- Nie, ale nie zamierzałem tracić czasu na czekanie na was. - odgryzł się Nantel, próbując utrzymać maskę profesjonalnego zabójcy, który pewnie nie pozwoliłby sobie na takie przytyki.
Napełniony nową energią po nocnych przemyśleniach, obiecał sobie, ze nie da się zbić z tropu byle tekstem ludzi hutta albo niebezpiecznym wydarzeniem. Przeżył piekło Taris, w tym podziemną scenę masakry na ukrytej osadzie, co dawało mu prawo do stwierdzenia, że potrafił sobie jakoś w gównie takim jak dżungla poradzić. Wiedział, że tu co innego mu zagraża, ale przynajmniej bywało przewidywalne, w porównaniu z rozwścieczonymi rakghulami.
Kiedy Ka'aval przygotowywała statek do startu, rozejrzał się po obecnych na pokładzie łowcach. ich uzbrojenie robiło wrażenie, a z twarzy wyglądali na starych weteranów łowów. Zastanawiały go z kolei umiejętności Ishi Tiba. Niewiele, a właściwie nic, nie wiedział o tej rasie i roli, jaką mógł pełnić. Pomijał oczywisty fakt wysłannika hutta do pilnowania jego - inwestycji, którą musiała się zwrócić - ale co kalpan będzie robił podczas walki? Zaprawieni łowcy nie wyglądali na takich, co potrzebują dowódcy na tyłach do koordynowania działań. Zdolności kapłana pozostawały więc niewiadomą. W międzyczasie podszedł też do swojego plecaka i sprawdził swój sprzęt, dość mizerny w porównaniu do sprzętu wojowników, ale za to miał inne przewagi. Wątpił, by byli w stanie wyczuć Nadię i "to coś" tak dokładnie, jak on. Miał tez holokron bezpiecznie tkwiący w kieszeni. Kiedy miał już zamknąć plecak, w jego wnętrzu dostrzegł coś, czego nie używał od dawna. Swój odtwarzacz muzyki. Ile to już czasu minęło, kiedy uspokajał myśli swoją ulubioną muzyką? Może nie był to taki głupi pomysł teraz, odprężyć się jeszcze przed startem. Złapał za słuchawki i od razu odpalił
pierwszy kawałek. Tylko przez moment zastanowił się, czy ludzie Besadiego uznają to za dziwne. uznał, ze nie. Jako "profesjonalista" mógł mieć dowolne metody na skupienie przed zadaniem. Dobry był i ten, którym mógł przykryć swoje myśli o Mocy, Nadii i nadchodzących niebezpieczeństwach.
Gdy poczuł znajome wibracje, odłożył słuchawki i wyłączył muzykę. Zaczynali. Uczucie, które cały czas kryło się gdzieś z tyłu głowy, a które cały czas czuł, wyłowił na wierzch swoich myśli. Skupił się na kierunku, z którego je czuł. Kierunku, w którym należało lecieć, by odnaleźć Nadię. Nie traktował go tak, jak ostatnio. Ze strachem i nerwami. Przyglądał mu się jakby z boku, próbując zrozumieć i wyłapać wskazówki. Patrzył dokąd prowadzi go ta cała Moc. Bez pośpiechu. Zgodnie ze wskazówkami Sharii nie robił nic na siłę, a dawał się prowadzić przeczuciu, w którą stronę mają lecieć.
- Tam - wskazał dłonią kierunek - Leć w tamtą stronę.
Zerknął na pozostałych. Ciekawe, czy zastanawiali się, skąd wie, gdzie lecieć. Zauważył natomiast, ze całkiem łatwo przyszło mu teraz wyodrębnienie przeczucia, które miało go kierować ku Nadii. Musiał jeszcze przemyśleć, czy pomogło odprężenie się muzyką, czy jego determinacja, spokojne, ale stanowcze dążenie do celu. Może były to obie te rzeczy?