Content

Archiwum

[Ugah'Uaulk] - Dzicz

[Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 9 Lis 2018, o 00:08

Rayleigh rozbija się starym frachtowcem o powierzchnię nieznanej planety

Rozbili się. Statek w kilku miejscach powyginał się niszcząc wszystko co było w sektorze AA i częściowo sektory BB i CC. Ogień zaczął trawić większość pomieszczeń. Ci którzy przeżyli lądowanie, musieli szybko opuścić okręt. Wentylacja przestała działać, a dym zaczął dusić tych, którzy nie zostali uwolnieni z klatek. Ray ucierpiał najmniej, podobnie jak mostek. Eksplozja pasów i szarpnięcie mocno odcisnęło się na jego klatce, ale oprócz sińca nie nabawił się niczego poważniejszego. Pierwsze, to musiał się ewakuować ze statku. Czuł dym i słyszał chaos dobiegający z korytarzy... Szumiało mu w uszach od ciągłego hałasu i kręciło mu się w głowie. Uwolnił się od pasów i ruszył pędem ku wyjściu. Dym prawie go udusił podczas ucieczki. Na zewnątrz przywitał go zaś chłodny klimat, czarna noc, grupa ocalałych, świeże słodkie powietrze i niezwykła dżungla...

Otaczały ich bujne drzewa, wysokie na dziesiątki metrów, o potężnych pniach jak i korzeniach wystających z gęstwiny traw i pnączy. Same drzewa miały na sobie mnóstwo niebieskich świecidełek, które nieco rzucały światła na nieprzedarty mrok otoczenia. Niebieskie promienie wabiły owady wielkości pięści, by te najwidoczniej skorzystały z gościnności kwiatów. Insekty zdawały się nie zwracać uwagi na nieznanych przybyszów, uznając nektar kwiatów za coś zdecydowanie ciekawszego.
Dżungla bzyczała nie pozostawiając ani sekundy ciszy, a z różnych stron można było dosłyszeć dalekie nawoływanie nieznanych zwierząt bądź istot... dżungla żyła swoim życiem, tego byli pewni.
- powietrze jest zdatne dla nas do życia - powiedział zdyszany Choan
- niezwykłe mamy szczęście Ray - podsumował opierając się ciężko o kolana
- tylko tylu udało mi się uratować. Na statku jest za dużo dymu i nie mamy sprzętu by to ugasić... reszty niestety. Nie dalibyśmy rady... - przyznał ponuro, ale zaraz wyprostował się i rozejrzał po tych co pozostali.

Było ich trzydziestu czterech, licząc Raya i Choana. Piętnastu ludzi, sześć kobiet, czterech mężczyzn i czworo dzieci, do tego Rayleigh. Ośmiu Twileków, sześć kobiet, dwóch mężczyzn. Givin, Gammorean, rodzina czwórki Squibów co trzymali się blisko siebie, Trandoshan. Trójka Ugnaughtów i sam Choan Hsu. Wszyscy prócz Echani wyglądali miernie, większość była przerażona. Z pewnością głodna, a co niektórzy pewnie byli chorzy. Jedynie Gammorean i Trandoshan w miarę dobrze się trzymali i szukali wzrokiem wybawicieli, by zacząć od czegoś działania

Masz do ogarnięcia rozbitków i plan na wstępny obóz w kompletnie nieznanej dżungli. Póki co do pomocy nadaje się Gammorean i Trandoshan oraz niezłamanej woli Choan Hsu. Z knurem się nie dogadasz, ale posłucha poleceń. Podobnie z Trandoshanem. Potrzebny byłby wokabulator, ale wasze wyposażenie to właściwie nic takiego. Dopóki nie zgaśnie pożar na statku, to nie wejdziecie do środka po ewentualne dobra. Powodzenia
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 9 Lis 2018, o 02:03

Prawie stracił przytomność przez przeciążenie, które z wielką mocą wbiło go w fotel nawigatora. Krew spłynęła mu z głowy do nóg podczas spadania, dziwne mrowienie rozeszło się po dolnych kończynach. Ray zamknął oczy i modląc się do wielkiego wszechświata prosił o miękkie lądowanie. Gruchnęło, walnęło, rzuciło nim w fotelu. Z mechanicznym jękiem rozległy się alarmy przeciwpożarowe. Większość instalacji elektrycznej zapaliła się natychmiast. W kolejnym przypływie adrenaliny walnął w przycisk automatycznego gaszenia. Nie było odpowiedzi. System nie działał.
Wybiegł ze statku trzymając w dłoni hełm z przyłbicą. Kasłał niemiłosiernie, charcząc przy tym jak opętaniec. Szybkie ogarnięcie wzrokiem otaczającego ich krajobrazu sprawiło, że o mało nie usiadł na tyłku z wrażenia. Nigdy w życiu nie widział tak wielkich drzew. Nie było ich na Abregado-Rae, nie mówiąc już o przeklętym Eriadu. Kątem oka wyłapał ogromne kwiaty i jeszcze większego komara. Natychmiast założył hełm.
- Powietrze jest zdatne dla nas do życia. - o mało nie podskoczył słysząc głos Choana Hsu. Przed chwilą byli więźniami łowców niewolników. Teraz byli więźniami całej planety. Innymi słowy trafili z deszczu pod rynnę.
Stan ocalałych również nie napawał go nadzieją. Grupka więźniów w zdecydowanej większości nie nadawała się do pracy, która na pewno ich czeka jeśli mają tutaj przeżyć. Zaś jedyna dwójka, która była w pełni sił nie znała basicu. Ray absolutnie nie znał się na przetrwaniu. Był mechanikiem, ćwiczył zapomnianą już prawie przez cywilizację sztukę walki. Wychował się pośród jezior, tak to prawda, ale to nie było to samo! Odetchnął głęboko kilka razy, starając się uspokoić. Z uporem maniaka próbował sobie przypomnieć instrukcje w razie katastrofy na niezamieszkałej planecie.
- Słuchajcie! Jestem Ray, to jest Choan Hsu. Musimy odejść od statku, obawiam się eksplozji. Idźmy na wschód, ale nie oddalajmy się za bardzo. - absolutnie nie wiedział co mieli zrobić. Spojrzał na Echaniego, który wyglądał najzdrowiej z nich wszystkich. Wskazał palcem na Tradoshanina, potem wskazał na Choana Hsu. Pamiętał, że Trandoshanie byli znani ze swoich łowieckich zdolności.
- Ty! Z Choanem poszukajcie wody i jakiegoś jedzenia. Powodzenia. Reszta za mną! - wskazał na Gamorreanina, aby podszedł bliżej. Ray poprowadził całą grupę kilkanaście metrów na wschód (a przynajmniej tak sądził, że na wschód) wciąż rozglądając się za jakimkolwiek schronieniem: jaskinią, wydrążonym pniem drzewa, kotlinką. Okolicę rozświetlała łuna rozbitego frachtowca, oraz bioluminescencyjna flora planety. Ray na wszelki wypadek włączył też latarkę, którą miał na czole hełmu. Obawiał się zwierząt, obawiał się chłodu.
- Pomóż mi znaleźć schronienie. - poprosił Gamorreanina. Zagubienie i bezsilność pozbawiały go ducha.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 9 Lis 2018, o 10:38

Istoty patrzyły się na człowieka, który zdawał się rozumieć co trzeba było robić. Niczym światełko w tunelu prowadził zabłąkane owieczki w jakimś kierunku. Choć Ray czuł coraz bardziej wszechogarniającą beznadziejność i brak perspektyw, poczucie władzy jakoś delikatnie osładzało sytuację. Ci ludzie patrzyli na niego jak w obrazek. Ważne, że Silvano dawał im poczucie, że wie co robi, że znajdą schronienie, że przeżyją. Nikt nie oponował. Wszyscy chcieli współpracować, aby przetrwać. Gammorean nie mógł się wysłowić w basicu, ale łapał o co chodzi. Jak na osobnika swej rasy był dość wychudzony, ale wciąż masywny i słusznej budowy. Zapasy w postaci ciała najwidoczniej pozwoliły mu zachować jakąś kondycję w trudnych warunkach niewolnictwa. Na komendę zareagował od razu. Ruszył przodem.

Godzina błąkania się po bzyczącej dziczy, zdawała się nawiedzać umysł człowieka. Nikt nie wiedział co kłębiło się w otchłani jego myśli. Nikt o tym nie pomyślał, że mógł wątpić. Był przywódcą wybranym przez los. Był ich jedyną nadzieją i nawet nie zwracali uwagi na to, że szukali właściwie na oślep.
Silvano szybko się przekonał, że włączenie latarki nie było najlepszym pomysłem. Duże owady zaczęły na niego szarżować jakby czegoś chciały. Wyłączył ją jak tylko pokaźny okaz odbił się rozpędzony od jego twarzy. Dostrzegł w pewnej chwili oblicze owada. Jego przerażające szczęki sugerowały że mógł solidnie ugryźć, duża niebieska siatka oczu napawała obrzydzeniem, podobnie jak długi, czarny, gruby odwłok. Nie wiedział, czy potrafił ten ów okaz dzikiej natury użądlić, nie dostrzegł szpikulca. Nie chciał się przekonywać. Czym prędzej zgasił latarkę widząc, że wabi to dominujące w powietrzu owady. Musiał póki co polegać na luminescencji otaczających go roślin.

Szukał i w końcu znalazł. Schronienie pod drzewem w podziemnej półce między pokaźnymi kamieniami. Korzenie oplatały całe miejsce. W środku również niczym kolumny pomieszczenia, przebijały się przez skałę podłogi, gdzieś daleko w dół. Teraz Ray dostrzegł, że teren jest mocno skalisty i mimo to wyrosła tu specyficzna dżungla. Pomieszczenie zdawało być cieplejsze, ale skrajnie ciemne. Lud wszedł do środka by spocząć i jakoś się ułożyć, odetchnąć po trudach.
Gammorean zaczął zbierać trawę i pnącza, by pozatykać luki między korzeniami i skałą. By uformować jedno wejście, które też chciał zasłonić. Zbierał patyki i tworzył wiązankę z nich, by z prowizorycznej deski zrobić zasłaniane wejście do schronienia. Ray dopiero wtedy zapalił ponownie światło, które tylko nieznacznie przeciskało się przez zasłonięte luki i wejście. Dwie ludzkie kobiety pokładały się ze skrajnego wymęczenia. Prawdopodobnie nie przeżyją nocy. Reszta jako tako trzymała się blisko siebie. Różnice rasowe szybko przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Znalazł schronienie to się liczyło.

Silvano zasiadł na kamieniu, obolały, zmęczony... musiał coś obmyślić. Jakiś czas później usłyszał kroki nadchodzących. To był Choan i Trandoshan.
Rzeczywiście gad był łowcą, zgodnie z ich tradycją rasy. Nawet coś przynieśli. Były to... te wszechobecne owady. Nawet martwe napawały obrzydzeniem. Zebrali ich całą prowizoryczną siatkę, na szybko zrobioną z pnączy.
- Ghark jest łowcą. Trandoshanie widzą w ciemności lepiej i dopatrzył się, że te owady mogą być łupem. Jak zbiorą nektar... są nawet smaczne - skomentował Choan, którego widać było zmęczenie zaczęło łapać. Trandoshan zaś zaskrzeczał jakieś inne Ghark, kiedy ten wypowiedział najwidoczniej jego imię.
- Gahrr'akr się nazywa - poprawił się Echani, kiedy to kilka istot z ocalałych zbliżyło się by zobaczyć łupy myśliwych.
- Jest tego trochę, ale nie starczy dla wszystkich... - powiedział ciszej Choan.
- Nie znamy tej dziczy... może lepiej poczekać na dzień? Czy może jeszcze zapolujemy na kilka owadów? Słyszałeś te jęki w oddali? Z pewnością jest tu większa zwierzyna.

Polujesz, czy organizujecie się. Jeśli nie polujesz. To komu nie dasz pożywienia? Musisz wtedy wybrać sześć istot. Jeśli polujesz robisz rzut 3k6 o takich efektach.
- za każdy wynik 1 - nic
- za każde kolejne oczko jeden owad upolowany (maksymalnie 15, za trzy szóstki)
- za każdy wynik 6 - przykuwacie uwagę dżungli ku sobie i w zależności ile szóstek, taka skala niespodzianek(obrażeń z reguły i kłopotów) was czeka. Przy trzech szóstkach będzie przesrane ^.^
W przypadku polowania, pierw rzut, a potem opis, który kończy się na złapaniu określonej liczby stworzeń i kierowaniu się z powrotem do kryjówki. Liczę na opis jak zabierasz się do złapania tych insektów.
Jeśli nie polujesz zakończ post na próbie oddania się snu, ustawiając też odpowiednio warty. Nie opisuj nadejścia dnia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 9 Lis 2018, o 21:34

Jakimś cudem los uśmiechnął się do nich i Gamorreanin okazał się być doskonale zaznajomiony z życiem w lesie. Bardzo szybko udało mu się przystosować prowizoryczne schronienie, tworząc coś w rodzaju lepianki. Było w niej przytulnie, chroniła przed wiatrem i możliwe, że również przed deszczem. To było najlepsze czego mogli oczekiwać.
- Dzięki. - podziękował knurowi włączając lampkę w hełmie i stawiając go na środku lepianki, aby mogli cokolwiek widzieć.
Adrenalina znowu opadła, Raya zmogło na tyle, że aż przysiadł na kamieniu. Dopiero teraz poczuł zmęczenie, głód, pragnienie. Wcześniej ściśnięte w najdalszy kąt jego jaźni przez stały dopływ hormonu niebezpieczeństwa, uderzyły ze zdwojoną siłą. Westchnąwszy głośno przyjrzał się grupce nieszczęśników, która została z nim uwięziona na tej nieznanej mu planecie. Instynktownie sięgnął językiem ku wybitemu kłu i ukruszonej czwórce.
Mieli sporo ludzi i twi'lekan. Gammoreanina, Echaniego, Trandoshanina, małych krasnali takich samych których widział pracujących w stoczniach remontowych Eriadu. Pamiętał, że słyszał o nich jakimi pracowitymi istotami są. Przeniósł wzrok dalej, zauważając Givina. Nagle w jego głowie zajaśniał promyk nadziei. Wszyscy Givini byli doskonałymi matematykami! Znał jednego astronawigatora Givina, który wciąż chwalił się że osobiście wylicza obliczenia skoku i nie używa komputera nawigacyjnego. Możliwe, że mieli szansę dowiedzieć się, gdzie są! Potem dojrzał skuloną w rogu, przytuloną rodzinkę Squibów. W kosmoporcie Eriadu było ich mnóstwo. Gryzonie były łowcami złomu, potrafiącymi sklecić coś z niczego. Płomyk nadziei rozbłysł mocniej. Pierwszy raz od wielu lat nie przeklinał swojej pracy na ciężkich frachtowcach. Bez niej nie wiedziałby nic o galaktyce i istotach ją zamieszkujących.
W tym momencie do lepianki weszli Choan Hsu i Trandoshanin. Przynieśli ze sobą jedynie widziane wcześniej owady. Ray modlił się, by nie musieć ich jeść, ale z drugiej strony kiszki mu marsza grały.
- Dzięki. - kiwnął głową Echaniemu i Gahrr'akrowi. Już drugi raz dzisiaj dziękował prosto z serca. Żałował tylko, że to on musi podjąć trudną decyzję.
- Posłuchajcie wszyscy. Tego wieczora niestety zjedzą nieliczni, przepraszam. Jutro poszukamy jedzenia dla wszystkich i sprawdzimy, czy pożar wygasł. Postaramy się wygrzebać cokolwiek przydatnego ze statku. - podał po jednym owadzie Choanowi Hsu, Trandoshaninowi, oraz Gamorreaninowi. Podszedł do Givina.
- Jestem Ray. Podobno dobrzy z was matematycy, zacznij więc obliczać gdzie możemy być. Wydaje mi się, że cztery dni temu wystartowaliśmy z Dantooine, kierowaliśmy się na... Toydarię, tak, na Toydarię. Statek miał 3 klasę hipernapędu. - starał się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły na temat tej nieszczęsnej przygody, która sprowadziła ich w to miejsce. Pozostały mu dwa robale. Stanął przy rodzinie Squibów.
- Kiedy pożar wygaśnie będziemy potrzebować waszej spostrzegawczości i sprytu. Widziałem już kiedyś jak pracują Squibowie, będziecie nam bardzo potrzebni. - nie dał im jednak owada.
Dał go najzdrowiej wyglądającej dorosłej osobie spośród reszty. Potrzebowali jeszcze jednej pary rąk do jutrzejszego polowania. Kiedy racje były już rozdane, wskazał na Gamorreanina.
- Ty druga warta, Choan Hsu trzecia. Ty... - wskazał na trandoshanina. - Ty czwarta, obudź mnie wraz ze świtem. Pójdziemy razem zapolować. Ja biorę pierwszą wartę. Choanie, jak tylko wstaniesz weź ze sobą Gamorreanina i poszukajcie wody. Najsilniejszy z reszty zostanie na straży. - usiadł w drzwiach, zamknął na chwilę oczy. Zginie tutaj, jak nic wszyscy tutaj zginą. Wpakował sobie robala do ust, rozgryzł szybko powstrzymując odruch wymiotny i łyknął. Wbrew rozmiarom posiłku, poczuł się całkiem najedzony. Musiał się skupić, odrzucić złe myśli zanim pociągną go w dół. Nie mógł myśleć o tych, których nie nakarmił. Musiał zapomnieć o umierających z wycieńczenia dwóch kobietach. Wszystkich nakarmi jutro, niech tylko przeżyją noc. Błagam, niech tylko przeżyją noc.
Wrócił pamięcią do twarzy wszystkich ludzi, których zabił kilka godzin temu. Nieważne ile się zapewniał, że byli najgorszymi szumowinami galaktyki, że dobrze się stało. Czuł się mordercą, jednak czuł się też wojownikiem bo tak Ona określała wszystkich, którzy poświęcili się praktyce Teräs Käsi. A chyba wojownicy powinni chronić słabszych za wszelką cenę? Nic już nie wiedział.
Na szczęście medytacja pomogła mu wyciszyć umysł. Po upłynięciu swojej warty obudził Gamorreanina i sam położył się na mchu. Zasnął w sekundę.

Przez tego najsilniejszego mam na myśli tego, któremu dałem jedzenie.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 11 Gru 2018, o 15:09

Givin nawet nie skierował swojej czaszko na człowieka. Ray nie mógł stwierdzić co to miało znaczyć, jednak po tonie głosu zorientował się, że nie jest z nim dobrze. Mówienie sprawiało mu zbyt wiele trudności. Musiała trawić go jakaś choroba. Nawet się nie przedstawił.
- Postaram się to zrobić... potrzebuję tylko widoku na niebo i kilka danych statystycznych. Komputer pokładowy będzie miał... Postaram się to zrobić... Wszystko da się policzyć... Cierpliwości... - mamrotał jakby do siebie, ale jednak do Raya. Ewidentnie potrzebował lekarza. Coś mu dolegało, a Silvano nie był pewien, czy to z powodu głodu, złamanej psychiki, czy jakiejś nabytej choroby podczas niewolnictwa, która go wciąż trawi.

***

Brzuch zaburczał małemu Squibowi, jak i drugiemu. Matka ściskała swoje dzieci chcąc w jakiś sposób choć trochę im ulżyć w cierpieniu, nie bacząc na swoją udrękę. Ojciec jednak nie mógł na to patrzeć. Przecież inni dostali jedzenie, dlaczego akurat nie oni? Mniejsi mniej istotni? Czy byli na równi z tymi kobietami co na pewno umrą tej nocy? A i jeszcze mają się przydać? Zostało to powiedziane, by poczuli się lepiej?
Smisith nie pierwszy raz w życiu został potraktowany w podobny sposób i ponownie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Przeżył niejedno i tym razem też się uda. Jednak najgorsze było to, że nie za bardzo było co ukraść. Owady choć zostawiały wiele do życzenia, jeśli chodzi o smak, zniknęły równie szybko w brzuchach innych, jak tylko dostały się w ręce osobników.
Nikt też nie wyglądał na chętnego wyjścia z kryjówki i poszukania jakiejś zdobyczy wbrew nakazowi Rayleigha. W końcu wszyscy dostali jeść tylko nie Ci najmniej istotni... Wyczekał na zmianę warty, by z łatwością wymsknąć się przez jedyne wyjście i ruszyć w głąb dziczy.

Natura zaś zdawała się nigdy nie spać. Insekty wciąż pracowały. Squib zainteresowany nimi postanowił się dowiedzieć dokąd lecą. Nie liczył, że uda mu się jakiegoś ubić. Nie miał żadnej broni z której umiałby korzystać i ponownie nie miał jak jej ukraść, czy wydobyć. Okręt wciąż trawił dławiący się powoli pożar.
Ruch owadów zaprowadził Squiba ku wielkiemu rozłamowi w ziemi i przepaści, skąd wylatywały i gdzie wlatywały owady. To musiało być ich gniazdo. Zorientował się też, że kilka cieni znacznie większych sztuk wnosiło się nad dziurą. Nie latali tam i z powrotem, tylko wisieli w powietrzu. Mieli inny, bardziej złowrogi kształt niż wszędobylscy zbieracze i byli zdecydowanie więksi od Squiba. Widok ten przeraził odkrywcę wystarczająco, by ten poszukał sobie innego źródła pożywienia, aniżeli ryzykował skupienia ich uwagi na sobie. Kradzież miodu, czy nektaru w odmętach nieznanej przepaści nie wchodziła w grę. Owadzich strażników doliczył się co najmniej ośmiu i choć Smisith nie należał do tchórzy, a raczej do głupio odważnych, to jednak wiedział, że tutaj dobra gadka nie pomoże, a jego rodzina liczyła na niego. Musiał wrócić żywy.

Zaczął wnet badać otaczające go rośliny, pocierając liście, czy ewentualne owoce o swoje futerko. Zmysły Squiba dawały mu wiele sygnałów. Znalazł trawę którą można było jeść, była bardzo słodka. Było też mnóstwo trujących owoców okolicznych krzaczków, które wabiły dorodnością śmiertelnie niebezpiecznych jagód. Widać, nikt nie chciał skorzystać z tej gościnności.
Posilił się trawą, chcąc dodać sobie otuchy i sił. Miał już ją zbierać by zabrać z powrotem kiedy to widok przypominający orzecha na drzewie przykuło jego uwagę. Wystarczyło się wspiąć i sprawdzić, czy nadaje się to do jedzenia. Orzechy z pewnością byłyby pożywniejsze. I... rzeczywiście były pyszne. Smisith przez chwilę zapomniał o świecie chrupiąc i rozkoszując się zdobyczą w wielkości pięści człowieka. Czuł jak jego głód ustępuje, a żołądek z radością przyjmuje kolejne porcje. Wnet jego futerko się najeżyło i poczuł, że coś jest nie tak.

Dwie pionowe źrenice lazurowych oczu wlepiały się w kuszący widok małego Squiba. Czegoś takiego jeszcze nie widział. Musiał przyznać, że ciekawość nieco powstrzymała go od rzucenia się od razu na zdobycz, ryzykując stratę posiłku. Ofiara przez to najwidoczniej zorientowała się o jego obecności, ale był już zbyt blisko by ten mógł uciec. Przez cały czas go śledził, czekając na odpowiedni moment, podkradając się coraz bliżej. A teraz jego cierpliwość zostanie nagrodzona...

***

Rayleigh obudził się z posmakiem robala w ustach. Co gorsze nie wybudziło go wyczekiwane promienie świetlne jakiejś okolicznej gwiazdy w układzie, czy też Gahrr'akr, a burza która rozpętała się wszędzie. Grzmiało w chmurach cały czas, acz tylko nieliczne błyskawice uderzyły o powierzchnię. Za to deszcz spadał obfity, aż w końcu zaczął przeciskać się przez prowizorycznie stworzone uszczelnienia. Istoty poczęły zbierać opad w przeróżny sposób, kojąc swoje niezaspokojone pragnienie. Gamorrean zwyczajnie położył się wśród traw i otworzył szeroko paszczę, a rękami kierował liście traw, by po tych spływała woda prosto w miejsce przeznaczenia. Wraz z Choanem dopiero wrócili, ale zdążyli porządnie przemoknąć, co wraz z okolicznym chłodem przysporzyło Echani skwaszonej miny. Pierwsza rzecz jaka pojawiła się wraz z burzą i deszczem była mgła, która powoli zaczęła ogarniać przestrzenie między drzewami.
- Dobra wiadomość jest taka, że wszystkie rośliny tutaj zdają się magazynować wodę z opadów za pomocą swojego kształtu, w tym drzewa. Nie mogliśmy się doszukać żadnego strumienia, ani zbiornika wodnego. Jednak jak zaczął padać ten ulewny deszcz nagle dostrzegliśmy dziwne małe rośliny o kształcie miseczek. Cała reszta dotarła później - Choan wskazał na swoją głowę, po czym zaczął się pocierać, chcąc jakoś się ogrzać
- Co ciekawe deszcz, który spada jest na prawdę ciepły... ale powietrze jednak nadal zimne... Zła wiadomość jest taka, że patrząc na burzę i wpatrując się w niebo przez dłuższy czas nie udało mi się dostrzec nawet pojedynczej gwiazdy... a światła jak nie było tak nie ma... Do tego... tamte dwie kobiety nie żyją, a i zaginął jeden Squib. Pytałem się rodziny co się stało i powiedzieli mi, że ten sam wyruszył w dzicz by szukać jedzenia... - przedstawił sytuację Choan, po czym rozejrzał się po reszcie ocalałych, niewidocznych w cieniu schronienia i niezdolnych wyjść na zewnątrz by napoić się upragnioną wodą. Wnet spojrzał przez drzwi schronienia na zewnątrz.
- Z tego co widzę Ugnaughty dobrze się trzymają. Gamorrean i Trandoshan mają się najlepiej. Jeszcze para Twileków ożywiła się. Niestety reszta zdaje się marnieć... nie wiadomo też, czy ktoś nie ma czegoś zakaźnego...

***

- Nie stój w deszczu, bo się przeziębisz, Miggi... lekarstw nie mamy.
- To właściwie ciepły prysznic! - Kobieta, podobnie jak Gamorrean, cieszyła się z deszczu. Był przyjemny, korzystając z uprzejmości roślin-miseczek, szybko zaspokoiła pragnienie, to i nastrój się jej poprawił. W końcu była wolna. Urodziła się niewolnicą, była transportowana na kolejną sprzedaż, kolejne upokorzenia, a teraz... była wolna. Nawet głód przestał jej doskwierać.
- Przyłącz się Kirmo!
- Posłuchaj się choć raz starszego brata, co? Lepiej pogadajmy z Rayleighem. Jak on widzi nasze dalsze losy. Nie mamy jedzenia, są chorzy wśród nas...
- Jesteśmy wolni! Nie cieszysz się?!
- Pozornie wolni... - burknął do jej beztroskiej siostry, ta nadal radowała się uczuciem. Jak zwykle nie liczyła się z jego zdaniem... Byli rozbitkami na jakiejś planecie. Istoty głodowały, chorowały a ich los był nędzny. Kirmo powiedziałby, że gorszy niż w klatce. Szacował, że minęło już dwanaście godzin, a słońce jeśli takowe miało wyjść nie wyszło. Ciemność była przygnębiająca, a zestresowany umysł dwudziestoletniego Twileka zaczął sugerować inne rozwiązania problemów...

Organizuj się dalej. Rozmawiaj, rób co uznasz za słuszne. Masz do dyspozycji Ugnaughty, Gharr'akra, Gamorreana, Choana Hsu, Kirmo i Miggi. Grupa zmniejszyła się o trzy osoby i liczy 31 istot. "Dzień" nie nastał i nie wygląda na to, że nastanie. Sen pomógł, ale pożywienie nadal jest głównym problemem. Reszta istot cierpi na choroby, albo skrajne osłabienie. Pożar rozbitego statku ustąpi. Ulewa będzie trwać jeszcze godzinę
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 11 Gru 2018, o 18:32

Kap. Kap. Kap. Krople spływały po jednym z wielu poplątanych korzeni tworzących sklepienie schronienia, prowizorycznej ziemianki która chroniła ich przed chłodem i deszczem. Jak się właśnie okazało, niewystarczająco. Oczy zlepione zmęczeniem otworzył powoli, a drobinki wody z rozpryskiwanych kropel zrosiły mu twarz. Glutowato-mdły śluz osiadły w gardle przypominał o wczorajszej koszmarnej kolacji. Nie czuł jednak głodu. Język podświadomie dotknął ułamanych przez rodianina zębów. Już zapomniał jak oprych miał na imię. A może nigdy nie wiedział? Wspomnienie zabitych ludzi Czarnego Słońca szybko znikało. Zapomniał już jak wyglądali? A może nigdy nie wiedział?
Podniósł się. Czarny kombinezon bojowy jako tako chronił przed deszczem, ale odkryta głowa była już cała przemoknięta. Mgła, która pojawiła się wraz z burzą sprawiła, że włosy Raya przylgnęły do głowy i nasiąkły wilgocią. Wzrokiem odszukał Choana Hsu. Grzmot przetoczył się przez ziemiankę, a w oddali błysnęło.
- Chciałem rozpalić ogień, ale w taką pogodę... Dobrze, że przynajmniej wody jest pod dostatkiem. - Ray rozejrzał się za Trandoshaninem i znalazłszy go, obudził. Gad syknął zaskoczony, ale widząc że nic mu nie grozi stanął na nogi.
- Idziemy zapolować. Priorytetem jest jedzenie oraz ogień. Potem dopiero resztki statku. Poszukamy przy okazji Squiba, okej Gahrr'akr? - od razu pożałował, że zadał to pytanie. Trandoshanin spojrzał na niego wielkimi oczami jak na idiotę. Co miał odpowiedzieć? Przecież Ray i tak go nie zrozumie. Wziął od Choana miecz, jedyną broń jaką mieli, wyszedł na zewnątrz. Wibroostrze aktywowało się wyciągnięte z pochwy. Ciche buczenie wkomponowało się idealnie w niekończący się szum kropel spadających na spragniony las. Jedno cięcie. Drugie, trzecie. Długa i gruba gałąź odpadła od drzewa, odrąbana od pnia. Potem kolejna i jeszcze jedna. Wibroostrze przebijało się przez twardą korę jak rozgrzana plazma przez metal. Po chwili mieli cztery zaostrzone dziryty. Do polowania i obrony. Ray oddał miecz Choanowi. Zostawił sobie i Trandoshaninowi dwa dziryty, resztę złożył w ziemiance.
- Posłuchajcie! Uwaga! Idziemy zapolować, ale owadów może być niewystarczająco. Jeśli wiecie cokolwiek o roślinach, proszę przyjrzyjcie się tym, które rosną w pobliżu schronienia. Jeżeli będą jadalne, zbierzcie ich ile tylko się da i przynieście je tutaj. Jeśli znajdziecie suche drewno, przynieście je również. Nie oddalajcie się za daleko, zawsze miejcie wejście w zasięgu wzroku, aby Choan Hsu mógł was widzieć i zareagować jeśli coś złego się wydarzy. Dołożymy wszelkich sił, żeby znaleźć zaginionego. - Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Kirmo i Miggi, oraz na Ugnaughtach. Wyglądali na najlepiej się trzymających, to głównie do nich kierował swe słowa. Ostatnie zdanie oczywiście skierowane było do rodziny Squibów. Nie dawał tego po sobie poznać, ale czuł że to przez niego głowa futrzanej rodziny zaginęła. Powinien był dać im tego robala... Odetchnął głośno. Nie miał w zwyczaju mówić aż tyle, ale od komunikacji i wzięcia na siebie odpowiedzialności zależało ich życie. Nie tylko ich, ale też jego. Bez nich zginąłby na tej planecie.
- Zrób coś z ciałami i masz to. - zdjął rękawice do szok-boksu. - Jak znajdziecie suche drewno, daj pełną moc, złącz dłonie dotykając go i zacznij je rozłączać. Prąd rozpali ogień. Pilnuj z Gammoreaninem tych ludzi. Proszę. - klepnął mężczyznę w ramię, machnął na Tradoshanina. Obaj ruszyli w zamglony las, a Ray z tyłu głowy słyszał Jej śmiech. Tak, też tak uważał. To idiotyczne, że to właśnie w nim pokładali nadzieję, że to właśnie on się nimi opiekuje. Przecież nie potrafił nawet zaopiekować się sam sobą.

Gammoreanin i Choan Hsu pilnują. Każdy kto czuje się na siłach szuka w najbliższej okolicy drewna, jadalnych roślin o ile będą umieli je rozpoznać. Ray i Gahrr'akr idą zapolować. Jakby co Choan ma światło ze swojego hełmu by oświetlać ludziom okolice ziemianki. Fajnie, że wróciłeś.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 22 Gru 2018, o 15:57

Dżungla podczas ulewnego deszczu szumiała tajemniczą melodię. Niebieskie światełka zaczęły się dziwnie patrzeć poprzez coraz bardziej gęstniejącą mgłę, albo to już Rayleigh wariował pod wpływem ciągłego stresu. Opad sam w sobie jednak rzeczywiście był przyjemny, a pod jego wpływem chłodna dzicz rozgrzała się szybko.
Gahrr'akr zaś wydawał się pochłonięty zadaniem, jakby czynił coś co darzył czymś więcej. Wytężał słuch, by próbować wyłapać oddech otoczenia, by znaleźć nieregularności. Powoli obracał głowę, by wzrokiem dostrzec jakikolwiek ruchomy kształt we wszechogarniającej mgle.
Nagle kucnął przy gęstej trawie, spojrzał w bok i uczynił krok, ku wgnieceniu w roślinności. Łowca szybko ocenił i kilkoma uniwersalnymi gestami wyjaśnił, że w okolicy jest drapieżnik i że prawdopodobnie szacuje swoje siły na ich dwójkę. Ray odruchowo też spróbował dokonać oceny co to za stwór grasuje i z niechęcią stwierdził, że musi to być coś dużego i co gorsze sam ślad niewiele mu powiedział, a tylko rozbujał wyobraźnię, rozochoconą przez otaczający ich niebieskawy półmrok i mgłę.
Trandoshanin nadal badał ślad z niemałą dozą czci, jakby chłonął nieopisaną ilość informacji. Jego postawa się zmieniła, gdy wstał. Pochylił się i wyszczerzył złowrogo zębiska. Nastroszył się do walki, mięśnie mu się spięły, gdy chwycił mocniej dziryt.
- Kraagu'kr - mruknął jakby miało to wszystko wyjaśniać. Wnet zaczęli iść dalej, znacznie ostrożniej. Ray czuł, że wyczekują ataku. Z czasem deszcz ustąpił i nagła cisza bez bzyczenia, jakby raniła uszy. Dochodziły do nich odgłosy z daleka, skowyty i charczenie nieznanych im istot... owady jakby ucichły. Dżungla w mgnieniu oka stała się niegościnna

***

Jaki to cykl był owocny. Stwór nie mógł się nadziwić. Tym razem dwójka, jeszcze bardziej dorodnych przedstawicieli dwunogich istot kroczyła po jego terenie. I jakie to niebywałe zjawisko było. Zdążył ocenić, że tamci różnią się od siebie znacznie. To na początku rzuciło go w osłupienie, bo nie mógł uwierzyć, że tak różni od siebie współpracują na takim poziomie. Łuskowaty był znacznie lepiej przystosowany do przetrwania, ale czuć było, że ten drugi paradoksalnie przewodzi. Kończyny przybyszów budziły podejrzliwość i... strach. Te dziwne paliczki, wyprostowana dumna postawa. Czuł jak wzbiera się w nim zazdrość. Pałętali się po jego terenie tacy pewni siebie, tacy wielcy i ważni. On sam nie był tu, aż taki ważny. Rywali nie brakowało
Wszystko do momentu jak nie wpadli na trop. Taaak, teraz zaczęli się zachowywać tak jak powinni od początku. Stwór nie mógł się nadziwić, że przez tyle czasu, choć zdawali się być pojętnymi istotami, nie dostrzegli jeszcze tego, że są zwierzyną w jego dżungli. Skąd oni się wzieli?? Tamten futrzak, teraz oni... Czyżby spadli z deszczem??
Nie mogąc sobie odpowiedzieć na to pytanie stwór wyczekiwał momentu. Tak. Zaraz wpadną w pułapkę...

***

Kroczyli dalej. Ciągłe napięcie szybko stało się dla Rayleigha nieznośne. Łowy były próbą cnoty. Cierpliwości. Trandoshanin raz po raz szukał dalszych tropów, a właściwie kierował się w konkretnym kierunku. Wodzony intuicją? Czy może raczej zapachem?
Zbliżyli się wnet do jakiegoś kształtu między dwoma drzewami. Wydawało się, że to jakaś zmora wyłoniła się przed nimi, ale łowca uspokoił gestem Raya, że się nie rusza. Podeszli bliżej.
W półmroku, we mgle wisiał Squib, jakby unosił się nad powierzchnią ziemi, czy może w drobinkach unoszącej się wody. Zjawisko szybko się wytłumaczyło, kiedy Gahrr'akr pazurem dotknął trupa. Był on zawieszony na jakichś cieniutkich linkach. Tak, to musiał być pająk. Nagle Ray dostrzegł jaka to sieć pajęczyn jest za martwym futrzakiem, jakby odcinała drogę z tej strony. Wnet jego towarzysz ryknął bojowo. Obrócili się, a przed nimi zza mgły wyłonił się cień olbrzymiego potwora...

Wyższy o głowę pająk i znacznie szerszy w gabarytach, szarżował niemalże bezszelestnie na swoich długich patykowatych odnóżach i właściwie nie wydawał żadnego dźwięku. Jego obrzydliwe żuwaczki i kolce jadowe były odpowiednio nastroszone, by w jednym ataku zabić. Cień niczym z koszmaru nadchodził, by przynieść nieuchronną zgubę. Strach natychmiast dopadł człowieka, jednakże zamiast go sparaliżować dodał mu sił. Jego ciało zareagowała w rytm pierwotnych zapomnianych instynktów, przygotowując je do walki na całość. Trandoshan, mając staż łowcy podjął wyprzedzający atak i z towarzystwem bojowego ryku sprawnie wyprowadził atak dzirytem, godząc stwora w jedno z ośmiu oczu. Bestia z początku zdawało się, że została powstrzymana. Ból musiał ją przystopować na moment, lecz olbrzymi pająk zaczął z furią napierać. Choć atak był celny i skuteczny, ten nie powstrzymał potwora przed próbą wtopienia się swoimi szczękami w jaszczura. Pod naporem cielska dziryt Gahrr'akra pękł w rękach...

Masz rzut na odwagę 19 (poniżej 11 trandoshan zaliczyłby czapę). To też możesz rozwalić tego pająka w swoim następnym poście. Twój atak, zdoła ocalić Gahrr'akra i wyjdziecie z walki bez szwanku. Do tego zdecyduj czy dalej polujecie, wracacie, czy staracie się coś z tego pająka uzyskać.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 29 Gru 2018, o 15:36

Oddychał ciężko i głośno, a zmęczony stresem i odpowiedzialnością umysł podsuwał Rayowi wizje cieni wychodzących z pomiędzy obleczonych mgłą drzew; rozświetlonych oczu drapieżników wpatrujących się w niego głodnie. Szli przez grubą pokrywę paproci, nogami rozsuwając ich liście. Gdzieś spoza zasięgu wzroku dobiegło syczenie, Ray podskoczył przestraszony, a Gahrr'akh skarcił go wzrokiem. I to uspokoiło człowieka. Był z doświadczonym łowcą, którego cała kultura opierała się na łowach. Po prostu musiał mu zaufać, nieważne jakie to trudne po ostatnich wydarzeniach. Rozbili się tutaj razem i tylko razem się uratują.
Nagłe przykucnięcie gada zaskoczyło Rayleigha. Chwilę potem rozglądał się dookoła w poszukiwaniu drapieżnika, którego wytropił Trandoshanin. Ciężki i głośny oddech powrócił, mary i wyobrażenia również. Czy smoki Krayt żyją w lasach? Czy to może Acklay? Na wszystko co mu drogie, oby to nie był Acklay. Oglądał kiedyś holofilm dokumentalny o tych potworach, a teraz wyobrażał sobie siebie w miejscu rozrywanej na kawałki krowy. Zupełnie zignorował warknięcie Gahrr'akha. Myślami wciąż błądził w makabrycznym obrazku.

***

Czuł, że śmierdzi strachem i rozprasza Trandoshanina. Szli teraz wolniej niż wcześniej, obaj w najwyższej gotowości, czujni ale w chwili zaskoczenia to na gada liczył Ray. Przeczuwał że nie zareaguje, że potwór rzuci się na niego a on będzie stał jak zwierze na drodze i patrzył pustymi oczyma w reflektory zbliżającego się ścigacza.
O mało nie krzyknął w zaskoczeniu. Upadł na ziemię, twarzą prosto w jakąś roślinę. Wstał dopiero, kiedy Trandoshanin chwycił go za płytkę pancerza kombinezonu i podniósł na nogi. Strach wcale nie przeminął, ale przynajmniej opuścił go paraliż. Nad ich głowami wisiało drobne, niebieskie ciałko. Wisiało na wielkiej pajęczynie. Ray zacisnął dłonie na dzirycie, a potem świat przyśpieszył.
Ryk. Rozwiana mgła, a spomiędzy niej pająk. Wielki, patykowaty stwór bezszelestnie zbliżał się by ich zabić. Strach zacisnął żołądek Raya, nogi ruszyły bezwiednie. Dziryt Gahrr'akha wbił się wprost w oko bestii, a Ray biegł w jej stronę. Jedno z odnóży wystrzeliło w jego stronę, opuścił bark, ostra jak włócznia noga przeleciała ponad nim. Skoczył w przód, ślizgał się na mokrych od deszczu roślinach. Wjechał pod pająka, dziryt wbił między odwłok a tułów. Stwór zajęczał, zasyczał. Ray podniósł go dzięki niewyobrażalnej sile, która nie była jego. Przewrócił pająka, na plecy, odwłok z mlaśnięciem oderwał się od tułowia, Gahrr'akh wbił resztkę swojej broni w głowę potwora. Odnoża zadrżały po raz ostatni i stężały. Obaj rozbitkowie oddychali ciężko, ale to Trandoshanin ocknął się szybciej. Używając dużej zadry z dzirytu jako noża rozciął pająka, wyciągnął z niego gruczoły jadowe, zawinął w liść i schował do kieszeni.
- Horreakr ikrrresh arsshakran. - wyjaśnił Rayowi, który po prostu pokiwał głową nic nie rozumiejąc. Miał coś innego na głowie. Myśląc o tym, że rodzina Squibów zasługuje na pożegnanie się z ojcem, za pomocą dzirytu ściągnął go z lepkiej pajęczyny. Nie było to łatwe, ale się udało. Zawinął ciałko w wielki liść, spijając z niego wcześniej całą wodę. Trandoshanin grzebał jeszcze w pająku, Ray miał więc jeszcze czas, aby spleść sobie z innego liścia coś na kształt kosza. Wikliniarstwo było hobby jego matki, dlatego Ray co nieco potrafił zrobić. Zajęło mu to chwilę, a sam efekt był mierny - kosz był krzywy i koślawy, ale prowizorycznie wystarczy. Włożył ciało do środka.
- Będzie źle jeśli na tej planecie będą żyły same robale. Potrzebujemy jedzenia, idźmy dalej. - Gahrr'akh warknął potakująco i obaj weszli w mgłę.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2019, o 18:23

Stwór otworzył paszczę z wrażenia i obnażył kły, widząc jak dwuosobowa grupa z niesamowitą wprawą zabija Sihse, rywalkę której nie mógł zajść odkąd przywłaszczyła sobie jego część terenu. Sihsy były pająkami, do których nie da się podkraść. Ile razy już wygrażali się sobie nawzajem, że się pozabijają, ale nikt nie miał śmiałości uderzyć i zakończyć żywot drugiego drapieżnika. Walka nie była taka oczywista, szczególnie, że oboje stosowali podobny styl walki. Podstęp, pułapki, zasadzki.
Popis morderczej siły łowców sprawił, że odruchowo wycofał się głębiej w paprocie. Przez chwilę miał wrażenie, że zaraz i jego wypatrzy ten dwunożny gad. Jego oczy błyskały raz po raz w jego kierunku. Prawdopodobnie wiedzą, że są obserwowani, choć jemu wydawało się to niemożliwe. Równie niemożliwe jak to, że powalą Sihsę i to z taką łatwością. Mało tego, ruszyli dalej, jakby ich łowy dopiero się zaczęły. Pierwszy raz widział, że można uderzyć przedmiotem z taką precyzją. Nawet Hizimsy nie były takie celne w rzucaniu kamieniami. Nie sądził, że paliczki mogą być takie użyteczne. Hizimsy więc stanowiły większe zagrożenie niż przypuszczał, tylko jak to się stało, że ta dwójka uczyniła to z taką łatwością? Musiał ich śledzić dalej, w ich postawie kryło się znacznie więcej tajemnic. Musiał poznać nowego wroga, który z taką łatwością się tutaj panoszył.

***

Zmęczenie sięgało po umysł Rayleigha, ale również i mało spodziewane podniecenie. Czy właśnie przed chwilą nie rozwalił monstrum? Uczucie satysfakcji rzeczywiście mogło dodać dużo sił, jeśli tylko je wpuści do siebie. Do tego Trandoshanin zaczął nieco inaczej na niego patrzeć. Ray wyczytał z jego ruchów, że zaczął ten mu bardziej ufać, że zaczyna na niego liczyć. Że widzi w nim nie tylko przywódcę losowo zebranej grupy, ale i prawdziwego łowcę. Ziomka z którym mógł walczyć ramię w ramię.

Przeszli blisko kolejny kilometr nieraz napotykając na różne owoce, które rosły w lesie. Gahrr'akr zabronił jednak gestem cokolwiek spożywać, ani zbierać, ani nawet zbliżać się do kuszących wyglądem obiektów.
- Nrrik'kass - Ray skumał, że chyba chodziło o słowo pułapka.

W pewnym momencie łowca zastygł. Ray też usłyszał. Coś biegło w ich kierunku. Hałasowało nieznośnie i krzyczało zagłuszając ciszę dżungl
- HUGA!! HUGA!! HUGA!! CZAKAKO!! HUGAA!! - zza paproci wyłoniła się dwumetrowa małpa o znacznie większym umięśnieniu niż w przypadku typowego humanoida. Niebieskie oczy owłosionego stwora były szeroko otwarte, a otwór gębowy wydawał z siebie bojowe krzyki. Pędził na nich jednak nieuzbrojony. Ray stwierdził, że nie potrzebował broni. Wyglądał jak kulturysta z tą różnicą, że te mięśnie nie były pompowane, a wypracowane genetyką i ciągłą walką o przetrwanie. Gahrr'akr też wydał z siebie skrzeczący jazgot i uniósł broń ostrzegawczo. Stwór zatrzymał się od nich na cztery metry. Uderzył pięściami o ziemię, a potem o swoją szeroką klatkę
- HUGA!! HUGA!! GA-KA-KO!!! GA-KA-KO!!! WAAAAAAA!!! - małpa robiła wrażenie i jego agresywne zachowanie spowodowało, że Ray jakby bardziej chciał się wycofać niż przed chwilą. Ocenił siłę stwora i stwierdził, że jedno uderzenie pięścią mogłoby z łatwością połamać mu kości. Zwierze jednak nie uczyniło kolejnego kroku, tylko wymachiwało pięściami, uderzało o ziemię oraz ponownie o swoją klatkę, ciągle hałasując. Trandoshanin wnet lekko szturchnął Silvano i głową kiwnął w stronę drzewa za małpą. Na drzewie siedziało co najmniej dziesięć wlepionych w sytuację małpich par oczu. Ich cienie tkwiły nieruchomo pośród lazurowej luminescencji i mgły. Wyczekiwały rozwoju wydarzeń.

Jak się zachowujesz w stosunku do małpy?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 7 Sty 2019, o 16:26

Musieli zebrać w końcu jakieś jedzenie! Pułapka czy nie, przymierali głodem, a przecież nie wiedzieli co przyniesie kolejny dzień. Może warto było zaryzykować? Tyle osób czeka w obozie na chociaż kęs jedzenia, może powinien coś zabrać? Ray rozmyślał nad tym długo i intensywnie, ostatecznie jednak nie dotknął niczego. Za bardzo bał się, co jeszcze próbuje ich zjeść. Skoro przed chwilą o mało nie pożarł ich ogromny pająk, to na pewno kolejny z drapieżników będzie jeszcze gorszy. Czuł to w kościach.
Nagle rozległ się tętent. Coś wielkiego zbliżało się do nich. Ray aż podskoczył, gdy okazało się, że była to ogromna małpa. Sądząc po wyglądzie potężnej bestii (a może tubylca?), mogłaby złamać Ray oraz Gahrr'akr w pół jak zapałki. Serce podeszło mężczyźnie pod samo gardło. Stał jak sparaliżowany, a jego samopoczucia nie poprawił widok kolejnych par oczu wpatrzonych w niego, wiszących na drzewie wystarczająco blisko, aby zainterweniować. Walka nie miała tutaj najmniejszego sensu.
Wystąpił więc krok do przodu, a kropla potu spłynęła mu po skroni. Rękę wyciągnął przed siebie, jakby pokazując stop. Drugą ręką kazał Gahrr'akrowi opuścić dziryt. Następnie wskazał siebie i Trandoshanina. Potem niebo. Potem gestem pokazał spadanie i katastrofę. Wydał z siebie dźwięk, który przypominał eksplozję. Czuł się jak idiota. Takie rzeczy działały tylko w holodramach, to nie mogło się udać.
Znowu wskazał na siebie i Trandoshanina. Potem skrzyżował dłonie, starając się przekazać słowo "nie", a w końcu wykonał gest jedzenia. Przez cały czas pocił się intensywnie, a żołądek to przyklejał się do jego kręgosłupa, to odklejał. Jeśli małpa źle go zrozumie, to zginie. Tu i teraz, a cała walka jaką dotychczas stoczył: o swoją wolność, o przeżycie pójdzie na marne. Stawka nie mogła być większa.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 11 Lut 2019, o 16:03

Bestia obserwowała ruchy Raya ze zdziwieniem i zaciekawieniem, po czym ryknęła raz jeszcze, sięgając po kamień obok. Małpa uniosła odłamek skały wysoko ku niebu, jakby naśladowała uprzedni gest Rayleigha i uderzyła nim w podłoże między niecodziennymi rozmówcami. Jednym ruchem wykreśliła też linię. Linię, która miała ich dzielić. Przekaz był jasny, jeśli ktoś miał tę linię przekroczyć będzie musiał stawić czoło olbrzymiej małpie. Potem jednak stało się coś czego Silvano się nie spodziewał. Gahrr'akr aż zamrugał z wrażenia. Jednym gestem agresywny do tej pory stwór przywołał do siebie dwie pomniejsze istoty ze swojego gatunku. Samice trzymały prymitywne szerokie kosze, pełne owoców i orzechów. Postawiły je za wyznaczoną linię, po czym we trójke poczęli wracać w swoją stronę ku drzewom i reszcie, licząc że goście sobie pójdą.

Można powiedzieć, że Silvano zdobył jedzenie, a właściwie je otrzymał od okolicznych tubylców w geście pojednania? Będą się musieli namęczyć, żeby przenieść taką ilość jedzenia z powrotem. Dla przerośniętych człekokształtnych to były zwykłe kosze, a tymczasem dwójka łowców została z osiemdziesięcioma kilogramami jedzenia.

Owoce i orzechy pozwolą wyżywić wszystkich. Opis ostatnich gestów w kierunku Króla Małp, plan powrotu. Powodzenia. Nie musi być długi post
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 16 Lut 2019, o 13:31

Ray zamknął oczy oczekując, że kamień podniesiony przez małpę wyląduje na jego czaszce, kończąc jego żywot i tę historię w kałuży czerwonej papki, jaką stanie się jego korpus. Zimne dreszcze przebiegły wzdłuż kręgosłupa mężczyzny, od potylicy aż po kość ogonową, a towarzyszyły im równie zimne krople potu. Kamień walnął jednak tuż przed nimi, a Silvano odetchnął z ulgą.
Otworzył oczy, ukłonił się kilkakrotnie, składając przy tym ręce w geście wdzięczności. Nie zabiją ich, jak dobrze, na wszystko co święte, jak dobrze. Już chciał się wycofywać, aby nie przekroczyć ustalonej linii demarkacyjnej między cywilizacjami, kiedy małpy wyniosły kosze z owocami i orzechami. Wstrzymał oddech. Zostawiły je i odeszły.
Ray nie należał do osób, które manifestowały swoje emocje przy byle okazji, ale teraz oczy zaszły mu łzami. Rękawem czarnego bojowego kombinezonu potarł oczy, chcąc jak najszybciej wytrzeć tę sentymentalną wilgoć, a tym samym uspokoić się.
Niedaleko leżała długa ułamana gałąź. Poprawił truchło squiba w prowizorycznym koszu przewieszonym przez ramię, po czym użył długiej gałęzi jako tyczki na której powiesili z Gahrr'akrem ogromne kosze.
- Wracajmy, ale ostrożnie. - Trandoshanin potaknął syknięciem. Z trudem podnieśli ładunek i po swoich śladach ruszyli w stronę obozu rozbitków. Oby cokolwiek ze statku nadawało się jeszcze do użycia. Na wszystko co święte, niech tak będzie, błagał wszechświat Ray.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 15 Mar 2019, o 20:15

Powrót przysporzył Rayowi uczucia znużenia. Kolejne godziny marszu. Łapał się, że traci czujność. Człowiek nie był nauczony ciągle utrzymywać swojej uwagi w napięciu. W końcu dostali to po co się wybrali. Już czuł, że wrócił, ale przed nim były gęstwiny, mizerne światło i wszechobecny mrok i szum. Zmysły zaczęły się tępić. Na szczęście był z nim doświadczony łowca. Jego nieustępliwość budowała morale. Wewnętrznie czuł w swoim towarzyszu oparcie. I słusznie. Dotarli do obozu bez ataku żadnego drapieżnika. Silvano nawet nie wiedział ile czasu minęło. Przez stres i ciągłą ciemność zgubił poczucie czasu... To co zastał mogło być wstrząsające.

*** Po opuszczeniu obozu przez Gharr'akra i Rayleigha ***


Mijała kolejna godzina. Ciągła ciemność i jęki cierpiących zaczęły wpływać na niego niczym jakiś halucynogenny narkotyk. Miał wrażenie, że wariuje. Umysł mu podpowiadał, że nie ma nadziei, a głód, że za niedługo i na niego przyjdzie kolej. Większość spała, chcąc oszczędzać siły. Większość osób tak robiła, ale nie on. Myślał jak przeżyć. Strach podsuwał coraz to bardziej absurdalne pomysły, acz z każdą chwilą obiecywały one coraz większą nagrodę. Squiby przyniosły nieco pożywienia, ale za mało. Bały się zapuszczać dalej, mimo eskorty Choana Hsu, czy Gammoreana.
Wszyscy zginą... chyba że...

***


Przywitał go Choan Hsu, ale bez słowa. Miał ponurą minę. Poklepał go po plecach, podobnie uścisnął trandoshana. Zawołał dwójkę mężczyzn by pomogli z pożywieniem, a następnie wziął Silvano na stronę, by nikt ich nie usłyszał.
- Widzę, że wyprawa się udała, opowiedz mi o niej, ale pierw musimy jedną sprawę uzgodnić. Pod Twoją nieobecność ktoś zamordował wszystkich Twileków. Cicho, tak że nie usłyszałem, poprzebijał im szyje zaostrzonym patykiem, zabił ich gdy spali. Najgorsze jest to, że nie mam pewności kto to mógł być... Wszyscy mówią, że spali, ale jestem niemalże pewien, że przyciskając powinniśmy zmniejszyć grono podejrzanych. Wiem, że nie Squiby i nie Gamorrean oraz nie wy. Co robimy z tym incydentem?


Podsumowując zostało was 23.
13 ludzi - Ray, 4 mężczyzn, 4 kobiety, 4 dzieci
3 squiby - 1 kobieta, 2 dzieci
3 ughnauthów - 3 mężczyzn
1 givin - 1 mężczyzna
1 gamorrean - 1 mężczyzna
1 echani - 1 mężczyzna
1 trandoshan - 1 mężczyzna

Jedzenia starczy na dwa pełne dni przy takich liczbach, albo trzy dni ścisłego racjonowania. Zaplanuj działania
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 18 Mar 2019, o 23:18

Poruszał nogami, a oczy zamykały mu się co chwilę. Więcej więc było snu w powrocie, niż jawy i tylko wszystkiemu co święte w galaktyce mógł dziękować, że miał przy sobie Gahrr'akra, który nadawał im tempa i prowadził. Gdyby nie Trandoshanin, Ray już dawno wisiałby martwy w kokonie pająka, jak ten nieszczęsny Squib, którego niósł w prowizorycznym koszu.
Ciężar zmęczenia był już tak wielki, że przyciskał go do ziemi, a nogi mężczyzny uginały się jak gałęzie drzew na potężnym wietrze. Sen na jawie przyniósł mu wizję Abregado-Rae, wielkich jezior i kanałów rozdzielonych pasami lądu obsypanego spokojnym lasem, który szumiał kojąco przy najmniejszym podmuchu wiatru. Tak różnił się od zdradzieckiej, morderczej puszczy, którą teraz przemierzał. Widział między zazielenionymi drzewami Ją, chociaż doskonale wiedział że nigdy nie odwiedziła jego ojczystego światu. Potknął się, wrócił do rzeczywistości. Zniknęła ona, zniknęło Abregado-Rae. Pozostał ten czarny, wilgotny koszmar, z którego nie potrafił się obudzić.

***


Nareszcie wrócili. W końcu będzie mógł rozdać jedzenie, przespać się chwilę i ruszyć w stronę wraku. Pożar na pewno już zgasł, musieli uratować co się da. Givin musiał spojrzeć w niebo, spróbować odczytać ich pozycję. Niech już się uratują... Nie zauważył nawet miny Choana, klepanie po plecach zaś wydało się tak potężne jak uderzenia. To co powiedział zabolało bardziej nawet niż baty od tamtego Rodianina, jeszcze na statku. Ray oniemiał, zacisnął pięści.
- Załatwmy to, mam już dość. - pokazał Gahrr'akrowi aby postawił kosze z jedzeniem przed wejściem do jaskini. Nakazał Gamorreaninowi, Choanowi Hsu, Trandoshaninowi aby stanęli w wejściu razem z nim. Uformowali ścianę między rozbitkami, a jedzeniem.
- Squibowie, podejdźcie. Przykro mi, pochowajcie go według waszych zwyczajów. - przekazał im ciało głowy rodziny wraz z koszem. Nie odwijał go przy nich, nie chciał psuć sobie jeszcze bardziej humoru. Złość wybiła mu z głowy senność.
- Najpierw zjedzą dzieci i kobiety. Jedzcie powoli. Mężczyzn zaś czeka chwila prawdy. Ktoś zabił Twi'leków. Był to jeden z was. Nie po to uwalnialiśmy was, abyście zabijali się nawzajem, dlatego dopóki nie znajdę sprawcy nikt nie dostanie jedzenia poza tymi, którzy są poza podejrzeniem. - z kosza wyciągnął wielkie soczyste, mięsiste owoce i podał je stojącym w linii oraz Squibom i dzieciom. Po czym sam, na oczach całej reszty wgryzł się w dar małp, a słodki sok pociekł mu po brodzie wprost na czarny kombinezon bojowy. Pilnował, aby wszyscy jedzący stali za murem z najsprawniejszych rozbitków, za tymi którym ufał.
- Będziemy to jedli na waszych oczach dopóki sprawca się nie przyzna, aż nie zostanie nawet okruch! No dalej! - zmęczenie, ta planeta, barbarzyństwo tych zezwierzęconych ludzi wybiło Raya z normalnej spokojnej dyspozycji. Pierwszy raz od wielu lat podniósł głos, a w jego oczach tlił się ogień. Nie zamierzał odpuścić.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 19 Mar 2019, o 21:59

Kobiety przyzwyczajone do wykonywania poleceń po prostu zabrały dzieci ze sobą i poszły ku wskazanej lokacji. Dzieci szybko zapomniały o wszelkich obyczajach i pochłaniały owoce niczym wygłodniałe świnki. Tylko jedna z kobiet nie ruszyła pożywienia a patrzyła wzrokiem w stronę, najwidoczniej swojego męża.
Givin, Ughnauthy i czwórka mężczyzn z niedowierzaniem wpatrywała się swoimi przemęczonymi oczyma w Rayleigha. Oczywiście nikt nie czuł się winny. Znane z wykłócania się o swoją pozycję w społeczeństwie, niskie ughnauthy zaczęły głośno i niezrozumiale chrumkać, żywo gestykulując rękami, nieraz szturchając się nawzajem. Zapewniały jak się tylko dało, że to nie ich sprawka. Nikt jednak nie mógł ich zrozumieć. Idąc zaś w ich ślad, ludzie zaczęli naśladować ich zachowanie. W ten sposób siedem istot zaczęło przekrzykiwać się nawzajem. Jedynie Givin się nie odzywał. Wyglądał na skrajnie wyczerpanego. Zdawało się, że ledwo kontaktował.
- CISZA!!! - zagrzmiał Choan. Oskarżeni zastygli.
- mówcie po kolei. Przedstawcie się, co macie do powiedzenia i na swoją obronę. Od prawej do lewej.

Pierwszy mówił tęgiej postury brodaty rudy mężczyzna. Jego niebieskie oczy wlepiły się w Rayleigha.
- Nazywam się Vlad. Przez lata pracowałem w kopalni, pierw jako inżynier, potem jako niewolnik. Wiem co to ciężkie warunki i spory między innymi pracującymi. Jednakże nigdy nikt z nas nie odważyłby się targać na czyjeś życie. Gdy wszyscy spaliśmy nikt się nie ruszał, każdy oszczędzał siły. Widziałem jednak jak Derek wstaje i wychodzi z kryjówki. Potem przysnąłem i wnet wyszło zamieszanie - Derek najbardziej z lewej drgnął na wspomnienie o czymś
- Co ty sugerujesz!?
- CISZA! Przyjdzie Twoja kolej. Następny
- Jestem Chester. - przedstawił się niski i wychudzony facet. Oczy miał głęboko osadzone, a duży szpiczasty nos przypominał zakrzywiony ptasi dziób. Brakowało mu wielu zębów, a reszta była zupełnie przeżółkła. Zachowywał się dość nerwowo, a w ruchach miał wyuczoną uniżoność.
- Pokorny sługa. Pomagam pisać, notować. Administrować. Tej nocy co zginęli obcy widziałem podejrzany ruch. To mógł być Derek - Chester wskazał na mężczyznę.
- To mógł być na pewno on! - Derek zaś nie mógł słuchać tych oskarżeń.
- Nie zabiłbym w nocy żadnego człowieka!
- No właśnie, człowieka byś nie zabił. Nazywam się Gomez. Ex-łowca nagród, jak widać. Ten Derek to były imperialny oficer. Słyszałem, że całkiem podły z niego był typ - odezwał się trzeci. Łysy potężnie zbudowany wojownik. Liczne tatuaże zdobiły jego ciało, a brak jakiegokolwiek topu zdradzały liczne napisy i motywy śmierci i czaszek. Teraz jak mu się przyjrzał Ray miał mnóstwo siniaków i liczne niezdjęte jeszcze szwy. W końcu przyszła kolej na oskarżonego.
- Nazywam się Derek Thyss - mężczyzna niemalże zasalutował.
- Służyłem w marynarce wojennej, dopóki nie zostałem wrobiony w zdradę... wnet porwali mnie i moją rodzinę. W nocy dopatrywałem córki i syna, bo żona jest przeziębiona i ledwo żyje. Nie zabiłbym nikogo. Jestem człowiekiem honoru!
- honor Imperium jest nic nie warty - skomentował kpiąco Gomez, po czym splunął
- to on! - zawtórował Chester
- A co z innymi?! Ktoś umie gadać z tymi... stworzeniami? - wskazał zakłopotany ugnauthy. Wszyscy zamilkli chcąc odpowiedzieć na to pytanie. Byli uzależnieni od elektronicznych tłumaczy by komunikować się z obcymi. Wszyscy, każdy z tutaj obecnych.

W ciszy wszyscy dosłyszeli wnet gibającego się givina, co mamrotał coś pod nosem
- wszyscy zginiemy, wszyscy zginiemy... - wyglądał na baaardzo chorego.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 21 Mar 2019, o 19:16

Zanim Choan Hsu uspokoił przekrzykujących się oskarżonych Ray zdążył zjeść owoc, a nawet zacząć wielki orzech. Jak wspaniale było znów mieć pełen żołądek! Odrobina jedzenia, która wpadła w jego skurczony brzuch sprawiła, że otworzył szerzej oczy, w zmęczone jeszcze niedawno ramiona i nogi wstąpiła nowa siła, nareszcie poczuł się tak dobrze jak kilkanaście dni temu na Dantooine. Jeszcze tylko kilka godzin drzemki i będzie dobrze.
Rayleigh na razie słuchał i nie odzywał się. Nadal był zdenerwowany, a najchętniej to zostawiłby większość z tych ludzi. Jego zaufanie łatwo było stracić, zaś odzyskać je było niezwykle trudno. Wpatrywał się głęboko w oczy każdego z przesłuchiwanych, cały spięty, czekając na jakieś potknięcie albo chociaż zająknięcie, które zdradziłoby kłamstwo. Nie był detektywem, nie umiał przesłuchiwać innych, wiedział jednak kiedy ktoś kłamie. Nie udało mu się jednak zauważyć, aby któryś z mężczyzn oszukiwał.
Już chciał coś powiedzieć, zacząć pytać, kiedy w ciszy która nastała odezwał się Givin... Wszyscy zginiemy... Wszyscy zginiemy... Ray przypomniał sobie jak zachował się, kiedy podano mu robaka. Nie majaczył, ale wyglądał na chorego. Teraz jego stan ewidentnie się pogorszył, ale to w jaki sposób się bujał, jak bełkotał... Givini potrafili przetrwać w przestrzeni kosmicznej, mieli te swoje egzoszkielety, byli więc odporniejsi fizycznie niż inne istoty. Co jeśli zwariował?
- Najpierw powinniście oczyścić z zarzutów siebie, a nie rzucać podejrzenia na innych. To nie Derek Thyss, ani Ughnauty. - powiedział, wpatrując się w mężczyzn nieustępliwym wzrokiem. Wszyscy zginiemy... Wszyscy zginiemy... Czy Givin byłby w stanie w przypływie szaleństwa zrobić krzywdę innym? Był wysoki, miał długie kończyny, mógł więc być wystarczająco silny. Jego organizm lepiej też znosił choroby, skoro radził sobie nawet z próżnią.
- Mam za mało dowodów, aby wskazać sprawcę, dlatego zrobimy tak: Gahrr'akr pilnuje Dereka, a Derek pilnuje Gomeza, Gomeza pilnuje Vlad, Vlada pilnuje Chester, Chestera Choan Hsu, a Givina pilnuję ja. Nie chcę widzieć kolejnej śmierci, musimy współpracować, aby się stąd wyrwać. Dojdziemy do tego kto to zrobił, a teraz wszyscy najedzcie się do syta. - Ray wskazywał palcami na kolejnych podejrzanych, tworząc łańcuszek wzajemnej obserwacji powinien dorwać mordercę i zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Możliwe, że jego podejrzenia się potwierdzą, ale na razie musiał czekać. Wziął z kosza kolejny owoc i orzech, postanowił najeść się, a potem położyć.
- Choanie, przypilnuj ich. Potrzebuje kilku godzin drzemki. Spotkaliśmy wielkie małpy, które dały nam jedzenie i kazały trzymać się z dala od ich terytorium. Walczyliśmy też z wielkim pająkiem. Potrzebuję snu, a potem wezmę ughnauty, givina, squibów, Dereka i Trandoshanina na statek. Zobaczymy ile z niego zostało... - powiedział jednym tchem Echaniemu, położył się gdzieś z boku jaskini. Zasnął.

***


Po trzech godzinach drzemki zerwał się na równe nogi, przebudzony przez koszmar. Zebrał grupę, o której wspominał wcześniej. Najedzony i wyspany, w jego ciało wstąpiła nowa siła, ale przede wszystkim poprawiło się jego nastawienie. Był spokojniejszy, bardziej skoncentrowany, pełen energii.
- Każde z was zna się odrobinę na statkach, naprawach, nawigacji. Gahrr'akr będzie nas prowadził. Musimy zabezpieczyć lub wymontować wszystko co może być potencjalnie przydatne w przeżyciu na tej planecie i w wydostaniu się z niej. Potrzebujemy: danych z komputera nawigacyjnego, astromap, nadajnika komunikacyjnego, ciepłych okryć, aprowizacji, świateł, grzałek, leków. Rozumiecie, prawda? - zapytał na wszelki wypadek i razem z Trandoshaninem przesypali jedzenie z jednego kosza do drugiego. Dzięki temu mieli kosz i gałąź potrzebną do transportu cięższych przedmiotów. Jeśli nie było pytań, ruszyli do miejsca katastrofy.

Nie racjonujemy, niech się najedzą. Pozwoliłem sobie ruszyć akcję do "po drzemce" i wybrałem ekipę poszukiwawczą, jeśli nie mogłem to usunę i nie będzie problemu ;)
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 23 Mar 2019, o 17:22

rozumiem, że taki łańcuszek pilnowania był zaplanowany:
Gahrr'akr -> Derek -> Gomez <- Vlad <- Chester <- Choan Hsu | Givin <- Rayleigh


Rayleigh wydał polecenie szybko, co rzuciło zgromadzonych w konsternację. Każdy popatrzył się po sobie, odnajdując swoją rolę i jednocześnie zauważając pewien detal. Dwóch pilnowało Gomeza, a Gomez nikogo. Ex-łowca prychnął pogardliwie, wziął kilka owoców pod pachę i bez słowa pierwszy opuścił zgromadzenie by wrócić do ich schronienia. Chester wchłaniał jedzenie, jakby nie widział go od wielu lat. W pewnym momencie Choan oderwał go od kosza, by ten nie zabił się z przejedzenia. W oczach miał istny obłęd, aż ciarki przeszły Rayowi po plecach. Zaraz jednak były sługa przywrócił swoją pokorną postawę, ukłonił się wycierając obślinioną brudną twarz. Podziękował łowcom za posiłek, wnet położył się na trawie objedzony i zasnął.
Większość istot jadła łapczywie. Givin również się ożywił, kiedy mógł się w końcu nasycić. W oczach gromada nabrała błysku i życia. Humory się poprawiły, jakby przed chwilą zadane morderstwa nie były problemem.
Tak, Rayleigh dowodził i ich uratował przed śmiercią w obcym środowisku. Teraz wrócił z wyprawy w nieznany mrok i uratował przed śmiercią głodową. Z pewnością poradzi sobie również z mordercą...

***

Sen rzeczywiście był złowieszczy. Śnił mu się szczerbaty obrzydliwy uśmiech Chestera i te jego obłędne oczy oraz szepty. Mówił coś cicho i niezrozumiale, ale brzmiało to tak, że całe ciało Raya ogarnął paraliżujący strach. Śmiech Chestera sprawił że zamarzł. Sen rzucił go w karuzelę ciemności i odgłosy rechotu nie-pokornego sługi. Zbliżał się, był coraz bliżej. Był pewien, że umrze. Nagle z ciemności wyskoczył na niego pająk z dżungli i wtedy otworzył oczy.
Sen choć krótki i niespokojny, rzeczywiście dodał mu sił. Wkrótce zebrał wskazanych ludzi i wyruszyli w stronę rozbitego statku.

Na samym przodzie szedł Gahrr'akr. W środku rozgadane squiby, które raz co raz zaczepiały Derka, zasypując go łańcuszkami pytań. Widać, wystarczyło je nakarmić a zachowywały się beztrosko jak zwykle. Miały swój czas żałoby, który zdawało się, że w ogóle nie miał miejsca. Po prostu ciekawość tej rasy była nieugięta.
Ugnauthy szły w milczeniu za środkową grupą, starając się coś wypatrzeć z otaczającej ich ciemności. Zaś Givin z Rayem zamykali grupę. Ten czuł już się lepiej. Nie majaczył już pod nosem, ale nadal było mu źle. Zachowywał się ociężale, co nie pasowało do tej wyjątkowo inteligentnej rasy. Choroba, czy obłęd? A może jedno i drugie? Ray niestety nie był ksenobiologiem by ocenić sytuację jednoznacznie.
- Czy udało Ci się ocenić po gwiazdach, gdzie mniej więcej jesteśmy? - zapytał Ray
- Ja... ja nie wiem - odpowiedział z trudnością po czym wskazał raptownie ręką czarne niebo nad nimi
- Widzisz? Ciągle zachmurzone, błyska raz po raz, ale chmury nie rozchodzą się. Minęło parę dni i jest tak bez zmian. Tylko, że czasem spada ciepły deszcz. Ciepły deszcz, a tu jest wszechobecny chłód, rozumiesz? Jesteśmy w jakimś układzie gwiezdnym, ale promienie świetlne nie docierają do powierzchni planety. Zatrzymują się w gęstej atmosferze, gdzie zostawiają swoją energię, a deszcz ją sprowadza na ziemię...
- Jakiś pomysł, żeby się stąd wydostać?
- Zbudować sensor grawitacyjny, zbadać wyższą sferę atmosfery. Zbudować sondę, która wydostanie się nad planetę i zorientuje się gdzie jesteśmy. A potem... - Givin zamilkł
- potem liczyć na to, że w najbliższym sąsiednim układzie jest jakaś rozwinięta cywilizacja, która zdołała by nas stąd wyciągnąć... matematyczne prawdopodobieństwo jednak na takie zdarzenie jest tak niskie, że to wszystko nie ma sensu - zabrzmiał, jakby nie miał najmniejszej nadziei na to, że zdołają przetrwać o własnych siłach. Już nie mówiąc, że zbudować statek zdolny ich stąd zabrać.

Dżungla zaś poczęstowała ich tym co miała do zaoferowania. Ciągła aktywność i czyhające zagrożenia. Wszechobecny mrok, niebieskie luminescencje ogromnych drzew, jak i pomniejszej roślinności. Bzyczące owady, które leciały w stronę wszelkiego światła. Odległe skowyty i charkanie ukrytych drapieżników, czekających tylko, aż ktoś nieostrożny wkroczy na ich teren. Uczucie byciem obserwowanym w ogóle nie chciało zniknąć.
Dotarcie do wraku odbyło się jednak bez większych komplikacji. Deszcz zupełnie wygasił pożar. Teraz mieli przed sobą opustoszały wrak, kompletnie pochłonięty w całunie ciemności.
Pytanie nasuwało się, czy żadne zwierze już się tam nie zadomowiło?

Masz teraz decyzję do podjęcia. Bardzo istotną ze względu na zasoby jakie posiadasz.
Aktualnie posiadasz jedzenia dla wszystkich na ten dzień i następny, to też jesteś ograniczony czasem, jaki spędzisz na złomowisku. Rozpisz mi ją w poście w ukrytym nagłówku i zgodnie z decyzją kontekstowo napisz posta.
Decyzje do podjęcia dotyczą jak rozdysponowujesz pracę przy szukaniu części. W zespole masz takie grupy:

Ochroniarze[3] (Gahrr'akr, Rayleigh, Derek)
Szabrownicy[8] (Tito[mały squib], Nita[mała squibka], Keski[matka squibów], 3 Ugnauthy, Rayleigh, Givin)
Specjaliści[3] (Derek, Givin, Rayleigh)

Jak widać kilka osób mieści się w kilku kategoriach. Jednakże jedna osoba może przyjmować tylko i wyłącznie jedną rolę podczas przeszukiwania wraku oraz jedno zadanie. Do tego są różne kategorie zadań jakie możesz wykonać podczas szabrowania. Dodam, że pewnych elementów taki przykład jak złom to będzie dużo. Innych może być ograniczona ilość oraz może istnieć trudność w znalezieniu.
A oto kategorie czego szukać:
[A][Szabrownicy] Szukasz złomu - do stworzenia czegokolwiek przydatnego z metalu
[B][Szabrownicy] Szukasz zasobów dla przetrwania - to są wszelkie zasoby takie jak pożywienie, ciepłe ubrania i materiały oraz lekarstwa.
[C][Szabrownicy] Szukasz broni - do radzenia sobie z fauną i florą planety, a może i innymi zagrożeniami.
[D][Ochroniarze] Ochraniasz grupę - im więcej ochroniarzy przydzielisz tym mniejsza szansa, że zostaniecie zaskoczeni przez agresywne stworzenia z zewnątrz lub wewnątrz wraku. Zaskoczenie rozumiemy raczej jako czyjąś śmierć. Chyba, że kości będą łaskawe i obejdzie się na ranach.
[E][Szabrownicy][Specjaliści] Szukasz przydatnych części elektrycznych - do stworzenia elementów sterowniczych, komputerów, skomplikowanych narzędzi, mierników.
[F][Specjaliści] Szukasz narzędzi - działających lub takich, które trzeba by naprawić. Dzięki temu istnieje szansa, że zdołasz dokonać szybkich postępów w pokonywaniu barier technologicznych. W tym liczymy również komputery pokładowe, pomocnicze, pomniejsze i podobne rzeczy. Określając te zadanie musisz wskazać czego dokładnie szukasz. W skład tego znajduje się też paliwo.


Zadania są posortowane alfabetycznie zgodnie z trudnością zadania i dostępnością wskazanych dóbr(nie licząc D, bo ochroniarze mają określoną jak widać z góry dostępność ^.^)

Ze złomu[A] i części elektrycznych[E] możesz tworzyć przydatne przedmioty lub naprawiać znalezione narzędzia. Wiadomo naprawa tańsza. Tworzenie bardziej skomplikowanych przedmiotów jest kosztowniejsze w ładunki części elektrycznych:
Prymitywne narzędzia - 1[A] - młotek, forma odlewnicza, piec hutniczy, broń prymitywna i amunicja do niej
Proste narzędzia - 1[A] 1[E] - kontroler, sterownik, palnik, tłok sprężający, elementy proste maszyny, broń archaiczna i amunicja do niej. Narzędzia pomiarowe. Akumulator. Generator. Silnik na chomiczki.
Precyzyjne narzędzia - 2[A] 5[E] - dokładne mierniki elektryczne, narzędzia do pomiaru, narzędzia tnące i grawerujące, broń nowoczesna i amunicja do niej. Ogniwa, Baterie. Silnik na paliwo. Generatory i akumulatory o większej mocy
Skomplikowane narzędzia 3[A] 25[E] - komputer, laser tnący, sensor grawitacyjny, radar, sonda antygrawitacyjna. Generator przemysłowy i inne takie tam technologiczne szczyty techniki

Budowa od zera nowego bardzo małego działającego statku kosmicznego wymaga minimum 5000[A] 500[E] oraz paliwa i tony cierpliwości oraz zestaw narzędzi od prymitywnych do skomplikowanych.

Oczywiście w zależności jak duży ma być przedmiot to może kosztować więcej złomu, ale wystarczy, że na PW powiesz jaki masz plan to Ci kosztorys wypiszę opierając się na tych proporcjach. Pamiętaj, że tylko specjaliści w określonych dziedzinach mogą wytwarzać określone przedmioty (bo będą wiedzieli, że spełnia ten potrzebną funkcję) Squiby zaś potrafią tworzyć przedmioty niezależnie od skomplikowania technicznego, trzeba im tylko wytłumaczyć co to ma robić. Nie pytaj jak to robią, sam nie wiem :D

Za każdego wysłanego do szabrowania złomu masz jeden ładunek złomu - 1[A] Ugnauthy wydobywają dwa razy więcej złomu niż reszta. Jak dasz im odpowiednie narzędzia, to będą wydobywać pięć razy więcej przydatnych części. Jak im dasz narzędzia to kurde wszystko zrobią szybciej i więcej.

Za każdego wysłanego do szukania pożywienia i rzeczy przetrwania otrzymasz jedną z trzech wskazanych przez Ciebie rzeczy to jest:Lekarstwa, Pożywienie, Ubrania i materiały. Lekarstwa to będzie ich określona ilość, która pozwoli na długotrwałe leczenie lub zachowanie funkcjonalności chorych. Pożywienie to pożywienie no i ubrania oraz materiały co dadzą komfort i zmniejszą ryzyko kolejnych chorób. Każda taka istota szukająca jednej z tych rzeczy będzie miała rzut na powodzenie i na ilość znalezionych przedmiotów.

Za każdego wysłanego po broń odbędzie się losowy rzut co znajdzie.

Za każdego wysłanego do szukania części elektrycznych masz jeden ładunek części elektrycznych - 1[E] przy czym warto napomnieć, że co każdy znaleziony ładunek części elektrycznych, znalezienie kolejnego jest trudniejsze o jeden procent (1 ładunek 100% - brak rzutu kostką, 2 ładunek 99%, 3 ładunek 98%)(wartość maleje tak do 50% i wtedy może się okazać że masz szansę pół na pół czy postać coś znalazła lub tylko straciła czas)

Wysyłając w poszukiwaniu konkretnego narzędzia/obiektu [F] jest szansa, że Ci się uda w zależności od kontekstu. Jeśli jest to komputer pokładowy. Na pewno go znajdziesz bez rzutu, co prawda będzie zmasakrowany i trudny do wyjęcia, ale na pewno się znajdzie i powinno dać się go naprawić. Zaś takie mniej pewne rzeczy jak na przykład ulubione czasopismo Neimoidiana, albo jego szczątki to daję minimalną szansę 15% rzut kostką. Natomiast rzeczy, które raczej nie znajdują się na typowym statku, ani też nie wynika to z kontekstu daję szansę 5% Zaś rzeczy które nie powinny się znaleźć, na przykład miecz świetlny, albo zamrożony w karbonicie przyjazny jedi, sprawią że stanie się też wyjątkowy zbieg okoliczności jakim jest zrzucenie posągu Palpatine na głowę postaci ^.^

Żarty żartami, ale życzę udanego szabrowania :D
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 24 Mar 2019, o 13:26

Ochrona [D]: Rayleigh, Gahrr'akr
Szabrownicy [A]: U1, U2, U3
Szabrownicy [E]: Keski, Nita
Szabrownicy [B]: Tito (lekarstwa)
Specjaliści [F]: Givin (komp.pok.), Derek (komunikacja)


Kolejna podróż przez dżunglę w przeciągu kilku godzin nie była wymarzonym przez Raya sposobem na spędzanie czasu. Po raz kolejny miał być otoczony przez ciemność, niepokojące odgłosy żerujących zwierząt, rzucony sam na sam ze strachem. Nie zwracał uwagi na innych, ich obecność nie uspokajała go. Tylko Gahrr'akr wiedział jak przeżyć w tak niegościnnych warunkach, reszta była równie przerażona co Ray, albo nawet bardziej. Niczego nie pragnął bardziej jak wyrwać się , tej zapomnianej przez cywilizację planety.
Odpowiedzi givina nie poprawiły mu humoru. Rzeczywiście, szanse na to że w pobliżu znajduje się jakiś zamieszkały układ słoneczny były niewielkie, ale Silvano był pewien że z pomocą squibów uda mu się zbudować nadajnik SOS, a kto wie, może system komunikacyjny frachtowca jeszcze działał, a komputer pokładowy ma informacje o ich położeniu? Na pewno nie zamierzał fatalizować, tak jak robił to givin... Ray wciąż nie był pewien czy obcy nie postradał zmysłów. Na ludzkie, laickie oko nie wyglądał na fizycznie chorego, szczególnie po tym jak w końcu się najadł.
- Hej, Derek. Jak to się stało, że twoja rodzina wylądowała w niewoli? - zawołał byłego oficera marynarki. Ray był ciekawy dlaczego oskarżono go o zdradę. Kiedy wysłuchał odpowiedzi mężczyzny, zadał pytanie givinowi:
- A ty? Jak się czujesz, jak znalazłeś się w niewoli? - jeśli Ray miał dojść do tego kto zabił Twi'leków, potrzebował więcej informacji o podejrzanych.
Ilość obowiązków i odpowiedzialności przytłaczała mężczyznę. Pierwszy raz w życiu na jego barkach spoczywało tak wiele... Presja była ogromna i tylko wrodzony upór sprawiał, że Ray jeszcze nie rzucił się w objęcia beznadziei. To, i pamięć o Niej.
W końcu dotarli do miejsca katastrofy. Wrak ciężkiego frachtowca był rozwleczony na długości stu metrów. Zderzenie rozorało ziemię w kształt niewielkiego kanionu, połamało wielkie drzewa, a ogień spalił rosnącą w tym miejscu florę. Jeśli mieli coś znaleźć, musieli działać szybko i dokładnie. Ray założył hełm kombinezonu, włączył czołową latarkę.
- Givin, znajdź komputer pokładowy i sprawdź co z nim, Derek ty ogarnij systemy komunikacyjne. Ughnaugty, złom. Mama squib i córka squib części elektryczne, synek squib leki. Ja i Gahrr'akr będziemy was pilnować. Powodzenia. - Ray podniósł z ziemi jakąś durastalową rurę. Nada się jako pałka, gdyby zostali zaatakowani. Gahrr'akr wyciągnął ze złomu długi, złamany kątownik i chwycił go jak metalową włócznię.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Mistrz Gry » 25 Mar 2019, o 21:51

Ślina ściekała mu z paszczy, a oczy zwęziły się chciwie. Taaak... te niebieskie stworzonko. Najwidoczniej więcej ich tutaj było. Były takie delikatesowe, a teraz widział trzy takie. Jego nowy ulubiony przysssmak.
Los był jednak złośliwy. Pierw cholerna Sihza odebrała mu zdobycz, atakując znienacka. Teraz futerkowe smakołyki miały eskortę w postaci innych dumnych wyprostowanych.
Wielkie Pany znowu się panoszyły po jego dżungli... już on im pokaże, że nie powinni w ogóle tutaj przybywać. Cierpliwość powoli mu się kończyła, ale obserwował nadal... Zbliżali się do ciemnych ruin. W takie miejsca rzadko się udawał... miał ku temu powód. Po co oni w ogóle się tam udają?

***

- Hej, Derek. Jak to się stało, że twoja rodzina wylądowała w niewoli?
- Zostałem wrobiony w nadużycie autorytetu. Przełożony zrobił brudny interes z Huttami. Sprawa wyszła na jaw i ktoś musiał ponieść konsekwencje. Miałem wystarczająco wysokie stanowisko, by mnie obarczyć winą i wystarczająco niskie, by nie móc się obronić przed wpływami wyższych oficerów... Słyszałem opowieści, że w szeregach Imperium szerzy się korupcja, ale nie sądziłem, że aż tak. Każdy kto tam nie pasował stawał się jednorazową tarczą... że też musiałem trafić pod skrzydła admirała Hewke - wyjaśnił Derek.
- myślałem, że uda mi się z nimi zawalczyć, ale sfabrykowali dowody, że to ja. Do tego ilość przekupionych fałszywych świadków oraz bezwzględne procedury szybko zapewniły mi degradację.

- byłem głupi i chciałem zawalczyć z niesprawiedliwością. Mimo wszystko zacząłem osobiście angażować się w udupienie admirała. Zebrałem wystarczająco dużo dowodów, by go poddać pod sąd wojskowy. Dostałby egzekucję, ale Huttowie wyświadczyli mu przysługę pozbywając się mnie, kiedy jego lizusy wywęszyły moją inicjatywę... przez własne ambicje moja rodzina musi cierpieć właśnie to co teraz...

***

- A ty? Jak się czujesz, jak znalazłeś się w niewoli?
- ... ja? JA?! Tak do mnie mówisz... - odpowiedział niepewnie Givin.
- do niewoli? Miałem pecha. Podróżowałem nieoficjalnymi szlakami po zewnętrznych rubieżach. Jakiś szmugler mnie wystawił, podając mi złe informacje. Piraci napadli na nasz statek, po obraniu kursu w zasadzkę. Dokonali abordażu i zabili na moich oczach połowę moich ludzi. Resztę sprzedali w niewolę i tak oto jestem. A i się chyba nie przedstawiłem prawda? Jestem inżynier doktor Rozkk Vittci. Inspektor od imperialnej komunikacji kosmicznej. A ja z kim mam przyjemność?

***
- Tito słuchaj uważnie. Musisz znaleźć naprawiacze do ciała i cukierki zdrowia oraz kolto lub bactę.
- Nita, ze mną poszukasz kabelków z kwadracikami, co działają. Potrzebujemy duuużo działających kabelków, kwadracików i prostokątów - zarządziła matka zgodnie z poleceniem Raya. Dzieci wyrzuciły ręce w górę, zadowolone że przyjdzie im się wykazać, zapominając gdzie w ogóle się znajdują. Już chciały biec do przodu, ale matka ich uprzedziła.
- Najpierw idą oni, my potem. Bo mogą nas zjeść wielkie potwory! Musimy uważać! Trzymać się blisko siebie! Rodzina zawsze razem! Będziemy w środku to wtedy się postaramy! Teraz uważać! - dzieci otwierając oczy szeroko usłuchały. Perspektywa spotkania potworów nieco ostudziła zapał młodych, szczególnie, że ich dzielny tato padł ofiarą jednego z nich.

Wszyscy przyjęli rozkazy bez jakichkolwiek pytań. Gahrr'akr pierwszy wkroczył w cień ruin. Wyrwa w kadłubie pozwoliła wejść do najmniej uszkodzonego sektora CC, gdzie winien znajdować się główny komputer. Latarki rozświetliły ciemność czeluści wraku. Wszystko było pod dziwnym kątem i przemieszczanie się po korytarzu było bardzo problematyczne. Płaszczyzna ścian i podłogi była znacznie odchylona od poziomu. Wiele wyrw, skąd wystawały ostre metalowe szpikulce oraz mnóstwo luźno leżących fragmentów statku blokowało sprawne poruszanie się. Gdzieniegdzie zupełnie zawalone korytarze czy pokoje, były po prostu niedostępne. W niektóre miejsca trzeba było się spinać, w inne ostrożnie schodzić by przypadkiem nie przewrócić się i pokaleczyć o ostre krawędzie. Ray od razu zauważył, że walka wręcz w takim miejscu byłaby bardzo trudna, niepewny grunt i niebezpieczne zamknięte otoczenie.

Gahrr'akr dał znać, żeby zachować ostrożność. Wskazał na ślady śluzu, które gdzieniegdzie rysowały przerywaną trasę poruszania się małego stwora. Gestami pokazał, że istota może być wielkości pięści. Zaraz potem, że może być ich dużo, choć śladów jest mało.

Squiby i Ugnauthy zaczęły myszkować i szukać, kiedy to wszyscy zbliżali się w stronę pomieszczenia kontrolnego, gdzie były bebechy komputera pokładowego. Szabrownicy zaczęli przewracać kawałki złomu i przyglądać się z bliska. Ugnauthy robiły to bardzo szybko i nieco hałaśliwie, ale słychać było satysfakcję w ich chrumkaniu, kiedy to odstawiały na stertę to ciekawsze elementy. Futrzaki ocierały o swoje futerko właściwie wszystko. Dzieciaki szybko straciły poczucie ostrożności i zaczęły traktować to wszystko jako formę zabawy. Poruszały się znacznie sprawniej między przeszkodami i już znalazły pewne rzeczy szybciej niż dorośli. Ray ani się obejrzał a zniknęły mu z pola widzenia. Matka również. Nie wiadomo kiedy.

Decyzja do podjęcia. Co do swobody działania małych squibów i organizacji szabrowania.
- pozwalasz im działać swobodnie?
(w efekcie squiby znajdą znacznie więcej, ale mogą wystawić się na zagrożenie)
- podnosisz alarm, by szybko wróciły. Rozmawiasz na ten temat z matką i dzielicie się na dwie grupy?
(w efekcie squiby znajdą więcej, mogą wystawić się na zagrożenie, ale będzie miał kto je bronić)
- podnosisz alarm, by szybko wróciły i nie oddalały się od grupy? Stawiasz na to by się nie dzielić w jakikolwiek sposób i trzymać blisko siebie
(wszyscy szukają w swoim tempie i stawiasz na bezpieczeństwo grupy)
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ugah'Uaulk] - Dzicz

Postprzez Fenn Mereel » 26 Mar 2019, o 00:41

Przykro było słuchać, jak ten uczciwy i sprawiedliwy człowiek znalazł się w najgorszej z możliwych sytuacji. Ray nie wyobrażał sobie niższego upadku niż sprzedaż w niewolę. Utrata osobistej wolności i uprzedmiotowienie było gorsze niż śmierć.
- Według mnie postąpiłeś słusznie. Gdzie służyłeś i co robiłeś? - zanim Derek zdążył odpowiedzieć, do rozmowy włączył się Givin. Ray spojrzał na obcego z dozą powątpiewania. Wierzył w jego historię, ale pytanie zadane na końcu znowu rzuciło cień podejrzenia na inżyniera doktora Rozkka Vittciego.
- Ray, mówiłem to już wcześniej. Derek, opowiedz co widziałeś w noc morderstwa? - zadał ostatnie pytanie, kiedy zanurzyli się w mrokach wraku. Gahrr'akr mądrze ich prowadził, ostrożnie rozglądał się w każdym kierunku i co kilka kroków zamierał wyciągając rękę w górę. Cała ekipa poszukiwawcza zatrzymywała się wtedy, w milczeniu oczekując na kolejny ruch pokrytej łuskami kończyny, pozwalający im na podjęcie dalszej wędrówki.

***


Zważył improwizowaną pałkę z gazrurki, zakończona na końcu kolankiem broń była zdecydowanie cięższa na końcu. Idealna do rozbijania głów, albo miażdżenia niewielkich stworzeń, takich jak te o których gestami wspomniał Trandoshanin. Ray miał dwa cele przychodząc do wraku - pierwszym było odzyskanie części potrzebnych im do ucieczki z tej przeklętej planety, drugim zaś było sprowadzenie całej ekipy poszukiwawczej z powrotem do obozu w jednym kawałku. Czuł się odpowiedzialny za wszystkich tych ludzi, nie chciał widzieć więcej śmierci. Szczególnie teraz, bo zapewne obwiniałby się gdyby któreś z tu obecnych zginęłoby.
Ona wyśmiałaby go teraz. On przywódcą grupki rozbitków? On odpowiedzialny za czyjeś życie? Przecież on nie nadawał się na lidera, nie miał za grosz charyzmy! Całe życie był konformistą, który składał swój los w ręce innych i płynął z prądem zadowolony z braku decyzyjności. Teraz jednak to on był u steru. Jak mu szło? Nie był w stanie ocenić samego siebie.
Pozwalał reszcie grupy pracować, sam zaś odsunął się na tył pochodu i otrząsnął się z przemyśleń. Musiał być skupiony, obecny umysłem. Wytężał zmysły próbując zaobserwować jakiś ruch w mijanych korytarzach, nasłuchiwał czy nikt nie porusza się w ich otoczeniu. Na razie było jednak cicho i spokojnie, nie licząc chrumkania ughnautów, okrzyków squibów... Gdzie oni byli? Rozejrzał się nerwowo, puls natychmiast przyśpieszył.
- Squiby, wracajcie! Nie rozłaźcie się! Trzymamy się razem, nie wiadomo co czai się w mroku... - obcy natychmiast posłuchali i powrócili do grupy, wyskakując z niespodziewanych miejsc ukrytych w gruzie oraz pogiętej blasze. Mimo tego statek wyglądał lepiej niż Ray się spodziewał. Sądził, że wszystko wewnątrz będzie zniszczone, a patrząc na to jak pracują ich szabrownicy, sporo elektryki nadawało się do użycia.
- Postarajcie się być ciszej, alarmujcie jak tylko zobaczycie albo poczujecie coś niepokojącego. Bezpieczeństwo przede wszystkim... - wszyscy musieli wrócić z tej misji. Zamierzał wypełnić oba cele postawionego sobie planu.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Następna

Wróć do Archiwum

cron