przez Mistrz Gry » 18 Cze 2015, o 22:00
Drzwi do ukrytego na zapleczu świata rozsunęły się z cichym, jękliwym szumem. Najpierw jeden mężczyzna, noszący bokobrody i rozchełstaną kwiecistą koszulę, potem drugi, o długich włosach przypominających pakuły, starannie zlustrowali Mirialanina, aby upewnić się, czy nie przejawia oznak zagrożenia. Na końcu zjawił się niewielki droid, który po wykonaniu szybkiego skanu poprosił Kaairo o oddanie blastera.
Zgłębiwszy się w niski korytarz, Kaairo dotarł w końcu do całkiem sporego, przeszklonego pomieszczenia, stanowiącego swoiste połączenie gabinetu z salonikiem. Drzwi były otarte, więc już z pewnej odległości mógł bez trudu dostrzec osoby znajdujące się wewnątrz pokoju. Iktochi, którego miał okazję poznać nie tak dawno, usadowił się na bezsprzecznie wygodnym, skórzanym fotelu. Na takim samym, lecz ustawionym w przeciwległym kącie, siedziała tajemnicza kobieta. Wyglądała co najmniej ekstrawagancko, jako że odsłonięte partie jej ciała ozdobione były licznymi tatuażami. Zobaczywszy stojącego w progu Kaairo, wstała i bez słowa skierowała się ku wyjściu. Dopiero w tym momencie zauważył, że kobieta wyraźnie górowała nad nim wzrostem. Wyminęła go zgrabnym ruchem, badając przy okazji wzrokiem tatuaże na twarzy Tu Sano, po czym zniknęła w cieniu korytarza.
- Tak, panna Cold właśnie wychodzi. A właściwie, to wyszła. - odezwał się damski głos. Alanis Orton, nadal zachowująca klasę i powab, choć była starsza od Kaairo o dobre dziesiąt lat, odstawiła szklankę z niebieskim mlekiem, po czym wstała zza swojego biurka i z powagą uśmiechnęła się do niego.
- Witam pana, przyjacielu, niechże pan wejdzie. Narn przed chwilą wspominał mi o tobie. Proszę siadać. Możesz mi mówić Alanis. - wskazawszy gestem na wolny fotel, kobieta również wróciła na swoją poprzednią pozycję. Następnie wychyliła szklankę niebieskiego mleka, mlasnęła głośno ustami i z typową dla niej bezpośredniością kontynuowała:
- Jak rozumiem, szukasz pracy. Niestety u mnie w knajpie jest już komplet. Ale może zainteresuje cię oferta pana Cotto. Z tego co mi mówił, nie jest to szczególnie wymagająca robota. Co nie, Narn? No to nawijaj.
Iktochi już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz Alanis weszła mu w słowo.
- Gdzie moje maniery. Mogę cię czymś poczęstować, młody człowieku? Piwo? Łzy Wasyla? Koreliańska whisky? Cokolwiek? - z wrodzoną uprzejmością i inteligencją udawała, jak zwykle, że nie zna się na zwyczajach picia alkoholu, i pozwalała Kaairo bez zakłopotania wybrać to, na co miał ochotę.
- Potrzebny mi ktoś sprytny i taktowny, nie jakiś gaduła Sprawa jest prosta, kłopoty rodzinne. Nie proszę w swoim imieniu, ale swojego przyjaciela. Jest dla mnie jak brat, chodziliśmy razem do szkoły. Ale on ożenił się z arystokratką, to gruba ryba. - Iktochi rozsiadł się jeszcze wygodniej. Tymczasem Alanis przewracała oczami, wyraźnie znudzona opowieściami pana Cotto.
- Nazywa się Jori Temao. Jori ma córkę, Enari. To jego oczko w głowie, całowałby ziemię po której stąpa. Trzeba przyznać, że jest piękna. Jednak nie zachowuje się jak dama. Pokochała prochy i niewłaściwego faceta. Tu zaczynałaby się twoja rola. Trzeba ją tutaj przyprowadzić, tylko tyle. - Iktochi zrobił sobie w tym momencie przerwę, a do głosu doszła Alanis.
- Pewnie zapytasz, czemu nie wynajmiemy do tego detektywa. Wścibskiego eks-glinę, który w wolnych chwilach donosi imperialnym służbom albo łowcom sensacji. Tego nie potrzebujemy.
- Zwiała z kliniki odwykowej i związała się z jakimś ćpunem, o imieniu Omzott. Znamy adres ich meliny. Sami nie możemy jej zgarnąć, jako że od razu by nas poznała. Potrzebujemy nowej twarzy. Zainteresowany?