Jak na dziurę taką jak Hosko, kantyna tętniła nadzwyczajnym życiem. Wyglądało na to, że jest to jedna z nielicznych atrakcji, jakie może spotkać kogokolwiek, przebywającego na tej rolniczej planecie. Ścisk był ogromny, wszędzie roiło się od gości, wśród których przodowali ludzie, Twi'lekowie i Rodianie. Oczywiście nie brakowało i innych przedstawicieli ras. Gdzieś pod ścianą znajdował się niewielki podest, mogący pomieścić grające trio, jednak dziś nikt nie umilał obecności w lokalu, muzyką.
Prosta lada, znajdująca się vis-à-vis czasy świetności miała już dawno za sobą. Jednak za kontuarem stało dwoje barmanów będących prawdopodobnie ludźmi bądź reprezentantami gatunku niezwykle bliskiego człowiekowi. Wejście Shooka raczej nikogo nie zdziwiło, ot kolejny szaleniec identyfikujący się z praktycznie wymarłym ludem mandalorian.
- Jestem barmanem, nie biurem informacji. Pierwszy raz na Hosko? Tutaj są sami piloci, nawet liczbę załogantów i pachołków się ogranicza, żeby taniej wyszło. - odparł sztywno pracownik "Starshine Surprise" - Znać może znam, ale co z tego. Tutaj prawo stanowią Huttowie. Twój towar jest ich zyskiem, nawet jak jakimś cudem opuścisz tą dziurę, dopadną cię w przestrzeni, ta stacja kosmiczna nad nami nie wisi tam bez powodu. Tambu wie co robi.
***
Shook miał rację, że Echani będzie przyciągać wzrok znużonych pilotów, oczekujących na załadunek towaru. Była tym bardziej łakomym kąskiem, że w lokalu przebywało naprawdę niewiele kobiet. Choć spojrzenia mogły być deprymujące, to kilka chwil po wejściu, Reeve poczuła na swoim tyłku czyjąś rękę, która należała, do młodego, może 18-letniego chłopaka. Ten czym prędzej popędził w przeciwległy kąt sali, by uniknąć zemsty towarzyszki mandalorianina.
- Hej paniusiu, postawię ci drinka, a ty mi... noc! - krzyknął muskularny ale tępo wyglądający Togruta.
- Jeff z kobietami się nie potrafisz obchodzić! - dodał blisko dwumetrowy epicanthix - Zapraszam panią na mój statek o nazwie "Rozkosz"! Daleko nie będziemy szli, ot jest tutaj, na piętrze!
- Spokój do kurwy nędzy! Baby żeście nie widzieli? To nie burdel a kantyna Zechce to sama podejdzie i poprosi o drinka! - krzyknął przewodzący pozostałej dwójce facet, siedzący przy stole do sabaaka, którego bardziej niż dziewczyna interesowały kredyty leżące na stole.
- Witaj na Hosko, to taka rolnicza wersja Nar Shaddaa. - niespodziewanie zagaił do dziewczyny zielonoskóry Nautolanin - Jestem Naat Koba, spokojnie nie mam złych namiarów, w przeciwieństwie do tutejszej większości, zachowałem resztki rozumu. Podejrzewam, że potrafisz o siebie zadbać, w końcu samotna kobieta nie wchodziłaby jak do siebie, w progi takiej kantyny, a może nie jesteś sam?