– … to byś się zesrał. Tak swoją drogą, to miałam się wysikać. Ech, człowiek zapomina.
Trójka zbirów bez skrępowania ruszyła korytarzem. Na ścianach wokół nich - fiolet. Kusząca barwa.
Palce łowczyni na moment zawisły nad uchwytem DC-15s.
Z drugiej strony, e. Może jednak lepiej rzezi nie wszczynać. I to przez ledwie kilku podnieconych karków.
Dobra. Na pięści.
Pierwszy do boju skoczył czarnoskóry łysol; lider grupy, a pozycja przecież zobowiązywała. Gwałtownie, by nadać sobie impetu, machnął łapami, wygiął plecy w tył i potraktował najemniczkę końskiej siły kopniakiem. Kobieta skrzywiła się żałośnie, odczuwając na napiętym brzuchu i obitych dłoniach wcale nieśmieszną prędkość uderzenia. Tym niemniej, udało jej się wytrwać i uwięzić stopę dryblasa w żelaznym niemal uścisku.
Kwestią już pochodną było położenie odpowiedniego nacisku na bezbronne więzadła delikwenta. Wykręcona do granic swoich fizycznych możliwości kostka poddała się bezgłośnie, ale za to zamiast niej odezwała się umiejscowiona nieco wyżej jadaczka nieszczęśnika; gangster zawył przeciągle i łupnął w purpurową posadzkę.
Tuż obok, Starbringer siłował się z innym wytatuowanym dżentelmenem. Albo dżentelmenką. Ciężko było na pierwszy rzut oka stwierdzić płeć napastliwego humanoida. Pysk miał/a co najmniej niejednoznaczny. Nos taki jakby bardziej żeński, ale łuk brwiowy na przykład... Łuk brwiowy przeciwnie, falował wrogo, bardziej... testosteronowo? Klatka piersiowa, prawda, wypukła, tym niemniej
Wazon. Wazon był tym, co skutecznie odwróciło uwagę Astarith od chyba-obojniaka. Kilka dni wytężonej pracy garncarza z hukiem pękło na twarzy rudowłosej, zamraczając ją na garść cennych sekund i, sukcesywnie, wystawiając na kolejny atak kreatywnego napastnika.
Twi'lek iście potężnie wyrżnął w podbródek Rauss, zakolebawszy ją tym śmiałym ciosem tak mocno, że prawie od razu runęła do parteru. Następnie, brutal przyklęknął nad ofiarą i przystąpił do wściekłego młócenia pięściami. Młócenie to skoncentrowane było głównie na buchających siniakami przedramionach wyżej wspomnianej ofiary. Brzmiało strasznie.
Dziewczyna szybko domyśliła się, że nie może, a przede wszystkim – nie da rady blokować gradu natarć ani nawet kilka sekund dłużej. Miała jednakże przy sobie pewien as. W rękawie? W dłoni.
Poderwała do góry biodra i szarpniętym na ślepo kolanem trafiła Rylothanina w dupę. Precyzyjniej – w miejsce tuż nad dupą, bo kość ogonową. Facet zaklął szczerze i przerwał młócenie, co z kolei umożliwiło Rith rozoranie jego uda dzierżonym w garści odłamkiem wazonu. Krew pociekła obficie, zwilżając i przebarwiając spodnie Twi'leka; on sam osunął się na podłogę obok jęczącego już od dłuższego czasu mulata. Głowo-ogoniasty wyglądał blado, półmartwo. Poszła tętnica?
Łowczyni zebrała cielsko do pionu i odruchowo otrzepała się z wyimaginowanych paprochów. W tym samym czasie i w tym samym ciasnym korytarzu, Kelen kończył test obciążeniowy żeber niezidentyfikowanego płciowo agresora. Wynik przyszedł negatywny.
– Się porobiło. - mruknęła w końcu Astarith, maczając palec w rozciętym fachowo policzku. - To przez to nasze całe interplanetarne popierdalanie. Asteroidy-srasteroidy, lasery, kurwa mać, co tam jeszcze. Już zapomniałam, jak się ogarnąć na ulicy. No. Ale następnym razem pójdzie lepiej, nie ma siły. A jest apteczka?
W plecaku nie miała. Rozejrzała się.
– Hej, a w ogóle, to kto cię tak konkretnie ściga?