Przy głównym wejściu do kompleksu, gdy dwójka ludzkich strażników dostrzegła uzbrojonego po zęby najemnika w pierwszym momencie unieśli karabiny przed siebie, mierząc w groźnie wyglądającego przybysza. Rothscul uśmiechnął się kpiarsko, wykonując powoli gest wznoszenia rąk ku górze. Nie stanowili dla niego szczególnego zagrożenia.
- Rozumiem, że mnie nie wpuścicie co? Tylko nie przyzwyczajajcie się - powiedział ściągając to z siebie poszczególne bronie i dając im na przechowanie. Robił to od niechcenia. Z przyzwyczajenia zawsze się wyposażał we wszystko. Zwykle udawał się w innym celu, aniżeli pogawędka i zapomniał się zwyczajnie. Żałował głównie czasu i... uczucia rozłąki.
- Ten malutki też? - dwumetrowy łowca spochmurniał już całkiem. Z tym koleżką się nie rozstawał tak o. Co prawda jego zbroja była w sumie najgroźniejszym elementem wyposażenia, jeśli chodzi o bliskie spotkania, ale z tą niewielką bronią miał długą przeszłość. Czekał na niego w zbrojowni.
- To ciężki blaster, facet! Nie wejdziesz z tym do Celeo.
- ten gość to najemnik? Czy może raczej czołg grawitacyjny? - zapytał drugi, patrząc z niedowierzaniem na stertę broni na stoliku, po czym wzniósł ponownie wzrok na dwumetrowego Zabraka.
- Nie interesuj się - odparł z ledwo ukrywanym uśmiechem na twarzy. Przyjemnie było widzieć, że byli zupełnie nieprzygotowani na takiego przybysza jak on.
- Zamiast tego zaprowadź mnie do Celeo, mamy ważny biznes do obgadania. I lepiej by sprzęt się zgadzał na powrocie - pouczył drugiego ostrzegając go wskazującym palcem i wbijając w niego na chwilę wzrok.
Człowiek zaprowadził "rozbrojonego" łowcę przed oblicze przywódcy. Po drodze Tukin przyglądał się ścianom i pomieszczeniom kompleksu budynku. Niechlujnie trzymana podłoga z jakiegoś taniego linoleum, sprzątana najwidoczniej tylko wtedy kiedy na prawdę coś paskudnego się rozlało, cuchnęła czymś sfermentowanym. Co poniektóre szklane płytki oświetleniowe na szarym suficie były rozbite i najwyraźniej nikomu się nie śpieszyło by je wymienić. Niepomalowane ściany były ledwo żelowane na biało i to nierówno. Gdzieś były, to ślady po rozlaniu jakiegoś płynu lub zgnieceniu natrętnego owada. Pajęczyny w kątach też się pałętały. Otwarte drzwi do kwater czy biur oraz magazynów prezentowały podobnej kategorii porządek.
Rothescul w końcu dotarł na plac treningowy. Był bardzo obszerny, taki mały poligon. Z daleka można było dostrzec nawet jakieś pojazdy bojowe. Grube metalowe bloki stały w równych odległościach, a na nich klasyczne plastikowe tarcze. Strzelcy próbowali trafić cel ze stu metrów, daleko za szukanym Twilekiem. Sam Celeo aktualnie zajmował się bojowym szkoleniem walki wręcz. Ubrany w wojskowy mundur zapowiadał co się stanie. Kilku ludzi stało w okół pary trenującej i przyglądali się nadchodzącemu starciu. Górujący wzrostem Trandoshanin rzucił się z nożem na niebieskiego Twileka, celując realnym ostrzem na jego krtań. Bojowy ryk towarzyszył pędzącej broni by zadać śmierć. Twilek zbił łokciem cios i jednym kopniakiem w staw kolanowy przeciwnika wytrącił go nieco z równowagi. Korzystając z kopnięcia przeturlał się do tyłu i już miał blaster w ręku wymierzony w zielonoskórego
- Widzicie jak to się robi?? Każdy ruch ważny, bo wam łeb ustrzelą, jak będziecie dreptać w miejscu. - podszedł do jednego i klepnął go po twarzy
- Do ćwiczeń! JUŻ - zarządził, widząc, że zbliża się do niego wspomniany gość. Nie schował blastera i zatrzymał się od Zabraka trzy metry
- Kim Ty kurwa jesteś? Czego chcesz?
- Tukin Rothescul. Łowca Głów. Mam do Ciebie kilka pytań, chciałbym żebyś mi na nie odpowiedział
- A niby dlaczego miałbym Ci na cokolwiek odpowiadać koleś? - rozstawił szeroko ręce i uśmiechnął się złowrogo. Tukin był od niego wyższy i postawniejszy, ale Ważka w ogóle nie miał cienia wątpliwości w oczach. Musiał walczyć nie raz z większymi od siebie i lepiej uzbrojonymi.