Prom przebił atmosferę planety, wlokąc za sobą ognisty ogon. Okręt trzeszczał i jęczał żałośnie, w nierównej walce dokonując swego żywota. Od poszycia zaczęłu odpadać kolejne części, lecz jednostka jakimś cudem pozostawała w jednym kawałku.
Za sterami Pennorth dokonywał niemożliwego, utrzymując choćby iluzoryczną kontrolę nad torem lotu. Wbili się w gęstą powłokę chmur i szara zasłona momentalnie okryła szyby, pozbawiając pilota widoczności. Pot wystąpił mu na czoło, nerwowo przygryzł wargę starając się przebić wzrokiem kłębiącą się szarość. Bez działających przyrządów mógł liczyć jedynie na swój instynkt i umiejętności. Gdy coś zamajaczyło we mgle, było już za późno. Wspierany przez ciemnoskórą kobietę, Pennorth z całych sił pociągnął drążek sterowania, lecz ciemniejsza plama rosła zbyt szybko. Prom finalnie skapitulował i z przeciągłym zgrzytem dartego metalu, rozpadł się na dwie części. Stery przestały reagować i Pennorthowi nie pozostało nic innego, jak z rezygnacją przyglądać się zbliżającej powierzchni planety. Ostatnim, co zapamiętał był fakt, że podłoże ma kolor zbliżony do chmur. Potem było uderzenie i nicość.
***
Pająk wielkości dłoni pojawił się niespodziewanie na środku pomieszczenia, swymi pięcioma czerwonymi oczami uważnie omiatając otoczenie. Niebawem do pobratymca dołączył kolejny przedstawiciel gatunku... i kolejny. Z przerażeniem Airon dostrzegł, że rusza się cała podłoga. Tysiące pokrytych chitynowymi pancerzami ciał podążało mu na spotkanie. Airon chciał krzyczeć, wołać o pomoc, lecz nie mógł otworzyć ust. Próbował uciekać, lecz jego kończyny nie reagowały. Tylko nie pająki! – krzyczał w myślach – Wszystko, tylko nie pająki. Stworzenia dotarły już do stóp chłopca i rozpoczęły wspinaczkę, błyskawicznie docierając do głowy. Któreś ze stworzeń ugryzło odsłonięty kawałek skóry, a kilka innych podążyło za jego przykładem, zatapiając zęby w ciele ofiary. Airon chciał krzyknąć, lecz gdy otworzył usta, jeden z osobników natychmiast dostał się do środka, starając się dostać głębiej, do przełyku. Oczy chłopca wytrzeszczyły się w niewypowiedzianej grozie, zanim przykryła je ruchoma warstwa czarnych ciał i odnóży.
Otworzył oczy łapczywie chwytając powietrze szeroko otwartymi ustami. Miało dziwny, nieco sterylny zapach przesiaknięty czymś, czego chłopak nie potrafił zidentyfikować. Gdy spróbował się poruszyć, zorientował się, że jego kończyny są unieruchomione. Szarpnął się rozpaczliwie, lecz metalowe zapięcia nie pozwalały mu na nawet najmniejszy ruch na twardej, zimnej powierzchni, na której był rozciągnięty. Bardziej wyczuł, niż usłyszał czyjąś obecność.
- Kto tu jest?
Cisza.
- Kim jesteście? Gdzie ja jestem? – wyrzucał z siebie najbardziej palące go pytania.
Nie nadeszła żadna odpowiedź. Airon poczuł wzbierający gniew, lecz zanim zdążył wykrzyczeć całą swoją złość, poczuł ukłucie na szyi i świadomość ulotniła się z jego umysłu niczym powietrze z przekłutego balonu.
***
Rzeczywistość przywitała Pannortha przenikliwym bólem głowy i zapachem palonych kabli i instalacji elektrycznych, zmieszanym z zapachem paliwa. Z całą mocą uderzyło go wspomnienie wydarzenia, które na zawsze zmieniło jego życie. Otrząsnął się, podejmując tytaniczną próbę otwarcia oczu. Lewa powieka odmówiła posłuszeństwa. Ostrożnie uniósł dłoń i zorientował się, że oko zalepione jest zaschniętą krwią z rozbitego czoła. Wciąż znajdował się na fotelu pierwszego pilota promu linii Silver Lines. Szyby, które przetrwały uderzenie pokryte były cienką warstwą jakiegoś pyłu o szarym kolorze. Przez wyrwaną dziurę widział skrytą we mgle okolicę. Z nieba opadały powoli płatki przypominające nieco śnieg, lecz temperatura powietrza, jakie wdzierało się do środka, wykluczała taką możliwość. Obok, nie dając żadnych znaków życia, ze swego fotela zwisała ciemnoskóra kobieta. Pennorth z jękiem odpiął pasy i spróbował postawić pierwszy, chwiejny krok. Świat zawirował dziko, gdy stanął o własnych siłach i pilot zatoczył się na oparcie. Dopiero wtedy dostrzegł, że dziwny ciemny kształt leżący na posadzce jest ludzką sylwetką z groteskowo powykręcanymi kończynami i czaszką rozłupaną niczym dojrzały owoc. Dziura wypalona z tyłu płaszcza bezbłędnie pozwalała zidentyfikować jego posiadacza. W innym wypadku Pennorth nie byłby w stanie rozpoznać w tej kupie mięsa i połamanych kości przedstawiciela prawa, który niedawno potrzelił jednego ze zbyt narwanych pasażerów.
Pilot nie znał rozmiaru zniszczeń, lecz wiedział że nie jest dobrze.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryPrzepraszam za wszelkie literówki i błędy, ale piszę z pracy z komputera, który nie ma korekty języka polskiego