Także obecni mieszkańcy tego nigdy nieśpiącego miasta mieli przed sobą tę obietnicę. Kiedyś może być lepiej. Jedna wygrana w kasynie. Jedna świetna umowa. Jedna transakcja. Jeśli tylko by trochę poczekali, to miejsce wydawało się wręcz gwarantować nowe, lepsze życie.
Jednak jedna rzecz, której dowiadywało się zawsze zdecydowanie za późno, to to, że obietnica od Hutta jest tyle warta co ty dla nich. Dla większości lepsze czasy nigdy nie nadchodziły, zostawiając ich w niższych poziomach na zawsze odcinając od naturalnego światła nadziei.
Ale niektórzy brali sprawy we własne ręce, nie polegając na losie. Wyłamywali się z kryminalnego świata, który w przestrzeni gangsterów nie był nawet trochę ukryty. Znajdowali w sobie stłamszony wcześniej optymizm i prowadzeni przez swoją wiarę w lepsze jutro udawało im się znaleźć to obiecane, nowe życie. Albo umierali próbując.
To właśnie próbowała zrobić Riley. No cóż, pierwszą z tych dwóch rzeczy, mimo że wyglądała trochę jak chodzący trup przez brak snu, do trumny się jej nie śpieszyło – nie to, że było ją na jedną obecnie stać. Ale niedługo… Jak tylko zbierze pieniądze na transport do swojego celu…
***
Klub Horizon był średniej wielkości kasynem, które nie różniło się praktycznie w żaden sposób od wielu tych do których kiedyś uczęszczała. Także było to stosunkowo słabo oświetlone miejsce, w którym co chwila błyskały jakieś automaty, zaprojektowane tak że łatwo było się w środku zgubić. Proste i skuteczne triki psychologiczne, które w połączeniu z alkoholem miały na celu zatrzymać nieszczęśników myślących, że się obłowią, jeśli zagrają jeszcze kilka razy.
Trudno powiedzieć by na dziewczynę nie działały, ale z drugiej strony – trzymanie jej chyba nie działało na korzyść tego przybytku.
Mimo, że dziewczyna dawno nie grała w Pazaaka i nie miała już swojej starej talii, szczęście jej dzisiaj nie zawodziło.
- 19 – powiedziała kładąc karty na stole. Najbliższym wynikiem było 14, więc bez problemu zgarnęła wartą 80 kredytów pulę.
Nie grała obecnie o bardzo duże pieniądze, bo by to robić trzeba było najpierw je mieć, jednak ziarnko do ziarnka i jej majątek się zwiększał.
- Kurwa, oszustka! 18, 20, 17, 19, ty myślisz, że jesteśmy idiotami!? – wykrzyknął energicznie podnosząc się ze stołka jeden ze współgraczy.
- Nie wykryto żadnych oznak oszustwa. – skomentował to droid-krupier – Proszę o ponowne zajęcie miejsca lub odejście od stołu.
Oczywiście, że Riley nie oszukiwała. Mogła – te droidy były chyba zaprojektowane przez idiotów i pewnie dało by się im wstrzyknąć złośliwy kod przez podanie zmodyfikowanej karty ze zbyt dużą ilością danych do zeskanowania. Bo po cholerę komu izolacja. Nie było by dla niej problemem sprawić, że droid nigdy nie zauważy nawet oczywistych oszustw z jej strony. Ale teraz nic takiego nie robiła. Potrafiła wygrywać bez takich sztuczek, nawet jeśli mogła nauczyć właścicieli tego miejsca powodu, dla którego nie kupuje się najtańszych droidów. Dzisiaj po postu karty jej szły.
- Pieprzyć to – powiedział wkurzony osobnik, wybierając drugą z zaproponowanych przez droida opcji i odchodząc od stołu.
Po dwóch kolejnych rozdaniach – z których jedno dziewczyna niestety przegrała, zmniejszając sumę zdobytych kredytów z ponad 300 do 250 – to wolne miejsce zostało zajęte przez kolejnego mężczyznę. Był na oko 30-paro letnim człowiekiem, który ogólnie nie wyróżniał się jakoś znacznie, wyglądając po prostu bardzo przeciętnie. I pewnie Riley by na niego nie zwróciła specjalnie uwagi, gdyby nie to co zrobił trochę później.
Po kolejnej przegranej rundzie – tym razem zmniejszającej jej wygraną o 30 kredytów – zagadał do niej człowiek, który przed chwilą się dosiadł:
- Co taka młoda dziewczyna robi w miejscu takim jak to? – zapytał, nie dając jednak czasu na odpowiedź – Zgaduję, że przed czymś uciekasz? Każdy przed czymś ucieka.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry