Content

Archiwum

[Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez IG-87F » 17 Paź 2016, o 20:33

Droga do Skyrunnera była spokojna. IG oraz droid protokolarny głośnymi krokami pokonywali coraz bardziej skrócającą się drogę do statku, a jeśli tego było mało, to na ulicy której obecnie byli nie było widać żywej istoty. W oddali nawet pewne grupy istot od razu czmychały w jakiś zaułek, byleby nie stanąć przed maszyną, która puściła z dymem kantynę niedawno. A cóż. Pewnie już się głośno o tym zrobiło.
Szkarłatne sensory droida zabójcy uważnie lustrowały okolicę, jakby w oczekiwaniu na jakąkolwiek zasadzkę. Ta jednak nie nadchodziła. Jednak coś przerwało ciszę, a raczej ktoś. Był to nowy towarzysz 87eFki.
- Panie IG. Jeśli mogę spytać tak znamienitą osobistość, jak Pan ile pan ma towarzyszy lub podwładnych? - zapytał wlewając tyle cukru do swoich słów, że z pewnością najkwaśniejsze rzeczy w tej galaktyce stałyby się obrzydliwie słodziutkie.
- Cóż... Jest Garll. Mechanik. Osoba którą można powiedzieć "lubię najbardziej", w gronie towarzyszy. Potem jest Kittani, do niej jestem nastawiony w miarę neutralnie. Jest także Gweek... Satysfakcję sprawiłoby mi narobienie mu kilku siniaków. Co do reszty, bo jeszcze jest Duros oraz pewien "Jegomość", jestem neutralny. - odpowiedział mówiąc tak właściwie głównie o stosunku do reszty, ale i tak nie były to obszerne informacje.
Drugi droid chciał już o coś zapytać, ale dotarli do statku. Dwie maszyny ciężkimi krokami wkroczyły po ramie, do wnętrza a następnie IG zamknął wejście za Sobą. Teraz czas podładować się, zdecydowanie.
*******

Droid IG niedawno po podładowaniu, podczas którego był wręcz fanatycznie pilnowany przez Jego nowego "brata", właśnie podpinał swoją broń do swego dalej ubrudzonego oraz uszkodzonego ciała, nie miał zwyczajnie czasu na mycie pomimo propozycji Garlla by zrobić to od razu. Po wykonaniu tej czynności ruszył przez korytarze statku, a za nim jego wierny towarzysz.
- Skąd takie poruszenie organiczne jednostki? - spytał znienacka wchodząc do pomieszczenia, gdzie była Kittani, Garll i ta cała Nurra. Stał przez jakiś czas analizując słowa, które usłyszał wcześniej, jednak specjalnie zadał poprzednie pytanie. Zerknął swym największym sensorem na brunetkę, gdy ta stwierdziła, że trzeba uciekać. Trudno się z nią nie zgodzić, Imperium jest na ogonie a zostanie tutaj to pewne samobójstwo.
- Najlogiczniejszą opcją jest ucieczka. Nie mamy większych szans z Imperium, które tym razem nie będzie na nas rzucać malutkie grupy szturmowców jak poprzednim razem. - stwierdził swym ponurym głosem patrząc na wszystkich zgromadzonych.
- Wielmożny Pan IG ma całkowitą rację, w pełni popieram jego zdanie! - zakomunikował po chwili droid Protokolarny, IG-87F nie mógł stwierdzić, czy jego kolega w ogóle orientuje się w tej sytuacji ale nie wnikał na razie w to. Potem nad tym pomyśli. Teraz chciał usłyszeć decyzję reszty, a raczej chciał usłyszeć ostateczną decyzję co robią.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 18 Paź 2016, o 12:05

No i byli prawie w komplecie. Nawet znalazł się jeszcze jeden blaszany przybłęda w miejsce Durosa, będący w najlepszym stanie wizualnym z całej trójki mechanicznych istot. IG przypominał popękane sito, Oczko obity jak piłeczka do smashball'u. Miejsce Bothanina zajęła miejsce Nurra. Burzliwa debata trwała o tym, co powinni uczynić, a coś uczynić powinni.
Jak dają - to bierz, jak biją - to uciekaj, gdzie nogi poniosą. Tak było zawsze. I wszędzie. Najprostsze z rozwiązań, choć niekoniecznie najlepsze. Przynajmniej nie dla Gweeka. Do Ymperijum nic nie miał. Tylko to, że nie mógł rozbijać się w środku nocy uliczkami Mos Eisley, nachlany w trzy dupy jak swoop, szukając sobie legowiska pod chmurką. Eeee wróć. Tam nie ma chmur...
Jeden Gamorreanin nie mógł narobić tyle szumu, żeby go ścigał gwiezdny niszczyciel, pełny szturmowców w liczbie pełnej dywizji. Na dodatek na samej ojczyźnianej planecie Gamorr. To jak szukać kredytów w kupie gówna. Co to, to nie. Nawet na świński rozum wiadomo było, że tak namieszać nie mógł. Jedna, jedyna, w dodatku mała, wybuchowa impreza, jakby powiedział, nie mogła na długo utkwić w pamięci oficerom operacyjnym. Sprawa miała rozejść się po kościach, a zamiast tego wplątał się w jakąś Siatkę czy cuś.
Nie On był tu sprawcą i magnesem tych problemów na galaktyczną wręcz skalę. Oderwie się od głównego zagrożenia i ułoży sobie życie gdzie indziej. Kto wie, może nawet naprawi sobie oko i przeszczepi nową wątrobę... Tymczasem:
- Chodź Nurra. Nic tu po nas. Mamy sprawę do załatwienia. - odezwał się w swym ojczystym języku gamorrese. Jednooka jasno dała mu do zrozumienia podczas drogi na statek, że nie zamierza się chować ani uciekać. On też nie, przynajmniej tym razem. Miał dużo do zyskania, a stracić mógł jedynie... życie. Nawet jak przeżyje i go jakoś Wywiad Imperialny namierzy, później pojmie to dobrze zagra głupszego, niż jest. Może uda mu się wyprzeć wszystkim zarzutom. Rzadko kiedy sięgał tak daleko w przyszłość, bo to nie miało najmniejszego sensu. Żył chwilą. Z dnia na dzień.
Z pochrumkiwań między dwójką dwóch humanoidów wyszło z głośnika skrzekliwym głosem, mniej więcej tyle - Jego Knurowatość mówi, że zostaje. Interesy wzywają. Nie musicie czekać. Zrozumie.
Nie będzie żałował rozstania. Ale jak sobie pomyślał o tej wizji, co to by wyczyniał z Kittani, wtedy na Tatooine jak się tak schlał... ale jak nie ta, to inna.
Schwytał swoją jedyną ruchomść zwaną "Oczko", próbował wyłączyć, choć nie wiedząc jak, zrezygnowany ulokował zdezorientowanego droida "pod pachą". Wziął pod rękę swoją nową towarzyszkę i opuścił zgromadzenie bez słowa. Jedynie trzonek od arg'garoka dyndał mu o udo.
Opuściwszy statek na dobre, ruszył w stronę Areny, gdziekolwiek mogła by się ona znajdować.
- Kochanie, masz może coś, jakiś środek ewentualnie stymulant na pobudzenie? - spytał cicho. Nie chciał się otumanić, znieczulić czy wpaść w szał. Nic z tych rzeczy. Trzeźwość umysłu i świeżość ciała, mogła dać mu niewielką przewagę nad swym rywalem.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 20 Paź 2016, o 21:55

Decyzja zapadła niemalże jednogłośnie - nie mogą pozostać dłużej na widoku skoro Imperium wkrótce ma po nich przybyć, przynajmniej nie na lądowisku tym samym podając się im niemalże na tacy. Jedynym wyjątkiem był tutaj Gweek lecz wynikało to z jego osobistych powodów, a właściwie z powodu Nurry. Zgodnie z przypuszczeniami knur postanowił jednak pozostać i stanąć do walki, być może na śmierć i życie. Kittani średnio orientowała się w zwyczajach i tradycjach panujących na jego ojczystej planecie, niemniej zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i przypuszczała, że właśnie tak powinien postąpić. Co prawda oznaczało to ubytek kolejnego członka załogi ale mus to mus. Wiedziała, że Gweek nie jest pierwszym lepszym napotkanym Gamorreaninem i w pewnym sensie był wyjątkowym przedstawicielem ich rasy który poradzi sobie z każdą przeciwnością losu. Jedynym problemem był teraz fakt, że postanowił zabrać ze sobą swoją towarzyszkę a ich niedoszłego przewodnika. Wizja zgubienia się na planecie przerażała Kittani do tego stopnia, że przed opuszczeniem przez nich statku upewniła się, że Gweek nadal ma przy sobie komunikator aby w razie problemów którejkolwiek ze stron pozostali w kontakcie. Spojrzała na niego uważnie, na jego wielki łeb, sprytne, małe jedyne ślepie i obśliniony, świński ryj. Bo taki był ich załogowy knur - trochę obleśny ale na swój sposób przyjacielski.
- Gweek... Powodzenia. Wierzę w Twoje zwycięstwo. - pożegnała się z nim jako jedyna z załogi życząc mu pomyślności w walce. Nieco zadziwił ją fakt tak łatwego pożegnania się z resztą załogi, z którą bądź co bądź Gweek spędził ostatni miesiąc. Ot, Oczko wypowiedziało kilka mechanicznie chłodnych słów a on sam szybko wyszedł wraz z Nurrą, nawet się nie oglądając. Czasami Kittani miała dziwne wrażenie, że ona jako jedna jedyna odczuwa jakiekolwiek ,,ludzkie" uczucia spośród wszystkich obecnych na Skyrunnerze.

Droid towarzyszący IG był zdecydowanie wielkim zaskoczeniem dla wszystkich. Zapewne preferował towarzystwo drugiego droida, ale teraz wszyscy byli świadkiem jakiegoś dziwnego uwielbienia osoby 87F z jego strony. Kobieta już dawno dostrzegła fakt, że IG był dość wybitną jednostką - czasami wydawało jej się, że droid wygenerował sobie własną osobowość z ludzkimi cechami. O ile większość czasu faktycznie funkcjonował jako maszyna wykonująca obliczenia tak momentami odnosiła wrażenie, że czasami zachowuje się jak człowiek. Oczywiście takie przypadki były znane w całej galaktyce, jednak bywały niezwykle rzadkie z powodu zakładanych ograniczników czy czyszczenia pamięci maszyn co jakiś czas. IG wszystkie swoje wspomnienia z dotychczasowego ,,życia" miał nadal dostępne w swoim systemie, co być może bezpośrednio pozwoliło mu na wykreowanie niektórych zachować. Stał się bardziej niezależny od woli kogokolwiek, chociaż nadal potrafił wykonywać polecenia jej czy też Garlla. Ten protokolarny droid w pewnym sensie wydawał się być dziwnym przypadkiem.... Może mechanik powinien go sprawdzić? Odwróciła się w jego stronę.
- Musimy opuścić lądowisko i przedostać się bliżej bazy Hutta pozostając tym samym w miarę niezauważalnym. Mamy kilka dni na zapoznanie się z najbliższą okolicą i być może już wszyscy razem udamy się do Urpa Lossy... Przynajmniej mam taką nadzieję. - odruchowo spojrzała na ich nowego, blaszanego towarzysza ciekawa jego reakcji.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 21 Paź 2016, o 14:31

- Zatem się zaczęło... - mruknął Theon Khan wpatrując się jak Skyrunner przy minimalnym oświetleniu pozycyjnym wznosi się nad lądowisko i powoli obraca się dziobem w stronę gamorreańskiej dżungli. Zaciągnął się wpuszczając dym gamorreańskiego tytoniowego liścia głeboko w swoje płuca. Niewielki blask żarzącej się końcówki papierosa rozświetlił jego twarz. Uśmiechał się. - Nareszcie... Trzeba się spieszyć.
Theon rzucił papierosa na ziemię i zgasił go butem, po czym sięgnął po komunikator i przyłożył do ust.
- Wystartowali... Wiecie co macie robić.

***

Wrota otworzyły się. Nagle, bez żadnej zapowiedzi. Towarzyszyło temu głośne uderzenie w gong i ogłuszający ryk dochodzący z rozmaitych piszczałek, trąb i gamorreańskich gardeł. Pomimo późnej pory cała widownia była zapełniona tłumem który, tupiąc i skandując domagał się by adwersarze wkroczyli na piaszczystą scenę.
- Idź. - Powiedziała krótko Nurra z wyraźną troską w głosie. Od momentu opuszczenia Skyrunnera były to jej pierwsze wypowiedziane do niego słowa. Nawet wtedy gdy podawała mu stymulant czy poprawiała zapięcia jego pancerza nie powiedziała ani słowa. Była skupiona i milcząca. Gweek nie znał jej ale wyraźnie czuł, że wywiązuje się między nimi jakaś dziwaczna nić porozumienia. Poznali się przypadkiem, ale to, że byli razem w tym miejscu było już dziełem przeznaczenia.
Gweek spojrzał ponad piaszczystą areną na przeciwległy jej koniec. Tam też znajdowały się wrota przez, które miał wejść jego przeciwnik.
- Idź. Pamiętaj też o jednym. Obrogg lekko utyka na lewą nogę... Jest odrobinę wolniejszy z tej strony.
Ryk i owacje wzrosły jeszcze bardziej gdy na arenę wkroczył Obrogg. Odziany był w podobny pancerz co Gweek jednak jego kolorowe zdobienia i użyte materiały wyglądały znacznie lepiej niż sprzęt który Pitogg zakupił u Płatnerza. Podobnie było z Toporem. Gweek wiedział, że nie ma prawa wstydzić się swojego ostrza jednak to które trzymał wódz było imponujące. Tłum był wyraźnie po stronię Obrogga. Zdawało się, że wszyscy skandują jego imię.
- Idź. Już czas...

***
Przelot nocą na niskim pułapie tuż nad koronami olbrzymich drzew gamorreańskiej dżungli był hipontyzujący. I niebezpieczny. Ponieważ lot na wskazania przyrządów był w takich warunkach bardzo ryzykowny gdy tylko mogli - czyli gdy oddalili się od osady o dobrych kilkadziesiąt kilometrów - Garll i Kittani postanowili uruchomić oświetlenie pozycyjne statku. Na tę decyzję miał też wpływ fakt, że co chwila krzyczeli do siebie "uwaga drzewo". Od tego momentu właśnie lot zyskał swe hipnotyczne właściwości. Silne światło lamp wydobywało z ciemności kontury drzew sprawiając, że ich unikanie było łatwiejsza oraz jednocześnie nadając ich poskręcanym i konarzastym formom nowego i bardziej ezoterycznego wyglądu. Zdawać się mogło, że dzięki osobliwej grze światła i cienia drzewa zachowywały się jak istoty żywe i same uskakiwały z drogi pędzącemu "Skyrunnerowi".
Potem teren zaczął się zmieniać i nawet oświetlenie nie pomagało w bezpiecznym locie. Ze względnie płaskiej, równinnej części dżungla zaczęła przechodzić w bardziej pofałdowaną i najeżoną rozmaitymi wzniesieniami i dolinami. Wzniesienia z każdym pokonanym kilometrem stawały się coraz większe i nie minął nawet kwadrans takiego lotu a wszędzie wokół zaczęły dominować górskie szczyty; dżungla zaczynała ustępować surowej sile skał i chowała swe zieloności w licznych kotlinach i wąwozach.
Kittani gimnastykowała się za sterami frachtowca, ale ten, ze względu na swoje modyfikacje prowadził się w tych warunkach z gracją godną śmigacza którego rozbiła na Tatooine.
***
- Dobra, zbliżamy się. - powiedział Garll wpatrując się w Kittani siedzącą zwyczajowo na miejscu zajmowanym przez Cada.
I w tym momencie Skyrunnerem zatrzęsło...
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 21 Paź 2016, o 22:22

Opuszczenie trapu statku nie było łatwe tak, jakby się to wydawać z początku mogło. Podjął przecież przełomową decyzję. Wziął wreszcie sprawy pod własny topór. Wybrał walkę o honor, którego od dawna nie miał. Słowo to nie istniało wcześniej w jego mózgownicy, aż do teraz. Nie uznawał takiego abstrakcyjnego pojęcia jak cnota dotrzymywania danego słowa lub umowy, bo żył w prawdopodobnie najpodlejszym miejscu w całej Galaktyce, gdzie każdy wykorzystywał każdego do granic możliwości. W jego przypadku do granicy głupoty, jaką rozsiewał dookoła, o sobie samym.
Walczył o kobietę, zresztą nie byle jaką. Najprawdziwszą córkę Matrony, zapewne znamienitego rodu, natomiast On nie miał nic. Jedynie kilka zdań rzuconych na wiatr w niewłaściwych okolicznościach. To w zupełności wystarczyło, by zaburzyć panujący układ sił. To tak jak głośny pierd w ciszy, mącący cały urok sytuacji. Był przybyszem nie z tej planety, nie z tego świata. Typowy Muh, wyjęty wprost z definicji tego słowa. Nie miał do zaoferowania nic, prócz chęci, doświadczenia w sprawach damsko-męskich i słowa, które miało niebawem stać się czynem.
Nie był to wybór do końca dobrowolny, lecz znów nieco przymuszony sytuacją. Jego życie nie było bezpośrednio zagrożone, ale sprawił, że tak się stanie. Normalnie by się zawahał, ale nie tym razem. Sprawę przemyślał, wracając na statek. Tam się okazało, że się nie rozdwoi i musi wybrać między kobietą, a kompanami. Zgrają istot organicznych i mechanicznych, a nadzieją na świetlaną przyszłość. Może uda się załatwić obie sprawy, jedna po drugiej? Czy na niego poczekają? Może odlecą ze świstem i hukiem silników bez żalu?
Dopadła go sprzeczność z jego życiową filozofią. Filozofią ucieczki i tułaczki. Myślą przewodnią było się nachlać. Byle się nachlać. Wytrzeźwieć za dnia i znów się nachlać... czas płynął byle do.... nachlania. Za dnia i w dzień. Wieczorem i nocą. Przed posiłkiem i po posiłku, byle zamoczyć ryj w kufelku. Nie lubił alkoholu z butelki, bo do niej jęzor mu się nie mieścił.
Tym razem to znów on porzucił towarzyszy, nie pierwszy zresztą raz. Kompanów z przypadku. Nie pierwsi, ale być może ostatni, jakich mógł poznać. Jak to mówią: Życie to sztuka wyborów. On już wybrał i nie było już powrotu.

Ulice i nieliczne trakty biegnące z tropikalnej dżungli dziwnie opustoszały. Nie było nikogo, kto by mógł przerwać nocną ciszę. Godzina policyjna? - Nie... wszyscy już czekali na arenie, wokół niej i prawili o nadchodzącym, wielkimi krokami wydarzeniu, wręcz święcie. Zebrani się rozstąpili przed Gweekiem i Nurrą, wpuszczając ich do jednej z drewnianych przybudówek muru areny - okrągłego placu suto wysypanego warstwą gruboziarnistego piachu, obmurowanym dookoła murem z kamieni różnej wielkości. Na palach wbitych w podłoże usytuowano rusztowania, będące podstawą dla trybuny okalającej cały teren w środku. Najlepsze, bo najbliżej murku, a zarazem najwygodniejsze miejsca były oczywiście odgrodzone od reszty i przeznaczone dla znamienitych osobowości lub gości lokalnej władzy.
Dobudówka była czymś w rodzaju skąpo, wręcz ascetycznie oświetlonego korytarza, a pośrodku niego było okrągłe poszerzenie, jakby piaskowa żmija połknęła jajo. W środku, prócz dywanu z piachu znajdowała się ława, na której siedział. Ściany przyozdabiały obrazy gladiatorów, walczących z bestiami lub innymi pobratymcami. Na końcu podłużnego pomieszczenia były wrota, które otworzyły się bez najmniejszego niemal zgrzytu.
Gong wyrwał z zadumy Nurrę, która się odezwała. Wreszcie. Myślał przez całą drogę, że jest zła na niego, ale tylko przez chwilę był w błędzie. Wiedział i czuł, jak jest naprawdę, po tym, jak przygotowywała i poprawiała zbroję swego przyszłego męża. Do tej pory robiła wszystko z pieczołowitą dokładnością i precyzją niczym IG robiący sieczkę ze szturmowców na Tatooine. Nie mógł uwierzyć, że to już czas, a wskazówka i rada jaką otrzymał, mogła się przydać. Słowa były zagłuszane przez echo panującego zgiełku, a rezonans w środku dobudówki podwajał panujący dookoła hałas. Dobitnie wybiła północ.

I był gotów ruszyć bez słowa. Zawahał się przez moment, wystarczająco długi by coś wyjąkać. Jedynie nabrał trochę piachu między dłonie, rozsmarował go jak krem i ruszył na środek areny, zawadiacko trzymając stylisko arg'garoka. Zaniemówił z wrażenia, czekając na swojego przeciwnika. Wrzawa na trybunach zbiła go z tropu, podminowała. Trema wyparła pewność siebie, jaką w sobie kumulował. Spodziewał się ciszy? Dopingu dla obu przeciwników? Kantynowej awantury? - a tu nic z tych rzeczy.
O--brogg! O--brogg! O--brogg! - krzyki i wrzaski wzrastały, do czasu, aż rywale stanęli twarzą w twarz, w odległości kilku metrów. Pierwszy ruszył Obrogg, po kilkunastu krokach lekkiej szarży gotów był zadawać ciosy, lecz pretendenta nie było już w tym miejscu. Odskoczył w bok, schodząc z lini natarcia. Śmiertelni wrogowie zatoczyli niepełne dwa koła mierząc się wzajemnie wzrokiem. Badali przeciwnika, oceniali swe szanse oraz mocne i słabe strony. Gweek wiedział, że w bezpośredniej wymianie ciosów nie podoła bardziej doświadczonemu rywalowi. Zamarkował cios z góry, po skosie i uskoczył w prawo. Rywal powtórzył manewr, licząc na to, że Gweek nie wycofa się w ostatniej chwili i identyczne ciosy spadną na opancerzone torsy. Obrogg próbował nieskutecznie skrócić dystans, raz za razem doskakując do wroga, choć ten mu umykał w lewo, będąc z tej "słabszej" i wolniejszej strony.
Tłum zaczął się niecierpliwić, doping lekko ucichł i w stronę walczących pofrunęły kawałki żywności. Żaden z nich nie sięgnął celu. Pitoogg postanowił zaryzykować i poszedł na wymianę ciosów z mocniej zbudowanym rywalem. Cios za cios, sztych za sztych. Arg'garoki zagrały, gdy jeden sparował cios drugiego. Pretendent potężnie uderzony w klatkę piersiową nawet nie miał jak odwinąć atakującemu. Siła uderzenia spowodowała pęknięcie metalowych kółeczek, przebicie przeszywki i rozległego rozcięcia od mostka po brzuch. Wyciśnięte powietrze z płuc nie chciało do nich wrócić. Unikami oddalił się na bezpieczną odległość, dosłownie na moment, by uniknąć szarży rozpędzonego Obrogga. Poczuł krew i szedł za ciosem. Jedyną nadzieją na ocalenie Gweeka był skok w bok, przeturlanie się i wyprowadzeniu kontry. Głupi pomysł, po którym otrzymał cios od boku, który sparował opancerzonym barkiem. Siła ciosu niemal zbiła go z nóg, zachwiał się i o mało nie stracił na równowagi. Poczuł, że zaczął sapać i się pocić, a o zmęczeniu nie musiał nawet myśleć. Dłonie zaczęły pocić mu się obficie, a ziarenka piasku pochłaniały wilgoć jak gąbka. Wpadł na szalony pomysł.
Wystawił się na cios. Nacierający z rozbiegu Obrogg pozwolił, by jego Topór prześlizgnął się po Gweekowym i wgryzł głęboko w lewy obojczyk, osłonięty grubą blachą z durastali. Nie przewidział, że podczas szarży, jego przeciwnik wyrzuci dłoń w kierunku jego oczu. Sklejone ziarnka piasku wpadły mu w oczy, oślepiając na chwilę. Wyrwał jedną ręką ostrze z ciała Gweeka, a drugą przetarł oczy, próbując odzyskać wzrok.
Arg'garok opadł ciężko na czaszkę Obrogga, wrzynając się weń głęboko. Trysnęła krew, jej strumień szybko zalewał ciało. Odsłonięty mózg powoli wypływał z powstałego otworu. Gamorreanin stał wyprostowany jak struna z wbitym do połowy czoła ostrzem. Z ręki wypadła mu broń, a druga bezwiednie zwisała wzdłuż ciała. I nastała cisza. Tłum zamarł równie szybko , co się pojawił na trybunie.
Dwóch gladiatorów leżało na ziemii, jeden martwy, drugi umierający.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 22 Paź 2016, o 17:48

Skyrunner był wątpienia był wyjątkowym frachtowcem, nie tylko ze względu na swoje pochodzenie czy też modyfikacje w nim zastosowane. Pomimo stanowienia dodatkowego aspektu w wyposażeniu nadal pozwalały zachować jego pełną sprawność bez zbytniej ingerencji w pierwotne właściwości statku. Ta maszyna dodatkowo posiadała ,,duszę" którą każdy pilot z dłuższym stażem bez problemu mógł rozpoznać. Większość z nich była zwyczajną zbieraniną metali, scalonych układów i całego szeregu oprogramowania odpowiedzialnego za prawidłową pracę w przestrzeni kosmicznej, które nie odznaczały się niczym niezwykłym w oczach pilota od innych modeli. To dopiero podczas pilotażu można było dobitnie poczuć, że dany statek nie jest tylko zwyczajnym środkiem transportu. 720-tka pilotowała się znakomicie, chociaż wymagała sporych umiejętności pilota oraz dobrej współpracy z samą maszyną aby w pełni pokazać, na co ją stać. Dla Kittani bez wątpienia był to najlepszy i zarazem najbardziej wymagający frachtowiec, jaki kiedykolwiek dane jej było pilotować. Jego wrażliwość na jakikolwiek ruch ze strony pilota umożliwiała sprawne manewrowanie maszyną pośród roślinności Gamorry która okazała się sporym wyzwaniem zarówno dla niej, jak i dla Garlla. Górzysty teren który rozciągał się przed ich oczami nie napawał ich optymizmem, szczególnie jeśli w grę chodziła kwestia lądowania. Pośród strzelistych wzniesień ciężko było znaleźć jakikolwiek w miarę płaski teren, aby bezpiecznie osadzić maszynę. Zdecydowanie ta planeta nie była najlepszym miejscem do manewrów tego typu. Skyrunner powoli ale skutecznie zbliżał się do wcześniej wyznaczonej przez nich destynacji - w okolice siedziby Hutta Urpa Loss.

***


Wszystko przebiegało całkiem sprawnie do momentu, gdy frachtowcem nagle zatrzęsło. Wstrząs już sam w sobie stanowił zły znak dla całej załogi. Nie było takiej możliwości aby o coś uderzyli bądź cokolwiek o nich zahaczyło - w obecnym położeniu znajdowali się z dala od wszelkich przeszkód. Całe oświetlenie statku na chwilę przygasło, pogrążając pomieszczenie kokpitu oraz wnętrze statku w półmroku - jedynym źródłem światła były nadal podświetlone panele i ekrany. Brunetka odruchowo na nie spojrzała, starając się wyczytać z nich źródło problemu. Wszelkie dane zaczęły się drastycznie zmieniać według bliżej nieokreślonego schematu na takie, które niemalże wykluczały się wzajemnie i powodowały jeszcze większy mętlik w głowie. Garll od razu wiedział, co właśnie miało miejsce.
- Nie patrz na nie! Cały komputer pokładowy już nie funkcjonuje prawidłowo. - krzyknął zrezygnowany spoglądając na panele przed sobą. System sukcesywnie pokazywał kolejne błędy i chwilę później załączył alarm. Teraz wnętrze statku spowiła czerwona poświata z lamp awaryjnych, które na zmianę przygasały i rozświetlały wnętrze Skyrunnera. Sullustianin bez namysłu zapiął się w pasy i wydał z siebie kolejny krzyk, tym razem już dramatyczniejszy w swoim wydźwięku.
- Kittani, ląduj! Jak najszybciej! - spojrzał w jej stronę z nadzieją w oczach. Bał się.
Lądowanie samo w sobie było trudnym manewrem, nie wspominając już o wykonywaniu go w tak nieprzyjaznych warunkach. Kobieta nigdy nie uznawała swojej osoby za wybitnego pilota, chociaż nie można było jej zarzucić braku doświadczenia i wyczucia co do maszyn. Tym razem jednak sytuacja zdawała się ją przewyższać - maszyna jakby stopniowo odmawiała posłuszeństwa pokazując jej fałszywe dane i wywołując zupełnie niepotrzebne błędy systemu. Okolica usłana wzniesieniami i wąwozami również nie napawała ją optymizmem. W zasięgu wzroku nie mogła dostrzec otwartej, w miarę płaskiej przestrzeni. W każdym możliwym miejscu było wzniesienie poprzedzone serią dolin. Musiała się zdać na wyczucie i swoje szczęście.

***


Wylądowała na terenie, który ze wszystkich możliwych w okolicy wydawał jej się najbardziej sprzyjający. W pierwszej kolejności brała pod uwagę fakt, aby wszyscy przeżyli chociaż jakiś uparty głos w głowie ciągle jej powtarzał, że statek może na tym ucierpieć bardziej niż oni sami. Tego by sobie nie wybaczyła - ten frachtowiec był dla niej wyjątkowy. Za wszelką cenę chciała uniknąć uszkodzenia silników, jednak ze względu na nierówność terenu było to praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Pomimo wylądowania środkiem Skyrunner przechylił się na jedną stronę stopniowo wytracając swoją prędkość właśnie w takiej pozycji. Dźwięk jaki towarzyszył awaryjnemu lądowaniu był chyba bardziej przerażający niż moment osadzenia frachtowca na powierzchnię planety. Skaliste podłoże rysowało i rozrywało spód statku niczym stwór zgniatający małą puszkę.
Skyrunner rozświetlił całą okolice iskrami wydobywającymi się spod jego podwozia, przemierzając tak jeszcze kilkaset metrów nim zatrzymał się na dobre, całkowicie pogrążony w mroku. W środku długo panowała cisza którą przerwało gorączkowe wypinanie się z pasów. Chwilę później pomieszczenie rozświetliły receptory IG oraz droida spoglądających w stronę pilotów. Zapewne maszyny chciały się upewnić czy organiczone istoty przeżyły moment lądowania na co wskazywały dźwięki wydobywające się z ciemności. Kittani chwyciła za latarkę znajdującą się w pobliżu i w pierwszym odruchu rozświetliła nią miejsce obok siebie. Garll wyglądał całkiem dobrze jak na awaryjne lądowanie, chociaż nadal siedział zapięty w fotelu bez najmniejszego ruchu, najwyraźniej nadal pozostając w szoku. Adrenalina w jej żyłach nie pozwalała jej jednak pozostać w miejscu - ześlizgnęła się z fotela i równie szybko wyminęła oba droidy, kierując się wgłąb statku. Jej myśli skupiały się teraz tylko na jednym aspekcie - prawych silnikach Skyrunnera i potencjalnym pożarze.
- Panno Levfith, uważam to za zły pomysł... - dobiegł ją głos zza jej pleców, jednak zdawała się ignorować wypowiedź droida protokolarnego. Wspierając się o ściany i oświetlając sobie dalszą drogę pogrążyła się w głębi statku.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 26 Paź 2016, o 14:14

Gweek

Gweek otworzył oko. Leżał na czymś szeleszczącym i czuł, że żyje. Choć uczucie to było bardzo naznaczone bólem w klatce piersiowej; coś go bardzo mocno w niej uciskało i powodowało, że nie mógł wziąć pełnego oddechu. Poza tym odczuwał coś jeszcze. Przyjemne ciepło i energię która wypełniała całe ciało; miał wrażenie, że gdyby nie problem z oddychaniem, mógłby wstać i przebiec nawet setki kilometrów. Dwoista natura tych doznań nie zajmowała jednak zbyt długo jego myśli, które szybko zaczęły krążyć wokół stoczonej walki.
Widział wszystko bardzo dokładnie, tak jakby oglądał holofilm na zwolnieniu. Każdy szczegół malował się w jego wyobraźni z upiorną wręcz dokładnością, która wtedy, gdy naprawdę walczył, była zaćmiona przez szalejące fale adrenaliny. Widział teraz dokładnie cios który zadał Obrogg, a który prawie go zabił. Miał czas na przeanalizowanie całej sekwencji doszukując się jakiegokolwiek śladu błędu w swoim zachowaniu; nie dostrzegał go jedna. Wszystko zrobił według swej największej wiedzy i umiejętności. Zrobił wszystko co mógł by przetrwać ten cios.
Jego myśli powędrowały dalej. Do momentu gdy on sam zadał ostateczny cios Obroggowi. I znowu zaczął analizować. Zagłębił się w całej walce jeszcze raz. Czuł się trochę dziwnie. Miał wrażenie, że w tym jednym momencie stracił panowanie nad swoim ciałem. Niewidzialna siła poprowadziła jego dłonie, ramiona, myśli i nogi do tego by zadać taki a nie inny cios. Fart. Wiedział, że to jego sprawka. Nie musiał wiedzieć nic więcej. Mógł się cieszyć, że to coś cały czas z nim jest.
Zasnął.
***
Gdy obudził się po raz drugi czuł się lepiej; oddychało mu się lżej a jego świadomość była bliższa rzeczywistości niż podczas pierwszego przebudzenia. Rozejrzał się.
Leżał na dużym łożu splecionym z dużych brązowych liści. Łoże było usadowione pod ścianą kopulasto zwieńczonej chaty zbudowanej z podobnego liściastego materiału nawiniętego na stelaż na z łodyg jakiejś giętkiej i zielonej rośliny. Pośrodku chaty paliło się ognisko a nad nim stał kociołek z którego unosiły się zielonkawe opary wypełniające całe wnętrze chaty.
- Dobrze. Ruszasz się coraz bardziej. Cieszę się. - usłyszał głos Nurry. Poszukał jej wzrokiem; siedziała w nogach jego łóżka i obserwowała go. - Jak się czujesz, mężu?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 28 Paź 2016, o 11:45

Ból oznaczał, że żył. Podniósł powoli powiekę, ale fizycznie nic nie widział, jedynie to, co zdarzyło się...kiedy? Dzisiaj? Wczoraj? Tydzień temu? - tego nie wiedział, ale w jego głowie ostrze ześlizgiwało się zdumiewająco powoli po jego bloku, kierując w opancerzony naramiennikiem obojczyk. Sam cios i siła uderzenia o mało nie zwaliła go z nóg, wbijając centymetr w grząski piach areny. Przez nozdrza wciągał atmosferę wzmagającego się dopingu. Czerpał z wrzasków, krzyków, gwizdów siłę, wypełniającą jego pierś. Nie trzask, ale huk i zgrzyt roztrzaskiwanego metalu ogłuszał, rozdzieranie elementu zbroi jak flimsiplast, dalej powodował uczucie ogłuchnięcia. Nie poczuł bólu, jedynie to, że robi się ciepło i wilgotno w miejscu uderzenia. Lewa ręka zawisła bezwładnie wypuszczając stylisko. Prawa wykonała mimowolnie młynka, wbijając ostrze z góry w czerep. Prócz nóg, jedyne nieopancerzone miejsce na ciele jego wroga. Skoro nie mógł wygrać, to chociaż chciał zabrać Obrogga ze sobą tam, gdzie udają się umarli. I wszystko ucichło. Źródło się wyczerpało, usuwając siłę z członków. Powieka opadła, pogrążając go we śnie.
.
..
...
Obudził go zapach czegoś pachnącego obłędnie. Leżał na czymś miękkim, szeleszczącym przy każdym nawet najdrobniejszym ruchu. Lekki wiatr za ścianą smagał dach wykonany z tego samego listowia. Poszukał jedynym okiem miejsca, skąd unosiły się te związki chemiczne z domieszką aromatycznego, ogniskowego dymu. I ten głos. Hipnotycznie przykuł uwagę na postaci Gamorreanki. Dzielili razem łoże, a Gweek nie pamiętał zupełnie nic. Pytań kłębiło mu się w głowie mnóstwo. Pierwszym było to, ile czasu był niepytomny. Jak poważne rany odniósł? Czy doprowadził do wojny między klanami? Kiedy odbyła się ceremonia zaślubin no i najważniejsze... kiedy była noc poślubna, by mógł sformalizować i zalegalizować ich związek poprzez całonocne fikołki i ślizgacze w stylu bunga-bunga. Odrętwiały umysł przekierował świadomość na bardziej teraźniejsze tory, uruchamiając krtań i inne tkanki odpowiedzialne za mowę.
- Obolały. I śmiertelnie głodny ślicznotko. Masz dla mnie jakieś wieści gdy ja se żetę spałem prócz tego, żeś jest mą żoną? - wyszczerzył kły w krzywym uśmiechu, próbując się poruszyć. Jedyne co osiągnął, to spotęgowanie bólu w lewej części korpusu i atak kaszlu.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 30 Paź 2016, o 13:53

Kittani podbiegła do drzwi maszynowni i otworzyła je.

***
- To było nierozsądne. - Usłyszała głos Garlla. Docierał do niej jak przez ścianę. Zdziwiła się. Nie rozumiała dlaczego jej słuch tak działa. Zdziwiła się też, gdy zorientowała się, że wszędzie jest ciemno. Mało tego. Miała też silne przeczucie, że jej ciało jest ułożone w dziwnej pozycji...
Otworzyła oczy i rozejrzała się. Leżała w ambulatorium podłączona do aparatu tlenowego.
- No, żyjesz. Dobrze. Cieszę się. IG87F kończy porządkowanie maszynowni ale możesz dać mu poźniej buzi. Zasłużył. I temu protokolarnemu też, bo wierz mi gdybyś była tutaj tylko ze mną już byś nie żyła. IG87F wyciągnął Cię z zadymionej maszynowni za nogi a ten drugi droid - o dziwo ma dość bogate biblioteki medyczne - wiedział jak Cię ratować. Leż na razie... Odpoczywaj. Dymy z płonących ogniw są dość toksyczne i podrażniają gardło. Tak mówił droid. Musisz odpoczywać. I nie ściągaj tej maski. Ponoć przez jakiś czas możesz mówić niższym głosem. A jeżeli nie chcesz na stałe mówić basem to... Słuchaj się lepiej.
***
- Lepiej się czujesz? Nie mów. Kiwnij głową. Ok. To czas na trochę wiadomości. Leżysz tutaj już drugi dzień. Skutki zatrucia mijają. Jutro będziesz mogła w końcu wstać ale teraz masz się oszczędzać. Skyrunner jest do naprawienia. Ale nie tutaj. Nie mam tylu cześci i Cad by się przydał, ale uruchomię go. Da się nim dolecieć do najbliższego warsztatu na większy przegląd. Ale. To że go naprawię nie będzie oznaczać, że stąd od razu odlecimy. Trzeba zneutralizować źródło tego sygnału bo inaczej znowu spadniemy z nieba i to będzie raczej ostatni upadek. Drugi raz ten numer Ci sie nie uda. Muszę przyznać, że zaimponowałaś mi tym lądowaniem. Biorąc pod uwagę to, że jedyną sprawną rzeczą w tym momencie jest spłuczka i opuszczany pomost to dokonałaś tym lądowaniem niemożliwego.
***
- IG wrócił z obchodu. Wszędzie wokół pełno drapieżników. Kilku już ustrzelił, ale sugeruje on, że wyprawa w stronę góry Hutta będzie szalenie niebezpieczna. Ciekawe wieści też w holonecie widziałem. Tak udało mi się uruchomić łączność. Zgadnij kto nas wywołuje?
Gweek
- To dobrze Gweeku. Musiny teraz coś ustalić. Teraz. I musimy się tych ustaleń trzymać. Potem. Jestem teraz niezależną liderką klanu. Pytam się teraz Ciebie co chcesz zrobić? Chcesz zostać u mego boku? Mogłabym z Ciebie zrobić Wodza-w-boju. Nadajesz się. Walczysz z niezwykłą zaciętością i... Tym... Pomyślunkiem. Nie jak tempy knur. Tylko jak. Ktoś mądry. I rany się na tobie goją jak nie wiem co. Myślałam, że padłeś trupem. Wielu by padło po takim ciosie. A ty nie dość, że przeżyłeś to jeszcze się do mnie w gorączce dobierałeś i małżeński obowiązek spełniłeś. Takiego wieprza mi trza. Więc powiedz teraz: zostaniesz? I powiedz mi jeszcze. Co robimy z Twoimi towarzyszami? Widziałam jak uciekli do dżungli. Nie dadzą sobie tam rady. A Nurra obiecała pomóc. Nurra dotrzyma słowa. Tylko powiedz.
IG87F
Droid rejestrował otoczenie swymi czerwonymi receptorami i analizował który stan pogody na Gamorze stanowił mniejsze zagrożenie dla jego systemów. Wilgotne i gorące dni czy zimne ale nie mniej wilgotne noce. Czerwony poblask jego oczu był jedyną oznaką zdradzającą jego obecność wśród ciemnej jak smoła nocy. Cicha praca jego serwomechanizmów na tle rozświergotanej, rozwrzeszczanej i rozszumionej dżungli, która chyba nigdy nie potrafiła być tak naprawdę spokojna, nie stanowiła najmniejszego zagrożenia i nie mogła nikomu zdradzić kryjówki mechanicznego zabójcy. Stał na Skyrunnerze by mieć lepszy punkt obserwacyjny; do tej pory udało mu się zestrzelić pięciu latających gadów z grzebianiastymi głowami i parę mackowatych stworzeń. Ig nie wiedział czy stworzenia te były niebezpieczne ale jego oprogramowanie behawioralne sugerowało mu takie a nie inne rozwiązanie. Zresztą odnajdował coś przyjemnego w chwili gdy stowrzenia te wiły się w agoni na ziemi rażone celnym strzałem z jego broni.
Pod nim, we frachtowcu, Garll kończył pobieżne naprawy statku, jego nowy kompan, droid protokolarny R-4B3, zajmował się nieorzytomną Kittani a ona sama... Cóż była nieprzytomna. Choć jej stan się zaczął poprawiać.
Wtedy coś przykuło uwagę IG.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Gweek » 7 Lis 2016, o 20:08

Słowa Nurry powoli zamierały w wilgotnym powietrzu. Cisza trwała i trwała, przerywana jedynie leciutkim szumem wiatru i chrapliwymi oddechami.
- Zostaję. - Chciał coś jeszcze dodać, ale ugryzł się w ozor. Tyle powinno wystarczyć, kiwnął głową z uznaniem. Zakaszlał cicho, gdy ciało odmówiło posłuszeństwa umysłowi. Wola wstania została przełamana bólem, ręka wisiała na temblaku, lekko podrygując przy próbie poruszania palcami.
- Nie miałem nic do zaoferowania i dalej nie mam. Jedynie chęci.... ----> - Przerwał na chwilę swój monolog. Miał chęci... do nachlania się... profilaktycznie oczywiście, w ramach rekonwalescencji. Ale to mogło poczekać. Coś mu rosło - organ nabrzmiewał, a zastrzyk świeżej krwi wprost do mózgu rodził nowe możliwości.
- ...---->Dane słowo, rzecz ważna, a obiecanki macanki. Mam u nich kupe kretytów i gotów jestem je odzyskać. Jak wstanę oczywiście... - wskazał pyskiem na usztywnioną białym płótnem kończynę. Wietrzyk delikatnie smagał mu ciało, wznosił się i ulatywał okrągłym otworem w samym środku zadaszenia.
Na razie był udupiony i mógł jedynie przyjmować leki. Te mocne w płynie oczywiście. Ze zbóż, owoców lub nawet zwykłe wyniki destylacji alkoholowej.
Fakt, był im coś winien. Załodze oczywiście. Ich drogi się rozeszły bardziej z przymusu niż świadomego wyboru. Zadanie nie zostało odwołane, lecz dalej pozostało aktualne. Tylko pytanie - czy odnajdzie pozostałą część ich zwariowanego oddziału? Wtem go olśniło. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swoich rzeczy, właściwie jednej, którą dostał tuż przed opuszczeniem pokładu Skyrunnera. Zrezygnował po trzecim obmacaniu wnętrza pomieszczenia, nie znajdując elektronicznego, cylindrycznego przedmiotu.
- Myślisz, że puściłbym Cię samą do tego przerośniętego lasu? No i jak zamierzasz ich namierzyć, skoro odlecieli? - rozważał przez chwilę swoje słowa. Nawet dobrze prawi, polać mu trzeba, w sumie sam by se radę dał z jedną ręką, ale nie miał materiału, nad jakim mógłby "pracować".
Odlecieli pewnie w stronę siedziby tego obślizga i oblecha Hutta. Tyle wiedział na pewno i był gotów podzielić się tą wiedzą operacyjną ze swoją partnerką. Rozjaśnić jej nieco cel ich wizyty we włościach kartelu Urpy.
- Więc co robimy? - spojrzał w wyszczerzone w uśmiechu kły Nurry. Teraz ona trzymała go w niepewności. Niezależnie od decyzji, miał ochotę dobrać się do swojej Matrony.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 14 Lis 2016, o 15:06

Gweek
Nurra spojrzała się na Gweeka z wdzięcznością; Gweek wiedział w jakiś sposób, że jest to wdzięczność pomimo tego, że nigdy rozumienie i odczytywanie wyższych uczuć nie przychodziło mu w życiu lekko. Co zresztą nie powinno dziwić, gdyż całe dotychczasowe życie Gweeka odarte było subtelności uczuć i wymowności takich rzeczy jak spojrzenia i gesty. Chuć i pragnienie, to była jego domena. Tym razem jednak wiedział, że Nurra jest mu wdzięczna. Szczerze...

***

Jakieś gorące i zwierzęco pierwotne dwie minuty później Gweek i Nurra opadli na łoże dysząc ciężko.
- Łooo.... Gweeku.. To było dobre. Mocno dobre. Taaak... Eeee... Czekej... Co to my tam gadali wcześniej? Aaaa już wiem... - Nurra wstała i zaczęła się rozglądać za elementami swego odziania, które aktualnie było porozrzucane po całej chacie.
- Obiecałam Ci pomóc to Ci pomoge. Zresztą cały mój klan.... Mój... Nasz klan nam pomoże. Wodzu... - Uśmiechnęła się zalotnie do niego. - Będzie dobrze zobaczysz. Mam coś.
Nurra podeszła do ściany chaty i zaczęła szukać czegoś w stercie rozmaitych, większych i mniejszych sprzętów, gratów i narzędzi; Gweek dostrzegł, że leży tam między innymi jego pas z blasterem i wyłączony zdalniak.
- Mam to... - Gamorreanka wyprostowała się i zaprezentowała w dłoni komunikator który Gweek dostał na "Skyrunnerze". - Próbowałam się nim obsłużyć... Ale chyba coś nie tak mi poszło... Nie wiem. Chyba nie działa... Ale może Ty spróbujesz co?
- Poza tym od chłopaków wiem, że Twoi przyjaciele uciekli do dżungli i wiem mniej więcej nawet w którym kierunku. Ino nie wiem jak daleko. Wiesz o co chodzi tak dokładnie? Po co to wszystko?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 28 Gru 2016, o 01:15

Kittani ostatnie kilkadziesiąt godzin kojarzyła jakby przez mgłę. Jej myśli zatrzymały się na kłębach dymu spowijających maszynownię Skyrunnnera i urywały się w tym momencie, przez dłuższy czas pozostawiając ją w niepewności. Wrażenie to potęgowała ciemność, w jakiej znajdowało się całe pomieszczenie w którym obecnie przebywała. Dopiero znajomy głos Garlla, co prawda nieco przytłumiony ale wyraźnie potwierdzający fakt, że pozostawała przy życiu wyrwał ją z najczarniejszych scenariuszy które zrodziły się w jej umyśle. Głupota? Być może, chociaż bardziej wyglądało to na naturalny odruch ze strony kogoś, kto wiele lat studiował budowę statków. Pierwsze słowa mechanika stanowiły jakiś bełkot, z którego niczego się nie dowiedziała. Dopiero później zrozumiała to, co najważniejsze - żyje, droidy okazały się bohaterami a pożar został opanowany. Machnęła niemrawo ręką na znak, że taki zasób informacji w zupełności jej wystarcza na dany moment i przekręciła się na bok wyraźnie dając do zrozumienia, że wolałaby odpocząć zamiast wysłuchiwać dalszego ciągu tej relacji. Mechanik właściwie zinterpretował ten gest i bez żadnego dodatkowego słowa opuścił pomieszczenie, pozostawiając Kittani samą.

***


Okres odpoczynku nie trwał zbyt długo, z czego najbardziej niezadowolony zdawał się być droid protokolarny. Z uporem typowym dla programowalnych maszyn chodził za Kittani niczym cień, a na każdą próbę odezwania się do kogokolwiek przytaczał cały przebieg zatrucia z możliwymi konsekwencjami. Kittani nie pozostało nic innego, jak zająć się wraz z Garllem drobnymi naprawami i neutralizacją sygnału w kompletnej ciszy, co dla kobiety było już wyzwaniem samym w sobie. O ile przy tym pierwszym wszystko obyło się bez zbędnych komplikacji tak kwestia neutralizacji sygnału zdawała się być nie do obejścia przez Levfith. Siedziała nad tym wraz z Sullustaninem już dłuższy czas nie do końca świadoma, w jaki sposób mogą sobie z tym poradzić. Zmierzali w dobrym kierunku metodą prób i błędów, jednak nadal nie wiedzieli w jaki właściwy sposób rozwiązać problem. Przydałby się Duros...
- Niech zgadnę. - zwróciła się do Garlla, korzystając z okazji że droid protokolarny udał się bliżej wyjścia, najwyraźniej chcąc sprawdzić jak sobie radzi jego ulubieniec na zewnątrz Skyrunnera. Jej głos wrócił już do pierwotnego stanu, chociaż Kittani wolała go jeszcze oszczędzać przez najbliższy czas. - Yarlo zatęsknił i postanowił znaleźć swoją zgubę. Jesteśmy już sławni na całą Galaktykę? - uśmiechnęła się zadziornie na samą myśl o tym, że Imperium nadal ich dopadło. To oznaczało, że są całkiem dobrymi uciekinierami albo ISB kiepsko ich szuka. Każda z tych opcji była równie prawdopodobna, chociaż ona osobiście wolała tą pierwszą.
R-4B3 podszedł do nich niemalże żołnierskim krokiem informując o tym, że IG prawdopodobnie kogoś dostrzegł. Kittani bez słowa podniosła się z fotela pilota i chwytając za blaster ruszyła w stronę opuszczanego pomostu. Nigdy nie wątpiła w umiejętności i celność droida-zabójcy, jednak intrygowała ją myśl kto może się kręcić wokół Skyrunnera. Oczywiście swojego lądowania nie mogła zaliczyć do tych cichych i niezauważalnych dla osób postronnych, jednak nie podejrzewała by ktokolwiek w samym sercu dżungli był w stanie ich tak szybko namierzyć. Spodziewała się zobaczyć tutejszych braci Gweeka zaciekawionych olbrzymem, który spadł z nieba i postacią droida zabijającego okoliczne drapieżniki.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 29 Gru 2016, o 21:59

Smolista czereń gamorreańskiej dżungli, dziwny chłód i odgłosy nocnego życia tutejszej fauny zaatakowały zmysły Kittani z wielką siłą; gdy wyszła przez właz na dach "Skyrunnera" zamarła w bezruchu niczym ogłuszona. Zdawało jej się, że w jednej chwili znany jej świat rozpłynął się i zostawił po sobie tylko nieprzeniknioną i nieskończoną czerń. Poczuła się jakby jej jaźń została zawieszona w przestrzeni, która nie miała przestrzeni i czasu. Dopiero po chwili, gdy wzrok przystosował się do znikomej ilości światła, zaczęła dostrzegać kontury otoczenia.
Przeraziła się gdy usłyszała za sobą mechaniczny szczęk i pracę serwomechanizmów. To był IG87F. Droid stał praktycznie tuż za nią i właśnie zwrócił w jej kierunku swoją cylindryczną głowę; wpatrywał się w Kittani swoim największym czerwonym receptorem przy okazji oślepiając ją.
- Kittani. W dżungli w tamtym kierunku - droid wskazał lufą trzymanej w obu chwytakach broni kierunek w którym miała spojrzeć - ukrywa się dwa worki mięsa. Obserwują Skyrunnera. Obliczam szanse bezpośredniego trafienia z tego miejsca i są one duże. Zastanawiam się jednak czy uśmiercenie tych dwóch worków mięsa będzie najlepszym rozwiązaniem. Niech Kittani wyrazi swoją opinię. Najwyżej ją zignoruję.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 30 Gru 2016, o 16:13

Dżungla była ogromna, a o tej porze budziła jeszcze większy podziw i strach wśród wszelkich istot znajdujących się w jej pobliżu. Wrażenie to potęgowała wszeobecna ciemność - na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że nigdzie w najbliższej okolicy nie ma jakiegokolwiek źródła światła. Nawet Skyrunner pogrążony był w ciemności a ewentualny pożar powstały dookoła już dawno dogasł, pozostawiając za sobą jedynie popiół i zapach spalenizny, który powoli ustępował miejsca właściwemu zapachowi dżungli. Mocniejszy podmuch wiatru niejako ocucił ją z chwilowego utracenia rezonansu i powrotu do pełnej świadomości, zmuszając ją do odgarnięcia kilku kosmyków włosów z twarzy. Zaniepokoiły ją dźwięki zza jej pleców które po krótkim czasie wydały się być jednak znajome. Receptory IG zmusiły ją do zmrużenia oczu, przez co ponownie miała przed oczami bardzo rozmyty obraz.
- IG. - odpowiedziała odruchowo, jakby chcąc się upewnić że trafiła na właściwego droida. Powędrowała wzrokiem za jego bronią w kierunku, który jej wskazał. Tak jak podejrzewała - nie zobaczyła niczego inngoe oprócz ciemnej plamy i słabych, ledwo dostrzegalnych dla ludzkiego oka zarysów drzew. Splotła ręce na piersiach, spoglądając we wskazanym wcześniej kierunku dłuższą chwilę - najwidoczniej zastanawiała się nad tym, co powinni zrobić.
- Jak długo już nas obserwują?
- Zauważyłem ich kilkanaście minut po opuszczeniu statku.
- Imperialni?
- rzuciła krótko, chociaż wątpiła w tak szybkie odnalezienie ich pośrodku dżungli.
- Nie panno Levfith, nigdzie nie mają symbolu.
- Jak są uzbrojeni?
- Broń osobista, dodatkowo wyposażeni w noktowizory.
- Niedobrze...
- mruknęła niepocieszona faktem, że okazała się być jedyną osobą pozbawioną dobrego widzenia w ciemności. To znacznie utrudniało potencjalną walkę w dżungli, jeśli takowa by się wywiązała.
- Z moich obliczeń i tak wynika, że...
- Nie nie nie.
- Kittani uniosła dłoń na znak, że ma zaprzestać wszelkich obliczeń. Przykucnęła obok, najwyraźniej szykując się do powrotu do wnętrza statku. - Nie zabijaj ich. Jeśli to są ludzie Urpy Lossa mogą nam się przydać. Najwyżej później ich zabijesz. - dodała na koniec wiedząc, że ten argument może przemówić do IG. Oprogramowanie w tym modelu było wyjątkowo łatwe i posiadało jeden, główny cel - zabić każdą jednostkę rozpoznają jako wroga. Nie miała jeszcze jasno sprecyzowanego planu jak mogliby zaskoczyć swoich obserwatorów i ich pojąć bez pozbawiania ich życia, jednak ważniejsze było odpowiednie wyposażenie aby mogła cokolwiek zdziałać. Z pewnością Skyrunner był wyposażony w odpowiednią broń i sprzęt do walki w ciemnościach.

Doid protokolarny najwyraźniej wyczekiwał blisko wyjścia na zewnątrz statku, bo to własnie jego Kittani dostrzegła w pierwszej kolejności. Podbiegł do niej tak szybko, że ona sama nie zdążyła nawet zejść z drabinek.
- Ah! Co robi wielmożny Pan IG? - zapytał w pierwszej kolejności, co wywołało niemałe zdziwienie na twarzy kobiety. Nadal nie mogła pojąć czemu ta jednostka była tak zapatrzona w IG i darzyła go takim uwielbieniem.
- Pozostał na zewnątrz i nadal obserwuje... R-4B3, odnajdź proszę sprzęt noktowizyjny i jakieś ubranie maskujące. - po tych słowach nastąpiła dłuższa pauza a droid nadal stał w miejscu, najwyraźniej przetwarzając to polecenie kilka razy.
- Dla pana IG? - zapytał po chwili nieco zdziwionym tonem.
- Nie... dla mnie.

***


Pojmanie obserwatorów Skyrunnera było dość trudnym zadaniem do realizacji, ale nadal wykonywalnym. Łatwiej byłoby ich zabić bądź przepędzić, jednak takie rozwiązanie nie satysfakcjonowało Kittani i wydawało jej się pójściem po najmniejszej linii oporu. Walka wręcz czy też strzelanina nie wchodziła w grę. Wroga trzeba było zabrać na dystans i to najlepiej w taki sposób, aby nie pozbawiać go życia i zrobić to możliwie dyskretnie. Odpowiedź na to pytanie wpadła jej sama w ręce podczas przeszukiwania Skyrunnera - gaz bojowy. Było to ryzykowne zagranie ze względu na panujący tutaj wiatr i wymagało rozeznania się w terenie, którego ona sama nie posiadała. Miała za to pewien plan...
Wiatr okazał się być sprzymierzeńcem - znacznie stracił na sile i nie wiał w stronę statku, przez co znacznie zmalało ryzyko użycia gazu. Kobieta zgodnie z planem została na powierzchni statku, chodząc po nim ze wzmożoną intensywnością i przypatrując się poszczególnym fragmentom na początku statku oraz uzbrojeniu Skyrunnera w skupieniu. Czasami też spoglądała w niebo jakby czegoś wypatrując. Tym sposobem obserwatorzy byli zbyt skupieni na jej osobie aby zauważyć droidy, które korzystając z opuszczanego trapu udały się bliżej dwójki podejrzanych. Przede wszystkim lepiej radziły sobie w terenie, gwarantowały celność i nie istniało ryzyko zatrucia gazem. Gaz co prawda był śmiertelnie niebezpieczny w promieniu 50m jednak zważając na panujący tutaj klimat i ruch powietrza prawdopodobnie nie byłby w stanie zabić - chodziło tylko i wyłącznie o pozbawienie ich przytomności i pojmanie. Pomimo wszystko Kittani schowała się wewnątrz statku po upływie określonego czasu nie chcąc ryzykować kolejnym przymusowym pobytem pod maską tlenową. Raz jej wystarczył.

Droidy powróciły wraz z dwójką nieprzytomnych obserwatorów kilka minut później. Według R-4B3 obydwoje przejawiali funkcje życiowe, chociaż pojawiły się u nich objawy lekkiego zatrucia w wyniku których nastąpiła utrata przytomności. Z pomocą Garlla brunetka związała dwójkę szpiegów, przeszukała ich oraz zarekwirowała broń i komunikatory.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 4 Sty 2017, o 15:07

Kittani siedziała w milczeniu w fotelu pilota i obserwowała w skupieniu krople deszczu ściekające po głównym iluminatorze "Skyrunnera"; deszcz przyszedł szybko i w jednej chwili okrył cały świat mokrą kurtyną. Jednostajny szum wypełnił wnętrze frachtowca i działał uspokajająco. Senną atmosferę potęgowała wszechobecna ciemność, którą w minimalnym stopniu rozjaśniało kilka lampek sygnalizacyjnych na panelu kontrolnym. Brunetce jednak nie chciało się spać. Rozmyślała intensywnie o tym co się do tej pory wydarzyło.
Pojmała dwójkę ludzi Urpy i tkwiła gdzieś w dżungli w pobliżu jego bazy. Miała kody dostępu do tej bazy od Theona Khana - współpracownika Urpy, któremu musiała zaufać. Musiała zostawić za sobą Borska, Gweeka i Cada i nie miała teraz najmniejszego pojęcia o tym co się mogło z nimi dziać. Czy Gweek przetrwał walkę? Czy Borsk wymknął się Imperialnym służbom? Jak długo Cad pozostanie bezpieczny w rękach Theona? W tym momencie nie miała, nawet najmniejszego punktu zaczepienia dla swych myśli.
Jedna tylko rzecz odrobinę poprawiała jej humor i wywoływała delikatny uśmiech na jej twarzy; komentarz Garlla odnośnie całej tej sytuacji. "To jest najmniej tajna i ostrożnie realizowana operacja w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłem. Jak cała ta siatka tak działa to ja się wypisuję".

Otworzyła oczy wystraszona i spanikowana. Coś ją obudziło i wyrwało z sennego majaku. Niebo na zewnątrz pojaśniało odrobinę i deszcz przestał już padać.
- Proszę Pani... Pan IG87F Wielki kazał powiedzieć, że więźniowie odzyskują świadomość. - W drzwiach kokpitu stał RA-B3 i przemawiał do Kittani swym monotonnym głosem.
Z przerażeniem spojrzała na chronometr pokładowy ponieważ odnosiła wrażenie, że spała parę godzin. Z pewną ulgą przyjęła fakt, że jej drzemka trwała zaledwie kwadrans.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 14 Sty 2017, o 15:53

Zmęczenie potrafiło być niebezpieczne i coraz częściej dawało o sobie znać w postaci gwałtownych drzemek, które w obecnym stanie mogły mieć miejsce w jakiejkolwiek części statku. Kittani nie miała jednak innego wyboru - jej załoga ograniczyła się zaledwie do Garlla i dwóch droidów a ona sama czuła się za to w dużej mierze odpowiedzialna. Z tego też powodu wiecznie wszystkiego doglądała, analizowała i pomagała jak tylko mogła, odkładając swoje własne potrzeby na drugi plan. Krótkie drzemki były jedyną możliwością regeneracji. Brunetka przetarła twarz słysząc słowa droida protokolarnego i zamrugała kilkakrotnie oczami aby pozbyć się rozmytego obrazu panelu kontrolnego. Niechętnie opuściła wygodny fotel pilota i udała się wraz z droidem w stronę pojmanych mężczyzn.

Podejrzewała, że przesłuchanie z początku nie będzie należało do łatwych. Gdy tylko ją zobaczyli wpierw na ich twarzach pojawił się cień zdziwienia, który po chwili szybko zastąpił kamienny wyraz twarzy i rzucone z pogardą spojrzenie. Kittani przyglądała się im dłuższą chwilę, spacerując ze splecionymi z tyłu rękoma.
- Na waszym miejscu zaczęłabym coś mówić. To wy siedzicie pojmani i skrępowani, nie ja. - przerwała niezręczną ciszę która zapadła we wnętrzu pomieszczenia, przenosząc wzrok na podłogę. Dała im wolną rękę w kwestii tego, co chcą powiedzieć i liczyła na to, że dadzą się sprowokować. Mężczyźni nadal jednak milczeli, przyglądając jej się w coraz bardziej natarczywy sposób. Brunetka zatrzymała się pośrodku swojej trasy, wyraźnie zirytowana wyczekiwaniem na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony.
- Widzę że panowie są z tych małomównych... A szkoda. - westchnęła głośno i uniosła prawą dłoń ku górze. - W takim razie nie porozmawiamy. IG-87F, rozpoznaj i namierz cel. Na mój znak. - droid bez chwili namysłu wykonał polecenie i wymierzył w obydwóch mężczyzn.
- Poczekaj! - milczenie przerwał jeden z pojmanych, starający się nieudolnie uchylić przed bronią droida. - To... droid zabójca?
- A nie widać? - skwitowała to jakże głupie pytanie. - Chciał was już wcześniej zabić i nawet miał dobre wyniki obliczeń ale liczyłam na to, że porozmawiamy. Niestety nie pozostawiacie mi wyboru i...
- Jesteśmy standardowym patrolem ochrony. - odezwał się drugi z mężczyzn. - Zauważyliśmy jak statek wpadł w pole ochronne i runął w dżunglę. Przyszliśmy sprawdzić kto dokładnie przyleciał i po co. Po takim lądowaniu byliśmy pewni, że nikogo już nie spotkamy...
- O tak, wyglądało to nieciekawie. - potwierdził jego towarzysz. - Dziwne, że wszyscy przeżyli i statek jest względnie cały.
- A co w tym dziwnego? - odezwał się droid protokolarny, który dotychczasowo przysłuchiwał się całej tej rozmowie z boku. - Pani jest doskonałym pilotem! Najlepszym z jakim leciałem! - Kittani doskonale wiedziała, że wcześniej droid nie miał okazji osobiście poznać jakiegokolwiek pilota. Mężczyźni wymienili po sobie nieco zagubione spojrzenie.
- Pracujecie dla tego ślimaka? - zapytała brunetka.
- Urpa Loss? Tak.
- Gdzie znajduje się jego baza?

Mężczyźni zamilkli na to pytanie spoglądając na siebie. Najwidoczniej dochodziło do niemej wymiany zdań między nimi. W końcu jeden z nich wypuścił głośno powietrze i zaczął mówić z wyraźną rezygnacją w głosie.
- Jedno z wejść do bazy znajduje się na zachód stąd, w odległości około 30 minut marszu. Jest monitoring i zabezpieczone drzwi - bez kodów nikt niepożądany nie da rady wejść.
- Przecież wiem o kodach... - rzuciła z irytacją w głosie. - Daruję wam życie jeśli powiecie mi, jak można wyłączyć pole ochronne.
- Nie wiemy dokładnie jak... Ale z pewnością da się to zrobić z wnętrza bazy.
- Widzicie Panowie? Potraficie się jednak dogadać. - Kittani uśmiechnęła się na te słowa i ruszyła w stronę wnętrza kokpitu, gestem dłoni nakazując IG opuszczenie broni.
- A... a co z tym darowaniem życia? - zapytał nieśmiało jeden z nich. Brunetka rzuciła mu krótkie spojrzenie przez ramię, wyraźnie rozbawiona jego reakcją.
- Przecież żyjesz, prawda?
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 15 Sty 2017, o 01:05

- Kittani, kurwa, mamy problem. Ale co to dla nas... - Powiedział Garll gdy Kittani weszła z powrotem do kokpitu. - Coś nas wywołuje. Posłuchaj. - To mówiąc sullustianin dotknął jeden z przełączników tablicy rozdzielczej i kabinę zalała kakofonia trzasków, szumu i świstów przerywana od czasu do czasu dźwiękami przypominającymi pierdzącego Gweeka. W pierwszej chwili Kittani nie usłyszała nic nadzwyczajnego: bezkształtna papka obłąkanych częstotliwości. Później dopiero - gdy chciała powiedzieć Garllowi, że nic nie słyszy - wyłowiła ze skraju słyszalności cichy głos powtarzający niemalże wkoło to samo:
- Skyrunner 720 zgłoście się. Kittani Levfith, Cad... Odbiór?
- I tak ciągle. Pojęcia nie mam kto to. Nie przedstawia się. To może być Imperium ale może i Borsk, co myślisz? Odpowiedzieć? I jak tam przesłuchanie? Jakie plany mamy teraz?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 15 Sty 2017, o 12:00

- Problem? Czyli nic nowego... - mruknęła w odpowiedzi podchodząc bliżej do Garlla. Z początku zupełnie nic nie usłyszała i chciała już go wyzwać za ten mało śmieszny dowcip, jednak akurat w tym samym momencie udało jej się wyłowić monotonny głos spośród trzasków i zakłóceń. Kittani wzięła pod boki przysłuchując się uważniej i analizując słowa mechanika.
- To nie jest Borsk. Nie wywoływał by nas po pełnej nazwie statku wraz z numerem. Trochę to podejrzane... - odpowiedziała po dłuższej chwili, nadal analizując wszystkie możliwe opcje. - Imperium z kolei nie mówiłoby o Cadzie. Borsk wie, że został u Theona więc też by o nim nie wspominał. To musi być ktoś, kto wie jak się rozdzieliliśmy na Gamorrze... - spojrzała uważnie na Garlla, jakby szukając jakiekolwiek podpowiedzi z jego strony. Przyszła niespodziewanie.
- Wiem! - klasnęła w dłonie z wyraźną dumą w głosie, że sama do tego doszła. - To Nurra. Gweek zabrał komunikator i to jedyny, który nie powrócił na statek. Zapytaj się, czy to ona. - przytaknęła głową na znak, że powinien to uczynić jak najszybciej. Co prawda komunikator oficjalnie należał do Gweeka, jednak z tej dwójki to Nurra jak na płeć żeńską przystało miała więcej rozumu i zaradności. Kittani najwyraźniej zaczęła się szykować do wyjścia, przygotowując sobie broń i komunikator.
- Co do przesłuchania - baza jest 30 minut marszu stąd, więc mamy mało czasu. Chcę wyruszyć jak najszybciej z IG korzystając z przebrania jednego z nich. Pojmanych zostawimy gdzieś w dżungli, ale to już zadanie dla IG. Jeśli wszystko się uda wyłączę pole ochronne z wnętrza bazy i postaram się zepsuć na tyle, żeby mieć pewność że zdążymy uciec. Dlatego ty i RA-B3 zostaniecie na statku.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Mistrz Gry » 16 Sty 2017, o 23:37

Brunetka szła przez dżungle a IG87F swoim miarowym automatycznym krokiem podążał w ślad za nią. Droid zostawał trochę w tyle, ale przynajmniej się nie męczył.
Strój, który wzięła Kittani od jednego ze strażników, pasował na nią całkiem dobrze i nie utrudniał ruchu. Mało tego, materiał, z którego był wykonany strój, miał ciekawe właściwości: był lekki a jednocześnie wydawał się być mocny, był cienki a doskonale izolował i utrzymywał ciepło jej ciała, a pomimo tego, że izolował Kittani nie pociła się. Najciekawsze zauważyła na końcu. Kiedy go zakładała strój zdawał się być szary, w dżungli jednak jego odcień był bliższy brudnej zieleni i błotnistej brunatności otoczenia.
I na tym można było zamknąć pozytywną listę rzeczy związaną z drogą przez dżungle.
Po krótkim, ale intensywnym deszczu podłoże rozmiękło a cała roślinność stała się mokra i nieprzyjemnie chłoszcząca; Kittani czuła się tak jakby co chwila dostawała ciosy z otwartych dłoni. Tylko dzięki działającemu noktowizorowi nie dała się "zachlastać na śmierć" bo w porę udawało się jej unikać większość mokrych pacnięć i klaśnięć.
W zasadzie gdyby nie noktowizor Kittani nie byłaby wstanie odszukać ścieżki, która miała doprowadzić ich do bazy Urpy. Pomimo ustępującej nocy i rozchodzących się chmur ciemności nadal spowijały dolne partie lasu a podnoszące się z zagłębień terenu delikatne kosmki mgły, tylko pogłębiały nastrój dezorientacji.
Podobny nastrój dezorientacji wprowadzała wszechobecna cisza; cały rozwrzeszczany i rozśpiewany zgiełk nocnego życia został zmyty razem z deszczem. Tylko od czasu do czasu leśne echo niosło ze sobą zawołanie jakiegoś stworzenia, które nie podobało się Kittani gdyż brzmiało jak: "skręć kark".

Po kwadransie brunetka była zgrzana, mokra i kompletnie brudna.
Po półgodzinie jej stan był jeszcze gorszy.
A potem teren zaczął się wznosić.

Za nim się obejrzała musiała wspierać się na rękach by nie stracić równowagi. Musiała się chwytać gałęzi, korzeń, kłączy i kamieni wszystko po to by iść z mozołem na przód. W duchu przeklinała dwójkę strażników, którzy powiedzieli jej, że to tylko pół godziny drogi.

***

Garll i R4B3 stali na trapie i przyglądali się jak Kittani dokonuje ostatnich poprawek przed wyjściem w dżunglę.
- Nie jestem pewien Kittani czy to dobry pomysł. - Garll nadal wyrażał swoje zwątpienie. Kittani nie odpowiedziała. Oboje wiedzieli, że nie mieli w tym momencie innego wyjścia. Jeżeli chcieli ruszyć stąd Skyrunnera to musieli unieszkodliwić pole ochronne w którym się obecnie znajdowali. Bez tego frachtowiec runąłby na ziemię zaraz po starcie a Brunetka zdawała sobie sprawę z tego, że drugi raz nie zapewni wszystkim tak miękkiego twardego lądowania.
- Ja też nie. Ale musimy. Ty uruchamiaj statek. I miej komunikator przy pasie. Nurra może się chcieć jeszcze z nami skontaktować. Spróbuj z nią wtedy porozmawiać, ok?
- Proszę Pani - Odezwał się droid protokolarny - a gdzie jest Pan IG? Chciałbym go jeszcze trochę powielbić zanim pójdziecie.
- Właśnie Kittani, gdzie on poszedł z tymi więźniami? - Wtrącił się Garll - poszedł ich... zabić? I po cholerę kazałaś mu zabrać surowe mięso z kambuza?
- Nie... To znaczy mam nadzieję, że tego nie zrobił. Ja mu tylko kazałam mu przywiązać ich nagich do jakiegoś drzewa.
- No ok... A to mięso?
- Kazałam przywiesić im na szyi.

***

Nagle teren przed nią stał się płaski. Wyszła z dżungli i stanęła na brzegu dość dużej skalnej niecki wypełnionej wodą. Jej powierzchnia była idealnie gładka i z precyzją największego zwierciadła odbijała w sobie jaśniejące niebo i gasnące już konstelacje gwiazd. Obejrzała się za siebie i dech jej zaparło z wrażenia. Stała ponad koronami drzew.
Pomiędzy rozłożystymi konarami i gałęziami wiła się i głębiła mgła. Jej ruch sprawiał, że cały rozległy las wydawał się płynąć zawieszony w mlecznobiałej zupie. Tak jakby drzewa pozbawione były pni i korzeni i mogły swobodnie pływać niczym rzęsa na stawie. Daleko na wschodzie, centralnie na linii wzorku Kittani, niebo zapaliło się ognistą czerwienią i znad horyzontu zaczęła wychylać się tarcza Opoku - gwiazdy wokół, której orbitowała Gamorra.
- IG87F dokonał kalkulacji zgonu w trakcie tej misji podczas oglądania takich rzeczy. Sugeruję skupienie się na misji. Worze.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Dorwać Ślimaka

Postprzez Kittani Levfith » 21 Sty 2017, o 20:56

Wyprawa do dżungli była okropna. Paskudna. Najgorsza z możliwych, jakie Kittani mogła sobie tylko wyobrazić. Wszystko się sprzeniewierzyło przeciwko niej a ubranie które na początku wydawało się być świetnym pomysłem zaczęło ją irytować już po niecałym kwadransie. Roślinność jakby specjalnie zagradzała jej drogę i spowalniała jej marsz - początkowo kilka razy przeklinała siarczyście gdy obrywała mokrym liściem po twarzy i chwilowo gubiła całą orientację w terenie. Noktowizor okazał się być niezastąpiony, chociaż brunetka zdecydowanie bardziej wolała obserwować otoczenie na własne oczy niż za pomocą jakichkolwiek urządzeń. IG też nie miał łatwiej przeprawy - dżungla zdecydowanie nie była wymarzonym środowiskiem dla droidów. Z tego też względu chciała jak najszybciej doprowadzić ich do kryjówki. Droid stał się jej jedynym partnerem podczas wyprawy wgłąb dżungli i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej szanse na przeżycie rosną jeśli IG jest w pełni sprawny. Z jej obliczeń marsz trwał zdecydowanie za długo - baza wcale nie była tak blisko, jak zapewniali ją mężczyźni. Oszukali ją. Ona też ich oszukała.

Roślinność zdawała się nie mieć końca - za każdą ścianą zieleni znajdowała się kolejna, jeszcze bujniejsza od poprzedniej. Na tym etapie brunetka musiała się już podpierać rękoma i szła niemalże jak jeden z tutejszych drapieżników, byleby tylko nie poślizgnąć się i nie zjechać w dół po błocie. Nie mogła sobie pozwolić na żaden, chociażby najmniejszy błąd - czas nigdy nie był ich sprzymierzeńcem ale na Gamorrze mógł zadecydować o ich przeżyciu. Najwidoczniej to właśnie strach przed utratą życia czy też niewolą dodawał jej sił i gwarantował odnalezienie bazy. Wyszła na brzeg dżungli potykając się o jakiś konar, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Widok który rozciągał się przed nią był niemalże hipnotyzujący - trzeba było przyznać, że w takich momentach planeta wyręczała wszelkie trudy i prezentowała swoje najpiękniejsze oblicze. Brunetka pozwoliła temu widokowi porwać się tylko na chwilę, chociaż droidowi mógł to odczytać zupełnie inaczej.
- IG! IG! Patrz! - chwyciła za metalowe ramię droida, wskazując na drugą stronę niecki. - Coś tam jest w skalnej ścianie i ma podejrzanie regularny kształt. Wygląda na wejście do bazy.

Niecka wypełniona wodą stanowiła przeszkodę samą w sobie, szczególnie dla droida. Kittani i tak nie miała zbyt wiele sił na przepłynięcie wpław zbiornika i wolała oszczędzać się na ewentualną walkę, chociaż bardziej liczyła na celność droida. Nie pozostało im nic innego jak obejście zbiornika z wodą. Na szczęście wyszli bliżej jej lewego brzegu a kilka minut dodatkowego marszu było o wiele rozsądniejszym rozwiązaniem niż ryzyko związane z wodą. Droid był przygotowany na każdą ewentualność i wyszukiwał potencjalnych wrogów. Nikogo jednak nie dostrzegł, podobnie jak sama brunetka. Okolice wejścia do bazy wydawały się być opustoszałe i niepilnowane przez jakiekolwiek służby Hutta. Kittani wydało się to podejrzane.
- Chwila prawdy... - kobieta wzięła głęboki wdech i wprowadziła kod, który teoretycznie powinien otworzyć jej drogę wprost do Hutta. Pytanie tylko co zastanie w środku? Schowała się za IG, chwilowo wstrzymując oddech ze zdenerwowania.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron