przez Cecilia Row » 1 Lis 2014, o 01:38
Ojej. Nie, znowu coś się psuje. Coś trzeba zrobić. Coś. Ale co? Była Cecilią i nikim więcej, co ona mogła? Ranny mężczyzna nie powinien teraz wstawać; powinna mu zapewnić komfort termiczny i upewnić się że u tej drugiej wojowniczki wszystko w porządku. Powinna zaprowadzić go do centrum medycznego, żeby tam odpoczął. Wszystko powinno być dobrze, a ona powinna panować nad sytuacją, gdy tymczasem sytuacja pogarszała się dramatycznie. Na początku myślała, że to jakiś zbytni ciekawski, który zainteresował się akcją na korytarzu, ale mężczyzna chyba miał w nosie pierwszą pomoc. Musiała coś zrobić - oni nie mogli przecież tak po prostu się pozabijać, prawda...? Ten nieznajomy mężczyzna - to co mówił i jak się zachowywał - wskazywało na to, że głęboko ranił i niszczył samego siebie i swoje wnętrze. Nie znaczyło to, że chciała potraktować go łagodnie, o nie - oczyma duszy już widziała jak okazuje mu współczucie a on wszczyna krwawą jatkę na samym środku korytarza. Po prostu teraz, o ile będzie potrafiła, nie może dopuścić żeby ktokolwiek ucierpiał. A psychiką nieznajomego zajmie się później. Co robić, co robić? Zerknęła ukradkiem na Lilith i tę drugą kobietę, zastanawiając się co zamierzają. Jasnowłosa pilotka wydawała się być na tyle pewną siebie, że na pewno jakoś zareaguje; ta druga wojowniczka już stanęła między mężczyznami, polecając nowoprzybyłemu, by zostawił jej towarzysza - Row oceniała, że szanse, iż nie skończy się na słowach jak na razie są duże. Wzięła głęboki wdech i postanowiła zrobić coś zanim będzie za późno. Przestała być Cecilią Row, która nie umie i nie moze nic - była Medykiem Pokładowym ; miała nadzieję, że to znaczy coś więcej niż "Cecilia". Zabraczka, starając się zachować pewność siebie, ale mniej dbając już o dobre maniery, odwróciła się od opatrywanego mężczyzny, mówiąc: "Tylko nie próbuj wstawać - jeszcze tego brakuje, żebyś zemdlał"- po czym wyminęła wojowniczkę i zbliżyła się o kilka kroków do nieznajomego. Obrzuciła wzrokiem jego postawę; najchętniej poprzestałaby na obserwacji szczegółów, wiedziała jednak, że uciekanie wzrokiem w mowie niewerbalnej odczytywane jest jako wycofanie się i niepewność, zmusiła się więc, by dumnie unieść podbródek i wbić spojrzenie w punkt ponad lewym ramieniem wojownika. Przez chwilę widziała jego oczy - lodowate, intensywnie niebieskie - sprawiło to, że serce w niej zamarło, a ze wszystkich myśli w głowie pozostało jej tylko kilka cytatów*, i przekonanie, że śmierć także ma niebieskie oczy. Z tyłu usłyszała jakiś dźwięk - to Lilith postąpiła krok do przodu. Cecilia pomyślała, że szybko musi zacząc działać. Stała na tyle daleko, że mogła mieć nikłą nadzieję, iż w przypadku aktu agresji zdołałaby odskoczyć w tył. W kieszeni miała pilniczek do paznokci - marną broń, ale zawsze coś; przy pasie miała apteczkę, a w głowie ledwie kilka słów, lecz teraz całą swoją nadzieję na bezkrwawe rozwiązanie pokładała właśnie w nich. "Proszę o opuszczenie tego miejsca" - powiedziała stanowczym tonem. - "Widzi Pan, w przeciwieństwie do Pana jestem medykiem pokładowym i przebywam tu służbowo, a nie w celach towarzyskich czy rozrywkowych. Jeśli szuka Pan zajęcia to proponuję panu zainteresować się tym cudownym dziełem sztuki nowoczesnej, jakim są te drzwi i zająć się kontemplowaniem ich formy, byle od drugiej strony" - jej głos był wzburzony i lekko drżał, poza tym jednak nie pozwoliła sobie na okazanie słabości. Swoją wypowiedź zaakcentowała wskazaniem na panel drzwiowy prowadzący do sali treningowej, skąd przybył nieznajomy. "A jeśli bardzo Panu zależy żeby zobaczyć się ze swoim "kolegą", może Pan z nim porozmawiać, zza szybki oczywiście i w godzinach odwiedzin, ponieważ zabieram go do ambulatorium. Jeśli zaś zdecydował by się Pan do niego dołączyć, znajdzie się u nas miejsce - mamy wspaniałe programy do psychoanalizy i symulatory psychoterapeutyczne, które z pewnością pomogą Panu w panowaniu nad emocjami..." - Nie mogła się powstrzymać od ostatniego zdania. Teraz jednak, gdy już powiedziała, co miała powiedzieć, zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie miała okazję się odezwać. Mężczyzna wyglądał na osobę, która potrafiłaby ją zabić bez skrupułów, a jej pewność siebie, nawet ta pozorna, gdzieś się ulotniła. Wiedziała, że nie może się cofnąć, bo pogorszyłoby to sytuację; jej jak i wszystkich innych. Zacisnęła dłonie w pięści, nadal spowite w poplamione już od krwi rękawiczki i poczuła jak w palce wbija jej się pierścionek, który dostała od rodziców. Przez głowę przemknęło jej wspomnienie domu. Przymknęła powieki i czekała co się wydarzy.
* -zainteresowanym mogę podać takie przykłady ziemskich cytatów i przedstawień śmierci, ale już nie dzisiaj.