Kittani, IG87F oraz Gweek przybywają z przestrzeni kosmicznej na Gamorrę na swoim statku "Skyrunner"Gamorra przywitała ich burzą i zachwycającym pięknem. W tej kolejności.
Burza, w jaką wlecieli przy pierwszym podejściu do lądowania, była tak silna i potężna, że niemal rozbiła statek o szczyty górskie. Tylko połączone starania Kittani, Cada i Garlla sprawiły, że statek wydostał się ponad chmury i tam poczekał na łagodniejsze warunki.
Zachwyt pojawił się przy drugim podejściu, gdy Skyrunner zszedł poniżej linii kłębiastych chmur. Planeta była urzekająca i piękna. Rozległe połacie kontynentu zdobiły gęste lasy deszczowe o odcieniach zieleni tak intensywnych i wielorakich, że zdawało się że inna barwa na Gamorrze nie występuje. A przecież doskonale widzieli rozległe brunatne równiny, szczyty górskie mieniące się srebrem i bielą oraz czysty błękit nieba. Wszystko to było skąpane w złocistych promieniach słońca wydobywając z każdej barwy głębię i soczystość.
Rajski pejzaż planety zaskoczył wszystkich i wywołała mimowolny zachwyt nad jej pięknem i majestatem. Tylko IG nie wykazywał szczególnej radości. I nie chodziło o to, że jako droid rozumienie i odczuwanie emocji, w taki sposób jak przedstawiciele organicznych form życia, było mu obce. IG widział wskazania czujników; atmosfera zawierała w swoim składzie sporo wilgoci. Potrzebował dodatkowego uszczelnienia i przeglądu bo lądowanie w okolicach równika i w pobliżu dżungli wcale nie zapowiadało mniejszego narażenia na ten mało przyjemny czynnik.
Wylądowali na jednym z nielegalnych lądowisk, ponieważ Borsk wolał nie lądować w kosmoporcie ulokowanym w pobliżu jakiegoś większego miasta, gdyż, jak mówił: "pełno było tam huttyjskich i imperialnych oczu". Nielegalność miejsca w którym się znaleźli była chyba umowna, bowiem w żaden sposób nie kojarzyła się z czymś co powinno być nielegalne a przez to w pewnym sensie ukryte i nie rzucające się w oczy; było zbyt rozświetlone, kolorowe, rozgadane i wypełnione egzotyczną muzyką i przepełnione egzotycznymi zapachami.
Wokół trzech dużych i kilku mniejszych platform lądowniczych (na jednej z tych mniejszych przysiadł Skyrunner) przez lata wyrosło prawdziwe miasteczko oferujące wszelakie możliwe usługi pierwszej i dalszej potrzeby. Były tu warsztaty, kantyny, sklepy i magazyny. Wszędzie kręcili się handlarze, posłańcy, najemnicy a kurtyzany stały na rogach wąskich uliczek i ponentnymi ruchami i słodką gadką zachęcały do korzystania ze swoich usług.
Dominującą rasą wśród obcych byli bez wątpienia gamorreanie; Gweek nie mógł się doczekać spotkania z pobratymcami i nerwowo przebierał nogami z podniecenia. Zaskakujące było jednak to, że mało który gamorreanin wydawał się być typowym tępym osiłkiem. Owszem, byli wielcy, mało zgrabni, zwaliści i chrumkający ale przy tym potrafili być ubrani w szaty podkreślające ich status a manierami mogli wprowadzić niejednego w zdumienie.
Stereotypy bywają straszne pomyślała Kittani gdy minęła ich gamorreańska para pachnąca lepiej niż ona sama.
Było gorąco. Wentylacja kantyny w której siedzieli pracowała na pełnych obrotach ale i tak nie mogła poradzić sobie z ogromną duchotą i wilgocią wiszącą w powietrzu. Cała szóstka okupowała okrągły stolik w narożniku sali i wszyscy (z wyjątkiem IG) mieli przed sobą kufel lokalnego trunku przypominającego barwą i konsystencją koreliański lager ale było od niego zdecydowanie mocniejsze i bardziej aromatyczne.
- Dobra. Wiem, że powtarzałem to przez ostatni miesiąc do znudzenia, ale musimy się wtopić w otoczenie. Wgryźć w społeczność. Zapuścić trochę korzenie. Nie, możemy tak po prostu pojawić się i zacząć pytać. Musimy słuchać i obserwować. Chciałbym mieć więcej tropów na tej planecie, ale jak już wiecie...
- ... bo powtarzałeś to już przez ostatni miesiąc... - Cad wydawał się być znudzony ciągłym planowaniem i gadaniem Bothanina.
- Nie jest to takie proste. Hutt Urpa Loss, na którego polujemy, jest wyjątkowo przebiegły. To chyba najciekawszy przeciwnik z jakim przyszło mi się mierzyć. Jedyne co teraz mamy to trop prowadzący do ostatniej, znanej mi z położenia, bazy Urpy. Musimy się tam dostać i potrzebujemy przewodnika, który nas tam zaprowadzi. Gweek to zadanie dla Ciebie. Masz odszukać przewodnika, zrozumiałeś? Cad i Kittani Wy macie odszukać tego...
- ....Talona Karrde. - wtrącił Cad.
- Czy on czasem nie zginął? - spytał Bothanin.
- Tak, też to słyszałem. Nie wydaje mi się, żeby to był ten sam człowiek. Ktoś raczej podszywa się pod niego. Nigdy go osobiście nie widziałem, więc nie wiem jak to jest naprawdę. Mniejsza... mam pewien pomysł gdzie zacząć więc spoko. Damy radę, co Kittani?
- IG, Garrl pilnujecie statku i gromadzicie zapasy. Wierzcie mi i jedno i drugie będzie wymagające. Oczy dookoła głowy. Gotówkę macie.
- A ty? - spytał Cad - co Ty będziesz robił? Do tej pory milczałeś co do swojej roli w tym przedsięwzięciu.
- Ja, proszę Ciebie, upewnię się, że Imperialni oraz Huttowie nie węszą tutaj za nami. I kto wie, może potem strzelę sobie dzień wolnego. W ofercie turystycznej pisali, że można tutaj zażywać regenerujących kąpieli w błocie. To wszystko. Komunikatory miejcie w pogotowiu. Nie róbcie gnoju... Gweek, słyszysz? Ok? To narada skończona.
To mówiąc Borsk wstał i skierował się ku wyjściu.