... i zobaczyli przed sobą cel swojej misji - imperialny więzienny frachtowiec. Powolny statek sunął ociężale przez pustkę przestrzeni, kierując się najpewniej w stronę kolejnej boi nadprzestrzennej. Niestety, czego plan nie przewidywał, posiadał obstawę w postaci kilku myśliwców i jednej kanonierki. Gdyby Nantel miał zgadywać, najpewniej któryś z oficerów wpadł na pomysł, że będą mogły zestrzelić chroniony statek, gdyby nagle trzeba było pozbyć się groźnych, mocowładnych więźniów. W efekcie teraz przydały się do obrony transportu.
- Nici z tajnego planu Fenna, musimy pozbyć się obstawy - zakomunikował swoim ludziom.
Razem z nim na Shooting Starze znajdował się jeden z uratowanych przez niego na Gamorr żołnierzy z miasteczka Małe Zero. On i reszta jego kumpli na stałe przeszli już w szeregi Rebelii i bardzo im się przydali. Teraz wielka góra mięśni robiła za strzelca na jego statku. Oprócz niego osłaniało ich jeszcze skrzydło geonosiańskich myśliwców. Swoją droga całkiem niezłych pilotów.
- Trec, bierzesz działka - w sumie nie musiał mu tego nawet mówić - Reszta ekipy ustawić się za nami. Pierwsza falę przeczekacie za naszymi osłonami. Gdy się zbliżą, wyskakujecie i napierdalacie, ile wlezie.
Kilka chwil później rozgorzała bitwa, choć raczej była to mała potyczka patrząc na ilość uczestniczących w niej statków. I tylko na początku Imperialni mieli przewagę. Już po chwili pierwsze dwie maszyny zamieniły się w kule ognia.
Nantel przesunął dźwignię mocy silników do przodu, rozpędzając statek, by nabrać odległości od ścigających ich dwóch TIE. Bez ostrzeżenia przyhamował, jednocześnie skręcając ster w lewo. Przeciążenie niemal wykręciło mu kiszki, a statek zatrzeszczał niezadowolony, choć wytrzymał. Musiał zrobić coś źle w tym manewrze, bo to chyba nie tak powinno wyglądać. Na holofilmach wyglądało to prościej. Sztuczka jednak się udała, bo chwilę później na statku rozległ się radosny rechot Treca Salana, gdy kilkoma pociskami rozpruł wrogiego myśliwca na pół i od razu skierował działka w stronę drugiego.
- Q4, rozgrzewaj główne działo. Coś czuję, że zaraz zjawią się kolejni goście...
***
Kiedy kilka tygodni temu wylatywał z Gamorr, planety, na której Rebelia i jej sojusznicy odnieśli pierwsze znaczące zwycięstwo, nie spodziewał się, że następne dni tak szybko mu miną. Nantel wraz z Nadią udali się na Lucrehulka, jeszcze w tym momencie głównej bazy Ruchu oporu, choć Kittani bardzo się starała, by baza w wulkanie zmieniła ten stan rzeczy. Ale to na statku z czasów wojen separatystów przebywała obecnie Jaina i to z nią od tak długiego czas chciał się spotkać. Miała odpowiedzieć mu na wiele pytań dotyczących jego życia, Mocy i przyszłych losów. I nie zawiodła go.
Po wielu spotkaniach z nią w ciągu tych kilku tygodni zrozumiał w końcu podstawy, wiedział teraz czym jest cała ta Moc, a przynajmniej miał własną, przemyślaną wersję tego. Forma energii i czegoś nienamacalnego, która tworzy, spaja i wypełnia wszystko. Nie obawiał się już jej. Razem z doświadczeniami z Ylesii i Gamorry, wiedział, że może jej zaufać. Przynajmniej jej Jasnej Stronie. Dzięki temu mógł przejść do początku nauki. Jaina celowo nie odpowiedziała mu na każde pytanie i nie wyjaśniła mu wszystkiego. Niejako w ramach pracy domowej miał sam znaleźć część odpowiedzi. Zaczęła z nim od początku, od nauki poznania i wyczucia na otaczający ich świat. Miał teraz za zadanie odkryć, jak Moc przenika przez niego i jak z nią współpracować. Przekazała mu też słowa starego kodeksu jedi.
Nie ma emocji, jest spokój.
Nie na ignorancji, jest wiedza.
Nie ma pasji, jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu, jest harmonia.
Nie ma śmierci, jest Moc.
Nad tym też miał podjąć rozważania, jednak jeśli chodzi o historię Zakonu Jedi, również opowiedzianą mu przez jego mentorkę, to doszedł do wniosku, ze jego działania i struktura były zbyt skostniałe, wyniosłe i uwikłane w politykę. Sam wolał zdecydowanie działać dla dobra wszystkich dżentelistot, po prostu tych potrzebujących. Doszedł do wniosku, ze jedi sa po to, by chronić tych najmniejszych, a nie zamykać się w bibliotekach i akademiach pełnych wiedzy, ale jednak z daleka od mieszkańców Galaktyki. Moc była częścią wszystkiego, więc i oni powinni być częścią Galaktyki.
Szkolenie podjęła również Nadia. Początkowo Jaina spotykała się z nimi razem, ale Nantel licznymi walkami wyszedł już znacznie do przodu i po pewnym czasie mistrzyni stwierdziła, że każde z nich na razie uczyć się będzie indywidualnie, tym bardziej, że talent Nadii wymagał o wiele więcej czasu na naukę i zrozumienie.
Wolnego czasu nie mieli zbyt wiele. Poza naukami u Jainy, pomagali również na statku na swoich zmianach, jak tylko potrafili. Nantel szybko odnalazł wspólny język z resztą ekipy z warsztatów i hangarów i dogadywał się nawet z geonosianinami. Dużo pomogła w tym Nadia, która z łatwością odczytywała ich intencje. Sama dziewczyna i na Lucrehulku pomagała również w sekcji medycznej statku. Tam często obydwoje spotykali się z Mai'Fach, która podjęła się doprowadzenia ich do porządku po licznych walkach. Szczególnie Nantel był kilka razy srogo poobijany. Ta rehabilitacja rozczarowała trochę mistrzynię Ka'amę, która namawiała Nantela na trening mieczem świetlnym i zbudowanie własnego. To jednak musiało jeszcze poczekać. Resztkę pozostałego im czasu Nantel i Nadia zostawili dla siebie...
Kiedy już zregenerowali siły, dowodzący statkiem Jaina i Caleb zmienili trochę ich zadania. Nantel zaczął częściej latać Shooting Starem pod okiem Ka'aval i uczyć się współpracy z myśliwcami. Najwidoczniej chciano, by zaczęli latać na misje w różne strony galaktyki. Tak też się stało kilka godzin temu, gdy wyruszyli, by przejąć transport więźniów Imperium na Hoth One. Dostali jasno określony plan, jednak jeszcze po drodze sprawa znacznie się skomplikowała. Doniesienia o drugiej grupie, która zamierzała przejąć więźniów zwiastowały duże kłopoty...
***
Nie zdążyli się nacieszyć zestrzeleniem kolejnego myśliwca, gdy zauważył, że ciężki statek więzienny uruchomił pełną moc silników podświetlnych, próbując zmusić swe pękate cielsko do uzyskania jak największej prędkości, a jednocześnie osłaniająca go kanonierka zaczęła obracać się, by wziąć ich na cel. Mógł od razu użyć turbolasera do zlikwidowania uzbrojenia tamtego statku, ale strzał musiał być celny. Mieli szanse przebić się przez osłony i trafić, ale nie całkowite. A co jeśli trafią w część celu? Nie mogli przecież ryzykować życia więźniów. W jednej chwili podjął decyzję.
- Q4, wywołaj ich! Musimy dowiedzieć się co się tam dzieje!
Droid zapiszczał panicznie, ale wziął się za łączenie się z panelem komunikacyjnym.
- Coś jest mocno nie tak. - Powiedział do siebie Nantel przez zaciśnięte zęby; pot zciekał mu z czoła.
Cała przykrywka została zorganizowana przez Fenna (przy współpracy z Borgisem). Inkwizytor miał umieścić wśród załogi i więźniów statku więziennego agentów rebelii. Mieli oni przejąć statek a Nantel w odpowiednim momencie miał tylko pojawić się przy (już opanowanym) statku i odeskortować go w okolice Lucrehulka. Plan nie przewidywał komplikacji. Kurs więzienny miał być standardowym. A tymczasem kanonierka i kilka myśliwców TIE wskazywały na to, że to nie był standardowy kurs.
Q4 zapiszczał.
- Mam złe przeczucia co do tego.