przez Nicciterra » 5 Lut 2021, o 14:03
Dla kogoś z zewnątrz mogło to się wydawać przerażające, że zimne kawałki metalu połączone obwodami, potrafiły odgadnąć nawet najdziksze wewnętrzne pragnienia żywych. Dla Iterry to była codzienność, a trafiony pomysł Boba, mogła porównać do udanej niespodzianki kochanka, który jako to troszczył się o nią codziennie. Choć najdziksze pragnienia Iterry z pewnością nie nabierały kształtów takich jakich preferowałaby co najmniej połowa śmiertelników galaktyki.
Co prawda kręcenie sobie papierosa, choćby drżącymi dłońmi, nie stanowiło czegoś niezwykłego, ale budziło to do życia coś zdecydowanie silnego. A były to wspomnienia. Bawiąc się bletką nabierała dziecięcego rozbawienia, cofając się w czasie niemalże do czasów słodkiej ignorancji i czegoś na podobieństwo młodzieńczego buntu. Z wciągniętym dymem myśli nabierały w głowie konkretniejszego kształtu już, a wraz z wydechem widziała najbardziej pamiętne chwile w obłokach kłębiącej się przed nią mieszaninie gazu i drobin popiołu. I tak jak każde wspomnienie tak i obłok wędrował ku bezlitosnemu otworowi wentylacji w suficie, ustępując miejscu kolejnemu, a samemu znikając prawie zupełnie. W głowie pozostawały po obłokach tylko pojedyncze imiona. Dorhim, Zonos, Sehrene, Arkoh, Lymis, Hakko, Rohta. Budziły jednak one różne emocje, żal, smutek, wdzięczność, zazdrość, jak i radość oraz szczęście. No i smak. Smak tytoniu był obłędny, a drobny akcent niespodziewanego dodatku nie umknął percepcji.
- Steward. Jesteś kochany, ale nie rób tego więcej. Nie wracajmy do tego. - Kobieta wyraziła się z wdzięcznością, ale mocno poruszona, kiedy to samoróbka dopaliła się do filtra. Chciała zawyć, choć na chwilę, ale tylko otarła pojedyncze łzy i wysmarkała się w serwetkę spod filiżanki kawy, unikając jednocześnie spojrzenia droida, jakby ten rzeczywiście miał jakieś oczy. - Dziękuję. - Dodała przez serwetkę, choć niechętnie. Siła wspomnień mocno rezonowała z misją jakiej się samoistnie podjęła. W galaktyce panoszyli się jedi. Istoty zdolne do bestialskiego okrucieństwa. Zagrożenie zarówno dla cywilizacji, jak i dla jej własnej rodziny na Arkanii. Chwilę jednak zajęło jej doprowadzanie się do porządku. Kilka wdechów i wydechów, szklanka wody, poprawa oczu i fryzury przed lusterkiem. Wnet wróciła z podwójną siłą do podejmowanych rozważań.
Podjęta we wspomnieniu chęć odwiedzenia ojca, choćby holograficznie, z pewnością miała uzasadnienie w uzyskaniu większych zasobów i wsparcia, ale Zin wolała na ten moment unikać zwracania uwagi na jej bliskich. Sytuacja w Inkwizycji stała pod dużym znakiem zapytania. Jeśli miała się kontaktować z Arkohem to najpewniej musiałaby pierw skontaktować się z władzami i zdać raport. Tu nie była pewna, czy aby z zaistniałymi okolicznościami nie odbiorą jej przywilejów. Obawiała się tego bardzo, że chaos w organizacji sprawi, że stanie się przypadkową ofiarą, a może i kozłem ofiarnym. Brała udział w projekcie Super Niszczyciela, a ten potem runął i rozbił się o planetę, odwiedziła kryjówkę jedi, jej przełożony zginął na Taris, gdzie doszło do walk między imperialnymi, miała bezpośredni kontakt z jedi. Poukładać i zinterpretować to odpowiednio i już ją mają.
Zaś z pewnością arkanianka widziała siebie jako osobę ambitną i w ostatecznym rozliczeniu raczej nieposłuszną. Zadane okoliczności dawały jej całkiem szerokie pole do swobody działania. Bardziej niż zwykle. Szkoda byłoby to zmarnować i ganiać za nieudolnymi rozkazami przełożonych. Wrócić i tak musiała, ale mogła wrócić "troszkę" później ze względu na "komplikacje", a w międzyczasie dojść do rzeczy, które może i sama Inkwizycja ukrywała przed światłem dziennym.
"Tak, galaktyka powinna zacząć się bać." - Uśmiechnęła się drapieżnie na taką myśl.
Wszakże jej dotychczasowa wiedza dowodzi temu, że mocowładni mają tendencję dziedziczenia cechy lub rodzą się losowo w każdej populacji większości gatunków istot rozumnych. Nie jest ich wielu, ale kolejnym wnioskiem jest fakt, że nie każdy z nich to jedi. Zdecydowana większość potwierdzonych przypadków posiadania zwiększonego współczynnika midichlorianów nie jest ugruntowana paranormalnymi zjawiskami, a zwyczajnie badaniem krwi. Jedi to mocowładni, którzy pojęli w jakimś stopniu panowanie nad swoimi wynaturzonymi mocami.
Z jedi była w stu procentach pewna, że na aktualny moment nie jest w stanie sobie poradzić z posiadanym wyposażeniem. Bestia po prostu była za silna. Nawet elitarni komandosi imperium i weteran wojen mandaloriańskich nie dali rady go zranić. Wszakże znalezienie przypadku, który znajduje się na pograniczu bycia zwyklakiem, a jedi stanowiła teoretycznie najlepszą okoliczność poszerzenia wiedzy i zrozumienia zjawiska. Osobnik na tyle rozwinięty, że zdolny do czynienia dziwów, acz na tyle nierozwinięty, aby zdołała sobie z nim poradzić w razie czego. Miała też w tej kwestii asystę Bahgara. Kaleesh słynęli z czci walki. Na Taris stracił rękę, ale pewnie i część swojej dumy. Możliwość poznania wroga, a i możliwość testowania nowych broni z pewnością była mu na rękę, choć Zin nie była pewna jego intencji odnośnie utraty towarzyszy. Choć wedle jej mniemania oni raczej byli po bezpiecznej stronie. Legalnie znajdowali się na orbicie Taris, asystowali działaniom Imperium i usłuchali rozkazów. Mają też teczkę zasług. Nie powinno im nic dolegać, oprócz nieprzyjemnego przesłuchania, które już pewnie dawno zdążyło się skończyć. Iterra podejrzewała, że to raczej Caleb zacznie poszukiwać Bahgara.
Zaś z pewnością szukanie wiedzy w dotychczasowych rekordach mogło jej dać jakiś obraz sprawy, ale z doświadczenia wiedziała, że Inkwizycja niechętnie dzieli się wiedzą zakazaną. Musiała ją sobie zdobyć sama.
- Hmmm. Potrzebujemy nieco więcej surowych danych, niż tego przetworu z zamrażarki Inkwizycji. Najlepiej, jakbyśmy znaleźli sami jakąś emanację mocy lub mocowładnego z w miarę rozwiniętym potencjałem, ale na tyle, aby sobie z nim poradzić - Wypowiedziała się na głos, bawiąc się w ręku datapadem.
- Sugerujesz własne poszukiwania? - Zewsząd niski bas odezwał się w messie.
- Najlepiej pogranicza, neutralne światy z minimalną lub żadną aktywnością Imperium. Na tyle nieatrakcyjne handlowo, aby nie ryzykować spotkania z piratami. Wszakże niezbyt blisko głównych systemów Huttów, ich uwagi nie potrzebujemy również. Prymitywne cywilizacje byłyby najprostsze w obyciu. Nie mieliby w posiadaniu technologii, aby szczególnie nam zagrozić w razie ucieczki. Sugestie Bob?