przez Cecilia Row » 30 Paź 2014, o 23:47
Cecilia ucieszyła się, że mężczyzna nie oponował przeciwko udzieleniu mu pomocy. Kiedy dotknęła jego ramienia, chcąc pomóc mu usiąść, sprawiał wrażenie jakby chciał wykonać jakiś nagły ruch - cofnęła się nieco, zaniepokojona jego reakcją. Po chwili jednak dał się posadzić pod ścianą , co bardzo ją cieszyło; mimo, iż wyglądał na silnego i twardego, rany głowy zawsze mocno krwawiły, a on, może z powodu oświetlenia w korytarzu i ciemnych, kontrastujących z owalem twarzy włosów, a może rzeczywiście przez utratę krwi wyglądał nieco blado, i Cecilia, jako osoba niewysoka nie była przekonana czy gdyby zemdlał, zdołałaby go złapać i utrzymać. Wzięła głęboki oddech i odpięła od pasa podręczną apteczkę - element stroju wprawdzie nieregulaminowy, ale zbyt dla niej ważny, żeby miała z niego zrezygnować. Zdziwił ją brak paniki - chociaż, jeśli nieznajomy mężczyzna i jego towarzyszka byli z oddziału abordażowego, a na to wskazywał ich strój, pewnie byli oswojeni z tego rodzaju wypadkami. Lilith chyba nie bardzo wychodził wywiad środowiskowy i zajmowanie się "świadkiem wypadku" - po chwili zostawiła dziewczynę w zielono-pomarańczowej zbroi i zaczęła rozmawiać z poszkodowanym wojownikiem. Może to i lepiej, pomyślała Cecilia. Pogoda ducha błękitnookiej pilotki i jakaś niezobowiązująca rozmowa zdejmą z niej obowiązek zaoewnienia komfortu psychicznego i rozładują atmosferę. Szybko ubrała białe, jednorazowe rękawiczki i położyła pod brodą wojownika kawałek aseptycznego materiału. Następnie zajęła się nosem mężczyzny. Wyglądało to na złamanie zamknięte - przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy opatrzyć go tylko i zaprowadzić poszkodowanego do pomieszczenia medycznego, gdzie mogłaby go nastawić, czy nastawić od razu, przed opatrywaniem. Zdecydowała, że nastawi nos od razu - w końcu wojownik na początku proponował, że sam to zrobi. "Niestety, nie mogę ci teraz dać żadnych środków przeciwbólowych" - przeprosiła - "nie mam ich przy sobie. Ale obiecuję, że to zajmie tylko chwilkę."- zapewniła. Starając się działać najdelikatniej jak tylko poprawiła w mgnieniu oka sprawiła, że kość i chrząstki, przy akompaniamencie charakterystycznego, nieprzyjemnego dźwięku, wskoczyły na swoje miejsce. "Teraz tylko zrobię ci opatrunek procowy" - powiedziała do opatrywanego mężczyzny. Wyjęła z apteczki nieelastyczny bandaż o szerokości dziesięciu centymetrów i ucięła dość spory kawałek, po czym rozcięła go wzdłuż z obu stron, tnąc niemal do końca, tworząc bazę pod "maseczkę". Zawiązała małe supełki w miejscu rozcięcia, żeby materiał nie darł się dalej. W międzyczasie postanowiła zdobyć podstawowe informacje. "Co właściwie się stało?" - zapytała. Czekając na odpowiedź, wyłożyła wnętrze "maseczki" złożoną na pół jałową gazą '25 cm^2, po czym delikatnie przyłożyła ją do nosa mężczyzny, tak, by nie przeszkadzała mu, ani nie ograniczała jego pola widzenia i gestem poprosiła, by ją przytrzymał, tak, by sama mogła związać mu rozcięte końce bandaża z tyłu głowy - jeden supełek nad, drugi pod uchem. "Nie za mocno?" - spytała, ponownie starając się być delikatna. Nie mogła powstrzymać się od komentarza, który pewnie brzmiał absurdalnie, ale była zbyt zajęta działaniem, by to zauważyć. "Zawiążę teraz na supełkach małe kokardki - bandaże są szczęśliwe, gdy się je wiąże "na kokardkę..." Kiedy skończyła, wyjęła mniejszą gazę i zwilżyła ją wodą destylowaną do obmywania mniej krwawiących ran, po czym otarła wojownikowi twarz z krwi - przynajmniej w takim stopniu w jakim było to możliwe. Powinna ucisnąć nasadę nosa, żeby szybciej zatamować krwawienie, ale nie sądziła, by w przypadku złamania był to dobry pomysł. Zamiast tego zdecydowała się położyć mężczyźnie zimny kompres, zarówno u nasady nosa, jak i na kark, mając nadzieję, że doprowadzi to do zwężenia się naczyń krwionośnych i zmniejszenia krwawienia. Rozrywając opakowanie plastrów chłodzących zerknęła na Lilith, sprawdzając, czy u niej wszystko w porządku.