Nar Shaddaa było miejscem, o którym słyszano w każdym zakątku galaktyki. Znajdujące się pod kontrolą Huttów pionowe miasto, było swego rodzaju galaktyczną stolicą bezprawia, szarą strefą, w której legalne interesy wzbudzały większą nieufność, niż te całkowicie zgodne z galaktycznym prawem. Imperium nawet nie próbowało wprowadzać tam własnego porządku. Można było nawet zaryzykować stwierdzenie, że takiego typu centralizacja przestępczego życia, była władzom na Bastionie na rękę. Półświatek przestępczy przestał być więc w mieście-księżycu półświatkiem i rozwijał swe skrzydła pod czujnym okiem całej siatki Imperialnych agentów, uważnie śledzących wszelkie aktywności.
Zdezelowany koreliański frachtowiec typu YV-330 nie rzucał się w oczy, doskonale wpasowując w przemytniczy krajobraz kosmoportu. Wiekowa jednostka, zdająca się trzymać w jednym kawału jedynie przy pomocy tajemniczej siły, osiadła na brudnym lądowisku. Kilka droidów astromechanicznych podjechało do niej jeszcze zanim ucichły silniki, a po rampie zszedł mężczyzna w towarzystwie krępego Trandoshana, o wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniu. Brązowooki przybysz ubrany był luźne, czarne spodnie i wytartą, skórzaną kurtkę, spod której nieśmiało wystawała kabura ze spoczywającym w środku blasterem. Mało kto rozpoznałby w mężczyźnie Gabriela Raabe - szanowanego polityka z Manaan, który jeszcze tydzień wcześniej wyruszał na oficjalne spotkanie polityczne na Coruscant. Raabe jeszcze raz uniósł podręczny wyświetlacz holograficzny i uruchomił go. Nad jego dłonią rozbłysło niebieskie popiersie Weequaya. Kuim Eldum, lokalny "przedsiębiorca" i cel Raabe'a. Według dostarczonych przez rebeliantów danych, rezydował gdzieś w sektorze koreliańskim i to właśnie tam Gabriel zamierzał rozpocząć poszukiwania. Problemem był jedynie brak dokładniejszych informacji. Mężczyzna poprawił blaster, do którego wciąż nie mógł się przyzwyczaić, a który był na Nar Shaddaa równie naturalnym elementem ubioru co buty, i w towarzystwie swego pilota - ochroniarza opuścił lądowisko.