Droid nic człowiekowi na jego wywód nie odpowiedział. Tego, co się działo za metalową maską, mógł się jedynie domyślać. Mierzenie się z nim wzrokiem też było raczej bezcelowe. Robot nie spuści wzroku, a oczekiwanie od niego respektu było życzeniową postawą. Unikanie kontaktu wzrokowego ostatecznie też go do tego celu nie zbliżało. Przynajmniej posiadane przez niego informacje były użyteczne. Umiarkowanie użyteczne.
Nar Shadda, księżyc planety Nal Hutta. Siedlisko przemytników, łowców nagród i części z najgorszych kanalii jakie mogła zaoferować galaktyka. I to wszystko pod pełną bezprawia kontrolą Huttów. Zapowiadało się co najmniej ciekawie. Oczywiście żadna rozsądna organiczna istota by się tam z własnej woli nie pakowało. Haczyk tkwił jednak w słowach rozsądna i istota organiczna. Definicja pierwszego była bardzo rozległa i pozostawiała sporo pola do interpretacji, prawie pewnym było jednak, że nie mieści się w niej droid, który na polu bitwy pośród śmierci i zagłady szuka sobie jeszcze wyszkolonych mocowładnych za przeciwników. Drugie określenie z oczywistego powodu go nie dotyczyło.
Dżenteistoty zagęszczały ruchy. Widać było, że wiedzieli gdzie, co i jak. Pakowali się w ekspresowym tempie pewnie już setki razy. Zgrana i doświadczona drużyna jak można było podejrzewać. Ma to i swoje wady. Gdy z takiego precyzyjnie dopasowanego mechanizmu wyjmie się jedną zębatkę całość może się rozlecieć.
Anroid w pierwszej kolejności zatroszczył się, żeby na statku znalazła się jego broń. To właśnie w połączeniu z nią stanowił śmiertelne zagrożenie, którego tak obawiali się wszyscy mający kiedyś szczęście zapoznać się z notatką na jego temat lub nieszczęście spotkać go na polu bitwy. Jako następne podniósł dwie skrzynie ułożone jedna na drugiej. Ważyły sporo. Na tyle, żeby zwykły człowiek się zawahał czy na pewno chce podnosić obie naraz. Robot podniósł je płynnym ruchem i postawił w zadanym miejscu.
***Kilka załadowanych i przeszukanych skrzyń później***
Droid uchylił wieko kolejnego z załadowanych już pojemników. We wcześniejszych były raczej nie przydatne mu śmieci. Części do droidów, z których nie mógł zrobić teraz użytku. Racje żywnościowe. Więcej racji żywnościowych(organiczne istoty tylko by żarły) i jeszcze jakieś pierdoły. Światło wyłoniło z ciemności zawartość skrzyni. Był tu, można by rzec, typowy element zestawu dla najemnika, pas z różnymi zasobnikami i miejscem do zawieszenia blastera. Ten był jednak dłuższy, przeznaczony do przewieszania sobie przez ramię. To się mogło nawet przydać. Android zainstalował go sobie przechodzącego przez prawe ramię pod peleryną, ale tak, żeby nie zasłaniał fotoreceptora i czujników na tułowiu, to jest ciasno nad nimi. Teraz wystarczyło sobie jeszcze tylko dosztukować do zestawu blaster i komunikator.