przez Ksorba » 3 Sty 2017, o 22:23
Młody Hutt podejrzliwie potraktował reakcję ojca. Starał się w niej doszukać jakiegoś rodzaju "ugłaskania", ale koniec końców wygrała w nim jego natura i zadowolony wypiął pierś. Po chwili jednak wrócił na ziemię. "Przynosić zyski? Jeszcze większe? Na Tatooine podczas kiedy i tak już kontrolujemy przemyt" - zamyślił się Hutt. Cieszył się ze swojej nowej własności. Nie obchodziło go to co stało się z poprzednim właścicielem. "Najwyraźniej był niewystarczająco dobry i rynek zweryfikował" - powiedział w myślach Ksorba i z zażenowaniem prychnął. W głowie przeprowadził najprostsze z możliwych wnioskowań ekonomicznych. "Na co tam jest popyt? Na wodę. Czy są tam jakieś problemy? Próby sabotowania naszego przemytu. Czy można temu jakoś zaradzić? Zyskać większy respekt i kontrolę, a potem zmonopolizować". Hutt wykrzywił swoją twarz w pokracznym uśmiechu. Miał plan i to nie jeden. Wiedział, że będzie potrzebował inżynierów do zbudowania jego prywatnych farm wilgoci i zaufanych ochroniarzy. Najlepiej byłych towarzyszy z "Żółtego oka" i jakiegoś kucharza.
Co do nieofcijalnych zadań wiedział, że te zaczną rozwiazywać się same po ustanowieniu wstępnych wpływów w Mos Espa, dlatego jego plan działania był niestandardowy jak na Hutta. Wiedział także, że będzie musiał mimo wszystko pomóc rzeczywistości w przybliżeniu go do informacji, to też tym bardziej zaczął myśleć nad jakimś wartościowym i lojalnym najemnikiem, a najlepiej trzema. "Nie ma co zbytnio ufać" - zadeklarował w myślach. Yarlo, Imperium, ktokolwiek by to nie był i tak nie ma prawa angażować się we własność Rodziny.
- Nie ojcze, więcej informacji mi nie potrzeba - Ksorba wyjął swój datapad i zaczął skrzętnie kalkulować koszty przyszłego przedsięwzięcia. Dalej sunął z ojcem analizując i starając się przewidzieć przyszłość...
Wysoki muun był otoczony tancerkami, które wyraźnie, z tych czy innych przyczyn, starały mu się przypodobać. On jednak kontrował te próby zimnym, beznamiętnym, może nawet znudzonym spojrzeniem. Kiedy jednak tylko spostrzegł, że syn Hutta Zordo kieruje się w jego stronę, odgonił swoje dotychczasowe towarzyszki, a na jego twarzy zagościł dziwnie szczery uśmiech.
- Jaśnie Ksorba Desilijic Porko, większy każdego dnia, czym zasłużyłem sobie na pańską uwagę?
- Pan Ceiling Ores, chyba czas najwyższy lepiej się poznać, ho ho ho – zaśmiał się Hutt. Muun był pomocnikiem jego starego nauczyciela od „praktycznego rozumienia polityki i ekonomii”. Pomocnikiem pogardzanym przez wspomnianego nauczyciela. Ksorba zawsze w nim widział kogoś niedowartościowanego. Ceiling miał co prawda powodzenie wśród służek jego ojca i na nich starał sobie czasem podbudować poczucie własnej wartości (co dla kilku tancerek skończyło się kalectwem), ale wyraźnie mu czegoś brakowało. Ten pięćdziesięcioletni muun zawsze próbował podkopać swojego mistrza (nauczyciela Ksorby), uważał, w wielu przypadkach słusznie, że wie więcej, byłby odpowiedniejszy i z tego tytułu należy mu się więcej. Nigdy jednak więcej nie dostawał. Teraz Ksorba postanowił zagrać na tej czułej strunie Oresa. Grał sprytnie. Najpierw wybrał stolik, usiadł przy nim (od razu czujnie obserwowała go ochrona) i krzyknął, żądając „Boga nogi”.
- Przychodzę, bo potrzebuję pomocy – z trudem przeszło to przez gardziel Ksorby, ale musiał ustąpić dla zysku. Nie potrzebował pomocy, jeszcze nie. Chciał pokazać się z perspektywy niższego, gorszego, tak żeby połechtać próżność Oresa. Pytał go o to, co można robić dla zysku na Tatooine, kogo zatrudnić, jacy są miejscowi i o wszystkie nieistotne szczegóły, które sam wiedział, ale dawały się „wykazać” muunowi. Potem przyszedł alkohol.
Dla Hutta była to normalność, dla muuna coś ponad wszelkie możliwości. Po chwili chudy humanoid leżał na stole coś bełkocząc. Zanim jednak to się stało zdążył stać się doradcą Hutta za symboliczny 3% zysków z Zielonej Groty „w imię wyższej sprawy i szacunku”. Zdążył także uwierzyć, że syn Zordy ma do niego niezwykły szacunek „i jeszcze chwilę i będą przyjaciółmi”. Wierzył w to, o czym marzył od dłuższego czasu. Ksorba zaś nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu. Nie opłacało mu się.
- Zabierzcie go stąd do jego apartamentu. Nic nie może mu się stać. Wasza dwójka ma się nim zaopiekować, a jak wytrzeźwieje poinformować, że ma czekać na dalsze informacje ode mnie. Zróbcie co Wam każę, a zyskacie przychylność moją i mojego ojca – powiedział Ksorba do ochroniarzy. Zagryzł klasyczną żabą, obserwując, jak ochroniarze wynoszą jego przyszłego doradcę. Coś kazało mu sądzić, że Ceiling Ores będzie lojalny. „Byle tylko nie poczuł się zbyt wartościowy” - pomyślał Hutt kierując się w stronę swojego następnego celu.
– Prawa, rotacja, idziesz, hak, idziesz! - krzyczał wysoki mężczyzna, do kilku innych zakapiorów bijących się w kółku. Jedna z jego nóg była całkowicie mechaniczna od połowy biodra w dół. Włosy, jak i zarost miał równo ogolone, a w jednej z rąk trzymał żyletkę, którą „dogalał” się w każdej chwili kiedy nie mówił. Twarz ta zresztą miała na sobie znaki wielu bitew. Tych mniejszych jaki zapewne większych.
- Nogi, pracuj, pracuj, pracuj! Lewa, lewa, co to za szmata? Schodź pod niego, schodź, zaczep i dłuższa ręka! Dłuższa ręka! Pracuj psie, unik, prawa, pracuj! Co to jest, to jest cios? To jest... - przerwał, kiedy spostrzegł młodego Hutta sunącego w jego stronę – a nie cios. No dobrze, dobrze chłopcy, bawcie się sami.
- Witaj Holistarze – rzucił z sympatią Ksorba – jak sprawuje się noga?
- Cudna rzecz Panie Ksorba, cudna. Po królewsku się na niej chodzi. Po królewsku. Gdybym tylko mógł się jakoś odwdzięczyć – Hutt wyszczerzył się. Holistar Enoon, jeden z oficerów bandy najemników znanej jako „Żółte oko”, zrozumiał tę sugestię i odwzajemnił uśmiech – Jak więc mogę Ci pomóc dobrodzieju? - Hutt opowiedział jak. Tym sposobem oprócz doradcy, miał już obstawę w postaci dowódcy najemników i jego sześciu podwładnych.