- Masz też współrzędne bazy znajomego. Będą wiedzieć... do zobaczenia będę czekał Nex - dopowiedział z powagą w głosie. Jaig zapikał smutno, ale ruszył na statek. Chaari, kiwnęła głową, a Xeras dodał po mandaloriańsku na odchodne do swojego przywódcy.
- Dopilnuję by Aran nie zwiał, będę czekać. Obyśmy się spotkali! Chwała! - uderzył się pięścią w pierś
- Postaram się nawiązać kontakt z Tobą jak będziemy na miejscu... Nie ufam mu, zrobię wszystko po swojemu - dodał znacznie ciszej tak że tylko ich dwójka mogła w ogóle zrozumieć kontekst.
***
Speeder był dość obszerny w przestrzeń dla pasażera. Były to typy pojazdów zdolne przemieszczać się przez trudne tereny takie jak powierzchnia Hoth, czy Tatooine. Całkiem dobry kawał sprzętu i dość szybki.
Sam Rictus, przyjaciel Nexa, był dobrze połatany przez Chaari. Nie krwawił, ale był cholernie blady, bezwładny i nieprzytomny. Musiał doznać poważnych obrażeń wewnątrz organizmu. Czas zdawał się dłużyć i nagle cały ruch na Nar Shadda zdawał się działać przeciw Mandalorianowi. Nawet służby porządkowe się przyczepiły do niego za niebepzieczne przemieszczanie się po szlakach publicznych.
Neony zlewały się z metalowymi konstrukcjami, w pędzie Nex przyczynił się do małej kraksy, leciał jednak dalej. Dotarł w końcu do małej prywatnej kliniki.
- Lekarza! Potrzeba! Teraz! - krzyczał właściwie wyskakując z pojazdu w ciągu lądowania. Facet przed budynkiem podskoczył, aż mu papieros z ręki wyskoczył. Najwyraźniej ktoś mu przerwał spokojny wieczór.
- Co się dzieje? Kto potrzebuje pomocy? - facet widać rzeczywiście był lekarzem i to z powołania. Pierw wywołał dwa droidy medyczne, które na noszach zabrały Vepsina. W trakcie wszystkiego nawet nie wspomniał o złamanym kredycie, ani z kim ma do czynienia. Od razu wziął się do pracy.
Ze zdjętym hełmem przy boku, Nex Zitt przyglądał się jak jego przyjaciel był operowany na stole. Gdyby on się udał na przód a jemu kazał zajść trandoshan od tyłu na pewno inaczej by się to potoczyło. Widział, że to zawodowcy i miał przecież zbroję, a Rictus do tego lepiej nadawał się do podstępnych numerów. I zginął Gedan... ledwo go poznał, a był w porządku. Zginął z jego głupoty, a kto wie czy Vepsin miał przeżyć ten dzień...
To był jego przyjaciel, jeden z tych których nie da się zastąpić. Za pewnie napatoczy kłopotów temu człowiekowi co dobrowolnie im pomaga. Służby porządkowe, albo zasrany Hutt Yohgo i jego siepacze. Teraz mógł się mu przyjrzeć. Krótkie blond włosy. Wysoki i cichy, skupiony na tym co trzeba było zrobić... Nex miał farta, że to nie jakiś skąpiec jakich pełno na Nar Sadda. Aran dał mu dobry kontakt. Po godzinie niepokojącego czekania, lekarz w końcu odszedł od stołu z obojętną miną. Blondyn dostrzegł przejęcie na twarzy człowieka w pancerzu
- Przeżyje - uśmiechnął się, trzymając Nexa do samego końca w napięciu. Jednak znów spoważniał.
- Ale musi dużo odpoczywać... Raczej nie ruszy się stąd przez najbliższe czternaście standardowych dni, albo i dłużej. Miał szczęście, że ktoś kumaty go wstępnie połatał... co to było? Bomba? Pewnie sprawka obcych co? - facet kiwnął głową na znak, że nie oczekuje odpowiedzi. Musiał mieć jakieś trzydzieści parę lat.
- Jak to robimy... kimkolwiek jesteś? Opieka kosztuje pięć tysięcy kredytów, ale wyjdzie z tego. Możesz mi zapłacić dwa tysiące i odebrać go wcześniej na własną odpowiedzialność. A i kto mnie Ciebie polecił?