringu działają, po tej kraksie połowa tej bazy powinna przestać funkcjonować, a nie widzę, żeby generator zapasowy został uszkodzony. Cholera. — Kilka następnych kliknięć, system kamer stał się dostępny. Dziewczyna zdecydowała się obejrzeć nagrania sprzed kilku godzin w tempie przyspieszonym. Jej oczy ze skupieniem obserwowały ekran, aż w końcu dotarła do fragmentu, który wydał się jej istotny. Co? Kto to? Dwóch mężczyzn, a właściwie starszy osobnik, człowiek oraz młodszy. Elena skupiła się mocniej na drugim z nich, ten chłopak zgarnął klucz! To on! Ale kim on jest? Patrząc na nagranie dziewczyna powoli zaczynała czuć to narastające uczucie niepokoju, gdy rozmawiali ze sobą, robili to całkiem spokojnie, niestety nie było słychać niczego. Monitoring magazynu nie przewidywał nagrywania dźwięku. Z pewnością dowiedziałaby się jeszcze więcej, gdyby nie ten istotny szczegół i ograniczenie. Trudno.
Był taki jeden moment, gdy dzieciak odwrócił się do kamery, twarzą, niemalże całkiem na wprost. Wtedy właśnie wróciło to do niej. Zimny dreszcz przeszedł jej ciało. A na czole pojawiły się kropelki potu. Dłonie zadrżały jakby właśnie gorączki dostała. Każda emocja jaką czuła wcześniej, strach, ból, upokorzenie, lęk przed tym co nastąpi później. Ostatnie zlecenie dla Endera. Dalszej części nagrania już nie odtwarzała, wyłączyła tryb i wróciła do bieżącego monitoringu.
Odruchowo dotknęła blizny na swojej twarzy, zapiekła ponownie, tamto wydarzenie ponownie uderzyło z siłą jakiej się nie spodziewała. Ręce zatrzęsły się na konsoli. Nie uszło to uwadze Shi'ido, który położył jej dłoń na ramieniu.
– W porządku? Znasz go? — Zapytał po chwili, w głosie dało się usłyszeć delikatną nutę zmartwienia.
– Niestety tak. To jest Akko Urden i... to właśnie on nam gwizdnął klucz kodowy sprzed nosa. Nie wiem kim jest jego towarzysz. Muszę ich znaleźć. — Używając narzędzia Mrkt'a Elena wymusiła wyższy poziom dostępu, aby móc uruchomić widok z kamer w pobliskich sektorach. — Mam was! — zawołała sama do siebie. — Widzisz to miejsce. To jest ten sektor. — To mówiąc wskazała na drugiej konsoli dokładną ścieżkę stąd do bloku, w którym znajdowali się obecnie Akko oraz jego towarzysz. — Masz większe szanse ze swoimi zdolnościami niż ja. Spotkamy się na miejscu, ja muszę upewnić się, że nie opuszczą tej bazy bez oddania nam klucza.
– Co zamierzasz zrobić? — Rzucił pytająco mężczyzna.
– Zrealizować plan zapasowy, głuptasku. — Odpowiedziała śpiewnie Elena, cóż, czyżby jej mechanizm radzenia sobie ze stresem właśnie zaczął działać? W najmniej oczekiwanej chwili, w momencie, którym Ucho już myślał, że będzie musiał ją przywołać do porządku. — Zamknę kilka bloków przed nimi i za nimi, poczekasz właśnie w tym miejscu, tylko muszę dostać się do konsoli, która jest właśnie w tym sektorze, dlatego wykorzystam właz serwisowy, no wiem. Ty byś się zmieścił, jednak ktoś musi być na zewnątrz i koordynować to także, prawda?
Kosmita tylko skinął głową, wiedział dobrze, że ona nie spróbuje uciec, nie po tym wszystkim, nie gdy z takim uczuciem patrzyła na Alice, do tej pory nie rozumiał właściwie tego, skąd u niej to zaufanie do starszej kobiety, ale był wdzięczny za to, że nie będzie musiał tłumaczyć Marklonowi czemu ona zwiała w najmniej oczekiwanym momencie.
Wzrozt Ugnaught'a się przydaje, gabaryt podobny, choć aparycja zgoła inna. Ellie otworzyła właz i zaraz wślizgnęła się do środka, niemalże z pamięci pędząc w kierunku konsoli sieciowej, która steruje tą częścią bazy. Dość płynnie omijając wszelkie śmieci i przeszkody jakie serwisanci zostawili po sobie gdy jeszcze byli na robocie. Zbyt wielkim szacunkiem to chyba nie darzyli swoich mocodawców, skoro taki bałagan zostawili po sobie, a może oni tak zawsze? Ciężko stwierdzić. Elenie nie dane było zastanawiać się nad tym.
Gdy już dotarła do interesującego ją węzła zdjęła panel osłaniający wiązkę oraz sterownik, do niego chciała się dostać, należało więc ostrożnie zdjąć obudowę i pozwolić narzędziu Kallidahina zrobić swoje, czyli w przysłowiowy sposób "zgwałcić" system, z którym się łączyła. Tutaj niestety nie mogła uzyskać wizji, jedynie komendy z konsoli działały, a i tak nie wszystkie. Tak więc rozpoczęła realizację pomysłu, jaki właśnie wpadł jej do głowy. Nikt nie wyjdzie, ani też nie wejdzie. Kwarantanna powinna objąć całą placówkę i jedynie zdjęcie jej manualnie, z konsoli, która znajduje się w centrum dowodzenia albo, z tego miejsca, gdzie aktualnie przebywała młoda złodziejka, pod warunkiem oczywiście, że zainteresowany będzie miał odpowiednie narzędzie i wepnie się bezpośrednio w ten panel tutaj. Co oczywiście nie będzie do końca możliwe.
Zanim jednak dziewczyna potwierdziła komendę zatrzymała się i zastanowiła. Czy to... rozwiąże jej problemy? Czy może je poszerzy? A nie lepiej rzeczywiście odciąć te kilka sektorów, wkoło Akko? Dotrzeć do niego przy pomocy korytarzy serwisowych i zabrać klucz? Decyzja zapadła dość szybko, kwarantanna uniemożliwiłaby ucieczkę, sekwencja zdejmująca ją znajdowała się w centrum dowodzenia, do którego należałoby się udać. To są cenne minuty nie do zmarnowania. Teraz jednak cały blok, na terenie którego znajdował się młodzieniec wraz ze swoim mentorem został w tej chwili odcięty. Blokada potrwa kilka godzin, a to wystarczająco dużo czasu by móc odzyskać klucz kodowy.
Po potwierdzeniu procedury dziewczyna szybko ruszyła w kierunku odłączonego bloku, po drodze jednak starając się znaleźć Ucho, który teraz może okazać się nieocenionym wsparciem. Sama nie dałaby rady obu mężczyznom...

//No to nieco chaotycznie ale jest, nie mogłem dłużej czekać, zakładam, że Akko i Idris swoje spotkanie mieli i je odbyli z Vasto, o czym Ellie nie wie, gdyż nie obejrzała do końca nagrania, więc jeśli Vasto zostanie zamknięty w tym samym bloku z Idrisem i Akko, no cóż :D
Awatar użytkownika
Elena Fox
Gracz
 
Posty: 44
Rejestracja: 27 Gru 2019, o 02:55

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Mistrz Gry » 15 Mar 2020, o 20:28

Zdobyta imperialna baza.

Fox bezwzględnie realizowała plan przejęcia klucza. Odpalenie wirusa zaowocowało snopami iskier i jakimiś zgrzytami dochodzącymi z wnętrza budynku. Po chwili w jej polu widzenia pojawił się Ucho ze swoim podłym uśmiechem i wielkim blasterem.
-Chyba narozrabiałaś młoda,
Z głębi bazy dało się słyszeć soczyste przekleństwa głównie w huttese. Nie brakowało też bluzgów we wspólnym. Wyjście z zza kolejnego rogu korytarza zaowocowało widokiem na śluzę. Brutalnie zmasakrowane drzwi zwisały smutno sypiąc od czasu do czasu snopami iskier. W głębi pomieszczenia El ujrzała znajomą postać. Akko klęczał pochylony nad leżącym na ziemi mężczyzną. Obok stał Sam Vasto w potężnym pancerzu. Wyglądało na to że Hutt osobiście odzyskał klucz.

*

Zgrzyt i trzask przerwały knowania Vasto. Śluzy zaczęły się zamykać a baza zadrżała w posadach. Hutt błyskawicznie jak na swoją masę ruszył w kierunku najbliższego wyjścia blokując swym cielskiem hydrauliczne wrota. Te zaprotestowały a po delikatnej motywacji poddały się i smętne wyłamały. W tym samym czasie Akko z przerażeniem patrzył jak podcięty przez wstrząsy i gwałtowny ruch Hutta Idris pada na ziemię w towarzystwie bardzo nieprzyjemnego dźwięku czaszki uderzającej o twardą powierzchnię.
Vasto odwrócił się i dostrzegł że jego niedoszły rozmówca zmienił pozycję na horyzontalną, nie wróżyło to dobrze dalszym negocjacją. Ruszył w kierunku nieprzytomnego Jedi.

**


Sytuacja na zewnątrz wyglądała coraz gorzej, co prawda do bazy ciągle docierały kolejne partie dawnych członków załogi "Czarnej Fortuny" Niestety równocześnie wojska imperialne zacieśniały pierścień wokół rozbitków. Kilka kontrataków zorganizowanych przez Doopę nie było w stanie zrekompensować przewagi liczebnej Imperium. Ortolanin musiał szybko podejmować decyzje.
- Lordzie, nie jesteśmy w stanie utrzymać bazy, Imperialni nas zaleją masą. Mają pojazdy, świeżych ludzi i są nieźle wyszkoleni. Proszę o rozkazy.
Zza gór wschodziło już nieświadome niczego słońce powoli rozświetlając złotym blaskiem teren bitwy. Obie strony poniosły potężne straty, imperialnych było zwyczajnie więcej. Spychani do świątyni najemnicy, twardo się bronili, nie zmieniło to jednak faktów. Hutt przegrywał bitwę.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Elena Fox » 22 Mar 2020, o 17:51

Dziewczyna wynurzyła się z korytarza serwisowego spodziewając się niezłego bałaganu po słowach Shi'ido. Jej oczom ukazał się jednak nieco odmienny widok. Oto potężny Vasto pokryty syfem i płynami ustrojowymi należącymi do prawdopodobnie każdego przeciwnika, jakiego napotkał na drodze, a nie jego samego, stał tam już nie tak majestatycznie, jednak groźnie. Owego uroku dodawało absolutnie wszystko dookoła niego, wraz z wyłamanymi drzwiami.
Zielonooka przełknęła ślinę dość głośno. Nie odpowiedziała na zaczepkę towarzysza. Weszła do środka całkiem spokojnie, ignorując początkowo fakt, jak wygląda sceneria. Statecznie zbliżyła się do chłopaka przycupniętego przy swoim towarzyszu. Doskonale go pamiętała, młody Urden zdawał się nawet nie zorientować kim ona jest. Wspomnienia dość silnie uderzyły jednak Elena powstrzymała się od gwałtownego ruchu.
Vasto był bezpieczny na ten moment, Ucho zaraz znalazł się u jego boku. Sama złodziejka natomiast omiotła spojrzeniem jeszcze raz okolicę. Reszta bloku została całkowicie odcięta. Gdyby nie błyskawiczna reakcja Hutta zapewne ta trójka ugrzęzłaby teraz w niezłym bagnie. Szczęściem korytarz był otwarty i prowadził właśnie z powrotem na lądowisko, gdzie... Został Marklon wraz z Alicją.
No właśnie Alice! Starsza kobieta została tam całkiem sama teraz, co z tego, że jej towarzysz był ekspertem w tym, co robił. Jego zdolności mają się nijak do tłumu, który zwali im się lada chwila na głowy! Trzeba działać szybko!
– Um... Całe szczęście nic wam nie jest... — rzuciła mimochodem Fox, w tej właśnie chwili Akko mógł już poczuć jej cień na plecach. — Jeśli chcesz uratować swojego przyjaciela i przeżyć, to będziesz musiał mi pomóc...
Chwilę później Ellie kucnęła tuż obok i położyła delikatnie dłoń na ramieniu młodego chłopaka starając się zwrócić jego uwagę na siebie. Maska uśmiechu zagościła twarzy, która choć mniej widocznymi to jednak bliznami była naznaczona. To było dziwne uczucie, zagrać ponownie ciepło bijące mimo, że wszystko w środku skręcało się z obrzydzenia, złości i rozpaczy. Każdy moment tamtego wieczora wracał do niej, ale głos nie zadrżał ani razu.
– Żeby mi pomóc musisz oddać ten klucz, który wyniosłeś z magazynu, tylko ja wiem jak go obsługiwać, a bez tego wszyscy zginiemy jak psy tutaj. — W oczach nie odbijało się nic poza tą jedną niemą prośbą. No... Może dla bardziej wprawnego obserwatora widoczna byłaby jeszcze niepewność ze strony Eleny, która teraz liczyła na podatność swojego towarzysza na sugestie. Ciężko przewidzieć przecież co może się wydarzyć. Prawda?
Awatar użytkownika
Elena Fox
Gracz
 
Posty: 44
Rejestracja: 27 Gru 2019, o 02:55

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Akko Urden » 26 Mar 2020, o 22:27

Jeszcze chwile temu walczył z imperialnym agentem, który przetrzymywał go w tej bazie. Udało mu się wyswobodzić, wygrać walkę o życie, a nawet odnaleźć swego mistrza. Dopiero co rozmawiali o odbudowie zakonu i planowali drogę ucieczki z tej przeklętej planety.
Jak do cholery wszystko to w ciągu tak krótkiej chwili mógł trafić szlak?!

Mistrz Adenuu leżał nieprzytomny, a spod jego głowy zbierała się krew.
Olbrzymi, pancerny twór rozerwał własnie pobliską śluzę. Akko rozpoznał w nim ze strachem Hutta.
No i ta kobieta.

Zbliżyła się do niego nęcąc coś dziwnie znajomym tonem głosu. Złodziej bardziej niż na jej słowach skupił się na zmaganiach z odszukaniem wspomnień skąd znał ten głos, a gwałtowność zaistniałej sytuacji, pancerny Hutt, sypiące się z instalacji dookoła iskry i powalony mistrz nie pozwalały mu zebrać myśli. Walczył by zachować tak wielce upragniony spokój. Jednak przegrywał tą nierówną konfrontacje.

Przez moment chciał dobyć świetlnego ostrza, jednak przeklęte sztylety kusiły o wiele mocniej i choć znał konsekwencje dobycia ich, z ogromnym trudem przychodziło mu odrzucenie tej myśli. A jej głos - tajemniczej kobiety - wciąż wybrzmiewał. Zbliżał się niczym wąż.
Dopiero gdy podeszłą blisko, zachodząc go od pleców odnalazł wspomnienie z przed wielu lat.
- Niemożliwe... - te słowa jednak nigdy nie wydostały się z jego ust.
Na swój sposób świadomość kim była kobieta za nim sparaliżowała go mentalnie. Nie wiedział, nie potrafił nawet - nazwać emocji jakie nim targały. Zabójczyni, od której wszystko się zaczęło. Podłe narzędzie, którym posłużył się Ender Bilgwester by zdradzić i pozbyć się Akko. Był przekonany, że zdechła wtedy w strugach deszczu gdy Urden przelał na nią swój pierwszy napad szaleństwa.
Zebrał myśli...
- A więc znowu się spotykamy... - zaczął, całkowicie ignorując to o czym do tej pory do niego mówiła. - I po raz kolejny zachodzisz mnie od tyłu w złych intencjach... - westchnął.
Położył ukradkiem dłoń na jednym z bliźniaczych ostrzy. Gdy dotknął jego rękojeści pragnienia kłębiące się w nim stały się niemal żywe. Podświadomie wiedział, że tylko ten którego spotkał "tam". Mroczny i ponury twór jego skrytego jestestwa, tylko on mógł teraz zapewnić mu bezpieczeństwo, a przynajmniej ślepo w to wierzył. Był gotów zaryzykować kolejnym szaleństwem jeśli przyniesie ono wyrwanie się z tego koszmaru który z każdą chwilą trwał w najlepsze. Chciał zabrać mistrza i zadbać o jego zdrowie, chciał uniknąć konfrontacji z olbrzymim Huttem. Chciał też wyładować swój gniew na niej. Paskudnym narzędziu tego, którego tak prawdziwie nienawidził...
Awatar użytkownika
Akko Urden
Gracz
 
Posty: 52
Rejestracja: 7 Wrz 2019, o 21:06

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Vasto the Hutt » 29 Mar 2020, o 22:50

Pomimo początkowych sukcesów sytuacja na polu bitwy zmieniała się diametralnie. Co gorsza szczęście coraz słabiej uśmiechało się do hutta i jego załogi. Wyważone drzwi skrzypiały teraz tylko i zasypywały podłogę snopami iskier opadającymi z przerwanych obwodów a do Vasto dochodziło właśnie, że cały plan wziął w łeb. Idris leżał nieprzytomny a nad nim pochylał się jego (najprawdopodobniej) niewolnik.
Wydarzenia zaczynały nabierać groteskowej formy. Dopa meldował o kolejnych komplikacjach i stratach a El właśnie rozpoczęła rozmowę z…. niewolnikiem Idrisa. Wyglądało na to, że się znają a chłopak posiada klucz, który zapewne chciała odzyskać drogą pokojową.
Z początku wszystko wyglądało dobrze, jednak z jakiegoś powodu nieznajomy przesunął ręce na dziwne noże. Nie było czasu na analizę tego czy tylko chciał je pogładzić, zabić swojego pana czy w rozpaczliwej szarży rzucić się na hutta. Padł strzał, na szczęście dla młodzieńca Vasto nie chciał zabijać własności byłego zleceniobiorcy i działko zamontowane na potężnej zbroi zostało przełączone w tryb ogłuszający, który powinien pozbawić agresora na jakiś czas przytomności.

Niewolnik trafiony precyzyjnym strzałem leżał obok Idrisa nie stanowiąc zagrożenia.

- El! Zabieraj klucz i zabierz mu broń.-

Noże wydawały się drogie, choć gdy hutt zerknął na pozostały ekwipunek dwójki nieprzytomnych mężczyzn chciwe serce zabiło mocniej.

- Nie ma czasu do stracenia Dopa, Marklon! Wycofujemy się do świątyni. Zabieramy ze sobą studentów a imperialnych zabezpieczcie granatami! -

Potrzebowali czasu a zakładnicy mogli się do tego przydać, rozminowanie kompanów to kolejne kilka godzin. Chyba, że Imperium postanowi naciskać to żołnierze wezmą trochę kolegów w wybuchowym stylu ze sobą do piachu.

Kolejnymi cennymi minutami byli Idris i jego chłopiec, których nieprzytomnych Vasto kazał zanieść na ich okręt zabierając jedynie klucz i powstrzymując się od grabieży z racji dawnej znajomości z Idrisem.
Należało przejść do planu C… albo D. Powoli już tracił rachubę.
Przez imperialną radiostację kazał nadać na kanale planetarnym: “V20, Wolność”.
Przekaz był prosty i powinien być odebrany i zrozumiany przez Vixura, z którym Vasto miał się spotkać o dwudziestej, jednocześnie nie trafić od razu do uszu jednostek na orbicie. Hutt zaczął też myśleć o trzeciej grupie, która była na planecie - bandytach i rebeliantach, którzy może będą chcieli zemścić się na Imperium i słowo “wolność” zrozumieją po swojemu.

Gdy podkomendni wykonywali rozkazy szefa, on sam wraz z resztą wycofywał się do świątyni licząc, że znajdzie inne wyjście, utrzyma się do przybycia huttów, bądź Vixur wstrzyma działania dla swojego własnego dobra.
Image
Awatar użytkownika
Vasto the Hutt
Gracz
 
Posty: 29
Rejestracja: 29 Wrz 2019, o 22:52

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Idris Adenuu » 30 Mar 2020, o 11:51

*Vasto The Hutt*
Tyle zdążył zapamiętać i pomyśleć Idris zanim runął na ziemi i całkowicie odcięło mu zasilanie. Nie miał pojęcia ile czasu upłynęło nim zaczęły docierać do niego dźwięki. Stracił kontrolę nad sytuacją, być może na dłuższą chwilę. Nie ruszał się jeszcze, zbierał siły wsłuchując się w to co działo się naokoło. Zbierał w sobie moc, słuchał jej szeptów, obserwował jej wici powoli odzyskując zmysły.
*Vasto The Hutt... cóż za zbieg okoliczności*
Pomyślał raz jeszcze składając obrazy, które ujrzał zanim dostał mocno po twarzy. Sytuacja była kuriozalna, uciekali z Planety, ale wyglądąło an to, że byli oni pobocznym problemem Imperialnych. Ścieżki losu raz jeszcze złączyły Idrisa i Vasto w niesamowitym wątku, nie miłosnym jednak a tragicznym. Słyszął już dobrze i wiedział, żę Akko z kimś rozmawia. Fatalna sprawa, chłopak nie powinien z nikim rozmawiać, jest jeszcze niestabilny kto wie co mu odbije. Idris poruszył delikatnie palcami, przesłał impuls do nóg, rąk, torsu. Upewnił się, że jest gotowy. Wyczuwał ile osób stoi przed nim, musiał zadziałać szybko żeby ne wywiązała się żadna niepotrzebna walka. Adenuu zebrał się w sobie, wziął głęboki oddech i błyskawicznie skoczył na nogi, cofnął obie ręcę w tył, przekrzywił się a zaraz potem z pełnym impetem, z całą siłą jaką dawała mu moc użył pchnięcia mocy obierając za cel grupę przed nim, chciał ich tylko oogłuszyć, ale zasięgiem nie obiął samego Vasto. Opuścił delikatnie ręce i spojrzał na Hutta.
-Vasto! Jak się ma mój ulubiony Hutt![b] - powiedział otrzepując szaty. Miał nadzieję, że ta pauza w zamieszaniu pozwoli wszystkim trzeźwo myśleć.
-[b]Przeprosił bym twoich ludzi za te delikatne naruszenie ich przetsrzeni osobistej, ale wydaje mi się, że nie zamierzali przepraszać za wtargnięcie na Świt Zmierzchu. Wiesz jak jest, można mi odebrać wiele rzeczy, ale jest coś czego kategorycznie nie można dotykać, przejmować i kombinować - Świt. Bardzo źle to na mnie wpływa, bardzo.
- mruknął uśmiechając się delikatnie i przypinając miecz do pasa.
-Wygląda na to, że mamy tutaj dość złożoną sytuację i musimy się wydostać. Mogę zaoferować podwózkę, za wtargnięcie rozliczymy się z twoimi ludźmi później.
Awatar użytkownika
Idris Adenuu
Gracz
 
Posty: 34
Rejestracja: 7 Wrz 2019, o 10:24

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Mistrz Gry » 31 Mar 2020, o 21:38

Panowie, to jest post testowy, tym razem nie prowadzę waszych postaci a tylko świat. Zobaczymy co z tego wyniknie, z takim teamem jestem pewien, że będzie ciekawie.

Sytuacja się zaogniła. El z właściwy sobie wyczuciem do pakowania się w kłopoty podeszła do niestabilnego Akko, na jej szczęście, chłopak oberwał promieniem ogłuszającym jak tylko sięgnął po broń. Klucz został zdobyty. Sytuacja byłaby opanowana, gdyby nie El która sięgnęła po przeklęte sztylety. To co wydarzyło się potem, cóż, powiedzmy że wszyscy przeżyli.
Decyzja o odwrocie padła w samą porę, nacisk wojsk imperialnych był coraz mocniejszy, świątynia zdawał się być jedynym słusznym miejscem obrony. Vasto który osobiście odstawił Idrisa na pokład świtu, musiał zabrać z pokładu rannego Marklona, niestety właściciel statku ocknął się przedwcześnie popisując się swoją mocą, i narażając na rozstrzelanie przez ochronę Hutta. Ten ostatni postanowił jednak...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Elena Fox » 4 Kwi 2020, o 19:49

Migoczące światło w korytarzu doprowadzało ją do szału. Dziewczyna pędziła co sił w nogach, po to by uciec stąd jak najdalej. Korytarz zamienił się we właz serwisowy. Drobna złodziejka wślizgnęła się do środka. Nie zatrzymała się nawet na chwilę. Spłycony oddech towarzyszył jej krokom, a jęk co jakiś czas wydostawał się z gardła. Oczy piekły od przelanych łez. Nie widziała dokąd zmierza, po prostu chciała uciec jak najdalej od tego, co miało miejsce.

Zamarła. Słysząc jego słowa dziewczyna lekko zwątpiła w swoje własne intencje. Wizja minionego wydarzenia powróciła do niej bardzo szybko. Ponownie poczuła to szczypanie na twarzy, instynktownie cofnęła się z chwilą, w której zaczął mówić. Więc jednak ją pamiętał? Jej gra została przejrzana?
Wszystko wydarzyło się zbyt szybko, zdecydowanie jak na jej gust. Ani Ucho, ani nikt ze zgromadzonych funkcjonariuszy Pana Vasto. Urden ścisnął ostrza i już zamierzył się do uderzenia. Złość była obecna w jego głosie. Taka sama... Nie mocniejsza niż ta, której Elena doświadczyła już wcześniej. Jednakże zanim którekolwiek zdążyło zareagować potężny ślimak wziął sprawy w swoje ręce. Wystrzał ogłuszający posłał chłopaka na ziemię, a ochrona ślimaka rozluźniła się. Najemnik obecny niemal cały czas przy Ellie także odłożył broń, palec na spuście prawie dokonał tego, czego Hutt nie zrobił. Szczęściem dla młodego złodzieja, Vasto okazał się miłosierny względem towarzysza swojego dawnego zleceniobiorcy.
Zgodnie z poleceniem Tarisianka sięgnęła po klucz, który zaraz znalazł się w jej torbie. U boku Ucho, kosmita okazał się być dla niej pewnego rodzaju wsparciem psychicznym, jego obecność w jakiś dziwny i pokręcony sposób sprawiała, że Elena czuła się bezpieczniej.
– El zabieraj klucz i zabierz mu broń... — rzucił jej obecny Pan. Zielonooka posłusznie sięgnęła do wykręconych sztyletów, które leżały teraz na ziemi. Z chwilą, w której dotknęła powierzchni poczuła coś obcego. Jakby ktoś wdzierał się do jej świadomości. Widziała siebie wiszącą w sali przesłuchań Marklona, widziała wszystko to, czym jej "szef" poczęstował ją w międzyczasie. Widziała siebie nagą i odartą z resztek godności. Jeśli nie będzie się sprawować to Stonmal zwyczajnie rzuciłby ją na pożarcie tym obleśnym typom, a wtedy nic by z niej nie zostało. Dlaczego miała żyć w ciągłym strachu? Dlaczego miała dać się poniewierać w ten sposób. Być znów czyjąś laleczką. Nie... Z tym koniec
Shi'ido nie zdążył zareagować, jego dłoń nigdy nie dotarła po klucz. Elena kopnęła go odrzucając od siebie, sama tę siłę wykorzystała do tego, by wybić się przed siebie. Kilka wystrzałów padło jednak żaden jej nie trafił. Fox zwinnie unikała boltów widząc je jakby w spowolnionym tempie, a może to adrenalina? To Hutt za to odpowiadał! Sztylet świsnął i napotkał pierwszy opór w postaci wibronoża należącego do jednego z ochroniarzy. Nie powstrzymało to jej jednak. Zareagowała niczym zwierzę, drugie uderzenie zatopiło ostrze w szyi...

Posmak krwi wrócił do niej ze zdwojoną siłą, świeże powietrze wcale nie koiło tego uczucia. Wszystko, co zaszło przypominało po prostu koszmarny holofilm, którego nigdy nie powinni wypuścić. Dłonie nadal drżały. Czerwona ciecz teraz już zastygła i zimna na jej rękach. Elena widziała nadal twarz zszokowanego ochroniarza, jego ostatnie chwile. Potknęła się na wystającym korzeniu i gruchnęła o ziemię nieopodal drzewa, którego był częścią. Chyba rozcięła sobie wargę w ferworze. Metaliczny płyn faktycznie był obecny na jej języku i wargach. Jeszcze się nie podniosła. Trawa koiła jej ból i pozwoliła zapomnieć. Delikatny ziemisty zapach starał się jej wmówić, że nic się nie stało, a życie toczy się nadal. Odpłynęła w tym wrażeniu na jakiś czas i pozwoliła mu się wypełnić do momentu, w którym nie utraciła przytomności.

Ciepła krew spłynęła z wolna w kierunku ramienia dzierżącego sztylet. Jej temperatura sprawiała, że złodziejkę przeszedł dreszcz podniecenia wymieszany z tym chorym brakiem zaspokojenia instynktu. Twarz wykrzywiona w grymasie bólu i przerażenia zdawała się dopełniać tego wszystkiego. Nikt właściwie nie spodziewał się po niej aż takiej zwinności. Shi'ido patrzył z wyraźnym zdziwieniem, czy to była ta sama dziewczyna, z którą poradził sobie poprzednim razem tak sprawnie? W którym momencie... Nie, wówczas była zaszczuta, popełniała błędy, jego umiejętności pozwoliły te potknięcia właśnie wykorzystać wtedy. Ale teraz?
Zanim ktokolwiek ją powstrzymał ruszyła dalej. Żądza mordu i obłęd w oczach tylko potwierdził, że te narzędzia były artefaktami mocy, zgodnie z obawami Vasto, narzędziami Ciemnej Strony. Dlaczego niewolnik Idrisa miał to coś przy sobie? Planowali to sprzedać? A może zaoferować Huttowi w ramach rozliczenia?

Wspomnienia nadal były żywe, widziała swoje spotkanie ze zleceniodawcą, które doprowadziło ją do tego momentu w jej życiu. Widziała tortury jakie zadał jej Marklon. Przypomniała sobie twarz Alice. Wiedziała, że już nigdy więcej ich nie zobaczy. Jej "szef" to sprawa względna, jego nie miała ochoty oglądać, ale Alicja, Ucho, Mrkt czy też reszta zespołu. Oni byli warci tego, by po nich wrócić. Elena nie mogła tego zrobić, nie po tej scenie, nie po tym jak zabiła dwóch ochroniarzy Vasto i zamierzyła się na niego samego.
Płakała, leżąc w trawie skuliła się niczym zaszczute zwierzę i schowała głowę ramionach, wyjąc jeszcze głośniej. Właściwie, kto ją wtedy powstrzymał? Gdyby nie zmiennokształtny Shi'ido i błyskawiczna reakcja pozostałych ochroniarzy, zrobiłaby coś niewyobrażalnie głupiego. Coś, co przekreśliłoby ją, a może nawet pozbawiło życia. Obrazy wróciły ze zdwojoną siłą. Widziała siebie w zwarciu z najemnikiem, ponownie poczuła ten ból.
Twarze powykręcane w przerażeniu wróciły do niej. Elena usiadła na trawie i wsparłszy się rękami o drzewo po prostu zwymiotowała. Dlaczego czuła taką chęć pozbawienia kogoś życia, dlaczego to sprawiało jej wówczas nieopisaną radość, euforia jaka ją ogarnęła wtedy była wyczuwalna. Te emocje tak bardzo podobne do niej, tak bardzo własne, a jednak różne. W głowie nadal dudniły sceny, od których włos się jeżył.
– Czy ja właśnie oszalałam? — wydukała ocierając twarz. Smród zaatakował jej nos. To było obrzydliwe. Słaniając się na nogach wstała i postanowiła ruszyć przed siebie. Dokąd? Nie wiedziała.
Życie zakpiło z niej ponownie, gdy przedzierając się przez zarośla ponownie ujrzała bazę... Z której nie tak dawno uciekła. Rozglądając się dookoła wypatrzyła też miejsce, które zgodnie z jej planem, miało być posterunkiem hakera koordynującego ich działania. Ten punkt, mógł stanowić miejsce do obserwacji, jednakże był zbyt mocno wysunięty.
Zielone oczy dostrzegły natomiast coś jeszcze, zwalone drzewo, prawdopodobnie po upadku jednej z kapsuł ratunkowych. W tym rejonie zdaje się nikt już nie przejmuje się syfem jaki pozostał. Ludzie wybici. Misja wykonana? Niesmaczny żart po prostu.
Złodziejka zbliżyła się do kapsuły, która teraz była pusta, nie szukała w niej niczego konkretnego, po prostu miejsca, gdzie będzie mogła na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Schowek okazał się sprawny pomimo tylu zniszczeń. Dziewczyna wsunęła się do środka zatrzaskując go od wewnątrz. Jej niepozorny rozmiar ponownie okazał się atutem. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. Nerwy, wycieńczenie organizmu dały o sobie znać... Niestety sen nie należał do spokojnych gdy odtwarzała ostatnie wydarzenia, widziała wszystko to, widziała siebie, a nawet więcej. Akko Urden, młody chłopak teraz leżał u jej stóp niby zdobycz, powykręcany w spazmach bólu i zakrwawiony, a ona dzierżąc jego noże właśnie oprawiała nimi kolejną ofiarę.
Obudziła się jakiś czas później tylko po to, by ponownie odpłynąć, zmęczenie było silniejsze niż cokolwiek.
Awatar użytkownika
Elena Fox
Gracz
 
Posty: 44
Rejestracja: 27 Gru 2019, o 02:55

Re: [Syngia] It's a trap!!!

Postprzez Vasto the Hutt » 13 Kwi 2020, o 20:31

A więc Idris był mocowładnym. Zapewne Jedi skoro nie zabił sług Vasto a jedynie ich odrzucił. Hutt zdecydowanie potrzebował takich sojuszników, jednak ten drugi zdecydowanie wzbudzał podejrzenia. Zaburzał cały obraz zakonu i wydawała się nieznośnie nieprzewidywalny, zatem to młodzieniec stał się obiektem zaciekawienia Vasto.

-Idris... gdzie kupiłeś tego niewolnika?-

rzucił Vasto szczerze ciekaw odpowiedzi mimo napiętej sytuacji.

-Doceniam twój instynkt przyjacielu! ale akurat w tym wypadku ten tu Akko Urden to moj towarzysz i uczeń. -

Idris wskazał na Akko lekko dysząc.

- Nie poznaliście świtu?- dodał

-Nie widziałem Twojego okrętu. Byłem trochę... zajęty-

Hutt strzepnął z pancerza czyjeś flaki dla podkreślenia swoich słów.

- Agresywnych towarzyszy masz, co Was tu sprowadza?-

- Zaliczę to jako dług, wiesz ile znaczy dla mnie ten statek. Sprowadziła nas tu robota, kilka fantów do wzięcia. Skończyło się tak jak widzisz. A ty Vasto, jakaś specjalna okazja?-

Nie było co kręcić, nie było sensu przeinaczać faktów w rozmowie z dawnym.. znajomym? zleceniobiorcą? Obecnie kluczowym sojusznikiem. Fakty jednak były banalne i niezwykle przykre a wspomnienia utraconego okrętu i błędu oficerów były zbyt świeże by o tym rozmawiać, zatem powiedział zgodnie z prawdą:

- Przypadek... Zupełny przypadek.-

Następnie dalej dopytywał o dzieciaka, prowokując go do jakiejkolwiek reakcji.

- Niemowę przygarnąłeś?-

-Akko? Przedstaw się Panu Vasto.-

Powiedział Idris. Vasto nie zauważył żadnych emocji w wypowiedzi, ot zwykłe polecenie

- Nie widzę potrzeby ponowne się przedstawiać skoro sam chwile temu Mistrz zdradził moje imię. - odezwał się haker, nie odrywając się od swojego datapatu. Ktoś nam tutaj nieźle namieszał w systemie, to sprawka Twoich ludzi Panie Vasto? -

Rzucił pytaniem nie zachowując zbytnio wyrazów uznania dla osoby potężnego Hutta, bezczelny typ. Bezczelny a do tego najwyraźniej głupi i tak jak domyślał się wcześniej Vasto... nieobliczalny.

- Szybko działasz młodzieńcze, jak na osobę, która przed chwilą była nieprzytomna. Nic nie robiłem z waszym okrętem. Może to imperialni? Nie zarzucaj oskarżeniami istot lepszych od siebie-

Vasto zdecydowanie obruszył się na słowa chłopaka. Rasista jeden. Ludzie zawsze widzą tylko swoją rasę w kosmosie, wszak Ucho, który zapewne maczał w tym palce nie był człowiekiem.

- Wybacz Akko, niewiele jeszcze widzial w Galaktyce. Jednak w tym wypadku doskonale wiemy kto byl na statku Vasto i byli to twoi ludzie, o czym mogłes nie wiedzieć, dlatego to zaznaczam. Przedyskutujemy to gdy wydostaniemy się już z planety.-

Powiedział, najprawdopodobniej pojednawczo właściciel Świtu.

- Obecnie muszę wrócić do swojej załogi. Jak chcecie możecie dołączyć a jak nie to szukajcie ucieczki. Gdzieś Na planecie muszą być rebelianci, którzy mogliby pomóc zarówno mi jak i Tobie Idrisie-

- Rozdzielmy się i poszukajmy rebeliantów w rożnych lokalizacjach. Vasto to dostęp do kanałów komunikacyjnych świtu i moich prywatnych, jesteśmy w kontakcie.

- a więc los nas znów połączył. Uważaj na tego młokosa. Wydaje się nieobliczalny. Do zobaczenia Idrisie!-

-Bywaj Vasto, niech fortuna Ci sprzyja-

Rozmowa była niezwykle krótka, przypadkowa. W brew pozorom jednak dała wiele do myślenia huttowi i prawdopodobnie nowych sojuszników, którzy władali mocą a w zamierzchłych czasach było to naprawdę dużo.

Ślimak wycofał się z okrętu wraz ze swoją załogą i ruszył w stronę świątyni. Wyglądało na to, że wszystkie rozkazy zostały wydane już wcześniej. Pozostał tylko jeden, skierowany do wszystkich.:

- Pod żadnym pozorem nie dotykać artefaktów bez mojej zgody i wiedzy!-

Rzekł stanowczo a jego głos musiał dotrzeć przez komunikatory do wszystkich podwładnych.
Image
Awatar użytkownika
Vasto the Hutt
Gracz
 
Posty: 29
Rejestracja: 29 Wrz 2019, o 22:52


Wróć do Archiwum

cron