Content

Archiwum

[Gamorra] - Dorwać Ślimaka

[Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 10 Sie 2016, o 17:07

Kittani, IG87F oraz Gweek przybywają z przestrzeni kosmicznej na Gamorrę na swoim statku "Skyrunner"
Gamorra przywitała ich burzą i zachwycającym pięknem. W tej kolejności.

Burza, w jaką wlecieli przy pierwszym podejściu do lądowania, była tak silna i potężna, że niemal rozbiła statek o szczyty górskie. Tylko połączone starania Kittani, Cada i Garlla sprawiły, że statek wydostał się ponad chmury i tam poczekał na łagodniejsze warunki.

Zachwyt pojawił się przy drugim podejściu, gdy Skyrunner zszedł poniżej linii kłębiastych chmur. Planeta była urzekająca i piękna. Rozległe połacie kontynentu zdobiły gęste lasy deszczowe o odcieniach zieleni tak intensywnych i wielorakich, że zdawało się że inna barwa na Gamorrze nie występuje. A przecież doskonale widzieli rozległe brunatne równiny, szczyty górskie mieniące się srebrem i bielą oraz czysty błękit nieba. Wszystko to było skąpane w złocistych promieniach słońca wydobywając z każdej barwy głębię i soczystość.
Rajski pejzaż planety zaskoczył wszystkich i wywołała mimowolny zachwyt nad jej pięknem i majestatem. Tylko IG nie wykazywał szczególnej radości. I nie chodziło o to, że jako droid rozumienie i odczuwanie emocji, w taki sposób jak przedstawiciele organicznych form życia, było mu obce. IG widział wskazania czujników; atmosfera zawierała w swoim składzie sporo wilgoci. Potrzebował dodatkowego uszczelnienia i przeglądu bo lądowanie w okolicach równika i w pobliżu dżungli wcale nie zapowiadało mniejszego narażenia na ten mało przyjemny czynnik.

Wylądowali na jednym z nielegalnych lądowisk, ponieważ Borsk wolał nie lądować w kosmoporcie ulokowanym w pobliżu jakiegoś większego miasta, gdyż, jak mówił: "pełno było tam huttyjskich i imperialnych oczu". Nielegalność miejsca w którym się znaleźli była chyba umowna, bowiem w żaden sposób nie kojarzyła się z czymś co powinno być nielegalne a przez to w pewnym sensie ukryte i nie rzucające się w oczy; było zbyt rozświetlone, kolorowe, rozgadane i wypełnione egzotyczną muzyką i przepełnione egzotycznymi zapachami.
Wokół trzech dużych i kilku mniejszych platform lądowniczych (na jednej z tych mniejszych przysiadł Skyrunner) przez lata wyrosło prawdziwe miasteczko oferujące wszelakie możliwe usługi pierwszej i dalszej potrzeby. Były tu warsztaty, kantyny, sklepy i magazyny. Wszędzie kręcili się handlarze, posłańcy, najemnicy a kurtyzany stały na rogach wąskich uliczek i ponentnymi ruchami i słodką gadką zachęcały do korzystania ze swoich usług.
Dominującą rasą wśród obcych byli bez wątpienia gamorreanie; Gweek nie mógł się doczekać spotkania z pobratymcami i nerwowo przebierał nogami z podniecenia. Zaskakujące było jednak to, że mało który gamorreanin wydawał się być typowym tępym osiłkiem. Owszem, byli wielcy, mało zgrabni, zwaliści i chrumkający ale przy tym potrafili być ubrani w szaty podkreślające ich status a manierami mogli wprowadzić niejednego w zdumienie. Stereotypy bywają straszne pomyślała Kittani gdy minęła ich gamorreańska para pachnąca lepiej niż ona sama.

Było gorąco. Wentylacja kantyny w której siedzieli pracowała na pełnych obrotach ale i tak nie mogła poradzić sobie z ogromną duchotą i wilgocią wiszącą w powietrzu. Cała szóstka okupowała okrągły stolik w narożniku sali i wszyscy (z wyjątkiem IG) mieli przed sobą kufel lokalnego trunku przypominającego barwą i konsystencją koreliański lager ale było od niego zdecydowanie mocniejsze i bardziej aromatyczne.
- Dobra. Wiem, że powtarzałem to przez ostatni miesiąc do znudzenia, ale musimy się wtopić w otoczenie. Wgryźć w społeczność. Zapuścić trochę korzenie. Nie, możemy tak po prostu pojawić się i zacząć pytać. Musimy słuchać i obserwować. Chciałbym mieć więcej tropów na tej planecie, ale jak już wiecie...
- ... bo powtarzałeś to już przez ostatni miesiąc... - Cad wydawał się być znudzony ciągłym planowaniem i gadaniem Bothanina.
- Nie jest to takie proste. Hutt Urpa Loss, na którego polujemy, jest wyjątkowo przebiegły. To chyba najciekawszy przeciwnik z jakim przyszło mi się mierzyć. Jedyne co teraz mamy to trop prowadzący do ostatniej, znanej mi z położenia, bazy Urpy. Musimy się tam dostać i potrzebujemy przewodnika, który nas tam zaprowadzi. Gweek to zadanie dla Ciebie. Masz odszukać przewodnika, zrozumiałeś? Cad i Kittani Wy macie odszukać tego...
- ....Talona Karrde. - wtrącił Cad.
- Czy on czasem nie zginął? - spytał Bothanin.
- Tak, też to słyszałem. Nie wydaje mi się, żeby to był ten sam człowiek. Ktoś raczej podszywa się pod niego. Nigdy go osobiście nie widziałem, więc nie wiem jak to jest naprawdę. Mniejsza... mam pewien pomysł gdzie zacząć więc spoko. Damy radę, co Kittani?
- IG, Garrl pilnujecie statku i gromadzicie zapasy. Wierzcie mi i jedno i drugie będzie wymagające. Oczy dookoła głowy. Gotówkę macie.
- A ty? - spytał Cad - co Ty będziesz robił? Do tej pory milczałeś co do swojej roli w tym przedsięwzięciu.
- Ja, proszę Ciebie, upewnię się, że Imperialni oraz Huttowie nie węszą tutaj za nami. I kto wie, może potem strzelę sobie dzień wolnego. W ofercie turystycznej pisali, że można tutaj zażywać regenerujących kąpieli w błocie. To wszystko. Komunikatory miejcie w pogotowiu. Nie róbcie gnoju... Gweek, słyszysz? Ok? To narada skończona.
To mówiąc Borsk wstał i skierował się ku wyjściu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 11 Sie 2016, o 22:14

- Yyyyh? Jaaa? - po chwili namysłu pochrumkał i kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
Rozmowa powoli dobiegła końca. Jej ostatnie zdanie znacząco pogorszyło mu humor. Bo przeca Gweek lubił gnój. Tarzanie się w nim i babranie w błocie. Wpadanie w coraz większe "sytuacyjne gówno" weszło mu w krew jak wypijany alkohol. Lubił brud, smród, ale na pewno nie ubóstwo.
Dopił do końca "eliksir trzeźwości" i wstał od stołu. Nie zasunął za sobą krzesła, bo i po co. Łatwiej będzie mu znowu zasiąść przy stole lub co lepsze - poderwać mebel w górę i cisnąć nim we wroga. Zabrał jedynie naczynie, a na odchodne odwrócił się do tyłu jakby chciał coś powiedzieć. Jego towarzysze podnieśli głowy i czekali co Knurcio chce im powiedzieć. Ten jednak tylko prychnął, machnął ręką i zajął pierwsze lepsze miejsce przy barze.

Na pierwszą zaczepkę, ze strony personelu, jedynie uniósł naczynie do góry, by się wypełniło po brzegi. Aż go korciło by wychylić je duszkiem - na raz. Tak to tylko spijał po gulu, oblizując kły i wargi. Na drugą zaczepkę zareagował nieco inaczej. Pierw zapłacił za trunek, dokładając do odliczonej wcześniej, pod stołem kwoty pięćdziesiątaka w jednym nominale. Tak zwiniętą walutę przemycił na blat, uniósł kufel i poczekał, aż się "paliwko" uzupełni. Podczas tej czynności dodał w swojej ojczystym języku:
- Wiele się tu pozmieniało od mojej ostatniej wizyty. - nie czekając na odpowiedź dodał konspiracyjnym półszeptem.
- Dam zarobić. - i tu lakonicznie urwał wypowiedź, czekając na reakcję.
Aż go bolało wydawanie jakichkolwiek sum na cele inne niż te z kategorii powiedzmy szeroko rozumiana "rozrywka".
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 12 Sie 2016, o 13:38

Miesiąc na Skyrunnerze dłużył się niemiłosiernie, chociaż był wypełniony szkoleniem po same brzegi. Borsk postanowił ich wszystkich przeszkolić co oznaczało tylko jedno - cała ta sprawa ,,siatki" była prawdziwa a oni sami śmiertelnie poważnie podchodzili do wykonywania swoich zadań. Kittani już podczas przesłuchiwania dostrzegła jego zręczność i doskonałe wyszkolenie w walce wręcz, co zresztą jej bardzo zaimponowało - w kilku sprawnych ruchach ją zupełnie obezwładnił, gdyby nie IG różnie mogłoby się to zakończyć. Zastanawiało ją tylko to, czy wszyscy z tego kręgu ją tak doskonale wyszkoleni w tak wielu płaszczyznach.
Gamorra zaskoczyła wszystkich, chociaż chyba najbardziej to właśnie Levfith nie dowierzała na własne oczy gdy zobaczyła jej piękno. Planeta nie była zbyt popularna i leżała zdecydowanie zbyt daleko od Coruscant, by brunetka miała kiedykolwiek okazję do styczności z podróżnikami którzy mieli okazję odwiedzić ową planetę. Z tego też powodu ciężko przychodziło jej wyobrażenie sobie i tego, jak funkcjonuje tam życie. Jej wyobrażenia dodatkowo zakrzywiała postać Gweeka - jeśli wszyscy jej mieszkańcy uwielbiali picie na umór i niezbyt cenili sobie higienę osobistą, nie wspominając już o nadużywaniu przemocy... ciekawe jakim cudem nadal jest cała. Pewnego dnia podczas podróży statkiem zapytała knura o jego rodzinną planetę - zrozumiała tylko tyle, że jest zielona i piękna jak on sam. Przy czym trzeba zaznaczyć, że piękno w galaktyce to pojęcie względne.

***


Kittani siedziała obok wszystkich chociaż myślami była nadal nieobecna, chyba nadal gdzieś na wysokości chmur skąd rozpościerał się jeden z najpiękniejszych widoków które było dane jej widzieć. Jedyne co jej tutaj przeszkadzało to upał, który dawał jej się we znaki. Z chęcią poszłaby pod prysznic ale postanowiła wysłuchać wszystkiego, co ich nowy ,,szef" ma do powiedzenia co jakiś czas rozglądając badawczo się dookoła. Na słowa Cada tylko przytaknęła głową i gdy wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić w swoich kierunkach już na dobre powróciła myślami do kantyny, powoli wszystko analizując. Dopiła trunek i przeniosła wzrok na swojego towarzysza, który siedział obok niej.
- W takim razie... gdzie zaczynamy? - zapytała Durosa który okazał się jej partnerem w tym zadaniu. W gruncie rzeczy cieszyła się z takiego obrotu sprawy, chociaż przy IG czuła się bezpieczniej wiedząc z jaką celnością strzela droid. Cad z kolei wydawał się mieć sporo doświadczenia w ucieczkach i walce, chociaż nie wiedziała jeszcze czy potrafi celnie strzelać. Z pewnością zawiązała się pomiędzy nimi jakaś nić porozumienia - on jako jedyny z całej załogi statku wydawał się myśleć w sposób podobny do niej. - I skąd tyle wiesz o Talonie Karrde? - dodała przyglądając mu się uważniej i ściągając brwi w geście zamyślenia. Może to było coś tak oczywistego i tak głośnego w całej galaktyce że aż głupio pytać, ale ona oczywiście o niczym nie wiedziała? Cad był chyba z nich wszystkich najbardziej biegły w tych sprawach.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 15 Sie 2016, o 14:45

Gweek
- Ty Dasz, zarobić. Chudziaku? - rzucił barman spoglądając na Gweeka z pogardą. Barman był Gamorreaninem. Niższym od Gweeka za to bardziej przysadzistym i sflaczałym. Ubrany był też znacznie lżej niż Gweek; jego ubiór stanowiły dwa szerokie skórzane pasy krzyżujące się na piersi oraz futrzana opaska biodrowa. Dopełnieniem stroju były trzy kolczyki. Jeden w nosie i dwa w sutkach.
- Weź mi wytłumacz - barman odłożył kufel i oparł się o bar - jak chcesz dać zarobić? Ty na pewno nie masz kredytów, chudziaku. Śmierdzisz biedą. Trochę gotówki i co? Jak lord się nosi. Widział go kto. Hahahaha. Chłopaki! - Barman machnął ręką w stronę kilku głupawo i mięsisto wyglądających Gamorrean. - Mamy chyba tutaj, Chudziaka do przetrzepania. Mówi, że da zarobić!
Gweek obejrzał się za siebie. Jego towarzysze już wyszli. Został sam.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 15 Sie 2016, o 16:06

- Ty Dasz, zarobić. Chudziaku?
- Jest dola do odpalenia...
- Weź mi wytłumacz - jak chcesz dać zarobić? Ty na pewno nie masz kredytów, chudziaku. Śmierdzisz biedą. Trochę gotówki i co? Jak lord się nosi. Widział go kto. Hahahaha. Chłopaki!
- Ale oni mają! Dużo! Sam ich widziałeś!
Pierwszą zdanie przyjął z pewnym spokojem i odpowiedział. Drugie i trzecie zdanie zawierało sporo prawdy. Śmierdział... ale nie biedą. Na pewno nie biedą. Szybko przekalkulował swoje finanse i wyszło na to, że został wydymany bez smalczyku. Teraz to zaiste śmierdział - zdenerwowaniem. I strachem. Nie, żeby od razu się zesrać. Na to miał jeszcze czas.
Wysuszony i wyżarty - taki był. Przez bliżniacze słońca i wszechobecny alkohol nie mógł dojść do optymalnej formy. I wagi, która w tej sytuacji nie dałaby pretekstu temu mądrali. W całym jego życiowym pośpiechu po prostu nie zdążył obrosnąć wystarczającą warstwą tłuszczu. Kobiety dochodziły do wagi dwustu kilogramów, a nawet dużo więcej. On zamknął licznik jedynie na około stu trzydziestu. Miesiąc spędzony na przymusowym odwyku wyleczył jedynie ciało. W umyśle dalej był ankoholikiem. Ale inni o tym nie musieli wiedzieć.
Jedynym atutem jaki posiadał był wzrost i zasięg pięści większy niż jego potencjalni koledzy w mordobiciu. Każdy z nich posiadał przyssanego do ramion, bicepsów, karku lub policzków - łącznie od jednego do kilku gamorreańskich pasożytów - morrtsów. Im więcej miał ich posiadacz, tym większą siłą się odznaczał. Gweek miał ich pokaźną ilość - okrągłe zero.
Bezustanna walka pomiędzy Gammoreańskimi samcami była gwarantem tego, że tylko najsilniejszy fizycznie zdobędzie matronę lub przejmie władzę nad klanem, tym bardziej jeśli stosunek dorosłych samców do samic był jak jeden do dziesięciu. Zasada ta obowiązywała też w innych miejscach na tej planecie, o czym miał się przekonać na własnej skórze.
Jednym okiem próbował zarejestrować kilka rzeczy na raz. Który z pijoczków wygląda na największego chojraka, a który ma najwięcej owadów. Jak tu się ulotnić - niczym rozwiany bąk na wietrze - z tej mordowni. Kto jeszcze może czychać by wygarbować mu skórę.
Jeśli dojdzie do rękoczynów to będzie "rynka, gica, "musk" na ścianie".
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 16 Sie 2016, o 13:08

Kittani
Miesiąc.
Mniej więcej.
Kittani nie liczyła tego dokładnie.
Tyle czasu przebywała wspólnie z całą załogą na pokładzie Skyrunnera. Nie licząc kilku sporadycznych wypadów na powierzchnie kilku podrzędnych planet i stacji kosmicznych, twarze: Borska, Gweeka, IG87F, Cada oraz Garlla były jedynymi, które dane jej było oglądać, a tym samym były to jedyne osoby z którymi dało się zamienić kilka bardziej znaczących zdań. Siłą rzeczy więc każdy z uczestników lotu dowiedział się czegoś o sobie; czy to z opowieści, rozmów czy też obserwacji podczas wspólnego treningu.

***

Największą niespodzianką wspomnianego treningu był Gweek. Istota obdarzona - zdawać by się mogło - szczątkową inteligencją i całkowitym brakiem zrozumienia funkcjonowania sprzętu elektronicznego, doskonale radziła sobie z obsługą wieżyczek laserowych Skyrunnera. Na testach symulacyjnych knur jako jedyny był wstanie zbliżyć się do absolutnego mistrza jakim był IG87F. Zdaniem Borska Gweek w kilku aspektach był nawet lepszy. Co ciekawe: nie był to jednorazowy przypadek i gamorreanin za każdym razem powtarzał ten nietypowy wyczyn. Gweek z uciechy kwiczał, tupał i pachniał jakby intensywniej, mówiąc przy tym, że: "to proste, Fart mi podpowiada gdzie strzelać". Gdy któregoś wieczoru Garll przetłumaczył co w jego języku oznacza słowo Fart, to soczyste obłoki smrodliwej, gweekowej radości nabierały większego sensu.
Wspomnienie tego miesiąca żyło w pamięci Kittani jeszcze jednym wydarzeniem. A w zasadzie serią wydarzeń. Praktycznie niekończącą się. Po tym jak Borsk wziął się za pokazanie jej podstawowych technik samoobrony jej mięśnie codziennie krzyczały z bólu. Raz, że Borsk jej nie oszczędzał, dwa ona sama kondycyjnie nie była przygotowana do takiego wysiłku. Momentami z tęsknotą wspominała wygodne wnętrze Rajskich Kazamatów w pałacu Hutta na Tatooine. Jednak wysiłek opłacił się i Borsk, pod koniec treningu, z zadowoleniem przyznał, że Kittani zrobiła znaczące postępy. (Choć i tak nie wygrała z nim żadnego starcia).
Przez cały ten czas Cad i Kittani zbliżyli się do siebie. Przemytnik-programista dobrze czuł się w towarzystwie kelnerki-zbiega i na odwrót. Chemia była naturalna. Nic wymuszonego. Kittani sama łapała się na tym, że mimowolnie szuka towarzystwa Durosa, a ten wcale nie stronił od niej. Nie będąc do końca pewną swych uczuć wolała nazywać to przywiązanie "kontaktem z jedyną osobą, z którą dało się sensownie dłużej pogadać". Bo tak było w rzeczywistości.
Borsk chyba dostrzegł tę więź i uznał, że ta dwójka nada się do wspólnych poszukiwań przemytnika znanego jako Talon Karrde. Kittani nie mogła też mieć większych złudzeń: to Cad w tym rozdaniu miał lepsze karty. Jako przemytnik znał reguły rządzące półświatkiem. Wiedział jak i gdzie pytać by dostać stosowne informacje i przeżyć. Więc to on był ważniejszy a ona miała go tylko wspierać. Nie wiedziała czy ma się z tego powodu cieszyć czy nie. Czyżby Borsk nie dostrzegał w niej tych samych pokładów talentu co w innych? Czy tajny agent świadomie oddawał ją pod opiekę doświadczonego przemytnika na dalszą naukę?

***

- Nie..- wyszeptała do siebie - to na pewno chodzi o chemie.
- Co tam mówisz? - Cad odwrócił się do niej i uśmiechnął się. - Coś Cię chyba męczy. To może tutejszy klimat.
Zatrzymał się by lepiej ocenić stan swojej partnerki.
- Słyszałem, że może być zabójczy dla układu pokarmowego. To o to chodzi?
Żar lał się z nieba a wilgoć kleiła ubranie do ciała. Gamorra bardzo szybko przestawała być urzekająca. Od godziny kręcili się po osadzie starając się wypatrzeć wśród szyldów rozmaitych przybytków, ten z odpowiednim oznakowaniem. Cad nie wyjaśniał dokładnie czym jest to oznakowanie, twierdząc, że sam nie wie czego dokładnie szuka.
- Mam tylko nadzieję, że wpadnę na to czego potrzebuję.

***
Większą część poszukiwań Cad przeznaczył na snuciu opowieści o Talonie.
- Talona Karrde nigdy nie poznałem. Ani tego legendarnego ani tego tutaj oszusta. Na potrzeby przejrzystości mojego wywodu dalsze moje użycia zwrotu Talon Karrde będą dotyczyć tego tutaj. Tego fałszywego. Ok? To dobrze. Na jego ślad trafiłem przed laty gdy razem z Garllem bawiliśmy się w wożenie dość silnych... leków. Produkowane były one... te leki...właśnie przez tego typa. Towar rozchodził się na Courscant tak szybko, i był tak popularny, że w końcu był jednym chodliwym i pożądanym lekiem w barach... to znaczy w szpitalach. Tak, w szpitalach. Nie wiem co mnie z tym barem naszło. Także lek był wielkim hitem. I bardzo szybko przez jego hitowość przestało być bezpiecznie wozić go do stolicy. I tak jak dobra passa szybko się zaczęła tak szybko się skończyła. Zrezygnowaliśmy bo specjalne służby od spraw bezpieczeństwa leków zaczęły węszyć. Ponoć wiele osób bardzo szybko trafiło za kraty za handlowanie tym lekiem więc uznaliśmy, że trzeba z tym skończyć. Przy czym Pan Karrde chyba nie do końca przyjął naszą rezygnację. Swego czasu musieliśmy się z Cadem trochę poukrywać po galaktyce bo zdaniem Talona wisieliśmy mu trochę gotówki za ostatni kurs. To oczywiście była nieprawda.
- Przez cały ten czas nie byłem na Gamorrze ani razu. Załadunek odbywał się na orbicie za pośrednictwem frachtowców i ludzi należących do hutta. Zgadnij jak miał na imię. Urpa Loss! Tak. Dokładnie tak. Ten sam Hutt którego teraz szukamy. Więc w skrócie. Jeżeli uda nam się trafić jakoś na trop ludzi Talona to może i trafimy na ślad Urpy.

***
Od kwadransa mieli ogon. Kittani nie informowała o tym Cada od razu. Stwierdziła, że poczeka. Upewni się co do ich intencji; choć te były raczej czytelne. Wolała nie rozpraszać Durosa, który pogrążony w swych przemytniczych opowieściach idealnie usypiał czujność dwójki mężczyzn którzy szli za nimi. Kim byli i czego chcieli? Tego Kittani nie wiedziała, ale w swoim niewolniczo-kelnerskim życiu nie raz widziała najętych zbirów. Wychodziło na to, że komuś nadepnęli już na odcisk.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 16 Sie 2016, o 22:10

Szkolenie okazało się być o wiele trudniejszym niż się tego nie spodziewała. Nie liczyła na ulgowe traktowanie ze strony Borska ale treningi okazały się być ponad jej możliwości. Początki były najgorsze - brunetka z każdym kolejnym starciem zyskiwała nowe siniaki, o różnych wielkościach i kolorach które zmieniały się na przestrzeni następnych dni. Czasami było tak ciężko, że miała ochotę poprosić go o chwilę przerwy ale wtedy przypominała sobie, że jeśli kiedykolwiek dojdzie między nią a kimś innym do walki wręcz taka przerwa może ją kosztować życie. To właśnie ta myśl była główną motywacją do dalszego szkolenia - nie wiedzieć czemu zawsze wyobrażała sobie swoją śmierć spowodowaną faktem, że ktoś jej wytracił blaster z ręki i nie była w stanie się obronić przed napastnikiem bez użycia broni. Nigdy nie miała okazji do trenowania samoobrony a strzelanie było absolutnym minimum które umożliwiało jej funkcjonowanie w galaktyce pośród podejrzanych osobistości na stacjach i w barach. Początkowo Garll i Cad kręcili głowami na widok coraz to nowszych krwiaków wyraźnie dając jej do zrozumienia, że chyba przesadza. Kittani szybko nauczyła się ten fakt ignorować. Ze wszystkich znajdujących się na podkładzie statku wydawać by się mogło że tylko Borsk rozumiał co nią kieruję i przez to nigdy nie zaniżał poziomu, tym samym nie pozwalając jej na chociażby jedno zwycięstwo.
Fakt, że w ostatniej fazie Kittani poczuła się jako nieco gorsza z całej załogi znacząco wpłynął na to, z jaką agresją walczyła. Nie była zazdrosna o to, z jaką precyzją strzela Gweek czy też IG. Poczuła się dogłębnie urażona tym, że jako kobieta jest raczej doczepką dla bardziej doświadczonego Durosa niż kimś wartościowym w załodze. Czyżby już wszyscy zapomnieli kto pilotował statkiem w krytycznej sytuacji? Kto uciekł z pałacu przebrany jako oficer i nadal żyje? W swoje umiejętności pilotażu nigdy nie wątpiła i była ich pewna jak mało kto, tym bardziej bolał ją fakt trochę przedmiotowego traktowania jej osoby.
- Szowinistyczne świnie. - wyrwało jej się jednego dnia bez namysłu gdy zdenerwowana powoli zmierzała korytarzem w stronę opustoszałego kokpitu. Nie była do końca pewna czy ktokolwiek to usłyszał ze względu na późną porę ale w tym momencie było jej wszystko jedno, źle się czuła. Wtedy też spędziła całą noc w fotelu pilota, spoglądając przez szyby na rozciągającą się przed nimi galaktykę, zastanawiając się jak dalej potoczy się jej życie i dokąd właściwie zmierza.

***

Była święcie przekonana że Duros zdecydowanie wiedział co robi pomimo zapewnienia jej że sam nie wie dokładnie czego szuka, więc brunetka dała mu wolną rękę. Wysłuchiwała go uważnie, powoli układając wszystko w logiczną całość. Czyli jednak był przemytnikiem z krwi i kości, z długi stażem i jeszcze dłuższym pasmem problemów związanych ze swoją profesją. Nie uwierzyła natomiast w jego wersję o lekach w szpitalu więc pokręciła głową na znak, że ona tego nie kupuje i dokładnie wie o co chodzi. W pałacu Hutta Yarlo podobne ,,leki" były dystrybuowane i każdy głupi o tym wiedział.
- Ładnych rzeczy się o Tobie dowiaduję. - podsumowała jego historię z nieco złośliwym uśmiechem. - A Huttów osobiście bardzo nie lubię. Ogromne ślimaki. - dodała z niesmakiem, przypominając sobie sposób w jaki Yarlo jadał kolacje w towarzystwie swoich niewolnic.
Cad najwyraźniej był tak zaangażowany w opowiadanie o Talonie że zupełnie zapomniał o całej otaczającej go przestrzeni. Kittani przewrażliwiona na punkcie śledzenia jej osoby od razu dostrzegła ogon, który szedł za nimi już dłuższy czas i zaczęła się poważnie niepokoić - po tak długim czasie powinni już sobie odpuścić albo zrobić pierwszy ruch. Musiała mu dać jakiś na tyle dyskretny znak żeby obydwoje nadal byli przekonani o braku zainteresowania ich osobami. Bez namysłu podniosła prawą rękę Durosa i przygarnęła się pod jego ramię. Był wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw ale ostatecznie objął ją mocniej i nieco się nad nią pochylił.
- Źle się czujesz? - zapytał z nutką troski w głosie przypominając sobie co niedawno mówiła o chemii. Kittani uniosła na niego spojrzenie i po upewnieniu się że jest w bezpiecznej pozycji lewą dłoń, której ich towarzysze za nimi nie mogli dostrzec - cały jej lewy bok zasłaniał teraz Duros.
- Chyba faktycznie klimat mi nie sprzyja... - zaczęła wzdychając cicho, przenosząc wzrok z jego twarzy na swoją dłoń. Wpierw pokazała kciukiem za ich plecy, zacisnęła dłoń w pięść i wyprostowała dwa palce które symbolizowały dwie osoby siedzące im na przysłowiowym ogonie. Powoli opuściła dłoń, powracając powoli do niego wzrokiem. - Strasznie tu gorąco a wilgotność powietrza tylko pogarsza sprawę.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sie 2016, o 07:39

Gweek
Lepkie i gorące powietrze stało się momentalnie jeszcze gorsze. Wszyscy goście kantyny zamilkli gdy wezwana przez barmana trójka gamorrian wstała od swojego stolika. Na sali zapanowała absolutna cisza. Tylko jakiś tłusty skrzydlaty owad tłukł się pod sufitem szukając drogi na zewnątrz i pobrzękując przy tym wściekle. Atmosfera stała się nieprzyjemnie gęsta.
Gweek rozejrzał się po sali swym jedynym kaprawym okiem. Szybki rzut oka wystarczył. Nie potrzebował być geniuszem i nie musiał robić dogłębnych analiz by wiedzieć, że jego knurzy zadek może mieć poważne problemy.
- My tu nie lubimy obcych co to udają, że są stąd! - mruknął barman.
- Właśnie... Chudziaku. - sapnął ciężko największy z trójki zbirów. - Myślisz, że my są głupie. My wiedzieć, żeś jest z inna planeta. Inaczej wonisz. Żadna samica Cie nie weźmie, chudziaku. Chyba, że Ty chcesz być moją samicą, ha? - to mówiąc zbir położył łapę na swoim kroczu i podrapał się ordynarnie przed Gweekem. - Chcesz być moja samica? Będzie Ci dobrze.
- Tak... Tak.. Morkk weźmy go. Weźmy go spróbujmy nadziać,co? - Drugi co do wielkości wikidajło (z wyjątkowo szpetną blizną na twarzy) również dołączył się do zaczepek. - On musi być tam w środku bardzo mięciutki i cieplutki. Taaak... Morrk weźmy go co?
- Krwiii, Krwiiii, Krwiiiiii - trzeci zbir, najmniejszy z rozbieżnym zezem i głupkowatym uśmiechem, powtarzał wkoło to jedno słowo oblizując się przy tym po kłach.
- Słyszałeś Chudziaku, moi bracia chcą Ci się dobrać do dupa. Co ty na to?
Zbiry już chwilę wcześniej wyciągnęły zza pasów ciężkie nabijane ćwiekami pały. Wszystko wskazywało na to, że lada moment ktoś w Kantynie dostanie srogi łomot.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez IG-87F » 17 Sie 2016, o 23:50

Warta... Najnudniejsze co mogło czekać jednostkę IG, a jednocześnie zadanie do którego został tak właściwie stworzony. Teraz właśnie stał niedaleko rampy statku i obserwował wszystkich i wszystko swoimi szkarłatnymi sensorami, szmer z obracających się pierścieni z receptorami wzrokowymi nie ustawał ani na chwilę. Droid nie miał zamiaru zawalić tego w teorii prostego zadania, dlatego też chwytaki miał przy blasterze typu EE-3 i wibrosztylecie. Był gotowy do walki w zwarciu i dystansowej.
Sam jednak nie był zadowolony szczególnie z dwóch rzeczy: Raz, wilgoci. Była szansa, że bez dodatkowe uszczelnienia może się to źle zakończyć, a szans nawet kilku procentowych lepiej nie ignorować. Usłyszał to kiedyś i raczej będzie się stosował do tej rady. Drugą rzeczą był Gweek, a raczej jego celność. Przez program droida nie mogła przejść informacja, że gruba, zielona świnia jest na podobnym poziomie w strzelaniu. Zwarcia aż można dostać z tego powodu, to był dowód na to, że musi wgrać o wiele lepsze oprogramowanie celownicze. To powinno ostatecznie rozwiązać sprawę "podobnych poziomów".
A co do towarzystwa... Było mu obojętne w tej chwili. Garrl nie był co prawda istotą, z dużą wartością bojową ale lepsze to niż nic. IG jednak go szanuje, bo to On go naprawiał. Może On mu zamontuje uszczelnienie i wgra oprogramowanie? Kto wie. Na razie trzeba pilnować tego statku i nie pozwolić, by cokolwiek się stało.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 18 Sie 2016, o 11:17

IG-87F
Od momentu opuszczenia Kantyny sprawy u IG-87F i towarzyszącego mu sullustianina miały się dobrze i spokojnie. Droid jednak doskonale wiedział, że nie może traktować sprawy z pilnowaniem statku po macoszemu bo w takich miejscach galaktyki chętnych do przygarnięcia cudzej własności zawsze było więcej niż zazwyczaj.
Więc gdy tylko wrócili na lądowisko ze Skyrunnerem IG87F od razu wziął się za pełnienie warty wokół statku. Garll w tym czasie wszedł na pokład statku i po odgłosach jakie po chwili dało się słyszeć czegoś w nim szukał.

Słońce powoli wspinało się na nieboskłon zalewając swym termojądrowym ciepłem powierzchnię Gamorry; chmury, które wisiały nad nimi po porannej burzy już dawno zostały rozwiane i niebo aktualnie było czyste i przejrzyste. Temperatura powietrza stale rosła. A im bardziej rosła tym bardziej ociężali i leniwi robili się mieszkańcy nielegalnego kosmoportu a tym samym IG87F miał coraz mniej obiektów do pilnowania. Jego procesor zaczynał się "nudzić". I przegrzewać.

Garll wyszedł po godzinie prowadząc przed sobą niewielkie sanie repulsorowe. Na saniach złożone były narzędzia, cylindryczny pojemnik z jakimś smarem, trochę przewodów i jakieś naczynie z płynem. Sullustianin stanął w cieniu pod Skyrunnerem przy wsporniku płozy podwozia i zaczął rozkładać przedmioty szykując proste stanowisko warsztatowe.
- IG. Chodź not tutaj. Ta atmosfera Cię wykończy.

Sullustianin szybko zajął się droidem i już po niecałym kwadransie IG87F odczuwał poprawę wydajności chłodzenia o blisko 75%. Biorąc pod uwagę warunki atomsferyczne planety taki wynik był nielada osiągnięciem.
- No. Gotowe. Myślę, że będzie Ci teraz lżej. - powiedział Garll dokręcając oatatnią śrubę. Mały mechanik wastał i zaczął wycierać ręce w ręcznik.
- Uzupełniłem smarem wszystkie Twoje uszczelnienia. Wilgoć nie powinna być Ci straszna ale nie próbowałbym pływać na Twoim miejscu. Smar niestety będzie wpływał na skuteczność wentylacji a tym samym zdolność do odprowadzania ciepła. Ale nic się nie bój. Zaradziłem też i na to. Wyczyściłem Ci kanały wentylacyjne i zainstalowałem dodatkowy wentylator. Przeczyściłem radiatory i zainstalowałem wydajniejszą pompę chłodziwa. Samo chłodziwo też Ci wymieniłem. Teraz latasz na tym samym co hipernapęd Skyrunnera. Powinno być Ci lżej.

Potym serwisie IG wrócił do pełnienia warty a Garll zajął się wyliczaniem wielkości pozostałych na Skurinnerze zapasów. Po kolejnej godzinie sullustianin miał już przygotowaną listę zakupów i zaczął się szykować do wyprawy "na miasto".
- IG zostań tutaj i pilnuj. Idę załatwić trochę zapasów. Daleko nie pójdę ale miej pod ręką komunikator.
To mówiąc sullustianin zabrał ze sobą sanie repulsorowe i ruszył w stronę osady.

Gdy tylko Garll zniknął z pola widzenia IG87F zaczął rejestrować obecność trzech podejrzanie wyglądających obwiesi, którzy łakomym okiem spoglądali na Skyrunnera. Póki co trzymali się z daleka ale droid wiedział, że niebawem spróbują skrócić zasięg. Oporgramowanie pamięci podopowiadało mu, że napastnicy najprawdopodobniej zastanawiają się teraz jak unieszkodliwić IG87F.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez IG-87F » 18 Sie 2016, o 22:14

Gdyby wiedział jak, Droid bez wahania by okazał wdzięczność Sullustianinowi, za polowy serwis. Teraz w końcu czuł się pewniej, ryzyko nieprzewidzianych zdarzeń z powodu dużej wilgoci zmalało ogromnie. Aż o 75%, ten wynik był naprawdę imponujący. Do tego nowe chłodziwo... Te same które jest używane do hipernapędu, nieźle.
Gdy Garll zaczął iść IG tylko pomachał do niego jedną ze swoich długich rąk i sprawdził, czy ma komunikator przy pasie. Miał. Jednak zauważył już prawdopodobnie niechciane towarzystwo, jeśli myślą, że uda im się zdobyć ten statek to są w dużym błędzie. Bardzo dużym. Prawdopodobnie myślą jak go teraz unieszkodliwić, dlatego droid postanowił zrobić jedną rzecz. Gdy podejdą tak, że mogliby go razić skutecznie z broni blasterowej włączy osłonę, generator ma a tarcza zablokuje jakiś niechciany bolt. Byleby potem nie wynikły z tego jakieś problemy...
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 19 Sie 2016, o 13:41

Kittani
- Za nami. Dwójka. Ok. Czaję. A już myślałem, że mnie lubisz czy coś - powiedział cicho Cad, po czym dodał po chwili głośniej. - Faktycznie, duszno tutaj jak w szklarni. Ja też nie przywykłem do tego klimatu. Oni tutaj teraz mają chyba porę letnią. Chociaż nie... w tym rejonie planety cały czas jest gorąco. Tak myślę. Chodź wrócimy na statek i zobaczymy czy mamy jakieś środki by zaradzić temu rozstrojeniu.
Ruszyli dalej obejmując się wzajemnie. Dla Kittani oczywistym było, że ta pozycja służy tylko podtrzymaniu raz rozpoczętej gry, pomimo to jakiś mały cichy głosik natarczywie powtarzał jej, że być może chodzi o coś więcej. Mało tego: ten sam głosik podpowiadał jej dawno zapomnianą piosenkę.

- Co tam nucisz? - Spytał Cad po kilku minutach. Ich ogon ciągle im towarzyszył. Kittani odniosła jednak wrażenie, że robi to jakby bardziej z daleka i bardziej ostrożnie. Brunetka nie była pewna, ale wszystko wskazywało na to, że dwójka mężczyzn w jakiś sposób domyśliła się, że coś jest nie tak.

- Zniknęli. - szepnął Cad kończąc tym nagłym stwierdzeniem swoją wypowiedź dotyczącą komplikacji związanymi z lotami w nadprzestrzeni. - Co teraz? Wracamy na statek czy kontynuujemy poszukiwania? Nie bardzo wiem co to zniknięcie może dla nas oznaczać. Z tego mogą być problemy.


IG87F
Podejrzane typy w końcu zniknęły. IG nie mógł wiedzieć czy odeszli na dobre czy tylko ukrywają się gdzieś w pobliżu, ale z pewnością to nie był koniec. Droid nie musiał długo czekać by się przekonać, że miał rację. Obwiesie przeszli w końcu do działania. Trójka widzianych wcześniej typów zeszła na płytę lądowiska próbując podejść do IG z kliku stron. Dwójka z nich uzbrojona była w proste szpice energetyczne, trzeci natomiast niósł coś co wyglądało na strzelbę blasterową. Broń blasterowa nie był tak niebezpieczna dla IG mającego tarczę ochronną. Chyba, że strzelba to jakiś przeładowany model. Gorzej prezentowała się dla niego sprawa z tymi energetycznymi szpicami. Jeżeli dotknęły by droida, ładunek wysokiego napięcia z pewnością mógłby mu zaszkodzić.
- Brać go! - wrzasnął ten ze strzelbą. Dwójka ze szpicami ruszyła biegiem na droida.
IG. Typy podchodzą do ciebie mniej więcej na godzinie 9 12 i 3. Bez problemu załatwisz dwóch z trzech. Kogo załatwisz to Twój wybór. Pamiętaj, jednak, że ten co zostanie najpewniej zada Ci jakieś obrażenia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez IG-87F » 19 Sie 2016, o 14:15

Na chwilę osobnicy zniknęli z pola widzenia Droida, prawdopodobnie wrócą, kto by brał na poważnie Droida IG, który wygląda jak jakiś złom? Jest to ostatni błąd w życiu większości istot organicznych z którymi walczył. Dlatego też 87F przygotował sobie EE-3 i jakiś imperialny blaster, który zgarnął z Tatooine. Powinno wystarczyć.
W końcu przyszli, maszyna mierzyła sobie stoperem ile czasu minęło od ich zniknięcia, ot tak dla sprawdzenia po jakim czasie przyjdą spróbować zająć statek. Jeden miał strzelbę blasterową a dwójka szpice energetyczne, ta dwójka była groźniejsza więc miała priorytet w eliminacji. IG-87F cofnął się włączając tarczę i wycelował szybko w tą dwójkę, po prostu wysunął w ich kierunku ręce z bronią bo miał obliczone gdzie są. Po chwili rozpoczął swoją kanonadę boltową celując w okolicę szyi, czerwone bolty śmierci dosięgły celu i przebiły swój cel.
Pozostał jeszcze jeden, ten nie biegł więc droid przez całą "walkę" cofał się, strzelba na dalekim zasięgu jest nieskuteczna więc tarcza powinna zablokować zdecydowaną większość siły uderzenia. Nie czekając długo wycelował w trzeciego jegomościa, najwyraźniej herszta i zaczął w niego strzelać, a konkretniej w korpus, głowę i okolicę tych dwóch celi.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 21 Sie 2016, o 00:31

Na jego słowa Kittani wywróciła teatralnie oczami tym samym szturchając go łokciem w bok. W sumie rzadko kiedy pozwalała sobie na takie ,,typowo kobiece" reakcje ale jego komentarz aż sam się o to prosił. Relacja pomiędzy tą dwójką na obecny moment mogła być uznawana za dziwną - każde z nich instynktownie szukało kontaktu z drugą osobą chociaż zapewne nie przyznaliby się do tego na głos gdyby ktokolwiek ich o to zapytał. Ona sama jednego dnia była pewna tego, że jednak jest to coś więcej niż zwykła, przelotna znajomość a zaraz potem pojawiał się jakiś głos rozsądku mówiący, że Kittani nie jest pierwszą kobietą z jaką Cad miał okazję współpracować i kto wie co jeszcze... Tym samym nie powinna się w nic angażować ponad wyznaczone zadanie. Tylko co zrobić gdy rozum mówi jedno a coś w okolicach serca, jakieś silne uczucie wewnętrznej pustki w klatce piersiowej podpowiada zupełnie coś innego?
Nucenie piosenki przyszło jej tak naturalnie i w pewnym sensie odbywało się to nieświadomie do tego stopnia, że gdy zapytał ją o to co nuci pod nosem spojrzała na niego jakby pytał ją o jakiś rodzaj broni na drugim końcu galaktyki której nigdy nie widziała na oczy. Pokręciła głową na znak, że jest to mało istotne i nie powinien sobie teraz zawracać tym głowy.
- Nic takiego. Pewnie i tak nie znasz... - machnęła lekceważąco dłonią i powróciła do wysłuchiwania go, tym razem z pełnym i świadomym zaangażowaniem. Dopiero gdy upewniła się, że ich ogon opuścił ich na dobre zatrzymała się i rozejrzała uważnie dookoła. Gdzie mogli zniknąć? Co jeśli było ich więcej dookoła albo udali się po posiłki? Było tyle niewiadomych a oni sami byli na domiar złego w miejscu o którym nie wiedzieli prawie nic, nie wspominając już o najbliższej okolicy która mogłaby im zapewnić schronienie w razie ataku.
- Może lepiej wróćmy w okolice statku? Niekoniecznie tą samą ścieżką. - dodała szybko uświadamiając sobie, że jeśli po nich przyjdą to spotkają się gdzieś w połowie drogi. - Skoro i tak nie do końca wiemy czego dokładnie szukać dalsze błądzenie nie ma większego sensu. - Spojrzała w kierunku z którego nadeszli, jakby wypatrywała gdzieś w oddali ich statku. Zmrużyła oczy w widocznym zamyśleniu. - Mam złe przeczucia co do tego zniknięcia... - powiedziała cicho przenosząc wzrok na jego twarz, jakby szukając w jego oczach potwierdzenia swoich obaw. Była realistką na każdym kroku i wiedziała z autopsji że takie nagłe zniknięcie potencjalnych szpiegów zazwyczaj wróży kłopoty.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 24 Sie 2016, o 08:46

Kittani
Cad pokiwał głową zgadzając się z propozycją Kittani. Widziała jak na jego twarzy maluje się zdenerwowanie; tak przynajmniej interpretowała mimikę durosa. Nie było jednak sensu ani czasu na to by specjalnie rozwodzić się dłużej nad tą kwestią. Ogon zniknął a to czy szpiedzy faktycznie sobie odeszli czy ukrywali się gdzieś w pobliżu nie wiele zmieniało. Na wszelki wypadek lepiej było kontynuować grę i wracać w stronę statku. W razie problemów IG87F będzie miał krótszą drogę do pokonania.
- Tak... Chodźmy. - odezwał się po chwili Cad. Dzisiaj już chyba nikogo nie namierzymy.

Mylił się.

Łysy, niski ale muskularnie zbudowany człowiek w średnim wieku stał w wąskiej uliczce i uśmiechnął się do nich wrednie gdy tylko Kittani i Cad wyszli zza zakrętu. Swoją osobą zagradzał przejście a poklepując się po kaburze blastera wysyłał jednoznaczny sygnał" "zatrzymajcie się". W cienistej uliczce zrobiło się dziwnie cicho; brunetka podświadomie rejestrowała to, że mieszkańcy osady gdzieś zniknęli zostawiając po sobie niedokończone prace, niedoniesione kosze czy niezamknięte stragany.
Za plecami łysego osiłka pojawił się jeden ze szpicli. Drugi najprawdopodobniej stał już za Kittani i Cadem odcinając im tym samym drogę ucieczki. Nie widziała go ale czuła, że tam jest.
- Pozwól, że ja z nim porozmawiam. - powiedział cicho Cad, po czym dodał głośniej. - Nie bawmy się już dłużej w podchody. Wiemy, że czegoś od nas chcecie porozmawiajmy o tym i dogadajmy się tak by obie strony były usatysfakcjonowane.
- Usatysfakcjonowane, tak? - uśmiech łysego stał się jeszcze większy. - Cóż za trudne słowa. Masz szczęście, że je rozumiem. I nawet lubię. Bo moi towarzysze to już nie koniecznie za nimi przepadają. To proste chłopy są...
- Dobrze zatem. Czego od nas chcecie? - Cad bez żadnych ceregieli przerwał łysemu zbirowi. Kittani z pewnym przerażeniem spostrzegła, że to zachowanie jej partnera zirytowało łysego.
- Jeszcze nie wiem czego tak naprawdę chcemy. Wciąż się zastanawiamy. - powiedział zbir i zaczął powoli iść w ich stronę. - Ale jak tak sobie z Tobą rozmawiam, to zaczynam mieć ochotę na więcej niż mniej. Więc mam propozycję. Nie przerywaj mi więcej...
- Bo co?
Łysy nie odpowiedział. W spokoju podszedł do Cada i spojrzał się z dołu w jego oczy. Po czym położył go na ziemię jednym szybkim ciosem pięści w brzuch. Cad zwinął się i klęknął próbując złapać powietrze.
- Miałeś mi nie przeszkadzać gnoju. A tak wkurzyłeś mnie odrobinę i teraz to już zupełnie nie wiem co zrobię z Tobą i Twoją towarzyszką. A my się chyba znamy. - powiedział łysy spoglądając nagle na Kittani, tak jakby dopiero co ją zauważył. - Mam pamięć do twarzy gdzieś Cię już widziałem. Możesz mi powiedzieć gdzie?
To pytanie było zaskakujące i dziwnie nie na miejscu. Spodziewała się raczej czegoś w stylu: "łapać ją i zaprowadzić do mojej sypialni" tymczasem - co wprowadzało Kittani w szczere zdumienie - pytanie, które zadał łysy facet wydawało się zupełnie szczere. Tak jakby fakt, że Kittani i Łysy napastnik mogli się już kiedyś spotkać był prawdziwy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 24 Sie 2016, o 13:46

Kittani spodziewała się kłopotów i była ich w pełni świadoma, chociaż miała przeczucie że zaczną się one dopiero w okolicy statku. Skyrunner pozostawiony prawie sam sobie kusił niejednego złodziejaszka. Jakież było jej zdziwienie gdy ledwo wyszli zza jednego z licznych zakrętów a ktoś już zdążył im zagrodzić dalszą drogę. Brak jakichkolwiek mieszkańców jasno dawał do zrozumienia, że w przypadku tego mężczyzny wszyscy wolą mu zejść z drogi i schować się w bezpiecznym miejscu. Czyżby go znali i wiedzieli, do czego może być zdolny? W jej umyśle powstawały to coraz nowsze wizje i domysły co do tego z kim mają okazję się spotkać a każda kolejna była straszniejsza od poprzedniej. Nie zwiastowało to niczego dobrego - zostali otoczeni i nikt nie miał na tyle odwagi, by im pomóc. Ciekawe czy jakakolwiek para oczu obserwowała to wszystko gdzieś z boku...
Pozwoliła Cadowi rozmawiać z mężczyzną przyjmując taki obrót spraw za całkiem normalny. Nie wiedzieć to czemu zawsze mężczyźni musieli wymienić parę zdań, przy okazji dokonać starcia słownego i wymienić po sobie groźne spojrzenia. Taka chyba była już ich natura. Brunetka z przerażeniem odkryła, że owa ,,męska natura" i postawa Cada jedynie pogarszają ich sytuację a reakcja łysego zbira była natychmiastowa - posłał zwijającego się z bólu Durosa na kolana. Kittani natychmiast do niego dopadła unosząc dłoń w geście zaprzestania wymiany ciosów. Pomogła wstać swojemu partnerowi pochylając się nad nim.
- Jesteś tragicznym mediatorem. - powiedziała cicho kręcąc głową na boki i uniosła wzrok na łysego. Jego pytanie zupełnie zdezorientowało ją na moment co przełożyło się na dłuższą chwilę milczenia z jej strony. Najszybciej jak była w stanie zaczęła przypominać sobie wszystkie twarze spotkane podczas ich ostatnich wypraw poszukując kogoś z łysiną. Totalne nic. Pustka w głowie.
- Doprawdy? - zapytała przyglądając mu się uważniej. Może to jakiś wysłannik Hutta Yarlo albo stały bywalec w pałacu który ją rozpoznał? A może wiadomości o niej dotarły już na Holonet i facet się zgrywa bo liczy na zgarnięcie nagrody za informacje na jej temat? Ona w przeciwieństwie do Durosa nie zamierzała jednak pogarszać ich aktualnego położenia więc wyprostowała się i ściągnęła brwi w zamyśleniu. - Kiedyś dużo podróżowałam... Może spotkaliśmy się na jakieś stacji przy Coruscant? Dużo czasu spędziłam też na Tatooine. - brunetka uważnie mu się przyglądała, próbując wyczytać z jego mimiki która z planet podpowiadała mu coś więcej. Na chwilę obecną postanowiła nie zdradzać szczegółów w jakich okolicznościach mogliby się poznać bardziej licząc na to, że on sam nakieruje ją na właściwe tory i wszystko jej wyjaśni.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 25 Sie 2016, o 15:15

Powiedział, że "da zarobić". Było to najszczerszą prawdą. Moze nie w dosłownym znaczeniu tego stwierdzenia.
Gdy podniecona trójka starych wyjadaczy dyskutowała o cieple plus miękkości tego i owego, muh (słowo z gamorrese oznaczające "obcy" lub urodzony poza Gamorrą) zacząl działać. Jego procesy myślowe pracowały na dużo wyższych obrotach niż całej grupki razem wziętej. Dysputa trwała w najlepsze.
Pitoogg nie był kulturalny. Nie dał dokończyć rozmowy rodzeństwu. Zaczął działać. Wcielił się w rolę głównego kopacza na finale Ogólnogalaktycznych Igrzysk o puchar Imperatora. Kopnął z ze szpica tam, gdzie "koło żołędzi, coś swędzi" największego z rozmówców. Nie żałował siły, która codziennie musiała być generowana, by utrzymywać ciężar grubo ponad setki kilogramów. Pała czy drąg... nabity żelastwem oczywiście, musiał wypaść z rąk zdziwionego, zalewanego potwornym bólem delikwenta. Zgiął się on wpół z dzikim rykiem, niezdolny do walki. Nim broń upadła, obuch dobytego arg'garoka lądował z głośnym trzaskiem łamanych kości na środku czaszki weterana z blizną. Wizjer z wrażenia, pociemniał mu z prędkością nadświetlną.
Oczy trzeciego nie musiały robić zeza na wylot lufy pukawki, którą miał przystawioną między ślepia. Stał jak wryty w glebę, nie wiedząc co począć. Nie zdążył dokończyć słowa i z rozcapierzonym ryjem stał i milczał. Korzystając z przewagi zaskoczenia, Gweek ufundował najstarszemu, który teraz kłaniał się w pas Gweekowi, kolano i buta na ryj dla tzw. zdrowotności.
Gdy nadszedł czas na kwestię, którą miał wypowiedzieć Gweeka, rzucił tylko
- Chcesz żyć? - To pal gumy! - ponaglił go ruchem lufy w gore i dół. Z rechotem wydobywającym się z ust rzekł
- Tylko braci nie zapomnij pozbierać.
"Chłopaki" zarobili po ryju. Tak, taak. Nie do końca zadowolony z przebiegu rozmowy zwiesił się na chwilkę, podsumować sytkę. Było coś nie tak. Działo się coś, czego nie rozumiał. Może coś dodano mu do spożywanego trunku? - iż jego przeczucie go nie ostrzegło. Jego Fart najwyraźniej się skończył, ewentualnie był zagłuszony przez brak procentów krążących w żyłach, lub jego nadmiar po tej wymuszonej abstynencji.

W knajpie powoli zapanował zwyczajowy gwar, wątki rozmów i szeptów na nowo podejmowano, gdzieś w tle przygrywała odtwarzana z holo kapela jizzowa. Centrum uwagi skupiało się na innych wydarzeniach, niż on sam, wtem wrócił do niedokończonej jak mniemał konwersacji - Kopsnij szluga na warę. - odezwał się wrogo do barmana. Ten pospiesznie wyjął kiepa i rzucił ogień na blat. Tym razem to inteligent za barem musiał uznać wyższość i siłę argumentu klienta. Jego "reklamacja" nie podlegała dyskusji. Skręt między kłami wpasowywał się idealnie. Szybki pstryk i krzesiwo rozbłysło. Opary paliwa zapłonęły między dłońmi Pitoogga, tworząc na końcu "dymka" tlący się, rozżarzony czerwony punkt. Już pierwszy buch zakręcił w głowie jego Knurowatości i spowodował atak nie kontrolowanego kaszlu. Oko zaszło mgłą, a płuca pochłaniały kolejne porcje nikotyny. Kłęby dymu unosiły się z paszczy niczym opary z komina fabryki. Na pytający wzrok Gamorreańca, "Chudziak" tylko się uśmiechnął i rzucił na odchodne
- Jeszcze tu wrócę.
Opuszczając lokal, pykał sobie fajeczkę, delikatnie przytrzymując kruchego "bata" w dłoni. Krok miał chwiejny, ręce lekko mu się trzęsły, jak to bywa po długiej odstwce używki i powrotu do "przyjemności". Zadał sobie pytanie - Gdzie iść? Co robić? - odpowiedź była niezmiernie prosta. Musiał odszukać myśliwych, znających dobrze okolicę. Lub rodaków pozyskujących rzadkie rośliny z głębi "jądra ciemności".
Idąc przed siebie, rozglądał się bez ogródek na prawo i lewo. Nie był stąd, a widok takiej różnorodności mienił mu się w oku. Nie to, co na Tatooine. Tylko to porno... znaczy parno i wilgotno, a nie gorąco i sucho. Łachmany kleiły mu się do skóry. Mocniej niż zwykle. Musiało to coś znaczyć, skoro na okrągło się coś do niego kleiło i nie zwracał na to choć części swojej uwagi. Mijany przez przechodniów, skupiał na sobie wzrok przypadkowo napotkanych istot. Wypadałoby też wtopić się w otoczenie, zmieniając odzienie.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 26 Sie 2016, o 09:36

Gweek Parę godzin później
- Cooo?? Czekej... Nic nie słysza... - zakwiczał wysoko drobny knur próbując przekrzyczeć ogłuszające wycie silnika od szlifierki. Płatnerz odłożył na stół ostrzony właśnie topór i wyłączył hałasującą maszynę. Pokazał Gweekowi ręką, żeby w spokoju poczekał i nic nie mówił. Płatnerz odezwał się dopiero wtedy gdy silnik szlifierki zwolnił obroty na tyle by dało się rozmawiać.
- Pieruńska maszyneria, no. Czego chce? Nie widzi, żem jest zajęty? Zada mi nie zawraca. Niech mówi szybko. Chyba, że ma dużo kredyta i chce co kupić, to może mówić wolno.
Gweek znajdował się na niewielkim placu wciśniętym pomiędzy rozmaite budynki, których konstrukcja i stan wskazywał na niezbyt zamożnych właścicieli. Plac był zagracony i było na nim pełno urządzeń, prostych piecy, mechanicznych kowadeł, kadzi i wszelkiego możliwego dobra potrzebnego do produkcji broni i zbroi. Sprzęt nie był najlepszej jakości i lata świetności dawno miał już za sobą, jednak najwyraźniej wciąż działał bo płatnerz miał co robić; kogo Gweek by nie zapytał o broń i pancerz każdy wskazywał mu tę właśnie lokację. Płatnerz musiał być dobry.
Okolica do której trafił wydawała się być biedniejsza i na wpół zarośnięta. Nie tak kolorowa i przyjemnie pachnąca jak najbliższe otoczenie lądowisk ale zdecydowanie bardziej zielona i żywa. Ogromna i cienista gamorreańska dżungla wyglądała z tego miejsca bardziej majestatycznie i groźnie; wyglądała tak jakby wyciągała swe zielone kłącza niczym spragnione ręce by odzyskać stracone niegdyś połacie swego terytorium.
- Niech tak nie stoi jak widły w gnoju, jeno mówi. Co chce... Czekaj. Czekaj... Droid kulka. - Płatnerz spojrzał na zdalniak który cały czas w milczeniu latał za Gweekiem. - Tyś jest ten "Chudziak". Aaaa... to będziesz miał u mnie... ten no... upust. Dziesięć od stu. Co Ty na to? Tylko nie bij...

Kittani
- Courscant? - Zamyślił się łysy. - Może i Courscant... Ale powiedz mi, czy Ty nie byłaś czasem na uczelni? Courscant wydział lotów kosmicznych? Mówi Ci to coś? - Łysy zachowywał się tak jakby nie słyszał jęków Cada; ten gdy spróbował się podnieść został położony z powrotem kolbą blastera jednego ze szpicli.
- Naprawdę mam pamięć do twarzy. Mam to po dawnej pracy... Kurde.
Wtedy zobaczyła go w swej pamięci. Nosił wtedy inny strój, bardziej akademicki i był odrobinę szczuplejszy, ale twarz się zgadzała. Podkochiwały się w nim wszystkie studentki bo był wysportowany i nie tak sflaczały jak reszta grona pedagogicznego uczelni. Theon Khan.. Wykładowca Chemii Paliw. Nie postawiła by nawet jednego kredytu na to, że kiedykolwiek spotka się z nim jeszcze i to w takich okolicznościach.

IG87F
Strzały wysłane przez IG87F nie mogły nie trafić. Opryszek ze strzelbą padł martwy zanim jego świadomość zdążyła poprawnie zinterpretować źródło ciepła jakie zaczęło się rozchodzić po jego ciele w miejscach uderzeń boltów.
Wydawać by się mogło, że to koniec problemów, jednak czujne receptory IG wychwyciły ruch nieopodal Skyrunnera. Pomiędzy skrzyniami dostrzegł głowę czerwonoskórego Twi'lekanina. Obcy nie ruszał się tylko siedział w jednym miejscu i przyglądał się walce. Z pewnością oceniał możliwości IG87F.
- IG - odezwał się głos Garlla w komunikatorze. - Czy u Ciebie wszystko w porządku? Słyszałem przed chwilą jakieś strzały? Mam wrócić?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 26 Sie 2016, o 16:44

No tak, uczelnia! Olśnienie spadło na nią niczym grom z jasnego nieba i aż musiała przesłonić dłonią swoje usta które już były gotowe do wyrażenia głośnego zdziwienia. Swoją reakcję ograniczyła jedynie do mocniej rozwartych oczu lustrujących jego sylwetkę jakby na nowo. Dla Kittani były to tak odległe i poniekąd zapomniane czasy że nawet nie przyszło jej na myśl aby usytuować go właśnie na wydziale lotów kosmicznych. Ile to już lat minęło od momentu gdy opuściła akademickie mury... Aż jej się zrobiło głupia i sama skarciła się w myślach za to, że kiedyś się w nim podkochiwała podobnie jak większość dziewcząt z jej wydziału. To wszystko nadawało całej sytuacji zupełnie innego charakteru a ona sama poczuła się dość niezręcznie, chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu. Cad z pewnością mógł to zauważyć - Kittani jakby w tym momencie zatraciła połowę swojego uroku osobistego i pewności siebie.
- Faktycznie... Chemia paliw. - zaczęła z krótkim i melodyjnym śmiechem, jakby chcąc załagodzić całą sytuację. Jęki Cada i jego pozycja wcale tego nie poprawiały. - Nigdy nie przypuszczałam, że spotkam Pana na tak odległej planecie. Ciekawe miejsce na podróż. - bardziej zastanawiał ją fakt z jakiego powodu ją zapamiętał. Była raczej dobrą studentką, ale jak każdy miała swoje wzloty i upadki z różnymi przedmiotami. Z tego co kojarzyła jego przedmiot nie sprawił jej większych kłopotów. Tylko czemu ją teraz śledził? I z jakiego powodu miał aż dwójkę szpicli? Jego imię było podejrzanie podobne do Talona Karrde... I wtedy w jej głowie coś zaskoczyło.
- Powracając do sedna spawy... Co to za propozycja? - zapytała biorąc się pod boki i przyglądając mu się uważniej. Co on knuje? Co prawda kabura jej broni była zlokalizowana w innym miejscu niż standardowo przy pasie jednak było to zdecydowanie lepszą pozycją. Trochę też miało to na celu zagrać na psychice mową ciała - taka pozycja była o wiele pewniejsza niż stanie jak wystraszone koźlę. Bo tak się przy nim czuła.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 26 Sie 2016, o 22:46

Huczy. {Źźźźiu}. I buczy. {Źźźźiu}. Gweek próbował coś powiedzieć, {źźźźiu} wręcz wykiwać yyy wykwikać do pracującego jegomościa. {Źźźźiu}. Iskry sypały się na ubitą ziemię, czasem ulatując w powietrze niczym drobne chmary owadów. Jakiś dźwięk dobiegł do częściowo zapchanych wydzieliną, małżowin usznych gamorreanina. Poczekał cierpliwie, aż poziom hałasu zmniejszy się na tyle, by mógł prowadzić sensownie jako taką konwersację. Ostrzona przed chwilą broń robiła wrażenie. Ostrze odbijało światło, mieniąc się kolorami, zależnie pod jakim kontem się spoglądało. Przyrównując stan przerdzewienia, przyrodzenia... no ten właśnie - posiadania - to zostawał w tyłku czy tyle. Głęboko jak kto mniemał. Ale po to tu przeca przyszedł. Zmienić ten stan. Wyglądał jak obdartus. I ochlaptus, ale to swoją drogą! Tu dziura, tam przepalenie do gołej skóry, jakieś szwy na szybko sklecone, tam oczko poszło po całej długości, odpadające elementy zbroi. Tam gdzieś nit puścił, arg'garok miejscami czerwony od krwi... wróć... od rdzy, drzewiec naznaczony licznymi zadrapaniami, rękojeść wyślizgana, wręcz wypolerowana od długotrwałego użytkowania, ostrze z wyraźnymi pęknięciami na końcu, a na pewno ostre nie było tak, jakby sobie właściciel życzył.
- E-e-e? - nie bardzo pojął o co mogło z tymi kredytami chodzić. Czy mówić dużo i szybko czy mało i powoli? - Chr chrrum. - nic więcej nie wydukał. Dziwnym trafem został rozpoznany przez płatnerza. I jakieź było jego zdziwienie, gdy usłyszał o zniżce.
- Chudziak da zarobić. - powiedział znów enigmatycznie. Zapanowała chwila ciszy {Źźźźiu - tak chodził silnik szlifierki na biegu jałowym}.
- Trzeba mi arg'garoka. Z prawdziwego zdarzenia. - wyciągnął zza pasa swojego "weterana" i rzucił przed stopy. Słowa wypowiadał płynnie wypośrodkowując prędkością wypowiadanych słów między sprintem, a marszem. Trucht. Na miarę jego możliwości.
Aż żal mu się zrobiło starego kompana, gdy spojrzał na topór, ciśnięty na ubity w glinę czarnoziem. Gdyby drugie oko miał sprawne, bez wątpienia uroniłaby się zeń łza, wielkości rekordowego samorodka aurodium. Bez pośpiechu demontował, wręcz zrywał lub wyrywał z siebie zaśniedziałe elementy zbroi. Niektóre elementy zamiast z durastali, zastąpił utwardzaną skórą z banthy. - Ależ muzeum! Gdzie takie sprzedają? - musiał wypalić mizernej postury spec, gdy przyglądał się rozbrajaniu wieprzka. Nie mógł wytrzymać, że ktoś jeszcze takich zabytków używa.
- M'uhk'gfa. - wypowiedział to mistyczne słowo z należnym szacunkiem, na jakie zaśługiwało. Nic dodawać nie musiał, ba, nawet nie zamierzał. - Chudziak szuka kogoś. Da zarobić. Tobie i jemu. - po chwili zapatrzył się w nieprzebytą ścianę dżungli.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Następna

Wróć do Archiwum

cron